Dlaczego nauczyciele powinni mieć prawo do wcześniejszych emerytur? Badania nie potwierdzają tezy, iż są oni poddani większemu stresowi i częściej ulegają chorobom zawodowym od pracowników, którzy nie mogą liczyć na wcześniejsze emerytury. Dlaczego rówieśnicy Szymona Martysa mają dostawać w przyszłości groszowe emerytury, żeby obecni 50-latkowie zachowali swoje przywileje?
Może pójdź jeszcze raz do szkoły.
Wydaje mi się, że prawo do wcześniejszych emerytur winni mieć tylko urzędnicy samorządowi. Czyż nie tak?
w skrócie, bo szkoda słów:
1) kiepsko zarabiają (na ogół np. znacznie gorzej od kultowych na tym portalu pielęgniarek - z całym szacunkiem dla ich ciężkiej pracy),
2) to praca z gatunku "misyjnych", o olbrzymiej wartości dla jakości życia społeczeństwa jako całości,
3) znam badania twierdzące co innego o pracy nauczycieli - właśnie jako pracy wywołującej psychiczne "zużycie" w stopniu porównywalnym do adekwatnego wysiłku fizycznego w zawodach związanych z ciężką pracą fizyczną,
4) patrz - ustalenia dot. pomostówek z okresu wprowadzania reform łoBuzka. Likwidacja prawa nauczycieli do pomostówek będzie przyznaniem, że państwo po prostu okłamało nauczycieli wstępujących od tego czasu do zawodu.
Jestem przeciwnikiem prawa do wcześniejszych emerytur, z zachowaniem nielicznych wyjątków.
a tymczasem Agata Sochaczewska vel "damianek"/"gula w gardle"/"dziura w desce" została, obok Kazimiery Szczuki, Magdaleny Środy, Manueli Gretkowskiej, Kingi Dunin czy Katarzyny Bratkowskiej, wybrana jedną ze 100 najbardziej aktywnych i przedsiębiorczych kobiet województwa mazowieckiego według pisma dla Pań "Lady's Club".
"Dziurę w desce" wybrała Kapituła Listy 100 Kobiet - w skład której wchodzi Międzynarodowe Forum Kobiet przy Kolegium Gospodarki Światowej SGH, portal Kobiety.pl, Feminoteka, Niebieska Linia, Soroptymistki, Centrum Kobiet, Fundacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz Porozumienie Kobiet 8 Marca, spośród kandydatek najbardziej aktywnych na niwie działalności społecznej w naszym województwie.
Portalowemu "damiankowi" gratulujemy!
http://www.polskidomkreacji.pl/ index.php?option=com_content&task=view&id=63&Itemid=57
(usunąć spację)
nagłaśniania postulatów swojej branży przez nauczycieli?
Zasłyszałem dziś rozmowę zwykłych ludzi, ktorzy oburzali się na długie urlopy i krotki tydzień pracy w zawodzie nauczycielskim.
Chyba znamy skrajnie odmienne wyniki badań. Jutro odpiszę dlaczego 64 letnia przedszkolanka może mieć kłopoty z trzylatkami, a 62 letni dziadzio z młodzieżą gimnazjalną.
chętnie poznam wyniki tych badań i ich metodologię. Jeszcze bardziej interesuje mnie to, czy uwzględniono w nich fakt nie tylko ewentualnego większego stresu i "zużycia" nauczycieli, ale także znacznie dłuższy przysługujący im okres "regeneracji" (wakacje, ferie, wolne między świętami itd.), nieporównywalny z żadnym znanym mi zawodem, a także tygodniową ilość godzin pracy różnych grup zawodowych.
wydała oświadczenie w/s M. Szyszkowskiej, o którym głośno na innych portalach. A tu cisza. Dlaczego?
jesteś przeciwny emeryturom pomostowym?!
Moim zdaniem "lewica społeczna" polega właśnie na obronie praw socjalnych pracowników (oczywiście nie tylko nauczycieli) wobec ofensywy neoliberalizmu.
Na czym polega wiarygodność sam wiesz dobrze.
A jeśli chodzi o metodologię to zachęcam do autopsji.
nie mam ich w tej chwili pod ręką, ale szczerze mówiąc dla mnie już punkt drugi i czwarty są argumentem wystarczającym. Nie mam zresztą nic przeciwko emeryturom pomostowym dla innych grup zawodowych. Co to za "egalitaryzm", który polegać miałby na odbieraniu wszystkim uprawnień?
nie słyszałem.
Prawdziwym problemem jest teraz kwestia podwyżek wynagrodzeń dla sędziów, którą obiecał Ćwiakalski, a teraz coś kombinuje.
Prawdziwym skandalem w demokratycznym państwie prawa jest to, że nie ma równowagi pomiędzy władzami i poseł z senatorem zarabiają 10 tys. miesięcznie a sędzią 40% tej kwoty.
Szczerze współczuję Pani Agacie znalezienie się obok Kazi Szczukówny, Magdaleny "Quasi-filozof" Środy i Manueli "Przeoryszy" Gretkowskiej.
To tak, jakby politykowi gratulować tego, że został wyróżniony w jednym szeregu obok Niesiołowskiego i Palikota.
no to do dzieła - broń z kolegami i koleżankami z pracy praw socjalnych. Ale nie swoich, bo to żadna sztuka, ale dla wszystkich. Prawa to są wtedy, gdy obowiązują powszechnie. A póki co to te "prawa socjalne" dotyczą wybrańców, którzy nawet nie za bardzo potrafią uzasadnić, co oni takiego szczególnie ciężkiego robią w porównaniu z wieloma innymi grupami zawodowymi.
proszę bardzo: czekam na akcję protestacyjną nauczycieli z żądaniem emerytur pomostowych i 2 miesięcy urlopu dla wszystkich grup zawodowych. Wtedy będzie to miało logiczny sens oraz zaświadczy o solidarności i wspólnym froncie.
Wybacz, ale argumenty o ciężkiej pracy nie robią na mnie wrażenia - pracuję przynajmniej 50 godzin tygodniowo (mowa o jednym etacie, nie o łapaniu 7 fuch za ogon), mam może z 3 tygodnie urlopu, będę harował przynajmniej do 65. roku życia (jeśli nie podwyższą wieku emerytalnego dla takich mało istotnych społecznie zawodów jak mój), kokosów też nie zarabiam. Oczywiście można zapytać, czemu nie zostałem nauczycielem, skoro mają tak "dobrze". Po pierwsze, nie uważam, że mają aż tak dobrze, ale widzę, że inne grupy zawodowe nie mają wcale lepiej. Po drugie - równie dobrze można zapytać, czemu Angka Leu nie został górnikiem, a ty - policjantem.
Dla mnie lewicowość to równość - nie elitaryzm i nie przywileje. Oczywiście nie chodzi o równanie w dół, lecz w górę, ale właśnie dlatego pytam, czy nauczyciele, oczekując solidarności i poparcia swoich postulatów, sami popierają "pomostówki" dla grup zawodowych nieobjętych dziś nimi.
Angka Leu - Nie muszę być górnikiem, żeby wiedzieć, iż trud górnika jest większy niż mój trud, a zatem że jemu pomostówki są niezbędne, mnie zaś - nie. Ale jakoś nie widzę, by trud wuefisty był daleko większy niż moje obciążenie pracą i stresem zawodowym.
Michał - z argumentem o niskich zarobkach nauczycieli się w zupełności zgadzam. Ale to jest argument za podwyższaniem pensji nauczycieli, a nie za wysyłaniem ich na emeryturę. W każdym razie postulaty płacowe nauczycieli chętnie poprę.
