Komentarze czytelników portalu lewica.pl Komentarze czytelników portalu lewica.pl

Przejdź do menu

Komentowany tekst

Londyn: Kilka tysięcy osób na konferencji marksistowskiej

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz

Tu się zgubiłem

Gdy kilka lat temu na londyńskiej konferencji Marxism gościł lider Partii Odrodzenia Komunistycznego Fausto Bertinotti, sugerował on, że ponieważ formuła Europejskich Forów Społecznych, w które jego partia była zaangażowana, wyczerpuje się, potrzeba zmiany kierunku działania i należy podejmować próby wejścia w koalicje rządowe z partiami socjaldemokratycznymi. Taka polityka, wówczas krytykowana przez SWP a w kolejnych latach prowadzona przez PRC, okazała się zgubna. Podobne zagrożenie istnieje w Niemczech, gdzie nowa partia Die Linke jest wciąż uwikłana w stosunki koalicyjne z berlińską SPD. Callinicos uważa, że należy bardzo uważać przy budowie nowych partii antykapitalistycznych, żeby nie wpaść w podobne pułapki. Generalną zasadą powinno być, że takie partie nie mogą uczestniczyć w rządach kapitalistycznych ani wchodzić w koalicje z partiami socjalliberalnymi.

autor: sal paradise, data nadania: 2008-07-08 23:24:39, suma postów tego autora: 1199

Kurcze

na głównym krajowym portalu lewicowym wypadałoby taka wielką konferencję podać w jakiejś bardziej strawnej formie. Lada chwila poczuję w tym macki agentury! Litości...

autor: sal paradise, data nadania: 2008-07-08 23:30:25, suma postów tego autora: 1199

.

Nie mówiąc już o samych tzw.: burzazyjnych "forach społecznych" to sama obecność partii robotniczych w rzadach burżuazyjnych to co najmniej, godna największego potępienia, kolaboracja klasowa.

autor: Roux, data nadania: 2008-07-09 00:44:38, suma postów tego autora: 180

SOCJALDEMOKRATYCZNE ZAPOŚREDNICZENIE

Z przytoczonych tu wypowiedzi Alexa Callinicosa widać wyraźnie, że posttrockistowscy "antykapitaliści" nie wyobrażają sobie zagospodarowania "wolnego" miejsca po przesuwającej się na socjalliberalne pozycje socjaldemokracji bez udziału tejże socjaldemokracji. Stąd liczenie na rozłamy w Labour Party (a nawet nieskrywany żal, że nie było większego rozłamu w LP) i udział w pozostałych formacjach "antykapitalistycznych" PRAWDZIWYCH SOCJALDEMOKRATÓW czy PRAWDZIWYCH SOCJALISTÓW, w rodzaju Oskara Lafontaine'a. Przy czym ich wyobraźnia sprowadza się do wiary w cuda. Na jakich bowiem przesłankach opiera się wiara, że ci socjaldemokraci nagle zmienią front i nie będą grali na odnowę własnej formacji? Ba, zamiast wsparcia i konstruktywnej krytyki "kawiorowej lewicy" z lewa zdecydują się na samodzielną grę polityczną pod ideową wodzą posttrockistów.
Nastawienie na ZAPOŚREDNICZENIE SOCJALDEMOKRATYCZNE ma przecież swoje poważne konsekwencje, które uwzględnia nawet Alain Krivine. Bierze on przecież pod uwagę, że w tworzonej wokół LCR "partii antykapitalistycznej" posttrockiści znajdą się w mniejszości. A zatem będą mieli ograniczony wpływ na politykę Nowej Partii Antykapitalistycznej. Już dziś w ramach komitetów założycielskich NPA posttrockiści mogą liczyć zaledwie na 30 proc. A przecież we wszystkich przypadkach "antykapitalistom" chodzi o jak najszersze rozłamy i przegrupowania. STAWIA SIĘ NA MASOWOŚĆ. Odrzucony został wariant kadrowy. Kadr posttrockistom podobno nie brakuje. Zapewne w Wielkiej Brytanii i Francji reprezentacje posttrockistowskie mają z czego wybierać. Gorzej sytuacja przedstawia się jednak we Włoszech i Niemczech. Tam posttrockistów jest jak na lekarstwo. Drugie skrzypce po "prawdziwych socjaldemokratach" grają tu poststalinowscy postkomuniści. Obie grupy zresztą doskonale się uzupełniają. Wypadkową znamy. Kompromitacja włoskiej Partii Odrodzenia Komunistycznego i niemieckiego LINK.
To jednak nie wszystko. Alex Callinicos i Alain Krivine nie zauważają wewnętrznych zagrożeń, wynikających z ideowej dengrengolady posttrockistów. Drobnomieszczańska baza obu partii posttrockistowskich ma przecież wpływ na rozmycie klasowych (KLASY ROBOTNICZEJ!) interesów w morzu protestów pracowniczych i priorytetów tzw. nowych ruchów społecznych.
Już dawno przecież, wraz z ewolucją trockizmu, nastąpiła ZAMIANA KLASOWYCH INTERESÓW ROBOTNICZYCH NA INTERES OGÓLNOSPOŁECZNY I UNIWERSALNY INTERES LUDZKOŚCI (A CZASEM NA INTERESY OGÓLNARODOWE np. w przypadku postulatu "niepodledłości Szkocji" Szkockiej Partii Socjalistycznej).

Post scriptum: Dostrzegane przez Alexa Callinicosa ZAGROŻENIE DROBNOMIESZCZAŃSKIE ogranicza się do zagrożenia zewnętrznego ze strony nacjonalistów. Drobnomieszczaństwo wszakże nie musi być nacjonalistyczne.

autor: BB, data nadania: 2008-07-09 10:55:09, suma postów tego autora: 4605

Kiedy zaczął się ten post?


BB
Jak polityczne zaklęcie piszesz wciąż o "poststalinowskich postkomunistach", "posttrockistach", brakuje tylko "postkatolików", "postchrześcijan", czy "postmuzułmanów". Są za to "prawdziwi socjaldemokraci" :-)))

Pytanie narzuca się samo przez się: kiedy zaczął się ten nieustający post i dokąd należy pościć?

Tego rodzaju polemiczne "podpórki" z pewnością ułatwiają próżne perrorowanie o sprawach lewicy, pozwalają też zapewne epatować arogancją, wskazując, czego to "nie zauważają" Callinicos czy Krivine, zapędzać się w głoszeniu wydumanych pewników o "ewolucji trockizmu" i, generalnie, dowartościować się w przekonaniu, że posiadło się ów polityczny kamień filozoficzny, który pozwala nawet senne majaki przemienić w złoto.

Czy nie jest to jednak tylko bezradna ucieczka od rzeczywistości, gdy ta uparcie nie chce pościć?


autor: krik, data nadania: 2008-07-09 14:07:18, suma postów tego autora: 1649

do krika/Tu zaczyna się post...

BB wielokrotnie wyjaśniali (a ja się z tym zgadzam) że posttrockizm to trockizm, który z wiadomych przyczyn, musiał szukać "bazy zastępczej" dla robotników od których trockiści byli izolowani. Tą bazę zastępcza było radykalne drobnomieszczaństwo europy zachodniej i USA, na przełomie 60tych i 70tych były to m.in. ruchy studenckie i obyczajowe, a dziś są nim alterglobaliści i "lewica obyczajowa". To ta "baza zastępcza" ciągnie partie trockistowskie na prawo w stronę reformizmu.

Nie wiem jednak co oznacza wg BB poststalinizm. Moim zdaniem poststalinizm to stalinizm od "referatu o kulcie jednostki" (stalinizm bez Stalina, stalinizm z ludzką twarzą) do powstania eurokomunizmu w europie zachodniej, do upadku ZSRR i państw bloku wschodniego w europie wschodniej.

Poststalinizm moim zdaniem był ewolucją wynikającą z polityki frontów ludowych i szczerze mówiąc był już eurokomunizmem w praktyce.

>>>"Tego rodzaju polemiczne "podpórki" z pewnością ułatwiają próżne perrorowanie o sprawach lewicy"

Nie są to zwykłe polemiczne podpórki choć bez wątpienia pomagają zdefiniować przeciwnika z którym się polemizuje i odmawiać mu prawa do wykazywania bezpośredniej ciągłości z tym a tym nurtem. Jednak wynikają one z obiektywnych przesłanek, zwłaszcza jeśli chodzi o posttrockizm. Nieprzypadkowo wyróżniano centryzm od reformizmu pomimo braku zasadniczych praktycznych różnic. Brak uświadomienia sobie różnic między tym a tym nurtem pozwala trzeciodrogowcom odwoływać się do historii socjaldemokracji zacierając różnice między poszczególnymi okresami jej integracji z systemem politycznym państwa burżuazyjnego. Ma się przez to wrażenie ze Marks, Bernstein, Brandt i Schroedder to ludzie z tego samego worka. Czy to co robi i pisze dzisiaj Alan Woods można nazwać ortodoksyjnym trockizmem? Czy Trocki (a także Lenin i Marks) aprobowaliby bezkrytyczne wleczenie się w ogonie Chaveza? Czy aprobowaliby przesunięcie akcentów z klasy robotniczej jako podmiotu rewolucji na wielość podmiotów w śród których znajdują się zupełnie niezainteresowane rewolucją warstwy drobnomieszczaństwa? Tu zaczyna się post...

