za władcami Chin i potępiać protesty w Tybecie. Nie rozumiem jednak, jak można to, co się tam stało określać mianem "zamieszek".
Za rozróby wszędzie zamykają. Również u nas i także w Chinach. Dobrze, iż informacja jest rzeczowa, że nie szarpie kolosa za nogawki.
na dożywocie,a po protestach zamieniono na 25 lat więzienia. Na własne oczy widziałam reportaż na ten temat kilka lat temu w niemieckiej tv. Zszokowało mnie to do tego stopnia,że mam go dobrze w pamięci do dziś,ponieważ do tego momentu miałam przekonanie,że w Ameryce jest w o l n o ś ć i za przekonania nikogo nie wsadzają do więzienia. Teraz widzimy codziennie,że w Ameryce można siedzieć w więzieniu praktycznie z każdego dowolnego powodu, szczególnie za czyny,których skazanemu nie udowodniono domniemając jedynie, że oskarżony mógłby teoretycznie taki czyn popełnić.
Chyba coś ci się z tą panią pomyliło.Musieli postawić jej jakieś inne zarzuty.Przecież Noam Chomsky otwarcie deklaruje się jako anarchista,totalnie krytykuje politykę zagraniczną USA a ma posadę na prestiżowej uczelni i robią z nim wywiady dla Newsweeka...Czyżby anarchistów traktowali lepiej niż komunistów?
Ale odbiegliśmy chyba od tematu.To co chińscy okupanci wyprawiają w Tybecie jest przerażające.Dobrze,że opinia publiczna na świecie nie pozostaje obojętna.Trzeba demonstrować jak najwięcej w tej sprawie.Więcej chyba nie da się dla Tybetu zrobić...Skandaliczna jest współpraca gospodarcza USA z Chinami.To tylko dowodzi,że dla liberałów nie liczą się wartości etyczne ,a jedynia zysk.Chiny zaś to obecnie połączenie kapitalizmu z wysoce represyjnym totalitarnym państwem.Najgorsze co może być...
"a u was biją murzynów" czyli klasyk Radia Erewan wiecznie zywy, hehe...
jest to niestety smutnym faktem.
Polityki chińskiej nie uważam za gorszą od amerykańskiej, przeciwnie; w Iraku na demokrację umarło ponad milion osób, w każdym kraju, gdzie miesza amerykańska polityka są ofiary w ludziach. Wszelkie zmiany geopolityczne opłacane są trupami ludzi. Jeżeli trzeba się pogodzić z tym,że USA wypędzając tubylców do rezerwatów i zabijając ich bezkarnie zajęli ich tereny i teraz jest to "wolne i demokratyczne państwo", to również w stosunku do Tybetu należy zastosować tą samą miarkę. Przy czym Tybetańczycy nie żyją w rezerwatach jak prawowici właściciele ziemi amerykańskiej, nie zdziesiątkowano ich przy pomocy ekspedycji karnych i celowo zawlekanych chorób. Według amerykańskiego scenariusza Tybet nie ma być żadnym wolnym krajem, Tybet ma być czymś w rodzaju Kosowa. I z walką o "wolność" nie ma to nic wspólnego, to jest jedynie podporządkowanie interesom amerykańskiego imperializmu jeszcze jednego regionu.
Chińskie argumenty propagandowe dotyczące Tybetu
…i dlaczego nie są słuszne
Nie jest tajemnicą fakt, iż rząd chiński postrzega działania propagandowe jako kluczowe narzędzie w zwalczaniu ruchów na rzecz praw Tybetańczyków i ich niepodległości. Szczęśliwie dla samych Tybetańczyków, pekińscy głosiciele orwellowskich idei nazywający Dalajlamę „wężem” lub „wilkiem w mnisich szatach” ostatnio spotykają się z ośmieszeniem, dlatego strategia Pekinu dotyczy teraz umiejętnego spożytkowania roli chińskich i zachodnich uczonych, również roli wybranych rzeczników Tybetu.
Przeciek w dokumentacji z IX Posiedzenia Chińskiej Partii Komunistycznej dotyczącej propagandy w temacie Tybetu poza jego granicami w roku 2001 ujawnia: „Skuteczna rola tybetologów i innych specjalistów jest kluczem naszych zewnętrznych wysiłków propagandowych wywierających efekt na opinii publicznej w sprawie Tybetu.”
Rząd chiński zaczął organizować wycieczki propagandowe składające się ze starannie dobranych grup przywódców tybetańskich oraz, zawsze z eskorty chińskich wojskowych. W celu lepszego rozumienia tych ostatnich strategii Chin organizacja Students for a Free Tibet postanowiła zdekonstruować chińskie argumenty propagandowe, których celem jest usprawiedliwienie inwazji wojsk chińskich i obecnej okupacji Tybetu.
Tybet „zawsze” należał do Chin
Jest to ulubiony argument Pekinu, choć dokładny moment, w którym Tybet miał się stać częścią Chin nieustannie się zmienia. Mówi się o VII w, o XIII w, za panowania dynastii Qing albo, że po prostu należał do Chin zawsze.
