jest swietna pokazuje szczegolnie dobrze prawde o Berezie
facet będący jednym z najbardziej znanych publicystów lewicy, uważa, że epizod prób aliansu OZN-u z ONR-em jest "mało znany". Tymczasem prawie każda wydana za komuny książka o sanacji i międzywojniu epatowała tym faktem i "mało znany" to on jest tylko dla kompletnych ignorantów historycznych.
Polak interesuje sie historią przeciez
Toeplitz pisze o tym tak, jakby dla niego ów fakt był "mało znany" i "zaskakujący", a nie dla przeciętnego Polaka.
tekst zamieszczono pierwotnie w gazecie skierowanej podobno do intelektualistów, a nie do przeciętnego człowieka.
nakłady albo były makulaturą której nikt nie czytał. Wyjątkiem może rzeczywiście są książki Garlickiego, ale to o ile się nie mylę lata 80-te. Poza tym nie czepiaj się. Kiedy wyżej w "publicystyce" była dyskusja nad artykułem Iwińskiego, to głównym tematem zainteresowania była moralność posła, a o tym, że globalne ocieplenie, któremu sporo miejsca poświęcono w artykule, jest słabo udokumentowaną i dość kontrowersyjną hipotezą - nikt się nie zająknął.
fakt, że Toeplitz był tubą propagandową wszystkich ekip rządzących w PRL, od Ochaba do Jaruzelskiego, nie czyni z niego publicysty lewicy.
Weźmy przykład. Kiedy S. Blumsztajn chyba w roku 1984 próbował wrócić z Francji do kraju, posługując się legalnym paszportem PRL, Toeplitz poparł policjantów, którzy go zatrzymali na Okęciu, a w dodatku zwymyślał go od "wichrzycieli" i "frustratów".
Dodajmy, że Toeplitz w czasach Jaruzelskiego był fanatycznym zwolennikiem "reformy gospodarczej", czyli ówczesnego wariantu przekrtętowej prywatyzacji.
W III RP, punlicystyka Toeplitza ogranicza się do monotonnego powtarzania: jak slusznie stwierdził Adam Michnik, młodej demokracji liberalnej w Polsce zagrażają oszołomstwo, prawicowy populizm i faszyzm.
Z Toeplitza taka lewica, jak ze Schwarzenneggera - wyrafinowany aktor.
- lansowany tu i ówdzie (szczególnie w Gazecie Wyborczej) na "lewicowego intelektualistę" - buduje takie opozycje pojęciowe: dla "ogólnoeuropejskiego obecnie trendu neoliberalnego w gospodarce"... "fatalną alternatywą jest zarówno nacjonalizm, jak sam neoliberalny kapitalizm".
Otóż nacjonalizm nie jest żadnym trendem w gospodarce - może się łączyć z bardzo odmiennymi modelami gospodarczymi.
Neoliberalny kapitalizm nie może być alternatywą - obojętne, dobrą czy fatalną - dla trendu liberalnego, podobnie jak "substancja maślana" nie jest alternatywą (czyli przeciwieństwem) dla "maślanego produktu".
ale chcę zauważyć, że KTT, Passent, Urban i jeszcze paru nielubianych przez ABCD publicystów mogą nie mieć wiedzy, talentu, kręgosłupa politycznego itp. itd. ale mają coś czego nie mają publicyści Obywatela, Trybuny Robotniczej czy innych niskonakładowych czasopism - a mianowicie mają czytelników.
I nad tym - bez urazy - powinniście pracować. Nad zdobyciem czytelników.
jeśli dasz mi tyle forsy, ile Urban zarobił na quasilegalnym imporcie spirytusu i cofniesz mnie w czasie do momentu, gdy rynek prasy nie był szczelnie wypełniony, to ja zdobędę tylu czytelników, ilu ma "NIE". Inna sprawa, że porównywanie liczby czytelników tygodnika z dwumiesięcznikiem ma taki sam sens jak porównywanie ilości klientów fast foodów z ilością stołujących się w wykwintnej restauracji.
Gdzież to KTT wypełniał zadania "tuby propagandowej PRL"? W niszowej "Kulturze" czy w "Polityce"? A może w "Szpilkach"? Czy ktoś słyszał o jakiejś prywatyzacji w pierwszej połowie lat 80.? "Policjanci" w 1984 r. to w porównaniu z powyższym już tylko detal, który jednak nie omieszkałbyś wytknąć innemu interlokutorowi. Brakuje tylko jeszcze zarzutu dotyczącego pochodzenia KTT. Jednym słowem: malkontenctwo do potęgi n-tej. Jak się domyślam jedynym prawdziwym lewicowcem jesteś Ty sam, co usilnie udowadniasz od kilku lat na forach internetowych. PS Czy felietonik do sierpniowego numeru "tuby propagandowej" prawdziwego lewicowca MFR już gotowy? Pozdrów ode mnie autora tzw. "reformy gospodarczej" A.D. 1987. Dzisiejsi miliarderzy do dziś z łezką w oku wspominają jego ustawę o działalności gospodarczej. To wtedy rozkręcili swoje interesy. To były czasy!
czytelnicy Toeplitza:
redagowany przez niego
dziennik Nowa Europa - nakład nieznany - chyba niski, skoro pismo szybko upadło
redagowany przezeń
-tygodnik Wiadomości kulturalne - od 3 do 5 tys. sprzedaży, pismo zbankrutowało natychmiast po odmowie
dalszego - trwającego przez wiele lat -
finansowania jego siedziby, bratniej firmy prywatnej,
pism satelickich, redakcji i druku przez ministerstwo kultury
-tygodnik Przegląd - oficjalnie ok. 20 tys. sprzedaży, ale na ten wynik w głównej mierze pracują etatowi reportażyści i komentatorzy, a nie Toeplitz
PS. Aczkolwiek, masz rację: niezależne
pisma lewicy muszą pracować nad rozszerzeniem swego kręgu czytelników, aczkolwiek sądzę, że mając ułamek kapitału zalożycielskiego Nowej Europy czy Wiadomości kulturalnych, dałyby sobie z tym radę całkiem nieźle.
warszawska Kultura nie była taka znowu niszowa.