autor: LO, data nadania: 2008-07-09 18:11:08, suma postów tego autora: 142

WIELKI POST

W pewnym sensie, kriku, masz rację. Zarówno Lew Trocki, jak i spokrewniony z wami prof. Ludwik Hass, od początku widzieli, że w organizacjach trockistowskich było więcej studentów i cyganerii artystycznej niż robotników reprezentujących w dodatku dość marginalne, usługowe sektory przemysłu, tradycyjnie zdominowane przez mniejszość żydowską. Po usunięciu trockistów z partii komunistycznych, mieli oni spore kłopoty z przebiciem się do wielkoprzemysłowej klasy robotniczej. Cel ten uświęcał taktykę entryzmu. Trocki zdawał sobie bowiem sprawę z wagi problemu.
Taktyka entryzmu nie przyniosła jednak zadowalających rezultatów. SAMOZADOWOLENIE ruchu trockistowskiego przyszło wraz z młodzieżową rewoltą lat 60. New Left nobilitowała bazę zastępczą. Nobilitacja drobnomieszczaństwa pod mianem tzw. nowych ruchów społecznych i "ruchu ruchów No Global" to już wyróżnik posttrockizmu.
Swoją drogą, przywoływany skądinąd przez Z. M. Kowalewskiego autor książki "Herbert Marcuse and the Crisis of Marxism", Douglas Kellner, opisuje ewolucję podmiotu mającego obalić kapitalizm. W pierwszej fazie, w "Człowieku jednowymiarowym", Marcuse stawia tezę o zburżuazyjnieniu klasy robotniczej i jej nieadekwatności do wykonania tego zadania. Podmiotu rewolucji szuka w czynnikach zewnętrznych wobec społeczeństwa burżuazyjnego, w odrzuconych, w mniejszościach różnego typu, w walkach trzecioświatowych itp. Jednak około roku 1970, Marcuse zmienia pogląd. W książce "Counterrevolution and Revolt" wyraża opinię, że masowa baza stworzona przez osiemnasto- i dziewiętnastowieczny kapitalizm (proletariat) przestaje istnieć jako siła rewolucyjna; niemniej XX wiek tworzy nową bazę. (...) coraz więcej ludzi traci zdolność do podejmowania decyzji dotyczących spraw ekonomicznych i politycznych oraz kontrolę nad swą aktywnością zawodową, tak więc coraz więcej warstw uprzednich klas średnich staje się bezpośrednimi sługami kapitału, ZAPRZĘGNIĘTYMI DO WYTWARZANIA I REALIZACJI WARTOŚCI DODATKOWEJ (...) stąd, 'baza wyzysku poszerza się więc poza granice fabryk i warsztatów, daleko poza klasę robotniczą, czyli niebieskie kołnierzyki' (...) W efekcie, dominacja całego społeczeństwa przez kapitalistyczny sposób produkcji, a także przez jego władców i zarządzających, ujawnia 'zasadniczą sprzeczność kapitalizmu w jej najwyższej koncentracji: kapitał kontra całość ludności pracującej'(...)".
Ta ewolucja poglądów Marcusego jest wiernym i uzasadnionym teoretycznie opisem opóźnionej wobec niej ewolucji poglądów całego pokolenia marksistów-posttrockistów. Odbija ona oba zasadnicze elementy obowiązującej dziś wykładni konfliktu klasowego, a mianowicie tezę o tym, że całość ludzi pracy wytwarza wartość dodatkową oraz wynikającą z niej drugą tezę, że całość ludzi pracy stanowi klasę robotniczą (w takim ujęciu przemianowaną w Polsce na klasę pracowniczą, gdyż język polski (i francuski), w przeciwieństwie do angielskiego, nie toleruje takiego podstawienia).

autor: BB, data nadania: 2008-07-09 22:12:42, suma postów tego autora: 4605

LO


Z twojego rozumowania wynikałoby, że nie znajdziemy dziś na lewicy nurtu, którego nazwę można byłoby pozostawić bez przedrostka "post". W przeciwnym razie musiałby zyskać on - znów, zgodnie z twoją wykładnią - określenie "ortodoksyjny".

Otóż obawiam się, że jest to w najlepszym razie czysta scholastyka. Bo jeśli wszyscy są "post", to owe "post" można sobie darować. Chyba że istnieje paląca potrzeba piętnowania wszystkich dokoła owym "post" - ta, o której wspomniałeś, trafnie odgadując metodę BB.


autor: krik, data nadania: 2008-07-09 22:23:18, suma postów tego autora: 1649

WEDŁUG ZASŁUG

Ewolucja MARKSIZMU, kriku, ma jednak swoje granice. Można się spierać czy to jest system otwarty czy zamknięty. Można lansować myśl "Młodego Marksa", można również sięgnąć do "Kapitału" i ortodoksyjnego marksizmu. Można wreszcie odróżniać MYŚL MARKSOWSKĄ od "Myśli Marksistowskiej", dwumiesięcznika Akademii Nauk Społecznych PZPR. Nie raz czynili to zresztą trockiści, ostatnio Zbigniew M. Kowalewski w popularyzowanym przez internacjonalistę.pl artykule "Marksizm jako nauka o warunkach, formach i skutkach walki klas", będącym w istocie "zobiektywizowanym" fragmentem polemiki z Piotrem Strębskim. Jest jednak pewien kanon marksizmu. Wyjście poza ten kanon jest już postmarksizmem. Co przystoi "Krytyce Politycznej" i Lacloi i Moffe nie przystoi marksistom, a nawet neomarksistom. Powinni o tym pamiętać zwłaszcza trockiści i neotrockiści, w przeciwnym przypadku zasługują jedynie na miano posttrockistów.

autor: BB, data nadania: 2008-07-10 06:02:11, suma postów tego autora: 4605

IDEOWI SPADKOBIERCY

Wracając jednak do ewolucji poglądów Herberta Marcusego (i trockistów). Warto zauważyć, że co do jego przynależności do marksizmu istnieją kontrowersje. Kojarzony jest powszechnie z New Left. Sam odżegnywał się od duchowego ojcostwa tego ruchu, niemniej był jego kytycznym obserwatorem i ideologiem w tym sensie, że kształtował swą koncepcję na podstawie jej (New Left) doświadczeń. Te doświadczenia determinowały jego krytykę koncepcji Marksa, szczególnie w kwestii roli i znaczenia klasy robotniczej. Cytowana w poprzednim poście myśl Marcusego stała się obiegową prawdą posttrockizmu, nurtu, który przyjął wnioski ideowe tego pierwszego. Trudno nie zaliczyć zatem owego nurtu do ideowych spadkobierców Herberta Marcusego. Stąd prosta konsekwencja - wpisanie posttrockizmu do tzw. nowej radykalnej lewicy, współczesnej, przetworzonej krytycznie kontynuacji New Left. Przypomnijmy, że sam Herbert Marcuse do końca uważał się za marksistę. Czy to coś zmienia?

autor: EB, data nadania: 2008-07-10 09:31:44, suma postów tego autora: 856

BB


Czytając twoje wpisy, trudno oprzeć się wrażeniu, że jak to się mówi, "żyjesz własnym życiem", i tylko. Polemizujesz z tezami, historią i wersjami zdarzeń przez siebie samego wygenerowanymi i twórczo nazwanymi we własnym, najczęściej przydatnie wyobrażalnym świecie, czy też podwórku, które nazywasz marksizmem. Jak większość tutaj - szanuję to i nie zamierzam przeszkadzać, bo to bezcelowe.
Niech i mnie będzie więc wolno kojarzyć takie wykładnie marksizmu z postawą Ojca Scholastyka Jana Drdy.

W proponowanych, czy też uparcie i nieskutecznie narzucanych w tym trybie kanonach - a tyczy to również ocen ewolucji trockizmu przedstawionego przez LO - nijak nie dałoby się klasowo perspektywicznie ocenić choćby Ruchu 26 Lipca pod przewodem Castro, usiłowań Chaveza, czy... "Solidarności" lat 1980-81.

Za drobnomieszczańskie odchylenie uznać też należałoby poparcie, jakiego JCR (młodzieżowy poprzednik LCR) udzieliło walce wyzwoleńczej Algierii, podobnie jak teraz postrzega się na rewolucyjnej lewicy sprawę Szkocji, czy kraju Basków, choć w twoim pojmowaniu marksizmu jest to zapewne li tylko wsparcie udzielane drobnomieszczańskim nacjonalistom. Nawiasem mówiąc, FPK aż nazbyt długo tak właśnie oceniało algierskie powstanie. Dziś widać, kto był w tym wapdku marksistą, a kto nie. I takie przykłady można mnożyć.

Nie da się też teoryjką o ewolucji bazy klasowej wyjaśnić czemu np. Francuska Partia Komunistyczna całkowicie zrezygnowała z postrzegania walki klas jako dominanty marksizmu, sam marksizm przenosząc w obszar "tradycji". Pojęcia, jak wiemy, nadzwyczaj marksowskiego...
Innymi słowy: jak to się stało, że FPK ("poststalinowscy postkomuniści"?) nie mówi już o walce klas, gdy tymczasem owi "posttrockiści" jakoś nie zamierzają swego "drobnomieszczańskiego" w tym względzie stanowiska zmienić?

Historyczne już przykłady angażowania się bolszewików, czy to w procesję pod przewodem Hapona, czy dość masowy w ruch na rzecz walki z alkoholizmem, kampanii antywojennej i inne tego rodzaju ruchy, z dzisiejszej perspektywy uznać by można za "nowolewicowe" odejście od marksizmu i wsparcie (zamianę bazy?) na pozycje drobnomieszczańskie. Prawda jest jednak taka, że sama klasa robotnicza nie dokona rewolucji, o czym często wspominał Lenin, a o czym, jak wynika z twoich tekstów, również dobrze wiesz. Obraźliwe też byłoby pouczanie ciebie o dochodzeniu klasy do klasowej świadomości i trudnym dochodzeniu do "spójni" między klasową partią i klasą, na której opiera swą polityczną wizję. Znasz te sprawy, jak sądzę, dobrze. I właśnie dlatego wydaje mi się, że marksizm w działaniu coraz bardziej zastępujesz bierną "marksistowską" scholastyką, co - delikatnie rzecz ujmując - jest dalekie od marksizmu.

A tak poza wszystkim - kiedy poręcznej teoryjce stworzonej na użytek niszowych polemik, jakie tu toczymy, rzeczywistość przeczy, elementarna kultura intelektualna nakazywałaby zrewidować korzenie tej teoryjki - sięgające duchowo Krótkiego Kursu WKP(b).