Trudno oddać sprawiedliwość 2000 lat tybetańskiej historii ograniczając temat do kilku paragrafów. Literatura źródłowa, którą proponujemy, da o wiele więcej światła na sprawę. Oto kilka istotnych szczegółów:
Siódmy wiek:
Pekin zazwyczaj uważa, iż małżeństwo króla tybetańskiego Srongtsen Gampo z chińską księżniczką Wencheng z dynastii Tang w roku 641 zaowocowało ‚unią narodową między Tybetańczykami a Chińczykami Han’. Ta teoria upadła, kiedy zorientowano się, iż Wencheng była podwładną księżniczki Brikuti, żony króla Srongtsen Gampo, która była narodowości nepalskiej. Stało się tak, ponieważ chiński cesarz Tang był zmuszony oddać swoją córkę na dwór tybetański z powodu dominacji Tybetu w tym czasie – armia tybetańska splądrowała i krótko okupowała stolicę Tang w roku 765, natomiast w roku 822 został zawarty układ pokojowy, który zmusił Chińczyków do odpowiedniego traktowania ‚barbarzyńskich’ Tybetańczyków jako równych sobie.
Trzynasty wiek:
Pekin twierdzi, że Tybet stał się częścią Chin w XIII wieku podczas panowania dynastii Yuan. Yuan należał jednak do Imperium Mongolskiego, którego władcą był Czyngis Han oraz jego potomkowie. Dokonali oni podboju Chin oraz ludów zamieszkujących terytoria od Korei po Europę Wschodnią.
Pretensje Chin oparte o powyższych stwierdzenia jest podobne do stanowiska Indii wobec Birmy w czasie, gdy oba te państwa były częścią Imperium Brytyjskiego. Mongołowie nigdy nie sprawowali władzy nad Tybetem jako chińskim regionem administracyjnym. Tybet miał pozycję uprzywilejowaną, ponieważ lamowie tybetańscy linii Sakya byli autorytetami religijnymi cesarzy mongolskich. Po upadku mongolskiej dynastii Yuan Tybet ponownie stał się odpowiedzialny w całości za swoje interesy państwowe.
Dynastia Qing (1644 – 1911):
Pekin jest przeciwny przeszłym, zachodnim i japońskim imperializmom, ale nie widzi nic złego w twierdzeniu jakoby Tybet powstał na bazie dynastii Manchu Qing. Twierdzenie to również nie wytrzymuje krytyki.
Chińscy władcy Manchu byli buddystami, natomiast dalajlamowie Tybetu zawarli układ relacji ‚kapłan-protektor’ z cesarzami Manchu zwany Cho-Yon, który zobowiązywał Chiny do chronienia w większości zdemilitaryzowane państwo tybetańskie. Nacjonaliści chińscy lubią widzieć to jako zwierzchnictwo, podczas gdy tak nie było. Z czasem układ ten nie był przestrzegany a Chiny kilkakrotnie wysyłały swoją armię do Tybetu. W tym czasie również Nepal najeżdżał tereny Tybetu.
Rozszerzenie wpływów chińskich na Tybet nastąpiło po roku 1720 – silne państwo rozprawiło się ze swoim słabszym sąsiadem. Następnie próbowano okupować Tybet siłą zupełnie łamiąc zasady układu Cho-Yon. Jednakże wraz z upadkiem dynastii Qing w roku 1911 Tybetańczycy wygonili najeźdźców a XIII Dalajlama proklamował całkowitą niepodległość Tybetu.
Do lat 1950-1951, kiedy Chiny dokonały inwazji, Tybet cieszył się pełną suwerennością uznawaną przez prawo międzynarodowe: posiadał swoje terytorium, swoją ludność, rząd sprawujący skuteczną władzę oraz gotowość do współpracy międzynarodowej, czego dowiódł podpisując Konwencję z Simlii w roku 1914 z Wielką Brytanią, wysyłając swoje misje handlowe na zachód, czy deklarując neutralność podczas II-giej wojny światowej.
Rok 1951:
Chiny zastrzegają sobie zwierzchnictwo nad Tybetem jeszcze przed rokiem 1951. Rok ten to ważna data. Właśnie wtedy, po stawieniu oporu przez małą liczebnie armię tybetańską, Chiny narzuciły rządowi Tybetu swój ‚Układ 17 – punktowy’ żądając ‚powrotu’ Tybetu do chińskiej macierzy, odsuwając niewygodną kwestię powodu, dla którego Tybet miałby tym żądaniom ulec, skoro był krajem, przede wszystkim, niezależnym od Chin. Z legalnego punktu widzenia układ ten był nieważny, ponieważ został wymuszony na rządzie tybetańskim, który nie miał innego wyboru, jak tylko podjęcie próby koegzystencji z Chińczykami respektując chińskie zarządzenia. Szybko jasnym stał się fakt, że Pekin nie ma intencji dotrzymywania swoich obietnic. Rząd tybetańskich w pełni odmówił przestrzegania Układu po tym, jak Chiny brutalnie stłumiły powstanie tybetańskie w roku 1959.
