jest swietny!
Utożsamienie Rosji rewolucji październikowej z Rosją pod rządami Stalina to prywatny infantylizm umysłowy pana Ciołkosza dziwnie zbieżny z opinią kapitalistów całego świata.
Nawet jednak opis postawy Abramowicza wobec rewolucji październikowej nie jest uczciwy.
Zapewne dlatego, że Abramowicz miał w latach wojny domowej wrogi stosunek do reakcji jakiego Ciołkosz nie przejawiał nigdy w Londynie.
To prawda - rzeczywiście Abramowicz uważał Rewolucję październikową za „nieszczęście”.
Zarazem dodawał jednak, że nie byłaby ona możliwa bez szerokiego poparcia w masach żołnierskich i robotniczych, (którym to jednak zarzucił brak dojrzałości).
Równocześnie sprzeciwiał się zjednoczeniu wysiłków opozycyjnych wobec bolszewików partii socjalistycznych z partiami burżuazyjnymi i reakcyjną kadrą oficerską do walki z bolszewikami.
Dodatkowo podczas wojny domowej opowiadał się za taktyką porozumienia z bolszewikami, wzywając ich do zaprzestania politycznego i ekonomicznego terroru.
można się naturalnie bardzo mocno dziwić, można się z tym nie zgadzać. Ale co to zmienia? Plutokracja i tak będzie miała coraz większe wpływy, bo ma kasę i wie jak zrobić, by mieć jej jeszcze więcej. A to,że się jakiś ludzki robaczek rzuca niezadowolony? I tak jest spisany na straty i nie ma powodu się nim zajmować. Pieniądze nie mają ojczyzny, pieniądze nie wiedzą, co to etyka i moralność. Pieniądze dają władzę, ponieważ za pieniądze ludzie się sprzedają. Tak długo, jak ludzie sprzedawać się będą, będzie ta władza niezachwiana.
Wiadomo, bez pieniędzy nie da się funkcjonować w naszym społeczeństwie. Nadając im jednak ważność drugorzędną dajemy szansę innym wartościom na zajęcie miejsca pierwszego. Pozornie to niby nic. Jednak w praktyce oznacza wyzwolenie jednostki spod jarzma mamony.
Każdy ma prawo do myślenia, co mu się podoba, więc nie będę komentować opinii autora tekstu o rewolucji październikowej i jej konsekwencjach. Sprawa jest kontrowersyjna - on ma swoje stanowisko, ja mam swoje (cokolwiek odmienne). Ciekawi mnie jednak podkreślona już wyżej zbieżność z poglądami tego pana oraz interpretacją rewolucji lansowaną ostatnio dosyć nachalnie przez historyków prawicowych. Czy mam przez to rozumieć, że i lewica.pl tę wizję przyjmuje?
Lewica.pl jako całość nie. Osoby które za tym tekstem głosowały (ja do nich nie należę) zapewne tak.
czemu przemek prekiel tak się zachwyca tym badziewiem, przecież tego się nie da czytac :) bez składu i ladu no i ideologiczny syf, niestety
Ten tekst jest tragiczny - aż nie chcę się go czytać. Obnaża okrutnie ideologiczną i intelektualną nędzę tego stronnictwa. Nic dziwnego, że mieńszewicy skończyli, jak skończyli. Nie dorastali Wielkiemu Leninowi i bolszewikom do pięt. I to utożsamianie Rosji bolszewickiej Lenina i stalinowskiego ZSRR. Rojenia o "prawdziwej demokracji", jakby coś takiego w ogóle istniało. Powtarzanie burżuazyjnych, prawicowych mitów o dojściu do władzy Bohaterów Października.
może jakieś argumenty oprócz inwektyw?
lewica będzie się kurczowo trzymała antydemokratycznego zamordyzmu bolszewickiego i dzieliła na czworo włos różnic między "dobrym" Leninem a "złym" Stalinem, dopóki będzie folklorem i zbieraniną antypatycznych dziwolągów. Zresztą taki właśnie jej obraz wyłania się z powyższych komentarzy.