Służyła jako nieformalny organ frakcji generała Moczara, który szczególnie pod koniec lat 60-tych minionego wieku raczej nie był postacią niszową.
Warto przeczytać, jak jego stały felietonista o trójliterowym kryptonimie oceniał tam kampanię antyinteligencką i antysemicką z marca roku 1968. Wystarczy może przypomnieć, że według niego było to spontaniczne i uzasadnione występienie "klasy robotniczej".
Nie prenumerowałem warszawskiej "Kultury", ale nie wiedziałem o jej rzekomych moczarowskich koneksjach. Czyżby to one wywołały w drugiej połowie lat 60. pogłoski o planach jej połączeniu z "Polityką"? A może "Polityka" też był moczarowska? Zważywszy na pochodzenie KTT musiał on być z pewnością szczerym i zagorzałym zwolennikiem marcowej nagonki?
był zwolennikiem "nieszczerym", to chyba tym gorzej?
Nie oceniam motywacji (dziś nieweryfikowalnych), tylko teksty drukowane w "Kulturze".
Kto w marcu 1968 chciał w prasie oficjalnej przeciwstawić się ówczesnej nagonce, mógł, na miarę ówczesnych możliwości, zrobić to właśnie w Polityce.
Nie ma tabletek na frustrację? ABCD nie powinien tracić nadziei, medycyna prze naprzód.
a żaba łapę podstawia.
Toeplitz chwali "część polskiej inteligencji, która po wojnie zaakceptowała Polskę Ludową".
Faktycznie, grupa ta zasługuje na szacunek.
Precyzując, można by tu wymienić inżynierów, którzy pracowali, czasem bardzo konstruktywnie, za grosze, mimo że wielu z nich mogłoby wyemigrować i urządzić się w Europie kapitalistycznej. Albo - naukowców, którzy czasem od podstaw tworzyli u nas dyscypliny akademickie. Czy wreszcie artystów, dzięki którym w latach 1956-80 mieliśmy kto wie, czy nie najlepszy teatr na świecie.
Narzuca się jednak pytanie, co osobistości typu Kazimierza Ajdukiewicza i Zygmunta Huebnera mają wspólnego z usługowym felietonistą i scenarzystą tandetnych seriali?
Czym tym osobistościom groziła np. dyskredytacja biograficzna, odwołująca się do materialów lustracyjnych? Nie słyszałem.
Dlaczego więc persona, które nader słusznie zauważa, że jej "urobek" biograficzny nie zapewnia jej podstaw do szacunku, a za to grozi ujawnieniem przykrych faktów, próbuje się wmieszać w towarzystwo ludzi zasłużonych?
Gdzie Rzym, a gdzie Krym?
Myślę o tej "wykwintnej restauracji" :-))).
Jak sprzedaż nie idzie, to może spróbuj zaprosić do współpracy KTT czy Passenta? Zamiast ABCD, na przykład :-). Zobaczysz, jak nakład skoczy :-)
To ty przeszedłeś samego siebie w ignorancji - widziałeś kiedyś, aby prasoznawcy porównywali sprzedaż dzienników czy tygodników z dwumiesięcznikami czy kwartalnikami? Moja gazeta w swojej klasie pism sprzedaje się całkiem przyzwoicie, a gazety, w których publikuje KTT, jak Przegląd czy Trybuna, są w swojej klasie gazet blisko szarego końca.
to sądzę że nawet nie macie sobie równych.
cywilizowani ludzie nie wypadają się na temat czegoś, o czym nie mają pojęcia. Również ty nie powinieneś zabierać głosu w temacie gazety, której nawet nie miałeś w rękach. Czytaj sobie "NIE" na przemian z "Najwyższym Czasem", to są lektury dla ultraliberała wielbiącego komuchów.
* wypowiadają
ludzie nie wypowiadają się na tematy na które nie mają pojęcia. To niektórzy zagorzali użytkownicy lewica.pl to istna dzicz.
na waszej stronie internetowej. Chyba że do internetu dajecie te najgorsze, to w takim razie przepraszam.
West, mam od czytelników inne sygnały na temat wersji papierowej, a na WWW dominuje akurat bieżący serwis informacyjny i doraźne komentarze, który nie odzwierciedlają zawartości wersji papierowej, lecz ją uzupełniają. Inna sprawa, że mnie akurat twoja opinia ani ziębi, ani grzeje, bo sądząc po tym, co tu wypisujesz, jesteś naszym anty-targetem, zarówno w kwestii poglądów, jak i poziomu intelektualnego.
na wieść o kolejnych represjach sprzedajnego sądownictwa wobec przewodniczącego Samoobrony (a przecież Lepper - eto Lenin siewodnia), nie uciekam ze strachu na drzewo na widok puszki amerykańskiej kukurydzy, ba, nawet homoseksualiście mogę rękę podać. Czysty neoliberalny drobnomieszczanin.
w czymś się zgadzamy.
przdede wszystkim, podałem ci konkretne przykłady, dotyczące "robienia nakładu" przez KTT.
Passent i Toeplitz są felietonistami tej samej klasy, co Sekuła i Wilczek w dziedzinie biznesu. Brylowali, kiedy struktury służbowe gwarantowały im protekcję, a zarazem eliminowały konkurencję dla nich (np. nie wpuszczając S.Blumsztajna, z zawodu dziennikarza, do kraju, co i Passent i KTT oklaskali).
Kiedy w Polsce pojawił się wolny rynek mediów, tak Passent, jak KTT wylądowali na marginesie rynku opinii. Podobnie - w wymiarze biznesowym - stało się z Wilczkiem i Sekułą.
osiągnięcia kiedyś takiej pozycji zawodowej (jako dziennikarzowi) i takiej popularności u czytelników jaką cieszą się Passent, KTT czy Urban. Ponieważ wszyscy ci panowie są w wieku emerytalnym, Ty zaś jesteś z mojego pokolenia, to wszystko jeszcze przed Tobą.