„Zawsze”:
Czy powinniśmy odpowiadać na to pytanie?
W roku 1959 irlandzki ambasador Narodów Zjednoczonych Frank Aiken ujął to najlepiej w trakcie swojego przemówienia będącego częścią debaty nad kwestią Tybetu:
„…rozglądam się wokół tego Zgromadzenia; zastanawiam się ile ław byłoby pustych, jeśliby zawsze uznawano, iż jeśli niewielki naród, niewielka grupa ludzi upada pod naciskiem sił większych, nikt nie mógłby kiedykolwiek wznieść głosu znaczącego w ich sprawie. Jeśli naród ten stał się narodem podbitym, to oznacza, że ma ‚zawsze’ pozostać narodem podbitym? Kilka lat temu Tybet został zajęty przez Chińską Republikę Ludową. Przez tysiące lat pozostawał wolny, sprawując władzę nad swoim terytorium tak, jak każde inne państwo zasiadające w tym zgromadzeniu. Również, Tybet był zdolny do swobodnego kierowania swoimi sprawami tysiąckrotnie lepiej, niż niektóre państwa obecne tutaj.”
Tybet w przeszłości był społeczeństwem wstecznym i feudalnym. Dalajlama popierał niewolnictwo:
Pekin wraz z sympatyzującymi zachodnimi uczonymi, takimi jak Michael Parenti, Tom Grunfeld i Anna Louise Strong, zapewniają, iż Tybet sprzed ‚wyzwolenia’ był średniowiecznym, ciemiężycielskim społeczeństwem składającym się z ‚właścicieli ziemskich, chłopów pańszczyźnianych i niewolników’. Tashi Rabgay, uczony tybetański z Harwardu, zastrzega, iż te trzy domniemane klasy społeczne są rewizjonistyczną i samowolną klasyfikacją, która nie ma zasadzenia w rzeczywistości. Istotnie, w dawnym Tybecie byli rolnicy obowiązani umową z władzami. Byli również kupcy, nomadowie, handlarze, rolnicy niezwiązani umowami, myśliwi, bandyci, mnisi, mniszki, muzycy, arystokracji, artyści. Społeczeństwo to było ogromną, różnorodną mozaiką, taką, jaką społeczeństwo powinno być. Próba redukcji tej złożoności do trzech warstw społecznych, w dodatku tak niereprezentatywnych, jak te wymienione powyżej, jest angażowaniem się w najgorszy rodzaj działań rewizjonistycznych.
Żadne państwo nie jest tworem doskonałym. Wielu Tybetańczyków, włącznie z Dalajlamą przyznaje, iż dawny Tybet miał swoje wady i niedociągnięcia, abstrahując od kwestii czasów obecnych – czy rzeczy mają się lepiej pod chińską okupacją? Traktowanie każdego, rzeczywistego czy wyimaginowanego niedociągnięcia, które mogło mieć miejsce w tym państwie na przestrzeni, jego 600 – letniej historii i uznawanie tego jako pewnik, z trudem można nazwać historią z uzasadnieniem. Historia każdego narodu widziana przez tak zamazany, niejasny pryzmat, okazałaby się uszczuplona.
Wiele razy, tak, jak miało to miejsce w przypadku zniesienia kary śmierci, Tybet wyprzedził swoje czasy. Młody XIV Dalajlama rozpoczął wprowadzanie reform dotyczących praw ziemskich oraz wielu innych, jednakże zajęcie Tybetu przez Chińczyków uniemożliwiło ich kontynuację. Pouczającym jest fakt, iż dzisiejszy emigracyjny rząd tybetański jest rządem demokratycznym, podczas gdy Chiny i Tybet rządzone są przez komunistyczną dyktaturę.
Istotnym podtekstem potępiającym ‚feudalną’ przeszłość Tybetu to argument stosowany przez kolonizatorów powołujących się zazwyczaj na wstecznictwo; argument ten ma usprawiedliwiać najazd i okupację danego terytorium. Jest to typowa polityka kolonialna, według której dana nacja winna być pozbawiana człowieczeństwa, swojego przedstawicielstwa, winna być też przesiedlana. Wszystko to po to, aby dowieść konieczności ważności okupacji, która przynosi konieczne ‚ucywilizowanie’.
Chiny nie mają prawa okupować ‚zacofanego’ Tybetu – Brytyjczycy również musieli odejść z Indii i Hong Kongu usuwając ‚jarzmo białego człowieka’ z tych terenów.
"Chiny ‚oswobodziły’ Tybet w sposób ‚pokojowy’. Tybetańczycy dzisiaj są zadowoleni z rządów chińskich":
Pekin utrzymuje, iż to sami Tybetańczycy, w szczególności chłopstwo, przyjęła ‚pokojowe oswobodzenie’ Tybetu i, że to oni sami przyczynili się do obalenia właścicieli ziemskich.
