Co niby mają robić zwalniani stoczniowcy z kilkudziesięcioma (najwyżej) tysiącami odprawy? Poszukać nowej pracy?
Jak to co? Poprosić Bolka o skok przez płot.
Jak nie da rady sam to może Noblista Dalej Lama pomorze?
Kupią po nowym samochodzie i nic nie zostanie. Przecież to jasne, że nie po to stoczniowcy walczyli o kapitalizm, żeby jeszcze teraz pracować zarobkowo. Lechu, na pomoc!
Na początku przydałaby się weryfikacja "Stanowiska GPR wobec sytuacji stoczni" i szerzej o "SPRZYJAJĄCEJ CHWILI"(z 11.07.2008 r.), w którym gołosłownie zapewnialiście, że "stworzenie w Gdańsku i Gdyni Komitetów Obrony Stoczni (KOS) [było] krokiem w dobrym kierunku", choć powszechnie było wiadomo, że stoczniowcy, a zwłaszcza stoczniowe związki zawodowe domagają się jedynie prywatyzacji stoczni. Brakowało wam co prawda rzetelnych informacji, ale nie powstrzymało to was, jak zawsze, od wyciągania hurraoptymistycznych i hurrarewolucyjnych wniosków.
W tej sytuacji nic nie warte były kolejne wasze puste deklaracje o strajku okupacyjnym czy przejęciu stoczni przez robotników, czyli strajku czynnym, powtarzane co chwila. To zgrana płyta.
Wy jednak nie mieliście żadnych wątpliwości. Wręcz przeciwnie zapewnialiście, że "stoczniowcy nie raz pokazywali, że – obok górników – są jedną z najbardziej bojowych części klasy robotniczej w Polsce". Doszliście nawet do absurdalnego stwierdzenia, że "ich protest w roku 1980 – gdyby nie został zdradzony przez przywódców – mógł stać się podstawą do stworzenia w Polsce demokratycznego socjalizmu, w miejsce jego zbiurokratyzowanej karykatury". To już nie tylko niezrozumienie chwili, ale wręcz utrata świadomości, klasowej zresztą.
Waszym zdaniem nawet "podczas obecnych wydarzeń stoczniowcy już pokazali imponującą energię".
Tymczasem energia ta była równie imponująca, jak i opis "sprzyjającej chwili":
"chwila jest sprzyjająca. Strajki na skalę niespotykaną od 1994 roku, nieustępliwa walka górników, włączanie się coraz szerszych warstw pracowników do protestów – wszystko to sprawia, że strajk generalny od dawna nie był ani tak potrzebny, ani tak realny, jak teraz".
No to macie te swoje TU I TERAZ.
Czy znajdzie się ktoś, kto zamieni go w ulotkę i rozprowadzi ja wśród skrzywdzonych stoczniowców?
Tekst ukazał się w "Kurierze Związkowym", który był rozprowadzany w stoczniach w Gdyni i Szczecinie. A poza tym dziękuję za uznanie.
kto miałby komu co dać i skąd miałoby się to wziąć? Czy chodzi o to,żebyśmy siebie nawzajem pozadeptywali, bo każdy będzie chciał "być na wierzchu"? System, który liczył się z obywatelami już nie istnieje. Sami obywatele o to się postarali. Kto więc ma teraz ulżyć ich doli, jeżeli "rząd wyżywia się sam" doskonale a obywatele nie są mu do niczego potrzebni? Przecież "oni" i tak zrobią, co jest dla "nich" korzystne. Nie ma więc żadnego sensu jeszcze sobie utrudniać. Ludziom i bez generalnych strajków jest bardzo ciężko. Nie poprawi ich doli to,że niektórym być może krótkofalowo się polepszy. Co to ma w ogóle być taka solidarność tylko w jedną stronę, w stronę własnego brzucha?
To poważne koło zamachowe gospodarki. Producenci silników, osprzętu, huty. Popyt na statki będzie tak czy siak. Stocznie to nie wydumane serwisy społecznościowe, dotcomy itp. To konkretna robota za konkretne pieniądze. Wiedzą o tym Niemcy, wiedzą Koreańczycy, wiedzą Finowie, Japończycy. Rozumiem, że III RP nie buduje nowych przemysłów, ale tak beztrosko porzucać przemysły odziedzicozne po PRL to głupota. Z czego mają żyć Polacy? Już sobie jeden taki w BBC żartowął, że prostytucja dobrze im wychodzi.
