Komentarze czytelników portalu lewica.pl Komentarze czytelników portalu lewica.pl

Przejdź do menu

Komentowany tekst

Majmurek: Polityka opery

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz

Już na początku

fałsze rzeczowe.
Nikt nie mógł traktować "Dafne" Straussa jako "ostatniej opery". Jeśli uważać, że Strauss byl "ostatnim" komnpozytorem operowym, to przecież po "Dafne" powstały jeszcze jego "Miłość Danae" i "Capriccio".
Kryzysu (bo wątpliwe, czy upadku) opery nie da się bezpośrednio wytłumaczyć rozpadem systemu tonalnego dur-moll. Granice tego tego systemu przekraczał już wspomniany Strauss w swych popularnych operach z początku XX: Salome i Elektrze.
Atonalna jest może najwybitniejsza, a zarazem popularna opera XX wieku: Wozzeck Albana Berga.
Tak więc zderzenie łatwych i powierzchownych sądów ("śmierć opery") z materiałem historycznym obnaża fałszywość tych pierwszych.

autor: ABCD, data nadania: 2008-12-01 21:52:59, suma postów tego autora: 20871

Notabene,

przełomu modernistycznego w muzyce nie rozpoczęła dodekafonia. Jeden z jej tworcow, Schoenberg, nie odrzucuł też radykalnie systemu tonalnego. Przeciwnie, początkowo był wielbicielem ściśle tonalnego Brahmsa.
Schoenberg, kiedy zauważył, że w systemie dur-moll komponować już się nie daje, przez 20 lat komponowal atonalnie (przykladowo: Gurre-Lieder, pieśni do słów Georgego, dwie ostatnie części II kwartety smyczkowego, Utwory fortepianowe op.11). Dodekafonię zaczął stosować nie po to, żeby odrzucić tonalność, ale w tym celu, aby ją czymś zastąpić.

autor: ABCD, data nadania: 2008-12-01 22:17:43, suma postów tego autora: 20871

To wszystko prawda ABCD

ale dla ,,lewicy lacanowskiej'' i tak pozostaniesz ofiarą ,,kompleksu fallusa'';)

autor: Postsocjalista, data nadania: 2008-12-02 17:59:37, suma postów tego autora: 1953