Prawda jest jednak taka, iż to Ludowa Armia Chińska zdziesiątkowała pięciotysięczną armię tybetańską w październiku 1950 roku w Khamdo, we wschodnim Tybecie. Z pewnością mogło tak być, że niektórzy Tybetańczycy początkowo pozytywnie przyjmowali Chińczyków (komuniści deklarowali, że przybywają, by pomóc w ‚rozwoju’ Tybetu), powitania te jednak nie należały do częstych. Historie Tybetu autorstwa Tybetańczyka Tseringa Shaky'i pt.: ‚Smok z Krainy Śniegu’ oraz W.D. Shakabpy pt.: ‚Tybet. Historia polityki’ ukazują jak było naprawdę.
Śmiała tajna petycja (siedemdziesięciu znaków) wystosowana przez ostatniego Panczenlamę do Przewodniczącego Mao podsumowuje negatywne efekty ‚wyzwolenia’, które obecnie istnieją we wszystkich dziedzinach życia Tybetańczyków.
To właśnie tybetańscy chłopi utworzyli zalążek powszechnego ruchu oporu do walki z okupacją chińską. W roku 1959 we wschodnim Tybecie powstał z kolei partyzancki ruch oporu Chushi Gangdruk (’ Cztery rzeki, Sześć krain’), który z czasem zaczął obejmować cały kraj. Swoją symboliczną kulminację opór ten osiągnął 10 marca 1959 roku, kiedy tysiące Tybetańczyków otoczyło letni pałac Dalajlamy Norbulinkę, aby chronić go, używając samych siebie jako żywych tarczy, przed porwaniem z rąk Chińczyków, o którym było coraz głośniej. Akt ten bynajmniej nie dowodzi, iż Tybetańczycy pragnęli uwolnienia się od ‚reżimu’ swojego rządu.
W roku 1970 nalegania Dalajlamy położyły kres oficjalnym działaniom zbrojnego ruchu oporu, nieoficjalny ruch jednak pozostał i przybrał wiele form takich jak, demonstracje niepodległościowe, dystrybucja ulotek, powszechne odmawianie współpracy z okupantem, bojkot ekonomiczny. Również zaczęto uciekać z Tybetu dokonując samowysiedlenia z własnej ojczyzny ryzykując życiem przejście niebezpiecznego pasma Himalajów.
Ronald Schwartz w swoim ‚Kole protestu’ analizuje, w jaki sposób Tybetańczycy używali religii do wyrażania zamaskowanych treści politycznych. Pisarz chiński Wang Lixiong w swojej książce pt.: ‚Tybet: Zniszczona prowincja Chińskiej Republiki Ludowej XXI wieku’ jest przeciwny niepodległości Tybetu, ale uważa, że Pekin ryzykuje, ponieważ ulega swojej własnej propagandzie. Wang uznaje siłę nacjonalizmu tybetańskiego i rozumie sentymenty proniepodległościowe. Pisze, że ‚rola wojska w utrzymaniu suwerenności jest jak sznur – może tylko uwiązać Tybet do Chin, nie utrzyma jednak pokrewieństwa zbyt długo’.
"Tybetańczycy obecnie mają się znacznie lepiej, niż miało to miejsce przed ‚pokojowym wyzwoleniem'":
Kwestia ta skupia trzy nieprawdziwe zarzuty:
1. Tybetańczycy nie są zdolni do rozwoju bez interwencji Chin (nowoczesna wersja polityki ‚jarzma białego człowieka’).
2. Tybetańczycy akceptują priorytety idei rozwojowych Pekinu.
3. Rozwój materialny regionu usprawiedliwia kolonialną okupacją Tybetu.
Przeanalizujmy to po kolei:
Stwierdzenie, jakoby Tybetańczycy byli niezdolni do rozwijania swojego państwa jest co najmniej obraźliwe, protekcjonalne i szowinistyczne. Nie powinno się porównywać jabłek i pomarańczy. Dawny Tybet nie może być porównywany z Tybetem dzisiejszym. Gdyby kraj ten był dziś wolny z pewnością nie pozostawałby w próżni w ciągu tego okresu czasu. Spojrzenie na sukces funkcjonowania społeczeństwa uchodźców tybetańskich daje wystarczające wyobrażenie jak dobre mogłoby być życie w Tybecie rządzonym przez Tybetańczyków.
