Tekst Sutkowskiego sprawnie rozbija samozadowolenie mniej sprawnych w autopromocji klonów "Krytyki Politycznej". Tzw. nowa radykalna lewica jest rozpaczliwie jednorodna, a bezradne próby Piotra Szumlewicza, aby odróżnić się czymś merytorycznym od Sierakowskiego sprowadzają się do wymęczonego, acz wstydliwego, stosunku do PRL. Nie da się ukryć, że ten wymuszony wyróżnik wikła Szumlewicza w kłopoty, których Sierakowski może uniknąć dzięki temu, że nie jest zepchnięty do defensywy. Środowisko zawistne wobec KP szuka więc także innych wyróżników. Znaleziono je w tezie o braku odniesienia KP do kwestii ekonomicznych. Odpowiedź Sutkowskiego wystarcza, aby zwolennicy koterii przeciwnej podwinęli ogon i zajęli się szukaniem różnic na innym polu, co jest zajęciem – jak się wydaje – tyleż śmiesznym, co pozbawionym szans na powodzenie.
Trudno bowiem nie uznać, że twierdzenie Sutkowskiego (nie jego autorstwa zresztą, albowiem jest to tzw. prawda obiegowa "postępowej" lewicy): "... domeną gospodarki nie są już wielkie fabryki, lecz produkcja symboliczna, a zatem warunki naszego życia zależą w coraz większym stopniu od tego, jak zostanie skonstruowana sfera obiegu informacji i czy będzie ona reprodukować i pogłębiać zastane różnice społeczne czy nie. Ekonomia i kultura nie stanowią już odrębnych sfer", jest w pełni podzielane przez resztę nowolewicowych radykałów.
Nie miejsce tu na polemizowanie z tą tezą i wynikającą z niej praktyczną dyrektywą traktowania działań na "tradycyjne" i "nowe" sektory gospodarki jako równorzędnych, a nawet dawanie przewagi "nowym" sektorom. Wystarczy stwierdzić, że TA POSTAWA JEST ODZWIERCIEDLENIEM UWEWNĘTRZNIENIA TEZY O NIEUCHRONNOŚCI MIĘDZYMARODOWEGO KAPITALISTYCZNEGO PODZIAŁU PRACY.
Inne zarzuty, które Sutkowski odpiera bez najmniejszej trudności, dotyczą dwóch kwestii. Jedną z nich jest kwestia obyczajowa: "...nawet w najbardziej konserwatywnym społeczeństwie wolność wyboru stylu życia można sobie kupić – nam chodzi o to, żeby była dostępna niezależnie od zasobności portfela."
Nie ma różnicy na niekorzyść środowiska KP, a nawet to środowisko sprawniej wyraża swoje myśli. "Obyczajówka" na lewica.pl ma trudniej, bo musi odpierać ataki i gimnastykować się z braku niepodważalnej pozycji. W przeciwieństwie do KP. Koteria Majmurek-Szumlewiczowie ma bowiem więcej ograniczników na własnym podwórku, których nie może ignorować.
Najlepiej te kłopoty ilustruje dyskusja pod dialogiem lirycznym Majmurek-Szumlewicz na temat "lewicowej homofobii" (patrz blogi lewica.pl). Poniżej podsumowanie tej dyskusji uczynione przez nas, które rysuje jasno różnicę między lewicą obyczajową, wspólnie obejmującą środowiska "Krytyki Politycznej" i "Książki i Prasy" (portale lewica.pl i internacjonalista.pl), a marksistami.
Trudno dziwić się dyskutantom, że oburzają się na "ustawianie przeciwnika" i "dorabianie mu mordy" przez doborową parę Majmurek-Szumlewicz. Jednak prawda o lewicy jest nieco bardziej skomplikowana (a może prostsza?), niżby chcieli to widzieć oponenci naszych domorosłych Bonnie and Clyde. Istotę sprawy uchwyciła LO. Możemy dopowiedzieć, że z punktu widzenia marksizmu, klasowość nie polega na współczuciu ciemiężonym, ale na wskazaniu podmiotu emancypacji. Dla Marksa była to klasa robotnicza. A dlaczego klasa robotnicza klasą antagonistyczną dla klasy kapitalistów jest? (A nie bezdomny czy gej?) Albowiem w kapitalistycznym sposobie produkcji obie te klasy razem tworzą podstawę reprodukcji owego społeczeństwa, a pozycja klasy robotniczej daje jej jeszcze możliwość - jako jedynej - zakwestionowania rzekomo niepodważalnej pozycji kapitalisty jako właściciela środków produkcji.
