uderza aktualnością:)
nie ma to jak aktualne artykuly pieciorzednego garnituru ZSRR
tyle że pisane wtedy, kiedy w USA był kryzys, a jakoś kapitalizm się wtedy obronił... Pytanie, czy i tym razem? Niemniej, w USA postępuje nacjonalizacja instytucji finansowych, a wkrótce także gospodarczych (np. General Motors ogłosił że kończą mu się pieniądze a kredytów dostać nie może- jedynym wyjściem będzie nacjonalizacja).
Najbardziej aktualni są natomiast patrioci polskiej lewicy, chowu PPS-Frakcji Rewolucyjnej, tzw. zjednoczonego PPS-u i "lewicy sanacyjnej" z pod znaku NPR...
ZSRA- Związek Socjalistycznych Republik Ameryki.
Myślałem o tym parę dni temu, ale w kontekscie tego, że neoliberalne duchowieństwo, obarcza winą za światowy kryzys finansowy rzekomy socjalizm w USA.
Komunizm jest wielki, a Trocki jego prorokiem :).
I co? Wtedy USA beda panstwem proletariackim?
Nie sądziłem, że redaktorzy lewica.pl będą tutaj zamieszczać teksty Trockiego. Chyba ktoś żarliwie uwierzył w to, że po światowym kryzysie czeka nas dyktatura proletariatu.
Dyktatura proletariatu jest dobra, ale nie dobre sa teksty przegranca Trockiego na temat USA, czy jakikolwiek inny. Nie udala mu sie analiza ZSRR, bowiem maoistowska byla i jest bardziej przekonujaca. (wyjasnia czemu "zdrajca socjalizmu" Stalin kolektywizowal rolnictwo i industrializowal przemysl wprowadzajac gospodarke planowa, a jego nastepcy go oskarzyli w referacie o cale zlo, i zaczeli demontaz zdobyczy socjalistycznych w ZSRR), lud Kuby i Wietnamu jakos tam wspiera swoich "nacjonalistycznych stalinistow" i protesty sa tam w skali minimalnej (ze sie niby nie da? tak samo jak i w PRLu sie nie dalo).
Trocki i trockizm to dziejowi przegrancy. Chcieliby, ale nie mogli, nie moga i dlatego tego typu teksty mozna wrzucac do dzialu "teksty zrodlowe", gdzie ich miejsce, a nie publicystyka.
buduje wolnorynkowy kapitalizm.
Kuba, biorąc pod uwagę rozwoj przemysłu turystycznego, właściwie też.
Gdyby w Wietnamie mogli wybierać prezydenta USA - wygrałby John McCain. "USA potrzebują rządy silnej ręki w obliczu tego, co się ostatnio dzieje na świecie. McCain jako prezydent byłby dobry i dla Ameryki, i dla Wietnamu" - stwierdził jeszcze przed wyborami jeden z emerytowanych strażników, który kiedyś pilnował McCaina, kiedy ów był jeńcem wojennym.
biorę pod uwagę jako miejsce moich dwutygodniowych wakacji w przyszłym roku. Ktoś ma ochotę jechać z nami?
http://www.youtube.com/watch?v=ujFHLusIXUU&feature=related
"potrzebują rządÓW silnej ręki"
Podobny przyklad jest z policjantem, ktorego pobil swego czasu J. Fischer. Wiele lat pozniej sam glosowal na niego ;-)
Paranoja polskich na szczęście nielicznych stalinistów polega na tym że poza uwielbieniem dla samodzierżawia Stalina, niektórych fragmentów z działalności politycznej Piłsudskiego, nie potrafią oni w żaden sposób odnieść się do tego jak potraktował komunistów polskich, Stalin i jakie istniały rzekomo "merytoryczne" przesłanki ku takiej a nie innej tragicznej w skutkach decyzji dla ruchu komunistycznego, rewolucyjnego w Polsce jaką było rozwiązanie Komunistycznej Partii Polski.
Ostatni fragment jest bardzo ciekawy. Oto bowiem Trocki (tak jak Łunaczarski) chce tworzyć nowego człowieka. W sumie ciekawe, że dziś prawie wszyscy kojarzą to z nazistami (i zwalają na Fryderyka Nietzschego, choć jego nadczłowiek zdaje się być tworem przedewszystkim kulturowym). Choć tak w zasadzie to wszystko zaczęło się od ewolucjonizmu Spencera (sięgnijcie do 3 tomu Historii Filozofii Tatarkiewicza). Ta wstawka o eugenice chyba jest prorocza, bo gdy dziś słucham wiadomości, wszystko zdaje się być zależne od genów niż od wychowania- choroby, uzdolnienia, inteligencja. Przechodzimy od tyranii ewolucji do tyranii genów, tym samym jakbyśmy sami się zezwierzęcali. Doprowadzi nas to kiedyś do nowego faszyzmu, rasizmu i czegoś tam jeszcze, ale na pewno zmiecie to z powierzchni ziemi islamski radykalizm. Tylko czy my wtedy jeszcze będziemy ludźmi? Jeśli o tym mówi Trocki, to faktycznie jest on prorokiem XXI wieku i ta rewolucyjna pozaracjonalna metafizyka, jakież to zapalające do działania, do wiary.
Ciekawa zagadka dla innych forumowiczow. Kto ostatnio stal sie fanem Kolodki i wypowiedzial te slowa? :
"Wbrew panującemu dziś na prawicy paradygmatowi liberalnemu (a panującemu także w kręgach konserwatystów) do mnie bardziej mimo wszystko przemawia stanowisko Kolodki. "
:-)
Zrobila to Miedzynarodowka Komunistyczna. O ile dobrze pamietam, przewodniczacym byl Dymitrow.
Albo pojmiecie, ze Stalin nie robil wszystkiego, albo dalej myslcie, ze w ZSRR nikt nawet nie chodzil do lazienki bez jego wiedzy.
"Wasz wszechmocny dolar odegra główną rolę we wprowadzeniu w ruch waszego nowego, radzieckiego systemu."
Nie ma już tego dolara. Zresztą dlatego jest kryzys.
Ten motyw często pojawia sie gdy wejsć głebiej w temat. W tym sensie artykuł aktualny, ale tylko w tym i jak ma się dobrą wolę. Ja wolałbym poczytać o neocons, a nie ich (biologicznych nota bene) rodzicach.
Pochodzisz od małpy. Tej nierozwojowej, bo umysłowego jednokomórkowca. Ale o tym na tym portalu nie warto debatować, wystarczy to osbie uświadomić po takich wpisach.
trockiści byli nie tylko biologicznymi rodzicami neokonserwatystów. Można zauważyć też pewną ciągłość ideologiczną między trockistowską ideą "eksportu rewolucji" a neokonserwatywną koncepcją "demokratycznego imperializmu".
jutro neokonserwatysta. Dziś zwolennik światowej proletariackiej rewolucji, jutro zwolennik światowej rewolucji moralno-oczyszczającej mieczem i ogniem oraz niesienia "demokracji"
Zarówno dziś jak i jutro będzie uważał, że nikt wobec jego ideologii nie może przejść obojętnie. ;)))
Jest nawet gorzej. Niech no tylko ktos sprobuje przejsc obojetnie...
przyznam że czytałem dawno i pod ręką nie mam, ale z tego co pamiętam to w jego ujęciu ciągłość personalna i w jakimś stopniu ideowa pomiędzy amerykańskim trockizmem (ale i normalną socjaldemokracją) i neokonserwatyzmem to fakt, a nie interpretacja. Tylko czy to obciąża trockistów czy lewe skrzydło DP? No chyba nie.
mieć inne poglądy...
Ty przeciez nie przechodzisz obojetnie...
A może, aby brzydko się nie prezentować - jakieś choćby dwa przykłady tego, co sugerujesz, twierdzisz, bądź insynuujesz? Dasz radę, czy zachowasz dwuznaczne milczenie?
potrzebuje dwóch rzeczy: schematycznej doktryny oraz aparartu, w którym mógłby uprawiać politykierstwo.
Dlatego "antyimperialistyczni rewolucjoniści" pewnego typu tak łatwo zostawali neokonserwatystami. Bo - w sensie zasadniczym - niczego to w ich postawie i stylu myślenia nie zmieniało.
nie wiem, jakie przykłady zaproponuje Paweł Kończyk, ja mam takie:
USA - Wolfowitz, Perle
Polska - Kuroń, Modzelewski, Szlajfer
To dobrze, czy zle?