Jakiś czas temu w TV wypowiedział się "ekspert". Nie pamiętam już kto. Stwierdził ni mniej ni więcej, że warto poświęcić te kilka tysięcy miejsc pracy w imie ideałów integracji europejskiej. Tak powiedział. W tym samym czasie na całym świecie dotuje się upadajace branże, a Niemcy dotują swe stocznie i prawo UE nie przeszkadza. Prawo UE nie przeszkadząło Sarkozemu powiedzieć, ze nie dopuści by jakiś głupi kryzys uczynił Francję krajem nieprodukujacym statków, samolotów i samochodów. Tak powiedział.
Polska to zwykła kolonia. Żałosny kraj w którym nawet warzenie piwa, łączenie rozmów i sieci sklepów muszą prowadzić kolonizatorzy.
Polacy do tych stoczni dokładali. Ot, taki mały niuansik.
otóż to. Biorąc pod uwagę pośredników, podwykonawców, producentów części itp. to będzie naprawdę konkretny cios w setki tysięcy miejsc pracy.
Przy czym trzeba sobie powiedzieć prawdę - winę ponosi nasz establishment i my, za to, że go nie pogoniliśmy. Brukselscy biurokraci dali się po prostu zlobbować przez najprawdopodobniej niemiecki przemysł stoczniowy - rzecz typowa dla późnego kapitalizmu.
W tej chwili naprawdę sytuacja wygląda na patową - albo prywatyzacja przez parcelację gruntów (niekoniecznie, a raczej prawie na pewno nie na cele stoczniowe) albo wymagalność zwrotu pomocy dla stoczni i upadłość.
Sądzimy, że dotarło również do stoczniowców wasze "Stanowisko wobec sytuacji stoczni" z 11 lipca. Dziś mamy grudzień. Można już jednym słowem podsumować wasze dokonania. Fiasko. Wnioski na przyszłość - mniej przesady, mniej złudzeń. Mniej rozczarowań. PRZED NAMI JESZCZE WIELKA PRACA. RUSZYĆ MOŻNA TYLKO WSPÓLNYM WYSIŁKIEM. Sprawa rozbija się właśnie o ten wspólny wysiłek. Przy tak wątłych siłach warto wreszcie o tym pomyśleć.
Od dawna mówiłem, że nie da się produkować na eksport statków z tak nadymaną złotówką. Na dopłacanie do produkcji statków nie ma chętnych, na droższe jednostki niż produkowane w innych stoczniach także nie.
Lobby niemieckich stoczni jest z pewnością zainteresowane, ale tak samo jak i inne lobby eksporterów z UE. Jakie to ma przełożenie na aprecjację złotego, można się tylko domyślać.
Jak tak dalej pójdzie to polski eksport będzie się opierał głównie na eksporcie ludzi do pracy i tym co przywiozą oni do kraju.
Polakom, tym zamożniejszym, pozostaje cieszyć się z tego, że można tanio wyjechać na wczasy za granicę.
A politycy liczą na to, że jakoś to będzie.
stoczniowcy zawiedli nadzieje, jakie pokładała w nich, kierując się prawidłową analizą marksistowsko-trockistowską Grupa na rzecz Partii Robotniczej, stanowiąca awangardę polskiego proletariatu. Awangarda stoczniowcom tego nigdy nie zapomni.
Rozwiązanie stoczni i odprawienie stoczniowców jest w tej sytuacji słuszną, choć jakże łagodną karą.
co to znaczy?
"Jak to co? Poprosić Bolka o skok przez płot.
Jak nie da rady sam to może Noblista Dalej Lama pomorze?"
Chyba jednak pomoże?
Myślałem, że monopol na dysgrafię ma tutaj Kuba P.
"Panku, to nieporozumienie, Polacy nie żyli ze stoczni".
Nigdzie nie napisałem, że żyli z nich. Zauważ tylko jedno. Polacy dopłacają do:
- stoczni
- zbrojeniówki
- szkolnictwa wyzszego
- kopalń
itd.
