Kapitalizm rzucony na kolana
Jeśli kapitalizm upadł na kolana
To co w ramach tej retoryki stało się z socjalizmem ?
...może po prostu kapitalizm dostał w ryj tak mocno, że zrobił salto i otrzeźwiony tym ciosem stanął mocno na nogi, jak nigdy przedtem? hm? :-) [taki żarcik...]
Znów chcą się dobrać do twojej głowy
Nie możesz ciągle dostawać w ryj
Nie daj się zabić, - żyj!
Dezerter - Szwindel [tak tak pioseneczka]
tak bardzo nie wzmocniło kapitalizmu jak ruchawka z roku '68 i poprzedzające ją "bunty" drobnomieszczańskiej młodzieży. "Wyzwolenie" i "samorealizacja" nadały mu nową dynamikę, poszerzyły rynki zbytu, tchnęły nowego ducha w reklamę i lajfstajl. Erozji uległy wartości wspólnotowe, leżące u podstaw starej lewicy. Nic dziwnego, że zaledwie kilka lat po owej ruchawce zaczął się triumfalny pochód egoistycznego neoliberalizmu, który też zapewnia "wolność" i "samorealizację" - tyle że wybrańcom z pełnymi portfelami.
ale tekst odnosi się głównie do strajków i wystąpień robotniczych w czasie studenckiej "rewolty" i krytyce polityki FPK z trockistowskiego punktu widzenia. Z zachowaniami i dewiacjami ultralewaków opisywanymi choćby w "Agitce" Anny Bojarskiej nie miało to wiele wspólnego. Chyba że dla niektórych którzy wierzą że ruch studencki stymulował wówczas klasę robotniczą.
sobie całkiem nieźle radzi, zamiast na upadku kapitalizmu radziłbym się skupić na przyczynach dlaczego socjalizm niezmiennie doprowadza do skrajnej nędzy.
Czy przy pomocy ciecia? Przecież w każdej firmie musi być dyrektor, zarząd, księgowość finansowa i materiałowa, dział zaopatrzenia i zbytu no i dopiero wtedy robotnicy. Sami robotnicy nie mieliby z czego ani gdzie sprzedać tego, co wytworzyli. Jak by się za swoją pracę wynagradzali? Czy "robotniczy dyrektor" zarabiałby tyle, co pracownik przy taśmie? Z tekstu wynika,że francuscy robotnicy nie mieli pojęcia, jak w rzeczywistości wyglądał socjalizm np. w PRLu, i że to u nas dyrektor zarabiał mniej niż robotnik.
Dziwi mnie również to,że tak "spontanicznie" się zjednoczyli w strajkach i tak spokojnie dali się rozgonić i złapać za mordę. Widocznie nie wiedzieli do końca czego chcą. No to i nie było czego bronić.
A poza tym czyż nie ma w tym podobieństwa do "zrywu solidarnościowego" u nas? Z tym,że u nas nie zabijano studentów, ale za to za mordę złapano boleśniej.
W 68' po raz pierwszy lewica (a raczej banda rozkapryszonych studentow) zakwestionowala zasade etatyzmu, interwencjonizmu panstwowego i zasade konsensusu welfare state. Nowa prawica juz tylko dopelnila dziela.
ale czemu na portalu nie ma ani wzmianeczki o innym wielkim zwycięstwie socjalizmu z 68 roku? Mówię oczywiście o bohaterskim stawieniu czoła kontrrewolucji w Czechosłowacji przez wojska Układu Warszawskiego... a nie zapominajmy że żołnierze LWP stanowili bardzo dużą część kontyngentu wojskowego wysłanego w ramach "braterskiej pomocy", o czym zresztą Czesi i Słowacy pamiętają do dziś
Nie jestem czołowym obrońcą maja '68, ale triumf neoliberalizmu był raczej konsekwencją kryzysu państwa opiekuńczego, aniżeli buntów z 1968.
A jak na poziomie teoretycznym? Lewica stracila w ogole instrumenty obrony przez doktrynami neoliberalnymi, poniewaz od 68' nagle okazalo sie, ze etatyzm jest zly bo ogranicza wolnosc do palenia marihuany.
Masz rację, ,,samorealizacja'', ,,poszukiwanie własnego ja''
i ,,erotyzacja życia publicznego'' czyli hasła 68 roku nadały kapitalizmowi nową dynamikę, wskazały nowe obszary ekspansji ( ciało człowieka, związki międzyludzkie, czy wszelkie rodzaje usług duchowych terapie, szkolenia w pozytywnym myśleniu itd.).
Kapitaliści powinni być głęboko wdzięczni znudzonej, drobnomieszczańskiej młodzieży z ówczesnego ,,rewolucyjnego'' Paryża.
Wdzięczni innymi za umożliwienie wykorzystywania spraw związanych z seksem w celach reklamowych- co jest prawie niewyczerpanym źródłem inspiracji dla marketingu...
Za ostateczne udowodnienie że biedni są mało sexy i sami sobie winni ( brak pozytywnego myślenia, kreatywności, indywidualizmu)...
Za możliwość dyskryminacji osób starszych i ,,źle wyglądających'' które stały się nowym rasizmem...
w kwestii krytyki "rewolucji seksualnej" zgoda z Durango. Tylko czy nie jesteś jednostronny, całkowicie abstrahując od 10 milionów strajkujących pracowników we Francji? 1968 skończył się młodzieżowa ruchawką ale nie musiał. Zwłaszcza we Francji.
to nie ja jestem jednostronny, to przebieg wydarzeń jest jednostronny. Co zostało z owych strajków 10 milionów robotników? Nic. Co zostało ze szczeniackiej ruchawki - bardzo dużo. Bardzo dużo złego.
ale ty jesteś głupi! A dlaczego współczesna polska lewica miałaby się solidaryzować z Breżniewem a nie ze stojącą na czele Praskiej Wiosny KOMUNISTYCZNĄ Partią Czechosłowacji? Myślę, że większości z tu obecnych bliższy jest "socjalizm z ludzką twarzą", który był sztandarem Praskiej Wiosny.
...Ale ty pewnie nie wiedziałeś o tym. Więc przygotuj się na kolejny szok: przywódcą Rewolucji Wegierskiej 1956 r. też był komunista - Imre Nagy. A zaczęła się ta rewolucja od wiecu zwołanego przez zwolenników Nagy'a na znak solidarności z... Gomułką.
