>>często są zwalniani dlatego, że
>>"likwidowane jest stanowisko".
Tak się zawsze kończy gdy prawo reguluje dobrowolne akty kapitalistyczne. W tym wypadku pracownik traci jakiekolwiek sprzężenie zwrotne, być może nigdy nie dowie się dlaczego tak naprawdę jest zwalniany, wiecznie będzie żył w przekonaniu o własnej doskonałości i tych wrednych kapitalistach. Polecam wam poczytać o flexicurity w uwielbianej przez was skandynawii.
>>liczyć, że pracodawca sprzeciwi się nieubłaganej
>>kapitalistycznej logice zysku i z dobroci serca
>>sprezentuje podwyżki
Wysokie pensje pracowników na wolnym rynku nie biorą się nigdy z dobrego serca pracodawców, ale z konkurencji między pracodawcami o siłę roboczą. Ta konkurencja jest tym silniejsza, im zatrudnianie pracowników jest zyskowniejsze, czyli, przy innych czynnikach stałych, przy niższych podatkach CIT i niższej biurokracji. PIT i ZUS co prawda nie ma bezpośredniego wpływu na zyskowność firm (i tak z ekonomicznego punktu widzenia płaci te podatki pracownik kosztem niższej pensji netto, bez względu jak to wygląda formalnie), ale jeżeli te podatki są niższe pozwala to ambitnym etatowcom łatwiej zebrać kapitał i założyć własną firmę, czyli jednocześnie obniżyć podaż etatowców i zwiększyć popyt na pracowników.
Na końcu już tylko wchodzą lewicowcy i wprowadzają prawo pracy albo płace minimalne aby wprowadzić bezrobocie pod wpływem lobby związków bojących się taniej konkurencji np. ludzi młodych, starych czy imigrantów. Dajcie najpierw kapitalizmowi działać, a dopiero za jakiś czas przypiszecie sobie za wszystko zasługi, doprowadzając do biedy miliony najsłabszych, taka jest historyczna kolejność.
>>Takie rozwiązanie to po prostu kryminalizacja
>>walki o podwyżki.
I bardzo dobrze, bo wolny rynek nie opiera się na walce, ale na umowach dobrowolnych.
>>Przypomnijmy, że w tym kraju walka z
>>autorytarnym reżimem odbywała się
>>przy pomocy tego narzędzia
Strajk to metoda walki jak najbardziej odpowiednia dla niewolników, a tym byliśmy za PRL. Był jeden pracodawca, państwo, o wszystkim decydowala totalitarna biurokratyczna elita.
Ograniczenie liczby związków (np. do dwóch) oznacza, że pozostałe (mniej liczne) - zostają wyjęte spod prawa. A takie rozwiązanie to po prostu kryminalizacja PRAWA w ogóle. Przecież te "gorsze" związki także są pełnoprawnymi podmiotami PRAWA.
Nie dziwi, że Lewiatan chce zmian, bo w jego żywotnym leży by bronić kabzy i spokoju swoich zacnych członków. A czyich niby interesów ma bronić? Tej najemnej tłuszczy, która nie powinna się posiadać ze szczęścia, że w ogóle może "pracować" na chleb z margaryną, a nie domagać się "podwyżki" na czynsz, prąd, gaz, by płacić je regularnie lub w ogóle? Domagać się "podwyżki" na buty, książki, teatr, czy wakacje? Te "zdobycze" cywilizacyjne zarezerwowane są dla członków Lewiatana, "robol" może se na nie wziąć kredyt w Prowidencie lub Skoku i spłacać lub nie. W Polsce "płaca" ma wystarczyć tylko na najprostszą regenerację "sił wytwórczych", po "zmęczeniu materiału" weźmie się następnych lub tych ze Wschodu...