Tak, Chiny dokonały rozwoju Tybetu, ale sami Tybetańczycy skupieni głównie w regionach miejskich czerpią z tego marginalne korzyści. Z kolei ludność wiejska prawie w ogóle tych korzyści nie odczuwa. Tybetańczycy bez znajomości języka chińskiego, nie posiadający odpowiednich koneksji są pozostawieni sobie samym jako obywatele drugiej kategorii swojego własnego kraju. Chińskie statystyki dotyczące Tybetu informują o tym, iż przychód mieszkańca Tybetu jest niższy, niż przychody mieszkańców innych prowincji chińskich. Ogromne obszary wiejskie nie posiadają żadnej opieki medycznej ani systemu edukacyjnego. Nadrzędnym priorytetem Pekinu jest wiązanie Tybetu z Chinami poprzez zasiedlanie chińskich kolonistów na obszarach miejskich i tworzenie ekonomii tybetańskiej całkowicie zależnej od eksploatacji zasobów naturalnych i pomocy subsydiów państwowych. Chiny wydają olbrzymie sumy pieniędzy na budowę infrastruktury wzmacniającej ich kontrolę w regionie, takich jak budowa drogi do Lhasy, na którą wydano więcej, niż na system opieki zdrowotnej i system edukacyjny w ciągu całych 50-ciu lat okupacji Tybetu. Niektórzy uczeni, na przykład Barry Sautman z Hong Kongu, twierdzą, iż polityka ta de facto niesie pewne korzyści dla Tybetańczyków, gdyż nie jest ona kolonialna – Chiny nie stosują tej strategii demograficznej, co poprzedni kolonizatorzy. Niemniej jednak, dzisiejszy Tybet jest po prostu olbrzymią kolonią nastawioną na wydobywanie bogactw naturalnych regionu a tereny miejskie zasiedlane są przez chińskich osadników. Według Programu Narodów Zjednoczonych do spraw Rozwoju przychód PKB na osobę w Tybecie to 169 USD, podczas gdy w całych Chinach to 680 USD a tylko w Szanghaju 4000 USD. Dane dotyczące umiejętności czytania i pisania wśród dorosłych: Tybet – 38% a w Chinach 81%. Dane dotyczące umieralności przy porodzie: Tybet – 50 na 10,000 a w Chinach 9 na 10,000. Dane te ukazują jak zachwalany ‚rozwój’ naszpikowany jest priorytetami politycznymi. Są to: kontrola bezpieczeństwa, budowa odpowiednich infrastruktur itp. Wszystko to w żaden sposób nie ma związku z jakimikolwiek wymiernymi korzyściami dla Tybetańczyków.
Pekin nigdy nie kwestionuje przypadku Hong Kongu: brytyjski imperializm jest tu usprawiedliwiony, ponieważ pod panowaniem Brytyjczyków Hong Kong urósł do rangi centrum ekonomicznego świata, posiada również najwyższy standard życia na kontynencie azjatyckim. Używanie tego argumentu w stosunku do Tybetu jest kolejną hipokryzją, niezależnie od zasadności tego twierdzenia.
"Chiny przyznały już Tybetowi prawa autonomii":
Jest to jeden z najnowszych argumentów Pekinu – jego celem jest skuteczne odpieranie umiarkowanych politycznie propozycji Dalajlamy, który stale poszukuje kompromisu z rządem chińskim. Ostatnio przedstawiony w Białym Dokumencie rozdział ‚Autonomia Etniczna w regionie Tybetu’ rząd chiński zakłada, że już przyznały znaczące prawa autonomiczne i ‚kwestię Tybetu’ uznaje się za zakończoną. Rzeczywistość jednak ukazuje, że autonomia ta jest okaleczana nieustannymi ograniczeniami oraz stałą kontrolą sprawowaną przez Pekin.
Autonomia tak zwanego ‚Tybetańskiego Regionu Autonomicznego’ jest skrajnie ograniczana przez koneksje wewnętrzne sterowane przez Pekin, które decydują o przyznaniu, bądź nie przyznaniu subwencji danemu regionowi. Nie istnieją tu żadne jasno zdefiniowane prawa. Z punktu widzenia kwestii fundamentalnych: nie można mówić o autonomii, gdy rząd jest sterowany przez niedemokratyczną dyktatorską partię komunistyczną, która zabrania istnieniu instytucji, organizacji niezależnych. Miażdżącą ideą Pekinu jest ‚stabilizacja’ Tybetu, która ma na celu zwalczanie ruchów niepodległościowych a wszystkie pozostałe kwestie są temu podporządkowane. W rezultacie Pekin posiada olbrzymią zarówno formalną, jak i nieformalną zdolność dyktowania rozwiązań w kwestiach najważniejszych, czyli w polityce i w prawie. Istnieje pewna elastyczność w kwestiach mniej istotnych, takich jak kultura czy ekonomia ale tylko do pewnego momentu – ostatecznie zawsze decyduje Pekin, jak, dla przykładu ukazuje sprawa usankcjonowania całkowitej kontroli nad klasztorami czy zachęcanie Chińczyków do osiedlania się w Tybecie.
Brak prawdziwej autonomii najlepiej podkreśla fakt tego, kto aktualnie jest decydentem – funkcję tę zawsze sprawuje Pekin. Wprawdzie Tybetańczycy sprawują stosunkowo wysokie funkcje, np.: zarządcy Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, ale w większości osoby te to marionetki Pekinu. Nie istnieje żadne zaufanie do niższych warstw społecznych a religia i lojalność Dalajlamie są stale wykorzeniane. Rezultat jest widoczny: to chińskie władze rządzą Tybetem. Również przewodniczącym Tybetańskiej Partii Komunistycznej nie jest Tybetańczykiem. Fakty te są o tyle ważne, gdyż partia komunistyczna w Chinach ma największą siłę decyzyjną.
