jw.
a ja nic nie wiem o żadnym zakazie.
Po co krytykować słownictwo czysto medyczne? Potocznie mówi się po prostu "poród", ew. "poród naturalny" na określenie porodu bez interwencji chirurgicznej, nie-kleszczowego, bez próżnociągu.
"Cesarskie cięcie" też nie jest "cesarskie".
A może zaproponujesz inną nazwę zamiast "poród siłami natury"?
cytat z pierwszego zdania artykułu:
"W trwającej dyskusji na temat zakazu cięć cesarskich ..."
a więc ja w tej dyskusji popieram ten zakaz.
Twierdzisz, że "poród naturalny" to określenie porodu bez interwencji chirurgicznej, nie-kleszczowego, bez próżnociągu (sic)?
Otóż dwa razy podczas porodu miałam nacinane krocze. I se wyobraź obydwoje synów ma wpisane jak byk w "Książeczce Zdrowia Dziecka" - "SIŁAMI NATURY" (przed chwilą się upewniłam).
Spróbuj, znawco, wytłumaczyć doktorom, mnie i Bratkowskiej jaki to jest poród?
Ja do tej pory nie wiem, chociaż rodziłam...
Fajny tekst, Katarzyno B.!!!
.
można zgłupieć i stracić orientację językową w natłoku "znawców" porodów, no nie, Katarzyno B.?
.
Mówimy o terminie medycznym. Na dodatek piszesz o książeczce zdrowia DZIECKA. Z punktu widzenia dziecka nie ma żadnego znaczenia czy było nacięcie i szycie krocza czy nie, informację nacięciu (pęknięciu) i szyciu znajdziesz w Twojej dokumentacji medycznej. Natomiast poród przez cesarkę, kleszczowy czy z próżnociągiem to już różnica i zupełnie inne zagrożenia - dla dziecka i matki.
Jestem ojcem, byłem przy porodach, również tych z nacięciem. Wiem że dziecko nie rodzi się samo. Wiem też że w "porodzie siłami natury" dziecko aktywnie uczestniczy w porodzie. Propozycja nowej nazwy "porodu siłami natury", którego domagałem się od Autorki, powinna chyba uwzględniać również wysiłek noworodka. "Poród siłami natury" pod "naturą" ukrywa i mamę, i dziecko.
http://www.rodzicpoludzku.pl/opieka/wyniki_ankiety.html#ci%EAcie%20cesarskie że "Nacinanie krocza jest najbardziej popularnym ZABIEGIEM CHIRURGICZNYM przeprowadzanym w czasie porodu".
I mam wobec tego problem. No bo jak ZABIEG CHIRURGICZNY ma się do "naturalności" bądź "nienaturalności" porodu? I czy ten zabieg chirurgiczny jest już "siłą natury", czy jeszcze ingerencją chirurgiczną? Zaiste nie rozumiem.
Można se skaleczyć kolano i to jest poniekąd naturalne, ale kiedy to kolano trzeba szyć lub włożyć w gips, to już jest problem, nie uważasz?
.
trudno uznać co we współczesnej medycynie ,jest naturalne' czy ,,nienaturalne''...
czy było nacięcie i szycie krocza czy nie" powiadasz?
Otóż ma, jak najbardziej znaczenie "ten punkt widzenia dziecka". Bo ono poprzez to, że nie może zobaczyć świata rodzi się dzięki nacięciu. Inaczej mogłoby się udusić, a w "najlepszym" wypadku urodzić dzięki rozerwanemu kroczu "lekko podduszone"... i całe życie mieć spaczony "punkt widzenia"...
Zgodzę się natomiast, że "dziecko aktywnie uczestniczy w porodzie". Gdyby nie uczestniczyło, nie byłoby problemu z bólami, matki chodziłyby w ciąży całe życie, dzieci mnożyłyby się przez pączkowanie, i uniknęlibyśmy całego tego zamieszania z "cesarkami na życzenie"...
.
jest też rutynowo podawana oksytocyna - bardzo mocny środek. To też jak rozumiem "natura"?
Przy pierwszym porodzie byłam "przywiązana" do jakieś butli, z której dawkowano mi jakąś "miksturę". Potem, ponieważ dziecko nie chciało ze mną "współpracować", bo było dwukrotnie owinięte pępowiną wokół szyi (jeszcze nie wiedziano) padano mi znowu jakiś "przysmak". No i na koniec to "naturalne" cięcie...
Przy drugim porodzie (bez cięcia), już na izbie przyjęć pielęgniarka dała mi zastrzyk "na przyspieszenie" (nie wiem po co, skurcze były coraz częstsze) i tak przyspieszyła, że o mało do muszli klozetowej nie urodziłam. To też pewnie było "naturalne", bo naturalnie wygodne dla położnej? Natomiast, kiedy miano mi skrobać (łyżeczkować) łożysko, to już inna piguła "zapomniała" mnie znieczulić i to chyba było najbardziej "naturalne" - "skrobana na żywca"...
(_*_)
I tak zbliżamy się do medycznego pojęcia "poród siłami natury". W porodzie kleszczowym, próżniowym czy cesarce, to właśnie "sił natury" brakuje. Zastępują je kleszcze, podciśnienie czy skalpel i dłonie lekarza.
Poród określany w medycynie jako "siłami natury", jak zauważacie, nie zawsze obywa się bez ingerencji, chociażby z uwagi na nacięcie, podanie oksytocyny, tlenu, glukozy, przebicie pęcherza płodowego czy inne zabiegi, ale takie które nie eliminują "sił natury".
Przyznam że nie uważam się za eksperta w dziedzinie porodów. Za mała próba statystyczna ;) Rzucam okiem do Wikipedii. I co widzę?
Hasło "nacięcie krocza" zaczyna się tak:
"zabieg ginekologiczno-położniczy stosowany często podczas porodu siłami natury".
Pod hasłem "poród" w Wikipedii nie znajdziemy wzmianki o "siłach natury". Jest za to link do strony zatytułowanej "przebieg porodu siłami natury", a tam takie coś (nawet pogrubione!):
"Poród siłami natury nie jest równoznaczny z porodem naturalnym, bowiem służy tylko do określenia drogi porodu i braku zabiegowej pomocy, jaką są kleszcze, czy próźniociąg".
A tak trochę poza tematem (bo artykuł dyskutuje tylko z "siłami natury")...
Uwagę moją zwrócił ten dokument: http://www.rodzicpoludzku.pl/pliki/Naciecie_krocza_koniecznosc_czy_rutyna.pdf
Wygląda na to, że nacięcie krocza to jakiś stary zabobon. Dokument powstał dzięki wsparciu tych od "równego statusu".
Jeśli zamierzacie wkrótce rodzić, to chyba warto przeczytać i poszukać takiego szpitala, który uszanuje życzenie nie-nacinania.
A tutaj dopiero niespodzianka:
http://www.emama.eu/index.php/porod/cesarskie-ciecie-2/
Czyżby cesarka na życzenie też była zabobonem?
nie ma, nie było i nie będzie "zakazu cięć cesarskich". Jest tylko sugestia resorty zdrowia i władz korporacji lekarskiej, że tam, gdzie ten zabieg nie ma wystarczajęcego uzasadnienia medycznego, będzie on płatny.
Większość świadczeń lekarskich będzie w najbliższym czasie płatna, więc nie ma o co się spierać.
