Zacznijmy od tego, skąd wzięło się "społeczeństwo klasowe" i "walka klasowa". Oczywiście pisał o tym nieboszczyk Marks, ale nikt nie traktował tego poważnie. Nikt z wyjątkiem... polityków, a później oligarchów.
A więc na początek, teorią zainteresowali się politycy oraz stratedzy wojskowi. Aby zakończyć I wojnę światową, posłużyli się "bronią polityczną" - jak się później okazało, najokrutniejszą z możliwych. Najszerzej zastosowana w średniowieczu broń biologiczna (przerzucony przez mury obleganego miasta zakażony trup) kosztowała życie "ledwie" kilu milionów ludzi. Tym razem zakażonym trupem przerzuconym przez Niemców ze Szwajcarii był tow. Lenin, a chorobą był socjalizm/komunizm. Wojna zakończyła się błyskawicznie, natomiast w ciągu siedmiu dziesięcioleci trwania, zaraza pochłonęła kilkaset milionów ofiar...
Niestety, to nie koniec tragedii.
I wojna światowa pozostawiła po sobie koszmar Związku Sowieckiego, realną groźbę wybuchu w Niemczech kolejnej rewolucji komunistycznej i połączenia jej z rewolucją bolszewicką. Najczarniejszym scenariuszom zapobiegła wtedy wygrana wojna polsko-sowiecka. Nieszczęśliwie, socjalizm w Niemczech zdołał się jednak rozwinąć, aczkolwiek w nieco innej, nie internacjonalistycznej, ale nacjonalistycznej postaci.
Po krótkotrwałym porozumieniu, dwaj socjaliści jednak pokłócili się, porządek zaprowadzili Amerykanie, ale jak to w takich sytuacjach bywa, mentalność zmienia się powoli. Upioru socjalizmu w Niemczech nie sposób było się już pozbyć (vide: dzisiejsza koalicja w Bundestagu). Co gorsza, wojna silnie zahartowała wątły organizm Związku Sowieckiego. Kontynuowanie wojny z socjalizmami przez Zachód było zbyt ryzykowne. Zawarto pokój ze Stalinem. Stalin na szczęście zdołał pozbyć Trockiego, mogącego wystąpić w roli kolejnego przerzucanego przez mur zakażonego trupa.
Groźba wybuchu rewolucji komunistycznej wisiała ciągle w powietrzu. Pamiętajmy że wielu zachodnich komunistów do dziś nie wierzy w miliony ofiar socjalizmu sowieckiego, chińskiego, kambodżańskiego i innych. Jakże umiejętnie nastroje komunistyczne wykorzystali oligarchowie w zmowie z populistami...
W społeczeństwie, w którym każdy mógł awansować od pucybuta do milionera, oligarchowie czuli się nieustannie zagrożeni. Postęp technologiczny wyłaniał coraz to nowych bogaczy, skutecznie zastępujących poprzednie elity ekonomiczne (żadne klasy nie istniały - jeden prosty pomysł mógł zmienić wszystko - vide: Nobel, Edisson, ...). Poszukując zabezpieczenia swojego bytu, to właśnie najbogatsi przedsiębiorcy odkryli w pracach Marksa fantastyczny mechanizm zabezpieczenia swoich pozycji. Odkryli mianowicie, że finansując populistyczne lewicowe partie mogą doprowadzić do tego, że ludzie zamiast zajmować się rzetelną pracą, budowaniem własnych kapitałów i w dalszej perspektywie konkurowaniem z wielkimi, mogliby uwierzyć w istnienie klas i skupić się na beznadziejnej i niekończącej się "walce klasowej".
Oczywiście najlepiej do takich teorii przekonać największe masy, które w wyborach demokratycznych znaczą najwięcej, a do tego samą liczebnością są w stanie skutecznie podgryzać zagrażającym oligarchom średniaków.
Właśnie tak powstały progresywne systemy podatkowe, złodziejski system "ubezpieczeń społecznych" oraz niezwykle skomplikowany i kosztowny aparat ucisku lekarzy i wyzysku pacjentów (nazywany w terminologii komunistycznej "służbą zdrowia").
W latach 43-90 system miał jeszcze jedną zaletę - pozwalał powstrzymywać postęp socjalizmu w wersji sowieckiej na Zachód.