Strajk robotników doprowadził do dosyć znaczących podwyżek.
Moim zdaniem maj '68 można krytykować za wiele rzeczy (sam mam wobec niego mieszane uczucia), ale twierdzenie, że w znacznym stopniu przyczynił się do wzmocnienia kapitalizmu to raczej przesada.
podwyżki, z punktu widzenia pracowników, były OK.
Co nie zmienia faktu, że długofalowe efekty roku 1968 wzmocniły kapitalizm.
Dominujący ton komentarzy, jak widzę, polega na biadaniu, w stylu bohaterów Houellebecqa, jak to rok 68' sprawił, że mamusie przestały sie opiekować synkami a na billboardach pojawły się gołe dupy. To głupie. Przemany obyczajowe miały wlasną dynamikę. Londynskiej beatlemanii nie wprowadzili francuscy maoiści. Rewolucja obyczajowa nie musi prowadzić do odrzucenia panstwa opiekunczego, co widac w krajach skandynawskich. A tak w ogole, tp rewolucja polegająca na gadaniu, okupowaniu uniwerków, pisaniu po murach, paleniu trawki i uprawianiu seksu jest o niebo humanitarniejsza od wszystkich dawnych rewolucji. Realizowała ona jedno z najlepszych haseł Jacka Kuronia (a wszystkie były dobre): nie będzie lepiej ale będzie weselej. No i było weselej.
"nie musi". Ale w większości krajów dziwnym trafem prowadzi, czego Sławusie nie potrafią dostrzec. A akurat kraje skandynawskie poza polityczną poprawnością na pokaz, są do dziś spośród całej Europy krajami chyba najbardziej "surowymi" w kwestii konsumpcjonizmu (wielu warszawkowych lewaków przeżyłoby szok w kontakcie z np. norweskim ciemnogrodem) itp., a etos egalitaryzmu i dobra wspólnego istnieje tam nie dzięki majowi '68, lecz mimo niego (cały czas się zresztą kruszy). Inna sprawa, że w dyskusji o "dziedzictwie Maja" najmniej chodzi o gołe dupy na billboardach, pomstowanie na pigułki antykoncepcyjne i obronę staroświeckiego purytanizmu, znacznie bardziej natomiast o etos, w którym kluczowe miejsce zajmuje ego zamiast dobra wspólnego.
rewolucje robią ludzie, mający nieco poważniejsze problemy niż to, że się nudzą. Dlatego przebieg rewolucji czasami rozczarowuje drobnomieszczanina z pretensjami intelektualnymi.
A fakt, że demonstracja młodzieżowe z roku 1968 nie były najważniejszą siłą sprawczą przemian aksjologicznych, mentalnych i obyczajowych, swiadczy właśnie o tym, że określanie ówczesnych wydarzeń jako "rewolucji" jest nadużyciem terminologicznym.
Trafiłeś kulą w płot. Niedawno gdzieś czytałem (nie pamiętam tylko gdzie), że Szwecję dopiero rozpoczęła się rewolucja seksualna, która w latach 60. pominęła ten kraj.
Miało być: "Trafiłeś kulą w płot. Niedawno gdzieś czytałem (nie pamiętam tylko gdzie), że W SZWECJI dopiero rozpoczęła się rewolucja seksualna, która w latach 60. pominęła ten kraj."
głęboko przekonany o negatywnym wpływie "rewolucji 68" na społeczeństwa zachodnie w ogóle a na tamtejszą lewicę w szczególności. Nie przeceniałbym jednak wpływu owej "rewolucji". Ona była nie tyle przyczyną co skutkiem. Dlaczego na lewicy kontrkulturowcy wyparli klasowców? Bo zmieniła się struktura tamtejszych społeczeństw. Nowy międzynarodowy podział pracy zdezindustrializował Europę - dziś "fabryką świata" są Chiny i tam trzeba szukać proletariatu. Przemiany technologiczne doprowadziły do transformacji społeczeństw przemysłowych w społeczeństwa oparte na usługach, w rezultacie z jednej strony kurczyła się (i zarazem wrastała w system "welfare state") klasa robotnicza, z drugiej rozrastały się nowe warstwy średnie. Te warstwy - "wyzwolone drobnomieszczaństwo" - znalazło swój polityczny i ideologiczny wyraz w hedonistyczno-indywidualistycznej Nowej Lewicy, która z czasem pokonała i wyparła klasową Starą Lewicę. Czy jeszcze ktoś dziś pamięta, że jeszcze pod koniec lat 60. włoscy lewacy z Lotta Continua prowadzili kampanię antynarkotykową (mam zdjęcia z tych akcji)? Że Czerwone Brygady (też reprezntujące linię klasistowską) potępiały feminizm? Że w USA Rewolucyjna Partia Komunistyczna odcinała się od "burżuazyjnej dewiacji" homoseksualizmu?
Sławuś: nowa lewica nie jest odpowiedzialna tylko za super wesole i humanitarne rewolucje w Paryzu, ale także za nieco mniej humnitarna w Kambodży.
LO: no tak, ale strajk 10 milionow pracownikow i ruchawka studencka to dwie zupelnie inne sprawy. Nie bez przyczyny zreszta zaraz potem znaczna część tych 10 milionow robotnikow zaglosowala na de Gaulle. Jak myslisz, dlaczego?
Angka Leu: Oczywiscie, ze masz racje. Wystarczy powtorzyc chociazby klasyczne juz teorie Ingleharta. Prawdopodobnie faktycznie w zaleznosci od rozwoju cywilizacyjnego, glosowanie klasowe, czy oparte na innych, wymienionych przez np. Lipseta czynnikach zanika. Ale moim zdaniem w naszej dyskusji chodzi o cos zupelnie innego. O to, ze ideologiczna atak na osiagniecia (teoretyczne i faktyczne) powojennej lewicy wcale nie przepuscil Reagan do spolki z Thatcher i Miltonem Friedmanem, tylko zaczela to wczesniej sama lewica, albo ci, co sie za lewice (jedyna sluszna zreszta) uwazali. Dlatego tez biadolenia, ze to prawica kontratakowala w latach 70-ych i w ogole jest bez sensu. Lepiej poszukac przyczyn porazki wlasnie na lewej stronie.
wystarczy sobie przypomnieć, z jaką pogardą "postmaterialistycznie" nastawiona młodzież studencka traktowała "burżuazyjne" i "konsumpcyjne" roszczenia płacowe robotników. Socjaldemokratyczne państwo dobrobytu traktowane było wręcz jako "zamaskowany faszyzm". Krytykując "korumpujące robotników" welfare state goszyści (także ci klasowi) nie dostrzegli, że alternatywą dlań jest nie rewolucja socjalistyczna ale neoliberalna kontrrewolucja. To niejako taka powtórka z teorii "socjalfaszyzmu".
