Co do meritum, to na przykładzie broszurki Tomasika świetnie widać jak "Krytyka Polityczna" ponoć łączy sprawy obyczajowe z ekonomicznymi. Ano tak, że na siłę wrabia Marię Dąbrowską w homoseksualizm, ale ani słowem nie wspomni, że była to wieloletnia wybitna działaczka lewicy socjalnej, propagatorka spółdzielczości, teoretyczka reformy rolnej itd.
że homoseksualizm polskich twórców był ukrywany czy to przez nich, czy to przez krytykę.
Wątki homoseksualne są obecne w szeregu opowiadań Iwaszkiewicza (np. Zygfryd), jak również w libretcie Króla Rogera.
Szymanowski był bohaterem szeregu utworów literackich (np. Sławy i chwały Iwaszkiewicza), gdzie siłą rzeczy wątek jego homoseksualizmu nie mógł zostać pominięty.
O homoseksualizmie Gombrowicza pisał wnikliwie Sandauer.
Homoseksualizm Lechonia omówił w paryskiej Kulturze K.Jeleński. Sporo na ten temat ujawnił też konserwatysta(!) K.Wierzyński (rozszyfrowując np. wątek przyjaźni z Aubreyem w Dzienniku Lechonia).
Publikacje Jeleńskiego, Sandauera i Wierzyńskiego pochodzą sprzed 40-50 lat!!!
Słowem, rzekomi pogromcy brązownictwa nie serwują żadnbych rewelacji ani nie obalają żadnych tabu.
wątki homoseksualne są trochę kamuflowane w Ciemności kryją ziemię, ale już jawne w Idzie skacząc po górach
I gdzie "prawda z ukrycia"?
się też zastanawiać, czy koncentrowanie się na tzw. tożsamości seksualnej twórcy zawsze jest płodne poznawczo. Na przykład, Bach był ojcem 14 dzieci, ale nic zapewne nie zmieniłoby się w jego dziełach, gdyby był starym kawalerem. Tout proportions gardees, ta sama uwaga stosuje się np. do Konopnickiej i Dąbrowskiej. Wątki lesbijskie mogą występować w ich biografiach, ale na twórczość się nie przełożyły.
Ojciec francuskiej opery Jean-Baptiste Lully miał z swoją ostatnią żoną dzieci 10-ro , a i tak pewnego dnia został przyłapany w łóżku z młodym paziem. Już wtedy ponad 50 letni Lully nie stracił przez ten skandal głowy tylko dlatego, że Ludwik XIV był jego autentycznym przyjacielem.
O orientacji seksualnej Jana Sebastiana wiemy więc tak naprawdę równie mało , co o życiu erotycznym jego równie wielkiego rówieśnika i rodaka Jerzego Fryderyka Haendla . Ten drugi nigdy się co prawda nie ożenił , przez wiele lat mieszkał z przyjacielem i zapisał mu w testamencie swój pokaźny majątek , ale nie bądźmy może tacy powierzchowni i nie sądźmy genialnego muzyka po pozorach .
Wracając do Jana Sebastiana – to z całą pewnością pewien skandal o podłożu homoseksulnym w najbliżej rodzinie Bacha , mógł mieć jakiś wpływ na jego karierę . Starszemu o trzy lata bratu Janowi Jakubowi podczas okupacji Saksonii w 1704 roku tak spodobali się blondwłosi
najeźdźcy z północy, że niemal z miejsca postanowił zaciągnąć się do szwedzkiej armii jako oboista . ( Jan Sebastian uczcił jego wyjazd napisanym w stylu francuskich klawesynistów stosunkowo mało znanym Capriccio BMV 992 z podtytułem „ Na pożegnanie najukochańszego brata” , którym mamy okazję wysłyszeć piękną z imitacją odgłosów dzwoneczków odjeżdżającego dyliżansu pocztowego . Przykład muzyki ilustracyjnej , więc spora rzadkość w stylu J.S )
Już podczas przemarszu przez Polskę , przy okazji jakiegoś popisu regimentu brat Bacha wpadł w oko gustującemu w ładnych chłopcach Karolowi XII i trafił na dwór szwedzkiego monarchy , jako kapelmistrz jego skromnej kapeli . Młody Bach związał się w zasadzie do końca swojego życia , Karol nie zapomniał o uratowaniu ulubionego muzyka kiedy rejterował spod Połtawy, przez kilka ładnych lat byli razem wspólnie internowani w Turcji , pózniej znów razem uciekli z niej , przez całą Europę , do Szwecji .
Obecność w rodzinie brata - zdrajcy , a co gorsze zarazem domniemanego "sodomity" "a pewno nie pomogła Janowi Sebastianowi w karierze . Katoliccy władcy Saksoni dobrze pamiętali o tym pierwszym fakcie , natomiast protestanccy współbracia jeszcze długo nie mieli ochoty zapomnieć o drugim. W jego sytuacji -załóżmy , gdyby miał jakieś skłonności homoseksualne - pozostawanie w stanie starokawalarskim , mogło się bardzo smutno dla niego zakończyć Na początku XVIII wieku na taki tryb życia stać było tylko tylko najbardziej cenionych i zarazem najbogatszych myzyków - jak Haendel , czy Corelli . Natomiast znacznie mniej znany , zagrzybany na głębokiej prowincji J.S Bach musiał się przez całe życie liczyć z plotkami i ze zdaniem swoich purytańskich współobywateli . Szczególnie w lipskim okresie życia , kiedy " straszni mieszczanie " byli w końcu nie tylko jego sąsiadami , ale także bezpośrednimi pracodawcami .
dziękuję za ciekawy przyczynek do historii rodziny Bachów.