"Dla mnie lewicowość to równość - nie elitaryzm i nie przywileje. Oczywiście nie chodzi o równanie w dół, lecz w górę, ale właśnie dlatego pytam, czy nauczyciele, oczekując solidarności i poparcia swoich postulatów, sami popierają "pomostówki" dla grup zawodowych nieobjętych dziś nimi."
Od siebie dodam: zamiast bronić przywilejów wybranych grup zawodowych, pomyślcie czasem czy nie ma wśród was ludzi potrzebujących pomocy, bez pracy i bez perspektyw, o których nikt nie walczy i nikt nie pamięta. Nie robią spektakularnych akcji w stylu Sierpnia 80, więc żaden lewicowiec się nimi nie interesuje. Tacy ludzie są wśród was - na osiedlu czy w redakcji. Może mniej bujania w obłokach w stylu "na barykady ludu pracujący miast i wsi!", a więcej zwyczajnej empatii i pomocy dla ludzi wokół nas.
Protestów nie organizuje przecież (którakolwiek) polityczna lewica, tylko związki zawodowe, które z definicji zajmują się obroną interesów poszczególnych grup pracowniczych. Mógłbym odbijać piłeczkę w nieskończoność i np. zapytać, kto Tobie broni założyć/wesprzeć adekwatny związek zawodowy i w jego ramach walczyć o interes Twojej grupy, ale taka erystyczna dziecinada prowadziłaby na manowce.
Jedno jest pewne: związkowe protesty NIE SĄ niczym rewolucyjnym, tylko ruchem na rzecz obrony świadczeń poszczególnych grup społecznych. Ani nie mają nic wspólnego ze zmianą systemu, ani nawet obaleniem tego rządu (na co ich polityczne zaplecze nie ma obecnie siły). Nie mam co do tego żadnych wątpliwości, w przeciwieństwie do - być może - niektórych użytkownika tego portalu.
Nadal jednak uważam, że lepiej, aby pewne grupy zawodowe uratowały się przed równaniem w dół.
Dla mnie pojęcie interesu społecznego jest czymś tak samo zrozumiałym jak np. dobro wspólne, strategiczne interesy gospodarcze czy jakość życia. I tak np. uważam, że w interesie całego społeczeństwa jest wspieranie i dbanie o jakość zarówno publicznej edukacji na każdym jej poziomie, jak i np. tych branż przemysłu, które mają lub w dający się wykazać sposób mogą mieć znaczenie strategiczne. Nie leżą natomiast w tym interesie plastikowe pseudoinwestycje, zagarnianie przestrzeni miejskiej pod multipleksy, "Inwazje Mocy" czy miejsca pracy w gastronomii w stylu "malbuff".
Równość rozumiana jako literalnie równe wysokości wypłat świadczeń emerytalnych na wszystkich stanowiskach i we wszystkich sektorach byłaby absurdem. Takim samym absurdem byłby np. "równościowy" podatek liniowy albo - jeszcze lepiej - zniesienie wszystkich zniżek (przywilejów!) dla wszystkich grup za przejazdy koleją.
Rozumiem, że modelem docelowym jest 50-letni emeryt i składający się na jego emeryturę pracujący 10-latek?
No chyba, że pieniądze na emerytury pomostowe po prostu się dod drukuje, jak postulował onegdaj Lepper.
i od jego otoczenia.
Czy nauczyciele zarabiają mało? Różnie to jest, zapewne. Zależy z kim porównywać. Ale mnie jako obywatela bardziej interesują problemy szkolnictwa (nie nauczycieli jako grupy zawodowej) i jego efektywność jako systemu. To samo dotyczy biadolenia Sumienia nt. niskich płac sędziów. Funkcjonowanie sądownictwa pozostawia zapewne wiele do życzenia, ale z tego jeszcze nie wynika czy podwyżki trzeba dawać sędziom, czy np. urzędnikom sądowym czy pracującym w sądownictwie informatykom. A może lepiej za te pieniądze porządnie skomputeryzować sądy?
aspekt polityczny całej sprawy, nad którym warto się zastanowić. Merdia, tj. ich amerykańscy i niemieccy multibiznesowi właściciele nawołują Donka do twardego rozprawienia się z "roszczeniowymi związkowcami". Rząd jest w kijowej sytuacji: nie może narazić się sponsorom swoich ubiegłorocznych reklam, ale musi utrzymać nastroje względnego spokoju społecznego, żeby rozłożona w czasie rozkradzież polskiej sfery publicznej mogła odbywać się po cichu. Co prawda pozostawienie projektów rządowych bez zmian i wymuszenie na Kaczorach ich albo zawetowanie (pomostówki stracą wszyscy) albo podpisanie w takiej wersji (Kaczka naraziłaby się związkowcom) byłoby dla Platfusów też korzystne, ale na krótką metę, bo mogłyby zostać wykorzystane przez główny nurt opozycji.
Zmiany na korzyść jednej grupy, np. nauczycieli, uśmierzyłyby na pewien czas przynajmniej część protestów, prezio podpisałby być może pomostówki w wariancie odpowiadającym związkom nauczycielskim (choćby po to, by uniknąć negatywnego medialnego wizerunku pt. "premier się stara, ale zawistny Kaczor wszystko wetuje"). Jednak pogorszy to z kolei medialny wizerunek rządu, który "ugiął się pod związkowymi pokrzykiwaniami". Wtedy albo rząd będzie musiał rzucić jakoś ochłap, albo z kolei zrobić jakiś szybki ruch pod media i biznes, co z kolei wykorzystają jego przeciwnicy.
Wydaje mi się, że w tej chwili najgorsze, co może spotkać Polskę, to propagandowe zwycięstwa rządu i poprawianie jego wizerunku, gdyż to pomogłoby mu w medialnym sprzedawaniu prywatyzacji i innych zabójczych dla wszystkich pomysłów. W sytuacji, w której polityczna lewica jest mizerna a główne nurty opozycji pozbawione zupełnie politycznych pomysłów poza taktycznymi gierkami, w naszym interesie jest destabilizacja. Stabilizacja w PO-lsce oznaczałaby milczące przyzwolenie na totalne rozgrabienie tego, co jeszcze do potencjalnego zagrabienia zostało.
Zgadzam się natomiast z tym, co się z Twoich postów w tym wątku przeziera - lewica powinna przegrupować się (także programowo) i proponować fundamentalne zmiany systemowe a nie tylko mechanicznie "popierać protesty pracownicze". Tylko, że akurat nauczyciele są moim zdaniem kiepsko dobranymi chłopcami (raczej dziewczynkami?) do bicia.
Dlatego sensowny wydał mi się zaprezentowany w linkowanym tutaj wywiadzie telewizyjnym z Ikonowiczem i opisany przez J. Niemca projekt skrócenia czasu pracy w zamian za rezygnację z wielu dotychczasowych rozwiązań systemu emerytalnego.
Nikt nie broni Tobie ani komukolwiek innemu prowadzenia pomocowej działalności charytatywnej. W Polsce jest od cholery NGO'sów, które skądinąd wykonują często pożyteczną działalność. Nie wmawiają jednak swoim donatorom, że są lewicową organizacją polityczną. Skoro oni te płaszczyzny odróżniają, czemu Ty nie możesz?
Chyba, że chodzi Ci o takie komputery, które będa orzekały zamiast żywych ludzi.
O trójpodziale władzy pewnie kiedyś Cię uczono, więc może odniesiesz się do faktu, że przedstawiciel władzy ustawodawczej zarabia 10 tys. a przedstawiciel władzy sądowniczej 4 tys.?
Jestem niezmiernie ciekaw, jak człowiek bez żadnych poglądów, za jakiego na tym forum uchodzisz, odniesie się do mojego pytania.