Wszystkie te nieprzekonywujące twierdzenia Pekinu na temat autonomii tybetańskiej nie mogą umniejszyć istocie prawa narodu tybetańskiego do samostanowienia. Już w roku 1961 Główne Zgromadzenie Narodów Zjednoczonych wyraźnie orzekło o istnieniu takiego prawa w swojej Rezolucji numer 1723 (XVI) dotyczącej Tybetu. Rezolucja ta mówi, iż Tybetańczycy mają legalnie ‚swobodnie kierować swoim statusem politycznym, ekonomicznym, społecznym i kulturowym’. Prawo do samostanowienia jest zagadnieniem bardzo skomplikowanym, ale, ujmując to w skrócie: historia Tybetu jako suwerennego kraju oraz nieustanne łamanie podstawowych praw politycznych, ekonomicznych i wielu innych praw człowieka przez rząd chiński daje Tybetańczykom prawo wyboru ich własnej przyszłości politycznej.
(Istotna uwaga: do niedawna Pekin nazywał Tybet ‚narodowym regionem autonomicznym’ np.: w Umowie Siedemnastopunktowej wymuszonej na władzach tybetańskich w roku 1951. Od kilku lat mówi się z kolei o ‚etnicznym regionie autonomicznym’ w ten sposób zmieniając zapis tej Umowy w jej pierwotnej warstwie tekstowej oraz na stronach internetowych. Zmiana ta przywraca zapomniany status mniejszości narodowych, Tybetańczykom, również Ujgurom jako grup narodowościowych – jest to duże wsparcie determinacji do samostanowienia. Z kolei niektórzy analitycy twierdzą, że jeśli autonomia dostała uprzywilejowany status ‚etnicznej’ może oznaczać to, iż Pekin łatwiej będzie usprawiedliwiał nie respektowanie pretensji autonomii w miarę jak imigracja chińska zmieni strukturę etniczną regionu.)
"Emigranci tybetańscy, szczególnie Dalajlama, są grupą arystokratów pragnący odbudować stary reżim":
Twierdzenie to, jakoby emigracyjne społeczeństwo tybetańskie pragnęło odbudowy arystokracji nie ma żadnego związku z prawdziwymi aspiracjami tybetańskiego ruchu niepodległościowego. Obecnie na świecie żyje 150,000 emigrantów tybetańskich. Charakteryzowanie tej zróżnicowanej pochodzeniowo olbrzymiej grupy jako ‚byłych arystokratów’ jest nonsensem. Tybetańczycy nigdy nie postrzegali swojego państwa jako doskonałego tworu. Obecny emigracyjny rząd tybetański bynajmniej też nie zabiega o odbudowę systemu, który istniał przed rokiem 1959 i nie byłoby to nawet możliwe. Dalajlama zadeklarował, iż nie chciałby sprawować funkcji politycznej w wolnym Tybecie ( Jego wskazówki dla rozwoju tybetańskiej demokracji dostępne są na stronie: http://ratujtybet.org/articles.php?id=35) pomimo faktu poparcia go przez olbrzymią większość w Tybecie i poza jego granicami. Rząd emigracyjny jest w pełni demokratyczny, rządzony obecnie przez premiera Samdhonga Rinpoche. Parlament wybierany jest powszechnym prawem wyborczym przez uprawnionych obywateli. Wszystkie sektory działania tego społeczeństwa są zdeterminowane walką o niepodległość a każdy, kto spędził jakiś czas w osadach uchodźców w Indiach, bądź uczestniczył w zgromadzeniach w innych miejscach może o tym zaświadczyć.
"Dalajlama jest marionetką rządu i chce podzielić Chiny":
Pekin utrzymuje, iż status Dalajlamy jako ‚pionka Zachodu’ jest udowodniony przez założenie przez CIA tybetańskiego ruchu oporu działającego w latach 50-tych i 60-tych. Obaj agenci CIA, Kenneth Knaus oraz Tom Laird napisali na ten temat książki, które dowodzą, że partyzantka tybetańska nigdy nie była kierowana przez Dalajlamę, który de facto jest pacyfistą. Te książki oraz wiele innych historycznych dokumentów dowodzą, że tybetański ruch oporu był reakcją miejscowej ludności na inwazję chińską. Tybetańczycy byli gotowi przyjąć każdą pomoc z zewnątrz by przeciwstawić się tak wielkim siłom okupacyjnym. Pogląd CIA głoszący rolę Tybetu w światowym zwalczaniu komunizmu bynajmniej nie umniejsza ważności kwestii tybetańskiej.
Obecnie elity USA i wiele innych liberalnych krajów demokratycznych uznaje handel z Chinami jako priorytetowy. Nacisk na rządy tych krajów do działania na rzecz Tybetu ma swoje źródło w sympatii społeczeństw tych krajów do narodu tybetańskiego.
"Prawa człowieka w Chinach są sprawą wewnętrzną Chin":
Nawet w przypadku, gdyby Tybet nie był bezprawnie okupowany uwaga społeczeństwa międzynarodowego byłaby nadal skierowana na tą sprawę – świat ma niezaprzeczalne prawo do interesowania się łamaniem praw człowieka w Tybecie i w Chinach. Takie kwestie, jak zakaz ludobójstwa i tortur są jus cogens, czyli niekwestionowanymi normami prawa międzynarodowego i nigdy nie powinny być łamane. Pozostałe kwestie zostały uregulowane wieloma konwencjami międzynarodowymi, które Chiny podpisały, bądź ratyfikowały.
