Oby się wam udało bo jak się nieuda to nam nieuda sie napewno bo od kogo bedziemy brać przykład?
a w Polsce nędza :(
sugeruje brak pozytywnego programu
Nazwa nie jest jednak rzeczą obojętną. Dowód znajdziesz w naszej dyskusji z "demokratą", w której nota bene wprost nawiązujemy do Nowej Partii Antykapitalistycznej:
DEMOKRATA:
"ŚWIADOMOŚĆ BB!!!
"która zapomniała o swojej rewolucyjności do tego stopnia, że po wypadnięciu z Labour Party tworzy Partię Socjalistyczną, próbując beskutecznie zagospodarować miejsce po przesuwającej się ku liberalizmowi socjaldemokracji. Powtarza zresztą na tym polu ewolucję głównego nurtu posttrockistowskiego, zwanego 'Czwartą Międzynarodówką', Zjednoczonym Sekretariatem, bądź madelistami".
BB - za to Komunistyczna Partia Chin albo Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej, Komunistyczna Partia Mołdawii czy Francuska Partia Komunistyczna albo Komunistyczna Partia Grecji itp. zachowały swoje rewolucyjne nazwy, ale ani trochę rewolucyjnego programu. Nie o nazwę organizacji tu idzie, nazwa musi się odnosić do zastanej świadomosci klasy robotniczej a nie byc "konsekwentna" za wszelka cenę. Co z tego, ze Partia Socjalistyczna czy sekcje Czwartej Miedzynarodowki(nie wszystkie zresztą) zmieniają swoje nazwy na bardziej korespondujące ze świadomością proletariatu, skoro zachowały w programach perspektywę rewolucyjnego przejęcia władzy przez klasę robotniczą, budowę państwa robotniczego(nawet jeśli w ostatnich deklaracjach LCR zniknął już klasyczny, ale mało zrozumiały wśród klasy robotniczej termin "dyktatura proletariatu") i po prostu nadal są organizacjami rewolucyjnymi w sensie marksistowskim, za główny motor zmiany uważające niezależne akcje rewolucyjnego proletariatu? I co z tego, że używają w swoich deklaracjach terminów współcześnie zrozumiałych zamiast starych - owszem, słusznych i nadal aktualnych - ale jednak nie zrozumiałych dla mas? Czy o terminologię chodzi w rewolucji przede wszystkim?
NASZA ODPOWIEDŹ:
OSTATNIA BRZYTWA RATUNKU
Istotnie, nie o szumnie brzmiące nazwy tu chodzi. Inaczej liderem byłaby na gruncie polskim bezsprzecznie paranoiczna Walcząca Grupa Rewolucyjna.
Zacznijmy więc od początku:
Po pierwsze, "nazwa musi się odnosić do zastanej świadomości klasy robotniczej a nie być 'konsekwentna' za wszelka cenę". Ciekawe, czy nazwa, np. Nowa Partia Antykapitalistyczna tak naprawdę odnosi się do "zastanej świadomości klasy robotniczej"? Mielibyśmy niejakie wątpliwości, biorąc pod uwagę nie tylko niezrozumiałość hasła antykapitalizmu, ale i niechęć robotników do partii jako wyrazu parcia elit politycznych na diety poselskie. To znaczy, demokrato, że pewne odniesienia do świadomości klasy robotniczej mogą być nieco na wyrost, a inne już nie? I to wy, demokraci, jesteście władni, aby dekretować które?
Po drugie, "perspektywa rewolucyjnego przejęcia władzy przez klasę robotniczą", "budowa państwa robotniczego" (chociaż bez niezrozumiałego trzymania się czegoś tak wstrętnego demokracji, jak "dyktatura proletariatu"), "główny motor zmiany to niezależne akcje rewolucyjnego proletariatu", te wszystkie deklaracje są oczywistymi kłamstwami, albowiem trudno je uznać za jedynie inny wyraz tych samych dążeń.
