że w małych gminach raz zdobytą władzę dzierżyć można dożywotnio, oczywiście jeżeli dba się o interesy światłych obywateli i wdzięcznych urzędników. Ale czy nie na tym właśnie polega budowanie społeczeństwa obywatelskiego?
"Kiedy jednak oddawano więcej władzy w ręce samorządów, towarzyszyła temu utopijna wiara, że będzie to władza bliższa mieszkankom i mieszkańcom, a tym samym skuteczniejsza"
Ależ spokojnie, nie jest to wcale taka utopia. Ta samorządowa władza - jeden z ważniejszych punktów "transformacji" - jak najbardziej jest bliska mieszkańcom. Np. obywatelowi, pardon poddanemu poza lokalnym układem, jest w stanie bardzo szybko, bardzo sprawnie i bardzo skutecznie wskazać jego miejsce w gminnym szeregu. Z liberalnego punktu widzenia spełnia ona zatem w zupełności swoją rolę.
w Polsce stała się karykaturą samorządności dlatego, że od początku przyjęła szkodliwy model "republiki w miniaturze". Akurat w społecznościach lokalnych dałoby się oprzeć władzę na demokracji bezpośredniej - aktywizującej obywateli i umacniającej więzi lokalne (np. zgromadzenia sąsiedzkie, mandat imperatywny). Tego jednak nie chcieli politycy, którzy chcieli po prostu większej ilości stanowisk do obsadzania (dzięki temu mogli rozbudować struktury partyjne w terenie). W rezultacie zamiast mikrodemokracji mamy mikrooligarchie, z powodu słabości lokalnych mediów często gorsze niz oligarchia ogólnokrajowa.
To przecież niby miałby zapewniać ten wydumany socjalizm demokratyczny, lokalne społeczności czy przedsiębiorstwa miałyby same sobą zarządzać. Tylko oczywiście niech im nie przyjdzie oczywiście do głowy:
1) Sprywatyzować się.
2) Robić coś lepiej niż inne doprowadzając do bankructw mniej efektywnych przedsiębiorstw, nie można przecież tolerować "dzikiej konkurencji", o tym jak można konkurować to będzie decydował urzędnik w Warszawie.
Innymi słowy, lewicowe ideał samorządów to mogą robić co tylko chcą, pod warunkiem że ani na milimetr nie odejdą od linii Partii.
Prywatyzacja nie musi byc zla moj drogi. Dobrym przykladem jest przeksztalcanie firm panstwowych w spoldzielnie pracy.
Swietnym przykladem jest "Piwniczanka"
http://www.piwniczanka.pl/ofirmie.htm
Haha, dobre, tylko proszę powiedz że nie mówisz tego na serio. Można takich tekstów mnożyć, np:
"Ucieczka z kraju komunistycznego nie musi być zła mój drogi. Dobrym przykładem jest ucieczka do kraju socjalistycznego."
Powinniście zrobić taki schizofreniczny serial TV gdzie Wielki Brat dawałby rózne dobre rady wykończonym psychicznie odciętym od świata przypadkowym gościom Motelu Socjalizm.
Ale o co chodzi liberku ;)? Czy negujesz to, ze woda mineralna "Piwniczanka" jest jednym z najlepiej sprzedajacych sie produktow tego typu? A moze to, ze piekarnie ktore sa spoldzielniami maja oddanych klientow ( jak wiesz utrzymac klienta jest trudniej niz go zdobyc ) i notuje konsekwentnie zyski?
Na pewnym okresie życia rozważałem założenie JEDNOSOBOWEJ firmy rozklejającej bilbordy. JEDNOOSOBOWEJ bo taki był wymóg pracodawcy a więc mogę coś kompetentnego napisać o tej branży.
Po pierwsze : ograniczenie liczby bilbordów w mieście uderzy najbardziej w SAMOZATRUDNIONYCH bo większość ludzi rozlepiających bilbordy to JEDNOSOBOWE firmy, nawet podnośniki koszowe do instalacji dużych formatów są wynajmowane na godziny. Większość grafików i operatorów DTP to albo małe firmy lub pojedyncze osoby pracujące na umowę zlecenie.