Postulaty płacowe w sektorze publicznym są niebezpieczne z tego względu, że łatwo mogą zostać wykorzystane przez platformerską żulernię ("w budżetówce płace są za niskie, ale sprywatyzujmy, to będzie jak w elitarnych koledżach, które widzieliśmy na Zachodzie"). Na poziomie matriksu to niestety może zadziałać (casus Białego Miasteczka powinien stanowić memento).
Natomiast passus o wuefiście to już, przepraszam, ale niestety muszę to powiedzieć - naprawdę demagogia. To akurat ta podgrupa wśród nauczycieli, której praca ma wymiar naprawdę fizycznego wysiłku (przecież wszystkie ćwiczenia, przewroty w przód i w tył, biegi - także długodystansowe - musi on osobiście prowadzić, pokazywać, jak się to ćwiczenie wykonuje etc.). Tak przynajmniej wygląda praca wuefistów w szkołach od podstawówek do ogólniaków. Co na uczelniach wyższych, ale innych niż AWF - tam rzeczywiście często nic nie robią, poza odhaczeniem w dzienniku (nieraz fikcyjnej) obecności. To jednak zjawisko marginesowe na tle przedmiotu tej dyskusji.
kurczowe trzymanie się idei "równości" rzeczywiście jest absurdem. Tyle, że odejście od "równości" w podatkach, czyli odrzucenie liniowca, jest uzasadnione merytorycznie - bogaci płacą więcej, bo więcej zarabiają. Zniżki dla studentów i uczniów też są w pełni uzasadnione merytorycznie - są to osoby, które nie mają takich dochodów jak czynni zawodowo. Na tej samej zasadzie za w pełni uzasadnione uważam pomostówki np. dla górników - bo ich praca jest o wiele cięższa i bardziej niebezpieczna niż większości zawodów.
Pytam natomiast, co takiego szczególnego jest w pracy nauczycieli i jak dotąd nie otrzymałem żadnej odpowiedzi poza emocjonalnym szantażykiem (czy ty Durango aby na pewno jesteś lewica, bo ja, odwieczny lewicowiec Angka Leu, węszę tu neoliberalizm?), opowiastkami o tajemniczych wynikach badań ("jak masz, to pokaż" - tak mawia prosty lud) oraz wezwaniem do autopsji (zabawne: jeśli o emeryturach nauczycieli mogą rozmawiać tylko nauczyciele, to równie dobrze można uznać, że o obniżce podatków dla bogaczy mają decydować tylko ci, którzy wiedzą, jak "naprawdę" wygląda "ciężkie życie" bogacza, czyli oni sami).
do zwolenników "nowoczesnej lewicy", żeby w którymś momencie ich głosy nie zabrzmiały w takim np. chórze:
http://wyborcza.pl/1,76842,5963304,Juz_nas_stac_na_wczesniejsze_emerytury_.html
http://wyborcza.pl/1,86116,5965811,Zapanujmy_nad_zwiazkowcami.html
http://wyborcza.pl/1,85996,5967441,Zaplaca_nasze_dzieci.html
Czemu szczekaczki amerykańskiego kapitału domagają się od rządu nieustępliwości względem postulatów emerytalnych związków powinno być jasne. My nie musimy brać udziału w tej szopce.
wybacz, ale demagogia to są opowieści o ciężkiej pracy wuefisty, który pokazuje skłony i przewrotki. Pomijam już to, że w kilku szkołach, jakie zaliczyłem jako uczeń, wuefista rzucał piłkę grupie łebków i na tym się kończył jego wysiłek. Ale jeśli wuefista pracuje ciężko, to pomostówki powinny przysługiwać np. całej branży remontowo-budowlanej, wielu rodzajom rzemiosła, o większości zwykłych prac fizycznych (od kopania rowów poczynając) nie wspominając. A nawet takim przedstawicielkom klasy robotniczej, jak instruktorki fitness, że pozwolę sobie na okrutny żart.
Rzeczona badania czytałem w pisemku oświatowej "Solidarności" dobrych x lat temu. Sądzę, że na stronach związkowych można znaleźć podobne - jak w wolnej chwili znajdę to rzucę linkiem.
Ze studentami niezupełnie masz rację, przynajmniej jeśli chodzi o uzasadnienie. Większość z nich (także tych "dziennych") jak najbardziej pracuje albo w miarę możliwości sobie dorabia. Logicznie rzecz biorąc dzieje się to kosztem czasu przeznaczonego na naukę i przyczynia się do ogólnego obniżenia standardów. Jest to sytuacja chora, stworzona przez kapitalizm, której prawo nie powinno dodatkowo sankcjonować. Dlatego zniżki, zarówno dla studentów jak i np. emerytów (którzy przecież też czasem dorabiają na boku) mają niejako "substancjalny" sens: jedni z Was swoje już przepracowali, drugich kształcimy, żeby w przyszłości pracowali dla dobra ogólnospołecznego, więc powinniście ponosić niższe koszty transportu.
Podobnie w przypadku "uprzywilejowanych" emerytur. Przyjmuję po prostu założenie, że dla interesu społecznego czy jak kto woli wspólnego dobra korzystne jest preferowanie zarówno edukacji jak i pewnych sektorów przemysłu (a w przeciwieństwie do Westa uważam, że warunki pracy i przechodzenia a emeryturę tych grup pracowników mają ścisły związek z tą jakością) a w mniejszym stopniu np. drobnego handlu dla klientów konsumpcyjnych (gdyż poradzi sobie sam, a w polskich warunkach jest zbyt silnie związany z importem i obcym kapitałem przemysłowym).
Miałeś po prostu wyjątkowego pecha do wuefistów. Przez ostatnie ćwierć wieku albo ja albo moi bliscy i znajomi spotkaliśmy się raczej z wuefistami bardzo wymagającymi (tzw. "wuefista-sadysta"), ale żeby przy tym sami stali z boku i patrzyli i nie raczyli ruszyć czterech liter to pierwsze słyszę. Pod warunkiem - powtórzę - że nie mówimy o grupach wuefu na wyższych nie-AWF-owskich uczelniach - tam faktycznie było i nadal jest jak w Twoim opisie.
Nie miałbym nic przeciwko pomostówkom dla robotników budowlanych. Niestety, jako że nie znam tej branży w ogóle z autopsji ciężko mi organizować nie-swoją grupę zawodową w związki. Swoją drogą, to naprawdę pech, że byli pracownicy spółdzielni prac budowlanych "Świetlik" nie pomyśleli o swoich dawnych kolegach.
Gdyby lepiej funkcjonowała w Polsce profilaktyka zdrowotna na poziomie szkolnym, to do czego w ogóle byłyby potrzebne fitness-kluby? Często są zresztą prowadzone przez (nic nie umiejących i nic nie robiących, jak ustaliłeś) eks-wuefistów, albo - znam co najmniej 5 takich przypadków - szkoły i pracujących w nich nauczycieli (jako bezpłatne albo nisko płatne zajęcia korekcyjne dla okolicznych mieszkańców).
tyle co Prezydent RP albo więcej. Na razie trzeba trochę pohamować apetyt.
Co do komputerów - cieszę się że pracujesz w sądzie kompleksowo skomputeryzowanym, wydaje mi się jednak że dzień powszedni sądów rejonowych czyli "pecet u pani Basi w sekretariacie" a np. kompleksowa informatyzacja obiegu dokumentów czy systemy wspomagania decyzji to jednak zupełnie różne rzeczy.
ja miałem wyjątkowego pecha do kiepskich wuefistów, a ty trafiałeś na samych dobrej jakości reprezentatywnych nauczycieli, jasne.
To zresztą nie ma nic do rzeczy, bo mówimy o kwestiach systemowych. A te kwestie dotyczą dwóch spraw:
1. dlaczego pomostówki mają przysługiwać dość dowolnie dobranym grupom zawodowym
2. dlaczego wszelkie ponadprzeciętne traktowanie dotyczyć ma nie tyle grup szczególnie ważnych i narażonych na problemy zawodowe, co takich, którym ze względu na specyfikę branży łatwiej jest takowe traktowanie wywalczyć.