Dlatego nie ma znaczenia, czy geje są bogaci, czy przymierają głodem; czy stoją najniżej w hierarchii społecznej pogardy, czy nie. To w ogóle nie ma znaczenia z punktu widzenia walki z kapitalizmem. Co nie oznacza, że przyzwoitego człowieka ma nie złościć dyskryminacja ze względu na płeć, orientację seksualną czy kolor skóry.
Weźmy jednak pod uwagę także i to, że marksizm nie ma ambicji wyzwalania wszystkich od wszystkiego, co złe. Ba, marksizm z dużą pokorą podchodzi do kwestii obyczajowych czy kulturowych - w przeciwieństwie do poputczików z Proletkultu - widząc w nich historyczny proces, który jest wypadkową faktycznych zaszłości i doświadczeń społecznych, a także, co nie jest bez znaczenia, swoistej dialektyki między tym, co wydaje się ponaddziejowo słuszne, a tym, co stawia konkretnohistoryczne wyzwanie.
Uważamy, że zapędy do rozwiązywania problemów, które są taką wypadkową, za pomocą dekretowania przez przedstawicieli ideologii drobnomieszczaństwa jedynie słusznych rozwiązań trąci autorytaryzmem. A taki autorytaryzm zarzuca się, np. Leninowi, że niby "etos" klasy robotniczej uciska swobodną myśl twórczą... Tymczasem marksizm nie chce rozwiązywać wszystkich problemów tu i teraz. Niektóre problemy same znikają, gdy zmienia się mentalność nawet w zupełnie innym miejscu, pozornie niezwiązanym z problemem. Ale pojawiają się inne. Albo stare wybuchają z nową siłą. Szara jest teoria, ale zielone wieczne życia drzewo, czy jakoś tam...
Rozwiązywanie problemów, czy to pracowniczych, czy to dowolnych mniejszości może odbywać się albo w ramach kapitalizmu czy postkapitalizmu (reformy, nawet daleko idące, np. model szwedzki), albo w drodze obalenia tego systemu. Z naszego punktu widzenia, to nawet nie wybór obiektu litości (robotnik czy gej) stanowi prawdziwą, jakościową różnicę. Niektórzy tutaj wydają się uważać właśnie, że zajęcie się wyizolowanymi kwestiami społeczno-ekonomicznymi (w przeciwieństwie do, np. mniejszości seksualnych) jest już rozwiązaniem problemu. Dyskryminację różnych grup społecznych można łagodzić lub nawet całkowicie wyeliminować w ramach (post)kapitalizmu. W przypadku ruchów kulturowych jest to prostsze niż w przypadku klasy robotniczej. Jeżeli tzw. lewica sama nie dostrzega jakościowej różnicy, różnicy metodologicznej, postawienia klasy robotniczej jako podmiotu emancypacji całego społeczeństwa (nie tylko jednej grupy społecznej), to trudno wymagać od gejów, żeby widzieli jakiś sens włączania się w ruch robotniczy. Taki sojusz taktyczny w sytuacji, kiedy lewica sama potrzebuje wsparcia, bo jest ekstremalnie słaba, byłby błędem kalkulacji ze strony mniejszości. Jak ktoś jest gejem, to nie znaczy od razu, że musi być idiotą. A poputcziki sami się przyłączą, kiedy lewica rewolucyjna się wzmocni. Są dowody historyczne.
Dzisiaj problemem jest brak świadomości klasowej nawet w klasie robotniczej. To jest zasadnicza przyczyna, dla której w ogóle drobnomieszczańskie ruchy mogą zaistnieć samodzielnie. Słabość lewicy jest tak wielka, że nawet niesamoistne ruchy społeczne wydają się przy niej "masowe".
Uznanie słuszności czy niesłuszności żądań tych ruchów nie ma tu nic do rzeczy. Skarlenie lewicy rodzi skarlałe problemy. Tego dowodem są wpisy naszej popisowej pary (reklamowane na portalu internacjonalista.pl). I nie chodzi tu nawet o to, że sam problem dyskryminacji jest tyci, ale o to, że dyskurs na lewicy usiłują narzucić ludzie, którzy normalnie nigdy by na lewicy niekoncesjonowanej nie zaistnieli.
Post scriptum: ZARZUT O "AKADEMICKOŚĆ".