Nie dziwi, że Lewiatan chce "odszkodowań" finansowych za strajk (do tego to się sprowadza). Bo strajków w ogóle nie powinno być! A jak już są, to niech będą interesem jak każdy inny. Na strajku też można przecież zarobić! Tak sobie to te ciule lewiatańskie wymyśliły... A że strajk po to właśnie jest, żeby przynosić wymierne straty ciulom lewiatańskim i wymóc na nich "podwyżki", to te ciule lewitańskie doskonale wiedzą. Tylko przecież oni tych "zmian" i "uregulowań" chcą dla "dobra" ogólnego, "rozwoju" ekonomicznego, "wzrostu" gospodarczego, "spokoju" społecznego... itp. bzdetów. No kurwa, patrioty i zbawcy Ojczyzny...
Z Kodeksu Pracy zostały już tylko strzępy w poszarpanych okładkach. Przyszła pora na "warchołów" domagających się godziwej płacy i ludzkich warunków pracy.....
.
Pewnie, że ograniczenie prawa do strajku jest złe. Ale w tym emocjonalnym tekściku nie ma nawet cienia refleksji, czy strajk zawsze jest sensowny i co zrobić, jeśli nie jest. Pamiętam strajki głupie i szkodliwe dla samych pracowników (za to korzystne dla ich liderów), strajki za prywatyzacją mienia państwowego, strajki organizowane przez lobby zainteresowane żerowaniem na publicznym majątku (lekarze z OZZL) itd. Czynienie ze strajku - jako takiego - papierka lakmusowego mitycznej bojowości i radykalizmu, to postawa nie tyle lewicowa, co dziecinna, przypominająca zachwyty krzykliwą reklamą, która promuje tandetny produkt. Czym innym jest próba zmonopolizowania działalności związkowej przez trzy duże, "reprezentatywne" centrale (na co nie może być zgody), a czym innym sytuacja, w której kilku facetów pokłóci się o forsę z kilkunastoma dotychczasowymi kolegami, więc tworzy nowy "związek zawodowy", domaga się od państwowej firmy kolejnych etatów związkowych, żeby pozyskać członków robi za kwartał strajk z żądaniem ogromnych podwyżek, to wszystko w otoczce głodówek, lamentów małżonek i pieśni maryjnych, żeby TVN miał co pokazywać itd.
Jeśli autor tego tekściku chce się poważnie zająć tematem, a Krytyka Polityczna na serio zamierza być intelektualnym zapleczem lewicy, to niech się trochę poważniej przyłożą do tematu, bo takie wywody to można serwować 17-latkom w koszulkach z Che, a nie wymagającemu czytelnikowi.
Czyli zatrudnienie pasozyta zerujacy i uwlaszczajacego sie na czyjejs pracy lub mieniu jest zyskowniejsze, dla kogo, dla niego czy obdarowanych takim ?
Zyjesz jliber wciaz w marzeniach, a niestety najbogatsi, najbardziej wplywowi ludzie w Polsce to zwykli zlodzieje i gnidy, nie mam tu na mysli tych znanych nazwisk, bo Ci o ktorych mysle staraja sie wszelkimi sposobami zeby pisano o nich jak najmniej, a prawa na nich niema, jak moze byc skoro to oni sponsoruja tych przemadrzalych prawodawcow, to czesto byli komunisci i najgorsze szumowiny, sa obrzydliwi bogaci i wykorzystuja swoja pozycje na maksa do chapania czego pragna i niszczenia kazdego kto im przeszkadza, a wlasnosc i wolnosc to dla nich swietosc, ale ich wlasnosc i wolnosc, bo dla nich wlasnosc rozposciera sie nawet na czlowieka - czuja sie jakby kupili ich wolnosc za te zlodziejskie dukaciki...
Czyli to co wywalczyla tzw. "Solidarnosc" idzie sie je..., bo tego zadaja mocodawcy tzw. spadkobiercow. Pytanie, co potem , wspaniala perspektywa dla gospodarki jest pozbawienie kazdego pracownika prawa do jakiegokolwiek wnoszenia sprzeciwu przed sadem wobec pracodawcy, nie jeden ekonomista poprze taki projekt w swoim rachunku zyskow i strat dla gospodarki, no nie ?