Zauważcie może wreszcie, że to nie jest PRL - gros ludzi w Polsce nie pracuje w budżetówce ani w wielkim przemyśle. Co im macie do zaproponowania w kwestii osłon socjalnych? Dlaczego oni mają być z punktu widzenia emerytur obywatelami drugiej kategorii? Dlaczego pracownicy najemni mają się dzielić na takich, którzy zapier... cały rok na okrągło i na takich z 2 miesiącami wolnego, na 50-letnich emerytów i na takich, którzy harują do 65. a niedługo pewnie do 70. roku życia? Na czym chcecie oprzeć lewicowość adekwatną do takich realiów - na uprzywilejowaniu niewielkiej części pracowników najemnych i na szantażowaniu pozostałych, że jesli was nie poprą, to są wspólnikami neoliberałów?
Komputery to nie wszystko - wymiarowi sprawiedliwości potrzebni sa wartościowi ludzie, a ci najczęściej po egzaminie sędziowskim zostają adwokatami i radcami, bo przecież za 4000 zł miesięcznie nie beda się wygłupiać.
I to jest prawdziwy problem - a nie to, czy użeranie się z cudzymi bachorami zasługuje na uznanie za pracę w uciążliwych warunkach.
Nie wmawiajmy ludziom, że lewicowość sprowadza się do przekonania, że państwo jest Bogiem i wszystko za ludzi zrobi. Choć może to by odpowiadało lewicowym pięknisiom, którzy cierpią za miliony, więc nie mają już czasu współczuć komukolwiek. Zachęcam do zaznajomienia się z historią międzywojennej PPS, poznania przykładów lewicowej działalności społecznej, charytatywnej również, bez udziału państwa.
Masz rację natomiast, że lewicy brakuje dobrych pomysłów. Właśnie ty swego czasu wsławiłeś się tutaj pomysłami, by litr benzyny kosztował 10 zł. Spytałem czemu tak źle życzysz ludziom? Chcesz walczyć z samochodami? Przecież to uderzyłoby po kieszeniach także pasażerów autobusów, autokarów i busów, ponieważ im droższa benzyna, tym większe koszty przejazdy, czyli droższe bilety. Jeśli firmy przewozowe zaczęłyby montaż instalacji gazowych, koszty tego też musiałyby sobie odbić.
Zachęcam zatem do tego, by nie bujać w obłokach.
Mieszasz co najmniej trzy różne płaszczyzny: samorządność pracownicza, spółdzielczość, oddolna samoorganizacja producencka w miejsce etatyzmu jako leku na wszystkie problemy - jak najbardziej jestem za. Jednak wyobrażenie, że da się w ten sposób ominąć czy przeskoczyć zadania polityki społecznej państwa jest właśnie bujaniem w obłokach, zwłaszcza w polskich realiach, gdzie tego typu inicjatywy są niestety dość wątłe (i czasami same z tego rezygnują - patrz przypadek żelatyny w Brodnicy).
Nie mam też nic przeciwko angażowaniu się lewicowców w organizacje charytatywne - ale czy np. PPS naprawdę do tego sprowadzała całą własną działalność? Organizacjom pozarządowym, które zajmują się - szeroko rozumianą - działalnością pomocową życzę dobrze a niektóre z nich (zwłaszcza te, które w większym stopniu bazują właśnie na samoorganizacji a nie takiej "biernej" pomocy) sposoby staram się w miarę możliwości wspierać - jednak nie mam złudzeń, że taka apolityczna w gruncie rzeczy działalność jest warunkiem wystarczającym dla odbudowy w Polsce lewicy. Nieprzypadkowo właśnie do retoryki empatii, pokoju i miłości odwołuje się w Polsce PO-mafia, nie przypadkiem też neoliberałowie ukochali sobie w Polsce Owsiaka czy Ochojską - filantropia pozwala im zrzucać zobowiązania instytucji publicznych.
W kwestii transportu publicznego - o konkretnych rozwiązaniach można dyskutować, a stawki uzależniać od ogólnej sytuacji gospodarczej. Generalnie uważam, że kierowca prywatnego środka transportu powinien partycypować w możliwie jak największym stopniu w kosztach użytkowania przez niego publicznej drogi i zatruwania równie publicznego powietrza, tudzież gleby i wody do których wsączają się oleje napędowe. Powtórzę - o szczegółach można i należy dyskutować, natomiast bardzo uprzejmie proszę nie brać mnie na łzawe gadki o "dostrzeganiu człowieka". W Polityce nie ma jakiegoś abstrakcyjnego "człowieka", tylko sojusznicy, neutralni, wrogowie i różne szczeble pośrednie.
W tym, co piszesz, są 2 nurty: trafne i sensowne uwagi obok tez i sformułowań zupełnie chybionych (a zarazem zgodnych toczka w toczkę z komunikatami mass-merdiów czy "Lewiatana" - ale skoro samo nazwanie tej obiektywnej zbieżności to dla Ciebie "szantaż" :-) nie będę tego rozwijał). Zacznę od strzałów spudłowanych.
Przykład wuefistów jako szczególnie słabo spracowanych podałeś Ty - ja zaoponowałem, bo w zaproponowanej przez Ciebie dychotomii nauczyciele versus "ludzie ciężkiej pracy" nauczyciele wychowania fizycznego pasują do zawodów "ciężkich" jeszcze bardziej niż inni. Ich praca, jeśli jest wykonywana rzetelnie, wiąże się z koniecznością utrzymania bardzo dobrej kondycji fizycznej, sprowadzanie której do jednego fikołka czy skłonu jest nieporozumieniem. Wystarczy zajrzeć na jakikolwiek grafik zajęć WF, podliczyć ilość godzin w tygodniu przydzielonych w grafiku jednemu z wuefistów, przemnożyć to przez liczbę szpagatów, przewrotów, stań na rękach itd., a następnie przemnożyć to przez czas pracy nauczyciela do odejścia na emeryturę. Nadal byłbyś pewien, że praca np. krawca, szewca czy zegarmistrza (a propos rzemieślników) oznacza taki sam (czysto fizyczny, na razie) wysiłek?
Związki nauczycielskie przywołują wyniki badań łódzkiego Instytutu Medycyny Pracy i przygotowany przez ten instytut raport z 2006 r. Na stronie instytutu go nie znalazłem, ale sądzę, że powinien być dostępny, w końcu pisano go na zamówienie Ministerstwa Pracy. Raport IMP twierdził, że biorąc pod uwagę m.in. szczególnie wysoki poziom stresu czy hałasu powoduje obniżenie sprawności psychofizycznej nauczyciela, co owocuje niższą jakością jego pracy, co z kolei obniża poziom kształcenia - a więc jest zjawiskiem społecznie niekorzystnym.
Do tego dochodzi też sytuacja w szkołach - agresja, gangi, kosze na głowach itp. A przecież "wychowawcy z poprawczaków" prawo do emerytur pomostowych zachowali - i słusznie, ale czy w zwykłych szkołach nie ma "trudnej" czy po prostu zaczynającej drogę bandycką młodzieży?
ZNP i nauczycielska Solidarność przytaczają też wyliczenia, z których wynika, że nawet teraz, tj. w okresie utrzymywania korzystnych dla nauczycieli rozwiązań ws. pomostówek, średnio przechodzą oni na emeryturę po ponad 30, niekiedy nawet 39 latach pracy w zawodzie. Jeszcze inny problem jest taki, że dłuższa praca nauczycieli pozostających w zawodzie odbija się na blokowaniu szans na pracę przyszłym młodym nauczycielom. Nie znam tak naprawdę rzeczowego wyliczenia zysków i strat z ew. likwidacji nauczycielskich emerytur pomostowych, która biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, o których mówię, uzasadniałaby taką zmianę.