Dorobek międzywojennego i tużpowojennego PPS jest godny uwagi i przypomnienia, także w jego krytyce ZSRR, nawet jeśli nie ze wszystkimi tezami można się zgodzić. Szkoda jednak, że nie wybrano po pierwsze tekstu autorstwa kogoś z tego kręgu, ale na wyższym poziomie niż gawędziarsko-kaznodziejski Ciołkosz - np. Zaremby o lepszym zmyśle do analiz socjo-ekonomicznych albo nawet starszych tekstów Abramowskiego o jakimś głębszym intelektualno-filozoficznym oddechu - nie o Leninie i ZSRR rzecz jasna, ale szeroko pojętym lewicowym partyjniactwie i "rewolucyjnej policji". Zresztą, sam Ciołkosz potrafił pisać to samo na lepszym poziomie, np. we wstępie do broszury Róży z krytyką rewolucji październikowej i lepiej już było dać coś takiego. Lenin i bolszewicy nie powinni być żadnymi bezkrytycznie przyjmowanymi świętymi, zwłaszcza z współczesnej perspektywy, ale argument o "garstce spiskowców" jest tragiczny, przecież w ten sposób można dezawuować każdą grupę dysydencką - a już spod pióra kogoś, czyj autorytet nawet w emigracyjnym PPS był ograniczony (choćby przez wieloletni konflikt wewnętrzny z Zarembą)...
A portal lewicowo.pl jest skądinąd godny uwagi. Polecam (inne) teksty stamtąd.
"Dobry Lenin" i "zły Stalin"? To największa bzdura, jaką kiedykolwiek słyszałem. Nie byłoby przecież komunistycznych zbrodni jeszcze przed Stalinem, gdyby nie przewrót bolszewicki zapoczątkowany przez spiskowców pod wodzą Lenina w listopadzie 1917 roku.
dlatego codziennie się modlę i dziękuję że jest w naszym kraju czasopismo które zwalcza tą wredną lewicę.
Przpypominam sobie teraz wspomnienia Michała Bachtina, ktory nigdy nie był sympatykiem bolszewików, a za to był więźniem stalinizmu.
Bachtin określa Kiereńskiego jako "zero". Twierdzi, że patrząc na ekipę, która doszła do władzy po rewolucji lutowej, uznawało się za oczywiste, że obalą ich i zastąpią albo monarchiści, albo bolszewicy.
Jako "garstka spiskowców", bolszewicy mogli wziąć władzę w Petersburgu. Ale wygrać wojnę domową w kraju o ponad stumilionowej ludności? Tego spiskowcy ani puczyści już by nie dokonali.
zamiast się modlić, lepiej byś popracował.
A Ty, Michał, zawsze możesz zrobić wreszcie coś dobrego - teksty do ręki, skaner do kontaktu, plik tekstowy i do dzieła. Bo wieczne marudzenie, że to jest nie całkiem cacy, a coś innego byłoby lepsze, a tak w ogóle to jeszcze a propos czegoś trzeciego - jest i bezpłodne, i w takich dawkach po prostu nudne.
Komentarze są do oceniania i komentowania, więc z tego prawa korzystam. Powtarzam: Lenina można i należy krytykować za czerwony tayloryzm, skrajny makiawelizm itp., ale płacz, że "garstka zdobyła władzę w Rosji" jest po pierwsze faktograficznie trudny do obrony (jak zauważył ABCD), po drugie wyjątkowo absurdalny ze strony Ciołkosza akurat.
wiem po co są komentarze - wiem też jednak, że życie nie składa się z samych komentarzy. A poza tym nie mam żadnego szacunku dla Wujków Dobra Rada.
Nie wiem co jest absurdalnego w zarzutach Ciołkosza pod adresem Lenina. Ciołkosz został w 1928 r. wybrany posłem w demokratycznych wyborach w warunkach niesprzyjających sukcesowi jego partii - Lenin wraz z garstką zwolenników dokonali zbrojnej ruchawki w okresie politycznego zamętu, gdy demagogia i pustosłowie były w cenie, później jakikolwiek mandat społeczny go nie interesował. Zarzut Ciołkosza jest więc w pełni uzasadniony. Oczywiście, że bolszewicy przez pewien okres zyskali poparcie społeczne, ale było to dość krótkotrwałe i oparte na braku swobód politycznych dla konkurencji. Nie było to zresztą poparcie mniejsze niż to, jakim cieszył się "zły Stalin".
"większe" - nie "mniejsze".