Nie ma żadnego uzasadnienia dla finansowania z kiedy państwowej cesarek na życzenie, jak i całej masy innych zbędnych zabiegów.
chodzi o to, że nienaturalne jest to co mogłoby ulżyc cierpieniu rodzacej kobiety. Natomiast wszystko co nienaturalne ale pomaga w pracy lekarzowi, choćby w rzeczywistości było nie wiem jak nienaturalne, fakt ten zostanie przemilczany. "To nienaturalne", to jest w kwestiach dotyczących porodu takie wyrażenie "wytrych", taka metoda na wygodniejsze życie personelu medycznego i zamykanie ust kobietom, które w coraz mniejszym stopniu godzą sie na jawene traktowanie ich osoby w czasie porodu jak przedmiot.
Dokładnie tak: "z punktu widzenia dziecka nie ma żadnego znaczenia czy BYŁO nacięcie i szycie krocza czy nie". Gdyby (tego koniecznego) nacięcia nie było, to rzeczywiście, zamiast książeczki zdrowia dziecka można by pisać inne papiery (jak w Twoim wpisie).
Zapewne dlatego w książeczce zdrowia DZIECKA nie piszą o tym czy mama miała nacięcie, ile szwów jej założono jak długo rana ropiała, bo to PO URODZENIU NIE MA JUŻ DLA DZIECKA ZNACZENIA.
Podobnie dla mojego samopoczucia, zdrowia i życia nie ma znaczenia czy ciężarówka, która mnie minęła ważyła 5g czy 50ton. Ale jeśli by mnie nie minęła, a zderzyła we mnie, to ten rząd zer w masie robi różnicę.
Nie chcę aby ktoś tu pomyślał że nacięcie nie ma żadnego znaczenia. Oczywiście, z innych punktów widzenia niż książeczka zdrowia dziecka (i to nie tylko punktu widzenia mamy...) oczywiście nacięcie ma znaczenie. Szczerze współczuję naciętym.
Trza było ciąć, to cięci. Tylko niech mi nie wmawiają, że to było "siłami natury"...
Aaaa... przy tym "naturalnym siłowaniu się" za pierwszym cięciem synek nr 1 miał zwichnięty staw barkowy (med. okr. - "złamany") - nie mam pretensji. Przy drugim cięciu synek nr 3 miał złamany obojczyk - mam pretensje, bo pan doktor zestresowany dawaniem pokazu czeredzie studenciaków wyszarpnął go zbyt gwałtownie... Nikt mnie nie pytał, czy chcę wystąpić w charakterze "modelki", to tak na marginesie... Ale to pewnie naturalne, że trza kogoś pokazać, więc padło na mnie...
I tego nikomu nie życzę, wiesz Marcinku?
.
ale to chyba nieprawda, bo takie porody bywały wcześniej, skoro wypraktykowano go na położnicy wysokiego rodu...
Wychodzi na to, że zgodny z "siłami natury" był wyłącznie poród w jaskini...
Prolog
Jaskinia. Kudłata wrzeszczy, więc Naczelnik Jaskini rozpala ognisko (ogień już był) i zwołuje wszystkich na Wielkie Bang. Kudłata pewnie urodzi małe Jaskiniątko, bo bęben ma jak jajo mamuta.
Akt I
Odziane w odświętne skóry Jaskiniówy siadają po lewej stronie ogniska, takoż przyodziani Jaskiniowcy po prawej. Ich to przedstawienie dotyczy o tyle, że nikt nie wie kto jest tatusiem. Jak Jaskiniątko będzie rude, to na pewno Czerwonego Gza. Jak czarne, to Usmolonego Ogiera. Jak będą problemy - zrobi się losowanie zębami małpy (zepsuty wskaże tatusia).
Kobiety mają lekcję poglądową. Mają też dopingować Kudłatą.
Dzieci kopią przed jaskinią czaszkę krokodyla, czyli grają w rugby.
Akt II
Kudłata wrzeszczy.
Akt III
Kudłata wrzeszczy i tarza się po "podłodze".
Akt IV
Kudłata wrzeszczy coraz głośniej. Robi się ciemno, więc wracają Jaskiniątka, którym poza tym pękł krokodyli łeb. Zasiadają przy ognisku "według płci". Jaskiniątka-dziewczątka dołączają się do dopingujących Mam-Jaskiniów...
Akt V, VI, VII... minęły dwa,... nie dwa, trzy słońca...
Akt VIII
Wszyscy głodni, wrzeszczą na Wielkiego Szamana Jaskini, żeby coś zrobił, bo mięso mamuta im zgnije. Szaman bierze w owłosione łapsko wielki naostrzony krzemień, ciach... i jest BANG - wyskakuje małe Jaskiniątko, wypisz-wymaluj podobne do Naczelnika Jaskini.
Epilog
Kudłata przeżyła, bo jej Pieczarę Życia wysuszonymi jelitami Psa Jaskiniowego zaszyto. Naczelnik Jaskini musiał odpalić Czerwonemu Gzu udziec mamuta... a za trzy księżyce kolej na Wielkie Bang Rozczochranej.
Koniec
Z nóg powaliło mnie natomiast co innego; panowie nie zauważyli,kiedy stali się tubą klechów i z nie mniejszym zapałem niż czarni pchają się nawet obcym babom pod kiecki, chcą decydować o ich porodach, aborcjach, cesarkach... To przerażające, jak w parę lat mógł kościół katolicki uklepać im po swojemu mózgi. Piszący tu mężczyźni uważają się za racjonalistów, być może ateistów,intelektualistów i ludzi światłych; no, jednym słowem ludzi niezależnych. I nie widzą tego,że dawno przekroczyli granice zdrowego rozsądku nakazującego umiarkowanie w osądach zwłaszcza w sprawach ich nie dotyczących. Okropne jest to,że chcą oni decydować, ile kobieta powinna wytrzymać bólu przy porodzie, w jaki sposób powinna rodzic. Chcą decydować o tym nie tylko dla swoich żon, ale dla wszystkich kobiet generalnie. Rozmawiałam właśnie o tym z moim Starym i on powiedział, że może same klechy piszą tu na tym forum. Nigdy bym tego nie przypuszczała , ale teraz wykluczyć tego nie mogę.
ale byłoby głupio, gdybyśmy wyciągali z tego praktyczne wnioski. Tak, pacjent (w tym przypadku pacjentka) jest PRZEDMIOTEM opieki lekarskiej, a nie jej podmiotem. Jeszcze by tego brakowało, żeby pacjent uczył lekarza jak ten ma postępować. Jasne, bywają lekarze lepsi i gorsi, ale najgłupszy trójkowicz-ginekolog lepiej będzie wiedział jak odebrać poród niż panienka wyedukowana na artykułach z Gazety Wyborczej.
Pacjent ma prawo nie zgodzić się na postępowanie lekarzy. Pisze wtedy oswiadczenie, że nie zgadza się na przetoczenie krwi albo inny zabieg. Wedle prawa pacjent jest podmiotem i dopóki jest przytomny, musi wyrazić zgodę na postępowanie lekarzy.
Ty Nano natomiast masz rację: przeraża to, jak mężczyźni (różnych opcji) chętnie "racjonalnie" decydują za "irracjonalne" kobiety. Np. ci, którzy nie wyobrażają sobie bez znieczulenia zwykłego borowania, skazują kobiety bez mrugnięcia okiem na, dajmy na to, 12 godzin bólu znacznie intensywniejszego oraz oceniają negatywnie te, które go chciały uniknąć.