Po pierwsze - wpisane w harmonogram to wuefista może mieć cokolwiek, ale proponowałbym poprzestać na tym, co faktycznie robi. Po drugie i ważniejsze - rzemieślnik to nie jest tylko szewc czy krawiec, ale też np. stolarz a w wersji nowocześniejszej facet z małej firmy remontowo-budowlanej. Wnosiłeś kiedyś worki z cementem na czwarte piętro bloku bez windy choć przez tydzień codziennie? A może pracowałeś kiedyś przy obróbce drewna dębowego, żeby zrobić z niego schody? Bo ja pracowałem - po 5 godzinach takiej pracy czujesz się nie jakbyś robił fikołki czy skłony, ale jakbyś stoczył walkę bokserską z dwa razy cięższą i silniejszą osobą. Po trzecie i najważniejsze - różnica między pracowitym wuefistą a pracowitym glazurnikiem i stolarzem jest taka, że ten pierwszy ma pomostówkę a ci drudzy mają harować do 65. roku życia. Byłoby dobrze, gdybyś się raczył w końcu odnieść do tej właśnie kwestii.
P.S. Argumenty w stylu, że moje opinie są podobne do opinii mediów czy Lewiatana nie robią na mnie wrażenia. Ani nie znam opinii mediów, ani nie stykam się z propagandą Lewiatana, poza tym w przeciwieństwie do hiper-super-ultra-lewicowców i innych super-hiper-twardzieli nie przeraża mnie to, że czasami w czymś zgodzę się z wrogiem. Zresztą można odrzec, że twoje wywody to jest wrażliwość społeczna w stylu pitoleń Sierakowskiego - ani w tym konkretów, ani faktycznego zaangażowania w cokolwiek, za to można być na pokaz lewicowcem, że hej, bo ani cię to nic nie kosztuje, ani nic z tego nie wynika.
Jeszcze będzie o wf-ie :-) Otóż odkładając na bok własny wkład fizyczny wuefisty w zajęcia, tak czy inaczej ma on obowiązek rozliczać uczniów z programu zajęć na danym poziomie (na ogół jest to rokroczne zestawienie z pakietu = sprawdzian motoryczny, umiejętności ruchowe + ocena tzw. postawy ucznia wobec zajęć wf). Wuefista może być bardziej lub mniej zaangażowany w same ćwiczenia, ale z czegoś te oceny wystawić po prostu musi. Oczywiście jako uczeń nie miałeś na sposób prowadzenia zajęć praktycznie żadnego wpływu, więc nie obruszaj się, proszę, na stwierdzenie obiektywnego faktu - przedstawieni przez Ciebie wuefiści, jeśli rzeczywiście do tego sprowadzały się znane Tobie lekcje wf, byli nie tylko kiepskimi, ale na dodatek nierzetelnymi i nieuczciwymi pedagogami.
chyba już pisałem, jeśli nie - w porządku, już piszę. Zdecydowanie powinni mieć prawo do emerytur pomostowych, w ich przypadku zagrożenie zdrowia a nawet życia jest przecież wyraźnie widoczne.
"Ponadprzeciętny poziom stresu" to jest w dziesiątkach zawodów nie objętych pomostówkami, podobnie jak wysoki poziom hałasu (ten dotyczy sporej ilości znanych mi zawodów związanych z pracą fizyczną) z tym, że te zawody niekoniecznie mają w skali roku 2 miesiące na odpoczynek. Między bajki można natomiast włożyć opowieści, że w każdej szkole są gangi i kosze na głowach nauczycieli, a nawet jeśli tak by było, to trzeba zadbać o porządek w szkole - twoja logika zakłada eliminację skutków, nie zaś przyczyn. Zresztą rozwiązanie obu problemów jest banalnie proste - istnieje coś takiego, jak renta chorobowa. Jeśli konkretny nauczyciel ma zszarpane nerwy albo zaburzenia słuchu, to powinien iśc do lekarza i w sytuacji niezdolności do pracy otrzymać rentę, tak jak się to dzieje w przypadku wielu innych zawodów.
Czy zechciałbyś mi wytłumaczyć jakim cudem ci sterani i zmasakrowani nauczyciele jednak nie korzystają nagminnie z pomostówek, co sam przywołujesz, lecz pracują nadal? Ja wiem, jak wygląda górnik po choćby dwóch dekadach swojej pracy i wiem, że do 65-tki to on w kopalni nie dociągnie. A w przypadku nauczycieli okazuje się, że mimo iż ta praca tak ich ponoć strasznie wyniszcza, to jakimś cudem są oni zdolni wytrwać w szkole do emerytury zwykłej. Coś tu nie gra, nie sądzisz?
Trzymajmy się ziemi - jesteśmy na forum internetowym, w dyskusji pod njusem o manifestacjach na rzecz zachowania nauczycielskich pomostówek. Trudno w obrębie postu zmieścić alternatywną propozycję polityki społecznej i jeszcze sprawić, by z samego faktu przedstawienia jej w tej dyskusji ona została zrealizowana.
Zgadzam się, że pracownikom wielu innych branż i zawodów również należą się różnego rodzaju osłony socjalne (przydałoby się tam też silniejsze niż do tej pory uzwiązkowienie - z tego, co wiem, to np. OPZZ-owska Konfederacja Pracy miała jakieś wymierne efekty w działalności w supermarketach).
Zgadzam się też, że trzeba coś zrobić ze zbyt długim okresem wymaganej w takich przypadkach do emerytury pracy. (chyba już pisałem np. o zmianie w kodeksie pracy z 8 na 7 godzin).
Przedstawiłeś słuszne argumenty za rozszerzeniem praw na inne grupy - natomiast nie są to dowody na rzecz tezy o zniesieniu pomostówek dla nauczycieli. Obarczanie nauczycielskich związków zawodowych winą za brak tych świadczeń dla innych potrzebujących grup albo np. niską wysokość przyszłych emerytur (u p. Kończyka) ma moim zdaniem taki sam sens, jak obarczanie winą ekologów za wypadki na drogach, przeciwników GMO za umieralność na cukrzycę albo oskarżanie przeciwników amerykańskich interwencji, że sprzyjają islamskim fundamentalistom, dyktatorom lub wybielają Rosję/zbrodnie ZSRR.
i sędziowie nie są tu wyjątkiem. Zwróć jednak uwagę, że związek pomiędzy wysokością ich pensji a efektywnością pracy sądownictwa jako systemu jest co najmniej nieoczywisty, tak samo jak w każdej innej dziedzinie. I zanim wydamy złotówkę na podwyżki dla sędziów, trzeba się zastanowić czy nie można tej złotówki zainwestować lepiej z punktu widzenia efektu - bo dla społeczeństwa efekt waszej pracy się liczy. A nie wasze pensje.
w życiu nie był w fabryce (jakiejkolwiek, nie tylko tej ze szkodliwymi warunkami pracy). No, chyba że sami nauczyciele nie potrafią zapewnić ładu i porządku na swoich lekcjach czy na przerwach, ale wtedy powstaje pytanie czy nie powinni jednak zmienić zawodu. Nie opowiadajmy też bajek o agresywnych wychowankach - ci wychowankowie nigdzie nie znikają, tylko funkcjonują potem w "dorosłym" społeczeństwie ale nie słyszałem jeszcze o pomyśle wcześniejszych emerytur dla ich kolegów i przełożonych.
Dalej - jasne że z wiekiem sprawność psychofizyczna się obniża, ale to dotyczy wszystkich zawodów i dlatego charakter wykonywanej pracy W TYM SAMYM ZAWODZIE jest z reguły inny dla 25-latka a inny dla 60-cio latka. Być może 60-letni nauczyciel z trudem opanuje gromadkę pierwszaków, ale nic nie stoi na przeszkodzie aby uczył licealistów.
