o mniej mówiący tekst.
Nie dowiadujemy się z niego prawie nic o biografii twórczej Barenboima: najpierw pianistycznego cudownego dziecka (mając kilkanaście lat, nagrał koncerty foprtewpianowe Beethovena z legendarnym Klempererem), poitem dyrygenta uażającego się za kontynuatora stylu von Fuertwaenglera (mówi się czesto na niego "digital Furtwaengler")
, wreszcie 60-latka, który wrócił do kilkaktotnie już nagrywanych sonat Beethovena, żeby osiągnąć artystyczne optimum.
Praktycznie nie podjęto próby zrekonstruowania oryginalnych przemyśleń Barenboima i Saida o muzyce (bo trudno za taką uznać powtarzanie naiwnej opinii, że "muzyka niczego nie przedstawia".
"erudycyjny muzyk amerykański"?
Nie słyszałem o "erudycyjnym" kierunku w muzyce.
Natomiast amerykańscy twórcy muzyczni, o których dyskutują Barenboim i Said, precyzyjnie określają swoje stanowisko na mapie szkół i stylów współczesnej muzyki artystycznej, tak więc nietrudno byłoby to zreferować czytelnikowi.
"Mało kto jest w stanie poświęcić godzinę czy dwie na uważne słuchanie wymagającej muzyki klasycznej"
Autorka najwyraźniej jest zdania że muzyki klasycznej nie słucha się dla przyjemności, ale żeby zaszpanować elitarnością i pozować na inteligenta.
Jeśli ktoś lubi muzykę klasyczną, to słuchanie jej nie będzie go irytować, "nawet przez godzinę czy dwie".
A jeśli ktoś nie lubi muzyki klasycznej, to po co ma się użerać słuchając jej? Dla elitarnego "lansu"? Zeby sie tym chwalić w towarzystwie?
Śmiechu warte. To tak jakby pić whiskey tylko dlatego że to jest "cool", mimo że nie lubi się jej smaku.
może po prostu mało kto jest w stanie poświęcić te 2 godz, bo mało kto dysponuje bitymi dwoma godzinami czasu ciurkiem, żeby je poświecić całkowicie na rozrywkę -np. sluchanie muzyki poważnej. ( a może nie bawi go słuchanie w tle przy innych czynnościach- jak radia) Nie przyszło Ci to do głowy? Gratuluje. Jeszcze z tym snobizmem..hmmm
po pierwsze, w tekście chyba nie jest sprecyzowane, czy te 2h są liczone od snia, tygodnia czy roku.
Po drugie, przyjrzyj się może swojemu środowisku i zobacz, czy nie poświęca się tam znacznie więcej niż 2h np. na niszowe wojenki polityczne, lekturę gazety wyborczej, analizę przesunięć w redakcji tej gazety, śledzenie nowinek na rynku mody i motoryzacji itd.
To po pierwsze. Po drugie, słuchanie tej muzyki nie jest "rozrywką"... Ano, właśnie, a propos. Ile w kręgach postępowych dla rozrywki słucha się popu, ogląda pornografii itd, śledzi akcje FARC? Myślę, że dużo więcej niż 2h.
Wychodzi więc, że skrajna lewica nie słucha muzyki klasycznej, bo poza rynkiem konsupcji i politykierstwem nie toleruje się tam innych zainteresowań.
A szkoda, gdyż ta muzyka to bezcenna inwestycja we własny rozwój intelektualny i emocjonalny.
http://pl.youtube.com/watch?v=A3DfzGeUGls
Ale zdarza mi się sluchać też Gershwina czy nawet Ravela;)
dlaczego "nawet"?
Przede wszystkim musisz się wyzwolić od debilnego poglądu, że "klasyka" jest nudna i ciężka.
Spróbuj Stockhausena, Strawińskiego (szczególnie Ognisty ptak, Święto wiosny, Historia żołnierza, Żywot rozpustnika), Berga (Wozzeck, Lulu) i Bartoka.
coś antyBushowskiego - to np. "Teodora" Haendla na DVD, gdzie Prezydent (naprawdę jest taka postać w libretcie) albo bełkocze koszmarne frazesy, albo, upity do nieprzytomności piwem z puszek rozrzucanych po scenie, nawołuje: "bawcie się!") albo - też Haendla - "Julius Caesar" (DVD, reż. Peter Sellars).
Antyamerykańskie (między innymi) są też wszystkie wersje "Rheingold" Wagnera - choćby wspomnianego wyżej Barenboima (DVD).
Po drugie- po co dwa razy wymieniasz po "po pierwsze" - żeby wyglądało, "że masz mniej racji"?
Po trzecie dlaczego mam analizować, kto na co poświęca swój wolny czas i ile sie go ma w tym, czy innym środowisku, moja uwaga była ogólna. W Polsce jest niesamowicie wysoka tzw. wydajności pracy i ogólnie ludzie pracują bardzo dużo. Stąd mało kto dysponuje taka ilością nadprogramowego czasu wolnego. A jeśli się zdarzy, że jakiś tam Staś i Jaś mają ten czas i poświęcają go na grę w piłkarzyki, to nie mnie ich z tego rozliczać. Ja nie o tym.