Otoz to. Welfare state mial niewatpliwie swoje wady (nadmierny centralizm, nadmierny etatyzm, ktory mozna bylo zastapic np. spoldzielczoscia, czy komunalizmem (nie wiem czy jest takie slowo, ale chyba wiaodmo co co chodzi), ale to co zrobila nowa lewica to byla zakwestionowania podstawowych paradygmatow socjalizmu i lewicy. Poki bedzie dominowal dyskurs :-) nowej lewicy pozujacy na nowoczesny albo z drugiej manki - paleotrockizm lub paleobolszewizm, dopoty lewica nie ma szans sie podniesc (nie w Europie).
To nowa lewica wprowadzila do debaty publicznej ciagla krytyke welfare state z punktu widzenia wolnlosci jednostki, indywidualizmu, swobody konsumpcji itp. Prawica (taka, jaka dominowala zaraz po wojnie) przeciez sama z siebie w zyciu by na to nie wpadla! Wyobrazacie sobie np. de Gaulle biadolacego ze panstwo nadmiernie sie rozrasta i krepuje obywateli?
sam jesteś głupi, słonko.
Jesli lewica tam sie solidaryzuje z praską wiosną, to chyba tym dziwniejsze ze ani wzmianki nie ma o napaści z 68 roku? Rozumiem że nie eksponuje sie wstydliwych momentów historii, ale skoro tak solidaryzujecie z "napadniętymi" to chyba wypadałoby choć o nich wspomniec.
No chyba że to by kłuło w oczy, jak naprawde wygladała "władza ludu" i gdzie ten lud mógł pocałować władze partii jak sam próbował wpływac na losy państwa. I jaką obłudą była "bratnia pomoc", w której niestety braliśmy też udział. I że wbrew oficjalnej propagandzie to nie tylko przestępcy i wichrzyciele wystpowali przeciwko "wielkiemu bratu"
Nie, pewnie, lepiej tego nie dostrzegac i zyć zafałszowanymi wspomnieniami, o tym jak to robotnicy rzadzili wszystkim, wszyscy byli szcześliwi i jaka cudowna była szynka z Pewexu.
się przez chwilę jak za dzieciństwa w piaskownicy:
[cytat z dobrodzieja] "sam jesteś głupi"
Czyli, jak rozumiem, na serio podtrzymywana jest tu teza, że państwo opiekuncze na Zachodzie upadło nie z żadnego innego powodu (powiedzmy takiego jak kryzys naftowy i inne wzgledy natury ekonomicznej i spolecznej) ale dlatego, ze jakaś grupka radykałow w Nanterre wyrażała sie o nim nie dość entuzjastycznie?
źle rozumiesz.
Powiedziano tu, że zmiany w kulturze, języku publicznym, postawach i wzorcach życia codziennego, do których przyczyniły się masowe wystąpienia z roku 1968, przyspieszyły i ułatwiły demontaż państwa socjalnego.
dobrobytu upadło pod ciężarem włąsnego sukcesu - stworzyło klasę średnią, która okazała się jego grabarzem. Ale egoizm yuppies i "postmaterializm" goszystów to tylko dwa skrzydła tej samej klasy społecznej.
od czterech dekad na Zachodzie (głównie w Europie Zachodniej) trwa pełzająca rewolucja nowej klasy średniej. Polega ona z jednej strony na rewolucyjnych przemianach w kulturze i obyczajowości ("emancypacja", którą lewica uznaje za swój wielki sukces), z drugiej strony na systematycznym demontażu państwa opiekuńczego (co jest niewątpliwą klęską lewicy). Ale to są po prostu dwie strony tego samego medalu - bez względu na to, jak głęboka nienawiść dzieli neoliberalną Nową Prawicę od socjalliberalnej Nowej Lewicy.
A co to? Pokazowa dyskusja panelowa? Źli salonowcy nie wpuścili was do KP na spotkanie z Cohn-Benditem?
Nie będę wchodził w szczegóły, zwrócę tylko uwagę na dwie rzeczy.
Po pierwsze - zapomnieliście o kolejnej rewolucji, konserwatywnej z lat 70-80, bardziej odgórnej, i o zupełnie innych założeniach kulturowych (wolny rynek-życie prywatne-kościół, mówiąc krótko), której między innymi wy jesteście wytworem mentalnym.
Po drugie - znowu dowodzicie, że wasz punkt widzenia jest co najmniej ultrakonserwatywny, jeżeli nie faszystowski. Bo pomijając powtarzanie wyświechtanego gazetowego przeciwieństwa ("współnotowość" contra "indywidualizm") właściwie nie mówicie nic poza propagandą i tworzeniem obrazów wroga. Widać natomiast jak na dłoni że postrzegacie procesy historyczne w kategoriach chorób kulturowych. Nie w kategoriach władzy i ekonomii, tylko mniej więcej tak: głupia klasa średnia zachorowała na "fanaberie" i "zboczenia", choroba rozprzestrzeniła się i stąd mamy upadek cywilizacyjny. Musimy wrócić do zdrowych korzeni, zwalczać "kosmopolityzm".
Klimat trochę endecki, trochę postmnodernistyczny (obsesja na punkcie kultury), trochę moczarowski. Wymyślcie coś bardziej interesującego, bo na prawdę jesteście smutni.
i jeszcze "silne wartości" - to też należy do reaganowskiego repertuaru który chcecie powielać. W Polsce, gdzie nigdy nie powstała kultura 68. w stylu zachodnim, inicjatywy społeczne są 10 razy słabsze, na manifestacje antywojenne przychodzi 50 razy mniej ludzi. Żeby to wszystko kanalizować i rozbijać władza nie musi dziś sięgać do żadnych wyrafinowanych strategii, inwigilacji itd. wystarczy że się rzuci polskiemu konsumentowi wizytę w IKEI, złodziejski kredyt, płatne studia w mieście za koszmarny czynsz, albo inną "kiełbasę" i biedak bierze bo nie wie, że może żyć inaczej.