ABCD

wydaje mi się , że w tym wypadku autorzy książki i recenzent mogą mieć niestety sporo racji.... Ostatnimi dziełami operowymi , jako gatunku sztuki popularnej ,chyba rzeczywiście były "Toska" , czy "Madame Butterfly" Pucciniego . Obawiam się , że muzyki z "Salome" , czy "Elektry" Straussa żaden mężczyzna nigdy sobie nie nucił przy goleniu , a musisz przyznać , że przez cały XIX wiek i początek najsłynniejsze arie Mozarta, Rossiniego, Belliniego , Donizettiego , czy Verdiego znali bez wyjątku wszyscy , bo towarzyszyły im w takich codziennych prozaicznych czynnościach jak mycie , sprzątanie , czy gotowanie . Muzyka z „Wozzecka” Berga może okazać się pomocna , kiedy planujemy coś naprawdę spektakularnego i niecodziennego , jak zamordowanie wzorem bohatera niewiernej małżonki . Jest jednak zbyt abstrakcyjna i zbyt wyzwolona z więzów tonalnych , abyśmy mogli sobie ją nagle bezwiednie przypomnieć i zanucić pod nosem podczas spaceru z psem wczesnym rankiem w grudniową słotę . A tę rolę , którą dziś wypełnia najczęściej muzyka pop , spełniały kiedyś przede wszystkim arie operowe . Opera numerowa była sztuką prawdziwie popularną i to w skali światowej . "Dramat muzyczny" Wagnera miał już tylko pretensję , aby taką się stać , a i to głównie w kręgu kultury niemieckiej . Pod koniec XIX wieku już wszyscy twórcy opery , łącznie z Verdim zachorowali na artyzm , a że życie nie znosi próżni, miejsce lewitującej już teraz wyłącznie w rejonach sztuki wysokiej i mającej wyłącznie wysokie ambicje sztuki operowej , zajęły stopniowo operetka , wodewil , czy musical - czyli popularne i nastawione na komercję gatunki muzyczne , które przejęły charakterystyczną dla opery od początku XVIII wieku tradycyjną budowę "numerową ". Oczywiście demokratyzacja kultury musiały odebrać operze część popularności , była ona sztuką zdecydowanie zbyt droga żeby stać się sztuką egalitarną , ale podłożona przez Wagnera bomba z opóźnionym zapłonem w postaci idei "zintegrowanej formy muzycznej" chyba też zrobiła swoje . Gdyby "Porgy and Bess" nie zawierał kilku znanych wszystkim evergreen`ów (jak Summertime , czy It Ain't Necessarily So ) to może Żiżek z kolegą i dzieło Gershwina zaliczyłby łaskawie do "ostatnich oper" . A tak , mimo że Porgy od lat znajduje w repertuarach teatrów operowych, wychodzi na to, że jest tylko śpiewogra ,która na tytuł opery , pewnie właśnie z uwagi na popularność i przystępność muzyki jednak nie zasługuje . Wracając do recenzji - obawiam się inwencja intelektualna jej autora niekiedy prowadzi nas na manowce . Jego własna , bo przecież nie sformułowana przez Zizka i Dolara teza, że kino zajęło miejsce opery , jest równie karkołomna i brawurowa jak poszukiwania genezy kryzysu współczesnej filozofii w powstaniu przemysłu i masowej popularności gier komputerowych od początku dekady lat 80-tych . W jednym i w drugim przypadku mamy w końcu do czynienia najczęściej z czystą zabawą intelektualną i z budowaniem rzeczywistości alternatywnych , a że energia społeczna zawsze jest ograniczona i obowiązuje zasada "krótkiej kołdry" to nic dziwnego że czasu na filozofowanie zaczyna brakować. Dobrze kombinuje – prawda ? :-) Choć przecież jasne jest , że jeżeli coś zajęło miejsce samej opery i wielkich gwiazd operowych , to przede wszystkim była to piosenka i gwiazdy estrady . Pozycję i popularność Enrico Caruso , w pierwszych latach XX wieku można porównać jedynie z popularnością Beatlesów pół wieku później . Sztuka operowa , z małymi wyjątkami , jednak zawsze kierowała się głównie zasadą "prima la musica , e poi le parole" . Sam Mozart w liście do ojca pisał ,że jego zdaniem w operze poezja zawsze musi być "posłuszną córką muzyki" . Umówmy się , że pod względem dramaturgicznym większość librett w jego czasach nie miała większego sensu , a publiczność i tak nie była w stanie uchwycić wszystkich meandrów intrygi, więc zasada lieto fine , czyli szczęśliwego zakończenia, miała przede wszystkim głęboki sens formalny ; kiedy wszyscy sobie wszystko wybaczali i wzajemnie się godzili : Antygona się Kreonem , Medea z Jazonem , krakowiacy z góralami , a na scenie obściskiwali się i śpiewali zgodnym chórem żywi protagoniści z "martwymi" antagonistami , to dla wszystkich był to wyraźny sygnał , że przedstawienie się skończyło i wreszcie można już iść sobi do domu . Dalibóg nie wiem jednak co to może mieć wszystko wspólnego z "ideologicznym aparatem" monarchii