A ja dla nich kuper nadstawiałem i cały swój AŁtorytet, i charyzmę, i wolny czas, który mogłem na pogaduchy z sobowtórem poświęcić!!! - zaryczy nasz pan PrezydĘt...
.
Jeszcze parę cytatów...
"NATO nie pomoże nam w rozwiązaniu problemów wewnętrznych, dotąd tylko podburzało władze Gruzji i doprowadziło do tego, co teraz mamy. A nasi pseudo-przyjaciele - kraje nadbałtyckie i Polska wykorzystały sytuację dla własnych korzyści. W czasie działań wojennych wytargowały od Stanów Zjednoczonych więcej pieniędzy za instalację elementów tarczy antyrakietowej. A my zostaliśmy z pustymi rękami" - stwierdził lider Partii Liberalnej Szawła Natelaszwili.
"Była wojna i w straszny sposób ją przegraliśmy. W jej wyniku mamy w kraju katastrofę. Tysiące naszych obywateli - Gruzinów, Osetyjczyków - zginęły, bądź odniosły rany. Mamy w Gruzji ponad 100 tysięcy uciekinierów. Gospodarka jest zrujnowana. A co najważniejsze - nad rejonem Cchinwali i samym Cchinwali władze Gruzji nie tylko nie przejęły kontroli, lecz przeciwnie - utraciliśmy te tereny, które zawsze były pod kontrolą Gruzji - ocenia lider opozycyjnej partii "Nowa prawica" Dawid Gamkrelidze. - Na dodatek straciliśmy realną szansę, by w najbliższej przyszłości stać się członkiem NATO, dlatego że nawet nie jest jasne, z jakim terytorium Gruzja miałaby być do NATO przyjęta. Doprowadziła do tego, oczywiście, imperialna rosyjska polityka. Ale Saakaszwili dał się sprowokować i wydał rozkaz zbombardowania Cchinwali i przejęcia miasta za pomocą sił zbrojnych. A to była pułapka. - dodał Dawid Gamkrelidze. - Po tym wszystkiem doszliśmy do wniosku, że Saakaszwili nie ma ani politycznego, ani moralnego prawa być naczelnym dowódcą i prezydentem tego kraju, i musi ustąpić".
No a dzisiaj - sensacja ze "Spiegla":
"W Waszyngtonie narasta podejrzliwość, że prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili to hazardzista, który sam wywołał krwawą pięciodniową wojnę na Kaukazie i bezczelnie okłamał Zachód - pisze niemiecki tygodnik "Der Spiegel".
"Nie chodziło wcale o obronę konieczną czy nawet reakcję na rosyjskie prowokacje. Była to czysta kalkulacja, wyrachowana ofensywa przeciw południowoosetyjskim pozycjom i próba prowadzenia polityki faktów dokonanych" - pisze "Der Spiegel".
Dodaje, że prowokacje i incydenty, do jakich doszło w Osetii Płd. przed wybuchem wojny, nie zostały uznane przez ekspertów NATO za wystarczający argument uzasadniający gruzińską operację.
Informacje zachodnich wywiadów wskazują, że już 7 sierpnia rano Gruzja skoncentrowała na granicy z Osetią Płd. 12 tysięcy żołnierzy, a w mieście Gori stało 75 czołgów i pojazdów opancerzonych. W nocy o 22.35 rozpoczął się gruziński ostrzał Cchinwali.
"W eterze słychać rosyjskie prośby o wsparcie, ale 58. armia, która m.in. stacjonuje w Osetii Północnej, nie wydaje się gotowa do walki. W każdym razie nie tej nocy" - relacjonuje "Der Spiegel".
Tak powiedział liberał gruziński Natelaszwili m.in. o Polsce, że to pseudo-przyjaciele? Świat się kończy...
Nawet gruziński prawak Gamkrelidze przejrzał na oczy i dostrzegł, że ta wojna to pułapka a Sraakaszwili to debil, który zrujnował kraj i pozbył się sporego jego terytorium? Koniec świata...