Jeszcze co do kultury - gdybyście mieli odrobinę oleju w głowie, zastanowilibyście się choćby na tym, dlaczego pomysły komunitariańskie kwitną między innymi wśród podstarzałych uczestników 60., a nie u nas.
dlaczego używasz zaimka "wy"?
Różni ludzie tu mówią i trochę różne rzeczy.
Nie wiem, komu by się chciało słuchać takiego reliktu jak Cohn-Bendit. W dodatku, skompromitowanego popieraniem bombardowania Jugoslawii.
Przemiany ostatnich dziesięcioleci, w tym zwłaszcza destrukcja państwa socjalnego, tłumaczone tu były na ogół w kategoriach politycznych, ekonomicznych czy wręcz klasowych.
Mowa więc była np. o klasie dominującej we współczesnych społeczeństwach zachodnich (tzw. klasie średniej). Oraz - o mechanizmach władzy i strukturach ekonomicznych, jakie odpowiadają roszczeniom tej klasy.
A że młodzieżowa ruchawka roku 1968 doskonale włączyła się w ewolucję zachodnioeuropejskiego kapitalizmu? Że przyspieszyła ją i wspierała? To już wniosek z uprzedniej refleksji ekonomicznej i politycznej.
co do słynnej rewolucji konserwatywnej, to warto się zastanowić nad ścisłym sojuszem Bush-Blair. Albo nad kontynuacją thatcheryzmu przez Blaira.
Z innej beczki. Wspominałem tu setki razy, że Foucault w ostatnich latach życia odkrył Hayeka i von Misesa, którzy byli głównymi autorami studiowanymi na jego seminarium. Z tych badań wyciągnął on wniosek, że "najlepszy rząd to taki, który najmniej rządzi".
Foucaultyści amerykańscy popierali Reagana, gdy kandydował na gubernatora Kalifornii.
Jeśli zaś idzie o kulturę roku 68, to sposób jej wykorzystania w Polsce wskazał Piotr Bratkowski: publicysta kiedyś GW, potem Newsweeka. Polska. O ile wiem, lubisz, salu, powieść W drodze. Otóż właśnie o niej pisał Bratkowski, że jest ona wybornym zestawem wskazówek dla ludzo, którzy nie odnajdują w rywalizacji rynkowej.
Tak więc neoliberalizm i kultura roku 68 - to orzeł i reszka.
miałem ochotę zapolemizować z niektórymi IMHO znacznie przesadnymi stwierdzeniami Angka Leu (żeby tak gładko przejść od anarcho-sytuacjonistycznych i kontrkulturowych filipik przeciwko wielkiemu żarciu i stabilizacji pod policyjną pałą do ideologemów stalinowskich, ech...) i Durango (bo np. Wojtas w sumie trafnie wypunktował słabsze - zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy - aspekty państwa dobrobytu), ale Sal Paradise przebił ich o lata świetlne w odjeździe, tyle, że w drugą stronę.
Salu, przecież to oczywiste, że ani przemiany kulturowo-cywilizacyjne nie rodzą się w próżni jak pchła samoródka w wypełnionej ob.s.i.k.anymi trocinami probówce ani z kolei właśnie te mody i trendy nie są obojętne dla mechanizmów reklamy i konsumpcji (czasami są przez nie wymyślane, czasami na nich na bezczelnego żerują jak "ekologiczna farba do karoserii" czy wege-burgery).
Klasa średnia jako realna siła ekonomiczna i polityczna, ale także ośrodek ekspansji "stylów życia" itd. jest produktem państwa dobrobytu, a że ona sama (i spora część robotników zresztą, która kupiła lipną i szkodliwą w wymiarze już nawet planetarnym ideę, że o jakości życia decyduje poziom konsumpcji) pozwoliła sobie na bierne przypatrywanie się jego demontażowi... "Pracy, konsumpcjonizm" Baumana (ani endek, ani faszysta, spośród postmodernistów chyba najmniej fetyszyzujący "kulturowe dyskursy") nie czytałeś?
Inna rzecz, żeby nie wylewać dziecka z kąpielą. Akurat przejrzenie się w LEWICOWEJ krytyce maniakalnego produktywizmu, technokratyzmu, tego całego odmóżdżonego "dobrobytu z milionem volkswagenów" z jednej strony a biurokratów z drugiej strony była potrzebna (tak samo jednym i drugim stronom żelaznej kurtyny).
Proszę też pamiętać, że najprzenikliwsi z tych ścieżek lewicowej refleksji, jak np. Marcuse i Debord (u Fromma znalazłem też kiedyś taką przestrogę a propos "rytuałów" psychodelicznych) dostrzegali też zawczasu spore prawdopodobieństwo uwikłania w mechanizmu produkcji, konsumpcji, władzy i kontroli treści i form wtedy wydawałoby się jednoznacznie kontestatorskich.
Zapodaj jakieś namiary do studiów Foucaulta nad Misesem czy Hayekiem. Bo jeszcze wykłady z College du France z połowy lat 70. umieszczały go na lewicy.
(Inna sprawa, że rady jakie dawał tam socjalistom, żeby nie tworzyli "obrazu wroga" bo wtedy wchodzą w "dyskurs rasistowski" a skupili się li tylko na konkretnych rozwiązaniach redystrybucyjnych są samobójcze dla lewicy, zwłaszcza takiej, która chciałaby jakoś wchłonąć żywioł populistyczny i wyjść z izolacji przede wszystkim).
neoliberalnie pojmowanego wolnego rynku mogą być zarówno - odpowiednio zideologizowane - prywatność, moralność (sławetne "wartości") i wspólnota religijna (czyli pakiet "rewolucji" konserwatywnej), jak grupowa rozrywka i konsympcyjny materializm (pakiet epigonów "rewolucji" roku 1968)
Idzie o to, żeby przekroczyć fałszywą opozycję dwóch rzekomych rewolucji (roku 1968 i konserwatywnej), a nie przekrzykiwać się jej ramach: my - rewolucjoniści, wy-konserwa! albo: my-rycerze wartości, wy-nihiliści!