A teraz zauważcie przyjaciele, że oligarchowie w ogóle nie płacą podatku dochodowego. W dzisiejszej Polsce płacą 19% podatek od dochodów kapitałowych (jedyny podatek, którego stawka spadła znacząco w ciągu ostatnich lat - aż o 52%). Składek ZUS nie płacą prawie wcale (przy dochodach pow. 30 średnich krajowych składki ZUS przestają być naliczane). A zagrażający im średniacy? Najpierw ponad 40% ZUS, potem 40% PIT. Dzięki takiej konstrukcji systemu, średniacy już nigdy nie podskoczą oligarchom. Trzeba tylko konsekwentnie finansować partie lewicowe, oczywiście nie wprost. Stąd właśnie biorą się datki dla różnych "fundacji" zakładanych przez partie lewicowe, związków zawodowych i innych takich (na wszelki wypadek nie wymienię nazwisk sponsorów, zainteresowani z łatwością się doszperają).
Oto i cała prawda o "walce klas". Samo istnienie klas było zwyczajnym urojeniem Marksa. Tylko niezwykle niekorzystny bieg wydarzeń historycznych połączony z niecnymi planami garstki aktualnie wysoko sytuowanych, doprowadził do tego, że mamy sporo wyznawców systemu klasowego i walki klasowej.
w USA też jest hegemonia prawicy
Marcin! Cudowne!!!
Tylko spóźniłeś się 12 dni.
Albo dajemy takie rzeczy na 01.04, albo czekamy na następny rok.
Tylko rozwój intelektualny na poziomie 5 latka umożliwia stawianie tez że nie ma demokracji w USA tylko dlatego bo partie które popieramy mają... małe poparcie.
Takich egoistycznych głupot na pewno nigdy libertarianie by nie powiedzieli, mimo że nie mają więcej niż 1% poparcia.
Społeczeństwo klasowe to nie jest żadne bałamutne, wyssane z palca okazanie rzeczywistości lecz fakt społeczno-ekonomiczny który odzwierciedla panujący stan rzeczy.
Zazwyczaj tzw. fundacje, filantropijne organizacje (Marks nazywał ludzi stojących za tymi organizacjami tzw. poprawiaczami) zakładane są przez wielką burżuazję, elitę medialną do której dokładają się mali burżuje. Tzw. mali rzemieślnicy, prywaciarze istotnie przekazują chociażby 1% podatku na różne inicjatywy które chronią stosunki społeczne i dowartościowują wielką burżuazję.
Co jest zabawniejsze, dziś daje się zauważyć to że rzesza małych inwestorów płacze nad tym jak firmy w które zainwestowali swoje pieniądze nie spełniają ich oczekiwań i ponoszą ogromne straty na rynkach finansowych.
Ci co próbują oczywiście dać wiarę uczciwej rywalizacji kapitalizmie służą jedynie za idiotów wielkim machinacjom finansowym i przy okazji przyłączają się do propagandy wymierzonej przeciwko klasie robotniczej.
Sporo ludzi faktycznie po upadku ZSRR, uwierzyło że kapitalizm może im przynieść taką naturalną rywalizację z wielkimi burżujami i jeszcze kpią sobie wymyślając że to lewica, której tak naprawdę w ostatnich latach jest coraz mniej w polityce stoi za ich kuriozalną sytuacją.
Warto dodać ze w Niemczech, w okresie III Rzeszy nie panował socjalizm a Hitler jako przyjaciel burżuazji, "prawdziwy mąż stanu" który zapobiegł rozprzestrzenieniu się "czerwonej zarazy", jest do dziś szanowany w kręgach niemieckiej burżuazji (choć i przedstawiciele innych na świcie ugrupowań radykalnej narodowej prawicy wyrażają dla niego szacunek) pogrobowców "narodowej własności burżuazyjnej" dziś wyrażających swoje pretensje do nacjonalizacji majątków niemieckich właściciel po zakończeniu II wojny światowej, chociażby w PRL-u. Przykładowo w dzisiejszej NPD, trzon polityczny stanowią właściciele kapitałów (i większych i mniejszych) pragnący eliminacji z życia gospodarczego tych którzy zagrażają rozwojowi burżuazji narodowej.