Najgorsze, że tacy decydują. W wielu polskich szpitalach (np. w Płocku) nie można się znieczulić (także płatnie) w czasie porodu, ponieważ ordynatorzy uznali, że nie jest to etyczne. Nigdzie nie można odmówić oksytocyny i nacięcia, a rodzić w pozycji wygodniejszej niż leżąca (ktora wydłuża poród, ale jest wygodna dla lekarzy) można jak sie zapłaci ok 1200 zł położnej. Oto natura i racjonalnosc w jednym.
Urodziłeś mamuci knut.
Może i położnica jest pacjentką, tylko taką specyficzną, bo już jaskiniowcy wiedzieli, że ciąża to nie choroba ino stan odmienny... Więc ten PRZEDMIOT (???) powinien być traktowany właśnie SZCZEGÓLNIE, właśnie jak PODMIOT, któremu należą się szczególne PRAWA i prawo głosu... Bez dwóch zdań! Bez podmiotu nie ma zdania.
Dziewczyny!!! Życzę Wam prawa do wyboru. I żeby te dupki ministerialne zrozumiały, że nie musi boleć, jak się boicie - o siebie i o dziecko.
.
Kasia Sz. napisała: "przeraża to, jak mężczyźni (różnych opcji) chętnie "racjonalnie" decydują za "irracjonalne" kobiety."
Jak na ironię, pomysł forsuje ministerstwo zdrowia, na którego czele stoi... kobieta!
To a propos "walki płci" czy jak to tam nazywacie.
pomysł lansuje Polskie Towarzystwo Ginekologiczne. Jak na ironię, sami mężczyźni :)
rząd brytyjski prowadził politykę bardziej korzystną dla kobiet: Margaret Thatcher czy Jamesa Callaghana?
Członkowie zbiorowości religijnej Świadków Jehowy nie zgadzają się w żadnej sytuacji - nawet dla ratowania życia - na zabieg przetaczania krwi. Twierdzą, że lekarze zamiast tego zabiegu mogliby stosować inny - a jeśli tego nie robią, to dlatego, że nie liczą się z przykazaniami boskimi. W szeregu precedensowych przypadków, uznano, że cele i racje medycyny (z ratowaniem życia na czele) mają pierwszeństwo wobec światopoglądowych wyborów pacjentów.
Różne fundamentalizmy - czy religijne, czy świeckie - okazują się podobne do siebie.
nie chodzi o żadną "wojnę płci", tylko o to, by kobiety rodząc nie były traktowane jak przedmioty, które się przesuwa ze względu na własne widzimisię i którymi się dysponuje jak własnością. Rozumiem, że idea ta jest dla Ciebie zbyt rrradykalna?
nie wydaje mi się zbyt rrradykalna. Natomiast całkowicie idiotyczne wydaje mi się używanie w dyskusji dotyczącej kwestii równouprawnienia argumentów typu "a ty jesteś mężczyzną". A u was biją murzynów.
"Wam" tj. feministkom. Jeżeli tworzysz jakąś pojedynczą frakcję wewnątrz ruchu to wybacz, ale w tematach frakcyjnych się nie orientuję :)
Z początku sądziłem, że ten artykuł to tylko wstęp, po którym nastąpią jakieś konkrety, ale pomyliłem się. Sporo dość istotnych informacji znalazło się dopiero w komentarzach. Trochę się zawiodłem.
Cieszę się natomiast z tego, że się dowiedziałem czym poród tak na prawdę jest. Z pomocą przyszedł tutaj światły lud anglosaski. Lud znany z pragmatyzmu i zamiłowania do wspaniałej myśli liberalnej, który objawił światu, że poród to.. praca! Nie żaden wysiłek, trud, zmaganie się, bo to nie ma policzalnego znaczenia. Natomiast wiadomo, szczególnie światłym ludom, że efektem pracy jest wartość ekonomiczna w postaci towarów bądź usług, kojarzy się więc nieuchronnie z rynkiem. Naturalną konsekwencją jest więc urynkowienie związków i stosunków prowadzących do prokreacji. Wtedy to rynek zdecyduje czy inwestor będzie wspólnikiem i czy będzie miał wpływ na obrane metody, czy zostanie wyłącznie zleceniodawcą dla podmiotu wykonawczego, a ten ostatni w sposób niezależny skalkuluje czy oprzeć się na inwestycjach w stosowne technologie, czy wystarczy ludzka siła robocza. Mądrość rynku sprawi też, że nietrafionych i nieracjonalnych inwestycji opierających się na niezdrowym interwencjonizmie będzie zdecydowanie mniej.
Dziwne wnioski? Myślę, że nie. Definiując poród jako pracę oraz zorientowanie na indywidualność jednostek i związane z tym pojęcie wolnego wyboru, łatwo można doprowadzić do takich konsekwencji. Rynkowa strona medalu czuje się zaproszona wszędzie tam, gdzie wpuszczono jej drugą stronę: liberalny światopogląd. I odwrotnie: tam gdzie rządzi rynek, tam też trudno o przestrzeganie ponad-jednostkowych wartości.
Takie pojmowanie porodu argumentuje też dlaczego istniał wyraźny podział ról między kobietą i mężczyzną w czasach(i środowiskach), gdy pojęcie praca nie było jeszcze burżuazyjnym fetyszem, synonimem kariery stanowiącym o pozycji społecznej, lecz tylko ciężkim i ryzykownym sposobem na przeżycie. Za heroiczny wyczyn przysługiwało kobiecie prawo do lżejszej pracy niż budowanie piramid starym bogom ;-) W ten sposób odsuwana też była od władzy, ale dziś ten problem praktycznie nie istnieje, tylko w mniemaniu niektórych pozostawia wiele do życzenia niezbyt wysoka "rynkowość" kobiet i ich chęć do udziału w "wyścigach szczurów zaprzęgowych" wielkich korporacji(bynajmniej nie taksówkowych), renomowanych kancelarii prawniczych, partii politycznych i całej reszty tej "managerii"(czyt. menażerii) oraz innych takich obrzydliwości. Dla mnie to zaleta.
(Swoją drogą, ciekaw jestem jak radziłby sobie socjalistyczny matriarchat? Ja sądzę, że o niebo lepiej niż patriarchat :-) )
Osobiście nie optuję za żadnym rozwiązaniem, bo brak mi wystarczającej wiedzy, a idealistyczne "widzimisię" to troszkę zbyt mało, żeby komuś coś narzucać czy ułatwiać. Ogólnie opowiadam się za rozwiązaniami bliższymi naturze, jeśli nie jest to zagrożeniem dla zdrowia. To wynika z mojej nieufności wobec dominujących współcześnie technokratycznych wizji raju na Ziemi i hedonistycznego ułatwiania życia. Niestety jednak rozsądek zwycięża po fakcie - pośmiertnie odznaczony..
Pozdrawiam.