No ty, Angka Leu i Durango. Przede wszystkim nie bardzo rozumiem celowość tego typu tez - zwłaszcza że jeden z was jednocześnie zachwala zalety liberalizmu w gazetce Wierzejskiego.
Kulturowy aspekt 68 można różnie tłumaczyć: sprzeciwem wobec demokracji konsumpacyjnej, deklasacją pewnych środowisk (vide analizy Bourideu) albo anachronicznym autorytaryzmem instytucji typowym dla społeczeństw zachodnich, wręcz "skoszarowaniem" ludzi (zwłaszcza młodych i we Francji - którego ówczesnej skali sobie nawet nie wyobrażamy).
Jedyna czytelna i dość podszyta moczaryzmem teza jaką wygłosiliście brzmi: klasie średniej opłacał się neoliberalizm w przeciwieństwie do klasy robotniczej - co jest bzdurą. Jakie miała z tego korzyści? Chyba takie, że szybko zaczęła się pauperyzować i znikać. Żródła neoliberalizmu są zupełnie inne: ekonomiczne (stagflacja, kryzys paliwowy itd.) i stapianie się polityki, ośrodków opiniotwórczych i biznesu. To że przy okazji wykorzystano pewne elementy ideologii kontrkulturowej, jest przede wszystkim świadectwem rosnącego wpływu zinstytucjonalizowanego biznesu marketingowego na kulturę, a nie szkodliwości takich a nie innych ideałów społecznych. Nie bądźcie dziećmi.
rozkręcacie się niepotrzebnie.
Jeszcze tylko co do Foucault - ABCD kompromitujesz się niepotrzebnie z tym liberalizmem: czy ornitolog jest ptakiem? Foucault uprawiał wówczas krytyczne analizy strategii rządzenia tego systemu (mechanizmów dyscyplinowania na poziomie indywidualnym) z którym w żaden sposób się nie identyfikował.
Świadczy to tylko o tym,, że poza czarnym PR nie masz na ten temat nic do powiedzenia. Dorzuć jeszcze HIV albo Homeiniego.
A co do jakiejś grupki idiotów z Kalifornii, która poparła Reagana i której się uczepiłeś - no cóż zdarzają się i tacy. W ten sposób możesz szkalować na poziomie Macieja Giertycha. Takie metody trącą myszką, przypominam.
klasa średnia zanikła we współczesnych społeczeństwach zachodnich? Ciekawa rewelacja.
Moczarowcy mówili coś o klasie średniej? Nie słyszałem.
Unikałbym ponadto naiwnie ortodoksyjnego marksizmu, przebijającego z takich wyjaśnień: państwo socjalne zniszczyły kryzys paliwowy i stagnacja. Te ostatni były zjawiskami krótkotrwałymi, z których kapitalizm potrafił się szybko i skutecznie "wykaraskać". Można zresztą wyobrazić sobie i taką reakcję na kryzys gospodarczy: jest źle, lecz mimo to ratujmy, co się da, z państwa socjalnego!
Badać należy raczej całość uwarunkowań ekonomicznych, politycznych i kulturowych. Tu nie da się pominąć wpływu ideologii roku 1968 na kształtowanie się antysocjalnego kapitalizmu. Choć, oczywiście, nie była ona główną siłą sprawczą.
warto zajrzeć do wywiadu Paula Rabinowa z Michelem Foucault.
Znam go w wersji papierowej, ale chyba powinien być w sieci.
Chomeiniego
Wcześniej był jeszcze kryzys nadprodukcji (+- lata 60.). Nadwyżki podaży powodowały konieczność kreowania popytu, czyli stwarzania i ukierunkowywania potrzeb konsumenckich, czyli marketingu po prostu. A do tego nowe (albo niby-nowe) wzorce, mody i trendy kulturowe nadają się wyśmienicie. oczywiście rzecz wymaga głębszego zbadania, ale względny dobrobyt połączony z lenistwem intelektualnym to dogodne warunki, żeby wmówić ludziom, że będą zarabiali jeszcze lepiej i żyli ejszcze wygodniej, jak tylko "poluzuje się gorset", "uruchomi inicjatywę" i "da więcej luzu" (a kampania Donalda Bagiennego i jej sukces w Polsce doby wzrostu?).
Natomiast zgodzę się, że pojęcie "klasa średnia" jest cokolwiek dwuznaczne. Jeśliby podstawić pod to wyższe warstwy pracowników umysłowych oraz drobny biznes to globalnie neoliberalizm zagraża drugim i destabilizuje pierwszych, ale przy propagandzie "indywidualnego sukcesu i zaradności" można (dać sobie) wmówić, że obrotny da sobie radę np. jako podwykonawca dla koncernu (serio, na własne uszy słyszałem takie idiotyzmy od niektórych "młodych, wykształconych i liberalnie-wielkomiejskich").
Oczywiście bogoojczyźniany konserwatyzm jakiegokolwiek rodzaju (nie mówię o dogadywaniu się z sensownymi, prosocjalnymi katolami w rodzaju anti-debt czy fair trade) guzik tu da a nie ratunek.
Teraz na złość salowi ABCD będzie przekonywał, że kapitalizm łatwo wychodzi z kryzysów... Rany, jakie to przewidywalne...
Alfabet: gdyby kapitalizm szybko i łatwo wychodził z kryzysów, nie byłoby obydwu wojen światowych - po których owszem, kapitalizm przetrwał, ale za każdym razem albo z uszczupleniem swojego zasięgu, albo ze zmienionym układem sił geopolitycznych, co w przypadku okresu po II WŚ owocowało także zmianami społecznymi.
Kryzys lat 70. miał dalekosiężne znaczenie zarówno dla osłabienia państwa dobrobytu i instalacji neoliberalizmu na Zachodzie, a potem w innych obszarach będących pod tego zachodu Wpływem, jak i na taki ciąg przemian na Wschodzie, który w dalszej konsekwencji zaowocował pobłogosławionym przez Busha Seniora niedźwiadkiem Bolka i Spawacza.