Tu też Sutkowski nie ma najmniejszych problemów: "Wychować wychowawców (polityków, naukowców, dziennikarzy, publicystów) – to zadanie domowe prawica w latach 90. odrobiła z wielką pilnością, czego efektem jest dzisiejsza dominacja języka konserwatywno-liberalnego w sferze publicznej."
Zarzut "akademickości" jest w ogóle stosowany w odniesieniu do tych, którzy usiłują przywrócić tradycje myślenia teoretycznego. Tyle, że w stosunku do odgruzowywania marksizmu, zarzut ten przybiera formę nieco mniej elegancką: mowa-trawa, bajdurzenie, odlot, fantazjowanie, archaiczna gatka itd.
Nie szukały rozgłosu, bo ciągnął się za nimi smród "komuny" z jej PZPR-em. Siedzieli cicho jak myszy pod miotłą (kościelną?). Stąd konkardat, ustawa "anty skrobankowa" i kapitalizm z krwiożerczą mordą. Spróbowaliby się wychylić, skoro przy "okrąglaku" umówili się na różne ustępstwa i "kompromisy" w zamian za siedzenie przy żłobach i nie grzebanie w życiorysach...
według Krytyki Politycznej, skoro dysktryminowane są grupy upośledzone ekonomicznie, to należy walczyć z dykstryminacją- a nie z upośledzeniem ekonomicznym??? Toż to właśnie liberalizm... Bez likwidacji dyskryminacji ekonomicznej inne formy dyskryminacji zawsze będą, są nie do uniknięcia!
Moim zdaniem, należy walczyć co najmniej na obu frontach, a kto wie czy nie przede wszystkim na froncie ekonomicznym...
Ludzie, którzy będą ekonomicznie wyzwoleni, będą mieli więcej czasu i możliwości podniesienia swojego poziomu świadomości, przez co ani nie dadzą się dyskryminować, ani nie będą, z powodu własnych frustracji ekonomicznych, dyskryminować innych...
Krytyka Polityczna jest w sumie fajnym przedsięwzięciem, bez tej inicjatywy czegoś by brakowało w polskim lewicowym krajobrazie. Z pewnoscią zasługą środowiska Krytyki jest usankcjonowanie obecności dyskursu lewicowego na salonie, co jeszcze trzy, cztery lata temu bylo nie pomyślenia. Ale za to Krytyka płaci pewną cene, punkt odniesienia dla nich to salon, z którym Krytyka dyskutuje, ale nie środowiska lewicowe, ani nie ludzie pokrzywdzeni w Polsce.
Wydawnictwo Krytyka i Ha-art wydaja ciekawe tłumaczenia,ale nie ma żadnej pozycji zespołu Krytyki dot. krytyki tego co tu i teraz w Polsace, sa tylko fragmentaryczne i doraźne teksty z gazet. Jedyny wyjątek, krytyka reformy zdrowia zamykała się neoliberalnych ekonomicznych ramach. Było pochylenie się nad pielęgniarkami i opieka nad białym miastecznkiem - ale nie towarzyszyła temu żadna krytyka społeczna. Poprzez spotkania lokalne robią świetny marketing dla tych publikacji, ale np. ukochanego maestro Zizka nie stosuja do analizy tego co tu i teraz w naszym kraju. Lokalne Kluby też budzą wątpliwość, bo zagarniają istniejące już inicjatywy i centralizują je pod egidą Krytyki. Niestety, nie pod egidą krytycznych analiz tego co sie u nas w kraju dzieje, bo wiekszość spotkań dotyczy promocji ksiazek Krytyki, albo wydarzen ze sfery obyczajowej czy szeroko rozumianej kultury... problem w tym, że w mediach reprezentacja lewicy jest redukowana do Krytyki Politycznej, a Krytyka Polityczna do Sławka Sierakowskiego (dokładnie utrwala to pan Sutowski porównując go do Gomułki)
Krytyka Polityczna w praktyce jest kreowaniem rynku na książki (które lubię czytać), oraz komitetem wyborczym Slawka Sierakowskiego et al. Tylko gdzie tu krytyka polityczna czy społeczna i gdzie program lewicowy?
Na szczescie krytykę lewicową uprawiają inne środowiska...