Myślę jednak, że przeceniasz zakres i moc kontroli nad zachowaniami homoseksualnymi w Europie ancien regime`u. Może w protestanckim Lipsku jeszcze się jako tako kontrolowali. Ale w katolickiej Saksonii? Myślisz, że August der Starke i jego syn nie trzymali "sodomitów" na swoim dworze? Że sami nie popróbowali ich praktyk - choćby z ciekawości, jeśli już ze skłonności? Że ich przykład się nie udzielał?
Mniejsza o historyczne anegdoty. Jeżeli udowodnisz, że Bach nie ukończył XIV kontrapunktu Sztuki fugi, bo ręce zaczęły mu się trząść ze strachu, iż ktoś mu wypomni brata-homoseksualistę, wtedy zacznę uważać dociekania nad tożsamością seksualną Bacha za coś interesującego.
homoseksualizm nie jest żadnym wstydem i ujmą, WRĘCZ PRZECIWNIE! Przecież to jest przypadłość "ludzi wybitnych"! I tak to jest utrwalone w naszej kulturze... Owszem, o tej "przypadłości ludzi wybitnych" nie mówi się zbyt głośno, ale pokazanie tego oficjalnie niewiele zmienia.
Książka Tomasika nie jest żadnym postępem, a nawet przeciwnie, niestety, utrwala ten stereotyp, że "homoseksualizm jest zarezerowany dla ludzi wybitnych". Przecież biografii, w szczególności homobiografii, nie pisze się "szarym ludziom"...
Tak to właśnie, niestety, KP wpisuje się w konserwatywną strategię wobec homoseksualizmu- rezerwowanie go dla elit, a zwykli ludzie dalej muszą zmagać się z tym "problemem" w swoich środowiskach...
Wydaje się mię, iż w przedmiotowej recenzji autor jej uwypuklił był, że nie rozchodzi się o to, kto był homoseksualista a kto nie. I z drugiej strony, w obliczu pojawiających tu sie głosów, zaznaczyc trzeba że faktycznie nie jest sensowny program badający wpływ uhomoseksualnienia na tfurczość. Z tym Bachem, czy nie dokonczyl Kunst der Fuge und so weiter. Natomiast sensowny jest oczywiście program badajacy sposob traktowania tematu lub też obchodzenia się z nim jako ze zgniłym jajem, nawet przez samych zainteresowanych. To znaczy lupa skierowana nie na pościel i odnośne organy płciowe (bo każdy je wkłada gdzie ma ochotę, jesteśmy w koncu wszyscy obyczajowymi liberałami nieznającemi pruderii) ale na teksty i rozmaite taktyki w nich sie odbijające.
Teraz to naprawde blysnales. Ja myslalem, ze ludzi trzeba traktowac rowno, niezlaeznie od jakis tam orientacji seksualnych, a tu prosze : "WRECZ PRZECIWNIE.
Napisałeś jedyny jak dotąd sensowny, utrafiający w sedno komentarz. Cała reszta to pisane ze złą wolą popisy erudycyjne, mające udowodnić, że problemu w ogóle nie ma. A nawet że go nigdy nie było - he he (sarkastyczny śmiech).
Bo ten pisał... a inny coś przemycił... Pewnie, że ten i ów pisał i przemycił. Ale proszę mi z łaski swojej nie wmawiać, że jeśli ten i ów wystawił nogę spod kołdry albo się rozkopał, oznacza to, iż kołdra nie istnieje. Istniała i istnieje, i to jeszcze jaka gruba!
A tak przy okazji... Czy panowie, którzy mają na liczniku po parę tysięcy komentarzy, i to nierzadko b. długich, to sami emeryci? Skąd wy na to macie czas? A może to wasz sposób zarabiania na życie?
o dowody, że "problem był".
Bo wyżej pokazałem, że ujawnianie homoseksualizmu w biografii i twórczości Andrzejewskiego, Gombrowicza czy Iwaszkiewicza jest wyważaniem drzwi otwartych.
cokolwiek można by o Tobie powiedzieć, to na pewno nie to, że jesteś tępy. Nie rozumiem więc, dlaczego uporczywie zdajesz się nie pojmować, że ani w recenzji, ani - jak z niej wynika - w książce, której dotyczy, nie chodzi o to "kto był, a kto nie". Tylko o to, jak sobie z tym radziła i krytyka, i sami zainteresowani - zarówno ci, którzy o tym pisali, jak i ci, którzy to przemilczali.
Odsyłam Cię raz jeszcze do tekstu uroczego klasyka Sławusia:).