Podejdźmy jednak do istoty tej polemiki konstruktywnie: czy poza "prawdziwymi socjaldemokratami" znajdujesz jeszcze współcześnie na lewicy nurty, których nazwy nie kwalifikują się do przedrostka "post"?


autor: krik, data nadania: 2008-07-10 10:54:33, suma postów tego autora: 1649

BB,

Marcuse nie inspirował się doświadczeniami New Left, bo swoją koncepcję stworzył na długo przed powstaniem tej formacji. Jego główne rozprawy - Rozum i rewolucja, Eros i cywilizacja, Człowiek jednowymiarowy - pochodzą z lat 50-tych i początku lat 60-tych XX wieku albo nawet okresu jeszcze wcześniejszego.
Co najwyżej, można powiedzieć, że Marcuse zbyt optymistycznie, a zarazem za mało krytycznie odniosł się do młodzieżowej ruchawki z roku 1968. To jednak nie obciąża jego dorobku teoretycznego, który do ideologii New Left mało pasuje.

autor: ABCD, data nadania: 2008-07-10 12:36:54, suma postów tego autora: 20871

krik

1. co ma "poparcie, jakiego JCR (młodzieżowy poprzednik LCR) udzieliło walce wyzwoleńczej Algierii, podobnie jak teraz postrzega się na rewolucyjnej lewicy sprawę Szkocji, czy kraju Basków" do rozmywania interesów i celów klasy robotniczej w indywidualistycznych interesach rozmaitych kulturowych (i nie tylko) interesach drobnomieszczaństwa? Stanowisko bolszewików odnośnie samostanowienia narodów i kwestii kolonialnej jest znane, stanowisko FPK było symptomem jej zrośnięcia z politycznym systemem państwa francuskiego, ze stopniowego dryfowania na prawo od polityki frontów ludowych (podporządkowania klasy robotniczej jednemu z odłamów burżuazji), przez eurokomunizm (rezygnacja z dyktatury proletariatu czyli zwieńczenia walki klas), do rezygnacji z walki klas w ogóle.

>>>"Historyczne już przykłady angażowania się bolszewików, czy to w procesję pod przewodem Hapona, czy dość masowy w ruch na rzecz walki z alkoholizmem, kampanii antywojennej i inne tego rodzaju ruchy, z dzisiejszej perspektywy uznać by można za "nowolewicowe" odejście od marksizmu i wsparcie (zamianę bazy?) na pozycje drobnomieszczańskie. Prawda jest jednak taka, że sama klasa robotnicza nie dokona rewolucji, o czym często wspominał Lenin, a o czym, jak wynika z twoich tekstów, również dobrze wiesz."

jest duża różnica w walce o poparcie drobnomieszczaństwa dla rewolucji proletariackiej z walką o realizacje jego partykularnych interesów.

2.Co ma klasowa ocena ruchu "Ruchu 26 Lipca pod przewodem Castro, usiłowań Chaveza, czy... "Solidarności" lat 1980-81" do terminów trockizm, posttrockizm itd...

3. >>>"kiedy poręcznej teoryjce stworzonej na użytek niszowych polemik, jakie tu toczymy, rzeczywistość przeczy"

nigdzie tego nie udowodniłeś...

4. >>>"elementarna kultura intelektualna nakazywałaby zrewidować korzenie tej teoryjki - sięgające duchowo Krótkiego Kursu WKP(b)."

Argumentu ad personam używa się z reguły z desperacji w momencie braku jakichkolwiek merytorycznych argumentów.

Jeśli czepiasz się po prostu terminów z przedrostkiem post- to wymyśl inną nazwę która ci pasuje, choć wątpię by ona mogła oddać rozdźwięk między teorią a praktyką w organizacjach posttrockistowskich. Chodzi o rozdźwięk między promowaniem marksizmu (czasem pseudomarksizmu), a praktykowaniem drobnomieszczańskiego socjaldemokratyzmu, z wzięciem w tym samym czasie pod uwagę źródeł z których te tendencje się wyłoniły. jeśli czepiasz się zmiany bazy, proszę udowodnij że ten proces nie miał miejsca, albo ze nie miał wpływu na ewolucje trockistów.

autor: LO, data nadania: 2008-07-10 14:33:06, suma postów tego autora: 142

LO



Nie będę zajmował się obalaniem tego, co nie zostało udowodnione, a co - rozstając się z klasowym spojrzeniem i kierując się fenomenologią - zaprezentowałeś tu w związku z polityczną ewolucją FPK.
Nie chciałem się też wdawać w chronologię - kolejność następstw - na co zwrócił uwagę ABCD w związku z marcusianizmem. Każdy, kto cokolwiek poczytał na ten temat, zanim napisał - wie że "odkrycia" BB w tym względzie są jedynie takim właśnie marcusjańskim przyczynkiem do fenomenologii materializmu historycznego :)

Przywołanie tu ducha Krótkiego Kursu nie miało nic a nic z argumentacji ad personam - BB jest wolny od tego rodzaju organizacyjnych obciążeń.

Natomiast dziwnym trafem właśnie "ideolodzy" wychowani na owym Krótkim Kursie przez całą epokę będnili, że trockizm to nurt socjaldemokratyczny (w najlepszym razie!), później, gdy sami się przeflancowali na prawo - że to paleo-marksizm. Teraz wyzywają go nurtem lewackim.

Moje zainteresowanie przypisywaniem trockizmowi (w całości, co już samo w sobie jest nierozumne, bo nurtów odwołujących się do trockizmu jest dziś bez liku!) o prawicowo-socjaldemokratyczną ewolucję wynika z oczywistego zdziwienia, że oto historia zatoczyła koło. I stąd naturalne zainteresowanie tym, jakiż to nurtu lewicy tak dziś wyrokuje. Śmiem domniemywać, że jego nazwa jest wolna od przedrostka "post".

Zanim więc zajmiemy się wymyślaniem nowych terminów, może zechcecie wraz z BB odpowiedzieć na dwakroć już postawione przeze mnie pytanie: czy poza "prawdziwymi socjaldemokratami" znajdujecie jeszcze współcześnie na lewicy nurty, których nazwy nie kwalifikują się do przedrostka "post"?

Zadziwiająca trudność z udzieleniem odpowiedzi na to pytanie jest zarazem dowodem, że rzeczywistość przeczy teoryjkom wspierającym wasze neologizmy. A historia nazewnictwa trockizmu - wręcz się z tego naśmiewa, chcąc nie chcąc kojarząc tego rodzaju neolingwistów z profesorami starej, dobrze nam znanej szkoły.


autor: krik, data nadania: 2008-07-10 15:30:50, suma postów tego autora: 1649

kriku

Ja tu nie mam zamiaru pisać pracy historycznej FPK ani niczego innego. Ale widzę że nie rozumiesz że "zmiana bazy" odnosi się głównie do posttrockistów. Ewolucja od stalinizmu ludowofrontowego do eurokomunizmu przebiegała trochę inaczej.

Jasne że nurtów trockistowskich jest dużo (można wziąśc też pod uwagę różnice między różnymi sekcjami) lecz większość popadła w jakąś formę oportunizmu i/lub sekciarstwa. USFI zrezygnowała z centralizmu demokratycznego i zajmuje się pierdołami od partyzantek chłopskich, do gejów. Wystarczy spojrzeć na menu internacjonalisty.pl strony współtworzonej przez mandelowców. IST zajmuje się forami społecznymi i w całości zintegrowała się z ruchem alterglobalistycznym (drobnomieszczańskim). Spartakusowcy to wieczni sekciarze. Grantowcy to wieczni entryści, wspierają BEZKRYTYCZNIE chaveza sabotując i piętnując powstanie rewolucyjnego ruchu który przyśpieszyłby zmiany w Wenezueli. CWI jeszcze jakoś stoi, a trockistowskie jest jedynie ICU. Wymieniłem najbardziej znaczące. We wszystkich mamy do czynienia z kursem na prawo (w przypadku dwóch ostatnich najmniejszym). Jesli to dla ciebie nie jest oportunizm, spowodowany głównie przez ogromny napływ do organizacji trockistowskich zwolenników lewicy obyczajowej, drobnomieszczańskich wolnościowców po 1968 a dzisiaj alterglobalistów (co przekłada się na zajmowanie się drobnomieszczańskimi sprawami), to przykro mi, ale prawdziwa rzeczywistość jest inna niż obraz jaki sobie o niej roisz.

Z kolei ty wykazujesz zadziwiającą trudność z odpowiedzią na jakiekolwiek zdanie, napisane tu przeze mnie. Tu "historia się dopiero naśmiewa kojarząc" twoją krytykę "z profesorami starej, dobrze nam znanej szkoły."

PS znowu ad personam, znowu desperacja:)

autor: LO, data nadania: 2008-07-10 19:11:57, suma postów tego autora: 142

Więc marksizm żyje...

Te liczne pogrzeby, w które ogłaszły jego bezwzgledny koniec, okazały się zwykłymi kłamstwami. Kilka tysięcy uczestników z całego świata w konferencji mu poświęconej potwierdza, że nietylko żyje ale że żyje bujnie, że nadal jest glebą, z której wyrastają różnorodne pomysły i praktyczne działania zmierzające do doskonalenia jakość ludzkich stosunków przede wszystkim w sferze produkcji i podziału dóbr między tymi, którzy nimi rozporządzją a tymi, którzy je tworzą swoimi rękami i umysłami. Marksizm niewątpliwe inspiruje i zobowiązuje do starań o jak największą sprawiedliwośc w tej mierze. Sprawozdanie z konferncji pokazuje, że tak właśnie było. Dlatego spory o to, czy "post" jest ważne i potrzebne, czy też nie jest ważne i potrzebne zasługuje za uznanie jak chińskie sto kwiatów. Niech się toczą, bo marksizm wzbogacają, bo on jest podstawą ich sporu i motywem działania. I o to zawsze chodziło w marksiźmie.

autor: steff, data nadania: 2008-07-10 19:27:49, suma postów tego autora: 6626

ABCD,

"Ogólnie rzecz biorąc, Marcuse reprezentował nie-sekciarskie, antyautorytarne skrzydło New Left, krytykując najbardziej skrajne 'organizacje akcji', jak i autorytarne i sekciarskie grupy, które zaczęły się pojawiać na początku lat 70. Był nieustannie otwarty na nowe walki i impulsy ruchu i całkowicie utożsamiał się z New Left" - tyle Douglas Kellner.
Niemniej związki Marcusego z New Left nie są przedmiotem naszej troski. Są nim natomiast takie kwestie, jak zejście się trwającej od dłuższego czasu ewolucji poglądów krytycznej z lewa wobec bolszewizmu tendencji w ruchu robotniczym, z narastaniem względnie masowych nowych ruchów społecznych o podłożu drobnomieszczańskim. Trudno nie zauważyć, że Marcuse dopracował się w związku z doświadczeniami lat 60. koncepcji, w której odrzucił "fetysz" klasy robotniczej jako jedynego lub najważniejszego czynnika zmiany społecznej. Ba, według niego, sama koncepcja podmiotu rewolucyjnego stanowi barierę na drodze rozwoju teorii rewolucyjnej. Jednocześnie wykazał konieczność radykalizowania całego społeczeństwa cierpiącego na frustrację wynikającą z alienacji generowanej przez system kapitalistyczny. Koncepcja Marcusego nie musi być przyjmowana bezpośrednio przez posttrockistów. Jest jednak poręcznym narzędziem takiej interpretacji współczesnych ruchów (alterglobalizmu), która zachowuje frazeologię marksistowską, a jednocześnie dokonuje jej rewizji w kwestii podstawowej.