Zle w najlepszym tego slowa znaczeniu.
Zapominasz jeszcze o jednym - wspomniani ex-trockisci mogli byc zwiazani z konkurencyjna miedzynarodowka trockistowska, niz aktualny trockistowski rozmowca. Stad nie posiadaja oni certyfikaty trockistowskiego i jego zdaniem z trockizmem w ogole od poczatku nie mieli nic wspolnego :-)
to raczej szkic powieści political fiction niż merytoryczny artykuł... chryste, czego on sie naćpał?
"Zle w najlepszym tego slowa znaczeniu"????
Cokolwiek by to nie znaczylo...
No jak to co! Taka z nas zaraza, ze rozstrzeliwujemy z usmiechem. Bonusowo rozstrzeliwujemy nawet w Twojej wyobrazni.
Bonus rzecz jasna w ramach neoliberalnej strategii PR-owskiej.
Chyba juz bym wolal rozstrzeliwanie niz Twoje niezwykle wywazone i merytoryczne komentarze, ktorych probke zaserwowales przy okazji lewicowo.pl
"Twarda lekcja amerykańskiej demokracji. Warszawa 26.01.07
Działaczom antywojennym udało się zakłócić odbywającą się na Uniwersytecie Warszawskim debatę z udziałem czołowego ideologa neokonserwatyzmu Normana Podhoretza (...)"
http://www.youtube.com/watch?v=f0J6ty0HYSQ
Tak na pewno musi wyglądać anioł historii. Twarzą zwrócony jest w przeszłość. Tam, gdzie nam ukazuje się łańcuch zdarzeń, on widzi tylko katastrofę, która nieustannie piętrzy ruiny na ruinach i ciska mu pod stopy. Chciałby zatrzymać się, zbudzić umarłych i złożyć to, co rozbito. Ale z raju wieje wicher, który napiera na skrzydła i jest tak silny, że anioł nie może ich złożyć. Ten wicher pędzi go niepowstrzymanie w przyszłość, od której odwraca się on plecami, podczas gdy przed nim aż do nieba rośnie stos ruin. Ten wicher nazywamy postępem.
Walter Benjamin
My, socjaliści, nie boimy się wojny. Jeśli wybuchnie, potrafimy spojrzeć wypadkom prosto w oczy, by obrócić je, jak tylko potrafimy najlepiej, na rzecz niepodległości narodów, wolności ludów, wyzwolenia proletariuszy. Wojna budzi w nas zgrozę i wstręt bynajmniej nie z powodu jakiegoś głupiego, nerwowego sentymentalizmu. Rewolucjonista godzi się z ludzkim cierpieniem, jeśli jest ono koniecznym warunkiem wielkiego postępu ludzkiego, jeśli jego kosztem dźwigają się i wyzwalają uciskani i wyzyskiwani.
Jean Jaures
Jeśli w ogóle dopuszczalne są ofiary - chociaż kogo pytaćby trzeba o pozwolenie? - to właśnie takie, które posuwają ludzkość naprzód.
Lew Trocki
Specjalnie dwa cytaty ze źródeł ideowo innych niż trockizm - gdyż jak sądzę pomogą nieco zilustrować tezę: Trocki uznawał, że postęp usprawiedliwia czy też może usprawiedliwiać przemoc, ale z pewnością nie uznałby za postępową wojny imperialistycznej. Dlatego chociażby owe porównania są niedorzeczne.
też nie uznałby wojny imperialistycznej za postępową.
Przecież prowadził on tylko wojny obronne! :)))))
I z pewnoscia znalazlby sojusznika w postaci Trockiego...
ABCD
Gdybyś zechciał rzeczowo wykazać, że wspomniani przez ciebie Wolfowitz, Perle, Kuroń, Modzelewski, czy Szlajfer KIEDYKOLWIEK CHOĆBY RAZ JEDEN publicznie określili się mianem trockisty - to byłoby już coś. Obawiam się jednak, że nie sposób nawet i tego wykazać.
A o jakiejkolwiek przynależności organizacyjnej do jakiegokolwiek odłamu trockistów w sensie organizacji - można jedynie plotkować, jeśli to komuś do czegoś potrzebne. Tak jak to ma w zwyczaju czynić np. Wojtas - jak wyżej. takie tam bezradne insynuujące coś bąki. I tylko.
Paweł Kończyk
Byłoby miło, gdybyś wskazał źródło, na podstawie którego twierdzisz, iż Podhoretz KIEDYKOLWIEK był członkiem JAKIEJKOLWIEK partii, frakcji, czy choćby tendencji trockistowskiej. Sądę że nigdy nawet do głowy mu to nie przyszło.
Czytałem tu i ówdzie takie bzdurne "wrzutki" ale NIGDZIE nie mogłem znaleźć ich potwierdzenia. A szukałem z dużym mozołem. Oczywiście, "informacje" w tej sprawie wszelakich Wojtasów odpuszczam sobie, podobnie jak tokowanie takowych na temat demokratyzmu Saakaszwilego. Bo to tej samej miary niedorzeczność.
Gdybym na podstawie podobnych "użytecznych" spekulacji - a jakże, spotykanych w Sieci! - spróbował przedstawić ciebie, pewnie zmogłaby cię apopleksja. Ze śmiechu. Bo zostałbyś przedstawiony (a jakże, dowodnie!) i jako ziejący ogniem neokonserwatywny faszysta, zarazem trockista, a już z pewnością maoista ze stalinowsko-trockistowskim narowem, do tego szczypta zacięcia Marcuse, oczywiście leninista, choć wielbiący Mussoliniego. Byłoby też coś po wysoce politycznej perwersji kulinarnej, no i deprawowaniu zwierząt (kotów, bo to przecież bezsporne!).
A kompilującego takie pierdoły, czy też raczej konfabulującego - uznałbyś za rześkiego idiotę. Jako że zejścia w niepowstrzymanym chichocie nie mam najmniejszego powodu ci życzyć, a idiotą nie jestem (tak sądzę) - namawiam do rezygnacji z podobnego "badawczego" warsztatu.
w znajomości historii trockizmu nie mnie z Tobą się równać. Trudno jednak zaprzeczyć, że zwrot "neoconservatism is inverted Trotskyism" funkcjonuje w amerykańskiej debacie publicznej. I to również w pismach jako tako poważnych (Foreign Affairs).
Zdaje się, że chodzi tu głównie o Schachtmanna i jego uczniów. Jednym z nich był ideolog "neokoni", Stephen Schwartz.
Byłbym więc wdzięczny, ze względow czysto poznawczych, gdybyś coś na ten temat wyklarował.
idzie o Polskę, to Kuroń i Modzelewski nie określali się może jako trockiści. Niemniej jednak, w Liście otwartym sporo zrzynali z literatury trockistowskiej.
Znam jeszcze inną ciekawą historię. Jake Kooron otrzymał podobn0 - bodaj od trockistów francuskich - dotacje na rozruch KOR. Wbrew ustaleniom z donatorami, fakt otrzymania tych pieniędzy zataił i, oczywiście, się z nich nie rozliczył.
Rzecz ciekawa: intelektualny mentor Jake`a, Leszek Kołako, był namawiany z poczatkiem lat 60-tych minionego wieku namawiany przez J.Giedroyca do zalożenia międzynarodówki antyradzieckich marksistów". Ściśle biorąc, nie była to inicjatywa trockistowska, ale trockistów by tam na pewno ściągano.
Otóż Kolako - jak pisze Gedroyc - "szedł" na tę inicjatywę, która w końcu nie doszła do skutku. Niewiele lat później, Kołako, po emigeacji na Zachód, objawił się jako fanatyczny prorok zniszczenia "imperium zła" za pomocą m.in. amerykańskich interwencji zbrojnych. Grenadę, Libię, Jugoslawię, Afganistan, Irak napadnięto z błogosławieństwem Kołako.
Czy to nie polski Schachtmann?
Tak w skrócie: Trocki nie miał wpływu na to, kto w 70 lat po jego śmierci będzie jednym z tłumaczy jego tekstów.
to drugorzędne patrząc na to że "List Otwarty" to przykład zastosowania trockizmu do PRL przez polskich działaczy.