Po czwarte nie oglądam pornografii, co może ze względu na płeć nie dziwi, dodam więc, że w tym kontekście jestem w stanie zdobyć sie na tak olbrzymi ładunek abstrakcji, żeby zgodzić się z posłem (byłym) Orzechowskim. (z jego postulatem, nie z wykładnia)
Po piąte słuchanie muzyki uważam za rozrywkę. Być może dlatego ja (osobiście a jak ww. środowisko nie mam zielonego pojęcia) nie słucham muzyki klasycznej. Z takiego powodu, że jest dla mnie za trudna i mnie nudzi. Słucham sobie, o zgrozo! tandetnego metalu, wiec trudno o bardziej prymitywny gust muzyczny. Czasem jedynie słucham czegoś, co mi w muzyce poważnej ten metalowy patos przypomina - u Pendereckiego np. Ale lubię słuchać muzyki poświęcając na to czas wyłącznie i nie cierpię słuchać jej w tle. Stąd jeśli zdarzały mi się takie okresy w życiu, że nie miałam czasu na takie słuchanie, to nie słuchałam wcale. Dlatego tak mi się skojarzyło. Wydawało mi się, ze muzyki klasycznej tez się tak słucha z cała uwagą i przez czas dłuższy niż 10 minut. Ale oczywiście tylko wydawało, bo jak dokładnie nie wiem.
jeżeli nie chcesz analizować, kto i na co poświęca wolny czas, to Twoje ogólne uwagi są trochę pozbawione podstaw, nieprawdaż?
Ja akurat znam dość wielu słuchaczy muzyki klasycznej i mogę zaręczyć, że nie są to arystokraci, którzy wynaleźli sobie elitarne hobby, bo się nudzili. Robią oni zawodowo bardzo rożne rzeczy. Ciekawe: mało ktory z nich należy do profesjonalnych humanistów. Mało który też ma ponadprzeciętne dochody.
Z drugiej strony, poznałem kilku ludzi, którzy ze względu na wygorowany status materialny swoich rodzin nie pracują zawodowo w ogóle. Żaden z nich nie słucha "klasyki" nawet przez 1 h w roku, ale to dlatego, że poza niszowym "napoleonowaniem" i rozrywkową konsumpcją nie mają żadnych zainteresowań.
A sztuka, w tym może zwłaszcza muzyczna, jest czymś dużo więcej niż rozrywką. Musisz ją poznać, żeby się o tym przekonać. Jak wiadomo, smak puddingu poznaje się w miarę jedzenia. Od metalu dośc łatwo się przechodzi np. do Stockhausena i w ogóle awangardy XX wieku, ale też np. do Bacha na instrumentach historycznych. Spróbuj, a zobaczysz, ile ciekawych przeżyć zyskasz.
Tego też nie da się robić "w tle".
W jednym nie zgodzę się z ABCD. Jeżeli coś robimy dla przyjemności, to jest to jednak rozrywka.
Nauki ścisłe też mogą być przyjemne dla tych, którzy je uprawiają z zamiłowania. A nawet więcej - przyjemna potrafi być praca. I kto wie, czy nie należałoby dążyć do tego, żeby zostawić te rodzaje pracy, które mogą sprawiać przyjemność ich wykonawcom, a resztę - zautomatyzować.
że nie da się postawić granicy "o, tu jest jeszcze rozrywka, a tu zaczyna się sztuka".
Gershwin jest super według mnie. Te interpretacje Milesa.
Ice Cube też dobry.
jakto sie nie da w tle? - da sie w tramwaju, a nawet w samochodzie, stojąc w korku i w ogole da sie we wszelkich poczekalniach ;) A poza tym w odniesieniu do siebie uzyłam czasu przeszlego (zdarzalo mi sie nie miec) ;)
Zas odnosnie rozrywki i różnic. To owszem nauki scisle moga (techniczne) byc jak najbardziej rozrywką, ale "róznica pomiedzy rozrywką", a profesjonalizmem ("a sztuka" to jeszcze inna rzeczi obszerniejszy temat) jest taka, że profesjonalizm obliguje do znajomości również rzeczy z danej dziedziny, których się nie uważa za interesujace i których poznawanie nie sprawia przyjemności, czy wręcz męczy. Jest się zobliowanym do całościowego oglądu.
Innymi słowy dla rozrywki czytam rzeczy z dziedziny szeroko rozumianej humanistyki stąd mam ten komfort, żeby np. cisnąc Heglem o scianę, na co humanista nie może sobie pozwolić, nawet jeśli teoretycznie też miałby taka ochotę, zaś dla równowagi musiałam się dokładnie zapoznac z wiekoponym dziełem niejakiego Marciniaka pt. "Przyrządy półprzewodnikowe", co wspominam do dziś nie najmilej. I to tyle.