Natomiast panu Sutowskiemu chcę zwrócić uwagę, wirtual, ekonomia symboliczna etc - nie może funkcjonować bez ekonomii produkcji, tak jak program komputerowy nie może funkcjonuje bez komputera, a komputera nie można wyprodukować bez przemyslu, bez pracy ludzi czy bez wkładu surowcow. Ograniczenie krytyki do interwencji semiotycznych przenosi krytykę do wirtualu i tam ja pozostawia....
między KiP a KP nie ma żadnej różnicy rzeczowej.
Jest natomiast różnica w częstotliwości ukazywania się i poziomie redagowania pism tych grup (na niekorzyść tej pierwszej).
jaki komitet wyborczy? Czego jak czego, ale Sierakowski będzie jak ognia unikał własnie weryfikacji przez wyborców. Cała jego siła bazuje na kumoterskich układach i znajomościach, które zapewniają KP monopol na reprezentowanie lewicy w mediach establishmentu oraz "wirtualną" popularność. Wszędzie tam, gdzie KP nie korzysta ze znajomości, lecz musi bazować na oddźwięku opinii publicznej, jej wyniki są raczej mizerne - nieco większe na tle innych środowisk lewicy, ale nadal niszowe. Sierakowski nie chce być drugim Kwaśniewskim, lecz drugim Michnikiem - mieć wpływy i władzę, ale niezależne od poparcia społecznego. To jest projekt ściśle elitarny i de facto prawicowy - jako kontrola inteligenckiej grupki nad społeczeństwem i jego mózgami. Bardzo trafnie swego czasu A. Smosarski porównał KP do Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego - to jest elita, która chce ustawiać społeczeństwo wedle własnych interesów i zamiarów, nie pytając go o nic.
I to by było na tyle o "Krytyce Politycznej".
ściśle mówiąc- Krytyka spowodowała usankcjonowanie PEWNEJ CZĘŚCI lub PEWNEJ ODMIANY dyskursu lewicowego- takiego, który był wygodny dla konserwatystów... To właśnie pułapka wchdzenia w mainstream, zamiast tworzenia niezależnej myśli...
Zły przykład:
"tak jak program komputerowy nie może funkcjonuje bez komputera"
Znakomicie może! Patrz: Edsger Dijkstra "Umiejętność programowania".
O ile możecie mieć racje w kwestii krytyki poczynań KP ze strony grup które próbują wobec środowiska Sierakowskiego uchodzić za opozycyjne, o tyle zdumiewające jest że Wy sami w żaden sposób nie pchnęliście tak sprawy robotniczej naprzód aby w Polsce ponownie narodziła się rewolucyjna partia klasy robotniczej.
Woleliście działać w organizacjach które w żaden sposób nie kontynuowały tradycji rodzimej lewicy rewolucyjnej lecz były typową ucieczką deklaracji własnych przekonań i dążeń.
Czym sie skończyły takie inicjatywy jak GSR, każdy wie kto trochę bardziej szczegółowo wnika w historię polskiej tzw. lewicy rewolucyjnej po roku 1989.
Mnie bawi iż Wy jako zdeklarowani marksiści (często zresztą wytykający innym zdeklarowanym marksistom błędy natury ideologiczne) na tym forum nawiązujecie inne specyficzne sojusze ze zwolennikami "nie-etnicznego patriotyzmu" i gorącymi przeciwnikami międzywojennego ruchu komunistycznego.
P.S
Te przypisywanie coraz szerszych wpływów lewicy na uczelniach jest wedle mojej oceny dość naciągane przez członków i sympatyków KP i mija się z faktycznym zjawiskiem jakie występuje na polskich uczelniach czyli z całkowitym zobojętnieniem na sprawy polityczne i społeczne.
BB
Możnaby jeszcze z trochę innej perspektywy przedstawić problem "dlaczego klasa robotnicza była dla Marksa "?
Oczywiście najważniejsze jest to co napisaliście:
>>>"dlaczego klasa robotnicza klasą antagonistyczną dla klasy kapitalistów jest? (A nie bezdomny czy gej?) Albowiem w kapitalistycznym sposobie produkcji obie te klasy razem tworzą podstawę reprodukcji owego społeczeństwa, a pozycja klasy robotniczej daje jej jeszcze możliwość - jako jedynej - zakwestionowania rzekomo niepodważalnej pozycji kapitalisty jako właściciela środków produkcji."