Żeby wygrać wojnę domową - bez poparcia, a za to z licznymi wrogami z zewnątrz - trzeba, niestety, mieć znaczne poparcie społeczne.
chodziło mi oczywiście o brak poparcia z zewnątrz. Co można było zrównoważyć tylko zapleczem wewnątrz kraju.
trzeba mieć. Wiem nawet, jak to poparcie osiągnięto: demagogicznymi obiecankami i stopniową likwidacją przeciwników politycznych. Gdyby Lenin miał faktyczne poparcie i nie obawiał się opinii publicznej, to po wygraniu wojny domowej przywróciłby wszelkie swobody polityczne i obywatelskie, poddając się społecznemu osądowi.
dwa hasła, które zapewniły poparcie bolszewikom - ziemia dla chłopów i pokój - demagogicznymi obiecankami nie były, bo je zrealizowano.
A gdyby przeciwnicy bolszewików mieli większe poparcie, to by ich pokonali.
ci demokratyczno-lewicowi, mieli poparcie, ale mieli też skrupuły. I dlatego przegrali. Tak samo jak kulturalny i spokojny człowiek przegra z bandziorem, który go napadnie z łomem w ręku.
Pokój był w interesie bolszewików. A ziemię chłopom przyznano po to, żeby im wkrótce ją odebrać, a samych chłopów - masowo prześladować.
Tak czy tak, Ciołkosza wybrano posłem w wolnych wyborach. Lenina nie wybrał nikt, rządził z własnego nadania. Więc argument, że Ciołkosz nie ma prawa krytykować Lenina za sposób przejęcia władzy, jest z lewicowego punktu widzenia śmieszny. Za to świetnie pasuje do prawicowego elitaryzmu. Jeśli Lenin był z lewicowego punktu widzenia OK, to taki np. Piłsudski powinien być dziś wręcz ikoną lewicy.
nawet Ciołkosz przyznaje, że bolszewicy w wyborach do Konstytuanty zdobyli 25% głosów. To więcej niż miała kiedykolwiek PPS.
Artykuł pochodzi ponoć z 1963 r., a więc z okresu, kiedy Ciołkosz znalazł się poza głównym skupiskiem emigracyjnego PPS. Nie odbiera mu to oczywiście prawa do wypowiedzi - ale podważa wartość argumentu o "garstce" i "braku demokratycznego mandatu", skoro w czasie, kiedy to pisał, sam miał z tym kłopoty środowisku socjalistycznej polskiej emigracji.
Różne rzeczy można powiedzieć o bolszewikach, ale nie to, że nie zrealizowali postulatów z "Tez kwietniowych".
Nigdy nie pisałem o "dobrym Leninie" czy "złym Stalinie", bo takie (zgadzam się, że infantylne) wartościowanie mnie nie interesuje. Lenin po prostu realizował postulaty rewolucji (a że od cholery było w tym dogmatyzmu, bezwzględności i sporej ilość błędów to inna sprawa). Co do poparcia dla Stalina, które zresztą w postaci sentymentu utrzymywało i utrzymuje się bardzo długo - zgoda, ale nie w tym problem.
Co do życia i komentarzy - owszem. Idąc dalej - życie nie kończy się na tym portalu i postawach użytkowników wobec niego. Jeśli coś jest wg mnie dobre czy słuszne, to potrafię to docenić, ale poziom tego portalu jest niestety taki, jaki jest (mówię o lewicy.pl). Zresztą fakt, że z dorobku tego odłamu polskiej lewicy wybrano akurat ten tekst i dostępny w takiej akurat formie (czyli po prostu umożliwiający ctr c + ctr v) też świadczy przynajmniej o tumiwisizmie (części) tutejszego "kolegium" - albo nadziejach na pozyskanie jakiejś demokratyczno-lewicowej dystrybucji rozmaitych fruktów. Gdyby rzeczywiscie było tak, jak w moich domniemaniach, to lewicowo.pl i wynikająca z autentycznych pobudek decyzja redakcji tamtego portalu zostałaby po prostu wykorzystana w czyichś interesownych posunięciach.
powinien umieć się bronić przed "bandziorami" lub zmienić zawód na mniej niebezpieczny.
Powtórzę: Ciołkosz w ogóle w swym życiu miał demokratyczny mandat, ale nie w okresie opublikowania tego tekstu, kiedy brak mu było tego zaplecza nawet w emigracyjnym PPS-ie. Swoją drogą wątpię, czy przeciwnicy Lenina i bolszewików (także "z lewa") byli aż tak pokojowi i demokratyczni. Anarchiści? Eserzy?
