Rok 1984 Orwella nie od dziś jest w lekturach szkolnych.
jest jednym z wielu znacząch językoznawców i intelektualistów.
Nie ma sensu na siłę go wywyższać, posługując się hiperbolicznym epitetem "najwybitniejszy".
twórczość Chomsky`ego. Tymczasem z recenzji wynika, ze jego książka składa się z garści oczywistości.
Coś tu nie wyszło - albo Chomsky`emu, albo recenzentowi.
Zawsze byłem przekonany, że to mass-medialni recenzenci, nie mogąc sobie poradzić ze stricte naukowym, lingwistycznym wymiarem twórczości Chomsky'ego a jednocześnie chcąc podważyć wnioski wynikające z jego bardziej politycznych prac, stosują sztywne oddzielenie obydwu sfer, wzajemne ich przeciwstawienie i wartościowanie ("wybitny naukowiec, który poza tym w wolnych chwilach skrobie sobie takie cóś, czego nie można w żaden sposób traktować poważnie, ale każdy ma jakiegoś bzika"). Dziwne, ale ta recenzja de facto powiela ten schemat, tylko, że rzecz jasna z przeciwnym "znakiem" oceny politycznych analiz Chomsky'ego.
Czytelnik rejestruje sobie pod czaszką, że Noam to po pierwsze "największy intelektualista żyjący w ogóle" (ale w jaki sposób "zmierzyć" go w porównaniu np. z Wallersteinem?), a po drugie bystry, mocny i dosadny publicysta polityczny. Rzecz w tym, że sprowadzenie nielingwistycznej części dorobku Chomsky'ego do doraźnej publicystyki jest po prostu krzywdzące, a uwaga o historykach i "długim trwaniu" - bez sensu. Przecież w pracy o 500 latach neokolonializmu Chomsky de facto dochodzi do tych samych co "braudelowcy" wniosków co do struktury i genezy kapitalizmu, przywołuje też prace historyków podbojów kolonialnych, np. Thompsona.
W ten sposób, de facto wypełnia się rysowany przez prawicę schemat, że niby to prawicowcy są od idei z rozmachem i ducha, a lewicowcy czytają hedlajny z gazet i agencji prasowych. A przecież przypadek Chomsky'ego dokładnie to falsyfikuje.
A mnie zainteresowal sam poczatek artykulu. Przywolanie R. Giertycha jest znamienne. Bo okazuje sie, ze Giertych i Zgliczynski sa siebie warci. Tam gdzie jeden wpychalby swoich idoli do czytania dzieciom, tam drugi wpychalby swoim. Co to wiec za roznica?
że Roman Giertych od pewnego czasu nie jest już ministrem edukacji. Niech więc już recenzent się nie lęka.
Coz Giertycha jakos dzieci przezyly. Ale nie jestem pewien, czy przezylyby min. Zgliczynskiego :-)
o kretyńskich zarzutach o antysemityzm, bo Chomsky jest w tej samej klasie co na przykład N.Filkenstein. Self-haiting jew, zdrajca rasy i co tam jeszcze syjonistyczne naziole wymyślą. Ze względu na wysoki poziom moralny i intelekktualny ludzie tacy jak Chomsky i Filkenstein powinni raczej wywoływać postawy filożydowskie. I odwrotnie. Wspomniani w artykule Wolfovitz, Kissinger oraz nie wspomniani: szef Homeland Security, ostatni szefowie FED oraz wielu, wielu innych są wodą na młyn osób twierdzących, że Żydzi rządzą światem. A że świat jest rządzony źle, to tacy de fecto wywołują nastroje antyżydowskie. To przecież tak łatwo zrozumieć. Na przykład oficjalna, nachalna propaganda PRL miała nas zbratać ze Wschodnim sąsiadem, a tymczasem doprowadziła do umocnienia postaw rusofobicznych. Z tym samym mamy do czynienia obecnie. Oficjalnie jest super, a efekty na dłuższą metę przeciwne do zamierzonych.