absolutnej . Tak się składa , że zasada happy endu była regułą wyłącznie we włoskiej operze seria , która nie rzeczywiście nie chciała znać pojęcia tragiczności , zapewne także dlatego , że była krojona pod gust zdecydowanie bardziej egalitarnej i masowej publiczności .Ale już francuskie tragedie lyrique , często osnute na tekstach dramatów Racine`a czy Corneille`a , niemal zawsze kończyły się tym ,że ich bohaterowie tonęli malowniczo , zresztą zgodnie zadekretowanymi przez Academie Française wymogami gatunku , w mrocznej otchłani przeznaczenia . Wszystko to było nie tyle wzniosłe , co po kilkudziesięciu latach odgrywania tego samego schematu , ze sceny Academie Royale de Musique wiało śmiertelną nudą ( a w tym wypadku epitetu śmiertelny nie trzeba koniecznie traktować jako metafory) . Właśnie znużenie sztampą , a nie żadne przemiany społeczne były głównym powodem najpierw wielkiej popularności opery komicznej ( włoskiej opery buffo ) , a nieco później reformy operowej Glucka , choć w epoce w której niemal wszystko co publiczne miało równocześnie charakter polityczny , jakieś mniej lub bardziej wyraźne podteksty tego typu posiadała nie tylko nowa i zupełnie świeża forma , ale nawet każda operowa premiera . Stąd się wzięła wysoka temperatura dwóch słynnych sporów estetycznych o charakter opery w Francji ; najpierw buffonistów z antybuffonistami około 1750 roku , a ćwierć wieku później spór piccinistów z gluckistami . Preteksty były więcej niż błahe , a poszły z tego dymy. nie tylko po całej ówczesnej francuskiej publicystyce , ale nawet literaturze filozoficznej. Co do Mozarta , to na tle swoich czasów wyróżniał się wyłącznie tym , że był genialnym kompozytorem , bo pod względem formalnym i wykorzystywanych tematów , jego opery naprawdę niczym się nie różniły ,od dzieł jego mniej sławnych kolegów i konkurentów . Oczywiście może miał to szczęście , że trefił na Lorenzo da Ponte , ale w końcu Mozart nie był jedynym kompozytorem operowym z którym współpracował ten słynny librecista . Teza, że pierwszym w pełni mieszczańskim i rynkowym artystą był dopiero Beethoven , też nie jest z pewością prawdziwa . Można nawet udowodnić tezę , że było dokładnie odwrotnie .W porównaniu z G.F.Handelem , którego przedsiębiorstwa operowe zbankrutowały dwukrotnie i który pod koniec życia musiał przystosowywać się do gustów mieszczańskiej i purytańskiej londyńskiej widowni, całkowicie rezygnując z komponowania swoich ukochanych oper , na rzecz opartych na wątkach biblijnych oratoriów, albo Johannem Christianem Bachem - który organizował pierwsze publiczne koncerty abonamentowe muzyki instrumentalnej i symfonicznej , wreszcie samym Mozartem -Wolfgang Amadeusz nie tylko musiał , ale także po prostu chciał się podobać odbiorcy i szukał zamówień gdzie się tylko da ; nasz Beethoven , głównie dzięki temu, że niemal całe życie utrzymywała go wiedeńska arystokracja i o pieniądze nigdy nie musiał się martwić, jest pewnie pierwszym muzykiem w historii który świadomie mógł komponować dla przyszłych pokoleń , dla muz , opatrzności, a może nawet , kto to może wiedzieć , przede wszystkim dla siebie samego . Kwartety golicynowskie , czy pięć ostatnich sonat fortepianowych nie były tworzone dla współczesnego słuchacza , jeżeli w ogóle były pisane dla jakiegokolwiek słuchacza . Na taki luksus , czyli komponowania do szuflady , żaden kompozytor przed Beethovenem w historii muzyki nie mógł sobie pozwolić . Po Beethovenie , zaczęli sobie "pozwalać" niemal wszyscy. Zresztą w XIX wiecznym Wiedniu było chyba tylko dwóch muzyków , o których można było powiedzieć , że byli "mieszczańscy i rynkowi" i to aż do bólu Tak się nawet składa , że obaj nosili to samo imię i to samo nazwisko- Johann Strauss. ;)

autor: osman, data nadania: 2008-12-02 18:26:26, suma postów tego autora: 72

czy opera umarła

to niezwykle ciekawe pytanie,w czasach kiedy wieszczy się jej śmierć. Podobnie rzecz ma się z teatrem i sztuką dramatyczną. Z drugiej strony wiem że ludzie piszą dramaty
choć trochę w nowej formie i szacie np. tu:
http://www.ithink.pl/artykuly/kultura/teatr/walerian-lukasinski/
http://www.ithink.pl/artykuly/hyde-park/tworczosc/lech-lensa-albo-brzuch/

komponują muzykę
a wiersze może dzięki internetowi opublikować praktycznie każdy np. www.poezja polska

Może z perą jest podobnie,
Ali

autor: tonni1, data nadania: 2008-12-09 16:57:14, suma postów tego autora: 2

Dodaj komentarz