A do byłych trockistów neokonów to oprócz Podhoretza wredny przykład to Irving Kristol.
Ale należy też dodać w UE jest też trochę polityków którzy niegdyś odwoływali się do maoizmu:)
krik: "Wszelaki wojtas" chcial zupelnie niesmialo zauwazyc, ze niejaki PMB prowadzacy tu blog otwarcie okresla sie jako trockista, stad moje plotkowanie mozesz sobie porownywac do jakis tam bakow i czegos tam jeszcze. Natomiast o przynaleznosci organizayjnej nikogo z tutejszych forumowiczow nie plotkowalem co mozna sprawdzic, wiec lepiej odwolaj swoje klamstwa.
Natomiast o ile mi wiadomo, trockistami z neokonserwatystow byli np. Kristol ( jego cytat: "I have been a neo-Marxist, a neo-Trotskist, a neo-socialist, a neo-liberal, and finally a neoconservative") , Kirkpatrick. Wspomniany przez ABCD Podhoretz chyba trockista nie byl.
Kuron i Modzelewski trockistami na pewno nie byli, aczkolwiek z ktoras miedzynarodowka utrzymywali kontakty, zas najscislej Michnik za mlodu (zdaniem Kuronia).
PMB: moze zle zrozumialem Twoje cytaty, ale mam rozumiec ze wojna postepowa = bolszewicy napadaja na kogos, wojna imperialistyczna = ktos napada na bolszewikow?
A jego tytuł: "Gdy USA stanie się komunistyczna" brzmi w moich uszch wręcz anielsko. I niczego wykluczyć nie można. Broniarek, który dobrze zna USA, porażony był faktem, że Obama został Prezydentem elektem, co wyznał przed kamerami tvn24 następnego dnia po ogłoszeniu tego faktu. Inni porażeni zostali jeszcze bardziej... Może zaczyna się sprawdzać proroctwo Trockiego? W każdym bądź razie tekst ten potwierdza, że rewolucji październikowej przewodzili wielcy wizjonerzy i humaniści, bo na miano to niewątpliwie zasługują ci, którzy chcieli większej sprawiedliwości nie tylko wobec praw ale przede wszystkim wobec dóbr...
Za odrobinę rzetelności w kwestii Podhoretza, Kuronia i Modzelewskiego.
O przynależności organizacyjnej pisałem w kontekście Kuronia, Modzelewskiego i Szlajfera, a nie PMB, więc nie zrozumieliśmy się.
Tak generalnie, to w imię elementarnej rzetelności nalegam na wskazanie jakiegoś (JAKIEGOKOLWIEK) dowodu na "trockizm" czy to Podhoretza, Kristola, Kuron ia, czy Modzelewskiego. Publicystycznym wypowiedziom dziennikarza w rodzaju "I have been..." etc. dajmy po prostu spokój. Poszukajmy JAKIEGOKOLWIEK DOWODU.
Nie znajdziemy takowego w wypadku wspominanych tutaj postaci. ŻADNEGO. Żadnego, poza... no właśnie! Poza popierdywaniem stalinowskich rajfurów propagandy.
ABCD
Poważnie traktowanie wszelkich politycznych inwektyw funkcjonujących w amerykańskiej debacie publicznej jest niepoważne. Co najmniej.
"Kuroń i Modzelewski nie określali się może jako trockiści. Niemniej jednak, w Liście otwartym sporo zrzynali z literatury trockistowskiej".
Bez "może". Nie uważali się za takowych i byli w tym uczciwi. A z czego mieli "zrzynać"? Z Kołakowskiego :)))
Zresztą, dziś, po upadku ZSRR, w każdym programie każdej lewicowej formacji bez trudu można znaleźć jakieś elementy myśli Trockiego, czy też przypisać takim fragmentom trockistowski rodowód. To dość naturalne, bo Trocki przedstawił najbardziej wówczas dogłębną analizę państwa radzieckiego epoki jego degeneracji i polityczną alternatywę. Można rzecz jasna naśladować Dżilasa i pieprzyć o biurokratyzacji ZSRR powołując się na Webera, udając przy tym, że się Trockiego nie czytało, ale od z górą 20 lat jest to co najmniej niedorzeczne, jeśli nie kompromitujące warsztatowo.
Pomoc dla opozycji w Polsce udzielana była - w tym wypadku przez Sekretariat Zjednoczony - BEZWARUNKOWO. O pokrętnych kombinacjach, zwłaszcza późnego, KOR-u nie chcę się nawet wypowiadać. To temat na dłuższą rozprawę.
Bez wątpienia pierwszej wody intelektualista i przedwojenny "dwójkarz" Giedroyć mógł próbować w taki sposób "zagospodarować" Kołakowskiego, choć nie najlepiej to świadczy o realizmie pierwszego, a dobitnie o koniunkturalizmie drugiego. Nie sądzę, by jakikolwiek trockista był nawet tego świadom, a Kołakowski w tym środowisku nie miał czym zaistnieć. Najoględniej rzecz ujmując.
Porównanie Shachtmana do Kołakowskiego jest o tyle niezręczne, że Shachtman do swego późniejszego oglądu rzeczywistości doszedł na drodze sobie właściwej analizy politycznej, zaś Kołakowski - jak wyżej. Zresztą Shachtman przestał uważać się za trockistę jeszcze za życia Trockiego. Zaczęło się oczywiście od "kapitalizmu państwowego" a skończyło na poparciu dla interwencji w Zatoce Świń i nie tylko. Polityczne starcie Shachtmana z Trockim było nadzwyczaj ostre i zasadnicze - są polskie przekłady tekstów Leosia w tej sprawie. Tak więc wywodzenie od Shachtmana jakowychś współczesnych trockistów jest całkiem bezzasadne, jeśli nie jest celowym fałszem. A przyrównywanie Kołakowskiego do Shachtmana mocno niesprawiedliwe dla Shachtmana, bo ten ostatni był jednak człowiekiem ideowym i nie był najemnym apologetą imperializmu. Sprawa jest nieco bardziej złożona.
W szeregach każdej formacji politycznej pojawiają się renegaci. W wypadku transmigracji na linii lewica-prawica całe ich mnóstwo ma swój rodowód w partiach stalinowskich. Swego czasu była to wręcz jakaś plaga. Sprawa zastanawiająca, że równocześnie ze słownika politycznego "lewicowców" stalinowskiego chowu niemal równocześnie zniknęły dwa słowa - "towarzysz" i "renegat". Nie było to jednak sprawą przypadku, lecz degeneracji tych partii. Zaskakujące, że zjawisko to niemal nie dotyczy formacji trockistowskich, w każdym razie znanych działaczy tych formacji.
Dla odwrócenia uwagi od tego ZJAWISKA, rozmaici pogrobowcy stalinizmu powrócili do pewnych wątków swej dawnej propagandy, a mianowicie oskarżania trockizmu, czy też raczej trockistów o wszelakie aktualnie modne zdrady. A czyniono to na dość prostej zasadzie: jeśli ktoś z jakiejkolwiek partii stalinowskiej objawił się nagle jako piewca antykomunizmu (peany na rzecz kapitalizmu raczej wybaczano), natychmiast przylepiano mu łatkę trockisty. Tak właśnie stało się choćby z Yvesem Montandem, niegdyś członkiem FPK. Gdy zapytano o niego Ziuganowa, ten ponoć odparował, że Montand to stary trockista, co miałoby wszystko wyjaśniać. A że Montandowi nawet nie śniło się być trockistą, to już inna sprawa. Zastrzegam jednak, że relację o rozmowie na ten temat jakiegoś francuskiego dziennikarza z Ziuganowem znam tylko ze słyszenia.
Jednakże dziwnym zbiegiem (choć jest to raczej prawidłowość) nie sposób znaleźć nazwisk znanych i "udokumentowanych" trockistów, którym można byłoby przypisać podobne renegactwo, jakie dotknęło masowo działaczy wszelakich partii stalinowskich na całym świecie. Zakrawa to wręcz na jakieś propagandowe fatum - nie sposób, i już! Sam się dziwię. Szczerze. Bo przylepianie do grona takowych Schachtmana jest lipne z wielu powodów, wnikanie w które nie ma tu sensu.