O ile sam kryzys naftowy był do pewnego (ale tylko do pewnego, bo pamiętajmy o zapalnej geopolitycznie sytuacji w regionie Bliskiego Wschodu) stopnia przypadkiem, o tyle stagflacja była w prostej linii konsekwencją ekspansywnej gospodarki nadprodukcji lat 60. (której pochodną był zarówno konsumpcjonizm i jego stymulowanie przez mechanizmy marketingowe), jak i Wietnam.
Swoją drogą, przydałaby się porządna, interdyscyplinarna i systemowa (ale nie uciekająca od studium przypadku Polski, polskiego systemu i historii politycznej także) analiza tego, co zdarzyło się przez ostatnie 40 lat gospodarczo, politycznie, kulturowo i środowiskowo na świecie, Europie Zachodniej i Wschodniej, ze "sfokusowaniem" na Polskę właśnie.
Ktoś chętny?
PS. Chodzi mi oczywiście o analizę w duchu anty-, he he.
czy "Historia seksualności" nie świadczy o zbliżeniu się Foucaulta do liberalnego indywidualizmu? Autokreacja przez świadome kształtowanie stylu życia - to już chyba ciepło, cieplutko, gdy idzie o neoliberalny system wartości, który współcześnie jest głoszony.
A czy prac wcześniejszych nie można wykorzystać do demonizacji państwa i jego struktur?
A stąd znowu już całkiem blisko do - tylko na pozór paradoksalnej - konwergencji foucaultyzmu z neoliberalizmem.
Dlaczego kalifornijcy zwolennicy Foucault mieli być idiotami? Zachowali się tak, jak to wynikało z ich rozumienia dzieł mistrza. A recepcja świadczy jakoś o dziele.
A z tym Hayekiem i von Misesem, to wątpię, czy akurat w ich pracach można odnaleźć materiał dla "analizy strategii dyscyplinujących na poziomie indywidualnym". Zresztą ukształtowanego systemu neoliberalnego jeszcze nie było, a więc Hayek i von Mises nie mogli być źródłami o nim swiadczącymi. Inaczej mówiąc, byli oni autorami projektu, do którego kapitalizm miał się w pewnym stopniu upodobnić dopiero później.
Nie pamiętam zresztą, żeby w swoim wywiadzie Foucault powiedział jakieś krytyczne słowo o Hayeku i von Misesie. Stwierdził coś takiego "w ostatnich latach czytaliśmy ich na moim seminarium". Kontekst świadczy raczej o życzliwym zainteresowaniu.
napisałem w życiu więcej tekstów czy postów internetowych krytykujących "bogo-rynko-jankeso-konserwatyzm" niż "dziedzictwo maja '68". Czy analityk Sal to dostrzegł? Skądże, Sal widzi to, co chce widzieć.
nie opisywali, jak społeczeństwo liberalne ma dyscyplinować czy faktycznie dyscyplinuje jednostkę.
Wzywali do emancypacji jednostki spod - mówiąc Foucaultem - pastoralnej władzy państwa.
A że wskutek tej emancypacji jednostka nie zyska więcej wolności? Tego już zapomnieli powiedzieć.
A Foucault (który głosił w gruncie rzeczy podobny ideał jak oni) pewnie nawet tego nie wiedział.
fajny to kryzys (stagflacja), w którego efekcie kapitalizm złowił w pętlę kredytową i udusił swego wroga (realny socjalizm).
Oczywista, można wieszczyć (jak niedawno Hardt i Negri), że kapitalizm upada przez ekspansję, ale to trochę takie... za wieszcze.
bo była to klasyczna "ucieczka do przodu" . Kapitał pomógł sobie przez neoliberalne "kuracje" na Zachodzie i ekspansję (początkowo tylko walutową i towarową, jak było później wiemy) na Wschód. Oczywiście ani chęć sekretarzy i przede wszystkim ich młodych i rzutkich asystentów, żeby zamienić wołgi na mercedesy i Tupolewy na business-class ani wyłanianie się samozwańczych elit w łonie opozycji nie były tutaj bez znaczenia.
Przyszłość nie jest zdeterminowana, ale sprzeczności między transferem produkcyjnej siły roboczej Trzeciego Świata (i przyszłymi skutkami politycznymi jej dążeń) a światem pierwszym (nie każdy znajdzie się w "gospodarce wiedzy", nie dla każdego szczytem aspiracji jest budka z hotdogami, nie każdemu w końcu wystarczyć będzie "cywilizacja zajęć") nie da się po wsze czasy zasypywać powakacyjną promocją.
Co nie zmienia rzecz jasna faktu, że lewicę czeka niemały wysiłek nie tylko organizacyjny, ale i intelektualny i programowy, żeby odnaleźć w tej odmiennej od XIX-w. czytanek nowe punkty zaczepienia do walki.
W tym sensie zarówno "koniec historii" jak i apokaliptyczne wróżby usypiają zamiast przybliżać do rozumienia czegokolwiek. Tu zgoda.
Jedna uwaga: przeglądając njusy z działki krajowej zauważyłem dyskusję o cesarkach. Wszelkie podobieństwo propozycji mojej z tego wątku (marksowsko-braudelowsko-wallersteinowskiej analizy przemian państwa dobrobytu i PRL w neoliberalizm mniej lub bardziej realny) i wcześniejszej o 2 godziny sala z wątku tamtego (Foucaultowska analiza "dyskursu porodowego" - ja też nie wiem, o co chodzi) jest czysto przypadkowe. Mam nadzieję, że sal nie zaprzeczy :-)
Przyznaję się bez bicia: z Foucaulta znam tylko "Archeologię wiedzy" czytaną naście lat temu (podobała mi się, choć w "zbliżonym temacie" wolę Feyerabenda, albo jeszcze lepiej coś z socjologii wiedzy) i wykłady z C. de France z '76 (podobają mi się znacznie mniej, głównie z powodu pustosłowia i wątpliwych, niemiłosiernie rozmywających pojęcia wniosków ad "rasizmu").