Parę lat temu Niemcy widząc, co się szykuje "piorunem" zjednoczyli związki zawodowe, problemy mają,ale o niebo mniejsze niż my.
http://international.verdi.de/ver.di_fremdsprachig/
was_ist_ver.di_-_eine_einfuehrung_auf_polnisch
W jedności siła
Licząc około 2,8 miliona członków, ver.di jest największym wolnym związkiem zawodowym na świecie. Jako Zjednoczony Związek Zawodowy Pracowników Usług opiekujemy się pracownikami z ponad tysiąca zawodów. Dzięki temu jesteśmy w dobrej formie, aby zmierzyć się z wyzwaniami XXI wieku.
Wyzwanie
Gospodarka i społeczeństwo niemieckie przechodzą głębokie przemiany. Przesuwają się granice branż, zaciera rozgraniczenie pomiędzy poszczególnymi działami przedsiębiorstw. Zakłady pracy przekształcają swoje struktury i kreują nowe treści i formy pracy. Kwestionuje się nawet obowiązujące prawa pracownicze. W dużo większym stopniu niż kiedykolwiek wcześniej pracownicy potrzebują więc ochrony i pomocy ze strony silnych związków zawodowych.
Odpowiedź
W jedności siła. Dlatego też ver.di działa w oparciu o połączone siły sektora usług oraz przemysłu okołousługowego w branży mediów, kultury i oświaty. Zamiast tracić energię na walkę konkurencyjną, wspólnie werbujemy nowych członków oraz korzystamy z połączonego doświadczenia i zespolonych kompetencji. W ten sposób formułujemy i wywalczamy zgodne z duchem czasu odpowiedzi na społeczne przemiany.
Kompetencja
Ver.di skupia doświadczenia wyniesione z wielu zmagań negocjacyjnych różnych zbiorowych układów pracy. Żadna inna organizacja nie posiada takiego zasobu wiedzy fachowej z zakresu zawodów i branż nowoczesnych usług. Dzięki temu ver.di jest w stanie wszechstronnie patronować swoim członkom w sprawach branżowych i zawodowych.
Przyszłość
Dewizą związków zawodowych jest służenie postępowi społecznemu. My również nawiązujemy do tej tradycji i w sposób elastyczny i z pełną fantazją walczymy o interesy naszych członków. Ver.di jest związkiem niezależnym od partii politycznych i administracji rządowej i samorządowej i angażuje się na rzecz sprawiedliwości społecznej, równouprawnienia i demokracji.
Siła
Ver.di liczy około trzech milionów członków. Nie ma szans, aby nas pominąć. W wielu dziedzinach posiadamy władzę w zakresie umów zbiorowych i możemy też wywierać wpływ na decyzje polityczne.
Obecność
Dzięki naszej sieci biur na obszarze całego kraju jesteśmy ciągle blisko Ciebie. Tysiące pracowników związkowych stoją do dyspozycji naszych członków, służąc im radą i pomocą.
Demokracja
Ver.di jest związkiem demokratycznym. Każdy może współdecydować o celach, jakie mają być realizowane.
Opieka nad członkami
Nasi członkowie uzyskują nie tylko pomoc i ochronę w miejscu pracy. My doradzamy, pomagamy w podnoszeniu kwalifikacji zawodowych i oferujemy dużo możliwości w zakresie kształtowania dnia codziennego i spędzania wolnego czasu.