Dobrą i kształcącą dpowiedzią na często prezentowaną na tym portalu fenomenologię stosowaną opartą na intuicji, zwłaszcza przy określaniu, czy też katalogowaniu rozmaitych sił politycznych byłyby zapewne cztery akapity ze wstępu do krótkiej rozprawki Trockiego "Ich moralność a nasza". Jeśli Redakcja dopuści, pozwolę sobie je zacytować:
"Ulubiona metoda moralizującego filistra polega na identyfikowaniu zachowania się reakcji i rewolucji. W tym wypadku odnosi on jednak sukcesy tylko wówczas, gdy odwołuje się do analogii formalnych. Dla niego carat i bolszewizm są bliźniętami. Sporządza inwentarz wspólnych cech charakterystycznych katolicyzmu (ściślej - jezuityzmu) i bolszewizmu. Hitler i Mussolini, którzy również posługują się tą samą metodą, ujawniają, że liberalizm, demokratyzm i bolszewizm są tylko różnymi formami, w jakich przejawia się jedno i to są zło. Pogląd, że stalinizm i trockizm to "w istocie" jedno i to samo, spotyka się obecnie ze zgodną aprobatą liberałów, demokratów, nabożnych katolików, idealistów, pragmatyków, anarchistów i faszystów. Stalinowcy widocznie tylko dlatego nie mogą przyłączyć się do takiego "frontu ludowego", że przypadkiem sami zajęci są eksterminacją trockistów.
Cechą charakterystyczną tych analogii i podobieństw jest to, że przy ich stosowaniu całkowicie ignoruje się materialne podstawy rozmaitych nurtów, tj. ich klasową naturę i przez to obiektywną rolę dziejową. Zamiast tego za punkt wyjścia przy ocenie i wartościowaniu rozmaitych nurtów przyjmuje się dowolne, powierzchowne i drugorzędne objawy, najczęściej stosunek tych nurtów do jakiejś abstrakcyjnej zasady, która dla danego krytyka ma szczególną wartość zawodową. Odpowiednio więc dla papieża bliźniętami są wolnomularze, darwiniści, marksiści i anarchiści, gdyż wszyscy oni bluźnierczo zaprzeczają niepokalanemu poczęciu. Dla Hitlera bliźniętami są liberalizm i marksizm, bo nie chcą nic słyszeć o „krwi i honorze”. Z kolei dla demokraty bliźniętami są faszyzm i bolszewizm, gdyż nie podporządkowują się powszechnemu prawu wyborczemu itd.
Owe zestawione ze sobą nurty bez wątpienia posiadają kilka cech wspólnych. Sedno rzeczy leży jednak w tym, że rozwój ludzkości bynajmniej nie wyczerpuje się ani w powszechnym prawie wyborczym, ani też we „krwi i honorze”, ani nawet w dogmacie niepokalanego poczęcia. Proces historyczny jest przede wszystkim wyrazem walki klasowej. Ponadto poszczególne klasy w imię rozmaitych celów stosują w pewnych momentach jednakowe środki. Bo inaczej też i być nie może. Walczące ze sobą armie są względem siebie mniej lub bardziej adekwatne; gdyby ich metody walki nie miały cech wspólnych, wojska nie mogłyby zadawać sobie nawzajem ciosów.
Ciemny chłop lub sklepikarz, który nie pojmuje ani przyczyn, ani też sensu walki między proletariatem a burżuazją, gdy odkryje, że trafił między dwa ognie - z jednakową nienawiścią będzie się odnosił do obu walczących obozów. A kimże są ci wszyscy demokratyczni moraliści? Ideologami warstw pośrednich, którzy właśnie trafili między dwa ognie, bądź obawiają się takiego losu. Proroków tego typu cechuje niezrozumienie wielkich ruchów historycznych, stwardniała konserwatywna mentalność, zarozumiała ograniczoność i najprymitywniejsze tchórzostwo polityczne. Moralista nade wszystko pragnie, by historia zostawiła go w spokoju - wraz z jego książkami, czasopisemkami, prenumeratą, zdrowym ludzkim rozsądkiem i moralnymi maksymami. Ale historia nie zostawia go w spokoju. Szturcha go to w lewy, to znów w prawy bok. Jasne jest więc dla niego, że rewolucja i reakcja, carat i bolszewizm, komunizm i faszyzm, stalinizm i trockizm - wszystko to są bliźnięta. Kto ma wątpliwości, niech dotknie guzów zarówno z prawej, jak i lewej strony czaszki moralisty".
jakiego potrzebujesz dowodu na trockistowskie korzenie szeregu neokonserwatystów, skoro samoidentyfikacja Kristola podana przez Wojtasa ci nie wystarcza? Schachtman zaczynał jako trockista (w Marxists’ Internet Archive jest określany jako "major figure in the American Trotskyist movement"), a w jego Workers Party byli Kristol, Wattenberg, Kirkpatrick, Abrams i bodaj Wohlstetter (Schwartz, przyznaję, należał do grupki o orientacji nie trockistowskiej lecz luksemburgistowskiej).
Co chcesz udowodnić? Że trockizm jako jedyny ominęła go plaga renegactwa? OK, możemy stworzyć definicję trockizmu, zgodnie z którą "prawdziwym" trockistą jest tylko człowiek szlachetny i przez całe życie wierny linii Lwa, wtedy problem rzeczywiście przestanie istnieć. :)
Przy okazji: jesteś znawcą dziejów trockizmu - pewnie znasz takie nazwiska jak Walter Dauge czy Rene Binet. A może oni też nie mieli nic wspólnego z trockizmem?
Można oczywiście uciekać się do rozmaitych odmian fenomenologii, o czym już wspomniałem w obszernym cytacie w poprzednim wpisie, ale to dość niecelowe. Niecelowe jest też wdawanie się w pyskówki np. ze Spartakistami, którzy uparcie określają się mianem trockistów, jakby samo takie nazywanie się miało jakąś szczególną wartość - choć akceptują zasadnicze stanowisko Trockiego w rozmaitych kwestiach tylko gdzieś do roku 1933 - zbiegiem dat, choć ze skrajnie odmiennych powodów - podobnie jak Shachtman. I w ogóle chyba nie warto spierać się z kimś, kto koniecznie chce się określać jako trockista. Tego rodzaju dysputy przypominają dociekanie, ile diabłów zmieści się na szpilce, czy coś w tym rodzaju.
Aby tego uniknąć i nie popadać w absurdalne wywody nt. Kristola czy Kirkpatricka, czyli osób które NIGDY NIE ZAISTNIAŁY publicznie jako trockiści (i jest to bezsporne, bo - jak wykażę - nie było to fizycznie możliwe), warto przyjąć jakieś elementarne normy porządkujące.
Trudno zaprzeczyć, że organizacyjnym wyrazem trockizmu stała się IV Międzynarodówka. Z chwilą jej powołania - jeszcze za życia Trockiego - raczej niemądre byłoby uznawanie za trockistów tych, którzy odmawiali przystąpienia do niej oraz tych, którzy zasadniczo nie zgadzali się z konstytuującym ją "Programem przejściowym" i "Zdradzoną rewolucją". Do grona takich osób należy np. Deutscher - i w niczym mu to nie ujmuje. W tym gronie - niejako z drugiej strony - znaleźli się też zwolennicy Shachtmana, którzy w 1940 roku - trzy miesiące przed śmiercią Trockiego - zostali na tej podstawie z międzynarodówki ostatecznie usunięci.
W 1946 roku na II kongresie światowym Czwartej wśród przedstawicieli 22 partii (sekcji) nie było już ani jednego zwolennika Shachtmana. Co zrozumiałe.
Generalnie, właśnie rozłam między zwolennikami Trockiego i Shachtmana ostatecznie konstytuuje z lewej strony zarówno IV Międzynarodówkę w pierwszym okresie jej istnienia, jak i samo pojęcie "trockista". O ile w ogóle termin ten miał i ma dzisiaj sens i mówi coś więcej, niż kryje się pod terminem "rewolucyjny marksista" - zwłaszcza dziś, po ostatecznym upadku stalinizmu, gdy ten doszedł do swego kresu - tak, jak to przewidział, czy też przepowiedział Trocki - i przepoczwarzył się w rozmaite tendencje jawnie kontrrewolucyjne.
Wracając zaś do Kristola i jemu podobnych: przyjmując powyższe elementarne normy porządkujące, nie sposób uznać tych ludzi za trockistów z dwóch powodów. (No, chyba że komuś to do czegoś jest bardzo potrzebne, wtedy wiadomo - potrzeba nie zna prawa, ale i argumentów nie potrzebuje).