P.S. KTT był, zapewne, mało skutecznym redaktorem naczelnym. Ale nie o tym rozmawiamy.
zapewne mi nie uwierzysz, ale naprawdę nie chciałbym osiągnąc "pozycji zawodowej" dzięki głoszeniu - jak to robili wspomniani przez ciebie panowie - że Kuroń i Michnik słusznie siedzą, Popiełuszkę trzeba "uciszyć", a Blumsztajna wyrzucić z Polski itd.
Oczywiście, Toeplitz dzięki srialowi o iżynierostwie Karwowskich miał kiedyś jakąś tam popularność, choć znacznie mniejszą od tej, którą obecnie cieszą się tfurcy (!) M jak miłośc. Ale - czy po to się żyje, aby uznawać tak idiotyczne standardy i do nich się adaptować?
Nie dziwię się, że ABCD tak bardzo nie lubi KTT. W końcu KTT wielokrotnie go pobił. Kulturą, erudycją, poziomem...
Efekt się liczy.
Co może osiągnąć frustrat wiszący na lewica.pl, który osiąga szczyt satysfakcji mogąc popisać się swoją "erudycją" w pierwszym komentarzem pot tekstem. Tekst może być na dowolny temat. Nie ma to najmniejszego wpływu na treść komentarza, który będzie osobistą wycieczką bo czyimś adresem. W świetle swoich błyskotliwych komentarzy ABCD jest 4 i pół raza większy od Toeplitza i 3,75 raza większy od Kuronia.
Niewątpliwie ich arcydziełami jest wieloodcinkowy serial, w którym za każdym razem powtarzane są te same gagi z kobietą pracującą, menelem Maliniakiem i przemądrzałym synkiem pp. Karwowskich.
Wróćmy zresztą do rzeczy. Dziennikarz, który w recenzji z ksiązki o dwudziestoleciu międzywojennym na poważnie formułuje tezę o braku istotnych różnic między endecją a sanacją, sam sobie wystawia świadectwo.
Trudno bowiem o poważniejsze różnice w sferze np. zaplecza społecznego (endecja - drobnomieszczaństwo; sanacja - inteligencja, wojsko, biurokracja państwowa), uplasowania regionalnego (endecja - dawny zabór pruski, sanacja - dawny zabór rosyjski), geopolityki (endecja - opcja antyniemiecka; sanacja - opcja antyrosyjska), koncepcji podstawowego podmiotu polityki (według endecji jest nim naród, według sanacji - państwo).
"Garlicki dość wyraźnie pokazuje, jak cele tych formacji, a także metody, upodabniały się do siebie (...)" to wygląda na to, że tym razem z kolei Garlicki nie dorósł do poziomu wiedzy historycznej ABCD. Może to i tak, w końcu wiadomo że to wszystko jedna szajka, sterowana i opłacana z Rakowieckiej.
autorytety, z których opiniami trzeba się zgadzać, kładąc ruki po szwam - to były w Partii.
A po drugie, Toeplitz, referując Garlickiego, podważa swoją tezę, że sanacja i endecja "różniły się głównie stylem". Bo i weźmy na logikę: skoro, według Garlickiego, sanacja i endecja w ciągu lat trzydziestych "upodobniały się do siebie", to musiały się różnić. Przxedmioty identyczne, podobne czy mało się od siebie różniące "upodobniać się nie muszą".
Z podobieństwem metod bym zresztą nie przesadzał. Sanacja do końca stosowała charakterystyczną dla niej metode infiltrowania innych ugrupowań (np. PPS) przez działaczy o niejawnym czlonkostwie. Natomiast endecja - co, z kolei, było charakterystyczne dla niej - upolityczniała stowarzyszenia typu korporacyjnego (np. studenckie Bratniaki).
Z punktu widzenia tzw. przeciętnego człowieka, lata 30. z pewnością były lepsze od okresu sprzed 1926 roku.
podszczpujecie nogawki KTT jak kundelki Glempa i nawet z tego nie zdajecie sobie sprawy. Brawo!
do jakiego stopnia czytelnicy ABCD i KTT to ta sama grupa;)
Stąd brzydka zazdrość o popularność KTT.
czym papież dla katolików, tym dla nomenklaturowej niszy - Toeplitz.
Oczywista, każdy ma prawo sobie wybierać idola na swoją miarę.
zauważyć, że jedyną formą obrony Toeplitza były tu stricte personalne ataki na krytykujących go dyskutantów.
Trafnie dobrana strategia. Twórczość Toeplitza nie ma bowiem pozytywnych wartości, w imię
których dałoby się jej bronić.
nie wykluczam, że trudno mi zaciekawić odbiorcę, który nigdy w życiu nie miał poważniejszej książki w ręku, ale też na nim specjalnie mi nie zależy.
Warto natomiast wyjaśnić, na czym polegała ograniczona popularność Toeplitza w PRL (gdyż obecna - o czym wyżej - jest zerowa). Otóż Toeplitz żonglował elementami powierzchownej wiedzy z różnych dziedzin. Robiło to pewne wrażenie na czytelnikach o nikłym wykształceniu, którzy sądzili, że lektura felietonów "pana Krzysztofa" ich dokształca.
Dziś np. o sanacji i endecji dużo więcej niż z felietonów Toeplitza można dowiedzieć się się z internetowej encyklopedii "WIEM". Tak więc Toeplitz jest totalnym anachronizmem.
to nie widzę przeszkód abyś jeszcze z pięć razy powtórzył sobie w tym wątku jakim jesteś błyskotliwym i głębokim publicystą. Naprawdę.
w tym, weście, że łatwo sprawdzić, iż w ogole nie piszę o sobie, natomiast nomenklaturowi wyznawcy Toeplitza bronią go atakami personalnymi na jego krytyków.
Proszę bardzo, powiedz, za jakie myśli czy też sformułowania warto cenić Twego idola.