O ile przynajmniej część hałasów związanych z produkcją można zminimalizować z jednej strony zmianami technologicznymi, a z drugiej przyciśnięciem przez związki pracodawcę o praktykowanie bhp, o tyle z hałasem dzieci wykonać podobną operację - już nie.
"ci wychowankowie nigdzie nie znikają, tylko funkcjonują potem w "dorosłym" społeczeństwie ale nie słyszałem jeszcze o pomyśle wcześniejszych emerytur dla ich kolegów i przełożonych"
Dyscyplinowanie pracownika wygląda inaczej niż ucznia. Jak sądzisz, czy dzisiaj łatwiej dorosłemu stracić pracę czy nawet bardzo agresywnemu lub chuligańskiemu nieletniemu - wylecieć ze szkoły (którą zresztą na skutek obowiązku szkolnego musi zmienić na inną, chyba, że sąd dla nieletnich nie skaże go na poprawczak)?
Podobnie można potraktować opowieści o przekwalifikowaniu 60-letniego nauczyciela, który całe zawodowe pracował z pierwszakami do prowadzenia zajęć z licealistami. Jeśli z wiekiem sprawności się obniżają, to na logikę spełnienie takich wymagań nauczyciela przygotowującego uczniów do matury przez kogoś, kto prowadził siedmiolatków będzie trudniejsze, a nie łatwiejsze (osobiście znam więcej przypadków przekwalifikowania się starszych nauczycieli do "niższych" wiekowo grup uczniów albo np. nauczycieli "lekcyjnych" do szkolnych bibliotek, w drugą stronę to raczej rzadkość). Pomijam już kwestie struktury zespołów szkół, w których albo podstawówka jest razem z gimnazjum, albo gimnazjum razem z liceum.
Przede wszystkim – dziś sprawdziłem jeszcze raz: na stronie głównej ZNP jest do pobrania ekspertyza Instytutu Medycyny Pracy.
http://www.znp.edu.pl/text.php?cat=1
Spełniam więc Twój postulat z początku naszej dyskusji.
Ciężko jest dyskutować z argumentami w stylu JKM. Chociaż chyba nawet Korwin nie zaprzeczałby oczywistemu faktowi, że agresja i przemoc w szkołach wobec słabszych (najpierw słabszych dzieci, a w dalszej kolejności nauczycieli) istnieje, choć na ogół jeszcze zatrzymuje się na poziomie werbalnym i wizualnym a nie fizycznym. Np. pomysł, żeby pracę w trudnych warunkach rekompensować rentą chorobową można wykorzystać przeciwko pomostówkom w ogóle, a przynajmniej kryterium chorobowemu przy ich przyznawaniu, również dla grup pracowników, o których pisałeś. Nie bądźmy dziećmi ani też ich nie udawajmy - renta chorobowa jest dla kogoś, kto już pracować w zawodzie nie jest w stanie, emerytura pomostowa zaś dla osoby, która pracowała w trudnych warunkach, ale była zdolna się ze swojej pracy wywiązać. Podobnie z postulatem eliminacji przyczyn a nie skutków – równie dobrze można "argumentować", że jeśli związki zawodowe wywalczą lepsze warunki w miejscu pracy robotników lub rzemieślników, skrupulatne przestrzeganie bhp itp. to warunki będą lepsze a pomostówki niepotrzebne. Tylko co z tego, że zadeklaruje się bliżej nieokreśloną poprawę w przyszłości, skoro my mówimy o pracujących tu i teraz żywych ludziach. W żadnym wypadku nie mam zamiaru przeciwstawiania nauczycieli pracownikom fizycznym. Nie mogę się jednak zgodzić na zrównanie np. pracujących gł. przed komputerem i z ludźmi z tego samego pułapu białych kołnierzyków (także w prywatnych korporacjach) czy np. księgowych z pracą nauczyciela, muszącego w ciągu 30 lat przez 20 godzin samych lekcji (nie licząc zajęć dodatkowych czy wycieczek) panować nad ok. dwusetką DZIECI (średnio tyle przypada na nauczyciela, prowadzącego lekcje swojego przedmiotu z 6 czy 7 klasami).
Pytanie dlaczego mimo prawa do emerytury pomostowej spora część nadal pracuje jest z gatunku tych pt. "jak im się nie podoba, to zawsze mogą zmienić pracodawcę albo wyjechać". Pomijając inne czynniki, np. większą u niektórych osób odporność niż u innych, emerytura ta jest ok. połowy niższa od pensji - a skoro mimo osiągnięcia uprawnionego wieku nie pobierają emerytury, to ani nie widzę tu "strat dla budżetu" (czym zwykle motywuje się cięcia systemu emerytalnego) ani jakiegoś "oszustwa", które zdajesz się chyba sugerować ("coś tu nie gra"). Zresztą sam pisałeś, że podwyżki wynagrodzeń dla nauczycieli byłbyś gotów poprzeć, więc nie o oszczędności budżetowe tu chodzi. A o co?
Jak na razie, udowodniłeś konieczność dopisania wielu innych zawodów ciężkiej pracy fizycznej do listy uprawnionych do emerytur pomostowych, ale nie ich odebranie nauczycielom. Przyznam, że nie pojmuję tej logiki, jaką zaprezentowałeś w tej dyskusji: jeśli jakaś grupa pracowników najemnych jest w gorszej pod względem emerytalnym sytuacji od innej to należy tej drugiej odebrać te świadczenia. Dlaczego?
Sytuacja pracowników względem pracodawców jest w obecnym systemie generalnie kiepska (liberalny - a i tak często nie przestrzegany - kodeks pracy, niski poziom uzwiązkowienia, generalnie zbyt niskie płace zarówno w stosunku do włożonej pracy, jak i kosztów utrzymania, nie mówiąc o porównaniu z zagranicą i to niekoniecznie zachodnią), dlatego absurdalne jest szukanie winnego po stronie jednej grupy zawodowej i koncentrowanie na niej ataku. Zgadzam się (i pisałem o tym w dawniejszych dyskusjach), że nie wszystkie atrybuty socjalu dadzą się utrzymać w ogóle, a zwłaszcza w Polsce. Korzyści budżetowych szukałbym jednak raczej ze strony podatkowej (zwł. ściągalności) a oszczędności np. w niektórych świadczeniach dla (nieuczciwie) niepracujących (np. tych rzeczywiście wyłudzanych rentach albo zasiłkach wyciąganych przez pracujących na czarno) czy też np. w świadczeniach w rodzaju becikowego wypłacanego z "automatu" (o ile wiem, wg obecnych rozwiązań, przysługuje ono KAŻDEMU młodemu małżeństwu z nowo narodzonym dzieckiem - jedynie w przypadku rodzin ubogich jest dodatek, czyli może zostać wypłacone np. na dziecko Palikota) niż w ograniczaniu uprawnień emerytalnych, których założeniem jest przecież odłożona w czasie rekompensata za w taki czy inny sposób gorsze (m.in. płacowo, ale nie tylko) warunki pracy. Zresztą jest rzeczą pewną, że dla rządzącej liberalnej mafii "oszczędności budżetowe" są frazesem służącym dewastacji całych sektorów sfery publicznej (jak jedno ministerstwo może poważnie mówić o redukcji wydatków, a jednocześnie inne - postulować likwidację abonamentu i finansowanie radia głównie z budżetu?).