Przyjrzyjmy się bowiem bliżej temu nagromadzeniu słów, w których nie ma żadnego wewnętrznego sensu. Oczywiście, "perspektywa rewolucyjna" jest jak najbardziej perspektywą bliską sercu radykałów. Wystarczy wziąć "Rewolucję" Kowalewskiego. Niemal wszystko może być rewolucją, i ruch autonomiczny, i rap. Trochę trudno czasami pogodzić rewolucję z demokracją, ale w końcu w przeciwieństwie do klasyków współcześni radykałowie, którzy bardziej czują wolę klasy robotniczej (np. górników czy stoczniowców) doskonale wiedzą, że owa klasa da się pokroić za demokrację i nie zabierze się za żadną rewolucję, która nie będzie superdemokratyczna, a szczególnie demokratyczna oddolnie.
I anarchiści, i trockiści wiedzą, że rewolucja będzie miała przebieg alterglobalistyczny i nie będzie się niczym różniła od demokracji partycypacyjnej. Tego typu świadomość demokratyczna, oczywiście, rodzi się u robotników spontanicznie, ba, rozwija się u nich dalej, spontanicznie, rzecz jasna, w państwo robotnicze. To państwo nota bene, to już przestaje się podobać anarchistom, którzy państwa nie lubią i którzy je zaczynają zwalczać, kieruje się zasadami demokracji, a nie "dyktatury proletariatu". Oczywiście, w dobrze pojętym interesie klasy robotniczej, którą irytuje, kiedy stawia się na pierwszym miejscu jej interesy ekonomiczne i polityczne, zaniedbując prawa gejów i lesbijek, nie mówiąc już o tym, jak wścieka ją łamanie praw mniejszości etnicznych. Istotnie, nasi radykałowie idą nosem przy ziemi za tropem robotników.
Idźmy dalej: "niezależne akcje rewolucyjnego proletariatu". "Niezależne" od czego? Przecież nie od "obyczajówki" lewicowej. Przecież nie od innych grup pracowniczych nie będących klasą robotniczą. Tu dochodzimy do sedna sprawy. Przecież według radykalnych, lewicowych demokratów nie ma czegoś takiego, jak "tradycyjna" klasa robotnicza. Jest za to "klasa pracownicza" i wyszczególnianie klasy robotniczej jest nie na miejscu. Nie nadąża za dzisiejszą świadomością proletariatu. Jeżeli klasa robotnicza jest tożsama z klasą pracowniczą (klasą pracującą), to nie ma sensu mówienie o niezależności akcji klasy robotniczej czy o dyktaturze proletariatu w sensie dyktatury klasy robotniczej. Nie ma więc konsekwentnie sensu mówienie o perspektywie rewolucyjnego przejęcia władzy przez klasę robotniczą czy o budowie państwa robotniczego, albowiem tak naprawdę chodzi o państwo ogólnonarodowe czy (ogólno)ludowe. (To my wolimy już anarchistów). Jesteśmy zatem na znajomym gruncie ideałów socjaldemokratycznych, z naciskiem na demokratyczność. W optyce socjaldemokratycznej "rewolucyjny" oznacza końcowy etap reformizmu, w ramach którego zostaną przygotowane wszystkie warunki powstania nowego państwa. Nic w tej perspektywie złego, chciałoby się rzec: niech tak się stanie! Dyktatura klasy robotniczej jest więc tu zbędna, a nie "niezrozumiała" dla robotników. Tak więc demokrata uważa albo marksistów, albo robotników za idiotów.
W rzeczywistości rzecz nie idzie o to, że coś jest "niezrozumiałe" dla robotników. Rzecz w tym, że pod pretekstem, że coś jest niezrozumiałe dla nich, odrzuca się z tradycji te wątki, które są "niezrozumiałe" (a właściwiej byłoby powiedzieć nie do przyjęcia) dla bazy zastępczej, czyli dla drobnomieszczaństwa. Nie ma w tym żadnej więcej filozofii. Baza drobnomieszczańska i jej ruch "masowy", alterglobalizm, jest ostatnią deską ratunku dla radykalnej lewicy, która odeszła od marksizmu i uwierzyła, że jej niemoc jest niemocą klasy robotniczej. Amen.
Swoją drogą jest to pierwsza krytyczna recenzja NOWEJ PARTII ANTYKAPITALISTYCZNEJ na rynku polskim.
marnie to widzę. ale niech działają...
nazwa jest tymczasowa, bo jaka będzie o tym mają zdecydować działacze. Rzecz jasna nie będzie to wyśniona partia BB - bo żeby była idealna składać musiałaby sie tylko z nich samych :)
Jak tak naprawdę miałaby się nazywać według Was partia reprezentująca stricte interesy rewolucyjnego proletariatu?