autor: EB, data nadania: 2008-07-10 20:41:53, suma postów tego autora: 856

FERAJNA Z PODWÓRKA

Rzeczywiście, kriku, tacy jak wy robią wszystko, by zamknąć nas na wspomnianym przez ciebie "podwórku". Zresztą nie tylko nas. Animowane niegdyś przez was Porozumienie Lewicy Antykapitalistycznej nie przewidywało przecież udziału w nim Grupy na rzecz Partii Robotniczej, grantowców, spartakusowców, tzw. patriotycznej lewicy, środowiska "Książki i Prasy", a zwłaszcza Zbigniewa M. Kowalewskiego (nie mówiąc już o nas). Zależało wam jedynie na Pracowniczej Demokracji, anarchistach, "wolnościowcach", feministkach, KPP i LGBT. Role się jednak odwróciły. Teraz to wy chciecie grać na ICH PODWÓRKU, oczywiście po swojemu. To nie znaczy, że bez faulów.
Zgoda. Gramy czasem na takich podwórkach, zdając sobie sprawę, że podziały często idą w poprzek dominujących struktur... jako nieproszeni goście. Nie myl nas z ferajną z waszego podwórka.

autor: BB, data nadania: 2008-07-11 07:57:24, suma postów tego autora: 4605

W JEDNYM SZEREGU ZE SPARTAKUSOWCAMI

Nie gramy jednak tak jak wy. Unikamy podwórkowych rozgrywek piłkarskich i "ping pongowej" dyplomacji. Na fali największych strajków w historii Trzeciej Rzeczypospolitej, w latach 1992-1993, jeszcze jako Grupa Samorządności Robotniczej, zaprosiliśmy WSZYSTKICH (również was, czyli Nurt Lewicy Rewolucyjnej w pełnym składzie, z Zalegą, Kowalewskim, Piekarczykiem i obu Hassami) do współtworzenia Grupy Inicjatywnej Partii Robotniczej. Pozytywnie na naszą inicjatywę odpowiedziała tylko jedna tendencja trockistowska - LIT CI. Zainteresowana była również Lutte Ouvriere, ale nie pasowało im towarzystwo LIT CI, zresztą ze wzajemnością. Inicjatywa pozostała jednak otwarta. Przypomnieć wam może wasze stanowisko w tej sprawie? Macie się czego wstydzić - stanęliście wówczas w jednym szeregu ze spartakusowcami.
Po powrocie na scenę polityczną zaprosiliśmy WSZYSTKICH ZAINTERESOWANYCH do współorganizowania Konferencji na temat klasy robotniczej. Waszą odpowiedzią był bojkot konferencji. Pod tym względem najbliżej wam, jak zwykle, było do "sympatyków i zwolenników MLK".

autor: BB, data nadania: 2008-07-11 08:30:02, suma postów tego autora: 4605

WACHLARZ

W szczegółach oczywiście różniliście się między sobą. Spartakusowcy nie zamierzali przecież współtworzyć partii robotniczej o "postsolidarnościowym" rodowodzie i polu działania. Nie chodzi tu tylko o Wolny Związek Zawodowy "Sierpień'80", ale i o inicjatora GIPR – "postsolidarnościową lewicę", którą bynajmniej nie była Grupa Samorządności Robotniczej, jak chciały to widzieć spartaki. Jeśli już, to takie organizacje, jak Nurt Lewicy Rewolucyjnej czy "Solidarność Socjalistyczna" (obecnie Pracownicza Demokracja), które jednoznacznie odcięły się od inicjatywy. Wam, z kolei, nie pasował nie tylko NIETROCKISTOWSKI (ba, według was wręcz stalinowski) inicjator partii robotniczej, ale i nie ograniczone do mniejszościowego związku pole działania. Nie pasowali też "zdrajcy sprawy robotniczej" (NSZZ "Solidarność") i "biurokraci" (OPZZ). Stawialiście wówczas na Mariana Jurczyka i "Solidarność-80". W nomenklaturze spartakusowców - na antysemitów i klerykałów.
W sprawie wspomnianej już Konferencji nt. klasy robotniczej, w przeciwieństwie do jednoznacznej postawy "prawdziwego mężczyzny" polskiego trockizmu, Czupurnej Dziewczynki, prezentowaliście sobą cały wachlarz posttrockizmu - od zdecydowanego bojkotu i pogardy ("Jaka konferencja?" - Stefan Piekarczyk), poprzez gołosłowne zainteresowanie (Piotr Kendziorek), aż do świnienia (wiadomo kto).
I kto tu jest sekciarzem?

autor: BB, data nadania: 2008-07-11 10:38:27, suma postów tego autora: 4605

Ależ BB!


Jestem jak najdalszy, podobnie jak całe moje polityczne otoczenie, od politycztnego izolowania kogokolwiek. Ani metoda taka nam nie odpowiada, ani też najzwyczajniej imaginacji na takie przedsięwzięcia nam nie starcza. Pomijam już bezcelowaść, bezsens, czy też szkodliwość takiej postawy czy działań.

Czym innym jest brak zainteresowania tą czy inną inicjatywą, czym innym jej bojkot, to oczywiste. Wiele naszych inicjatyw również spotkało się z obojętnością - nigdy jednak nie wpadliśmy na pomysł nazywania tego bojkotem, bo byłaby to forma nierozumnego szantażu. Jeśli nie umieliśmy do czegoś kogoś przekonać - to winy dochodzimy po naszej stronie, uznając że ultymatyzm po prostu nie ma sensu.

Powiem więcej: szereg ewolucji na europejskiej (i nie tylko) lewicy również jest dla mnie niezrozumiała, czy też niepokojąca, i w tym względzie być może się zgadzamy, tyle że jakoś nie trafia mi do przekonania prezentowane przez ciebie aż nazbyt daleko idące wyrokowanie na podstawie powierzchownego, czy też mocno zewnętrznego oglądu zdarzeń.

Więcej: wydaje mi się, że rozważania wiodące do uproszczeń, czy też ułatwień w rodzaju podziału rozmaitych nurtów lewicy na te "post" i nie "post" są prowadzone pod poręczną, z góry założoną tezę.

Prawdę mówiąc, mniej mnie zajmuje określanie rozmaitych tendencji odwołujących się do trockizmu mianem "post", bardziej natomiast niepokoi nazywanie owym "post" np. stalinistów. Bo co to niby oznacza?
Dawno temu na weselnej imprezie pewna pani uciążliwie długo i nieciekawie perrorowała o odwiecznej podłości Żydów. Na zwróconą jej uwagę, że Jezus również był Żydem, odrzekła: "Tak, ale się ochrzcił i przestał!".
Otóż obawiam się, że w podobny sposób można owym "post" rehabilitować współczesnych stalinistów. Bo są już... "post" - tak po prostu, zwyczajnie.

Pomijając już fakt, że nigdzie na świecie, na jakichkolwiek listach mailingowych nie znajduję tego rodzaju podziału - co musi skłaniać do zastanowienia - naprawdę nie potrafię w myśl proponowanego tu wielkopostnego podziału odnaleźć na lewicy owych nurtów, czy tendencji, których nie należałoby - chcąc być konsekwentnym - określać mianem "post". Poza nielicznymi partyjkami, istniejącymi, bądź nie, a mającymi na swym logo wizerunek Stalina. Choć i to można byłoby uznać za jakiś bezzasadny relikt.

Stąd po raz kolejny stawiane pytanie: czy poza "prawdziwymi socjaldemokratami" znajdujecie jeszcze współcześnie na lewicy nurty, których nazwy nie kwalifikują się do przedrostka "post"?

autor: krik, data nadania: 2008-07-11 12:59:38, suma postów tego autora: 1649

DAWID I GOLIAT

Wrzucasz, kriku, wiele spraw do jednego worka. W ten sposób łatwiej Ci udawać, że wyjaśnienie jednych równa się wyjaśnieniu drugich, a bagatelność trzecich sprowadza do bagatelności sprawy skądinąd poważne. To takie chwyty erystyczne, wyświechtane, ale jak widać są wciąż tacy, którzy uważają je za skuteczne...
Do politycznego izolowania nie potrzeba dużej wyobraźni, wystarczy rozwinięty na poziomie intuicji instynkt przetrwania. Rzeczą niepodważalną jest to, że przy niewielkich (w niektórych przypadkach wręcz pomijalnych) różnicach politycznych na tzw. nowej radykalnej lewicy, powodem niemożności dogadania się rozproszonych grupek są partyjniackie animozje owych mikrociał, podsycane rywalizacją organizacji-matek na Zachodzie. O znikome ilościowo kręgi młodzieży przewijającej się na lewicy konkurują organizacje, których liczebność niemal dorównuje liczebności każdorazowego nowego pokolenia zainteresowanego skrajną lewicą. W Waszym przypadku jest jeszcze gorzej: konkurują ze sobą dwa nurty związane z tą samą organizacją macierzystą. Jeżeli więc coś Wam się nie udaje, to faktycznie, istnieje spora doza prawdopodobieństwa, że wina leży po Waszej stronie.
Pamiętamy, że w kwestii, np. MDG było nią zwykłe lenistwo NLR połączone z niechęcią do włączenia się w działactwo na rzecz proponowanego przez NL, a następnie PPP dochodu minimalnego. Wasza wina czy błąd wynika nie z odmienności koncepcji politycznej, ale z chorej rywalizacji (i lenistwa, ewentualnie asekuranctwa, jak w przypadku PLAn-u). Nasza inicjatywa konferencji w sprawie klasy robotniczej to nieco inny przypadek. Inicjatywa ta jest Wam z gruntu obca politycznie. Jej powodzenie oznaczałoby powstanie konkurenta ideowego na scenie politycznej. Dlatego nie określamy Waszego zachowania mianem lenistwa, ale bojkotu.
Oczywiście, Wasza interpretacja tego zjawiska jest odmienna. Bojkot oznaczałby, że Wasz najszerszy pluralizm ma określone (jakże wąskie!) granice. Pozostaje więc uparte twierdzenie, że nasza izolacja ma charakter nie tyle polityczny, co merytoryczny. Nie mamy bowiem w sensie politycznym i merytorycznym dokładnie nic do zaproponowania. Jesteśmy zerem pod oboma względami. Wasz bojkot nie ma więc charakteru politycznego, ale jest wyrazem zwykłego współczucia wobec braci „ubogich duchem”. W przeciwieństwie do młodych ludzi, których nicość merytoryczna jest zdrowym objawem, albowiem daje Wam – generałom bez armii – możliwość uzupełnienia kadrowego swych szeregów, my nie nadajemy się na szeregowców. A więc, z waszego punktu widzenia, nie nadajemy się do niczego.