PS. Jeszcze zapytam przekornie: czy znacie jakiś "seksistowski" argument przeciw porodowi naturalnemu? Ja wiem, ale nie powiem ;-D Nie wiem natomiast dlaczego lewica publikuje teksty propagujące w tak przebiegły sposób wartości wrażego obozu ;-)
nie wiem, o jakim argumencie myślisz, przypomina mi się natomiast, że u markiza de Sade takie zjawiska, jak ciąża, poród i związane z nimi pewne fizjologiczne cechy kobiet traktowane są jako dowód na rzecz wyższości mężczyzn, którą - jak wiadomo - bohaterowie de Sade`a potwierdzają zniewoleniem i gwałtem. Nie jest przypadkiem, że jego Julia spełnia swój zamiar "doścignięcia i prześcignięcia" mężczyzn, pozbywając się dziecka. Tym samym wyzwala się z rzekomo naturalnych ograniczeń swojej płci.
Rzecz dziwna: sposób myślenia de Sade`a, jak się zdaje, został przejęty przez oboz, który - na zdrowy rozum - powinien stać na antypodach jego mizoginii.
jednak poród to nie przedłużenie sobie rzęs super maskarą czy wypicie piwka w niezobowiązującym towarzystwie.KAŻDY poród przebiega inaczej, bo każda kobieta jest inna. KAŻDY noworodek jest inny - matka jest w stanie rozpoznać swoje dziecko wśród innych. Dlatego dla każdego przypadku należy zastosować oddzielne rozwiązanie. A poza tym co cię obchodzi, jak ja urodzę dziecko? Czy twoja wątroba uszkodzona opilstwem a leczona ze społecznych pieniędzy jest ważniejsza niż moje życzenie otrzymania cesarki, gdy uważam,że ją chcę mieć? ( To oczywiście poetycka przenośnia) Ja urodziłam potomstwo naturalnie,ale nie odważyłabym się doradzać czy odradzać żadnej kobiecie czegokolwiek w tej kwestii. A co, jeżeli ja doradzę cesarkę, a jej dziecko przez to będzie chore, albo nawet umrze?! A jeżeli będę ją namawiać na zwykły poród i będą też poważne konsekwencje, to czy ja będę mogła czuć się w porządku? Czy może chodzi o to, by sobie bezkarnie podecydować, a płakać z tego powodu będą i tak inni? Jeżeli podejmuje się jakąś decyzję, uczciwość nakazuje liczyć się z konsekwencjami tej decyzji. Jednym słowem być gotowym na poniesienie kary w sytuacji, gdy decyzja jest błędna. Jakie konsekwencje tej nagonki na kobiety są mężczyźni gotowi przyjąć na siebie? Prawda,że żadne? Więc może lepiej zmilczeć.
musiałeś się zawieść na tekście Katarzyny Bratkowskiej rozczarowany brakiem konkretów, bo też nie jest to artykuł w pełnym tego słowa znaczeniu, ale rodzaj arabeski literackiej, pełnej anegdot, żartów i przymrużenia oka (choćby z tą pracą). Świadczy też o tym chociażby wywód "terapeutki" tłumaczącej wychodzącą z krocza Indianki główkę dziecka - substytutem penisa. Albo osobista anegdotka o rodzącej konsulowej. Ja w każdym bądź razie tak odczytałam tekst Kasi B. i chyba się nie mylę...
Podobnie zresztą odczytałam Twój wpis, jako zabawny przerywnik i arabeskę właśnie (*_*)
I zdradź mi, proszę, ten "seksistowski" argument przeciw porodowi naturalnemu, bo mnie ciekawość zeżre!
.
mimo że ciąża i poród to nie choroba. Podczas nich (i połogów) lekarze RUTYNOWO podają środki znieczulające i przyśpieszające poród, stosują przeróżne zabiegi chirurgiczne, często nie pytając "pacjentek" o zdanie i zgodę, bo to służy ich WYGODZIE (jak napisała A.N.). A przecież to też KOSZTUJE! Jakoś nie rozdzierają szat z tego powodu! Przyzwyczaili się do pewnych wygód i osiągnięć medycyny i nawet nie "denerwują" ich badania, które również sugerują SZKODLIWOŚĆ niektórych z tych "rutynowych" postępowań. Ich bulwersuje domaganie się "pacjentek" cesarek na życzenie, bo taka ma rodzić w bólach i ma być właśnie PACJENTKĄ, bezwolnym PRZEDMIOTEM, a nie PODMIOTEM ich postępowania (mogłabym Cię udusić, west!).
Nie walczą o to, by porodówki wyposażone były w przytulne pokoiki i łazienki, gdzie przyszła matka między jednym a drugim bolesnym skurczem może się napić herbaty lub soku, poczytać prasę, obejrzeć telewizję, wyć i stękać do woli (jakiś bałwan w podobnym wątku szydził z tego!!!), pospacerować i zrobić kilka ćwiczeń gimnastycznych, wziąć odświeżającą albo relaksującą kąpiel, nawet urodzić wannie (tak, tak, szanowni Panowie!)...
Nie, TAKA ma 12 godzin rodzić w bólach (jak pisze Kasia Sz.) na twardym łożu, pół metra od podłogi (zdrowa ma problemy wdrapać się tam, co dopiero z "brzuchem"), bez możliwości obrócenia się z boku na bok, czekając aż "siostra" łaskawie poda szklankę wody (o jedzeniu nie ma mowy, bo TAKA mogłaby obesrać przy parciu). TAKA może być macana i penetrowana przez byle praktykanta (uczy się sprawdzać rozwarcie szyjki i ułożenie płodu!). TAKA może być oglądana i słuchana przez byle konserwatora (fakt!!!) lub jakiegoś gościa pani pielęgniarki (fakt!!!). TAKA ew. może rodzić na korytarzu na ławce szpitalnej lub w ubikacji (też fakt!!!) jak "łóżka" zajęte.
Ja już nawet nie mówię o połogu, gdzie często obolała i pozszywana kobieta (mama?) leży na niewygodnym łóżku, na którym zmuszana jest do karmienia przez "siostrzyczki" i doktorów. W domu można rozeprzeć się wygodnie w fotelu, podeprzeć nogę (nogi) na stołeczku lub pufie i karmić choćby godzinę i dwie. W szpitalu jest pewien "rytuał" przywożenia wrzeszczących "kokonów", karmienia na rozkaz, zabierania od cyca. Pomijam fakt, że wiele mam (?) rodzących pierwsze dziecko nie potrafi karmić, ale "siostrzyczka" nie ma czasu, by im to pokazać (może też nie umie?). Nie ma przytulnych pokoików (kącików), gdzie można swobodnie nakarmić dziecko, oswoić się z nim, pokochać...
O to panowie ordynatorzy i ministerialne dupki NIE ZABIEGAJĄ!!! NIE WALCZĄ!!!
Tak, panów konsultantów krajowych, speców ministerialnych, niektórych ordynatorów i lekarzy-położników to nie denerwuje. Ich interesują KOSZTY cesarek na życzenie oraz tych niezbędnych i to że ich liczba rośnie (a przecież rosną też patologie ciąż!). Ich denerwuje to, że KOBIETA domaga się cesarek, by uniknąć bólu, a ta która decyduje się na poród "naturalny" (w szpitalu!? poród "naturalny?!) i ma czelność domagać się, by traktowano ją po LUDZKU (jak PODMIOT, west!!! tak, tak, jak PODMIOT!!!), traktowana jest jak natrętna mucha, albo rozwydrzona feministka...
Dlatego z powodów wyżej opisanych (skrótowo!) jestem gorącą zwolenniczką porodów domowych. Ale dlatego też popieram SŁUSZNE żądania "pacjentek" domagających się cesarek na życzenie, za które MA PŁACIĆ NFZ!!!
