ze w sprawach absolutnie fundamentalnych obywatel nie ma prawa glosu, tj. nie przeprowadza sie zadnego referendum (podobna sytuacje mamy w sprawie traktatu UE*), mimo ze (a moim zdaniem wrecz dlatego ze) wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazuja, ze obywatele sa przeciwni narzucanym im z gory pomyslom
to jest po prostu chore i skonczyc sie moze wylacznie zle; tylko ze wtedy znowu najwiecej straca ci sami obywatele, a nie ta kasta wierzacych ze maja prawo do wladzy nad umyslami i nad przyszloscia, bo przez jakies tam klamstwa, manipulacje czy obietnice bez pokrycia, ktos tam kiedys skreslil krzyzyk przy ich nazwisku, albo czesciej - nazwisku znanego kolegi z partii
* a juz przegieciem absolutnym jest kiedy przeprowadzi sie jednak referendum, wyjatkowo gdy nie uda sie jakos do niego niedopuscic, a nastepnie usiluje sie wmawiac, ze obywatele zaglosowali zle, albo nie wiedza co robia, a ponadto, ze w ten sposob sami mniejszoscia decyduja za innych, ktorym nikt przeciez w ogole nie dal prawa do decydowania !! no czy to nie jest juz szczyt bezczelnosci !!
Wydaje mi się że na pomysł nie uwzględniania woli społeczeństwa wyrażonej w referendum wpadli polscy biskupi na początku transformacji ustrojowej. To oni krzyczeli by nie dopuścić do referendum w sprawie aborcji.
To smutne, ale bardziej słychać o czeskich protestach przeciwko amerykańskim bazom jak o polskich protestach.
jest, gdy w referendum ludzie opowiedzą się przeciwko czemuś usilnie lansowanemu przez władze, a wtedy oni - ta banda uzurpatorów - trąbi o powtórzeniu głosowania.