Po początkowych iluzjach związanych z pojawieniem się natłoku emisariuszy trockistowskich w Polsce w latach 80. , bardzo szybko przekonaliśmy się, że stanowią oni w większości przeszkodę na drodze do ukształtowania się rodzimej, niezależnej partii robotniczej, która mogłaby na zasadach partnerstwa ułożyć stosunki z międzynarodowymi organizacjami robotniczymi i komunistycznymi (w tym trockistowskimi). Obecnie takiego partnerstwa w sposób oczywisty nie ma. I to nie z przyczyn, które sugerowałyby dążenie do skuteczności, ponieważ akurat rywalizacja tendencji międzynarodowych tej skuteczności podkłada nogę. Nasze przeciwstawianie się dominacji różnych tendencji trockistowskich (i posttrockistowskich) w Polsce nie znajduje odpowiedzi merytorycznej, ale co najwyżej histeryczną reakcję w postaci nawoływania do wspólnego frontu przeciwko trockistożercom (Z.M.Kpwalewski), albo równie wymyślny sposób odporu polegający na przylepieniu do nas epitetu „stalinowcy ”(PD, NLR, Kowalewski itp.). Sam w niemal każdym poście (tfu, znowu „post”) aluzje do naszego rzekomego stalinizmu robisz w kontekście naszego, rzekomo negatywnego stosunku do trockizmu jako takiego. A przecież znalazłoby się kilka innych kwestii: obstawanie przy „stalinowskiej” koncepcji klasy robotniczej (wiadomo czemu służy!) w przeciwieństwie do nowoczesnej i (post)trockistowskiej „klasy pracowniczej”; aluzje do aktualności nieprzezwyciężonego podziału między idealizmem a materializmem, nasze „stalinowskie”, rzekome przywiązanie do obyczajowego Ciemnogrodu – żeby wymienić choćby kilka kompromitujących nas spraw. Problem w tym, że trzeba by było wtedy podjąć dyskusję. A nie po to (post)trockiści opierają się na autorytecie organizacji międzynarodowych, żeby walczyć na potyczki słowne z jakimiś zaściankowymi, zapyziałymi karzełkami, którzy są ostatnimi, niezagospodarowanymi na skrajnej lewicy niedobitkami. Jednym słowem, nie po to ma się Goliata, żeby jakiś Dawid plątał się mu pod nogami.

autor: EB, data nadania: 2008-07-11 15:55:18, suma postów tego autora: 856

AŻ DUDNI

Pozwolisz, kriku, że winy będziemy jednak szukać po waszej stronie, jak bić to w cudze piersi (by nie bić się - tak jak to czynisz ty - w cudze piersi), najważniejsze, że dudni.
Piszesz: niektóre "ewolucje na europejskiej (i nie tylko) lewicy" również dla ciebie są "niezrozumiałe, czy też niepokojące, i w tym względzie być może się zgadzamy, tyle że jakoś nie trafia [ci] do przekonania prezentowane przez [nas, a w zasadzie przeze mnie] aż nazbyt daleko idące wyrokowanie na podstawie powierzchownego, czy też mocno zewnętrznego oglądu zdarzeń".
Udajesz czy naprawdę NIE ROZUMIESZ? Twój niepokój ma jednak podłoże partyjniackie. Niepokoi cię "zewnętrzny ogląd", a zatem wróg zewnętrzny. Wewnętrznego wroga nie dostrzegasz. A przecież jesteście, co podkreślacie na każdym kroku, na wskroś demokratyczni i pluralistyczni. Odrzucacie centralizm demokratyczny i dyktaturę proletariatu. A może to "nazbyt daleko idące" rozumowanie.
To już nie są powierzchniowe i powierzchowne tendencje. Zresztą nie musisz ich szukać daleko "na europejskiej lewicy". Masz je w pełni i konceptualnie wyartykułowane pod bokiem, we własnej grupie, serwowane w sposób klarowny i zrozumiały, choćby przez Piotra Kendziorka w jego (i waszej) broszurze "Lenin i rewolucja". Czego więcej potrzeba?

autor: BB, data nadania: 2008-07-11 16:44:12, suma postów tego autora: 4605

POST O "POST"

Wbrew temu, co sugerują posttrockiści, użycie przedrostka "post" nie jest wyrazem bezmyślnej chęci odcięcia się od wszystkiego, co się rusza. Sprawa nie jest jednak ani prosta, ani jednoznaczna. Istotnie, poza socjaldemokracją trudno jest dziś nie opatrywać jakiejkolwiek tendencji w szeroko pojętym marksizmie przedrostkiem "post". Dlaczego?
Ewolucja w kierunku socjaldemokracji II Międzynarodówki odbywała się, jak to ewolucja, powoli i własnym rytmem dyktowanym wzrostem i potęgowaniem się ruchu. Przerastanie dyktatury proletariatu we władzę państwa ogólnoludowego, realizującego potrzeby emancypacyjne wszystkich grup społecznych pod wodzą klasy robotniczej, nie budziło oporów nawet Róży Luksemburg, nawet Lenina. Przynajmniej z początku, dopóki nie wybuchła rewolucja, w której wszystkie wyobrażenia o spontanicznie rozlewającej się świadomości rewolucyjnej zarówno szerokich, jak i zmarginalizowanych warstw społeczeństwa, okazały się mrzonką. Faktycznie jednak socjaldemokracja nigdy nie oderwała się od najszerszej bazy robotniczej, a tylko skierowała jej walkę na tory reformizmu. W dalszej ewolucji nie podejmowała prób ufundowania swego marksizmu na nowych podstawach (jak to czynili krytycy ortodoksyjnego marksizmu II Międzynarodówki, którzy nie zamykali oczu na trudną rzeczywistość społeczno-polityczną ruchu robotniczego), ale w końcu, po prostu, odrzuciła marksizm. W tym sensie pozostała sobą do dziś, a jej poszukiwania w kierunku alterglobalizmu są konsekwentnym poszukiwaniem w ramach swego światopoglądu, nie wymagają rewizji podstaw jej ideologii.