Niechże to w końcu pacjentowi też będzie WYGODNIE, a nie tylko personelowi! Dlaczego tylko jedna strona ma korzystać z osiągnięć medycyny, a druga za nie płacić i być bezwolnym PRZEDMIOTEM łaski lub niełaski personelu lub nawet PRZEDMIOTEM (niechcianych) eksperymentów?
(_*_)
Markiz de Sade, ponieważ był "gramotny", co u niego przekładało się też na grafomanię, przelał na karty swoich kiepściutkich powieścideł jedynie to, co najwredniejsze u samców - właśnie niczym nieuzasadnione poczucie wyższości, które jego bohaterowie "potwierdzają zniewoleniem i gwałtem"... Myślę, że gdzieś w mrocznych zakamarkach duszy markiza tliła się bowiem bezradność małego chłopca, oczekującego właśnie od kobiety odrobiny uwagi. Te jego powieścidła to krzyk rozpaczy i chęć zwrócenia na siebie uwagi...
"- na zdrowy rozum -", Al-Facecie, to nawet w idiocie można dopatrzeć się filozofa...
.
1)Cala ta arugumentacja jest w oczywisty sposob irytujaca dla kobiety, która urodziła. Dlatego rozumiem zdenerwowanie Hyjdyli - (zreszta swietna odp. :) )
To nawet nie chodzi, drodzy moi, o "rodzenie w bólach". Nawet to stwiedzenie brzmi zbyt poetycko i nijak sie ma do rzeczywistosci. Chodzi o to, że jest to takie "bóle" jakich nie sposób sobie wyobrazic. Przynajmniej moja wyobraźnia tak daleko nie sięgała. Nastawianie złamanej ręki, które wcześniej wydawało mi się dośc bolesnym doświadczeniem, to w porównaniu z tym jak sie podrapać.
Dlatego wszelkie te sformułowania neutralizujące musżą denerwować "rodzić siłami natury", czy "skurcze" zamiast "bóle".
2)Odnośnie "wygody" lekarzy, to takie sformułowanie wydaje mi się podobnie nieadekwatne. Latanie wokól mnie do rana, kiedy rodzilam nie wydawało mi się nawet wówczas szczytem wygody. Wydawało mi się raczej ciężką żmudną i stresującą pracą. Diametralnie różną od wizji "staysfakcji z kariery zawodowej" w wersji "zdolnego managera". (I na marginesie diametralnie inaczej opłacaną.) Ponadto lekarze to jedyna (przynajmniej tak mi się wydaje) grupa zawodowa, która po przepracowanej nocy, rano zaczyna pracę. Ta myśl, że ginekolożka jeszcze oka nie zmrużyła, a pewnie przed nią długi dzień pracy, kołatała mi się po głowie pomiędzy 4, a 5 nad ranem i bólami.
3)Nie zgadzam się też z Hyjdylą odnośnie porodów w domu. W czasie porodu moga wystapić komplikacje, które trudno rozwiązac w warunkach domowych. Np może byc konieczna reanimacja dziecka, czy koniecznośc rozwiązania przez cięcie cesarskie - kiedy zagrożone jest życie czy zdrowie dziecka, lub (i) matki. Jesli nawet przy prawidłowo prowadzonym porodzie w domu w wiekszości przypadków komplikacje nie wystąpią, to ja bym jednak nie ryzykowała.
4)Odnośnie znieczulenia. Wydaje mi się, że być w tym szpitalu odmawiają być może z tego powodu, że znieczulenie jednak nie jest 100% bezpieczne i może powodować komplikacje. Nie wiem dokładnie jakie, bo się na tym nie znam kompletnie, ale pamiętam, że mama mi to odradzała własnie z tego względu, więc sądze, że coś musi na rzeczy. Bo wykluczam całkowicie możliwość, że zależało jej z jakiś dziwacznych powodów, żebym "rodziła w bólach".
(Z tego co pamiętam -choć może przekręcam- to są też różne typy znieczuleń i albo sa tak nieadekwatne do takiego bólu, że nie warto sobie nimi głowy zawracać, albo nie sa obojetne).
ktoś, komu nie można zarzucić, iż jest mężczyzną i "się nie zna", podważa mit lekarzy, którzy "uprzedmiotowiają" i "represjonują".
Słuszna i wyważona wypowiedź pani Yony. Więcej o bólu i znieczuleniach na:
http://www.dziecko-info.com/porod/strona_04.shtml
http://www.maluchy.pl/artykul/204
spostrzeżenia nany, że każdy poród JEST INNY. Tak jak inna jest każda kobieta, inny płód, inna wytrzymałość na ból i stres, a nawet nastawienie do dziecka (chciane, niechciane - też tak bywa). Ty również masz swoje wyjątkowe doznania.
Dla mnie mój pierwszy poród był przeżyciem traumatycznym,
żadnej nie życzę podobnych "wrażeń". I naprawdę gdyby nie KUNSZT doktora Kunsdorfa, to nie wiem, czy stukałabym teraz w klawiaturę. Wszechogarniające chamstwo i niekompetencja. Nie wiem jak jest teraz - ja rodziłam w latach 84, 86, 94, ale podejrzewam, że niewiele się zmieniło, poza zmuszaniem
matek (od lat 90-tych), by KONIECZNIE karmiły piersią i rodziły "siłami natury".
yona, ja zawsze rodziłam w dzień, więc nie rozczulałam się nad pielęgniarkami i lekarzami. Ale wiem NA PEWNO, że gdybym nie leżała 10 godzin na twardym łożu (ok. 8.00 - 18.20), to urodzić mogłam nawet o 12.00-14.00. Teraz to wiem na pewno! Wtedy myślałam, że TAK MUSI BYĆ. Dlatego tak mnie wkurwia, że lekarze dla swojej wygody każą rodzić nienaturalnie, bo tak IM jest wygodnie. Leżeć "uwiązaną" jak krowa na kołku, i między jednym a drugim skurczem wpatrywać się tępo w brudne sufity i popękane kafle, bo pani położna musi mieć TAKĄ na oku. Nawet weterynarz pozwala cielącej się krowie pospacerować, zmienić pozycję - lekarze tego nie wiedzą?
Dwa kolejne porody mogły śmiało odbyć się w domu. Nie robiono ze mną niczego, czego nie można by wykonać w czystym, wysprzątanym pomieszczeniu (w szpitalach bywa z tym różnie!). Tu też łożysko mogła mi wyskrobać położna, cięcie naprawdę przy trzecim porodzie nie było konieczne. "Pan doktor" się śpieszył, bo chciał zademonstrować pewnie ten zabieg "studenciokom". Teraz podejrzewam (po przeczytaniu art. podanych przez dyskutantów), że przebił mi też chyba pęcherz, bo wody płodowe trysnęły jak z paszczy wieloryba. Nawet "doktorkowi" gębę zafajdały. I dobrze mu tak...
Co do środków znieczulających... jestem przeciwna ich nadużywaniu, bo właśnie bolesność i częstotliwość skurczy (bólów) informuje o FAZIE porodu. Pisałam tu już o tym.
I na koniec powtórzę po raz któryś z rzędu: nie jestem zwolenniczką "cesarek na życzenie". Ale to kobieta wie lepiej i jeżeli uważa, że dla jej zdrowia chociażby psychicznego jest to NIEZBĘDNE, to ma prawo tego ŻĄDAĆ!