Ciekawe, Darku, że Wasza ulubiona partia antykapitalistyczna jakoś nie odwołała się w części polskiej do czegoś więcej niż tylko do PPP. A przecież jest z czego wybierać. Czy więc może się ona w tej części składać tylko z Was? Czyżbyś dostrzegł źdźbło w oku bliźniego swego?
Idealnych partii nie ma. Kompromisy są częścią polityki. Merytorycznie różni nas pogląd na rolę klasy robotniczej w obalaniu kapitalizmu współcześnie. Resztę złośliwości nt. charakteru i urody możecie sobie darować, bo są bez znaczenia.
czy NPA będzie:
1)zorganizowaną wg zasady centralizmu demokratycznego partią komunistcyzną, czy będzie organizacyjnie wielonurtową partią socjaldemokratyczną?
2)zajmowała się klasą robotniczą jako jedyną siłą zdolną obalić kapitalizm, czy będzie zajmować się tak jak "internacjonaliści" drobnomieszczańskim ruchem feministycznym, gejowskim itp,itd?
LCR, gdyby chciała stworzyć kolejną partię komunistyczną, skazałaby się z góry na porażkę. Czy dałoby się przyciągnąć 5 000 zupełnie nowych aktywistów stworzeniem kolejnej komunistycznej przybudówki? Chyba nie. LCR, w przeciwieństwie do Lutte Ouvriere, świadoma jest ograniczeń ciążących na ruchu komunistycznym i dlatego też zamiast tkwić w trockistowskim getcie otwiera się na ruch alterglobalistyczny. Sam Olivier Besancoin, kandydat LCR w wyborach prezydenckich, dawno już określił się jako "alterglobalistyczny komunista", co pokazuje, że NPA nie będzie ani centralistyczną partią komunistyczną, ani wielonurtową socjaldemokracją (skąd nawet taki pomysł? socjaldemokrata to dla ludzi z LCR największa obelga). Istnieje szansa na to, że będzie to zupełnie nowa jakość organizacji, bardziej w duchu Europejskiego Forum Społecznego niż wszystkich posttrockistowskich czy postmaoistowskich partyjek, które przesuwają się do centrum w celu znalezienia się w politycznym mainstreamie.
O proszę, nasz nowy kolega zna się też - cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności - na francuskich trockistach :-)
Zawsze jest drobny problem. Dążenie do sukcesu jakiejś koncepcji może zostać podmienione dążeniem do sukcesu organizacyjnego. Jasne, że aby zaistniała koncepcja, musi sprawdzić się organizacja. Od kilku dziesięcioleci obserwuje się jednak tę pierwszą prawidłowość, a jednak nie przekłada się to na sukces organizacyjny. Wniosek z tego działacze posttrockistowscy (z wyjątkami) wyciągają jeden - "za mało ewoluowaliśmy".
Skoro więc od samego początku pragmatyzm związany jest z rozmywaniem koncepcji, trudno dziwić się, że co bardziej bystrzy obserwatorzy pytają o przesuwanie się posttrockistów na pozycje opuszczone przez socjaldemokrację. Najtrudniej zauważyć trupa we własnej szafie.
Wiara w to, że twardy rdzeń ideologiczny takiej partii potrafi przenieść nienaruszoną koncepcję upada choćby z tego względu, że w koncepcji powstałej w wyniku ewolucji ruchu posttrockistowskiego, nie funkcjonuje już dawna oś antagonizmu społecznego, czyli antagonizm klasa robotnicza - kapitaliści jako zasadniczy. Stwierdzenie, że ogół pracowników najemnych jest klasą robotniczą (czyli klasą pracowniczą) jest poważnym przesunięciem akcentu, a nie tylko poprawką kosmetyczną. Ma swoje implikacje teoretyczne i praktyczne. Być może nasi oponenci mają rację, ale na pewno nie jest to ta sama koncepcja, co u Marksa. Być może Marks się przeżył. Problem w tym, że logiczną i historyczną konsekwencją takiej ewolucji doktryny jest zanikanie podziału na lewicę i prawicę, co w sposób oczywisty dzieje się ze szkodą dla dotychczasowej lewicy, albowiem jeśli uznać demokrację i racjonalność za cechy ponadczasowe, to traci rację bytu bunt uciemiężonych. Spokojna ewolucja jest jedynym sensownym rozwiązaniem, co stosuje się do kwestii mniejszości różnego typu, szczególnie kulturowych i obyczajowych.