Nie trzeba się przejmować tymi propozycjami zmian usankcjonowanych w prawie, gdyż walka o lepszy byt pracowniczy ( nie toczy się w kuluarach salonów Lewiatana, czy komisji trójstronnej, lecz na chodniku, gdy zorganizowany tłum pracowniczy wychodzi wystrajkować swoje prawa pracownicze. Grupą nacisku skutecznie wywierającą naciski na pracodawców są tłumy pracowników wylegające na ulice: im więcej uczestników strajku, tym skuteczniejsze są negocjacje z pracodawcami, bo tylko w jedności i w jak największej ilości pracownicy są w stanie wytworzyć pozycję siły w negocjacjach z pracodawcami, a to z kolei oddziaływuje na dalszą postawę pracodawców - jak się przestraszą skali kosztów ponoszonych w związku ze strajkami, będą zmuszeni akceptować korzystne rozwiązania dla pracowników. Przywódcy związkowi mogą albo płynąć z prądem pracowniczym i w imieniu pracowników wyartykułować postulaty albo sprzyjać pracodawcom, by pracodawcy pomogli utrzymać ich władzę polityczną w związkach. Trzeba odróżniać interes pracowniczy od interesu zawodowego przywódcy związkowego - nie zawsze są zbieżne, a mogą być rozbieżne.
właściwie moja konkluzja jest taka, że zdesperowanych, sfrustrownych pracowników groźby sankcji pieniężnych za strajk nie powstrzymają od walki o swoje prawa. Ponadto, emigracja zarobkowa właściwie jest także jakąś formą strajku na opak - wyobrażacie sobie, że w Szwecji pierwszy związek zawodowy właściwie założyli pracodawcy w obawie przed emigracją zarobkową. W Polsce jednak ten typ myślenia pracodawców, żeby uzwiązkowianiem zatrzymać w ryzach pracowników przed ucieczką zarobkową, nie wylęgnie się w głowach polskich przedsiębiorców. Obym mylił się.
Widzialem Verdi w akcji 10 grudnia zeszłego roku w Słubicach gdzie wspólnie z Solidarnościa organizowali protest prreciwko wyzyskowi w supermarketach Lidl i Kaufland, z obu stron bylo zaledwie po kilkadziesiąt osob , pytam sie więc gdzie bylo te 2,8 mln członkow Verdi i 700 tys członków Solodarności , silni to oni sa ale tylko w wyobrażni ich liderów .
... wysokie pensje pracowników biorą się z konkurencji między pracodawcami o siłę roboczą?
jliberze, na jakim ty świecie żyjesz?
- na rynku pracy nie ma prostych relacji między ludźmi, a zazwyczaj pracodawcy w pierwszej kolejności zatrudniają pracowników z kręgu rodzinnego, a potem znajomych, a to nie jest kierowanie się logiką rynkową. Owszem, są specjaliści typu programiści, informatycy, administratorzy sieci, których pracodawcy zatrudniają, mając na względzie kapitał wiedzy, jaki wnoszą do miejsca pracy - ale z tego cały rynek nie składa się !!! Nie ma prostej konkurencji między pracodawcami, bo są przecież liczne przypadki, że jeden pracodawca chce, aby np. swoją córkę przyjął do pracy inny pracodawca, wtedy działa reguła odwzajemniania w imię której, nawet jeden pracodawca gotów jest skorzystać z usług innej firmy po nie-konkurencyjnych cenach, byleby dobić innego, korzystnego interesu. Dlatego nie ma prostej rywalizacji między pracodawcami, jest pajęczyna powiązań i siatka przeróżnych interesów, często sprzecznych. I z tego powodu wzrost płac pracowniczych, to z tego powodu, że pracodawca ma zaufanie do wysoko pracowników i chce ich zatrzymać.
Kapitalizm to jeden układ. Przyznał to nawet kiedyś "Dziennik", pisząc iż Kaczyńscy walczą w układem, czyli z kapitalizmem, bo kapitalizm to właśnie układ. Kapitalista najpierw zatrudnia z kręgu rodziny, następnie krewnych i kuzynów, potem znajomych, później znajomych znajomych. Tylko ewidentny brak fachowca na jakieś stanowisko zmusza go do zatrudniania i tolerowania kogoś z zewnątrz, czyli po prostu spoza układu.