Al-Facet... a ja podważę ten mit. Mnie "uprzedmiotowiali" i "represjonowali". Jak się "wkurwię" to napiszę. Na razie nie mam nastroju do "wspomnień".
Czy mógłbyś chociaż raz nie zabierać głosu w sprawach, o których nigdy nie będziesz miał nawet bladego pojęcia?
.
może zacznij propagować naprawdę "naturalne" porody - w domu albo nawet w szpitalu, w warunkach zbliżonych do "naturalnych"?
Do czasu, kiedy PORÓD był tabu i wielką tajemnicą kobiet, a faceci siedzieli przed zamkniętymi drzwiami, był to może jedyny bastion naszej kobiecości, do której nie mieli dostępu. Teraz, kiedy włażą nam nawet do dupy i brzucha, zaczynają sobie rościć prawo do decydowania co POWINNYŚMY z tą dupą i brzuchem robić, by im było wygodnie tą dupą i brzuchem kręcić. Bo medycyna im to umożliwia. Nam ewentualnie może, jeżeli oni WYRAŻĄ ZGODĘ!
Jeszcze jakiś czas będzie wam "wygodnie", ale kobiety zaczynają się BRONIĆ i ŻĄDAĆ...
.
chcę,żeby mi ją zrobiono, gdy z jakiegoś powodu sobie tego życzę. I chcę, by robiono je każdej kobiecie, która sobie tego życzy. Nie chcę,żeby byle kto mieszał się do mego zdrowia i życia. A jedynie ta osoba, której na to pozwolę i ją do tego upoważnię. Nie muszę mieć do żadnego lekarza bezwarunkowego zaufania. Mam prawo mieć wątpliwości i to mi daje prawo decyzji. Nie jestem własnością niczyją i nikt nie ma prawa mną dysponować. I żaden człowiek na świecie nie jest moją własnością i ja też nie mam prawa dysponować jego zdrowiem i życiem. Jestem częścią całości- ludzkości, i jako część mogę jedynie decydować o sobie, nie o innych, nie o całości. Nie znam i nie mogę znać powodów kierujących postępowaniem kobiet w czasie porodu, więc nie mam prawa oceniać ich żądań, życzeń i zachowań. Mogę natomiast i mam nawet obowiązek zająć się swoim własnym życiem, kontrolować, czy mój rozwój ewolucyjny przebiega w odpowiednim kierunku i jest on pozytywny społecznie. Nie znam żadnego człowieka, który byłby idealny, więc każdy ma przed sobą długą drogę do doskonałości, a życie na jej osiągnięcie krótkie. Więc jeżeli zdarzy się komuś, że go życie plaśnie po gębie boleśnie, a z pewnością go plaśnie!, to niech on nie pyta dlaczego. Bo odpowiedź jest bardzo prosta i już dziś wiadoma: WŁAŚNIE DLATEGO!
wybacz, ale nie przekonuje mnie argument z doświadczeń (ewentualnie jego wersja ad hominem, gdzie sugeruje się adwersarzowi, iż takowych doświadczen nie ma). Choćby dlatego, że w dyskusji internetowej nie ma metody ani potwierdzenia, ani obalenia takiego argumentu.
nie odmawia kobietom decydowania o sobie. Niestety, w ustroju kapitalistycznym podstawą decydowania o sobie są pieniądze.
Kobieta może w 100% decydować o przebiegu swej ciąży i porodu - korzystając z prywatnej kliniki i zatrudnionych w nich specjalistów.
W zasadniczo bezpłatnie dostępnych instytucjach służby zdrowia aż takiego zakresu decydowania zapewnić nie można. Po pierwsze, dlatego, że państwa na to nie stać. Po drugie... na razie wystarczy.
którym sprzeciwiają się przykruchtowe "chazanowe spece", które jednymi danymi szafują i wymachują - zwiększająca się ilość cesarek, a inne przemilczają lub nimi manipulują - różne "zabiegi" okołoporodowe i nadużywanie przeróżnych leków, nieobojętnych dla zdrowia i samopoczucia matki oraz dziecka. A to przecież też KOSZTUJE! Nicht war?
A argumentami ad hominem to Ty posługujesz się nader często, co dostrzegam nie tylko ja, ale większość dyskutantów, więc daruj sobie, Al-facet... Tym bardziej, że uwielbiasz w dyskusjach internetowych zarówno obalać jak i potwierdzać, czyli najzwyczajniej mieszać dla samego mieszania...
.
Jednym z seksem, a innym z męskim szowinizmem.
to nie jest pusty slogan,że dzieci są przyszłością narodu, lecz jest to rzeczywistość. W interesie każdego państwa jest, by jego populacja utrzymywała się na co najmniej tym samym poziomie. U nas dzieci rodzi się zdecydowanie za mało, by zapewnić przynajmniej poprawne funkcjonowanie naszego kraju. Dlatego ta nagonka na kobiety nie może być potraktowana jako żart pryma aprylisowy. Zastanowić się należy nad tym bo być może jest to świadoma polityka prowadząca w wiadomym kierunku: państwo słabe i mało ludne jest "do wzięcia". Wyjściem z impasu niżu demograficznego nie są "przymusowe rozmnażalniki" jak w III Rzeszy. Tam to nie zdało egzaminu i nie zda to egzaminu i u nas. Wyjściem jest zapewnienie warunków kobietom, by te chciały wziąć na siebie ten ogromny choć słodki ciężar w postaci wydania i wychowania potomstwa. Historia nas poucza,że żadne państwo nie zapewni sobie ciągłości na bazie potomstwa "wysoko urodzonych". Ci bowiem, w obawie o posiadane fortuny, krzyżują się między sobą co prowadzi do degeneracji genetycznej i wydają na świat niczemu nie winne potomstwo debilne. Podstawą każdego państwa są ludzie średnio i niżej ustawieni. Nie mają oni jeszcze mózgów powalonych lenistwem i są w stanie cieszyć się życiem swoim i swoich dzieci. Oraz są zdolni do poświęceń, co czyni ich bardziej rozwiniętymi emocjonalnie, czyli bardziej predysponowanymi do odpowiedniego wychowania potomstwa. Jakiż bowiem wpływ na dziecię może mieć jaśniepani z "globus histericus", ściskająca się w talii gorsetem,miażdżącym jej wątrobę? Jakiż wpływ na wychowanie dzieci ma pani Szynkatylna, jeżeli nie ma ona czasu ani chęci- z racji posiadania pieniędzy wykopanych przez męża-na robienie czegokolwiek innego oprócz dziwnych min?
Miałam wrażenie, ABCD, że jesteś rozumnym człowiekiem-rzecz jasna, we wszystkim mogę się mylić-tymczasem Ty preferujesz społeczeństwo oparte na paru spasionych, lecz prywatnie ubezpieczonych osobnikach, mogących kupić sobie zdolne do rozrodu w prywatnych klinikach młode niewiastki, mogące na życzenie się skrobać bądź ciąć. Jak na mój gust trochę mało w tym zdrowego, chłopskiego rozumu. Ponieważ życzę Ci długiego życia, nie mogę wykluczyć, że gdy już sam nie będziesz mógł sobie zrobić ziółek albo wytrzeć tyłka, to nie będzie nikogo, kto by Ci w tym pomógł. Będzie to jednak wynikiem Twoich dzielnych przekonań o sile pieniądza, jakie tu prezentujesz. Bo kobiety rodzić będą coraz mniej i na obsługę stać będzie tylko tych najbogatszych. Nie będziesz do nich należeć, ponieważ jednak sumienie Ci na to nie pozwoli. Więc niniejszym skazujesz się na samotne leżenie we własnych odchodach i wpatrywanie się w swoje bezużyteczne moniaki. Rzecz jasna o suchym pysku.
wiesz po czym Jaskiniowcy poznali, że tatusiem Jaskiniątka Kudłatej jest Naczelnik Jaskini? Bo był albinosem...