Wzrost zaangażowania się świata w walce z terroryzmem powinno jeszcze bardziej zwrócić uwagę na to, co dzieje się w Tybecie. Powinno to dać więcej powodów do znalezienia trwałych pokojowych rozwiązań dla problemów Tybetu.
Argumenty adresowane do zachodnich działaczy na rzecz Tybetu: „Ktoś kto nie był w Tybecie nie ma prawa wypowiadać się w tej kwestii":
Jest to często mówione przez tych, którzy sami nigdy w Tybecie nie byli, bądź są to osoby mające podejrzane motywy. Wypowiedź ma na celu nie zwiększanie się liczby ludzi, którzy potencjalnie mogliby pomóc. Odwiedzenie Tybetu byłoby bez wątpienia najbardziej miarodajne i wszyscy, którzy mogą i są zaangażowani w tę sprawę powinni tam pojechać. Turyści zazwyczaj są zachwyceni pięknem Tybetu i serdecznością mieszkańców. Sami też mają okazję przekonać się jaki jest wpływ zbrojnej okupacji tego terenu, który jest stale infiltrowany.
Nie trzeba jednak jechać do Paryża, żeby wiedzieć, że wieża Eiffel'a istnieje. Tak też nie musisz się znaleźć w tybetańskim więzieniu Drapczi, aby przekonać się, że więźniowie polityczni są tam poddawani torturom.
źródło: www.studentsforafreetibet.org
religijną ciemnote trzeba zwalczać wszystkimi dostępnymi środkami,zwłaszcza kiedy ta religijna ciemnota służy interesom amerykańskiego imperializmu
Nie usprawiedliwiam USA ani w kontekście przeszłości ani terażniejszości.A czy Ty przypadkiem nie wybielasz chińskiego reżimu?I nie przesadzaj z tym porównywaniem Tybetu do Kosowa.Tybet to kraj o kulturze porównywalnej pod względem wieku do chińskiej a mocno dość odmiennej,choć wzajemne oddziaływania oczywiście miały miejsce przez wieki.Tybetańczycy od kilkudziesięciu lat walczą nieprzerwanie o wolność, ich los we własnym kraju jest pod wieloma względami gorszy niż los Indian w rezerwatach, a USA jakoś nie kwapi się do wspierania ich, zwłaszcza w ostanich latach jankesi zostawili ich na lodzie, skoro tylko Chiny weszły na jedyniesłuszną drogę kapitalizmu...
co to znaczy wg ciebie,że los Tybetańczyków "we własnym kraju jest pod wieloma względami gorszy niż los Indian w rezerwatach" - na czym to konkretnie polega? Czy Indianie nie są "we własnym kraju"?! W jaki konkretnie sposób walczyli Tybetańczycy o "wolność" jeżeli 80%tego narodu to byli niepiśmienni niewolnicy kasty mnichów i arystokracji? Kultura "indiańska" też nie jest od przedwczoraj, tylko ma wielowiekową tradycję-choć różną od tybetańskiej. Dlaczego nie można by jej porównać? USA nie ma nic do szukania w Tybecie, ich "wsparcie" zawsze kończy się usadowieniem marionetki na czele rządu i katastrofą ekonomiczną dla ludności "wspartego" kraju. Co do Chin to weszły one na drogę na jaką weszły, bo takie są wymogi panującego globalizmu. W KAŻDYM kraju na świecie rządy zwalczają opozycję w każdy dostępny sposób (popatrz, co u nas się stało z np. Lepperem-głównym zarzutem było,że jest on ze wsi i nie dopuszczano żadnych innych argumentów, a potem zrobiono mu remanent w rozporku przy pomocy kobiety robiącej karierę przechodząc przez kolejne alkowy)(następnie zmieniono rząd z pisowskiego na platformowy w bardzo sprawny sposób również zamiast argumentów stosując nagonkę na Kaczyńskich)i Amerykanie nie są w tym przypadku żadnym wyjątkiem. Problemem jest to,że prowadzą oni pod płaszczykiem "demokracji" politykę imperialną i liczba ofiar w ludziach nie ma dla nich znaczenia, nawet globalne zniszczenie naszej planety nie jest dla nich przeszkodą. Dla mnie to są obłąkańcy ani sami nie potrafiący żyć, ani nie dający innym nacjom żyć. Obłąkani są żądzą władzy i wpływów. Jest to irracjonalne, ponieważ każdy z nas jest śmiertelny i tworzenie "imperium" dla "przyszłych pokoleń" (kto to miałby być i czy chciałby żyć w "imperium"?) jest bezsensowne. Zgadzam się więc z opinią, że Ameryka to dom wariatów, którym dali brzytwy.
Rozpisać powszchny plebiscyt i po sprawie. Skoro zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy chińskiej okupacji Tybetu twierdzą że popierają rozwiązanie lepsze dla Tybetańczyków, to chyba żadna ze stron nie powinna mieć z tym problemu?