Gdy młody Marks zaczął zajmować się problemami filozoficznymi i ekonomicznymi to nie zadawał sobie pytania "co lub kto może być grabarzem kapitalizmu" tylko po prostu badał kapitalizm, a "odkrycie" klasy robotniczej jako "podmiotu emancypacji" było jednym z pierwszych wyników jego pracy. Tu tkwi jakościowa różnica między nim i Engelsem, a "wielkimi utopistami", anarchistami, nowolewicowcami. Ci drudzy szukają podmiotów emancypacji prowadzącej do jakiejś utopii, dla marksa i engelsa możliwość/konieczność "utopii" (nieprzypadkowo wziętej tu w cudzysłów) była wynikiem pracy teoretyczno-praktycznej. jak sami przyznają:
>>>"(...) gdybyśmy nie znaleźli w społeczeństwie, jakim ono jest, utajonych materialnych warunków produkcji i odpowiadających im warunków obiegu, niezbędnych dla bezklasowego społeczeństwa, wszystkie próby [jego] rozsadzenia byłyby donkiszoterią"
- Marks, Engels, Zarys krytyki ekonomii politycznej, [w:] Dzieła wybrane 2, W-wa 1981 s. 54
Paweł Marens Lencki
Co oznacza:
a) "nieetniczny patriotyzm" i
b) międzywojenny ruch komunistyczny?
Nie zamierzamy reaktywować Grupy Samorządności Robotniczej, ani Grupy Inicjatywnej Partii Robotniczej, choć co poniektórzy byli członkowie GSR/GIPR - choćby Jacek Tittenbrun - byli nawet nią zainteresowani. Nie jesteśmy już tak koncyliacyjni jak kiedyś (za co cenił nas Tomasz Rafał Wiśniewski). W latach 1992-1993, na fali strajków przeciw prywatyzacji i transformacji kapitalistycznej zapraszaliśmy wszystkie grupki skrajnie lewicowe do współtworzenia GIPR i współpracy z "Sierpniem'80". Z miernym skutkiem. Dziś nie widzimy takiej potrzeby. Nie zawieramy żadnych sojuszy. Jedyna okazja została utracona. Kapitalistyczna transformacja dokonała się. Nadszedł czas klarownych podziałów.
czy nski poziom wydanict KiP obejmuje również twoje publiikacje ??? Zdaje sie, że w tych wydanictwach o tak niskim poziomie strałeś się publikować, czy pozimo obniżył sie dopiero po twoim odejściu ?
Po pierwsze:
Owe pytanie dotyczące znaczenia "nie-etnicznego patriotyzmu" powinniście zadać niejakiemu D95. To on poruszył wątek kulturowy który wedle niego jest przez lewicę pomijany.
Jeżeli ja już bym miał coś tu dodać to tylko tyle że dla mnie taki patriotyzm nie-etniczny wyraża się w pewnym szacunku dla dóbr kultury polskiej, tradycji walk powstańczych.
Choć z drugiej strony na to patrzeć można w taki sposób iż jest to jakaś zasłona dymna którą stosują owi wielcy patrioci jakby namawiając lewicę do wyzbycia się chęci podkreślenia interesu klasowego proletariatu w skali międzynarodowej i nie podważania w sposób jednoznaczny sprzeczności klasowych zachodzących w każdym przecież społeczeństwie.
Po drugie:
Precyzyjniej rzecz ujmując miałem na myśli ruch komunistyczny działający już w tzw. niepodległej II RP.
To sformułowanie odnosi się oczywiście do działalności KPP.
poziom, o który pytasz, był niski zawsze.
Niemniej jednak, niektórzy autorzy dobrej klasy (np. P.Ikonowicz, P.Kownacki, J.Tomasiewicz) sądzili, że coś z tym poziomem można zrobić in plus albo przynajmniej odpowiadać tylko za swój własny tekst. Miło mi - gdy idzie o podobne stanowisko wobec tytułów, o których mówimy - zaliczyć siebie do ich grona.
Teraz podobnych nadziejom nikt już chyba nie ulega.
A zatem, Pawle, sugerujesz, że skumaliśmy się z Durango 95 i redakcją "Obywatela". Nawet jeśli chcesz nas, Pawle, koniecznie obrazić, to powinieneś wiedzieć, że już nie raz krytykowaliśmy Remigiusza Okraskę i jego drużynę. Niemniej pierwszy wpis w niniejszej dyskusji, a zwłaszcza cytat z blogu, stawia ową drużynę na równi z pozostałymi. NA RÓWNI POCHYŁEJ. To rzeczywiście pewnien awans. Wyróżniamy jedynie LO. I nie chodzi tu tylko o Lutte Ouvriere.