Jeżeli gdzieś gnieździ się bunt, to na styku społeczeństw bogatych i ubogich, co nas ponownie naprowadza na trop zasadniczego znaczenia kwestii wyzysku ekonomicznego. Rzecz w tym, że jeśli nie potraktujemy tego problemu po marksowsku, to musimy znowu skłonić się albo do "prawicowego", czy konserwatywnego sposobu rozwiązywania tej bolączki, a mianowicie z punktu widzenia racjonalności wolnego rynku, albo do przedmarksowskiego, czyli bezświadomego, ale za to spontanicznego ruchu masowego zamazującego wewnętrzne podziały w obozie pokrzywdzonych. Do tego drugiego sposobu skłaniają się posttrockiści, czyli do rewolucyjności bez klasy robotniczej rozumianej jako przewodnik po różnorodności mniej lub bardziej sprzecznych interesów w łonie klas uciemiężonych.
Nie jest tak, że to komunistyczni przywódcy wpoją tęczowym masom swój (tj. klasy robotniczej, jakkolwiek pojmowanej) światopogląd, ale w obliczu decydującej chwili znajdą się w takim samym odosobnieniu, jakiego unikali przez cały ten czas.
Dzieje, ruchy, rewolucja nie są symetryczne. Mają inne piękno, inną harmonię, inna dialektykę
>>>"LCR, gdyby chciała stworzyć kolejną partię komunistyczną, skazałaby się z góry na porażkę. Czy dałoby się przyciągnąć 5 000 zupełnie nowych aktywistów stworzeniem kolejnej komunistycznej przybudówki? Chyba nie."
Gdybanie mnie nie interesuje. Jak na razie wszystkie próby rozpuszczania się trockistów/komunistów w alterglobalizmie mimo początkowego wzrostu okazały się chybione i przyczyniły się do dalszych podziałów. patrz koalicja Respekt, Szkocka Partia socjalistyczna i włoski Ruch odrodzenia komunistycznego. Nie da się stworzyć alternatywy porównywalnej chociażby dawnej PCF (o bolszewikach niewspominając) rozpuszczając się w ruchu alterglobalistycznym oraz nowej lewicy, czyli deklasującym się drobnomieszczaństwie. Nie rozumiecie tego ani po angielsku ani po włosku i najprawdopodobniej będziecie mieli okazje nie zrozumieć tego również po francusku.
"LCR, w przeciwieństwie do Lutte Ouvriere, świadoma jest ograniczeń ciążących na ruchu komunistycznym i dlatego też zamiast tkwić w trockistowskim getcie otwiera się na ruch alterglobalistyczny."
I LCR dąży przez eklektyzm i programowy i klasowy do własnej marginalizacji. A LO w miarę konsekwentnie stoi na pozycjach marksistowskich realizując zasadę Trockiego:
>>>"Reakcyjne epoki, takie jak nasza, nie tylko dezintegrują i osłabiają klasę robotniczą, izolując jej awangardę, lecz również obniżają ogólny poziom ideologiczny ruchu i odrzucają myślenie polityczne wstecz do etapów dawno już przebytych. W tych warunkach zadaniem awangardy jest ponad wszystko nie dać się porwać wstecznej fali - trzeba płynąć pod prąd. Jeśli niekorzystna relacja sił uniemożliwia awangardzie utrzymanie zdobytych wcześniej pozycji politycznych, trzeba utrzymać się przynajmniej na pozycjach ideologicznych, ponieważ jest w nich wyrażone drogo okupione doświadczenie przeszłości. Głupcom taka polityka wydaje się "sekciarstwem". W rzeczywistości tylko ona przygotowuje nowy gigantyczny skok naprzód wraz z falą nadchodzącego historycznego przypływu."