Całkiem inaczej ma się rzecz z różnorodnymi nurtami w łonie samego marksizmu. To, co przejął Lenin z ortodoksyjnego marksizmu II Międzynarodówki, jest jasne. Przejął to, co było skuteczne w jej fazie rozwojowej, w jej dniach chwalebnych, odrzucił zaś oportunizm i zdradę sprawy rewolucji.
Niemniej, samo zjawisko Rewolucji Październikowej, konflikty teoretyczne w łonie zwycięzców, trudne wybory dokonywane z walce z kontrrewolucją, wszystko to zrodziło falę krytyki nie tylko z prawa, ale i z lewa. Okazało się, że zrodziła się potrzeba zakwestionowania "ortodoksyjnej" ortodoksji II Międzynarodówki. Przebiegała ona pod hasłem konieczności ufundowania marksizmu na podstawach filozoficznych, których ta "ortodoksja" go pozbawiła i co przejawiło się w zdradzie ideałów rewolucji dążącej do wyzwolenia, a nie do nowego zniewolenia. Ta fala krytyki nie odrzucała jeszcze klasy robotniczej jako podmiotu rewolucji, ale uznawała, że rola tej klasy była zbyt niedookreślona w stosunku do jej zadań ogólnohistorycznych. Poczynając od Korscha, poprzez meandry Szkoły Frankfurckiej, wnikliwą krytykę Marcusego aż po dzisiejszą fascynację szerokimi ruchami masowymi, których związek z ruchem robotniczym jest co najwyżej równie rozluźniony, jak to miało miejsce w koncepcji socjaldemokracji sprzed jej odrzucenia marksizmu w ogóle. Linia wskazująca tendencję jest jednoznaczna – od klasy robotniczej jako podmiotu zmiany rewolucyjnej do negacji tej podmiotowości. Warto zauważyć, że w przypadku Korscha czy Szkoły Frankfurckiej, wyczerpanie się możliwych form obrony stanowiska marksistowskiego prowadziło do logicznego odrzucenia samego marksizmu. Czyli kończyło się analogicznie do ewolucji socjaldemokracji. Odrzucenie marksizmu skutkuje tym, że nie kwalifikuje się do epitetu "post".
Natomiast powtarzanie drogi rozumowania owych myślicieli bez decyzji co do konsekwentnego porzucenia marksizmu wprowadza na drogę "post", poprzez, co jest możliwe, ale niekonieczne, wcześniejsze zaliczenie etapu "neo".
Rodzi się pytanie, jakie kryterium daje pewność, że określenie "post" nie jest li tylko arbitralnym chwytem polemicznym mającym za zadanie zdyskredytowanie przeciwnika, ale przeciwnie, że jest obiektywnym kryterium porządkującym rzeczywistość polityczną lewicy? Długa ewolucja myśli marksistowskiej i postmarksistowskiej prowadzi do wniosku, że takim kryterium jest stosunek do klasy robotniczej. (To temat na osobne opracowanie, więc w tym miejscu zadowolimy się tylko postawieniem tej tezy bez jej uzasadniania. Byłoby to zresztą zapewne zbędne z tego względu, że do znudzenia powtarzamy owe uzasadnienia w różnych formach, we wszystkich niemal naszych wypowiedziach).
Najlepiej ostateczne wnioski z negacji roli klasy robotniczej stawia wałkowany ostatnio Herbert Marcuse. Ostatnim słowem ewolucji (post)marksizmu jest stwierdzenie, że dla wyzwolenia społeczeństwa nie jest potrzebny żaden podmiot w sensie heglowsko-marksowskim, albowiem w dzisiejszym społeczeństwie (czytaj: w demokracji) rewolucja nastąpi poprzez niezauważalne, ewolucyjne zmiany instytucjonalne. Określający siebie jako postmarksistów, E. Laclau i Ch. Mouffe, postulują zradykalizowany do granic socjaldemokratycznej możliwości projekt radykalnej demokracji, który jest logiczną operacjonalizacją markuzjańskiej tezy.
W przeciwieństwie do (post)trockistowskich spadkobierców bolszewizmu, ci autorzy nie mają dylematu, w jaki sposób pogodzić radykalną demokrację (zastępującą antykapitalizm postkapitalizmem) z pojęciem dyktatury proletariatu.
W stosunku do tzw. uczciwej socjaldemokracji, radykalni demokraci stoją więc o etap niżej w hierarchii radykalizmu, albowiem „uczciwi” socjaldemokraci optowali jednak za zniesieniem kapitalizmu, choć drogą reformistyczną. Dziś postmarksiści, ramię w ramię z socjaldemokracją, ewoluują w kierunku nie kwestionowania systemu kapitalistycznego, gdyż postrzegają dziejowo konieczną tendencję do przeradzania się tego ostatniego w formację pozbawioną antagonistycznej sprzeczności - w postkapitalizm.
Zbliżamy się tym samym do sedna sprawy, a więc do kwestii zasadności przedrostka "post" przed nazwą trockiści. Oczywiście, trockiści nie odrzucają pojęcia klasy robotniczej, choć chętniej zastępują ją wygodniejszym propagandowo pojęciem "klasy pracowniczej". To przesunięcie terminologiczne jest wyrazem czegoś więcej niż tylko taktycznej myśli mającej na celu zdobycie klasie robotniczej sojuszników w szerokiej warstwie klas pracujących, najemnej siły roboczej. To przesunięcie ma implikacje dla takich koncepcji, jak dyktatura proletariatu, albowiem trudno sobie wyobrazić dyktaturę przytłaczającej (90-procentowej) większości społeczeństwa nad garstką szefów korporacji międzynarodowych. Taka dyktatura jest w sposób oczywisty zbędna i zastępuje ją łatwo radykalna demokracja, która wyrazi się w swobodnym zrzeszaniu wytwórców na bazie lokalnych społeczności i społeczeństwa obywatelskiego. Perspektywa jest mocno kusząca i na pierwszy rzut oka nie bardzo widać jej mankamenty.
(Post)trockiści zdają sobie jednak sprawę z utopijności bezkonfliktowej zmiany ustrojowej, która pozostaje ich celem. Pozostają oni świadomi celów rewolucyjnych, a jednocześnie łudzą się możliwością powstania świadomości klasowej w klasie, której istnienie negują, a bez której ich ewentualna partia rewolucyjna pozostawałaby jedynie kadrową, inteligencko uzurpatorską organizacją o skrajnie niedemokratycznym (bo wyizolowanym od bazy) charakterze.
Ta ułomność taktyki (post)trockistów grozi w każdej chwili (tym bardziej w chwili bliskiego triumfu) załamaniem poparcia społecznego. Stąd, np. niewiara Lutte Ouvriere w powodzenie projektu Nowej Partii Antykapitalistycznej, dla którego przewiduje koniec wielokrotnie przetestowany na lewicy francuskiej – degenerację w jedną z licznych odmian Partii Socjalistycznej, mniej lub bardziej zjednoczonej. Ewolucja (post)trockizmu nie jest zakończona. Pewne zachowane elementy "ortodoksyjnego" marksizmu powodują, że ten ruch odradza się, choćby w kolejnej okrojonej formie, zamiast znaleźć ukojenie i kres we wspólnej z socjaldemokracją ewolucji w kierunku akceptacji postkapitalizmu.
Jednocześnie, cofając się historycznie, "ortodoksja" marksistowska znalazła, paradoksalnie, swoją wypaczoną, zdegenerowaną i zwulgaryzowaną kontynuację w stalinizmie. Podejmowana krytyka "ortodoksji" była jednocześnie krytyką stalinizmu. I odwrotnie, krytyka stalinizmu była jednocześnie krytyką ortodoksji. W tym sensie krytyce tej podlegał także Trocki jako ortodoks marksizmu. Mówimy wciąż o krytyce polegającej na "pogłębianiu" marksizmu z punktu widzenia poszukiwania jego nowego ufundowania na podstawach filozoficznych oraz poszukiwania nowego, bardziej adekwatnego do współczesnego stadium społeczeństwa burżuazyjnego podmiotu rewolucji i odrzucenia klasy robotniczej jako owego podmiotu.
Trudno nie zauważyć, że Trockiego krytyka stalinizmu była krytyką głównie polityczną. Trockistowscy przeciwnicy Stalina nie dali pogłębionej analizy tego zjawiska z perspektywy filozoficznej. W zasadzie dopiero lata 60., a szczególnie okres po 1968 r. przyniósł jakieś jaskółki. Rzecz w tym, że szły one od razu w tym samym kierunku, co wnioski nurtów nietrockistowskich. To znaczy, w kierunku odrzucenia tradycyjnej klasy robotniczej – na podstawie tezy o jej przekształceniu się w "nową klasę robotniczą".
Tymczasem zinstytucjonalizowany stalinizm rozwijał wulgarno-dogmatyczną myśl filozoficzną, która podlegała krytyce ze strony zachodnich nurtów neomarksizmu. W ten sposób zapładniał dalszą ewolucję burżuazyjnej filozofii odnoszącej się do stalinowskiej, ale nie tylko, bo i do ortodoksyjnej, koncepcji marksizmu. Brak tradycji własnego odniesienia do spuścizny ortodoksji powodował, że spadkobiercy trockizmu byli podatni na oddziaływanie owych nurtów, które przynosiły jakieś ożywienie intelektualne w marksizmie. W samym łonie "stalinowskiego" marksizmu, próby dyskusji z paradygmatem radzieckim nie przyniosły takich owoców, jak nurt neo- i postmarksizmu ze względu na ich skrępowanie dogmatami.
Nie znaczy to, że nie ewoluowały one w takim samym kierunku, zgodnie zresztą z ewolucją samego stalinizmu, który po etapie eurokomunizmu w zasadzie skapitulował przed socjaldemokracją po to, aby po upadku "realnego socjalizmu" w ogóle zejść ze sceny. Niedobitki kontynuują ewolucje w kierunku zbieżnym z ewolucją socjaldemokracji i postmarksizmu, a także posttrockizmu, czyli w kierunku alterglobalizmu. Te niedobitki można określić mianem "poststalinizmu", choć jest to miano przykrojone na wyrost, albowiem ta formacja jest znikoma w sensie tak liczebności, jak i intelektualnym.
Natomiast biorąc pod uwagę to, że ostatnie przejawy ewolucji stalinizmu zatrzymane przed osiągnięciem wykrystalizowanej fazy socjaldemokracji, mają jednak pewną wagę (Kuba, Chiny, Korea Północna), trudno byłoby twierdzić, że nazwa "poststalinizm" grozi jakimś zlekceważeniem potencjału zagrożenia tkwiącego w tej formacji. Czy może raczej, dla niektórych, niedocenieniem potencjału optymizmu – Chiny?
W świetle tego wszystkiego, i szczególnie postulatu zachowania antystalinizmu jako ostatniego i jedynego wyróżnika (post)trockizmu, wyłania się pytanie, które stanowi niejakie podsumowanie nakreślonej tu pokrótce i w sposób uproszczony, bez niuansów, ewolucji i zaniechań myśli marksistowskiej. Dla lepszego zobrazowania sobie problemu przyjrzyjmy się Brazylii Luli i Wenezueli Chaveza. Czy biorąc czujnie pod uwagę zagrożenie stalinizmem posttrockizm może tym krajom zaproponować coś więcej niż tylko to, do czego zmierza zgodna ewolucja posttrockizmu, postmarksizmu, socjaldemokracji i poststalinizmu, czyli koncepcję alterglobalizmu?