I nawet u Jankesów narasta podejrzliwość, że Sraaka to szuler, któremu się żetony popierdoliły? A miał grać znaczonymi jankeskimi kartami? I oszukał cały Zachód, łącznie z Kaczolandem? Świat się śmieje...
Tylko Gruzji żal... (_*_)
kriku!!! U Ciebie zawsze szybko, zawsze tanio, zawsze świeżo!
(*_*)
że jakieś tam pozarządowe organizacje gruzińskie krytykują swojego wodza, skora nas wiąże opinia naszego Prezydenta. A ta zaraz po wydarzeniach była jednoznaczna. Saakaszwili wprowadza w swoim kraju porządek konstutcyjny, co znaczy tyle, co wysłanie naszych wojsk do wojewdztwa zachodniopomorskiego. Nic nie powiedział o zgruzowaniu osetyńskich misat i wsi, nic, ani słowa. A przecież musiał o tym wiedzieć. Czy zniszczenie Szczecina też nic nie znaczyłoby? Pewnie się zagalopował. Ale czy wspólna z Saakaszwilim, pewnie motywowana historycznie, niechęć do Rosji może to usprawiedliwić? Czy powinniśmy więć tą opinię honorować?
Podoba mi się to, że nie zdają tych dwóch separatystycznych obszarow, co w analogicznej sytuacji byłoby pewne u rosyjskiej opozycji -tej spoza parlamentu, bo jak to się w Polsce mówi prezydent, rząd i deputowai Dumy mówią w polityce zagranicznej jednym glosem. Nie tylko zagranicznej zresztą. ale watpie czy gruzinskiej opozycji bedzie dane swoje plany spelnic.
Jak w grze w szachy - wszyscy widzieli wszystkie figury. Pozostawało tylko pytanie, kto i jak nimi zagra. No a Saako postanowił zagrać symultankę na sposób Ostapa Bendera i "rozmienić" przy okazji pięćdzieciąt centów na dwa dolary.
Pomysł był iście kaukaski: porywa się dziewczynę, a rano posyła swatów z dobrą radą, by rodzice młodej pospieszyli się z przygotowaniem ceremonii ślubnejm. W przeciwnym razie panna, i owszem, panną pozostanie - ale "z odzysku". W takiej sytuacji nawet sąsiedzi doradzają pośpiech.
Saako był przekonany, że Cchinwali zostało na tyle gruntownie zrównane z ziemią, że Osetyjczycy nie mają dokąd wracać, a sojusznicy prezydenta Gruzji - w dobrze pojętym własnym interesie - zadbają o to, by sprawę zatuszować. Najlepiej - szybko wprowadzając "rozjemcze" oddziały NATO. Zgodnie z miejscowym oglądem świata było to całkiem możliwe i logiczne. Nie takie rzeczy robiło się na Zakaukaziu. A Bush wiele dotąd potrafił światu narzucić na sposób iście kaukaski.
Dlatego Gruzja przez cały okres walk nie zwróciła się z oskarżeniem Rosji o najazd ani do ONZ, ani do OBWE, ani do NATO. Owszem, złożyła skargę - o czym było głośno - ale... dotyczy ona jakoby pozaprawnych działań Rosji w 1992 i 1994 roku. Zarazem wypowiedziała zawarty wówczas rozejm, co miałoby skłonić Rosjan do natychmiastowego opuszczenia zarówno Osetii, jak i Abchazji.
Rosyjskie wojska nie mają jednak zamiaru opuszczać tych krajów, a gruzińska opozycja nie opuszcza Waszyngtonu. Obraduje tam w permanencji. Jest podzielona, bo warunkiem szybkiego przyjęcia do NATO jest rezygnacja z Abchazji i Osetii. A łaska protektora na pstrym koniu jeździ. Właśnie odezwały się w USA głosy, że nie czas zajmować się staraniami o przyjęcie do NATO Gruzji i Ukrainy, bo "lepiej" szybko przyjąć do NATO Finlandię i dozbroić kraje nadbałtyckie. Oczywiście w sprzęt USA, skredytowany przez USA. Dzięki temu będzie i wilk syty, i Manchester City.