Pierwszy to to, że dziś, z perspektywy bez mała stulecia, widzimy że wspomniany zasadniczy, konstytuujący "trockizm" rozłam w istocie objawił się już w roku 1933, a więc przed powstaniem AWP (grudzień 1933).
Drugi to to, że Irving Kristol miał wtedy... 13 lat, Ben J. Wattenberg właśnie w tymże roku dopiero się urodził, Jeane Kirkpatrick miała lat siedem, Norman Podhoretz miał ledwie trzy latka i tylko Albert Wohlstetter, mający wówczas 20 lat mógł teoretycznie otrzeć się wówczas o "trockizm" - tyle że... Shachtmana. Kłopot tylko, że żadne annały tego jakoś nie odnotowały.
Pięć lat później, w chwili powołania do życia Czwartej, kiedy to ów Kristol miał 18 lat, Kirkpatrick lat 12, a Podhoretz całe osiem lat - Shachtman już nawet nie pozwalał nazywać się trockistą i nikt świadomy biegu rzeczy za takiego go nie uważał.
Tak więc, czy snucie tego lipnego wątku ma jakikolwiek sens? Cytowana tu wypowiedź Kristola ""I have been a neo-Marxist, a neo-Trotskist, a neo-socialist, a neo-liberal, and finally a neoconservative" mogłaby mieć sens jedynie wtedy, gdybyśmy wyróżnili pogrubieniem owe pięciokrotne "neo-". I tylko wtedy. Ale to już całkiem inna bajeczka, nie mająca nic wspólnego z marksizmem, trockizmem, czy socjalizmem, co oczywiste.
Natomiast generalnie plaga renegactwa ominęła formacje trockistowskie, jak sądzę, z tej przyczyny, że były one z racji doktryny antystalinowskie, a więc i antyrenegackie. Choć z pewnością i tu znalazłoby się kogoś - tyle że nie z grona luminarzy, to pewne.
W niedzielnym programie Moniki Olejnik Kamiński pochwalił Obamę, że chce "łamać neoliberalny konsensus", że w Polsce też by się to przydało, i że "jeżeli Obama to socjalista, to i ja mogę się nazwać tym mianem".
Można się nad tym pośmiać, ale jest to bardziej sensowne, niż cytowane tu bon moty Kristola. Do tego doszło...
Cytowana tu wypowiedź Kristola w istocie brzmi tak: "Ever since I can remember, I've been a NEO-SOMETHING: a neo-Marxist, a neo-Trotskyist, a neo-liberal, a neo-conservative; in religion a neo-orthodox even while I was a neo-Trotskyist and a neo-Marxist. I'm going to end up a neo-that's all, neo dash nothing."
a co z późniejszą ewolucją trockizmu?
Kto miał więcej podstaw uważać się za spadkobiercę Trockiego?
Pablo, Cliff, Mandel, Grant?
Lambert?
Dociekanie tego rodzaju prawa do spadku nie wydaje mi się poważne. Pablo, Cliff, Lambert, Frank, Mandel, Grant - każdy z nich miał swoje wielkie dni i popełnił swoje nie mniejsze błędy.
Akurat w kulturze tej marksistowskiej tendencji nie ma bałwochwaalstwa i prób ustanawiania nieomylności tego czy owego działacza czy nurtu. Przeciwnie, krytyczne czy nawet satyryczne spojrzenie nie wyklucza nawet Trockiego - wystarczy spojrzeć na rozmaite polityczne komiksy, jak choćby "Trotsky for beginners", "Trotsky and Marxism" Tariqa Ali itp.
Jeśli zaś chodzi o niegdysiejszych zwolenników Shachtmana, to, przyznam, nie do końca rozumiem ewolucję ideową Cliffa, który był onegdaj co prawda na shachtmanowskiej lewicy, ale jednak. Ciekawostką może być to, że żona Trockiego, Siedowa, pod koniec życia również skłaniała się ku uznaniu ZSRR za system "kapitalizmowi państwowego", tyle że powodowana ku temu raczej emocjonalnie, na tej zasadzie, co robotnicy nazywający stalinowską nomenklaturę "czerwoną burżuazją".
A tak statystycznie, to miksowanie neokoni z trockizmem jest pomysłem brunatnego odłamu rosyjskiej stalinowszczyzny, dziś meldującej się często pod portalami w rodzaju "prawyj.ru" itp. 90 procent odwołań w tej sprawie trafia właśnie na takie stronki. Tyle że owi występujący tam mityczni "trockiści" - dokładnie wedle wzorów stalinowskiej propagandy lat wielkiej czystki - służą jedynie do wygenerowania echa: "Żydzi, Żydzi, Żydzi...". Czyli ci, co to podobno rządzą dziś światem i gnębią prawowierną mateczkę Rosję.
ja jestem chłop prosty i myślę topornie. A myślę sobie tak: skoro (A) IV Międzynarodówka była trockistowska i (B) schachtmaniści do tejże należeli (przecież Schachtman był w jej Komitecie Wykonawczym!) to (C) schachtmaniści byli trockistami. To, że później od trockizmu odeszli to zupełnie inna historia (wszak nikt nie twierdzi, że neokonserwatyści są trockistami a tylko, że takie są ich korzenie). Arbitralne manipulowanie datami "kiedy zaczyna się prawdziwy trockizm" to zajęcie bardzo jałowe. Spór z Trockim to też słaby argument - na tej zasadzie Trockiemu trzeba by odmówić miana leninisty. Natomiast twierdzenie, że neoconsi za późno się urodzili, by zostać trockistami jest absurdalne - Ty też nie stałeś się trockistą za życia Trockiego.
Twoja wiara, że trockizm jest wolny od wszelkich przywar może wzruszać ale lista renegatów wywodzących się z ruchu trockistowskiego jest dużo dłuższa: oprócz neokonserwatystów i wymienionych wcześniej nazistowskich kolaborantów ciągnie się ona od Jamesa Burnhama przez Sidneya Hooka i Lyndona LaRouche'a po Lionela Jospina. Przykładu wnuka Trockiego - Davida Axelroda, który należy do rasistowskiej grupy Kachane Chai - nie przytaczam, bo zdaję sobie sprawę, że dziadkowie nie odpowiadają za poglądy wnuków. :)
Przy okazji jeszcze jedno pytanie: a co z POUM? Wszak też była skłócona z Trockim ale jakoś nie zauważyłem, by trockiści się od niej z takim żarem odżegnywali. Wręcz przeciwnie, sprawiają wrażenie zadowolonych, że ta wsławiona wojną hiszpańską partia jest kojarzona z trockizmem.
W myśl podobnego rozumowania można by wymyślić też taki schemat:
jeśli:
(A1) PRL określała się mianem państwa socjalistycznego, a kierownicza w tym państwie PZPR - partii robotniczej,
(A2) Solidarność, przynajmniej w okresie 80-81 była masowym ruchem społecznym o strukturze związku zawodowego i programie samorządowym,
(B) większość czołowych polityków III RP odpowiedzialnych za wdrażanie neoliberalnego kapitalizmu wywodziła się z jednej lub drugiej,
to:
(C) zarówno PRL/PZPR jak i pierwsza "Solidarność" były ruchami prokapitalistycznymi (jeśli nie wprost, to do tego jakimiś tajemnymi ścieżkami "prowadziły"),
a może nawet:
(D) socjalizm we wszystkich swoich przejawach, od nomenklaturowo-zamordystyczno-biurokratycznego do samorządowo-oddolnego toruje drogę kapitalizmowi (lub ew. sam jest jakimś jego przejawem).
Prawda, że wyszedłby z tego (nieuwzględniający procesów historycznych i przenoszenia się ludzi i nawet symboliki czy haseł w bardzo różne machiny i struktury) absurd?
(Nie mówię, że to powyżej to Twój pogląd - ale zbudowany na podobnym schemacie myślowym).
A ja myślę, że po prostu nie chcesz przyjąć dość znanych faktów do wiadomości, bo tak ci wygodniej. Masz do tego prawo, tyle że nie jest to rzetelne i jest właśnie tym, co mnie próbujesz zarzucać - manipulowaniem faktami. Uznawanie noworodka, czy siedmioletniej dziewczynki za trockistkę wystarczająco ośmiesza tego rodzaju zabiegi.