Co do kolektywizacji - nie chodzi już nawet o to, czy ktoś był "dobry", ale jakie można mieć wpływ na decyzje polityczne w kilka lat po własnej śmierci?
warto, abyś doczytał do końca zdanie, w którym Ciołkosz wspomina o tych 25% poparcia. Natomiast co do sugestii, żeby polityk zmienił zawód na mniej niebezpieczny, to byłoby to oczywiście słuszne stwierdzenie, gdyby ów polityk miał możność przewidzieć, z kim będzie miał do czynienia. Równie dobrze można uznać, że lewica w Chile też nie powinna się zajmować polityką, skoro przyszedł Pinochet i rozgonił ich na cztery wiatry niewielkim nakładem sił i środków. A taki Hussejn? Czyż nie powinien zmienić zawodu, zanim bardziej skuteczny od niego Bush wysłał bombowce?
Michał - jak zwykle odlatujesz coraz bardziej. Sprawa jest prosta: nikt ci się nie każe zachwycać tekstem Ciołkosza, ani zaprzestać jego krytyki. Sęk w tym, że po pierwsze pod prawie każdym tekstem twoja krytyka wygląda niemal tak samo, po drugie - proponowałbym, żebyś oprócz krytyki zrobił coś konstruktywnego. Na dzień dobry możesz się wybrać do biblioteki i zeskanować z 5 lepszych, ważniejszych i bardziej trafnych tekstów Ciołkosza, a następnie udostępnić je redakcji lewica.pl czy lewicowo.pl, wedle uznania. Wszyscy na tym skorzystamy.
Co do Stalina i Lenina oraz tego, kto za co ponosi odpowiedzialnośc, to pewne jest jedno: Stalin swoją pozycję i moc sprawczą w kwestii wielu zbrodniczych decyzji uzyskał w ramach systemu współtworzonego przez Lenina. Nic w tej kwestii nie zmieni to, że Lenin zmarł kilka lat przed owymi decyzjami. Gdyby w Rosji istniała demokracja parlamentarna albo choćby nawet jakaś "miększa" forma dyktatury (np. neutralizowana rozwojem parapolitycznych form aktywności społecznej, jak niezależna prasa, związki zawodowe, organizacje społeczne), to Stalin nigdy nie dokonałby tego, czego dokonał. Albo więc Lenin okazał się kompletnie niezdolny do przewidzenia skutków SWOICH czynów, albo cały ten komunizm jest g... wart, skoro prowadzi do takich własnie skutków.
Istotny problem w tym, że nigdy nie było rewolucji społecznej, ktora odbywałaby się jak dyskusje we klubie oksfordzkim i wybory w kantonach szwajcarskich.
Podczas rewolucji francuskiej wielokrotnie "oczyszczano" konwencję, czyli ówczesny parlament z frakcji zachowawczych. Przypominało to rozpędzenie konstytuanty przez bolszewików.
Paradoksalnie, trudno a priori ocenić, że taka ingerencja musi być antydemokratyczna. Podczas rewolucji, nastroje zbiorowe potrafią radykalizować się z dnia na dzień, czego nie wychwytuje kadencyjny parlamentaryzm.
A już taki Cromwell to rządził metodami - porownawczo - chyba ostrzejszymi miż Lenin (jeśli wziąć pod uwagę jego metody podboju Irlandii).
Oprócz wymiaru stricte politycznego (demokracja kontra dyktatura) należy brać pod uwagę relacje typu socjalnego i klasowego.
Konkretnie: czy w roku 1917 wycofanie Rosji z wojny wbrew woli jej sojuszników zachodnich i podział ziemi na wsi można było przeprowadzić metodami demokratycznymi?
Myślę, że nie.
Jak najbardziej - mienszewicy i eserzy byli ugrupowaniami demokratycznymi, ktorym w glowie nie miescilo sie przejmowanie wladzy bez demokratycznego mandatu. Dlatego tez tak dlugo nie reagowali na poczynania bolszewikow, bo sadzili, ze tamci wreszcie zwolaja konstytuante i dostosuja sie do wyniukow wyborow.