Europa, jeśli już zmuszona jest traktować poważnie irańskie zagrożenie, musi też uznać, że bez Rosji nie ma co do tego tematu nawet podchodzić. Wystarczy spojrzeć na mapę. Mapy te znane są także w USA.
Pozostaje jeszcze jeden drobiazg. Gruzja. Cóż, musi poczekać. Na razie na obiecaną pomoc. Na inne sprawy przyjdzie jeszcze czas. Waszyngton podobno zaaprobował już nową prezydent Gruzji. Będzie nią Nino Burdżanadze.
Ale Saakaszwili nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i nie ustępuje w swej kaukaskiej strategii. Zażądał dziś, by pomoc UE nie była dostarczana do Osetii Płd., dokąd ta nie wyrzeknie się proklamowanej niepodległości i nie uzna zwierzchnictwa Tbilisi. Jest racjonalny na regionalny sposób: skoro Zachód nie chce uznać Osetii, niech będzie konsekwentny i pójdzie dalej!
Światowe media powstrzymały się od komentarzy na ten temat. Bo... No właśnie.
PS.
Poniedziałkowy "Fakt" donosi o zbiorowym gwałcie, jakiego mieli dopuścić się gruzińscy judocy w miniony weekend w warszawskim hotelu "Forum" na 28. letniej kobiecie.
Można powiedzieć, że Putin nie jest lepszy. Też uprawia judo.
Jesteś doskonały w tej kaukaskiej analizie. Prezydent RP popełniałby mniej błędów, gdybyś był jego doradcą i gdyby oczywiście twoimi opiniami się kierował w swoich przynajmniej publicznych wystąpieniach. Wszyscy zyskalibyśmy na tym, bo nie ustawialibyśmy wrogo przeciw sobie Rosji, która coraz więcej razem z Niemcami w świcie będzie znaczyć. USA wchodzi w okres schyłkowy, na co wskazują ostatnie wydarzenia na giełdzie i co zresztą grozi każdemu imperium jak poucza historia.
Te moje "analizy" mają charakter raczej prześmiewczy i są mało użyteczne dla naszych politycznych tuzów. Wiedzą oni zdecydowanie więcej o zdarzeniach i sprawach, sprzecznościach, paradoksach i kłamstwach, które mnie tylko udaje się niekiedy wyłowić ze zwykłych agencyjnych doniesień. A robię to jedynie po to, by nie dać się zwariować i jakoś odreagować fakt, że ordynarna wojenna propaganda stara się zrobić z nas głupców, a co odbieram nieomal jako próbę gwałtu. A w każdym razie - nadto nachalnej penetracji mózgu.
Jeśli zaś chodzi o Kaczyńskiego, to dziś wiele wskazuje na to, że był on zmuszony robić dobrą minę do złej gry. Sam został przez Saakaszwilego oszukany, bo ten poinformował warszawskiego prezydenta o uderzeniu na Osetię jednak dopiero po fakcie. Stąd właśnie wzięła się "kacza grypa" - histeryczna reakcja na wstydliwą okoliczność, że dał się oszwabić początkującemu szulerowi. Więcej - stał się w jakimś stopniu jego politycznym zakładnikiem.
Gdzieś tam w Gruzji zapewne zostały ślady kaczych łapek ale wygląda na to, że Sikorski zdołał je zatrzeć podczas wizyty Ławrowa w Warszawie. Słowa tego ostatniego, że Rosja nic dziś do Polski nie ma, mają zapewne wiele znaczeń. Deal...
Był to zapewne drobny prezencik Łwarowa dla Kaczyńskiego, taki na otarcie łez - że musiał "skrócić wizytę" i stąd nie mógł się z nim spotkać.
Ławrow miał w Warszawie znacznie poważniejszą misję. Znany dotąd jako zwolennik partnerstwa wyłącznie z USA i traktujący UE jako wobec tychże podrzędną - zakomunikował światu, że wszystko się zmieniło, co swoją osobą zaświadcza. Odtąd głównym rozmówcą Kremla ma być właśnie Unia.