Oczywiście w pierwszym odruchu można krzyknąć. TO ZLIKWIDOWAĆ, CO BĘDZIE TO WISIAŁO NA SZYI PODATNIKA! Na tym odruchu poprzestają np. sympatycy UPR. Jest to odruch częściowo słuszny. Jeśli jakaś branża jest chronicznie niezdolna do konkurowania, to szkoda siły na jej podtrzymywanie. Ale...nie znaczy to, że chorą kończynę należy ucinać w każdych okolicznościach. Czasem można starać się ja wyleczyć. Ty byś nie walczył o własną rękę? Prosiłbyś lekarza by ci ją amputował bez walki?
Czy naprawdę nie ma w Polsce wykształconej kadry zdolnej poprowadzić biznes, zreformować, zrestruktyryzować? Na całym świecie podatnicy w pewnym momencie dopłacali do jakiegoś przemysłu. Suma sumarum to się opłaca. Np. do Airbusa dopłacano, ale na dłuższą metę produkcja samolotów to bardzo dochodowe zajęcie i Europa na tym korzysta. Oczywiście jest cienka linia między ratowaniem zagrożonej branży, a okradaniem podatników i pompowaniem kieszeni producenta...
W Polsce walka z dopłacaniem przyjmuje karykaturalne formy. Na przykład nie chcieli dopłacić do polskiej zbrojeniówki, ale na F16 znalazły sie kwoty miliardowe! FSO musiało odejść w niebyt, ale urzędasy rozbijają się tysiącami importowanych limuzyn. Dochodzi do tego, ze polski rząd pomaga islandzkim bankom. Jak to jest, ze potrafimy dotować branże zagraniczne, a nie potrafimy własnych? Najbardziej karykaturlana forma z dopłatami to pietnowanie utrzymania kopalń. Są tacy dowcipnisie co by je pozamykali. Ja rozumiem. PRL, lejaca się surówka, propaganda. Ale do kroćset. Na węglu stoi nasza energetyka! Oczywiście, że można go importować np. z RPA, ale wystarczą jakieś niewielkie problemy z dostawami i leżymy - dosłownie.
Ludzie nie rozumieją podstaw ekonomii, myślą krótkoterminowo, wierzą w wolny rynek. Np. dekoniunktura na rynku statków. Jest kryzys, to rząd pomaga stoczni. Jest koniuktura, to stocznia ciągnie gospodarkę i spłaca dług. Pozwolenie by jakaś branża padła na skutek kryzysu daje KRÓTKOTERMINOWĄ ulgę dla budzetu, ale gdy przychodzi koniunktura to zamiast dającej się opodatkować wielkiej firmy mamy rzesze bezrobotnych.
Poza tymn wielu nie rozumie jak działa system bankowy. Jest to piramida finansowa. Banki pożyczają więcej niż mają depozytów i w ten sposób kreują pieniądze. Nie jest zatem dla nich tak wielkim (jak by się mogło wydawać) problemem kredytowanie przemysłu, ani wojen. Pozbywając się banków oddaliśmy innym państwom możliwość decydowania jakie branże przemysłu mogą się rozwijać. Znam przypadek hgdy to włoski bank wbrew regułaom ekonomii cofnał kredyty dla polskiej fabryki półciężarówek. Przeszakadzała FIATowi. Nie jest zwolennikime systemu bankowego, ale skoro wszysscy w taki sposób grają, to nie można się wyłamywać. To co zaproponowlai nasi liberałowie to jednostronne rozbrojenie. Skutki widać gołym okiem. Wielki tygrys gospodarczy ze wzrostem 5%, a 20 lat po transformacji ludzie emigraują zarobkowo.
To co dominuje w Polsce to DEFETYZM. Np. sprzedaje się państwową TPSA państwowemu FRANCE TELECOM. W imie czego? Tu już nawet nie ma magicznej formułki, że "prywatne jest efektywniejsze". Może powiedzmy sobie jasno. Polscy troglodyci nie potrafią prowadzić żadnej formy i muszą mieć nad sobą menagera z zachodu.
Globalizacja, ktora u nas się zadomowiła to eufemizm na neokolonializm. Wbrew temu co twierdzą takie typki jak np. Cejrowski kolonializm był największą tragedią jaka spotkała ludy Ameryki, Afryki i Azji.
Stoczniowcy dali się kilka lat temu podpuścić graczom z SLD - łasym na nacjonalziację stoczni i obsadzenie ich z klucza partyjnego. Dlatego rząd był taki twardy wobec kryzysu w branży i afiszował się obroną pieniędzy podatnika. Podpuszczeni stoczniowcy na reformatorów stoczni krzyczeli "złodzieje". Ciekaw jestem ilu z nich teraz rozumie swój błąd.