Toeplitz pisze:
"Dalsza analogią z układem obecnym jest kwestia prawa do rządzenia krajem jest kwestia prawa do rządzenia krajem, a więc kwestia tradycji. Piłsudczycy deklarowali, że ich prawem do rządzenia krajem w większym stopniu niż wola wyborców... jest tradycja legionowa."
Bo z tego, co wiem, analogia jest podobieństwem między zjawiskami lub twierdzeniami. Analogią nie może więc być "kwestia", bo występuje ona między kwestiami. Analogia "do" wydaje się bardziej poprawna niż analogia "z".
Dlaczego "prawo do rzadzenia" miałoby być tym samym, co "tradycja"? W typologii Maxa Webera, legitymizacja przez tradycję jest tylko jedną z możliwości - w nowoczesnej kulturze politycznej coraz mniej ważną.
Słów i zbitek frazeologicznych nie należy powtarzać. Tyhmczasem, w próbce mamy wielokrotne powtarzanie m.in "kwestii", "tradycji" i "prawa do rządzenia".
Prawo nie jest tym samym, co wola lub tradycji. Co najwyżej może ono wynikać z woli (prawodawcy) albo tradycji.
Jeśli ktoś się nie zgadza z powyższą krytyką elementarnych blędów stylistycznych i rzeczowych w tekście nomenklaturowego papieża, może zabrać głos. Oby konkretnie!
w Toeplitza naleĹźy wierzyÄ. Po prostu wierzyÄ. Bo weryfikowaÄ jego nÄdznej wiedzy o sanacji, poprzez podanie faktĂłw, nie wypada. Toeplitz - santo subito!
tekstu publicystycznego to dla mnie zjawisko zaskakujące. Przyznaj się, ABCD - jaja sobie robisz? KTT stwierdza w tym fragmencie, że piłsudczycy wyprowadzali swoje prawo do rządzenia państwem z tradycji (legionowej) - tylko tyle. Co tu jest dwuznacznego?
rozumiem Toeplitza (tak ubogiego myślowo i jednowymiarowego autora trudno nie rozumieć), stwierdzam tylko, że pisze on nieladnie i niepoprawnie (na co podaję przykłady).
wcale nie oznacza że tak jest. Zakwestionowane zdanie dot. legitymizacji władzy piłsudczyków jest jasne dla każdego czytelnika i nie sposób się do niego przyczepić merytorycznie. Co do rzekomych wad stylu - no cóż, może powinieneś zaproponować KTT swoje usługi jako redaktora, no bo co jeszcze możesz zrobić...
Dość znany teoretyk, Max Weber, wyrożnił trzy podstawowe typy legitymizacji władzy:
- przez tradycję
- przez racjonalną procedurę
- przez charyzmę.
Zazanaczył też, że pierwszy z tych typów stracił na znaczeniu w kulturze nowoczesnej.
Wniosek stąd, że identyfikowanie "kwestii prawa do rządzenia krajem" z "kwestią tradycji" może wynikać chyba tylko z dziwnej niewiedzy.
Sądzisz że najpierw piłsudczycy czytali Webera, a później dopasowywali swoje działania do jego klasyfikacji? Paradne. Nikt tu nie kwestionuje Webera - po prostu KTT napisał (nie wiem czy za Garlickim czy sam) że piłsudczycy traktowali tradycję legionową jako podstawę legitymizacji swoich rządów. No bo rzeczywiście chyba tak było. O czym tu jeszcze dyskutować?
podałem ci na początku dyskusji przykład świadczący o tym, że wiedza Toeplitza o realiach sanacji jest mizerna. Tak mizerna, że ów erudyta i wybitny publicysta wie o niej nawet mniej niż taki ćwok i pismak niszowych gazetek jak ja. No więc coś w logice twej linii obrony Toeplitza po prostu nie gra.
zaś na Twój zarzut odpowiedziałem Ci zaraz po Twoim poście, zanim jeszcze dyskusja nie zamieniła się w personalną pyskówkę. Jeżeli dziennikarz napisze np. "mało znany fakt, że współczesna teoria ewolucji stanowi swego rodzaju syntezę tradycyjnego darwinizmu i teorii katastrof" albo "mało osób zdaje sobie sprawę z roli zanieczyszczeń obszarowych w pogorszeniu jakości wód" nie oznacza to, że jest on ignorantem. Po prostu, stwierdza fakt.
Toeplitz nie pisze, że ów problem jest mało znany czytelnikowi. Sposób konstrukcji zdania świadczy, że jest on mało znany samemu Toeplitzowi, a nawet zaskakujący (skąd facet miałby wiedzieć, że czytelnika to zaskoczy - pisze o tym, że zaskoczyło jego): "czego zaskakującym przykładem jest m.in. mało znany epizod z próbą pozyskania przez obóz sanacyjny wywodzącego się ze struktur endeckich faszystowskiego ONR-u". Ów epizod nie jest ani znany, ani zaskakujący dla kogoś, kto interesował się polityką sanacji w stopniu wykraczającym choć trochę poza lekturę podręcznika licealnego. Tym bardziej nie jest to zaskakujące i mało znane dla osób o lewicowych poglądach, bo oni dobrze wiedzą, że flirt sanacji z ONR-em skutkował m.in. próbą zamachu na niezależność lewicowego Związku Nauczycielstwa Polskiego.
To, że Toeplitz jest ignorantem, to jest jego problem - i nie ma potrzeby jego wadami obarczać innych osób, tzn. czytelników.
W najnowszym artykule Obywatela znowu artykuł o księdzu;)
Lubie was, naprawdę was lubię, ale na punkcie księży macie lekki odchył :):)
ty masz jakiś odchył antyklerykalny, skoro na kilkadziesiąt tekstów i 100 stron gazety od razu rzuca ci się w oczy tekst o księdzu, zajmujący 4 strony. Stanowi on więc 4% zawartości gazety - to chyba dobrze pokazuje, jak wielki jest ten nasz rzekomy odchył na punkcie księży. Dla porównania, w tym samym numerze wywiad i recenzja o książce marksisty Tittenbruna zajmują 10 stron, prezentacja lewicowej działaczki przedwojennej - 7 stron, socjalny model Danii - 5 stron. I tak dalej. Mogę tylko współczuć, że nie potrafisz dostrzec tych oczywistych proporcji.