Salu: ANI JEDEN z dyskutantow nie twierdzil, ze zmiany na lewicy, czy w gospodarce byly spowodowane przez nowa lewice. Bodaj wszyscy wskazywali na to, ze pewne zmiany ekonomiczne wymusily zmiany klasowe (pojawienie sie np. silnej klasy sredniej), co objawilo sie tez pojawieniem sie zupelnie nowej mentalnosci na lewicy. Podpieralem sie w tym, np. na klasycznych i dobrze opartych metodologicznie badaniach Ingleharta. A to, ze tego typu zmiany sa naszym zdaniem dla lewicy niekorzystne - to juz moja (i jak mniemam reszty kolegow rowniez) prywatna opinia, do ktorej mamy prawo.
Pisalem tez juz, ze rewolucja konserwatywna lat 70-80 korzystala pewlnymi garsciami z rewolucji 68'. Dlaczego? poniewaz opierala sie na haslach zupelnie nieobecnych we wczesniejszym dyskursie prawicowym, takim jak indywudializm, wolnosc jednotski itp. Prawicowcy sami by na to nie wpadli.
No i swoja droga jesli dla ciebie przeciwienstwo wspolnotowosc kontra indywidualizm to wyswiechtany slogan to znaczy, ze w ogole roznica miedzy socjalizmem a liberalizmem to jakis stary wyswiachtany i nic nie znaczacy drobiazg. Skoro tak uwazasz...
powiadasz, że nasze opinie o "dziedzictwie '68" to moczaryzm, konserwatyzm i endeckość? Ciekawe zatem, jak wytłumaczysz, że identyczne tezy głosił polsko amerykański lewicowy socjolog żydowskiego pochodzenia, Feliks Gross. Też był moczarystą i konserwatystą?
Dodam jeszcze, że Foucault, akurat w tym zakresie w jakim był tu wspominany, dostarcza właśnie narzędzi do demistyfikacji płycizn 68. Mówiąc w skrócie:
1. Wykłady o liberalizmie - są demistyfikacją dyskursu "wolnego wyboru", "konkurencyjności" i "kreatywności" jako formy identyfikacji z liberalnym systemem zarządzania społeczeństwem poprzez samodyscyplinę indywidualną (w przeciwieństwie do tej sprzed 68). Pojęcie "gouvernmentalite" (rządomyślności) stosuje się do większości studentów w dzisiejszej Polsce, którzy kochają PO i snują na swój temat "obiektywne narracje z zewnątrz" w języku Tusków i Balcerowiczów, dusząc się w drogich klitkach albo harując na zmywaku.
2. Historia seksulności - jest m. in. demistyfikacją dyscyplinującej funkcji dyskursu "seksu", "wyzwalania ukrytych pragnień", "zrzucania mieszczańskich ograniczeń"(w jakimś zakresie także zinstytucjonalizowanej psychoanalizy itd). Idzie dokładnie pod prąd naiwnym freudomarkswowskim koncepcjom w stylu "Erosa i cywlizacji" Markuse'go, które mówią o uwalnianiu libido zrepresjonowanego przez źródłowe rozstrzygnięcia cywilizacji zachodu - czyli jest krytyką tego, z czego obficie czerpała studenteria 68.
Atak na Foucault jest więc w tym kontekście wyjątkowo zabawny.
ABCD pozostaje więc już tylko HIV i Chomeini.
ABCD napisał kiedyś nawet tekst przeciwko robieniu z Foucaulta liberała, z tego co pamiętam niezły w warstwie retorycznej, ale widać niezbyt podbudowany rzeczowo, skoro mu się wahnęło tak łatwo.
trochę to nie a propos.
Gdzie u MarCusego znajdziesz wyzwalanie "ukrytych pragnień?" Nierepresyjna sublimacja - to zupełnie co innego. A jak zrozumieli Marcusego studenci, jak atakujący go konserwatyści (Kołakowski) - to już inna historia.
Ja twierdziłem, że u Hayeka negatywnym układem odniesienia jest "serfdom" wobec władzy państwowej. Można się tu doszukać analogii wobec Foucaulta, którą - jak mi się wydaje - on sam zaczął zauważać w ostatnich latach życia.
W Historii seksualności, Foucault walczył ze swoimi płyciznami z wcześniejszego okresu (Historii szaleństwa oraz pierwotnego projektu samej "Historii seksualności").
Nie zmienia to faktu, że zawarta tam koncepcja autokreacji przez świadome kształtowanie stylu życia pasuje do kultury neoliberalizmu.
O groźbie konwergencji poglądów Foucaulta z neoliberalizmem pisali niezależnie od Siebie Derrida i Habermas.
Pewnie, że można protestować przeciw robieniu liberała z Foucaulta. Ale jeśli robią to jego wyznawcy? Jeśli on sam pod koniec życia szedł w tym kierunku?
No, znalazłem chwilę, by pobawić się z salem. Będę pisał częściami, żeby ci się lepiej czytało ;).
Jak już pisałem nic nie poradzę, że tobie wszystko kojarzy się z "endecją" i "ultrakonserwatyzmem" (ewentualnie "postmoderną"). Gdzie ja rozpatruję przemiany na Zachodzie w kategoriach "choroby"? Przecież odnoszę się do procesów socjologicznych i technologicznych - to też choroba? Skojarzyłem trzy fakty: 1) transformację struktury społecznej Zachodu, 2) demontaż welfare state, 3) sukcesy emancypacji obyczajowej. Podciągnąłem to pod wspólny mianownik: indywidualizm. Zaprzeczysz faktom? Nie, nie jesteś w stanie. Możesz co najwyżej zamykać oczy na związek między nimi. Jak wyjaśnić, że na jednym froncie (nadbudowa) lewica odnosi oszałamiające sukcesy a na drugim (baza) od dziesięcioleci wciąż się cofa? Odpowiedź nie pasuje do Politycznie Poprawnej teorii? Strasznie mi przykro!
A może uważasz, że w marksizmie pojęcia "dekadencji" czy "degeneracji" nie występują? Jak chcesz to wyprowadzę cię z błędu. Owszem, tymi pojęciami posługiwali się TAKŻE endecy. Ale oni (np. Dmowski) wiązali je nie z procesami społeczno-gospodarczymi (pozwól, że ci przypomnę, że to marksizm zwraca uwagę na wpływ bazy na nadbudowę) ale z religią (przyczyną dekadencji Zachodu miało być ich zdaniem przyjęciem protestantyzmu - dokładnie odwrotny tok myślowy). Naprawdę nie widzisz różnicy? Nawiasem mówiąc endecy do lat 90. ub. w. w ogóle nie zajmowali się homoseksualizmem - marksiści zaczęli krytykować to zjawisko dużo wcześniej.