I już zupełnie na marginesie. "Wysoko urodzeni" przetrwali jeszcze gdzieniegdzie w formie endemicznej, bo od czasu do czasu jakiś fornal lub kamerdyner zastępował męską część "wysokich" w nader przyjemnej prokreacji z pachnącą częścią "wysokich"...
(*_*)
jest na odwrót. Ja chcę, żeby możliwie najwięcej świadczeń służby zdrowia było bezpłatnych. Bo istnieje całkiem realna groźba, że już niedługo pacjenci będą płacić za prawie wszystko. W tym momencie, trzeba więc skupić się na obronie bezpłatności swiadczeń podstawowych i bezwzględnie niezbędnych.
Czy cięcia cesarskie na życzenie do nich należą? Tym bardziej, że wobec nich są jednak wątpliwości fachowców? Warto się nad tym zastanowić.
Wiem, że lekarze czasem się mylą, a czasem kompromitują się rutyniarstwem i bezmyślnością.
Bardziej jednak skłonny jestem ufać fachowym lekarzom niż "publicystkom i publicystom", gotowym pisać o wszystkim bez rzeczowego przygotowania. I wszystko "krytykować" według tego samego schematu.
"Mrs Palin, a social conservative who is opposed to abortion..."
http://news.bbc.co.uk/2/hi/americas/7592636.stm
Podstawowe świadczenia bezwzględnie potrzebne są różne dla Ciebie i dla mnie. O Twoich ja się nie wypowiadam. Ty wypowiadasz się o moich.
Są fachowcy którzy twierdzą,że sztuczne słodziki i barwniki nie mają złego wpływu na zdrowie. Ale są również inni fachowcy, którzy w nich upatrują przyczyny nadwrażliwości ruchowej dzieci. Mimo to stosowane są powszechnie słodziki i barwniki syntetyczne. To tak odnośnie fachowców.
Jesteś człowiekiem wolnym i ufać możesz, komu chcesz. Sobie pozostawiam to samo prawo.
Wyobrażasz sobie,że wiedza jest tożsama z mądrością. A nie jest.
Służbę zdrowia rozmontowała "reforma" Buzka, szpitale były masowo zamykane, ale ludzie woleli udawać,że tego nie widzą i że ich to dotyczyć nie będzie.O byle pierdoły się kłócili, ale o rzeczy ważne - nie. A dotyczy to wszystkich. Teraz usiłuje się kobiety obedrzeć z ich godności ogłaszając,że otrzymują one zbędnie zabiegi. I to mówią mężczyźni, nie mający nawet możliwości w przybliżeniu choćby poznać problem na własnej skórze.
Jest to zwykła manipulacja opinią publiczną, nie mająca żadnego odbicia w realu.
Samo życie jest bardzo nierentowne. Uważasz, że i to należy zmienić?
@Pani Hyjdla - nie dam spokoju z edukacją, bo nigdy jej za wiele. Sama przyznałaś, że przeczytałaś jeden z artykułów przeze mnie poleconych (bodaj o Partii Kobiet) - więc nigdy nie wiadomo co kiedy komu sie przyda.
Wracając jednak do meritum. Może Cię to zdziwi, ale uważam, że kobieta ma prawo do jak najbardziej "komfortowego" (wiem, złe słowo) przeżycia porodu. Nie wmówisz mi jednak, że cesarka to byle pikuś, bo tak nie jest. Powinna być wykonywana w konkretnych przypadkach (bardzo wielu w gruncie rzeczy). I tyle. Może nigdy nie rodziłem, ale jak sama zauważyłaś lubię sie edukować. I każdy artykuł który czytałem i przytaczam w linkach mówi wyraźnie, że mamy do czynienia ze złym trendem (Wyraźnym nie tylko, ale zwłaszcza w Polsce. Co troszkę dziwi, bo nie sądzę, aby Polki były w jakikolwiek sposób "słabsze" od kobiet z innych krajów). A są to artykuły pisane przez osoby mające odpowiednie wykształcenie i jeśli je czytasz - wiesz, że pisane są również przez kobiety.
We wcześniej podanym przeze mnie artykule przedstawione były różne metody zmniejszenia bólu i zwiększenia nazwijmy to "wygody" rodzenia. Wiem, że u nas daleko do ich praktykowania - i właśnie to powinno się zmienić! Szkoły rodzenia, obecność ojców przy porodzie, rodzenie w domu jeśli to możliwe - tak powinno być! Skoro da się na zachodzie, można i u nas. I żadnych "wizyt" obcych Ci osób bez twojej zgody (rzeczywiście nieprzyjemne). Oraz inne rzeczy, mające wpływ i znaczenie dla rodzących kobiet, a które powinny być refundowane. Ale nie cesarki kiedy są zbędne.
@ Pani nana - dlaczego wg Ciebie to mężczyźni są stale źródłem problemu?. Nie jest przecież tak, że każdy lekarz odbierający poród, jest mężczyzną. Są też przecież kobiety. I one również nie zawsze udzielają cesarek. I piszą artykuły.
Natomiast nasza służba zdrowia jest do kitu, tu się oczywiście zgadzam. Ale to nie tylko kwestia cesarek.
Wybacz Hyjdla, ale muszę:
http://www.edziecko.pl/ciaza_i_porod/1,79332,2580391.html
http://www.pro-life.org.pl/2008/07/pne-macierzystwo-ma-zwizek-ze-wzrostem.html
http://twoja-ciaza.com.pl/ciecie_cesarskie.php
http://www.narodziny.med.pl/cesar.htm
http://www.twoje9miesiecy.com/index.php?id=141
http://www.stylistka.pl/zdrowie/ciaza-i-porod/cesarskie-ciecie-oslabia-macice
PS. Ja naprawdę nie jestem nawiedzonym klechą.
Odpowiedz "własnymi słowami", bo w linkach tego nie znajdziesz, sam wymyśliłeś ten dziwoląg...
Widzisz, Robaczku, nana ma sporo racji przeciwstawiając facetów kobietom. Widzę to po Twoich wpisach, a właściwie kolumnach tych nieszczęsnych linków do problemów, o których nie masz zbyt wielkiego pojęcia, a o rodzeniu i "doznaniach" z nim związanych nie będziesz miał nigdy żadnego - niestety, a może i na szczęście...
Nie zamierzam ci wmawiać, "że cesarka to byle pikuś". Ja jej na szczęście uniknęłam. Ale dla pań Kwiatkowskiej, Kochanowskiej lub Kolorowej (3xK!) może to jest mniejszy "pikuś", niż "staromodne" rodzenie w bólach? Ja (kobieta) tego nie wiem, ty jak najbardziej...
