Brawo, oby tak dalej.
co chavez sądzi o gejach?
bo przynajmniej pożytki z tych urządzeń zasilać będą wenezuelańczyków bezpośrednio czy pośrednio przez konsumcje zbiorową i nie będą już odpływać w siną dal do kas różnych korporacji.
od nacjonalizacji, czyli społeczne a nie państwowe zarządzanie środkami produkcji i demokrację w gospodarce. Ale cóż i to dobre na początek. Może strategiczne gałęzie powinny być państwowe.
Nacjonalizować wszystko. Wywłaszczać wyzyskiwaczy. I do widzenia. Do tego z czasem i w miarę możliwości władza rad i jest git.
Informacja podana przez agencje przed godziną:
Rząd USA przejął kontrolę nad Fannie Mae i Freddie Mac - dwóch zagrożonych bankructwem głównych amerykańskich instytucji finansowych, gwarantujących kredyty hipoteczne.
Minister skarbu Henry Paulson ogłosił w niedzielę, że dyrektorzy i rady nadzorcze obu banków zostają zastąpione osobami powołanymi przez rząd. Jak powiedział, interwencja rządu jest konieczna, ponieważ upadłość obu banków "wywołałby ogromne zakłócenia na rynkach finansowych w kraju i zagranicą".
Bush - czerwony?! Psuje rynek i gmera w gospodarce? Do czego to doszło... Teraz to i wilki będą latały. ANi chybi.
Musiałby się zrewolucjonizować sam proces przemian w Wenezueli żeby tak się stało.
Na razie Chavez posiada jeszcze wszelkie ku temu możliwości i poparcie aby ten proces przyspieszył.
Muszą stanowić wynik "naturalnego" rozwoju społecznego.
Fala rewolucyjna - a z taką, mimo wszystkich objawów charakterystycznych dla radykalnej reformy, mamy do czynienia w Wenezueli - albo posuwa się naprzód, albo się cofa. I coraz bardziej widać to w wypadku dzielnej, lecz co tu wiele gadać, straszliwie izolowanej Wenezueli. Z jednej strony - ambitne plany nacjonalizacyjne, ich nieustraszona realizacja... widać, że rewolucja zachowuje witalność, krzepę, pewność siebie. Z drugiej strony - niedawna porażka Chaveza w tak ważnej kwestii jak referendum konstytucyjne świadczy o ograniczeniach - jeszcze raz podkreślę, wynikających z izolacji, z przybliżania się rewolucji do punktu krytycznego. Wynika stąd zaostrzenie sprzeczności, tym większe, że Chavezowi - choć jest wielkim człowiekiem - trafiają się nieraz tak kretyńskie błędy jak umizgi do Uribe. Choćby jednak był bezbłędnym cyborgiem - a coś takiego, czego dowiodła Róża Luksemburg, paradoksalnie w tak pełnym błędów dziele jak "Rewolucja rosyjska", jest niemożliwe - i tak ujawniają się coraz bardziej sprzeczności, jakich nie da się rozwiązać wewnątrz Wenezueli.
Spojrzeć należy na może najbardziej lojalnego sojusznika na kontynencie - nazbyt umiarkowanego, lecz konsekwentnego w tym co robi Evo Moralesa i jego emancypacyjny ruch w Boliwii. Ale chyba zbyt wiele sprzeczności nie da się rozwiązać nawet w "całej" (no właśnie, co to znaczy?) Ameryce Łacińskiej - potrzebna jest rewolucja gdzieś poza tym kontynentem...
Niektórzy komentatorzy (np. Bartek) mogliby trochę przyhamować. Fajnie się krzyczy i wznosi hasła, a potem jest trochę trudniej je realizować... Chávez chyba świetnie sobie z tego zdaje sprawę, bo bardzo ciekawie rozwiązuje kwestię przekształceń własnościowych w gospodarce Wenezueli. Wywłaszczenie i przegonienie wszystkich ściągnęłoby na Wenezuelę gromy z każdej strony "cywilizowanego świata". Chávez bardzo dobrze wie, że wiele skurwieli tylko czeka, żeby go utrącić (przede wszystkim USA) i że gdyby dał im powód, to utrąciliby go, bo w sytuacji, kiedy za wcześnie na światową rewolucję, nikt by mu nie pomógł. A on nie daje powodu! Przezorność Cháveza coraz bardziej mnie przekonuje do tego polityka (początkowo chłodno spoglądałem na jego dokonania i raczej mierziło mnie to, że polska lewica tak się Wenezuelą rajcuje). Temu, co robi Chávez, trzeba uważnie się przyglądać, bo może właśnie wytycza on szlak budowy socjalizmu w jednym państwie. Może nie jest to autostrada, ale może to być bardzo pewna i bezpieczna ścieżka.
Rodzi się pytanie, czy należy dokonywać prób okiełznania opinii tzw. "cywilizowanego świata" jeżeli owy świat sam brnie w ślepy zaułek obierając kurs maksymalnie kapitalistyczny, specjalnie aranżując przy tym konflikty militarne, których obraz jest całkowicie błędnie przedstawiany jako próba demokratyzacji czy walki o suwerenność.