12 lipca 2008 r.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski

autor: BB, data nadania: 2008-07-12 14:56:56, suma postów tego autora: 4605

POSTNIEDOBITKI

Trudno mówić o odrodzeniu stalinizmu, komunizmu czy trockizmu w alterglobalizmie. Ewolucja w tym kierunku różnych nurtów i tendencji raczej prowadzi do powstania pewnego amalgamatu ideologicznego. Można się, oczywiście, zastanawiać, co do tego amalgamatu mógłby dorzucić poststalinizm lub posttrockizm. Nie bardzo wierzymy jednak w swobodną dyskusję na ten temat w ramach "ruchu ruchów" No Global. Ten ruch, jak każdy inny, nie po to się tworzy, żeby dyskutować swoje podstawy, które już są ufundowane przez kogo innego. Albo wchodzisz i się przystosowujesz, albo wypad (w mikroskali zasada ta zadziałała nawet w Porozumieniu Lewicy Antykapitalistycznej).
Inaczej rzecz się ma z socjaldemokracją i jej wpływem na alterglobalizm.
Pamiętajmy, Marks i Engels od początku musieli zwalczać nie tyle reformistyczne tendencje w łonie ruchu robotniczego, co brak świadomości istotnej odrębności propozycji tego ruchu od propozycji demokracji burżuazyjnej. Z tego też powodu równie mocno, jeśli nie mocniej zwalczali oni w ramach I Międzynarodówki wpływy anarchistów, którym trudno byłoby odmówić czy to równego zakorzenienia w klasie robotniczej, czy to rewolucyjności. Ale nie można było przeoczać ulegania zasadom kształtującym społeczeństwo burżuazyjne.
Rozbieżności z socjalistami stanowiły podstawę wyodrębnienia się nurtu socjaldemokratycznego, stojącego na gruncie marksizmu. Następnie nurt ten przeżył własną ewolucję od "ortodoksyjnego" marksizmu do rewizjonizmu. Ewolucję w kierunku uznania drogi parlamentarnej, możliwej dzięki rozwojowi demokracji burżuazyjnej, za drogę zmiany ustrojowej socjaldemokracja przeżyła jako całość (włącznie z Różą Luksemburg). Drogi socjaldemokracji i komunistów rozeszły się w czasie rewolucji niemieckiej i rosyjskiej, wcześniej to rozejście zostało przygotowane na gruncie walki z rewizjonizmem w teorii (Bernstein), a przypieczętowane renegactwem Kautsky’ego w praktyce.
Oddzielenie się komunistów od socjaldemokracji oznaczało zerwanie ciągłości. Odtąd oba nurty miały osobne podstawy i osobną ewolucję. Dlatego też nie można nazwać komunistów postsocjaldemokratami, ponieważ ich koncepcja nie oznacza ewolucji myśli socjaldemokratycznej, ale przeciwstawienie się jej.
Pozostanie socjaldemokracji w bazie robotniczej odbywało się na bazie zinstytucjonalizowanej formy współpracy, jaką jest działanie na związki zawodowe. Reformizm i związki zawodowe uzupełniają się wzajemnie. Niemniej, ewolucja socjaldemokracji również zachodzi. Bad Godesberg, Trzecia Droga, to kamienie milowe wyznaczające kierunek tej ewolucji.
Problem w tym, że ta ewolucja ma szersze implikacje niż tylko dla socjaldemokracji. Socjaldemokracja przechodzi ją głównie na podstawie własnej logiki wewnętrznej – oportunizmu wobec burżuazji, reformizmu, parlamentaryzmu i poparcia dla demokracji burżuazyjnej. Trockizm i stalinizm ewoluują poprzez przystosowywanie się do realiów współczesnego etapu rozwoju społeczeństwa, a więc poprzez korygowanie swoich podstaw ideowych, a także dzięki temu, że ewoluująca socjaldemokracja zwalnia im miejsce.

Dziś drogi te się schodzą za sprawą postniedobitków
Popularność alterglobalizmu świadczy przecież o niczym innym tylko o atrakcyjności socjaldemokratycznej wizji zmian społecznych, z którą nie da się pogodzić komunistycznej strategii rozwiązywania problemów społeczeństwa burżuazyjnego poprzez zniesienie tego społeczeństwa i zastąpienie go nowym, komunistycznym.

Zastępowanie przedrostka "anty" w antyglobalizmie przez "alter" jest ciekawym objawem obrony ostatniego bastionu lewicowości we współczesnym społeczeństwie, podejmowanej na całkowicie socjaldemokratycznych podstawach i warunkach. "Anty" oznacza konserwatywną i populistyczną, ksenofobiczną wizję przekształcenia współczesnej cywilizacji w federację małych wspólnot. Wizja "alter" broni jeszcze koncepcji globalnego przekształcenia świata, w którym socjalizm oznacza współdziałanie, a nie doraźną i przypadkową wymianę produktów i usług. Oznacza próbę zachowania cywilizacji na poziomie, na który wniósł ją rozwój kapitalizmu. Chodzi o zachowanie zdobyczy kapitalizmu i przekształcenie ich we wspólne dobro i przekazanie we wspólne władanie całej ludzkości. W ograniczonej do ram demokracji burżuazyjnej wizji socjaldemokratycznej. Tutaj dokonywane są próby kompromisu ze strony takich lewicowych i radykalnych myślicieli, jak T. Negri i M. Hardt, polegające na uznaniu nieprzezwyciężalności zachowania enklaw wyzysku i przymusu fizycznego, rekompensowanego realizacją zasady przyjemności dla tzw. wielości.
Co by nie mówić, mimo drobnych wpadek, wizja socjaldemokratyczna przejmuje dowodzenie na lewicy jako jedyna realistyczna wizja polityczna. Postniedobitki mogą co najwyżej, chcąc, nie chcąc, wspierać ją mając na względzie ofensywę prawicy wspomaganej populizmem, która grozi zawaleniem konstrukcji cywilizacji zachodniej.

Nieudolność posttrockistów jest wynikiem błędów o charakterze fundamentalnym, bo teoretycznym. W odróżnieniu od oportunistów wszelkiej maści sądzimy, podobnie jak Lenin, że wytykanie błędów nie może zaszkodzić działaniu politycznemu.
Jeżeli wyciągamy wniosek, że owe błędy teoretyczne są przyczyną kapitulacji przed modelem socjaldemokratycznym, co wyraża się w złudzeniach propagowanych w związku z ruchem alterglobalistycznym, to mamy prawo wyrażać to zdanie. A proponenci alterglobalizmu mają prawo z nami polemizować.
Milcząco przyjmują jednak tezę, że nie czas dyskutować, czas działać!
Należy jednak zdawać sobie sprawę z tego, jakie są założenia takiego hasła i jakie są konsekwencje jego przyjęcia. Warto przeanalizować owe przesłanki i przewidywane skutki. Wówczas można będzie opowiedzieć się za lub przeciw proponowanej taktyce z pełną świadomością, a nie na zasadzie ślepej wiary w autorytet. Autorytety są zawodne.

Alterglobalizm jest przedstawiany jako jedyna realistyczna forma obrony demokracji na poziomie godnym XXI wieku. Nie proponuje się w ramach alterglobalizmu niczego, co nie miałoby możliwości realizacji w ramach wizji socjaldemokratycznej – demokracja bezpośrednia, budżet uczestniczący, współzarządzanie zakładami pracy, to wszystko są formy demokracji mieszczące się w wizji socjaldemokratycznej.
Od momentu akcesu do alterglobalizmu upieranie się przy tradycyjnych nazwach i programach hurrarewolucyjnych, choć pustych i zaledwie sloganowych, należy już do kategorii pierdół bez znaczenia. Podobnie jak ujadanie pod adresem socjaldemokracji oparte na bezwartościowej tradycji politycznej, pojętej scholastycznie, bo bez związku z rzeczywistością.

autor: BB, data nadania: 2008-07-13 15:08:20, suma postów tego autora: 4605

BB,

radziłbym wam wybrać bardziej zwięzłą formę wypowiedzi, niż ciągnące się niczym Mur Chiński posty. Chyba, że nie chodzi wam o dotarcie ze swoim przesłaniem do czytelników, a tylko odfajkowanie kolejnego tematu.

autor: jra, data nadania: 2008-07-13 20:02:29, suma postów tego autora: 540

jra,

To nie zupełnie tak. Odpowiedzieliśmy po prostu na zapotrzebowanie zgłoszone nota bene przez "krika" (NL/NLR). Powinien nam podziękować za wyczerpującą odpowiedź (POST NA "POST"). Drugi przypadek (POSTNIEDOBITKI) też ma swoją historię. To również odpowiedź, tym razem na uwagi "KPP-Ruch Lewicy" z dyskusji na indymediach.pl. Na nasze usprawiedliwienie możemy dodać, że indymedia dziś są zablokowane. Z przyczyn technicznych nie ma możliwości prowadzenia na tym portalu dyskusji. Zresztą obie odpowiedzi wiążą się ściśle ze sobą. A to, że wyszły z tego artykuły to już inna sprawa. Najwyraźniej stać nas było na więcej. Artykuły możemy publikować jako teksty samodzielne na innych portalach. Dział publicystyki lewicy.pl jest dla nas, krytyków alterglobalizmu, socjaldemokracji i posttrockizmu, zamknięty.

autor: BB, data nadania: 2008-07-13 21:57:14, suma postów tego autora: 4605

Wszyscy jesteśmy "post".



Miałbym wątpliwości co do zasadności - w myśl przedstawionego rozumowania - niepoprzedzania dziś terminu "socjaldemokracja" przedrostkiem "post". W końcu sam Lenin nazywał Kautskiego "byłym marksistą". Co najmniej. No ale skoro nawet Lenin nie wpadł na pomysł tego rodzaju postponowania przeciwników - nie bądźmy rewizjonistami i oszczędźmy socjaldemokratom tego epitetu.

Bo - jak przyznaje tu EB - jest to jedynie epitet, którym pomysłodawcy takiej metody obdarzają obecnie wszystkie historyczne nurty lewicy, wyłączając socjaldemokrację. Nie zdołaliśmy przecież wyróżnić żadnego istniejącego współcześnie kierunku, który by na ten epitet nie zasługiwał, na co bezskutecznie nalegałem.

Trwało to bez mała tydzień ale w końcu mamy jasność: poza socjaldemokracją, wszyscy jesteśmy "post". Oczywiście, poza tymi, którzy nie identyfikują się z jakimkolwiek historycznym nurtem/tendencją lewicy. Ale gdzie takich znaleźć?


autor: krik, data nadania: 2008-07-14 10:25:07, suma postów tego autora: 1649

kriku

jak chcesz nazywać SWP, LCR, itd. marksistowską, leninowską albo trockistowską nikt ci niebroni. Zastanów się tylko jak praktyka SWP, LCR, itd. ma się do praktyki SDPRR(b), przedwojennej KPP, czy chociażby do przedwojennych CPUSA albo FPK.

(swoją drogą zamiast mówić SWP, LCR, itd. mógłbym mówić posttrockiści, ale niewiem dlaczego kriku mi zabraniasz będe więc wypisywał po kolei wszystkie partyjki i sekty typu SWP, LCR, itd. żeby każdy wiedział o czym/o kim pisze)

Jak chcesz się bawić w sematykę i krytykować słowa które służą jedynie jako oznaczenie pewnych tendencji (których rzeczywistość została tutaj udowodniona, a ty nawet się do tego nieodniosłeś) to zaproponuj bardziej adekwatne by każdy się mógł ustosunkować. Wybrzydzać łatwo trudniej coś sensownego spłodzić.

autor: LO, data nadania: 2008-07-14 15:20:43, suma postów tego autora: 142

LO



Taka mała prośba: nie dziel się tu z łaski swojej wynurzeniami od rzeczy.
Po raz już nie wiem który specjalnie dla ciebie powtórzę pytanie: czy znasz jakikolwiek istniejący współcześnie na lewicy nurt czy tendencję, która w myśl przedstawionego przez BB rozumowania nie zasługuje na prefiks "post"? Nie znasz? To co po raz kolejny zabierasz głos? Jeśli od tygodnia nie potrafisz przytoczyć dowodu choćby przez negację, to o czym jeszcze mamy kwilić?