Czasami kapitałowi także potrzeba silnej reprezentacji narodowej w danym kraju by móc podkreślić narodowego ducha kapitalizmu w stanie zagrożenia rewolucyjnego.
Faszyści, radykalni narodowcy są zazwyczaj ostatnią deską ratunku dla burżuazyjnego charakteru relacji ekonomicznych pomiędzy klasami społecznymi.
ABCD...
Rozumiem że upoważniasz się do stwierdzenie iż klasa robotnicza w USA ma bardzo silną reprezentację swoich interesów ekonomicznych.
To ciekawe...
Przed zajrzeniem do tego artykułu, zastanowiłem się, jakie nazwiska zostaną w nim zacytowane. Gramsci, Zizek, Laclau i Mouffe - doszedłem do wniosku.
Przeczytałem artykuł. Cytowani w nim byli Gramsci, Zizek, Laclau i Mouffe.
Przyjacielu, zgadzam się z Tobą: walka klas trwa.
Różnimy się chyba w ocenie genezy zjawiska. Ja twierdzę że "walka klasowa" i sam fakt istnienia klas jest sztucznie utrzymywanym, nienaturalnym zjawiskiem. Po co ktoś miałby to robić? O tym napisałem wcześniej.
A oto kilka przykładów jak działa ten mechanizm (dodam tylko że większość partii w Polsce uważam za różne frakcje lewicy - Samoobrona [lewica chamska], PD i większość PO [lewica inteligencka], PiS i LPR [lewica pobożna] i wreszcie SLD [lewica bezbożna]):
http://www.money.pl/gospodarka/polityka/artykul/jak;pieniadze;krauzego;trafily;do;samoobrony,14,0,262926.html
http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,58300,2387517.html
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/newsweek_o_prezydencie_kaczynskim_i_ryszardzie_krauze_47104.html
(to klasyk:) http://kasstor26.webpark.pl/rozmowa.htm
Czym więc w ogóle jest lewica i lewicowcy???
Niezależnie od podziałów na frakcje (wspomniane wyżej), lewicowcy dzielą się na dwie kategorie:
1. Niepoprawni idealiści i marzyciele. Mam do nich wielki szacunek i sympatię. Ludzie o dużej wrażliwości. W normalnym społeczeństwie mogliby działać w organizacjach charytatywnych. Ten typ przeważa w szeregach partii/organizacji lewicowych.
2. Wyrachowane dranie. To oni układają się z oligarchami i mamią członków kierowanych przez siebie organizacji. W wolnym społeczeństwie, miejsce tych ludzi jest w więzieniu. Ten typ niestety przeważa wśród przywódców partii lewicowych i związków zawodowych. Co bardzo smutne, większość z nich była kiedyś idealistami.
Dzięki tym drugim mamy patologie nazywane "ochroną miejsc pracy", cła i dopłaty mające "chronić rodzimy rynek", niesprawiedliwość podatkową zwaną "sprawiedliwością społeczną", system ucisku lekarzy i pacjentów zwany "służbą zdrowia" i wiele innych wynalazków. A wszystko w imię tej nieszczęsnej, wyimaginowanej, walki klasowej.
Cyt:
"Oczywiście, w historii Ameryki istniały partię odwołujące się do lewicowych wartości i głoszące radykalny program społeczny. Ale nigdy nie były w stanie realnie zagrozić istniejącym stosunkom władzy, zmobilizować poparcia grup społecznych, które ze względu na swoje dobrze pojęte ekonomiczne interesy popierać je powinny. Ani Partii Socjalistycznej, ani Komunistycznej Partii USA, ani trockistom nie udało się zdobyć solidnego oparcia w bazie związkowej, która w Stanach zawsze była apolityczna, skupiona przede wszystkim na obronie wąskich interesów grup zawodowych, niezdolna do całościowej walki o przesunięcie krajowej dystrybucji bogactwa w stronę świata pracy".
"Brak ukształtowania sceny politycznej w Stanach wzdłuż osi klasowego konfliktu wynika przede wszystkim także z tego, że Amerykanie nawet jeśli należą do klasy podporządkowanej, to nie uważają się za taką. W Ameryce nie wytworzyła się w przeciwieństwie do Europy świadomość klasowa, w oparciu o których możliwa była polityka socjaldemokracji".