Jeśli sie okaże że Tybetańczycy wolą swoją "religijną ciemnote" to czemu nie mieli by sobie w niej żyć? Albo jeśli sie okaże że wolą "opresyjną dyktature"- to by skutecznie stłumiło niechęć do Chin na świecie.
@nana
podaj proszę trochę więcej szczegółów dot. tej kobiety skazanej w USA (choćby jej imie i nazwisko), chętnie dowiem sie więcej o opresji opozycji w Stanach.
Czy Ty w ogóle orientujesz się, co to są te "rezerwaty" i jaką kasę pakuje rząd amerykański w społeczność indiańską?
Na pewno coś "ładuje". Tak jak ładuje miliardy $ w najpotężniejszy na świecie sytem więziennictwa, bo po trosze owe rezerwaty to takie więzienia bez surowego rygoru. Kiedyś cała Ameryka należała do Indian, dziś zostawiono im nie więcej niż 1 % ich ziem.
To jakieś bardzo nietypowe więzienia. No chyba że z typowego więzienia więźniowie też mogą wychodzić kiedy tylko mają ochotę i mieszkać sobie poza nim i posiadają prawa i wolności jakie przysłgują innym obywatelom. I czy typowe więzienia też są częściowo wyjęte spod prawa, a więźniowskie samorządy same ustanawiają sobie prawa i podatki, w które państwo nie może ingerować?
ja cię widzę ,na podstawie tego co piszesz, jako przeciwieństwo dobra, czyli zło.
ja cię widzę ,na podstawie tego co piszesz, jako osobe z mocno zepsutym wzrokiem.
Ale dość już wycieczek osobistych. To jak, czy jest szansa na poznanie imienia i nazwiska tej biedaczki skazanej w USA za wyznawanie komunizmu?
Czy nie chodzi przypadkiem o Cindy Sheehan?
jak widać ze wzrokiem u ciebie gorzej niż u mnie i na dodatek czytać nie umiesz. Jeżeli powołuję się na reportaż sprzed lat,to co ty uważasz,że prowadzę tak jak ty ewidencję i nagrywam filmy, które mogą mi się przydać jako argumenty? Skąd mogłam wiedzieć,że to będą nadawać i co to będzie za reportaż? I co, miałam uważasz przygotować nagrywarkę i czekać? Widocznie ty tak robisz i według tego postrzegasz innych. Nazwiska tej skazanej kobiety szukam w necie, chwilowo bezskutecznie. Czy teraz zarzucisz mi, że ona nie siedzi tylko dlatego,że takie informacje bywają skrzętnie usuwane z zasięgu opinii publicznej? I o co ci naprawdę chodzi? Ja to widziałam na własne oczy, ty nie, ale twierdzisz,że ja tego nie widziałam, chociaż ani nie było cię wtedy w moim zasięgu ani nie miałeś pojęcia,że ja w ogóle istnieję. Wiesz, złodziej widzi w każdym złodzieja, kłamca kłamcę itd. Poniekąd zawodowe przyzwyczajenie. Gdzie ty siebie umieścisz jest mi to obojętne.
Widzę ze bardzo was zbulwersowała moja wypowiedź. Zapewniwam że zupełnie niepotrzebnie. Otóż bynajmniej nigdzie nie zarzuciłem wam kłamstwa, jeśli twierdzicie że jest inaczej, to prosze podajcie cytat z mej wypowiedzi. Nie twierdze że zmyśliłyście sobie całą tę historię, więc komentarz o kłamcy i złodzieju był zbędny. Dopytuję się gdyż wielce zaciekawiła mnie ta sprawa i chętnie dowiedziałbym sie czegoś więcej. Naprawde, zupełnie niepotrzebne nerwy. Pozdrawiam w tym pięknym dniu Święta Narodowego Trzeciego Maja.
polityczne zaplecze miało tzw. uchwalenie tej konstytucji to byście towarzyszu raczej świętowali na przedwczorajszym pochodzie. Demokracja zaprawdę powinna wyglądać inaczej.
NANo ty to masz mocną WIARĘ!
Po raz kolejny i pewnie nie ostatni będe Ci wypominał wiarę w totalne bzdury jakie wyspiujesz na tym forum, twoje "fakty" niepodparte NICZYM, bądź totalnie kłamliwym filmikiem propagandowym, który nie wiadomo czemu tyle osób na tym forum przyjeło jako źródło brrrr "wiarygodne". W ostatnim "naszym" wątku pisałem na temat wartości tego filmu. Pewnie nie raczyłaś zobaczyć, a już o czytaniu nie mówię. Podobniez nie przeczytałaś tekstu który wkleiłem wcześniej - za długi i pewnie by mógł cię zmęczyć.
Zainteresuj się jak Tybetańczycy mieli "dobrze" za okupacji chińskiej, zamiast wypisywać te banialuki. Podobnie ma sie sprawa z rzekomym systemem kastowym i ewentualnym powrotem ciemnogrodu. Umiejętność rozumienia czytanego tekstu na tym forum jest naprawde imponująca.
Pozdrawiam :)