ABCD, ja nawet lubiłem, jak pisywałeś te swoje filipiki u KTT, w "Wiadomościach Kulturalnych". Dużo nie płacił, wiem dobrze, ale czemu się tak czepiasz? Wiem, że Twoje rozindyczenie w esejach, gdzie jechałeś jak Adorno na jazzie, rozbawiało redakcję WK, ale żeby tak od razu kopać pismo, które wypełniałeś co numer sążnistym tekstem, to naprawdę nie rozumiem... Chyba że nie pamiętasz, że tam pisałeś. Rozdwojenie jaźni czy co?
człowiek lewicy.
Nie ma co, głęboko rozumiecie formułę "Byt określa świadomość"!
Drukowali cię, płacili, to chwal!
A wiecie, że istnieje coś takiego, jak prawda?
ABCD, skoro idzie Ci o prawdę, to skąd argument ad hominem, że niby jestem marny człowiek lewicy itd. Może nawet nie jestem z lewicy: skoro prawda tylko Cię interesuje, to niechby i wariat ją wypowiedział.
Po prostu wydaje mi się dosyć dziwne, że w 1994 roku nie brzydził Cię KTT, a teraz nagle zaczął. Ja nawet nie chcę sugerować, że wtedy byt określał Twoją świadomość, bo ileż te biedne Wiadomości mogły płacić... Na pewno nie tyle, żeby jakiekolwiek moralne wątpliwości zagłuszać. Mówiąc krótko: trzeba było wcześniej przyłączyć się do diatryb Michnika przeciw KTT, a nie teraz dopiero. Teraz to wygląda na zacieranie śladów własną kitą.
Dla niezorientowanych: Jacek Zychowicz był jednym z najpłodniejszych i najciekawszych autorów w "Wiadomościach Kulturalnych". Do dziś pamiętam jego arcyzłośliwą recezję z "Filozofii po góralsku".
Ad meritum: tekst KTT jest dosyć pospiesznie napisany, wszak Łagowski to wcale nie liberał, tylko konserwatysta; kilka rzeczy ma nie do końca jasno wyłożonych, ale to świadczy raczej o tym, że w LMD po prostu nie redaguje się tekstów, bo to redaktor powinien wyłapać. Myśl jest prosta za to jak drut i wykładana wielekroć: III/IV RP chciała być powtórką z II RP, lecz wracała tylko jako farsa.
nie mam wielkiej ochoty tłumaczyć się nasłanemu trollowi, ale to chyba oczywiste, że można nie zmieniać systemu wartości, można natomiast zmieniać oceny pewnych struktur czy osób.
nikt mnie nie nasyłał, po prostu wydało mi się to niespójnością, a nawet pewnym rodzajem resentymentu.
Oczywiście, zmieniać oceny może każdy - także i KTT, który z pewnością dziś - i myślę, że i w 1995 roku - wcale nie pochwalałby Marca itd. Nie idealizuję KTT, wadą naczelną WK była ziejąca z nich nuda, którą łagodziły jedynie eseje Zychowicza, Orlińskiego, Wielgosza i paru innych autorów. Jednak tygodnik nie esejem i nie recenzją stoi - on musi być jednak tygodnikiem aktualnym i ciekawym. "Nowa Europa" była pod tym względem lepsza, choć na koszmarnym różowym papierze, lepiej redagowana. No i te felietonowe diatryby Kołodki przeciwko Balcerowiczowi, palce lizać. Jednak z NE też ziało nudą. Pewnie, bez pieniędzy to i Salomon nie naleje, ale szansa została zmarnowana z winy KTT. Przy wszystkich jednak wadach tych pism nie są one jednak szmatławcami ani nikogo nie próbowały oczerniać w obrzydliwy sposób, co zdarzało się w większości mediów mainstreamowych III/IV RP. Jak sobie czytam te felietoniki pana K. z "Trybuny", to jednak są one jakoś zgrabne i zwykle nie takie głupie, jak przeciętny działacz lewicowy dowolnego polskiego ugrupowania.
Swoją drogą, poglądy musiałeś zmienić, skoro nie widzisz dziś sensu w krytyce kultury, która przecież byłaby iście obyczajowym rodzajem lewicowości. Gdzież Horkheimer pisywał o ekonomii, on tylko bidak o obyczaju... Że nie wspomnę o Minimach moraliach i wyrzekaniu nad zanikiem fajek itd. Po prostu obrzydliwe odchylenie kulturowe zamiast zdrowej chłopsko-robotniczej moralności socjalistycznej, o, przepraszam, konserwatywnej.
neoliberalną antykulturę, której częścią jest "emancypacyjna" obyczajówka. Jest ona - powiem więcej - najbarrdziej antypatycznym składnikiem establishmentu zasługującego na krytykę.
Tak więc poglądów zasadniczo nie zmieniłem. A że kiedyś zdarzyło mi się je wyrażać na jednych lamach z blogerem wychwalającym cywilizację konsumpcyjną? Właściwego doboru
sojuszników uczymy się cale życie.
Oj, chyba przesada. Chyba bardziej antypatyczny jest dowolny "główny ekonomista" banku X, który przekonuje, że trzeba obniżyć emerytury pracowników najemnych i podwyższyć pensje dla dyrektorów, a już szczególnie dla głównych ekonomistów, bo takie są nieubłagane prawa ekonomii.
Wolność ma różne wymiary, także religijny i płciowy. Że mainstreamowe media łatwiej przepuszczają teksty o kwestiach płciowych (bo seks w ogóle jest atrakcyjniejszy jako towar), to takie głosy emancypacyjne łatwiej się przebijają. W emancypacji kobiet, niewolników w USA, ateistów w Licheniu czy homoseksualistów w Pcimiu nie ma nic szczególnie przerażającego. Jakoś mam problem, żeby uznać Marię Szyszkowską za kogoś bardziej antypatycznego od głownego ekonoma; a przecież to ona w mediach mainstreamowych takie rzeczy wypowiadała (obok np. pochwały ideałów komunizmu, co już zdecydowanie rzadziej jej puszczano). A skoro wagę kwestii seksualnych potrafi to zrozumieć nawet prosta Szyszkowska, to czemu nie potrafi zdecydowanie bardziej wyrafinowany filozof taki jak ABCD?