Durango: bolszewicy niby obiecali pokoj,ale czy slowa dotrzymali? Wojna z Niemcami skonczylaby sie najpozniej w 1918. Tymczasem bolszewicy zagwarantowali narodowi kilka wojen napastniczych (Polska, Gruzja, itp) oraz wojne domowa do 1923 r.
ze mnie żaden antyrewolucyjny ortodoks ani też demokratyczny fanatyk. Ale wszelkie zjawiska polityczne oceniam przede wszystkim wedle skutków. I tu Ciołkosz ma rację, gdy nazywa bolszewicką ruchawkę - kontrrewolucją.
akurat eserzy to swoją działalność w Rosji carskiej prowadzili w znacznym stopniu metodą zamachów na dostojników dworskich i rządowych. Za co zresztą ich nie ganię a priori.
zależy, jak mierzyć.
Czy bez rewolucji bolszewickiej byłyby możliwe na przykład:
- obalenie społeczeństwa stanowego
- awans Rosji (której groził status kraju półkolonialnego) na płaszczyźnie międzynarodowej
- efekty pośrednie: dekolonizacja, skłonność kapitału zachodniego do kompromisów socjalnych
Dodajmy, że w roku 1917 w Rosji nie było demokracji społecznej, która mogłaby zostać obalona przez kontrrewolucję.
Prawda. Ale tez nie opowiadali sie za rzadami dyktatorskimi i opowiadali sie za wolnymi wyborami do konstytuanty. Te rzeczy na niebolszewickiej lewicy byly uwazane za oczywiste.
Jak najbardzej wszystko byloby mozliwe. Rzady bolszewii byly najgorszym z mozliwych scenariuszy.
na bolszewickiej też.
Po prostu sytuacja zmieniała się z prędkością światła.
Cromwell uznałby za wariata lub opętańca kogoś, kto by mu już w trakcie wojny domowej powiedział, że wyśle króla na szafot.
wojtasie?
A rządy admirała Kołczaka, którego rzezie i tortury podobno przesądziły o zwycięstwie bolszewikow, bo przerażeni nimi niezdecydowani przeszli na ich stronę?
czytelników portalu ,,lewica.pl'' destalinizować, ale tak ogólnie to jest mierny :)
Takie wypracowanie uczniaka na tróje z dwoma...
Proponuje jeszcze wrzucić w dziale ,,publicystyka'' raport Kuklińskiego;)
Swoich oponentów punktujesz wspaniale. Nie pozwalasz im złapać tchu. I czynisz to z szerokich pozycji z dużą znajomością politycznej praktyki. Z podziwem kłaniam się do stóp. A przy okazji: Stalin w ostatnich dniach zdobył trzecią pozycję w opinii Rosjan jako najbardziej dla ich narodu zasłużony. A ta ocena - wg mnie - ma większe znaczenie niż wszystkie inne, nie rosyjskie.
1) Nie masz racji co do rzekomego demokratyzmu bolszewii. Co najmniej od "Panstwa i rewolucji" sami bolszewicy wykluczali wielopartyjnosc, czy demokracja parlamentarna. Chyba jedynie Zinowiew i Kamieniew mieli jeszcze jakies zludzenia, ale ich przyklad wskazuje, ze byli w tym osamotnieni.
2) A co ma do rzeczy admiral Kolczak? Zupelnie nie pojmuje Twego argumentu. Przypominam, ze to nie admiral Kolczak, ale bolszewicy obalili legalny rzad i rozpetali krwawa wojne domowa. Po drugie jesli juz mamy byc tacy wnikliwi to wez pod uwage, ze ani bolszewicy nie odstawali pod wzgledem rzezi od "bialych", a po drugie to nie wojska Kolczaka na SYberii byly szczegolnie krwawe, tylko raczej wojska południowe (Wrangla), ktore skladaly sie w znacznej mierze z Kozakow i stad te rzezie (antysemickie zwlaszcza).
3) Pisanie o awansie spoleczenstwa stanowego dzieki bolszewikom to jakies kpiny. Od 1861 roku nie bylo w Rosji panszczyzny, a chlop rosyjski, choc nadal nie byl w pelni obywatelem, to mogl sobie w kazdej chwili wziasc manatki i wyjechac np. na Zachod. To bolszewicy NA STALE przytwierdzili go do ziemi, pozbawili nie tylko paszportu, ale nawet uniemozliwili podrozowanie dalej niz pare km od wlasnej wsi, pozbawili wszelkiej wlasnosci i uczynili niewolnikiem.