Do drużyny R. Okraski nie przekonuje nas nawet entuzjastyczna recenzja trzytomowej pracy Jacka Tittenbruna "Z deszczu pod rynnę" (patrz: obywatel.salon 24). Nawet w niej próbuje on bowiem przeciwstawić marksizm (i guru radykalnej lewicy) skrajnej lewicy. My zaś przeciwstawiamy marksizm nowej radykalnej lewicy. A to nie to samo. Dystansujemy się również od neomarksizmu, a zatem i od Jacka Titenbruna.
A tak swoją drogą. Nie słyszeliśmy by Jacek Tittenbrun dystansował się od nowej radykalnej lewicy czy "Obywatela". W kwestiach lewicowej rodzinki i przyległości wygląda raczej na człowieka niezorientowanego. Stąd zapewne zapowiadany wywiad z nim w najnowszym "Obywatelu".
Profesor Tittenbrun po prostu nie jest paranoicznym sekciarzem, jak wy. Jest też lepiej wychowany od was. Może dlatego ktoś go traktuje poważnie, w przeciwieństwie do was.
Durango, wszyscy traktują "poważnie" byłych członków GSR i GIPR, zwłaszcza tych aspirujących do roli ekspertów, a nie samodzielnych graczy. Można nawet powiedzieć, że są lubiani i rozchwytywani - pasują bowiem do każdej lewicowej formacji. Wymieńmy tu Jana Dziewulskiego, Jerzego Łazarza i Jacka Tittenbruna. Więcej kontrowersji wzbudzał Zbigniew Partyka, ale i on znalazł na to sposób, wykazując zdolności dostosowawcze. Choć, jak się okazało, były granice. W przeciwieństwie do niego nie zamierzamy się do nikogo dostosowywać. Wręcz przeciwnie.
BB
Przywołaliście postać prof. Jacka Tittenbruna z którym ukazał się wywiad również na łamach "Trybuny Robotniczej".
Bodajże w tym samym numerze wyżej wymienionego tytułu tygodnika, można przeczytać krótkie fragmenty książki "Z deszczu pod rynnę" autorstwa przez was wywołanego w dyskusji, profesora.
Według mnie redaktor Okraska próbuje powielić tylko to co zrobili redaktorzy "TR" i dodatkowo posłużyć się skądinąd ciekawą pozycją książkową (należy nadmienić iż ciężko dostępną) w celu stworzenia pozorów twardej krytyki rzeczywistości mającej się odbywać na łamach pisma "Obywatel".
Być może Jacek Tittenbrun jest niezorientowany i tylko stał się obiektem westchnień środowisk związanych z pewnymi tytułami pism politycznych.
Ciężko jest zrozumieć takie niezorientowanie biorąc pod uwagę to iż "Obywatel" to pismo które dystansuje się od podziałów politycznych i wręcz chwali sobie dyfuzje różnych przekonań.
Chociażby już same eksponowanie przez "Obywatela" jedynie słusznych patriotycznych idei Piłsudskiego, Dmowskiego, Witosa i Abramowskiego które w zamierzeniu jako jedyne predysponują do miana tych co mogą kształtować twórczo świadomość Polaków jest kwintesencją deklaracji składanych przez twórców tego pisma.
Ja nie zauważam by nadchodził czas klarownych podziałów.
Jest wręcz przeciwnie. Coraz więcej ludzi podszywa się pod różne idee. Chociażby redaktorom "Obywatela" nie jest trudno odwoływać się do "ostrej" socjaldemokracji, Piłsudskiego, Krzywickiego (pod którego skrzydłami wyrosło kilku takich absolwentów którzy potem znaleźli się w ruchu komunistycznym) Dmowskiego (tego co widział w "ideowcu" Piłsudskim "szlachetnego socjalistę") czy Witosa.
Dla mnie osobiście klarowne podziały nastąpiłyby wtedy gdy pewne faktyczne tradycje na lewicy zostały we właściwy sposób rozwinięte w nowej rzeczywistości a nie uznane za jakieś tło historyczne o którym wiecznie będzie się wspominać.
Była większa szansa na odgruzowanie lewicowych tradycji w latach 90-tych. Wszyscy jednak wtedy odgruzowywali de facto reformistyczną myśl na lewicy szybko stając sie socjaldemokratami czy socjalistami PPS-owskiego chowu.
Na lewo od socjaldemokracji istniał również ZKP "Proletariat" który też większego wpływ na kształtowanie świadomości politycznej ludzi nie miał a jedynie liczył na przychylność w traktowaniu ze strony socjaldemokracji.