Emancypacja czysto seksualna jest równie idiotyczna jak emancypacja robotnika od środków utrzymania; idzie o to, by totalność wolności obejmowała różne jej sfery, bo tylko wtedy będzie konkretna. Czyż nie?
Chciałbym zwrócić uwagę , że KTT oprócz pisania scenariuszy do popularnych seriali filmowych z których tak szydzi sobie ABCD, popełnił w swoim życiu na potrzeby kina także kilka pozycji nie tylko zdecydowanie bardziej ambitnych , ale także - nie waham się użyć tego słowa - z całą pewnością wybitnych.
Chyba wszyscy się zgodzimy że jego adaptacja "Dziejów jednego pocisku " Struga , z której powstała "Gorączka" Agnieszki Holland - to z pewnością najlepszy polski film o rewolucji . I to nie tylko tej konkretnej z 1905 roku , ale o amoku i szaleństwie rewolucyjnym w ogóle.
I dlatego , choć nie będę ukrywał że publicystyka polityczna KTT obchodzi mnie bardzo mało ( podobnie zresztą jak publicystyka ABCD ), będę bronił Jego dobrego imienia. Ten człowiek stworzył bowiem jednak w swoim życiu coś , co ma już stałe miejsce w polskiej kulturze . Z całą pewnością nie da się też obronić teza, że cały dorobek KTT ogranicza się wyłącznie do kultury popularnej, lub doraźnej , fakt że zwykle ogłupiającej publicystyki ( do wyboru , do koloru : "zaangażowanej jak cholera " , lub "tworzonej wyłącznie z powodów oportunistycznych" )
Uważam że ABCD , który sam był w zamierzchłej przeszłości niezwykle bystrym , inteligentnym krytykiem i komentatorem rzeczy prawdziwie ciekawych i wartościowych : w tym m.in twórczości Brzozowskiego oraz Struga , w swoim polemicznym zapale nie powienien o tym zapominać . Kurz i brud dzisiejszych sporów politycznych szybko opadnie , natomiast "Gorączkę" Holland i Toeplitza za dekadę lub dwie odkrywać będą, z korzyścią dla siebie ,nowe pokolenia widzów. Przynajmniej mam taką nadzieję.
się tu na wielką mszę uroczystą na cześć Toeplitza. Nie obejdzie się ona, rzecz jasna, bez egzorcyzmów przeciwko szatanowi ABCD.
Ciekawy jestem, ilu bezstronnych użytkowników się tu jeszcze spontanicznie zaloguje.
nieśmiało zapytam, co wspólnego z tematem dyskusji (ktory - przypomnę - wyznacza konkretny tekst Toeplitza z Le Monde Diplomatique. Edycja polska) ma wychwalanie starego scenariusza Toeplitza?
Padła tu opinia, że kokretnego tekstu Toeplitza - czy jego dziennikarskiej dyspozycyjności - nie wolno krytykować, ponieważ jest on twórcą Gorączki.
Tak się składa, że Gorączka jest filmem Agnieszki Holland.
Toeplitz wykonał tylko jedną z wielu prac przygotowawczych przy tym filmie, polegającą na zrobieniu scenariusza z powieści Struga, która sama z siebie jest dosyć filmowa.
Mam nadzieję, że nie spotykamy się tu z patriarchalnym przekonaniem, że jeśli jakimś przedsięwzięciem - w tym wypadku, produkcją filmu - kieruje kobieta, to w tle i tak musi być jakiś facet, ktory wszystkim rządzi.
Ech, po co jakieś tam egzorcyzmy, po prostu jechanie w stylu IPN-u na KTT jest jakimś absurdem. Facet ma bardzo ciekawą biografię, począwszy od ojca zabitego w Katyniu, przez te wszystkie scenariusze filmowe, brukowe powieści, publicystykę, alianse z władzą itd. Sam, drogi ABCD, wywołałeś dyskusję o KTT zamiast o tekście - który nie ma w sobie specjalnie głębokich treści, parę obsuwek (choćby ta z Łagowskim), ale myślowo nie jest aż taki głupi - wszak np. myśl, że reprywatyzacja mienia obszarników i arystokracji jest niesprawiedliwa, mądra jest, choćby i Łagowskiego myślą była. A kwestia bliskości endecji i sanacji to raczej sprawa oceny i interpretacji niż faktów, bo z wielu powodów są to formacje bliskie (prawicowe, sięgające w różnych wymiarach po wzorce nacjonalistyczne i faszystowskie), a z wielu zaś odległe (choćby i osławiona Bereza).
Aha, mój komentarz jest spontaniczny, KTT ostatni raz widziałem live jakieś 14 lat temu.
Cóż, nie czytam "niszowych" pism, nie mam na to ani czasu, ani pieniędzy i nie bawi mnie odgadywanie, kim jest autor takich lub innych wpisów na tych, czy innych portalach. Nie rozumiałem więc, co p. ABCD sprowadza z jego kąśliwościami do portalu, któremu mnóstwo można by zarzucić, ale którego lewicowość jest chyba, a przynajmniej dla mnie, poza sporem.
Teraz rozumiem i jeśli się mylę, niechże mi to ktoś wyjaśni: Ten niesympatyczny, nerwowy, kłótliwy, kiepsko władający polszczyzną (a uważa i "dowodzi", że Toeplitz niedobrze pisze po polsku!) i niezmiennie zacietrzewiony autor wpisów, to "w realu", czyli w życiu poza internetowym, redaktor, czy też wydawca jakiegoś niewielkiego pisemka o nieznacznym nakładzie, nieznanego czytelnikom takiej prasy lewicowej, jak Trybuna, Dziś, Nie, Przegląd i takiej prasy "opiniotwórczej", jak Polityka, Angora, Gazeta Wyborcza.