4) Nie wiem o jakim "awansie" mowisz, ale przypominam, ze rzady bolszewikow prowadzily taka polityke gospodarcza, ze nie byly w stanie wyzywic wlasnych obywateli (kleski glodu juz za Lenina i setki tysiecy zmarlych z glodu), ani zapewnic jakichkolwiek ich potrzeb. Jestes sobie w stanie wyobrazic gorsze rzady? Nawet najbardziej reakcyjne nie spowodowalyby takiej hekatomby, ani nie prowadzilyby takiej beznadziejnej polityi gospodarczej.
wcześniej niż bolszewicy obalili legalny rząd, zrobiła to rewolucja lutowa, która obaliła legalnego pana ziemi rosyjskiej, Mikołaja Aleksandrowicza Romanowa.
cóż, teza o puczystowskim charakterze władzy bolszewików jest dość stara, starsza niż wynurzenia imć Ciołkosza. Pierwsi byli, jeszcze przed Rewolucja, pardon, jak chcecie to "puczem" Kamieniew i Zinowiew, którzy sprzeciwiali się braniu władzy, zarzucając Leninowi ciągoty puczystowskie. Tak więc Ciołkosz zapożycza się u bolszewików, bo przecież nie możemy powiedzieć, że popełnia plagiat
Bzdurność tej koncepcji, powtarzanej wielokrotnie aż do Pipesa staje się jasna, gdy spojrzymy na całość procesu społecznego (w moim rozumieniu - rewolucyjnego) roku 1917. Wszyscy prawicowcy koncentrują się na lutym i październiku, oczywiście idealizując Luty i karykaturyzując Październik, jakby nie było dni lipcowych. A dopiero zrozumienie dni lipcowych i wyciągnięcie z nich wniosków doprowadziło do Października. Ale oczywiście znacznie łatwiej jest gaworzyć o marginalnym charakterze walk w Październiku (Rząd Tymczasowy wszak nie bronił się ani nie był broniony w znaczącym wymiarze) i o myśli politycznej Lenina, który niespecjalnie starał się o pięcioprzymiotnikową ordynację i pluralistyczne, konkurencyjne wybory. Dla jakiegoś jednak powodu uznał,że w porewolucyjnej Rosji wyzyskiwacze winni być pozbawieni praw politycznych, w tym wyborczych. A wszak nie jest to taka znowu innowacja ustrojowa, już w porewolucyjnej Francji istniała kategoria ci-devant noblesse.
Nie jest jednak prawdą, że Lenin nie poszukiwał poparcia społecznego. Czym innym w takim razie był NEP???
Zupełnie inną sprawą jest to, jak postępował proces biurokratyzacji partii bolszewickiej i władzy radzieckiej, ale o tym pisała wszak już Różą Luksemburg i nie ma potrzeby dodawać, że to jej rozumowanie, nie Ciołkosza jest mi bliższe.
ano właśnie - dlatego też Ciołkosz trafnie używa określenia kontrrewolucja. Po obaleniu cara przez siły demokratyczne i postępowe, nastąpiła reakcja w postaci bolszewickiego zamordyzmu, który wkrótce przekształcił się w państwo policyjne, a następnie w totalitarne. Nawet jeśli w ZSRR dokonał się jakiś postęp w stosunku do czasów carskich (jeszcze by tego brakowało, żeby się nie dokonał na przestrzeni kilku dekad), to był on okupiony ceną nieporównanie wyższą - liczoną w ludzkich istnieniach - niż w jakimkolwiek państwie jako tako cywilizowanym.
W Rosji siły demokratyczne i postępowe były bez siły.
Już w ciągu roku 1917 okazało się, że rząd tymczasowy radzi, a siłę do faktycznego przejęcia i sprawowania władzy mają albo restauratorzy monarchii typu Korniłow, albo - niestety - bolszewicy.
Niedługo przed I wojną swiatową ukazała się fantastyczna (?) powieść Jacka Londona (tytułu w tej chwili dokładnie nie przytoczę, ale była w nim słynna "żelazna stopa"). Przewidywała ona stoczenie się światowego kapitalizmu w - mające trwać setki lat - panowanie oligarchii, które byłoby petryfikowane przez terror i wojny.
Wydaje mi się prawdopodobne, że rewolucja bolszewicka pokrzyżowała ten scenariusz.
Dlatego, między innymi, awans ludu w niektórych państwach kapitalistycznych dokonywał się łatwiej i spokojniej niż w Rosji.
Warto też pomyśleć o alternatywach, a więc na przykład:
- rządy białych wodzów typu Kołczak lub Denikin. Wobec konieczności stłumienia spontanicznego podziału ziemi przez chłopów, musiałaby ona opierać się na totalnym terrorze armii wobec mas.