>>>"Sam Olivier Besancoin, kandydat LCR w wyborach prezydenckich, dawno już określił się jako "alterglobalistyczny komunista", co pokazuje, że NPA nie będzie ani centralistyczną partią komunistyczną, ani wielonurtową socjaldemokracją (skąd nawet taki pomysł? socjaldemokrata to dla ludzi z LCR największa obelga). Istnieje szansa na to, że będzie to zupełnie nowa jakość organizacji, bardziej w duchu Europejskiego Forum Społecznego"
Po pierwsze, socjaldemokracja to słowo. Wczoraj oznaczało co innego niż dziś, niewykluczone że jutro też będzie oznaczać co innego. Nie chodzi tu jednak o etykietki. Ja mógłbym być w parti nazywającej się socjaldemokratyczną która byłaby marksistowska czyli rewolucyjna.
Po drugie nie centralistyczną tylko centralistyczno-demokratyczną partią komunistyczną. To wielka różnica. Demokracja może być realizowana TYLKO poprzez centralizm i na odwrót. Nie mam czasu rozwodzić się nad tym. Ale przyznajesz że będzie przybierała charakter wielonurtowy (Europejskiego Forum Społecznego) w którym ścierać będą się trendy robotnicze i drobnomieszczańskie. taka partia może kiedyś wygra wybory (o ile wcześniej, co bardziej prawdopodobne nie spotka jej los SSP, Respectu i Rifundazione) ale będzie tak niezdolna do obalenia kapitalizmu jak była SPD i cała II międzynarodówka [z chlubnym wyjątkiem SDPRR(b)] w czasie I WŚ.
nie będę wchodził tu w polemiki ideologiczne, albowiem nie jestem trockistą, natomiast nie mogę się zgodzić z Twoją interpretacją transformacji zachodnich postkomunistów jako skazanej na klęskę. Greckiemu ruchowi radykalnej lewicy alterglobalizm wyszedł na dobre - koalicja SYRIZA w ostatnich sondażach zbiera po 18%, znacznie powyżej indywidualych możliwości greckich trockistów. Z kolei RESPECT miał szansę na stopniowe zwiększanie wpływów, ale wszystko to zniweczyło wyjście Socialist Workers' Party z koalicji. Porównajmy dane - w wyborach do londyńskiego samorządu w 2004 roku Respect otrzymał 4,6%, o włos poniżej progu wyborczego. W 2008 roku 2 listy powstałe po rozbiciu Respect (Left list SWP oraz Respect-Renewal) otrzymały kolejno 0,9% i 2,4%. Jest również mało wątpliwe, aby w takim układzie którejkolwiek ze stron udało się wprowadzić do Izby Gmin swojego posła (w 2005 roku udało im się wprowadzić 1, dziś będącego w Respect-Renewal). Z czysto praktycznego punktu widzenia - było warto?
P.S. - Durango, ja również stęskniłem się za twoimi cennymi uwagami.
Też nie jesteśmy trockistami, ale bierzemy pod uwagę opinię Lutte Ouvriere o finalizowanym właśnie pomyśle LCR. Ich zdaniem mandeliści z LCR, chcąc nie chcąc, znajdą się w butach Zjednoczonej Partii Socjalistycznej.
>>>"Z kolei RESPECT miał szansę na stopniowe zwiększanie wpływów, ale wszystko to zniweczyło wyjście Socialist Workers' Party z koalicji."
Nie upraszczaj. Tam były ostre walki frakcyjne, gdzie poleciały wyzwiska i pomówienia. Oficjalnym powodem ze strony swp była opozycja wobec polityki nieprzemyślanego otwierania się na każdą możliwą grupę w celu zwiększenia elektoratu która to polityki była ważniejsza niż cokolwiek. SWP twierdziła że to w końcu spowoduje dryfowanie koalicji na prawo.
Z kolei galloway zarzucał SWP że jest niezdolna do brania udziału w inicjatywach których nie jest w stanie całkowicie opanować i że działacze SWP przedkładają interesy partii ponad koalicje.
Co ciekawe i galloway i swp mają racje...
od dawna wiadomo, po czym poznać antykapitalistę: po tym, że mieszka w najbogatszej dzielnicy Paryża.
Masz może w planach założenie kabaretu?
Na tle sekciarskich podziałów ruchu trockistowskiego inicjatywa LCR mogłaby nawet zasługiwać na wyróżnienie, gdyby prowadziła przynajmniej do zjednoczenia ruchu trockistowskiego. Jak na razie jednak próba budowy wokół LCR nowej partii mieści się w tradycyjnej sekciarskiej rywalizacji. Każda organizacja, która uzyskuje przewagę próbuje ją tak czy owak zdyskontować.