Prawda jest taka, że szykuje się krach systemu emerytalnego i twórcy katastrofalnej reformy muszą znaleźć winnego – najlepiej przez napuszczanie różnych grup zawodowych na siebie. To mechanizm bardzo podobny np. do szczucia użytkowników samochodów osobowych na kierowców ciężarówek, którzy "niszczą nasze drogi", a powinni "wynieść się na autostrady" (a ich wszystkich – na wroga nr jeden, czyli "ekoterrorystów"), zamiast poważnego zastanowienia się systemem transportu i fundamentalną zmianą jego patologii.
"Moja" propozycja jest w skrócie taka: zniesienie emerytur wcześniejszych, emerytury pomostowe dla zawodów na liście ministerialnej + nauczycieli + zawodów ciężkiej i niebezpiecznej pracy fizycznej, których lista nie objęła a z wymienionych przez Ciebie powodów na nie słusznie zasługują, połączone z zmianami w Kodeksie Pracy (z 7-godzinnym dniem pracy na czele).
Owszem, jest sporo racji w rozproszonych w Twoich postach uwagach, że lewica nie może ograniczać swojej funkcji do BIERNEGO popierania działań związków zawodowych, tylko brać na siebie odpowiedzialność POLITYCZNĄ za przekształcanie systemu emerytalnego i w ogóle polityki społecznej na rozwiązania bardziej sprawiedliwe. Podobnie jak i w krytyce takiego związkowego gardłowania, z którego niewiele poza zadęciem wynika (jak w przypadku okupacji biura poselskiego Tuska czy teraz pogróżek o wyłączeniu ogrzewania). Racją też (i postulatem bo osobiście bardzo bliskim) jest zwrócenie zarówno przez lewicę, jak i związki zawodowe uwagi na nowe sektory, zwł. usługowe, związane zarówno z polską transformacją ustrojową jak i przemianami cywilizacyjnymi. Jest też czymś oczywistym, że protesty związkowe są ruchem na rzecz cząstkowych interesów, z których nie zrodzi się automatycznie żaden ruch dążący do zmiany systemu na bardziej socjalny, jak również to, że związki zawodowe nie przedstawiają rozbudowanych rozwiązań alternatywnych dla finansów publicznych i polityki społecznej. [Dokładnie to samo można jednak powiedzieć o ruchach antywojennych czy proekologicznych – też występują w sprawach cząstkowych (choć wojna czy katastrofalne procesy ekologiczne mają obiektywnie wymiar uniwersalny, ale tylko mniejszość szczególnie zainteresowanych skłaniają do protestów), w dodatku rzadko kiedy prezentując rozbudowane projekty polityki energetycznej czy geopolityki.]
Różnica polega na tym, że nie zgadzam się, aby kozłem ofiarnym tego wszystkiego uczynić nauczycieli: ani ich praca nie jest identyczna z przesiadywaniem przed komputerem innych pracowników umysłowych, ani ich pomostówki szczególnie dolegliwe dla budżetu. Przyjmując jednak na chwilę hipotezę, że przeciwnicy emerytur pomostowych dla nauczycieli mieliby rację i zostałyby one im zabrane. Mam pytanie: czy taka decyzja sama z siebie gwarantuje nabycie praw wymienianym przez Ciebie grupom? Czy zauważyłeś, aby rząd równolegle z ograniczaniem pomostówek dla tych grup proponował zwiększenie ilości grup zawodowych, które miałyby do nich prawo? Jeśli odpowiedź na obydwa pytania byłaby przecząca - to zwycięstwo rządu nad związkami zawodowymi w sprawie nauczycielskich pomostówek komu w większym stopniu się przysłuży: szykującym mnóstwo bandycko antyspołecznych decyzji liberałom czy związkom zawodowym? Przy wszystkich ograniczeniach są jakąś reprezentacją pracowników a nie kapitału (chyba, że działają na rzecz prywatyzacji jak OZZL, ale w związkach oświatowych o czymś podobnym nie słyszałem).
"związkowe" gardłowanie należałoby wziąć w cudzysłów, bo z rzetelną pracą związkową i sporami zbiorowymi wiele wspólnego to nie ma, wręcz na odwrót.
No i trochę namieszałem na końcu: oczywiście nie pytam, czy zwycięstwo rządu nad związkami przysłuży się związkom :-) tylko czy w ogóle jakakolwiek grupa pracownicza skorzysta na zwycięstwie rządu nad (nauczycielskimi, ale i w ogóle) związkami zawodowymi.
ale odjeżdżasz coraz bardziej i dyskutujesz sam ze sobą. Pomijam już "argument" wrzucania mnie do jednego worka jak nie z Lewiatanem, to z Korwinem, bo taki poziom dyskusji to jest twój problem, a nie mój. Natomiast co do meritum, to nie napisałem ani słowa o "oszczędnościach budżetowych", ani słowa, że nauczyciele są czemuś winni, ani słowa o systemie emerytalnym jako takim. Mój dotychczasowy wywód jest znacznie prostszy:
- albo emerytury pomostowe przysługują znacznie większej liczbie zawodów niż obecnie, albo stają się niesprawiedliwym przywilejem - nie przywilejem z punktu widzenia liberałów i "budżetu", lecz wobec innych grup zawodowych.
- albo istnieją jakieś szczególne przesłanki świadczące o wyjątkowej szkodliwości pracy nauczycieli, albo nie istnieją. Póki co nie poznałem takowych w tej dyskusji.
Moja propozycja jest prosta: albo pomostówki staną się powszechne (co zresztą postulowałem kilka dni temu tutaj:
http://www.obywatel.org.pl/index.php?name=News&file=article&sid=10657), a nauczyciele będą postulowali przyznanie ich innym grupom, albo ograniczmy je do naprawdę ciężkich i niebezpiecznych warunków pracy (jak górnicy), nie tworząc wśród pracowników najemnych równych i równiejszych (ewentualne uznanie dla społecznego znaczenia danego zawodu można akcentować choćby wyższymi pensjami czy - co nauczyciele już mają - dłuższym okresem odpoczynku od pracy).
Nie wiem co w moim pomyśle jest korwinowskiego czy lewiatanowskiego. Wiem natomiast, że nic wspólnego z równością i solidarnością nie ma system, w którym jedna osoba może być emerytem w wieku 50 lat, a inna, pracująca równie ciężko lub niewiele lżej, ma zasuwać na etacie do 65. roku życia.
- jestem za przyznaniem prawa do emerytur pomostowych innym, ale związanym z pracą w szczególnie ciężkich warunkach grupom zawodowym.
- przesłanki świadczące o ciężkich z psychofizycznego punktu widzenia warunkach pracy istnieją - na Twoją prośbę podaję jeszcze raz, poprawiony link:
http://www.znp.edu.pl/text.php?action=&cat=96&id=9383
o widocznych gołym okiem efektach pisałem wcześniej.
Twoja zasadnicza propozycja nie jest korwinowska ani lewiatanowska, ale już niektóre argumenty tak brzmiały - rzecz gustu, nie to jest sednem tematu.
Związki nauczycielskie służą z definicji przede wszystkim do obrony interesów tej profesji. Skądinąd faktycznie trudno nie zauważyć, że ruch związkowy tak się "zatomizował" i niewiele pozostało z etosu "pierwszej Solidarności", gdzie zakłady przemysłu maszynowego strajkowały w interesie pielęgniarek. Jednak ta sytuacja nie zdarzyła się wczoraj a ZNP i nauczycielska "S" nie odbiegają tu od dzisiejszych standardów.
Nikt nie mówi, że ten protest zamyka sprawę i o interesy wspomnianych przez Ciebie zawodów nie można czy nie wolno się upominać. W każdym razie nic mi nie wiadomo, aby nauczycielskie związki żądały zmonopolizowania swoich "przywilejów emerytalnych" i zablokowania nabycia takich praw przez innych.
Co do artykułu - poza wątkiem nauczycielskim ok, ze zdecydowaną większością tez i stwierdzeń szczegółowych się zgadzam, zwł. z samoorganizacją w miejsce całkowitego etatyzmu. Choć problemu emerytur ani nauczycieli to akurat nie rozwiąże - zmianę podejścia do wspólnej własności być może tak.