Zatrudnienie gorszego znajomego zamiast lepszego nieznajomego to forma konsumpcji pracodawcy. Jest to obecnie powszechniejsze niż byłoby na wolnym rynku z powodów podatkowych - tego rodzaju konsumpcję można obecnie wliczyć w koszty firmy i nikt ci tego nie udowodni. Z ekonomicznego punktu widzenia nie ma różnicy między zatrudnieniem znajomego i zarobieniem mniej (bo jest mniej efektywny niż nieznajomy, przynajmniej w scenariuszu który rozważasz), a zarobieniem więcej i daniem znajomemu kasy.
Jak widzisz dotyczy to przede wszystkim mniej wykwalifikowanych stanowisk, bo tam pozostałe czynniki są stałe, czyli mając do wyboru podobnego kandydata, jasne że wybrany zostanie znajomy. W przypadku stanowisk bardziej wykwalifkowanych, korzyści z konsumpcji są często dużo mniejsze niż potencjalne straty firmy.
Jilberze, na jedno wychodzi, że rynkowe rozumowanie i podejście przy zatrudnianiu kandydatów do pracy, pracodawcy stosują tylko w przypadku wysoko wykwalifikowanych pracowników (gdzie wymagany jest wysoki kapitał wiedzy do zawodu), albo przy naborze pracowników do hipermarketów, supermarketów, McDonalsów i innych sieci fast food, rozdawania ulotek i klejenia plakatów oraz niewykwalifikowanych do szarej strefy. Natomiast między tymi dwoma sektorami rynku jest średni segment rynku pracy, na którym pracodawcy kierują się logiką zaufania i odwzajemniania interesów przy naborze kandydatów do pracy i trudno mówić o konkurencji między pracodawcami, bo są splątani powiązaniami.
wytłumacz mi Jilberze, dlaczego zatrudnianie znajomych z powodów podatkowych jest korzystniejsze, nie rozumiem twojego rozumowania ?
0,0001% stron najnowszej Krytyki Politycznej to rowniez (wbrew glosom zlosliwych krytykow) tematyka ekonomiczno-spoleczna. Postep widac jak na dloni.
Wolny rynek nie opiera się na walce?
Wolny rynek jest walką samą w sobie...
Wolny rynek zawsze jest wspierany przez aparat przemocy państwa, a rynki np. usług medycznych czy dostarczania wody, są wręcz przez państwo dekretowane prawnie...
Proszę, nie żartuj:)
Największą sprzecznością liberalizmu jest to że nie może on przetrwac bez pomocy państwa, bez dotacji dla upadających banków, bez dotacji dla Chryslera itd...
Tak stało się w Argentynie gdzie państwo za pieniądze z podatków dotowało banki by nie upadły w czasie kryzysu walutowego ehhh...
Rany człowieku, wiem że sie cieszysz że żyjesz w najwspanialszym że światów, ale proszę, zachowaj trochę krytycyzmu ( zgodnego z tradycją zachodnią , liberalną w szerszym niż tylko ekonomicznym sensie)
Częściowo macie racje, czesciowo sie mylicie. Otóż faktycznie rynek potrzebuje państwa, ale nieprawda jest że jest to sprzeczność. Chyba juz od Adama twierdzono że udział państwa jest potrzeby- choćby do zapewniania że uczestnicy gry rynkowej grają według zasad. Kwestią dyskusyjną jest tylko jak szeroki udział państwa uznamy za konieczny. No, może jacyś anarcho-liberałowie chcą totalnego zniesienia państwa, ale kto by ich tam słuchał.
Państwo dotowało Chryslera, ale czemu upadał? Nie przypadkiem "dzięki" silnej pozycji związków zawodowych, które nie zgadzały sie na cięcie kosztów?
Banki upadały, tyle że akurat działalność bankowa jest bardzo silnie regulowana przez państwo. Także w obydwu przykładach które Towarzysz podał w kryzys nastąpił, ale nie w warunkach liberalnych.
o Adama Smitha. Gdzieś mi uciekło nazwisko :)
Taaa... No bo spójrz:
Już Adam twierdził, że "udział państwa jest potrzebny"... Państwo to bóg? Tak. Adam to obywatel? Tak. Zachciało się obywatelowi "dobra luksusowego"? Zachciało. Podarowało mu państwo (bóg) Ewę? Podarowało.