Tym razem zainteresowanie Nową Partią Antykapitalistyczną wyraziła m.in. zawieszona ostatnio permanentna frakcja mniejszościowa Lutte Ouvriere, która najwyraźniej zdecydowała się zmienić partię-matkę. Rzecz charakterystyczna, z datowanego na 16 czerwca posłania frakcji wynika nie tylko akceptacja pomysłu LCR, ale również brak różnic programowo-ideowych. Kontrowersji nie wzbudzi przecież postulowany przez mniejszościową frakcję REWOLUCYJNY I KLASOWY CHARAKTER NPA, skoro wykładnię rewolucyjności i klasowości stanowić będą i tak zaprawieni w bojach posttrockiści, ekolodzy i feministki.
Wybacz, LO, ale to już nie "gdybanie", lecz całkiem wiarygodna prognoza, którą warto wziąć pod uwagę. Jak wskazuje "Le Monde" sondażową popularność 45-60 proc. Oliviera Besancenota daje mu nie tylko pierwsze miejsce wśród polityków opozycyjnych, ale również przekłada się na sukces najnowszej inicjatywy LCR. Komitety założycielskie Nowej Partii Antykapitalistycznej już dziś scalają trzykrotnie więcej członków niż liczy sobie LCR. Jeśli tendencja utrzyma się do kongresu założycielskiego NPA (styczeń 2009) partia ta może zagrozić nie tylko LO i FPK, nawet Partii Socjalistycznej.
albowiem ten rozmnaża się przez podział. Kolejne międzynarodówki, zjednoczone sekretariaty itd. pączkują i pączkują, a adeptów nauk Trockiego jakoś nie przybywa. LCR i LO dzieli przepaść większa, niż w Polsce tzw. prawicę i lewicę, więc zjednoczenie nie wchodzi w grę. Potencjał NPA tkwi w czymś innym - w możliwości stworzenia formacji alteglobalistycznej, stanowiącej realną alternatywę wobec skompromitowanej partii komunistycznej (to program minimum), która dogorywa z poparciem rzędu 4% oraz bezbarwnych francuskich Zielonych, będących wyborczym listkiem figowym Socjalistów. W ostatnich wyborach prezydenckich Olivier Besancenot z LCR dostał więcej głosów, niż przewodnicząca PCF, zatem rozwój jest możliwy.
Zamiast jednoczyć wymierających we Francji trockistów, lepiej jest wypracować nową formułę masowego ruchu, skupioną wobec bardziej uniwersalnego alterglobalizmu.
Gdyby było to takie proste LCR nie słałaby kolejnych propozycji zjednoczeniowych do Lutte Ovriere. Każda z tych organizacji zajmuje przecież pewną niszę i obie wykazują własne możliwości rozwojowe. Razem to około 6-7 tys. działaczy. Gdyby wziąć jeszcze pod uwagę pozostałe nurty posttrockistowskie mamy w sumie liczbę porównywalną ze stanem obecnym komitetów założycielskich Nowej Partii Antykapitalistycznej. Trockistowska "kadrówka" to jednak więcej niż alterglobalistyczne pospolite ruszenie. Dlatego najcenniejszą "zdobyczą" LCR będzie niewątpliwie niesekciarska mniejszość LO (kilkaset osób), o ile się oczywiście w partii zaadaptuje. A skoro taka mniejszość tyle lat funkcjonowała jako frakcja w LO to zatem różnice między tendencjami posttrockistowskimi są mocno wyolbrzymiane. Nawet pobieżna obserwacja wykazuje, że LO ewoluuje w kierunku zbliżonym do LCR. Coraz mniej ich różni nawet stosunek do nowych ruchów społecznych. Dowodów nie brakuje: wspólna kampania wyborcza Arlette Laguiller i Oliviera Besancenota i zbieżność programowa w wielu punktach. Są oczywiście różnice. Czy jednak zasadnicze? Śmiemy wątpić.
Można oczywiście mnożyć przeszkody na drodze do zjednoczenia i upajać się własnym sekciarstwem. Taka postawa może się jednak zemścić. W przypadku Lutte Ovriere wydaje się to już przesądzone. Utrata 10 proc. stanu osobowego. Nie ilość się zresztą liczy, a jakość - frakcja mniejszościowa LO była dobrze osadzona w zakładach pracy.