Z kolei matematyczne dowodzenie A = B = C, bo niby jesteś "prosty chłop" zachowaj na wiecowe spektakle, gdzie przedkłada się dodawanie i odejmowanie nad mnożeniem i dzieleniem.
Tam też dobrze zabrzmią imputowanie mi twierdzenia, "że trockizm jest wolny od wszelkich przywar" itp. bzdury. Nic takiego w moich wpisach nie znajdziesz. Razi natomiast stojąca za takimi wtrąceniami bezradna irytacja.
Bo shachtmaniści odeszli od trockizmu nie "później", lecz znacznie wcześniej i do stwierdzenia tego nie trzeba przeprowadzać żadnych badań. To że część z nich na bardzo krótko, w początkowym okresie, znalazła się w Czwartej było wynikiem ówczesnej potrzeby i praktyki politycznej, bo Czwarta była od początku formacją wielonurtową. Np. w odniesieniu do młodzieżówki Trocki zakładał, że trockiści będą w niej stanowili nie więcej, niż 10 procent.
Nie ma sensu, bym dywagował z tobą nad biografią polityczną każdego kolejnego indywidum, które co i raz tu mnożysz. Tak można w nieskończoność. Bo tenże - weźmy pierwszego z brzegu teraz przywołanego przez ciebie - James Burnham - "dziwnym" zbiegiem okoliczności właśnie w 1933 roku związał się z formacją, której przewodził Trocki, lecz znów - właśnie po ostrej polemice z tymże Trockim – w lutym 1940 zerwał z trockizmem, czy też raczej nie rozpoznał się w tym gronie i wrócił do swego właściwego obozu.
Może przyjrzyjmy się temu obozowi. Generalnie geneza neokonserwatyzmu sięga rozpadu tzw. liberalnego konsensusu, wypracowanego po 1945, a poprzedzonego ostrymi sporami właśnie lat 30. pomiędzy lewicowym - tak to nazwijmy - "prokomunistycznym" w tym momencie swoich poszukiwań odłamem liberalizmu amerykańskiego, uznającym państwo radzieckie jedynie za pewien śmiały eksperyment społeczno-gospodarczy (stąd bliskość z Shachtmanem i jego "kapitalizmem państwowym") i ostoję antyfaszyzmu, a odłamem umiarkowanym, zachowującym wiarę w demokrację liberalną oraz kapitalizm zmodyfikowany reformami New Deal. Tak więc wspominani przez ciebie "poszukiwacze" trafili na krótko do obozu "trockizmu" właśnie z racji swoich poszukiwań i błędnych ocen, a nie odwrotnie.
Z kolei sałatki miksowane z La Rouche’a i Jospina przyprawione "renegactwem" zachowaj raczej dla przyjaciół nie skażonych wiedzą, którym takie amatorskie dania odpowiadają, mimo niepojącego, przykrego zapaszku.
No i sprawa ostatnia - źródełka z których spijasz podrzucane to raz po raz "informacje" są, sorry, dość brunatnego zabarwienia, o czym już wspomniałem, a co tobie dziwnie i uparcie "umyka". Tego też zabarwienia stają się twoje wywody. Nie jestem aż tak "prostym chłopem", by tego nie dostrzec, i nie aż tak głupim, by wdawać się z tym w niedorzeczne polemiki. Dodam - polemiki niedopuszczalne dla ludzi odrobinę szanujących się.
krik: Kristol stwierdza w ksiazce "Reflections of a Neoconservative" m.in. ze byl dumny z przynaleznosc do IV Miedzynarodowki. CO mam jeszcze dostarczyc? Zdjecie Kristola z Trockim?
A jak tam z Hookiem? Tez nie byl trockista? ;-)))
Uświadomiłem sobie, że część czytających tę wymianę zdań może być niezorientowana w manipulacjach Angka Leu i nie rorumieć moich sugestii.
Jeden tylko szczegół: w 1990 roku prasę obiegła dość sensacyjna informacja o dokonaniach domniemanego prawnuka Trockiego w Izraelu, o czym Angka Leu tak jakoś "mimochodem" wspomina. "Zapomina" jednakże dodać, że niemal natychmiast prasa zdementowała tę sensację, informując, iż ujęty przez policję David Axelrod nie ma nic wspólnego z Lwem Trockim.
By nie być gołosłownym, cytuję za New York Times:
Correction: November 15, 1990, Saturday, Late Edition - Final
"The man, David Axelrod, is not related to Leon Trotsky. A man with the same name, who is a descendant of Trotsky, was questioned briefly by the police in a case of mistaken identity".
Pozostałe wątpliwej próby sensacje w tym temacie autorstwa Angka Leu są niestety tej samej próby, zaczerpnięte ze wspomnianych "źródełek".
Bądźmy dokładni.
Kristol mówi, że był dumny, iż był członkiem Czwartej w 1940 roku. No i pewnie go pamięć zawodzi albo owa wyobrażalna przynależność do Czwartej miesza mu się z członkostwem w innej organizacji.
Indywidualnego członkostwa w Czwartej wówczas nie było, a żadna amerykańska partia nie należała wtedy formalnie do rzeczonej Czwartej. Takie są fakty. Oczywiście, jeśli koniecznie chcemy wierzyć bardziej Kristolowi, to tym gorzej dla faktów - sprawa wyboru.
Kristol wspomina też, że był na jakimś wiecu - jego zdaniem trockistowskim - gdzie poznał swoją przyszłą żonę. I to też nie bardzo się zgadza - z innych powodów.
Generalnie, warto wczytać się w cytowaną już wypowiedź tegoż Kristola, by zrozumieć jego dość nonszalancki stosunek do wszystkich tych socjalizmów, marksizmów czy trockizmów: "Ever since I can remember, I've been a NEO-SOMETHING: a neo-Marxist, a neo-Trotskyist, a neo-liberal, a neo-conservative; in religion a neo-orthodox even while I was a neo-Trotskyist and a neo-Marxist. I'm going to end up a neo-that's all, neo dash nothing."
Trockiego Kristol mógł widzieć jedynie na okładce "Time", jeśli go to wtedy rzeczywiście interesowało, w co wątpię.
Natomiast całe to gadanie Kristola znakomicie koresponduje z enuncjacjami na jego temat w czarnosecinnych antysemickich publikacjach rosyjskojęzycznych i nie tylko. Obie strony są tu sobie żywotnie potrzebne i w imię tego olewają fakty i plotą androny sięgające nieba.
A o Listonie Hooku pisze Trocki w 1936 - a więc PRZED powstaniem Czwartej: ("Ich moralność i nasza"): "Liston Hook do niedawna cieszył się takim zaufaniem Kominternu, że ten zlecił mu kierownictwo anglojęzycznej propagandy na rzecz republikańskiej Hiszpanii. Naturalnie nie przeszkodziło mu to, kiedy zrezygnował z tego stanowiska, równocześnie zrezygnować z marksistowskiego ABC".
http://www.marxists.org/polski/trocki/1936/02/moralnosc.htm
W 1939 r. w "Drobnomieszczańskiej opozycji w Robotniczej Partii Socjalistycznej Stanów Zjednoczonych (SWP)": "Shachtman pozbawił się możliwości wykazania, czemu Eastman, Hook i wielu innych zaczynało od filozoficznej walki przeciwko dialektyce, a skończyli polityczną walką przeciwko socjalistycznej rewolucji. Tymczasem w tym właśnie tkwi sedno rzeczy".
http://www.marxists.org/polski/trocki/1939/1512swp.htm
Przy okazji - raczej cyrkowej wyobraźni wymaga twierdzenie, że Trocki osobników walczących z socjalistyczną rewolucją może uważać za swoich współbojowników, "trockistów". A o tym chyba to mowa, prawda?
Ale możemy olać fakty i np. twierdzić, że szef kampanii wyborczej Obamy David Axelrod jest prawnukiem Trockiego :)))
Wolna wola.
...Przez blisko pół wieku w całej Europie środkowowschodniej i dalej, aż po krańce Syberii i Dalekiego Wschodu we wszystkich publikacjach uparcie twierdzono, że Trocki został zamordowany przez innego "trockistę" - Ramona Mercadera.