Do linka o Partii Kobitek zajrzałam, bo chciałam się upewnić, czy pani B. Maciejewska ma o niej opinię podobną do mojej. Identyczną, tyle że napisała to kulturalnym językiem. Ja z tej partyjki szydzę od jej powstania, co można sprawdzić w archiwum. Ino używam słownictwa mniej wyszukanego niż Pani Beata...
Przytaczanych linków nie otwieram, bo ja tu bywam, Zain, a nie ślęczę. Mnie życie "edukuje", nie muszą linki...
"Udzielanie cesarek" - dawno mi gały ze zdziwienia nie wylazły z oczodołów tak daleko na wierzch jak dziś... Posiedzę na lewica.pl jeszcze z pół roku, a wytrzeszczu oczu dostanę, albo i oczopląsu...
.
proponuję: niech wojnę na Kaukazie komentują tylko ci, ktorzy się na tym znają, bo byli w wojsku.
A kwestie gospodarcze niech komentuje profesor Leszek Balcerowicz (z analogicznego powodu).
niezastąpiony Al-Facet, który zna się na wszystkim...
.
A kwestie gospodarcze niech komentuje profesor Leszek Balcerowicz (z analogicznego powodu).
autor: ABCD,
Panie uchowaj!!! Jak zniszczyć to, co jest, to on wiedział. Jak zbudować nowe, tu już mu wiedzy nie starcza. Jako uniwersalne rozwiązanie podaje on wszem wyrzucanie ludzi na bruk nazywając to restrukturyzacją. Też mi profesor! "Socjalistyczne" przywileje wykorzystać umiał i profituje z tego do dziś. Nie wstyd mu bazować na tytule naukowym i wiedzy, zdobytej w tym "strasznym totalitaryzmie"? Nie wstyd mu było za pieniądze socjalistycznego rządu wyjeżdżać na stypendia do USA? To rzeczywiście okropny system, który pozwalał na kariery miernotom bez odpowiedzialności.
1) Hyjdlo (/-u?), ja tylko napisałem czego mi brak w publicystyce feministycznej i myślę, że nie jestem odosobniony w tym odczuciu. Przedmiot prowadzonej tutaj dyskusji zdaje się to potwierdzać. Sama tego dowodzisz informując z jakimi problemami boryka się rodząca w szpitalu kobieta.
Co się zaś tyczy kolejnego dzieła dotyczącego tzw. dyskryminacji słownej, to nie mam jakichś poważnych zastrzeżeń formalnych. Szanse odebrania go całkiem serio nie są duże, pozwoliłem więc sobie na zabawę w rozszyfrowanie dla jakiej ideologii charakterystyczny jest język użyty przez autorkę oraz co z tego może wyniknąć dla ludu pracującego miast i wsi.
2) Przewrotny komentarz ABCD tym bardziej będzie trafny, im większa będzie przewaga publicystyki propagującej metody uwolnienia się kobiet "z rzekomo naturalnych ograniczeń swojej płci" (czyli aborcji czy cesarki na życzenie) kosztem wspierania kobiet w zwyczajnych(?) naturalnych sytuacjach. Im bardziej wyrafinowane i/lub frywolne formy będzie owo piśmiennictwo przybierać, tym wrażenie takie będzie silniejsze.
3) Nana. Nie wiem czy jakaś maszkara jest szuper i nie obchodzi mnie to, bo - powtarzam - WOLĘ Naturę. Ubolewam natomiast nad Twoimi autorytarnymi zapędami. Z bliżej mi nieznanych powodów usiłujesz pozbawić mnie nie tylko prawa do demokratycznego współdecydowania w sprawach społeczeństwa, którego jestem częścią, ale nawet i możliwości swobodnego wyrażania własnych SUBIEKTYWNYCH opinii. Z ostatniego wpisu wnioskuję, że to akurat Ty masz monopol na ustalanie zasad życia społecznego. Ciekaw jestem czy wesprzesz moje słuszne żądania do zniesienia zakazu jazdy samochodem "pod wpływem". Nigdy nikogo nie upoważniałem do jego wydawania w przypadku mojej osoby, więc liczę na Twoją pomoc. Sam chciałbym decydować ile pozytywnych społecznie promili służy mojemu rozwojowi ewolucyjnemu, ponieważ nie mam bezwarunkowego zaufania do autorów ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Poważnie też zastanawiam się nad tym, czy nie powinienem dostawać dotacji na solidnego "klina", bo nie masz najmniejszego pojęcia co ja przeżywam w delirce. Gdybyś tylko wiedziała jaki to strach, ale cóż, pewnie nie pijesz... A każdy taki dzień jest inny...
4) Jeśli chodzi o moją zagadkę to odpowiedź jest banalnie prosta: "względy estetyczne". To wariant "na poziomie", poniżej wulgarny cytat, żeby była jasność.
co_za_Ela: "z drugiej strony, lubię fakt że jestem ciasna hehehe, podobnież ciasność umysłu to zła rzecz, ale na temat porodu wolę mieć tak ciasny umysł jak i pochwę :) heh...."
Podobne wywody miałem nieprzyjemność słyszeć osobiście i kategorycznie twierdzę, że to efekt patriarchalnego dyktatu lubieżnych samców. Jako, że osobiście do nich należę, to stanowczo żądam, by tak rozsądnie myślące osoby miały dostęp do cesarki na życzenie. Niech same decydują, najlepiej po skontaktowaniu się z wróżką, albo kosmetycznikiem, który budzi większe zaufanie niż jakiś tam lekarz..
5) Czy będąc ojcem mam prawo współdecydować o sposobie w jaki narodzi się również i moje dziecko?
6) Mam cichą nadzieję, że ktoś jednak zauważy, iż nie wypowiadałem się kategorycznie w sprawie dostępności cesarskiego cięcia na życzenie.
7) Nana, jeśli nie masz tytułu profesora ekonomii to skąd możesz wiedzieć co powoduje takim Leszkiem i jak on ocenia własne działania? Sądzę, że nawet gdybyś miała stosowny kwit, to i tak nigdy nie będziesz Leszkiem właściwym, więc może lepiej nie zabieraj głosu w sprawach, o których nie możesz mieć pojęcia ;-))) Zresztą profesor proponuje w sprawach ekonomicznych właśnie to, co Ty w kwestiach nazwijmy to światopoglądowych, więc o cóż Ci chodzi?
faktycznie nie miałam pojęcia,że jesteś lubieżnym alkoholikiem z tytułem profesorskim. Ale co tam. Szkoda tylko,że nie widzisz, iż ja mówiłam o sobie i we własnym imieniu, nie o tobie i w twoim imieniu. W dalszym ciągu nie daję ci prawa decydować O MNIE, czy mam móc chcieć cesarkę, czy nie.
:-) To tylko fenomen internetu sprawia, że ja mogę się biczować do woli, a Ty (nie) dawać prawo komukolwiek do czegokolwiek.
Ja jednak jestem niezmiernie ciekaw dlaczego mam dobrowolnie pozbyć się prawa WSPóŁDECYDOWANIA w ważnych sprawach społeczeństwa, do którego przynależę? Dlaczego mam wbrew sobie akceptować ideologię głoszącą prymat jednostki nad wspólnotą?
Gdy pomyślę, że może to dotyczyć publicznej instytucji demokratycznego państwa zaczynam wątpić czy jest sens w ogóle pytać. Szczególnie, że wątrobę mam zdrową :D