Największym problemem, a właściwie zagrożeniem dla ludzkości, jest generowanie wykształciucha przez wyższe uczelnie: państwowe, prywatne, dzienne, zaoczne, wieczorowe i wszystkie inne bez wyjątku. Kierunek studiów winno się wybierać wedle zainteresowań i z potrzeby rozwoju intelektulanego, nie zaś z myślą o "robieniu kasy". Rzecz jasna w kapitalizmie trudno się tego spodziewać, tym bardziej, że większość młodych ludzi nie ma żadnych zainteresowań, żadnej chęci naukowego poznawania świata. Studia już bez jakichkolwiek osłonek traktowane są jako inwestycja w zupełnie towarowym rozumieniu. Stąd też postulat ich całkowitej odpłatności, choć z oczywistych względów wchodzi w kolizję z lewicowo-humanistycznym spojrzeniem na świat, nie jest chyba tak zupełnie pozbawiony racji.
studiów na UW ( humanistycznych) usłyszalem że ,,uczcie się dobrze to będziecie dobrze zarabiali'',później ta ,,prawda'' była wielokrotnie jeszcze powtarzana przez różnych wykładowców.
Abstrahując od tego, że humaniści nigdy nie zarabiają dużo ( już Marks to zauważył, a źródla upatrywal w tym że pracę humanistów trudno wycenić, bowiem nie przekłada się na żadne natychmiastowe materialne rezultaty), czy humanizm polega tylko na zarabianiu kasy?
Wreszcie - studia są przeciążone, jest za mało wykładowców, co powoduje standaryzacje procesu nauczania, całkowicie redukuje relację ,,uczeń mistrz''- zastanawiam się czy ktokolwie będzie za 20 lat drukował jakieś księgi pamiątkowe ( tak jak teraz robią to uczniowie dla profesorów uznawanych przez siebie za mistrzów), czy w ogóle prztrwają jakieś szkoły czy nurty w humanistyce
Studenci na studiach nie otrzymują dziś żadnych wskazówek metodologicznych, często nie wiedzą jak zrobić porządny przypis czy przeprowadzić jakąkolwiek krytykę źródeł...
Nierzadko nie sięgają też po żadne ksiązki klasyków, preferują ,,błyszczące okładki'' i bryki, często całe studia korzystają głównie ze źródeł internetowych(!!!)
Znam ludzi, którzy kiedy egzamin był tylko z przedmiotu wykładanego na wykładach ( więc nie sprawdzano żadnej obecności) nie wiedzieli nawet przychodząc na egzamin jak wygląda wykładowca i mimo tego zdawali na kolejne lata...
Z kolei gdy wykładowcy robili listy obecności odczytanie takiej listy pochłaniało na ogół pół godziny z półtorej godziny wykładu...
Najlepiej byłoby wszystkich kształcić przez Internet- zanikłaby cała fikcja tego, że na uczelni występują jakiekolwiek poza instrumentalnymi kontakty międzyludzkie...