Oj nie sądzę. Jacyś tacy nadmiernie ugodowi ci Amerykanie się wyłaniają z tego artykułu. Prawda jest taka, że Ameryka MA historię klasową, tylko że bardziej niż gdzie indziej zostało to wzięte za mordę, wgniecione w ziemię i zapomniane. Jak już lewica bierze za dobrą monetę fikcje stworzone przez prawicę, to nie jest dobrze.
Dla wzmocnienia własnej świadomości klasowej w odniesieniu do Ameryki polecam np. przeczytanie tego artykułu:
http://cia.bzzz.net/holger_marcks_reakcja_frontalna_polityczne_represje_w_usa_czesc_i
na forum nasza-klasa.pl, my faceci z "a" mat-fiz walczymy zażarcie z ziomalami z "c" biol-chem. kto skuteczniej rwał towary z "c" hum.
masz rację.
Przecież w USA narodził się ruch dzieci-kwiatów.
I tam też nauczał Timothy O` Leary.
"Trzeba tylko konsekwentnie finansować partie lewicowe, oczywiście nie wprost. Stąd właśnie biorą się datki dla różnych "fundacji" zakładanych przez partie lewicowe, związków zawodowych i innych takich (na wszelki wypadek nie wymienię nazwisk sponsorów, zainteresowani z łatwością się doszperają)."
Najbardziej właśnie wspiera kolumbijskich związkowców Coca- Cola a Nike związkowców w tureckich sweatshopach. Natomiast w Polsce entuzjastycznie związkowców wspiera prasa: Gazeta Wyborcza, Dziennik i Rzeczpospolita.
A.Warzecha: nie czaruj mnie Kolumbią czy Wenezuelą. Nie byłem i nie wiem. Nie ufam też tym co byli. Wielu komunistów we Francji, Włoszech, Hiszpanii, UK przez 70 lat wierzyło że Związek Sowiecki jest krainą szczęśliwości. Potwierdzali to nawet niektórzy delegaci, którzy byli i widzieli.
Ja mówię o faktach na naszym podwórku:
Walka klasowa to jakiś banał propagowany za pieniądze garstki oligarchów (jest ich raptem kilkudziesięciu w Polsce) przez garstkę podłych drani (też niewielu) i rzeszę idealistów.
Jakim cudem pan L. (lewicowiec, związkowiec, terrorysta) zdołał spłacić swoje długi i zbudować partię? Kto poręczał jego pierwsze kredyty wyborcze? Będąc bankierem udzielałbym kredytów niezależnie od preferencji politycznych, kierowałbym się wyłącznie wypłacalnością kredytobiorcy. Dlatego temu jegomościowi bez solidnego poręczenia nie dałbym ani grosza. A jednak dostał i to niemało...
Lewicowi idealiści, jesteście oszukiwani przez swoich liderów. Gdy wy idziecie demonstrować i agitować w imię "walki klasowej", oni targują się z oligarchami o to za ile będą tę iluzję utrzymywać. Żal mi was. Szczerze.
Po pierwsze, USA ma bardzo bogatą tradycję ruchu robotniczo-związkowego - Howard Zinn napisał o tym znakomitą, kilkusetstronicową "Ludową historię Stanów Zjednoczonych".
Po drugie, jak już chce się zabierać głos w tym temacie, to wypadałoby przeczytać klasyczną pracę Wernera Sombarta "Dlaczego nie ma socjalizmu w Stanach Zjednoczonych", napisaną w okresie, gdy autor był uważany za jednego z najlepszych na świecie znawców i interpretatorów myśli Marksa.
Troche na wyrost jest mimo wszystko twierdzenie, ze klasa robotnicza nie ma w ogole zadnego wplywu na polityke, a jej interesy sa ignorowane przez glowne partie polityczne. To nie jest takie proste. Inna tez jest amrykanska klasa robotnicza (vide wskazany przez przedmowce Sombart). A tak sie ciekawie sklada, ze zarowno kandydaci republikanscy, jak i demokratyczni usilnie zabiegaja o poparcie organizacji zwiazkowych przed wyborami. Choc zgodze siek, ze poparcie wilekiego kapitalu i tak jest naistotniejsze.