Tzw. ortodoksi marksistowscy zamiast reaktywować KPP, w obliczu tej bezproduktywnej odnowy socjaldemokracji w różnych formach woleli tworzyć grupy wzajemnej adoracji.
Klarowne podziały nie mogą się wyrażać w sekciarstwie ale i też w pomieszaniu wszystkiego ze wszystkim.
Co nie oznacza że np. komuniści nie mogą zawierać z socjalistami kompromisów, nawet sojuszy w celu chociażby dojścia ze swoimi przekonaniami do klasy robotniczej.
Oczywiscie, masz rację.
Dodalbym tylko, ze walki ekonomicznej NIE MOZNA w Polsce prowadzic rownolegle z obyczajowa - mozna nad tym ubolewac, ale zdecydowana wiekszosc spoleczenstwa jest konserwatywna - i jakkolwiek z lewicowymi pogladami ekonomicznymi jest jej po drodze (choc jest oczywiscie kwestia dotarcia do ludzi z jasnym przekazem), to radykalne postulaty emancypacyjne lewicy obyczajowej zniechecaja ja do dzialania w Ruchu.
KP, podobnie jak inne pisma i srodowiska o podobnych pogladach (np. Recykling Idei) - nie ma szans na umasowienie, wrecz przeciwnie, skazuje caly ruch na wegetacje na marginesie sceny politycznej.
Media tu niczego nie zmienia- ostateczna walka i tak rozstrzygnie sie w koncu przy urnach wyborczych - a tu koledzy z TVN nie pomoga...
zapewniam cię, że prof. Tittenbrun potrafi czytać i rozumie to, co się do niego mówi. Skoro ten radykalny krytyk uwłaszczenia nomenklatury oraz antypracowniczych trendów w realnym socjalizmie udzielił wywiadu gazetce wysławiającej Gierka i publikującej wywody weteranów PRL-owskiego zamordyzmu z LWP, to tym bardziej miał rację udzielając go gazecie, która twardo stoi na gruncie antyliberalizmu gospodarczego.
P.S. Gdybyś naszą gazetę znał z lektury, a nie z oglądania okładki, to wiedziałbyś, że wywiad "o Dmowskim" jest wobec endecji mocno krytyczny, zwłaszcza w wykonaniu osoby zadającej pytania, czyli mnie.
jestes wspanialy ziemia jest okragla slonce swieci a Tittenbrun umie czytac i jeszcze cos rozumie
wiecej takich kawalkow
Czas klarownych podziałów, to nie okres konsensusu na temat tego, jak dzieli się scena polityczna, bo to raczej utopijne oczekiwania. Czas klarownych podziałów to okres, kiedy dochodzi do wyklarowania linii zasadniczego podziału, czyli wokół takiego kryterium, które najprzejrzyściej taki podział rysuje. To niekoniecznie obiektywna linia podziału w sensie naukowym, ale często stronnicza i partyjna linia wzbudzająca opór. Właśnie ten opór może być świadectwem jątrzącego, a więc realnego podziału.
Tak sobie myślę, że linia podziału przebiega tam, gdzie aktualnie urzeczywistnia się sprzeczność między najogólniejszą kontrowersją filozoficzną w dziejach – między materializmem a idealizmem. Przebadajmy zagadnienia pod tym kątem, a wyjdzie nam zapewne, gdzie jest zasadnicza linia podziału politycznego.
Reaktywowanie KOMUNISTYCZNEJ PARTII to nie taka prosta sprawa, jak by się tobie wydawało. Efekt sądowych przepychanek z ZKP"Proletariat" to... KARYKATURA. Mamy więcej szacunku dla historii rewolucyjnego ruchu robotniczego, a nawet rodzinne zobowiązania. Nie oczekujemy od was wiele, może TROCHĘ SZACUNKU.
EB;
Po pierwsze filozofie trzeba przekładać w czyn i umiejętnie ją dostosowywać w wypadku nawet niesprzyjających warunków.
Realna linia podziału o czym dobrze Wam jest wiadomo, zawsze tam zachodzi gdzie dokonuje się sprzeczność interesów na tle klasowym. Tylko realne działanie na polu politycznym, nacechowane głęboką wolą zmiany rzeczywistości społeczno-politycznej jest w stanie dokonać przekształcenia stanu świadomości klasowej, klasy robotniczej.