Zabawne, jak łatwo to zdekonspirował, nieświadom, że tym samym sprowadził swoje ataki na KTT - ach, jakże imponująco pryncypialne i jakże onieśmielająco erudycyjne (Boziu kochana, co za lipa!)- do, przepraszam, jazgotu zazdrosnego pechowca. Moi przodkowie nazywali takich "nebich" a H. Heine "Schlimmasel", wzbogacając niemczyznę tym napoły hebrajskim terminem. Wzywam więc do okazania litości i odwołuję, com przedtem napisał: pozwólmy ABCD obrażać, kogo się da i bzdurzyć przeciw wszystkiemu, co myślące, postępowe i niemiłe "IV RP". Niech się biedak wyżyje. Tu go przynajmniej choć trochę czytają...
nie bardzo wiem, co "zdekonspirowałem", wiem natomiast, że ulubione przez Ciebie tytuły "lewicowe" (Trybuna, Przegląd), które wymieniasz, mają bardzo niski nakład, niewiele - jeśli w ogóle - wyższy od tzw. pism niszowych.
Spory, choć stale obniżający się nakład, mają natomiast Polityka, Gazeta Wyborcza i Angora. Ale... W pierwszym z wymienionych pism Toeplitzowi podziękowano za prowadzenie felietonu. W drugim, mimo starań, publikuje on bardzo rzadko, wyłącznie z personalnej rekomendacji Adama Michnika i nie należy do autorów, którego teksty byłyby cenione przez czytelników tej gazety. Bardzo rzadko, a może w ogóle, zdarrzały się przedruki Toeplitza w Angorze.
Nie masz znów za co podziwiać Toeplitza.
ABCD, nakład "Nie" jest jednak wyższy od nakładu pism niszowych :)
Wbrew temu, co pisze szanowny Staruszek, ABCD potrafi na piśmie wyrażać się znakomicie, choćby i jego pisanie było trudne i wymagało pewnej erudycji. Żałuję, prawdę mówiąc, że nie wydał jeszcze swojej książki o Brzozowskim, a jedynie zbiór felietonów. Mam zresztą poczucie, że ABCD rozmienia się na drobne, pisząc tysiące komentarzy na tym portalu, zamiast napisać coś naprawdę na jego miarę. I tak, na przykład, trudno mi polemizować ze zdawkowym a bzdurnym felietonem ABCD, w którym - jak to w felietonie - zrównuje Dawkinsa z teologami, choć krztyny argumentu nie przytacza (a to, co pisze, świadczy o braku lektury książki Dawkinsa). Gdyby to była wypowiedź cokolwiek bogatsza, to może bym np. napisał druzgocącą odpowiedź. A tak? A tak to mogę sobie co najwyżej ponarzekać w komentarzu w tym portalu.
Mam tylko nadzieję, że na ugorze humanistyki polskiej po 1989 roku jednak pojawi się książka na miarę "Samotności i wspólnoty" czy "Jednostki i nieskończoności". Wiem, że ABCD jest akurat tym autorem, który potrafiłby ją napisać.
a po co Ci książka? Ty wiesz, że czarni są wrogami wolności, że Bóg jest urojony, że popkultura emancypuje od elitaryzmu i autorytaryzmu, że Toeplitz, Passent i Urban są jazzy... Cała inteligencja postępowa wie to samo.
Nie ma sensu pisać. Wsyztsko już wiadomo.
Niech żyje emancypacja!
ABCD, książka byłaby do czytania i miałem na myśli książkę na tematy cokolwiek ciekawsze niż krągłe myślątka Passenta, Urbana czy KTT czy popkultura. Co do bogów, to jak powiada klasyk, uczuć religijnych nie znam z własnego doświadczenia, więc te kwestie niespecjalnie mnie obchodzą. (Książka Dawkinsa akurat pozytywnie mnie rozczarowała, bo jest zgrabnie napisana i np. złośliwie krytykuje nędzę intelektualną agnostycyzmu).
A miałem na myśli książkę innego formatu. Taką, jaka się chyba w Polsce co najmniej od lat 70. nie ukazała. Choćby brak uczciwej i pogłębionej książki o marksizmie, którą można by przeciwstawić brykowi Kołakowskiego. Tę książkę powinien był napisać Baczko, ale skoro nie napisał, to pewnie już nie napisze - niestety też nie uczyni tego już Siemek - więc któż ma to zrobić? Szumlewicz może? He he he Wychodzi na to, że zostaną tylko przekłady z biblioteki LMD. A przecież trawieniem starego Althussera czy innych książek francuskich sprzed paru dekad nie zastąpi się ruchu intelektualnego w Polsce.
"ABCD" jest rzeczywiscie znany niektórym z publikujących się tu autorów jako publicysta, czy też literat w szerszym sensie. Ja, jako się rzekło, nie wiem "z kiem okolyczność", jak mawiali warszawscy "ciecie" i - szczerze mówiąc - wolę nie wiedzieć. Może rozczarowałbym się wówczas do kogoś, kto "w realu" (czy już opanowałem swoistą gwarę internautów?)zasługuje z jakichś względów na szacunek. Tu, jak napisałem poprzednio, jest to wyjątkowo paskudny opluwacz lepszych od siebie. Kryłow opowiada o suczce Mośce, co obszczekała słonia. ABCD zapewne nie czytał owego Moskala - prekomunisty, albo zgodnie z powszechnym obyczajem wykpiwanych nie wziął tego do siebie. Żal człeka i szkoda czasu na polemizowanie z tym, co tu wypisuje.
"Co wyraziwszy szeroko i długo..." Pa!
to na pewno nie są pisma lewicowe.
Trybuna może kiedyś, teraz to partyjny biuletyn SLD, a "Nie" to pismo ultraliberalne, zupełnie nielewicowe (wręcz bym powiedział antylewicowe, to chwalenie się J.Urbana, że jest skrajnym kapitalistą itd.)