Od blisko 20 lat możemy już przeczytać prawdę - że Mercader żadnym tam trockistą nie był, był natomiast agentem GPU i jako taki wszedł w otoczenie Trockiego.
Ale w internecie nadal znajdziesz setki wpisów twierdzących tak, jak dawno temu nakazał wujek Stalin.
Natrafiając na nie - nie dajmy się zwariować.
ta dyskusja nie ma sensu. Tak bardzo się denerwujesz, że potwierdzasz moje zdanie: "James Burnham /.../ właśnie w 1933 roku związał się z formacją, której przewodził Trocki, lecz znów - właśnie po ostrej polemice z tymże Trockim; w lutym 1940 zerwał z trockizmem". A o czym ja innym pisałem?
Co do źródeł: zawsze myślałem, że fakty dzielą się na prawdziwe i nieprawdziwe a nie na czerpane z właściwych i niewłaściwych źródeł. Muszę cię jednak zmartwić: tym "brunatnym źródełkiem" w odniesieniu do schachtmanistów jest m.in. Wikipedia i to anglojęzyczna (prawdę mówiąc bardzo słabo czytam po rosyjsku). :) To samo tyczy Bineta. O Daugem można znaleźć na Marxist.org (czy to "brunatny odłam rosyjskiej stalinowszczyzny"?). Dla odmiany informacje o LaRouche'u pochodzą z... antyfaszystowskiej (!) strony Public Eye. Tim Wohlforth napisał tam: "I met Lyndon LaRouche Jr. when we were both members of the Socialist Workers Party (SWP), the main Trotskyist group in the U.S.". Każdy może sobie sprawdzić.
Mogę się przyznać tylko co do gafy z Axelrodem. Opierałem się na informacji zamieszczonej w "New York Times" (November 10, 1990), gdzie stało: "Two of the suspects, David Cohen and David Axelrod, were released on bail after turning over their guns. Nearly all Jewish settlers carry automatic rifles. Mr. Axelrod, an immigrant from the Soviet Union, is Leon Trotsky's great-grandson." Ale, jak rozumię, NYT to też czarnosecinne źródło ;).
Tak czy owak: EOT.
PS. Szukałem przywoływanego przez ciebie portalu "prawyj.ru" i nic takiego nie znalazłem.
Nie rób już z siebie jednej wielkiej gafy.
Parę godzin cierpliwie i bez wmawianych mi "nerwów" czekałem, aż sam zechcesz sprostować wprowadzone tu ŚWIADOMIE ewidentne kłamstwo. Miałeś szansę.
Okazałeś się wyjątkowo nierzetelnym dyskutantem - najdelikatniej rzecz ujmując.
A może taka hipoteza robocza: niektórych zwabiło na neomarksistowską, rewolucyjną lewicę taka wykoślawiona świadomość własnej roli awangardy, elitaryzm szukający ujścia najpierw w niewielkich grupach radykalnie socjalistycznych, a po niespełnieniu WŁASNYCH nadziei na potraktowanie ich jako katapulty - do neoliberałów lub neokonserwatyzmu.
Bo przecież metody wychowawcze Aino(w)ruk, praktykowane w drużynie walterowców nie miały nic socjalistycznego ani egalitarnego - wręcz przeciwnie, były szkołą tresury elitarnych wodzusiów, przystosowanych jednocześnie do posłuszeństwa swoim guru - cechy idealne do zastosowania przy instalowaniu porządku późnego, masowego kapitalizmu w Polsce.
sorewicz, ale we wspomnianych przez Ciebie drużynach harcerskich nie było sprawności indywidualnych, a tylko zespołowe.
Ot, kolektywizm.
Nie wiem, czy dobrze cię rozumiem, ale chyba coś w tym jest.
Jeśli chodzi o "List..." Kuronia-Modzelewskiego - choć może to być głęboko krzywdzące, niesprawiedliwe - w motywacji autorów mogło być coś z roszczenia sobie praw szczególnych, jak w wypadku królewskiej córy Antygony.
Zabawne, i w tym wypadku - jeśli przeszło się w jakiejś mierze na pozycje "kapitalizmu państwowego", a nomenklatura funkcjonuje tam jako "klasa" - dalsza ewolucja jest jakby zdeterminowana. No, wyjątkiem jest wspomniany już Cliff, którego politycznej ewolucji, jak pisałem, nie rozumem. Ale ta konstrukcja "kapitalizmu państwowego" w większości wypadków jest jak ów mostek przechodni, po którym można przejść na lewo, lub - na prawo.
Jakoś niedołężnie szukałeś i chyba raczej na stronce zbyt daleko zaKORZENIOnej od http://www.pravaya.ru/
Krik: to właśnie chciałem powiedzieć. Co do Angka Leu - niezależnie od uprawianych przez niego tutaj skrótów myślowych nie sądzę, aby miał jakieś poważnie negatywne intencje (poza prowokowaniem dla draki).
ABCD: ale była też zbiorowa odpowiedzialność, co jest właśnie znakomitą tresurą potencjalnych zamordystów - czyli właśnie hodowaniem (na infantylnej wersji kolektywizmu) skrajnie indywidualistycznych "panów".
Kibuce i PPS-owskie spółdzielnie też były kolektywne, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie uważa ich za twory totalitarne.
szczerze mówiąc, jest mi obojętne, jaki kolektywista - powołujący się na jedynie słuszne idee czy to Marksa, czy to Engelsa, czy to Lenina, czy to Trockiego, czy to Mao, czy to Pol Pota - utnie mi głowę.
"Indywidualnego członkostwa w Czwartej wówczas nie było, a żadna amerykańska partia nie należała wtedy formalnie do rzeczonej Czwartej."
Innymi slowy w calych Stanach nie bylo wowczas ANI JEDNEGO trockisty? ;-)
No niezle, "ustanowiles" ciaglosc miedzy Marksem a Pol Potem - innymi slowy, sam (mentalnie) obciales sobie glowe.
Twoje wnioskowanie jest błędne, bo oparte na tejże wiedzy, jaką ma Kristol. A diabeł - tkwi w szczegółach. W tym wypadku pochylamy się nad stwierdzeniem Kristola, że w 1940 roku był dumny z przynależności do IV Międzynarodówki, a nie że był "trockistą". W tym właśnie jest pies pogrzebany - Kristol nawet nie zna wspomnianych już subtelności. Nie miał i nie ma o nich pojęcia.
Żeby nie bić w nieskończoność piany: rozmaite publikacje aż roją się od tego rodzaju bzdur. Tyle że rzetelni historycy tego rodzaju enuncjacjom nadają całkiem inny wymiar i znaczenie.
Swego czasu Witos otrzymał od kogoś nader poważnego list, w którym ten informował go, że w jakimś tam powiecie, koło jakiejś miejscowości już 40 tysięcy chłopa stoi w lesie pod bronią. Po latach, informacja ta czas jakiś funkcjonowała w publicystyce, aż w końcu ktoś sprawdził i ujawnił, że we wskazanej miejscowości są jedynie niewielkie zagajniki, a i cała miejscowa ludność wraz z niemowlętami nie przekracza 1/3 podanej liczby. Informacja okazała się totalną bzdurą, co późniejsze badania w pełni potwierdziły. Ale Witosowi - a był to człowiek niegłupi - było to w tym momencie tak żywotnie potrzebne, że zwariował i uwierzył.
Generalnie, to, co ktoś o sobie mówi, czy pisze - zwłaszcza gdy dotyczy to odległej przeszłości - jest niestety głównie wyrazem potrzeb czy fantazji piszącego w danym momencie. Stąd też każdy adept muzy Klio jest mocno uczulany i stosownie warsztatowo uzbrajany na potrzeby analizy wszelkiej historycznej epiki epistolarnej, czy okazjonalnych wspominkowych pogaduszek.
Że wspomnę Wałęsię, który "obalił komunę", przełaził przez ogrodzenie (choć brama była otwarta), cudowne rozmnożenie legionistów w międzywojniu, a i w ostatnim dziesięcioleciu fantastyczny wzrost liczebny bojowników z komuną (można się tylko zastanawiać, kto był po drugiej stronie - tylko przebrani Ruscy plus kilku generałów i ich ochrona?).