Reasumując: zmniejszenie liczby bilbordów nie uderzy w firmy oudorowe tylko w ich podwykonawców. Ograniczenie liczby bilbordów sprawi że droższa będzie ekspozycja na tych które się ostaną. Najbardziej ucierpią: osoby montujące bilbordy którym płaci się od sztuki, osoby rozklejające bilbordy, osoby konserwujące bilbord, drukarze – zmniejszona liczba zamówień etc.
...osoby, które mieszkają dajmy na to na pl. Konstytucji i żyją pod wielką płachtą, która całymi dniami zasłania im jakikolwiek dostęp do słońca i muszą świecić światło żeby im za ciemno nie było sobie na ten los zasłużyły?
Wolałbym, by rynek pracy zmieniał się w kierunku, w którym osoby do tej pory pracujące w tego typu zawodach znajdywały swoje miejsce w gospodarce opartej na wiedzy. Chcemy zmiany pojmowania pracy i jej roli, a nie zachowywania się jak państwo postkolonialne.
Kraków nie ma tylu billboardów i żyje - Warszawa też może. Możemy równie dobrze oblepić reklamami Zamek Królewski, dla branży reklamowej nie byłoby niczego lepszego. Ciekawe tylko, czy taka przestrzeń publiczna służyłaby komukolwiek poza wielkim pieniądzom...
Neguję jedynie nazywanie "złym" przekształceniem własnościowym dokonanym na poziomie lokalnym tylko dlatego bo nie odpowiada to Twojej definicji "fajności".
Zawsze twierdziłem że skoro własność pracownicza jest taka efektywna to nic nie stoi na przeszkodzie aby kwitła w kapitaliźmie. W pewnych branżach (np. prawniczej) rzeczywiście kwitnie (partnerstwa). Nie mam nic przeciwko Piwniczance. To socjaliści próbują wymuszać jedynie słuszne systemy własności poprzez przemoc państwa. Skoro zgadzacie się na decentralizację, nie możecie też mieć nic przeciwko zwykłym prywatnym firmom.
pomiędzy prawem do ekspozycji przekazu reklamowego i prawem obywateli do decyzji, czy są tym przekazem zainteresowani. W moim przekonaniu, w Warszawie ta równowaga już dawno została zachwiana na niekorzyść mieszkańców. Ostatecznie, istnieje coś takiego jak "ochrona krajobrazu" i bilboard z reklamą podpasek słabo się komponuje np. z parkiem miejskim czy zabytkową zabudową. Do tego dochodzi sprawa wspomnianych płacht reklamowych zasłaniających w wielu domach okna; perforowanych reklam na autobusach (przepuszczających światło, ale skutecznie utrudniających, zwłaszcza ludziom starszym, odczytanie np. nazw mijanych ulic i numerów domów, nie mówiąc już o banalnym oglądaniu widoku z okien); zainstalowanych niedawno i stwarzających fizyczne zagrożenie dla pasażerów monitorów reklamowych na stacjach metra. Nie udawajmy, poza szczególnymi miłośnikami reklam nikt z nas dobrowolnie nie naklei sobie w środku prywatnego auta (ani tym bardziej na szybie) reklamy Persilu, nie będzie oglądał programu TV złożonego wyłącznie z reklam itp., nie lubi spamu w poczcie elektronicznej itp. A skoro normalnym ludzkim zachowaniem jest traktowanie reklamy jako "zła koniecznego", ograniczmy jej stosowanie do sytuacji, kiedy obywatel ma wybór: oglądać reklamę czy nie.
Ja się z Tobą całkowicie zgadzam i popieram wszystkie argumenty na temat ochrony krajobrazu. Tylko na takim portalu jak lewica.pl trzeba uczciwie i jasno powiedzieć:
Zmniejszenie ilości reklam w minimalnym stopniu uderzy w agencje reklamowe, domy medialne, media elektroniczne, firmy oudorowe. Za zmniejszenie ilości reklam zapłacą Ci na samym dole łańcucha pokarmowego