Sztandarowym osiągnięciem okresu międzywojennego był Zamach Majowy w 1926 roku. Był to rzeczywisty początek "Pięknych lat trzydziestych" z całym bagażem konsekwencji, najczęściej negatywnych. Kronika zamachu została zaprezentowana wielokrotnie w różnych konfiguracjach w zależności od potrzeb propagandowych i manipulacyjnych.
Niestety kulisy tych wydarzeń były niewspółmiernie bardziej złożone aniżeli są przedstawiane i miały brzemienny wymiar międzynarodowy.
Po zakończeniu wojny polsko - bolszewickiej i wytyczeniu granicy wschodniej RP, na pograniczu nastał zupełny spokój i przyjazne stosunki międzyludzkie, nawet między kadrą oficerską straży granicznej polskiej i bolszewickiej. Łatwość przekraczania granicy stwarzała sprzyjające warunki dla nielegalnego wysoce intratnego handlu trans granicznego. Sielanka trwała do 1924. Roku.
Rząd polski wzorem Czechosłowacji i Niemiec "Pakt w Rapallo" dążył do nawiązania wszechstronnej współpracy z Rosją Sowiecką a następnie ze Związkiem Sowieckim. Trwały intensywne przygotowania i uzgodnienia do podpisania odpowiedniego dokumentu traktatowego. Na przełomie lat 1924/25 pewnej nocy przegrodzono wszystkie przejścia graniczne, a następnie całą granicę, drutem kolczastym. Utworzono równoległy pas zoranej ziemi. Ustawiono wieże strażnicze i wymieniono całą straż graniczną na jednostki azjatyckie.
Po pewnym czasie zniknęły po stronie sowieckiej wszelkie gospodarstwa i zamieszkała ludność. Najczęściej krewni mieszkańców po polskiej stronie granicy.
Jak się później okazało dokonano masowego pogromu ludności polskiej. Bestialski pogrom był organizowany przez sowieckie służby specjalne, nadając charakter etnicznego pogromu ludności polskiej przez ludność białoruską. Działo się to w okresie poprzedzającym przybycie do Moskwy polskiej delegacji dla ostatecznego uzgodnienia i parafowania dokumentu o normalizacji stosunków między Polską a Związkiem Sowieckim. Nastąpiła oficjalna wymiana not dyplomatycznych między rządem polskim a rządem sowieckim. Nota rządu sowieckiego stwierdzała, że "Rząd sowiecki nie ponosi żadnej odpowiedzialności za pogromy ludności polskiej na terenie Republiki Białoruskiej, gdyż były one dokonane samorzutnie przez ludność białoruską w odwecie za pogromy ludności białoruskiej dokonywane przez ludność polską na terenie Białorusi Zachodniej". Oczywiście w Polsce żadnych pogromów ludności białoruskiej nie było, mimo urządzanych różnych prowokacji.
Dalsza wymiana not powodowała nagłaśnianie tej sprawy przez rząd polski, ujawniając sowieckie ludobójstwo przed światem.
Ponadto w Związku Sowieckim na początku lat 20. po obezwładnieniu Lenina w zamachu, władzę przejęła kosmopolityczna prawica komunistyczna (trockistowska). W obawie przed unicestwieniem, ponad 600 tys. Żydów, głównie Chasydów, zbiegło do Polski. Rząd polski odmawiał naturalizacji, żądając od Anglii i Francji spełnienia przyrzeczenia udzielenia pomocy w zagospodarowaniu bądź udzielenia wiz imigracyjnych do Palestyny.
Legalny rząd polski został obalony w maju 1926 roku w zamachu zbrojnym, dokonanym przez ziemiańską klikę legionową przy decydującym wsparciu BUND, KPP i innych układów międzynarodowych o proweniencji trockistowskiej.
Natychmiast po przejęciu władzy w Polsce, Piłsudski podpisał dekret o naturalizacji Żydów rosyjskich. O bestialskich pogromach ludności polskiej na terenie Związku Sowieckiego nikt już więcej nie wspomniał. Ciężar zabezpieczenia warunków egzystencji uciekinierów żydowskich spoczywał na barkach polskich. Anglicy natomiast wydanie wizy imigracyjnej do Palestyny zawarowali wpłatą depozytową na konto w banku angielskim tysiąca funtów. W konsekwencji emigracja Żydów do Palestyny poważnie obciążała konto rezerw dewizowych Banku Polskiego.
Piłsudski cierpiał niestety na poważne schorzenie centralnego układu nerwowego, objawiające się częstymi napadami schizofrenii i patologiczną manią prześladowczą. Ochrona w Sulejówku miała z tym ogromne problemy. W praktyce rządy sprawowało najbliższe jego otoczenie w imię partykularnych interesów układów nieformalnych.
Traktowanie zwalczania tych układów, bądź uogólnianie różnych przypadków incydentalnych,łacznie ze zwalczjacymi się nawzajem obozami, jako faszyzację życia politycznego w Polsce po śmierci Piłsudskiego, jest wielkim propagandowym nadużyciem międzynarodówki trockistowskiej. Nawet tak mocno nagłaśniany dekret prezydenta Mościckiego o zakazie działalności w Polsce organizacji o zatajanym programie działania i tajnym składzie osobowym, był przecież w rzeczywistości dokumentem jak najbardziej zmierzającym do demokratyzacji i jawności życia publicznego. Skierowany był przeciwko mafiom politycznym i układom nieformalnym.
Największym problemem Polski była, królująca w dalszym ciągu, głupota polityczna i zacietrzewienie wielkopańskie stanów uprzywilejowanych, szczególnie wywodzących się z Kresów Wschodnich I Rzeczpospolitej.
Wielka szkoda, że o poruszonych zagadnieniach (czubek góry lodowej) zarówno naukowcy ani też publicyści nawet nie wspominają. Ciekawe dlaczego? Czyżby realizowali tylko zamówienia społeczne, diabli wiedzą przez kogo artykułowane?