Znowu widać, jak konstruujesz sobie kukłę przeciwnika ze wszystkich nielubianych cech. Ja jestem wolnorynkowcem (wszak napisałeś, że jestem dzieckiem rynkowo-kościelnej rewolucji lat 70)? Akurat ja dość systematycznie polemizuję tu z wolnorynkowcami - w przeciwieństwie do ciebie. Znowuż w thatcheryzmie nie było elementów religijnych (w odróżnieniu od "lewicowego" blairyzmu).
A to jest najlepsze: kolektywizm ("wspólnota") jako cecha charakterystyczna prawicy. Hahaha! Powiedz to na jakimkolwiek prawicowym forum. Strasznie złe czasy nastały dla kolektywizmu: wszyscy się go wypierają, wszyscy hołubią indywidualizm.
Pokolenie '68: Cohn-Bendit... Fischer... Fallaci.... Michnik.... Smolar... Barroso... Clinton... Te nazwiska mówią same za siebie.
Pamiętasz najbardziej kultowe hasło z "Psów"?
głosowania na PO skłoniła studentów nie "rządomyślność", tylko - na odwrót - chęć obrony wolności przed dyscyplinującymi strategiami władzy pastoralnej kaczego państwa.
Foucault był zresztą wykorzystywany w lewicowej niszy do demonizacji "policyjnego państwa PiS".
ad 7: zaintrygowaĹeĹ mnie tym cytatem, bo co jeden, to lepiej pasuje. Obstawiam takie:
"W imiÄ zasad s...synu"
no zrĂłbcie coĹ z nim k...a"
"bo jakoĹ ci nie ufam i jakoĹ ciÄ nie kocham"
"Nie chce mi siÄ z tobÄ
gadaÄ"
Może: "Co ty, kurwa, wiesz o zabijaniu" albo "Kończcie flaszkę i do domu".
Zgadujemy dalej:
"Zawsze mówiłem, że trzeba ich było do lasu, póki jeszcze czas, a nie..."
"Kotlet z psa, trzeciej kategorii, pomielony razem z budą"
"Wszystkich nie wyrzucą, policję polityczną muszą mieć, czy jak tamta kurwa będzie się nazywać. No co? Jezuitów zatrudnią?"
"Stopczyk, co wy tam palicie? Ja? Radomskie, ale jak pan major woli, to Franz ma camele"
"Na pohybel czarnym. Na pohybel. Czarnym i czerwonym. Na pohybel wszystkim"
"Jak dorośniesz, to zrozumiesz, że polityka to nie jest Dziennik telewizyjny! Polityka to jesteśmy my, tu, na tym wysypisku śmieci! Albo stąd uda nam się wyjść, albo zostaniemy tu na zawsze, palancie. Rozumiesz?! Rozumiesz?! Rozumiesz, kurwo, czy nie?!"
"Chyba już pójdę, nie? Co tu będę tak sam siedział..."
" Czy jest pan gotów stać na straży porządku prawnego, odnowionej, demokratycznej Rzeczpospolitej Polskiej Bezapelacyjnie, do samego końca... mojego lub jej..."
"Z akumulatorem na jajach jeszcze nikt nie kłamał..."
I można by tak jeszcze długo, zanim Angka Leu nas nie ośmieci.
- Co wy palicie, kapitanie?
- Ja Radomskie, ale Franc ma Camele.
mogłyby być:
"Ty, kurwa, tobie do końca odpierdoliło, co ty chcesz mnie załatwić w biały dzień?"
"Wie pan co? To jest, kurwa, skandal!"
"Zamknij się! Błagam cię, zamknij się! Nie śmiej mi, kurwa, nawet ust otworzyć! Rozumiesz? Kurwa! Kurwa! Kurwa!!!"
"Kończcie flaszkę i do domu"
Ja obstawiam: ""Na pohybel czarnym. Na pohybel. Czarnym i czerwonym. Na pohybel wszystkim" albo...cytuje z pamięci : Polityka to nie dziennik tv, to jesteśmy my tutaj...na tym wysypisku.A jako joker : "No zróbcie coś z tym kurwa".
Pełna zgoda co do tego, że indywidualistyczne interpretacje wartości "nowolewicowych" stają w sprzeczności ze wspólnotowym przesłaniem komunizmu i socjalizmu. Ale wszak nie na wspólnotowym przesłaniu komunizm się kończy. To zaproszenie do innej dyskusji.
Łatwo obciążać New Left za kryzys lewicy. Ale to przecież jakiś absurd. Ten absurd jest przy tym mimowolnym dodaniem przesadnego znaczenia i tak pyszałkowatym guru tej formacji. To nie oni to uczynili, to zupełnie nie było w ich mocy, a ten, kto tak twierdzi ten w swoim zapamiętaniu na tę chwilę zapomina nie tylko o elementarzu marksizmu ale - co gorsza - mimowolnie przyjmują kategorie New Left. Narracja źródłem przemian społecznych? Wolne żarty!
Nowa Lewica tylko nie odpowiedziała na wyzwanie czasu, nie dała trafnych odpowiedzi na kryzys lewicy (ale kto miał, i kto miał moc, by swą wizję realizować?). To samo na naszym podwórku - nasze mutacje New Left czyli Krytyka Polityczna czy Zieloni 2004 są symptomem kryzysu lewicy, nie jego przyczyną. Są co do tego jakieś uzasadnione wątpliwości?
Istnieje jeszcze coś takiego jak procesy społeczne, nie tylko konkurencyjne narracje. Mówiąc o tych procesach Santiago Carillo powiedział w latach 70-tych, że wyczerpała się wówczas dynamika rewolucji październikowej. Ta dynamika, która sprawiła, że możliwe było pokonanie faszyzmu, dekolonizacja, wysłanie sputnika w kosmos, a także - państwo dobrobytu.
Wiem,że cytowanie eurokomunisty jest dziś w złym guście, ale analiza tej dynamiki jest - YMHO - bardziej płodnym zadaniem, niż ograniczanie się do powierzchownych studiów świadomości.