Tak jak wszyscy na lewicy - za wyjątkiem BB, Spartakistów i ciebie, LO - z nazewnictwem na lewicy nie mamy problemu, bo nie mamy potrzeby sięgania w dyskusji po protetykę w rodzaju epitetów w potocznym tego słowa rozumieniu.

Jeśli ty sobie bez takich podpórek nie radzisz - twoja sprawa. Świadczy to głównie o twojej politycznej nieporadności, zdecydowanie mniej o wspomnianej tu przez ciebie politycznej "płodności", czy chęci rzetelnego dochodzenia do prawdy w polemice.

Jak wspomniałem, Lenin nie uciekał się do takich polemicznych wytrychów. Jeśli ty bez tego sobie nie radzisz - co tam wytrychy! - sięgaj sobie choćby i po łom. Co to zmieni?

Tylko znów nie opowiadaj, że jakaś "rzeczywistość została tutaj udowodniona" poza tym, że owo "post" ma mieć charakter postponujący, dyskredytujący, i jest jedynie chwytem polemicznym. Powiem więcej: w myśl rozumowania BB - dla BB zabiegiem uprawnionym. Jak na razie - wyłącznie dla BB.


autor: krik, data nadania: 2008-07-14 16:13:59, suma postów tego autora: 1649

ZŁOŚĆ NIE JEST ARGUMENTEM

Zaperzasz się, kriku, a to nie służy trzeźwości spojrzenia. Stwierdzenie, że ktoś jest "byłym marksistą" nie podbudowuje tezy, że miałby on w jakiś sposób ewoluować w ramach marksizmu. Jak powiedzieliśmy - socjaldemokraci zerwali z marksizmem i poszli własną drogą.
Chodziło Ci zapewne o to, że epitetem byłoby nazywanie socjaldemokratów postmarksistami. Różnica między socjaldemokratami a postmarksistami jest prosta - ci pierwsi nie upierają się, że mają jeszcze cokolwiek wspólnego z marksizmem. Nazywanie ich postmarksistami nie miałoby więc sensu.
Inna sprawa, to ewolucja socjaldemokracji od ideologii mającej jeszcze na celu zmianę ustrojową (choćby drogą reformistyczną) do koncepcji, która takiego celu sobie nie stawia. Jeżeli nie ma takiej sytuacji współcześnie, która by zmuszała socjaldemokratów do wewnętrznych rozłamów na tym tle, to jest to efekt faktu, że tzw. nowa radykalna lewica nie zmusza ich do takiego samookreślenia.
Poprzedzanie przedrostkiem "post" nie miałoby również sensu w przypadku, np. socjalistów, anarchosyndykalistów, ultralewicowców, wolnościowców, maoistów, zielonych, liberatarian, komunitarian, radykalnych demokratów, rewolucyjnych socjalistów itd., itp.

autor: EB, data nadania: 2008-07-14 20:23:20, suma postów tego autora: 856

Jak znów złość?


Właśnie złość skłania do obdarzania przeciwnika epitetami. Nie inaczej.

Co do socjaldemokratów w całości, to poza głównym ich nurtem - obraz nie jest już tak wygodnie prosty, jak sugerujesz. Już bracia Ortegowie w Nikaragui byli ongiś postrzegani jako lewicowi socjaldemokraci, tacy nie pasujący do twojego opisu. Podobnie bywa dziś z Chavezem, który posądzany jest o rewitalizację niegdysiejszych podstaw socjaldemokratyzmu, czy też dawne socjaldemokratyczne iluzje.

O anarchistów bym się nie spierał, bo to nurt dosyć amorficzny, natomiast maoiści są w tym względzie nie do obrony: po zdobyciu władzy w Nepalu ustanowili tam burżuazyjną republikę z mocnym premierem i na razie nie zapowiadają w tym względzie nic więcej. Z dawną retoryką zerwali tylko po części, a jaka jest praktyka, każdy widzi. Tyle że dotyczy to właśnie maoistów nepalskich, w Europie ich polityczna ewolucja jest bardziej interesująca.

Ale ja pytałem - powtórzę - o jakikolwiek istniejący współcześnie na lewicy nurt czy tendencję, która w myśl przedstawionego rozumowania nie zasługuje na prefiks "post". Dla większej jasności dodam: nurt historyczny, zachowujący ciągłość, w tym ciągłość organizacyjną, byśmy nie trawili czasu na oderwane od politycznej praktyki salonowe utopie.

Mieszanie tu ze sobą ogólnikowych określeń ("ultralewicowcy", "lewicowi socjaliści", "wolnościowcy") z nazwami historycznych nurtów ("maoiści") i okraszanie tego wątpliwymi dla lewicy libertarianami, czy radykalnymi demokratami (!?), plus owo nadzwyczaj pojemne i rozciągliwe "itd., itp." - tylko potwierdza czysto publicystyczny charakter proponowanego postponowania.

Co więcej, na przekór larum podnoszonemu przez PO, ani nie zamierzałem, ani też nie zamierzam komukolwiek wzbraniać stosowania takich polemicznych podpórek w dyskusji. Sugerowałem jedynie ich nikłą funkcjonalność i zarazem doraźność. Bo poza satysfakcją stosującego takie przedrostki, że komuś "dosolił", nic to nie wnosi.


autor: krik, data nadania: 2008-07-15 10:02:56, suma postów tego autora: 1649

WIARA W CUDA

No widzisz, kriku. Sam zaczynasz dostrzegać zagadnienie i rozwijać myśl w tej logice, której stosowania nam zabraniasz. Wydaje się, że chodzi Ci tylko o to, że "co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie"...
A tak na serio. Po pierwsze, określenie "postmarksista" nie musi być uważane za epitet. Ernesto Laclau i Chantal Mouffe sami określają się tym mianem. Czy sądzisz, że dla "Krytyki Politycznej" nazwanie kogoś postmarksistą byłoby zamierzonym kamieniem obrazy? W tym kręgu i w tym celu, spodziewalibyśmy się raczej określenia "paleomarksista".
Czy w Waszej grupie epitetem jest, np. "marksista wolnościowy"? A tak określa się przecież Piotr Kendziorek. Czy marksista wolnościowy nie jest rodzajem postmarksisty? Przecież nie jest na pewno rodzajem marksisty ortodoksyjnego, a szczególnie już typu "ortodoksji II Międzynarodówki", od której filozoficznie nie odciął się ani Lenin, ani Trocki. Sam przypominasz, że Lenin nazwał Kautsky’ego "byłym marksistą", a nie "ortodoksem II Międzynarodówki". A więc, czy Lenin (a więc i Trocki) kontynuował marksizm, któremu Kautsky się sprzeniewierzył?
I Ty, i my wiemy, że sprawa nie jest tak prosta. Marksizm II Międzynarodówki był wulgaryzacją marksizmu, niemniej ani Lenin, ani Trocki nie "odgruzowali" marksizmu, z wielu przyczyn. Ich rozejście się z "ortodoksją II Międzynarodówki" odbyło się na drodze politycznej, a nie filozoficznej. Czyszczeniem teorii z wulgaryzmów zajęli się tacy filozofowie, jak Georg Lukacs, Karl Korsch czy Antonio Gramsci – żeby wymienić tylko tych najbardziej znanych. Później była Szkoła Frankfurcka i Marcuse. Weźcie Piotra Kendziorka – dla niego filozoficznym ugruntowaniem stalinizmu jest praca Lenina "Materializm a empiriokrytycyzm". Biorąc pod uwagę dzieje marksizmu stalinowskiego, trudno tu mówić o jakiejś koncepcji zdolnej wypracować spójną teorię zdolną przeciwstawić się koncepcjom neomarksistowskim, nowolewicowym i postmarksistowskim. Przyjmowanie koncepcji filozoficznej przy jednoczesnym odrzucaniu konsekwencji polityczno-organizacyjnych świadczy o przywiązaniu do sztandarów, których znaczenie jest jednak dla chorążych pustym hasłem.
Po drugie, czym innym jest zagadnienie ciągłości, które przemycasz w celu podstawienia pod kwestię "post". Zagadnienie skądinąd też ciekawe. Jednak wbrew temu, co sugerujesz, fakt ciągłości jakiegoś nurtu nie przeszkadza w żaden sposób możliwości jego ewolucji ideowej.
Podziały i spory wewnętrzne istnieją w każdym kierunku politycznym, również wzajemne odsądzanie się od czci i wiary, a co dopiero od korzeni ideowych.
Słusznie zauważasz, że interesuje nas nie dowolna rozbieżność poglądów, ale konkretna, ta odnosząca się do marksizmu i do kryterium odróżniania tej teorii od innych, jakim jest stosunek do klasy robotniczej jako do kategorii nie tylko politycznej, ale i filozoficzno-krytycznej.
Podziały na "słusznych" czy "niesłusznych" w ramach, np. anarchizmu czy libertarianizmu nie są dla nas zbyt interesujące, fakt. Kryterium, jakie przyjmujemy (za Marksem) podziału na marksistów i postmarksistów nie jest arbitralne. A tak utrzymujesz, kiedy imputujesz nam używanie przedrostka "post" jako epitetu.
Obronę trzonu teorii nie zastąpi ciągłość organizacyjna. Zresztą, gdzie ją masz, bo przecież nie w Polsce? Rewizja marksizmu może wszakże zachodzić w ramach ciągłości organizacyjnej. Nurty zewnętrzne wobec marksizmu mogą przecież uzyskać dominującą pozycję w każdej partii formalnie marksistowskiej. Zwłaszcza, gdy partia taka skazana jest na bazę zastępczą. Los taki spotkał nawet partię bolszewicką. Co mogło ochronić trockistów? Imię Trockiego? Nazwa partii? A może rewolucyjna praktyka? WIARA W CUDA?

autor: EB, data nadania: 2008-07-15 14:27:13, suma postów tego autora: 856

KROPKA NAD "i"

Nie musimy daleko szukać. Do posttrockizmu i "oportunizmu z zasadami" przyznaje się oficjalnie nawet Dariusz Zalega (patrz choćby artykuł Rafała Kalukina o WZZ "Sierpień'80").

autor: BB, data nadania: 2008-07-16 09:59:57, suma postów tego autora: 4605

Dodaj komentarz