Hmm... [Państwo-bóg] miało zapewnić, "że uczestnicy gry rynkowej grają według [jego] zasad"... Dbał Adam o Ewę (chuchał, dmuchał, hołubił...)??? Nie!!! Zostawił ją na pastwę losu czyli szatanowi (wolny rynek)!!! Co zrobiła Ewa? Ano to, co zrobiła. Zbuntowała się. Uszyła se majtki z liścia i poszła do rajskiego ogrodu po smaczniejsze jabłko...
Wychodzi na to, że Ewa to pierwsza libertarianka (nie chciała "słuchać się" państwa) i kobieta przedsiębiorcza (byznesłumen), natomiast Adam to pierwszy nieudacznik, który nie wiedział co z robić z otaczającym go luksusem, do którego ręki nie przyłożył...
Jak na tym wyszli oboje? Ewie interes nie wyszedł (na wolnym, szatańskim rynku), a Adam pozostał nieudacznikiem...
a ja myślałam,że było choć trochę romantycznie, w końcu świat dopiero co się zaludniał. A tu takie kwiatki jabłoni!
dla liberałów świat kończy się na Adamie Smithcie
jak zwykle merytorycznie, gratuluję!
Toż rzekł on był: "Idźcie i rozmnażajcie się". Czyli tłumacząc na współczesny: "DO ROBOTY! Produkować nowych obywateli!" (*_*)
Gdyby nie "ewy", które u szatana szukały pociechy, i zrozumienia, i rady, i rozrywek, i... to byśmy do tej pory o bożym świecie nic nie wiedziały, z nudów byśmy w tym bożym raju z "adamami" wykitowały...
Może dlatego bóg szatana stworzył, co by nam (i "adamom") ciekawiej i romantyczniej było? Jak myślisz, nana? Pytam się Ciebie, bo "dobrodziej" za mało polotu ma, ino merytorycznie by chciał...
Pracodawca to człowiek, a nie robot. Kieruje się maksymalizacją zysku, ale psychicznego. Jeżeli zatrudnienie znajomego jest dla niego wartością większą niż zwiększony zysk pieniężny przy zatrudnieniu nieznajomego, to zatrudni znajomego. Każdy ma prawo w ten sposób konsumować zarobione pieniądze, lub rezygnować z zarobienia większych pieniędzy, jeżeli sprawia mu to przyjemność, nie bardzo rozumiem waszej histerii z jednej strony że firmy tak dużo zarabiają bo jest bezosobowa "dzika" konkurencja nastawiona tylko na pieniężny zysk a z drugiej że jednak... tak nie jest. Zdecyduj się co jest powodem Twoich zmartwień.
KŁAMIESZ.
Libertarianie (a właściwie wszyscy liberałowie) chcą skończyć z corporate welfare, z dotacjami dla prywatnych firm (w tym banków), ratowaniem ich za pieniądze podatników.
To lewica zawsze była za interwencjonizmem państwowym, i dobrze o tym wiesz. A skoro dobrze o tym wiesz, bezczelnie KŁAMIESZ. W dodatku masz odwagę gadać takie bzdury że kapitalizm nie może przetrwać bez działań psujących wolny rynek wprowadzanych przez lewicę. Jesteś naprawdę bezczelny.
Przypominam uprzejmie że marksizm nie budował na niczym innym ale dokładnie na teoriach Adama Smitha i Ricardo. Smith nie był żadnym liberałem, dzięki jego bzdurnej teorii wartości opartej na pracy wrzucił rozwój ekonomi na błędny tor na całe stulecie, umożliwiając stworzenie potworka Marksizmu który był tylko logicznym wyciągnięciem wniosków z błędnych założeń Smitha.
to chyba znacie wyłącznie jakąś "sektę" liberałów.