- wariant lepszy politycznie: republika kupiecko-chłopska, o której myśleli eserzy, a potem zwolennicy Bucharina wśród bolszewików. Zostaje ona podbita przez niemieckich konkwistadorów przestrzeni życiowej.
kapitalizm nie jest tak "głupi", jak go portretujesz w ślad za Londonem, nie jest też niepoddawalny społecznym naciskom. Przykłady? New Deal, reformy socjalne w Belgii z lat 30., plan Beveridge'a z 1942, zręby późniejszego welfare state w Skandynawii lat 30. itd.
Co do Rosji/ZSRR - jeśli taką cenę należy płacić za postęp, to serdecznie dziękuję. Nie opłaca się to ani w wymiarze czysto ludzkim (nawet gdyby "ucywilizowanie" caratu i reformy trwały znacznie dłużej, to pociągnęłyby za sobą mniej ofiar i zamordyzmu), ani w sferze idei - do dziś lewica płaci ogromną cenę za Lenina i jego następcę, mimo że w ZSRR nie osiągnięto żadnego z lewicowych celów, których nie osiągnięto by (nawet jeśli nieco później) w dowolnym jako tako cywilizowanym kapitalistycznym kraju świata.
Durango, że Twoje pozytywne przykłady ewolucji kapitalizmu pochodzą z okresu po rewolucji rosyjskiej. Czy nie są też od niej zależne przyczynowo?
Kapitalizm, oczywiście, nie jest głupi. Idzie na ustępstwa tylko wowczas, gdy z analizy w kategoriach teorii gier wychodzi, że upór kosztowalby więcej.
płaci cenę nie tyle za Lenina, co za to, że po wyczerpaniu się historycznie kreatywnych możliwości rewolucji rosyjskiej (co nastąpiło w latach 70-tych XX-go wieku, jak twierdził Carillo) nic poważnego tej rewolucji - jako źródło nowych możliwości - nie zastąpiło.
1) Mikołaj II sam abdykował na rzecz swojego brata, byla wiec legalna ciaglosc wladzy. Zreszta nie w tym rzecz. Roznica polega na tym, ze wladze po rewolucji lutowej posiadaly demokratyczna legimtymacje i zalezaly od woli wyborcow. Bolszewicy tego nie zrobili i do lat 90-ych nie przeprowadzali zadnych wolnych wyborow.
2) "W Rosji siły demokratyczne i postępowe były bez siły.
Już w ciągu roku 1917 okazało się, że rząd tymczasowy radzi, a siłę do faktycznego przejęcia i sprawowania władzy mają albo restauratorzy monarchii typu Korniłow, albo - niestety - bolszewicy."
Straszenie "gorszym zlem" i na sile wybielanie "mniejszego zla" ma z pewnoscia jakis sens. Ale czy jestes taki pewien co bylo "gorszym zlem" - bolszewicy, czy Kornilow? Po pierwsze teza, jakoby absolutna wladze (jesli nie pucz bolszewikow) mialby przejac Kornilow jest karykaturalna. Tak sie sklada, ze Kornilow opowiadal sie za powrtorem do sytuacji PO rewolucji lutowej i NIDGY nie opowiadal sie za restauracja monarchii. CO wiecej, w rzadzie tymczasowym, gdzie byl glownodowodzacym zasiadali i mienszewicy i eserzy, wiec teza jakoby jedyna alternatywa dla bolszewikow byly czarne sotnie jest bezmyslna i glupia. Po drugie - mozna sie zastanowic, czy nawet gdyby jakims cudem rzady przejela "czarna reakcja" sytuacja Rosji bylaby gorsza. Czy naprawde uwazasz, ze monarchisci zdolaliby wymordowac tyle osob, co bolszewicy? Czy sadzisz, ze pozbawiliby chlopstwo wszedlkiej wlasnosci? Dorpowadzilyby do wielomilionowego glodu? I wreszcie - ytrzymaliby sie u wladzy stosujac ciagle terror az do lat 90-ych? ;-)
3) Nie wiem dokladnie co sobie myslisz piszac "republika kupiecka-chlopska". Prosilbym o jakies konkretne przyklady. Bo mi sie cos zdaje, ze i chlopom i robotnikom i kupcom zyloby sie o niebo lepiej (nawet pod surowymi rzadami "miedzynarodowego kapitalu") niz w kraju demokracji ludowej, co tez potwierdzaja WSZYSTKIE znane dotad przyklady.