Jednak prosiłbym Cię o odpowiedź:
1. czy gdyby zachowano status quo co do nauczycielskich emerytur pomostowych, ale spełniono Twoje postulaty "pozytywne" (np. dzięki projektowi prezydenckiemu, który może się pojawi w przypadku podpisania obecnej wersji), zgodziłbyś się na pozostawienie nauczycielskich uprawnień do pomostówek?
2. czy realizację obecnych planów rządowych, czyli odebrania prawa do pomostówek większości nauczycieli i braku tych uprawień dla wymienianych przez Ciebie zawodów uznałbyś za sukces w walce z przywilejami?
Jak by nie patrzeć byłoby to równanie w dół - glazurnicy, stolarze i budowlańcy nic nie zyskują, ale nauczyciele tracą. To ma być solidarne i socjalne? A to nam realnie grozi.
szczególne obciążenia psychofizyczne nauczycieli spotykamy się z takimi rewelacjami że ich narząd głosu jest szczególnie narażony bo muszą aż po 7-8 miesięcy w roku funkcjonować w zamkniętych pomieszczeniach w warunkach zbyt niskiej wilgotności, to normalną reakcją będzie popopukanie się w czoło, ew. dobra rada - "powieście nawilżacze na kaloryfery". I tytuły naukowe autorów i cytowanie badaczy anglosaskich (dawniej pewnie zacytowano by radzieckich) nie potrafi zmienić prostego faktu, że wystarczyłoby popracować nad taką ekspertyzą pół godziny i już mielibyśmy naukowe uzasadnienie dla wcześniejszych emerytur dla sprzątaczek, urzędników czy ekspedientek sklepowych. No nie dajmy się zwariować. Co do przekwalifikowania się - wysuwasz argumenty, nie waham się użyć tego określenia, kuriozalne. "Struktura zespołów szkół", dobre sobie. No to niech przejdzie do innego zespołu szkół, wyjedzie do innego miasta albo w ogóle zamiast narażać się na stres w szkole, udziela prywatnych korepetycji. Taki problem?
1. Tak, co zresztą wprost postulowałem w linkowanym tekście.
2. Oczywiście, że nie, bo nie popieram rządowej walki z pomostówkami, dlatego, że ma ona inne przesłanki niż moje wątpliwości ws. pomostówek.
Cała tutejsza dyskusja nie zaczęła się od moich wyrazów poparcia dla walki PO z "przywilejami", lecz od prośby o uzasadnienie, czemu akurat nauczyciele mają je mieć a inni nie i od apelu, aby nauczyciele upomnieli się o pomostówki dla innych. To naprawdę nie moja wina, że wam się wszystko kojarzy z Lewiatanem i Korwinem.
P.S. Otwarty pozostaje jednak problem, dlaczego pomostówki otrzymują głównie ci, którzy mają możność je sobie wywalczyć, a nie dostają ich ci, którym specyfika zawodu/branży uniemożliwia takowe (wy)walczenie. Strajkiem nauczycieli przejmie się każdy rząd - strajk stolarzy i glazurników każdy rząd będzie miał w d... Ja jednak nie sądzę, żeby lewica miała bronić głównie tych, którzy w miarę potrafią o siebie zadbać, lecz raczej tych, którzy są bezbronni.
widzisz, problem polega na tym, że istnieje jeszcze coś takiego jak kontekst wypowiedzi - a ten kontekst zakreśla w Polsce właśnie walka rządu i mediów z pomostówkami w ogóle. Artykuł z jednej strony jest poparciem dla zachowania pomostówek, ale podważa sens ich utrzymania dla nauczycieli, czyli w sumie trochę zawiesza opowiedzenie się po konkretnej stronie. W dyskusji natomiast żadna deklaracja co do samych pomostówek nie padła - jedynie obfita argumentacja przeciw temu uprawnieniu dla nauczycieli, z oskarżeniami całej grupy zawodowej o fałsze i oszustwa w ogóle. Rok temu na forum ktoś pisał, że podczas pobytu w Białym Miasteczku nie popierał ani proprywatyzacyjnych haseł OZZL, ani szykującej się do przejęcia władzy PO - ale tam będąc i wyrażając jednoznaczne poparcie, obiektywnie pomógł jednemu i drugiemu. No i szczerze mówiąc odniosłem (wpis Angka Leu świadczy, że nie ja jeden) podobne wrażenie po kilku Twoich wypowiedziach.
Dobrze, skoro mamy to wyjaśnione, właściwie wychodzi na to, że w kwestiach zasadniczych się zgadzamy. Z tym, że szczerze mówiąc nie widzę jakiejś szalonej "nauczycielomanii" na lewicy, zwłaszcza tej alternatywnej. Po prostu, nauczycielskie związki zawodowe występują w obronie własnej grupy (od czego w końcu są), pod protest podwieszają się posłowie z partii z tymi związkami powiązanych a na lewicy.pl dostajemy informacyjną notkę o tym, pod którą dyskutuje kilka osób.
Gdyby ugrupowania pozaparlamentarnej lewicy prześcigały się w oświadczeniach poparcia dla nauczycielskich strajków, uznałbym to za zajęcie jałowe - ani one nie mają jakiegoś wpływu na poważne polityczne procesy decyzyjne, ani nie udałoby im się w taki sposób zdobyć jakiegoś zaplecza w środowisku, które jest politycznie zorientowane częściowo na PiS, częściowo na SLD. O przyszłości emerytur pomostowych dla nauczycieli rozstrzygną protesty ich własnych związków, interwencje współpracujących z nimi posłów i przede wszystkim bardzo im przychylnego ośrodka prezydenckiego, który już zapowiedział zgłoszenie swojego projektu ustawowej regulacji tej sprawy. Zdecydowanie, radykalna lewica w wymiarze innym niż internetowe przepychanki i pyskówki może się temu tylko przyglądać.
Jeśli chodzi o stolarzy, glazurników itp. to - zgadzam się z ostatnim zdaniem Twojego postu. Tylko jak to zrobić? Potencjalnie można wyobrażać sobie trzy możliwe rozwiązania tego problemu, wychodzące poza "wrażliwe użalanie się": 1) średnio realne i jeszcze mniej poważne: lewica zakłada robotnicze kaski, "wchodzi" w te grupy i "wnosi świadomość". Na szerszą skalę - wyszłaby z tego szopka. 2) pracownicy z tych grup organizują się na szerszą skalę sami i artykułują swoje interesy, także w kwestiach emerytur pomostowych. Zdając sobie sprawę, jak potwornie ciężko w takich warunkach zakładać związek zawodowy, obawiam się, że nieprędko by to wyszło, choć oczywiście byłoby najkorzystniejsze. 3) Poniekąd zgodnie z jedną z końcowych tez "Anty-socjalu" - na podstawie rozeznania, jakichś porządnych badań i ekspertyz skonstruowany przez jakąś lewicową grupę/koalicję projekt poszerzenia prawa do pomostówek. Jest to rzeczywiście dobry pomysł i na próbę rozwiązania konkretnego problemu konkretnej grupy ludzi i na dotarcie lewicy do swego społecznego podglebia w sposób z jednej strony dość społecznie radykalny w konsekwencjach, a z drugiej poważny i bez kabaretu pseudobojowych protestów, który skądinąd trafnie tu krytykowałeś. Nie da się tego jednak nawet teoretycznie zaplanować, a tym bardziej realizować w oderwaniu od całości zarówno systemu emerytalnego, jak i finansów publicznych w ogóle, a także prawa pracy - a tej dyskusji nad konkretnymi rozwiązaniami nawet tutaj zabrakło.