Demokracja jakakolwiek byłaby, to zawsze służy temu samemu: legalizacji własności, w kapitaliśmie prywatnej, w socjaliśmie społecznej, czy, jak niektórzy mówili, państwowej. W każdym bądź razie przy pomocy wrzucanych kartek do skrzynek pod takimi czy innymi hasłami osiągany jest zawsze ten sam z góry przewidziany rezultat, że wybrani zawsze bronią interesów właścicieli bądź prywatnych bądź kiedyś społecznych. Dlatego listy z kandydatami zawsze skrupulatnie są sprawdzane. Zawsze były. Kiedy poluzowane zostało ich sprawdzanie, to własność społeczna przekształcone została pod hasłem trasformacji w prywatną. Nacjonalizacja też była uchwalana, czyli taka czy inna prywatna własność stawała się społeczną. Nigdy to się nie udało w USA. Czujność właścicieli bała tam zawsze największa. Natomiast nie było już takiej czujności w ZSRR. Dlatego również tam własność społeczna zamieniona została w prywatną ale jednak powoli podporządkowywaną interesom społecznym. Mam więc do demokracji w tym znaczeniu stosunek nijaki. Jest to dobrze, nie ma to też dobrze. W każdym bądź razie jej rezultatów nie uzależniam od woli klasy takiej czy innej. Niektórzy robotnicy też są przecież właścicielami. Na ogół drobnymi. To jednak są. Coraz więcej ludzi te machanizmy rozumie. Dlatego coraz mniejsza ich ilość bierze udział w tym wrzucaniu kartek do skrzynek. No chyba że dostaną jakiejś niezwykłej podniety, co jeszcze tu i ówdzie się zdarza. Nie zdarza się jednak w USA i nie zdarza się u nas. Niestety i tam i tu jest tyle zabezpieczeń, że nie warto się fatygować, bo i tak niczego się nie zmieni.
"dodam tylko że większość partii w Polsce uważam za różne frakcje lewicy - Samoobrona [lewica chamska], PD i większość PO [lewica inteligencka], PiS i LPR [lewica pobożna] i wreszcie SLD [lewica bezbożna]"
Człowieku, przestań, to nie forum upr, ani łonet, tutaj takie bzdury nie robią na nikim wrażenia. Są tu tacy co naprawdę znają doktryny polityczne.
Dla mnie to wszystko to prawica, a już nazwać skrajnie prawicową antyintelektualną, antyinteligencką partię prostaków PO (byznesmeny w białych skarpetach nie mający o niczym pojęcia) lewicą inteligencką to super przesada.
Zresztą dotyczy to wszystkiego: fanatyczni religijni nacjonaliści-taczeryści z LPR, neokons z PiS, pogrobowce Balcerowicza z PD i Sojusz Liberalnych Przekrętaczy (z odchyłem klerykalnym, więc tym bardziej "bezbożna nie pasuje)...No daj spokój, gdzie tu lewica...
Zabawni jesteście w tych zacietrzewieniu przeciwko własności prywatnej, tylko po to gdy pytani o jakieś pozytywne rozwiązania, przedstawiacie propozycje własności tak naprawdę... prywatnej, tyle że pracowników zakładu, komunalną, narodu, nazywając ją "społeczną".
Nikt w kapitalizmie nikomu nie zabrania tworzyć takich prywatnych grupowych struktur własności, co więcej są one bardzo powszechne co widać chodźby na giełdzie. Do nich też można przykleić etykietkę "społeczna", bo właścicielem firmy jest wielu ludzi, tylko to niczego nie zmienia.
W realnym socjaliźmie własność narodu jest dodatkowo tak naprawdę własnością urzędniczej totalitarnej elity, także też nie jest to żadna własność "społeczna", ale prywatna biurokratów.
Zastanów się więc przeciw czemu tak naprawdę walczysz. Gdyby w Korei Pn rzeczywiście była "społeczna" własność, to bym sobie mógł tam pojechać i sobie pochodzić po fabrykach, wejść na spotkanie zarządu, porządzić sobie. Co? Nie można? Jako to? Przecież wszyscy są równi na Ziemi czyż nie?