Wracając do Kristola. Nonszalancja, z jaką odnosi się do wszelkich "izmów", wyrażona w cytowanej już dwukrotnie wypowiedzi wiele wyjaśnia. Wyznaje w niej, że był jednocześnie ortodoksyjnym religiantem i marksistą-trockistą. W obu wypadkach "neo", innymi słowy "swego rodzaju", czy też "czymś w rodzaju". Otóż elementarny rozsądek podpowiada, że są to rzeczy wykluczające się, czyż nie?
Z drugiej strony, Kristol był od zarania człowiekiem zawodowo i chorobliwie piszącym. A nie można znaleźć nie tylko artykulu, ale nawet najskromniejszej notatki podpisanej przezeń, a zamieszczonej w jakimkolwiek trockistowskim pisemku. Coś takiego po prostu nie istnieje. Więcej - nigdy nawet nie wykazał się jakąś wiedzą o istnieniu takowych czasopism.
W latach 60. tu i tam pojawiały się prasowe wtręty, że Mao jest trockistą. Mówiono o tym nawet w otoczeniu Chruszczowa. Więcej, gdzieś tam spotkałem się z relacją, że tenże Mao w którymś momencie ponoć coś takiego potwierdził. Trockistą nazywano też bardzo często Tito. Gdy to się nasiliło, za sprawą Tegoż Tito w Jugosławii natychmiast wydano wszystkie dzieła Trockiego, co było jakoby koronnym dowodem, że Tito był trockistą. I znów - spotkałem się z relacjami, że sam Tito tak o sobie parokrotnie się wypowiedział. Nie wątpię, że jeśli tak było - miał w tym swój złośliwy cel. W końcu nawet Dolores Ibaruri na zaicznym procesie zeznawała, że Tito był agentem brytyjskiego wywiadu, czy też chińskiego cesarza...
Po śmierci Mandela, na pierwszej stronie kubańskiej "Granmy" pojawił się obszerny nekrolog, co natychmiast posłużyło jako dowód, że sam Kastro jest "kryptotrockistą".
To samo mówiono o Guevarze, bo dokąd przebywał na Kubie - za jego sprawą - tamtejsi trockiści nie byli represjonowani. I jest to prawdą, ale Che trockistą nie był. Już prędzej nieświadomym maoistą.
No i Chavez, cytuję: "Też jestem trockistą! Opowiadam się za kierunkiem Trockiego, za permanentną rewolucją!".
Oczywiście, tego rodzaju oświadczenia można uszanować - ale tylko w sensie publicystycznym. Ale u młodego Kristola nie sposób znaleźć nawet śladów postawy Mao, Tito, Guevary, czy choćby wypowiedzi w rodzaju Chaveza. Można znaleźć jedynie znacznie późniejsze 2-3 dość nonszalanckie ogólnikowe wspominkowe wypowiedzi, które mogą zwracać nań uwagę kontestującej amerykańskiej młodzieży. I o to mu pewnie chodziło.
Wszelkiego autoramentu poststalinowski antysemicki żywioł przeżuwa te 2-3 cytaty co dnia, znajdując w tym potwierdzenie "trockistowsko-syjonistycznego spisku" i zarazem... słuszności stalinowskich argumentów czasu "wielkiej czystki".
Tak się składa, że rozmaitym Kristolom BARDZO to odpowiada, stąd też chętnie prowokują w tym kierunku te czarnosecinne środowiska. Co im to szkodzi? Same zyski.
Dla mnie jest sprawą piątorzędną kto i jak sam siebie określa - zdecydowanie ważniejsze jest to, co robi. W tym jednak wypadku wpisywanie wszelakich Kristolów czy Podhoretzów do grona trockistów służy dość podłej propagandzie dwóch światowych formacji politycznych, stanowiących dwie strony tego samego medalu. I zarazem nie służy politycznemu rozprawieniu się z nimi.
I tylko dlatego zabieram w tej sprawie głos.
P.S. Peasly, sławetny protestancki duchowny z Belfastu zwykł był często powtarzać, że Jan Paweł II "chodzi w czerwonych skarpetkach". Niejednokrotnie nazywał go też komunistą, a nawet przywódcą tajnej komunistycznej międzynarodówki.
Dziś podobne bzdury wygaduje się i wypisuje o Obamie. Co więcej, miliony ludzi w to wierzą. Bo chcą, bo jest im to do czegoś żywotnie potrzebne. Nad tymi "potrzebami" można się pochylać. Na weryfikowanie głoszonych tego rodzaju "prawd" - szkoda czasu i atłasu.
Zapomniałem wyjaśnić, czemu wypowiedź Kristola o jego "dumie" z przynależności do Czwartej w 1940 roku dowodzi, że nie miał nawet znajomych w środowisku amerykańskich trockistów.
Otóż nawet amerykańscy katolicy formalnie nie należą do kościoła rzymskokatolickiego. Zabrania tego amerykańskie prawo.
O ile jednak tamtejszym katolikom nic, czy prawie nic za deklarowane podporządkowanie się zwierzchności Rzymu nie groziło, w wypadku amerykańskich trockistów było całkiem inaczej.
Teraz już wiemy o co chodzi. A Kristola pozostawmy w nieświadomości.
To było a propos przedwojennego PPS-u czy kibuców? Komu tam niby "ścinano głowy"?
Natomiast owszem, głowy ścinały ludziom rządy po 1989 r. z Meino(w)ruk w składzie, podobnie jak i rządzona przez jednego z jego uczniów "Gazeta". Ale co to miało wspólnego z kolektywizmem?
No zaimponowałeś mi na maksa tą swoją chamską pseudoripostą. "Jednokomorkowa małpa" to wyrafinowanie na poziomie "ty głupi brzydalu" :). A jakich ja twoich idoli obraziłem? Trockistów? Neokonserwatystów? :) Kto wczyta się w temat, prześledzi historię ruchu neocons, ten zobaczy gdzie są źródła. Macherzy tworzą na swój użytek ideologię, "pożyteczni" fascynują się samą ideologią i pitolą godzinami prowadząc "dyksurs". Tak jak neonons nie ma związku z demokracją i konserwatyzmem, tak trockizm nie miał zwiazku z budową komunistycznego raju. Trocki chciał zdobyć Amerykę i ją zdobył. Czy sie tobie to podoba czy nie, umyslowa antyloppo. HOWGH.
to przecież i ekspansja młodego ZSRR. Imperium budowali jak nic.
Ja tam nie mam zaufania do metnych ideologii promowanych nie_wiedzieć_czemu w militranie obiecujących krajach.
"trockiści byli nie tylko biologicznymi rodzicami neokonserwatystów. Można zauważyć też pewną ciągłość ideologiczną między trockistowską ideą "eksportu rewolucji" a neokonserwatywną koncepcją "demokratycznego imperializmu".
Ja bym dodał też "permamentną wojnę z terrorem" jako substytut "permanentnej rewolucji".
A co do biologii, to trzeba zaznaczyć, że pula biologicznych genów uległa oczywiście modyfikacji. Część doszła, np. wśród nawróconych zdarzaja się amerykańscy Japończycy...Watpię, żeby działali we wczesnym ZSRR :).
I na koniec generalnie. Lubię dysksuję lewicową, tzn.: prawa lokatorów, związki zawodowe - taką jaką promuje np. "Obywatel". Lubię też "antyimperializm", "pacyfizm" - jakoś geopolityka mnie kręci i np. więcej poczytam o Chavezie ze wzgledu na zgrzyt z korporacjami z USA niz ze względu na politykę socjalną Chaveza. Nie chodzi o ważność tematu, ale prozaiczna ciekawość... Natomiast nie rozumiem teoretycznych jazd z Marskem, Trockim i tonami łuconych książek. Ja prosty człowiek jestem. Teoria to dla mnie np. podrecznik do ekonometrii, makroekonomii. Polityka jest na tyle prosta, ze nie trzeba jej ubierać w napuszone teorie. Wysatrczy znać historię, orientować się w świecie i wyciągać wnioski, by poprawiać świat lewicowymi sposobami. Np. w jednym wątku zauważyłem, że czarni mają śłabsze możliwości intelektulane i zaproponowałem skoncentrowanie się na poprawie ich edukacji. Propozycja wynikała z naiwnej chęci poprawiania na lewicowo, ale widocznie nie spodobała sie ceznorowi, który prowadzi "antyrastowksi dyskurs", a los czarnych ma gdzieś. Czasem wśród tych zawodowych dyskursowców czuję się obco.