Polska jest zagłębiem taniej siły roboczej bez żadnego znaczenia politycznego w Europie i na świecie. Nie musimy się bronić, bo nie mamy co bronić. NATO rozwiązało naszą armię a te resztki "wcieliło" w swoje struktury i robimy za chłopców na posyłki. Nasze państwo zostało sprywatyzowane, mamy rząd służący interesom naszych zachodnich właścicieli mających "u nas" swoje banki i zakłady pracy oraz sieć monstrualnych sklepów. Nikt już tego nigdy nie odwróci. To, co nam pozostaje, to jest międzyludzka solidarność, wzajemne pomaganie sobie i rozwój duchowy, który da nam przynajmniej w tej niedostępnej dla nikogo sferze wolność. Jako Naród jesteśmy "bytem przeszłym". Mamy niby dostęp do morza, a nie wolno nam łowić ryb. Mamy niby własne stocznie, a nie wolno nam robić statków. Mamy niby własną ziemię, a nie wolno rolnikowi mieć bez pozwolenia nawet jednej świni, nie wolno mu jej zabić u siebie- jak to robili rolnicy od wieków-ale musi być ta świnia wożona na wycieczkę do rzeźni. Z tego, co zostawiono Polakom, da się niewiele zrobić. To, co nam pozostało naprawdę, to człowieczeństwo i jeżeli sami tego w błoto nie wyrzucimy, to nikt nam tego nie odbierze, nawet, gdy będziemy zmuszeni mówić na co dzień w obcym języku.
Gdyby wierzyć lewicy prostej jak drut (GPR, PPP itd.), to nana miałaby rację. Rzecz w tym, że w kapitalizmie bankructwa i likwidacja zakładów nie są niczym nadzwyczajnym. Na miejscu starych stoczni wyrosną nowe. Już rosną. Zresztą tuż za bramą bankrutujących zakładów. Tusk ma rację. Przemysł stoczniowy w Polsce nie upadnie. W tej sytuacji kompromisowa postawa stoczniowych związków zawodowych jest w pełni racjonalna. Strajk generalny czy czynny nie stworzy przecież ustrojowej alternatywy. Anarchistyczne, nowolewicowe, GPR-owskie czy PPP-owskie mżonki nie przekonają robotników. WYMAGAĆ NALEŻY WIĘCEJ, NIE OD STOCZNIOWCÓW, NIE OD ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH, LECZ WŁAŚNIE OD REWOLUCYJNEJ LEWICY.
Potrzeba więcej wyobraźni i pewnego dystansu w ocenie nietuzinkowych przecież zjawisk.
Niewątpliwie transformacja ustrojowa lat 90. wiązała się z gwałtowną, wręcz katastrofalną deindustrializacją kraju. Dziś nawet w obliczu światowego kryzysu możemy być pewni, że bliżej nam już do reindustrializacji.
mam podobne odczucie dzisiejszej sytuacji.
Jak się zdaje interes narodowy możemy schować do szuflady z napisem historia.
Staliśmy się więcej obywatelami Europy, chociaż takimi z prowincji, jak to się kiedyś określało.
Nieciekawie dzieje się także w polskim rolnictwie. Parę dni temu dostałem informację od znajomego rolnika, że jego dobry plon buraków cukrowych z 40 ha uprawy przyniósł stratę paru tysięcy złotych.
Rolnik ten miał umowę na mocy której odbiorca buraków miał dostarczyć nawozy, nasiona, transport.
Po rozliczeniu okazało się, że rolnik ma dopłacić jeszcze 2,5 tys zł na rachunek odbiorcy. Strata jest dużo większa bo obejmuje jeszcze robociznę obcą, koszty własne nie mówiąc już o własnej robociźnie.
Umowy wprawdzie nie widziałem, ale nie chce mi się w to wierzyć.
W polskich mediach o tym cicho, albo może coś przegapiłem
Wiem, że interesujesz się rolnictwem, czy możesz ten fakt skomentować ?
Mogę tylko dodać, że inni rolnicy na tych samych umowach w tym rejonie mają podobne problemy.
nic u nas o takim fakcie nie słyszałam. Ale że coś takiego jest możliwe, mogę sobie łatwo wyobrazić. Najgorsze jest to,że Polak Polakowi robi takie świństwa. Pozdrawiam.