Ale to już Kaczyńskiego nie powinno obchodzić.
Piszesz: "...ordynarna, wojenna propagada"... A więc propaganda. A miało jej niebyć. Miały być tylko informację. Trudno jednak zrezynować z dorobku poprzednich pokoleń... Również socjalistycznych. Tak było i tak jest. I tak chyba pozosatnie. Praktyka pokazuje, że nie może być od tego ucieczki. Bo takich, którym się chce i potrafią samodzielnie oceniać otaczający świat jest niewielu, niestety, pomimo powszechości wykształcenia. Dlatego propaganda wciąż zbiera owoce. Jednostkowe sprzeciwy troche wprowadzją równowagi. Stąd ich wartość. Dlatego nadal cię podziwiam.
Tak naprawdę, chodzi o bardzo prostą zasadę: należy starannie oddzielać informację od komentarza. A jedno i drugie powinny być RZETELNE, tj. w myśl niegdysiejszego hasła BBC "Podajemy informacje dobre i złe ale zawsze prawdziwe". (Hasło to przedzone było filmikiem, pokazującym radzieckiego żołnierza, wciągającego czerwoną flagę na maszt Kapitolu :-)
Tak więc powinny być podawane wszystkie informacje bez domieszki interpretacji, natomiast komentarz powinien odnosić się do tych informacji bez pomijania tych niewygodnych dla komentującego.
My natomiast mamy w Polsce do czynienia z manipulacją już na poziomie podawania informacji - są one podawane wybiórczo, co już samo w sobie jest interpretacją poprzez sterowanie całością składowych informacyjnego strumienia. A do tego przetkane stronnniczą terminologią, narzucającą zasady ich oceny.
Naprawdę zaskakujące jest to, że w rosyjskich mediach wokół sprawy Osetii Płd. jest bez porównania większa swoboda. Przykładem niech będzie "Krasnaja zwiezda", gazeta armii rosyjskiej, która to właśnie podważyła rosyjską wersję zdarzeń (podała pośrednie informacje sugerujące przybycie rosyjskich posiłków do Osetii Płd. już 7 sierpnia).
Sądzę że Rosjanie odreagowują w ten sposób czasy słusznie minione - takie jest tam oczekiwanie i media, niekiedy przesadnie, posiłkując się nawet tanią sensacją, wychodzą temu naprzeciw.
U nas jest dokładnie odwrotnie. Jakby pobrzmiewało jeszcze echo "pytania" rzuconego przez Monikę Olejnik podczas nalotów na Kosowo, czy polski dziennikarz ma prawo podawać wszystkie informacje, skoro Polska jest w tym konflikcie stroną. Oczywiście, idiotka nie miała pojęcia, że narzucana wówczas (sic!) przez nią postawa odbiera dziennikarzowi zaufanie - społeczny mandat na sprawowanie funkcji publicznego nadzorcy działań wszelkich władz w imieniu odbiorców dziennikarskiej informacji czy oceny.
Z kolei zręby "pluralizmu" w polskich mediach w sprawie Osetii Płd. są jedynie odzwierciedleniem przynależności do różnych grup interesów poszczególnych mediowych koncernów - czy to niemieckich, czy to amerykańskich tamtejszego głównego nurtu. Gdyby doszły one do porozumienia, mielibyśmy pewnie prawdziwie chiński mur informacyjny, bez najmniejszej w nim szczeliny.
Naszła mnie refleksja, że z tą informacją jednak nie jest tak źle. Przeszkodą dla totalnej manipulacji stał się internet. Stąd nawet media głównego nurtu muszą jakoś odnosić się do niewygodnych dla nich informacji. Bo odbiorca może na nie trafić właśnie w Sieci, a nawet zobaczyć na jakimś Youtube. A to w istotny sposób przynajmniej komplikuje manipulowanie świadomością ludzi. Przynajmniej tyle.