WB;
Ja Wam nie ubliżałem i nie kierowałem do Was pytania z wcześniejszym zaznaczeniem iż możecie posiadać ciągoty stalinowskie.
Wy natomiast bezsprzecznie zasugerowaliście mojej osobie, odpowiadając wyliczanką klasyków i jednego uzurpatora, wymieniając przy okazji me imię iż rzekomo miałbym nawiązywać do Stalina co jest wierutną bzdurą.
Powinniście mnie za to przeprosić lecz nie wiem czy powinienem tego oczekiwać od kogoś kto traktuje się za jedyną słuszną wyrocznie.
Właśnie to że jako nieliczni którzy wywodząc się z rodziny o tradycjach komunistycznych w dalszym ciągu czujecie nawet rodzinne zobowiązania powinno nie popędzać waszych wyssanych z palca podejrzeń.
Z całym szacunkiem ale przesadą może być też wasza ciągła podejrzliwość nie poparta żadnymi dowodami.
Być może niespecjalnie wam zależało na reaktywacji KPP co związane jest z waszym brakiem zdolności do wspólnego działania jak już to sami orzekliście.
Durango;
Ciesze się ze prof. Tittenbrun umie czytać.
Jakże jestem tymże doniosłym faktem pocieszony.
Nie mam pretensji do prof. Tittenbruna że będzie udzielał waszej gazecie wywiadu jeżeli faktycznie nie jest zorientowany politycznie jak to podkreśla WB.
Tittenbrun ma racje twierdząc iż to w gruncie rzeczy partyjna nomenklatura odpowiada za kapitalistyczną transformację choć elity inteligenckie "S" odpowiadają w równi za to co się stało po roku 1989.
Pamiętaj również Durango że pomimo iż Gierek de facto sprawił iż system realnego socjalizmu otworzył się na rzeszę sprawnych karierowiczów którym na żadnej ideologii nie zależało to tenże człowiek był związany z francuskimi klasowymi związkami zawodowymi w okresie międzywojennym a w czasie gdy był on pierwszym sekretarzem KC PZPR dokonano przedsięwzięć (oczywiście na kredyt) których nigdy wcześniej w Polsce ani później nie zrealizowano co tobie patriocie tym bardziej powinno się podobać.
LWP to organizacja która nie była spójna tak ja wy to sobie ubzduraliście. Znam byłych żołnierzy LWP którzy krytycznie odbierają posunięcia Jaruzelskiego i jego betonu.
Znam też takie przypadki w LWP, gdzie było mnóstwo tzw. gumowych uch które nie wyznając żadnej ideologii wspierały wyłącznie własne kieszenie. To nie byli przeciwnicy opozycji z pobudek ideologicznych a jedynie wyrobnicy aparatu. Dzisiaj te gumowe ucha chodzą do kościoła albo startują z list ...LPR.
Nic nie zrozumiałeś: prof. Tittenbrun umie czytać i dlatego jest "politycznie zorientowany". Tyle tylko, że nie jest sekciarzem, który drży z obawy, że mógłby udzielić wywiadu gazecie o profilu nieco odmiennym od jego poglądów (choć nie sądzę, by w kwestii oceny polskiej prywatyzacji coś nas różniło). Normalny człowiek głosi swoje poglądy wszędzie tam, gdzie ma okazję, gdy zapewnia się mu ich suwerenne głoszenie - sekciarze natomiast tak się boją o swoją "czystość", że przekonują tych, którzy już dawno są przekonani.
Chyba żartujesz - sprowadzenie naszej działalności do "grup wzajemnej adoracji", sekciarstwa, i "pomieszania wszystkiego ze wszystkim", z wyjątkiem kontynuacji tradycji lewicy rewolucyjnej - mamy uznać za dobrą wolę i merytoryczną dyskusję.
To co ciebie "bawi", nas bynajmniej nie bawi. Nie dla zabawy tu jesteśmy.
Nie bądźmy tacy naiwni. W twoim, Durango, wydaniu sekciarzami są ci, którzy nie przyjmują dyktowanych przez ciebie warunków. Nie chcą zatem grać na twoich warunkach na twoim podwórku.
za sekciarzy nie uważam np. PPP czy Krytyki Politycznej, które, jak wiadomo, nie przyjęły "moich warunków" i w ogóle nie są z mojej bajki. Wy natomiast jesteście bez wątpienia bezproduktywnymi sekciarzami, ale to akurat dla mnie żaden problem i żadna strata.
Oczywiście.