4) "Durango, że Twoje pozytywne przykłady ewolucji kapitalizmu pochodzą z okresu po rewolucji rosyjskiej. Czy nie są też od niej zależne przyczynowo?
Kapitalizm, oczywiście, nie jest głupi. Idzie na ustępstwa tylko wowczas, gdy z analizy w kategoriach teorii gier wychodzi, że upór kosztowalby więcej."
A co np. z reformami Bismarcka, albo reformami w Wielkiej Brytanii przed I wojna swiatowa? Co z szeroko zakrojonymi reformami w Belgii w latach 90-ych XIX wieku? Przywolany New Deal NIC nie mial wspolnego z rewolucja pazdziernikowa, bo akurat sam wybuch rewolucji nie zmienil NIC w polityce gospodarczej USA, a New Deal byl wylacznie reakcja na kryzys, a z bolszewia nie mial nic wspolnego, bo tez ona nie miala ZADNYCH wplywow w USA.
Wojtas - 'Tak sie sklada, ze Kornilow opowiadal sie za powrotem do sytuacji PO rewolucji lutowej'. Problem w tym, że Korniłow - wspierany przez rosyjską finansjerę i kręgi najbardziej reakcyjnych oficerów - tak bardzo 'popierał' Rząd Tymczasowy, że Kiereński musiał go po nieudanym puczu aresztować :)
z ABCD i Michałem w sprawie "masowego poparcia społecznego " - bo ilu ludzi mogło poprzeć czynnie bolszewików do końca 1917 ? 50 tysięcy ? 100 tysięcy ? W porównaniu z 170 milionami poddanych cara , to tylko 0.3% - 0.6 % populacji . Jeszcze w połowie 1918 roku bolszewicy mogli liczyć najwyżej na 200 tysięcy "bagnetów" . W opinii , że w listopadzie 1917 władza leżała na ulicy i wystarczyło po nią sięgnąć jest oczywiście bardzo wiele prawdy ; policję państwową i korpus żandarmerii zlikwidowała rewolucja lutowa , załamywały się struktury władzy lokalnej , które nie radziły sobie ani z głodem głodem , ani z wypuszczonymi na mocy amnestii rządu tymczasowego kryminalistami , dezerterami i uciekinierami z obozów jenieckich ( liczba trzymanych jeńców ,głównie austro-węgierskich ,których Rosjanie musieli przecież żywić była siedmiocyfrowa ) Walcząca na froncie armia właśnie się rozpadała , bo żołnierze nie chcieli już walczyć i najchętniej rozeszliby się do domu , a rząd tymczasowy wykreślając z kodeksu karę śmierci - na przykład za dezercję , lub odmowę wykonania rozkazu dowódcy , nie miał żadnych możliwości , aby ich w okopach zatrzymać i zdyscyplinować . Warto wspomnieć , że Kiereński z generałem Krasnowem usiłowali na początku listopada "odbić" Petersburg na czele "aż" 650 Kozaków ( cała eskapada która miała w myśl proklamacji miała wyzwolić miasto "od anarchistów ,agentów cesarza Wilhelma II i plagi głodu " skończyła się na opanowaniu Carskiego Sioła i Wzgórz Pułkowych) , natomiast słynna biała "armia ochotnicza" w chwili śmierci generała Korniłowa - 30 kwietnia 1918 , czyli pół roku po przechwyceniu władzy przez bolszewików - liczyła 3500 i to nie tyle żołnierzy co oficerów ( tych pierwszych było najwyżej 200 , mniej niż brzuchatych generałów :-) i włóczyła się po stepie kubańskim , walcząc nie tyle z bolszewikami , co z pogodą . Widać z tego , że w zarówno w 1917 i 1918 roku przy powszechnej apatii , bierności i maraźmie większości Rosjan "masowe poparcie społeczne” nie było wcale potrzebne , aby zdobyć i utrzymać władzę w centralnej części kraju , a zwłaszcza w Moskwie i Petersburgu . Wystarczyło mięć za sobą poparcie nielicznych , ale za to fanatycznych aktywistów , marynarzy i Łotyszy . Co prawda teza , że to właśnie "łotewskie striełki" byli najważniejszą siłą militarną bolszewików , która uratowała rewolucję przed zduszeniem jej już na początku , jest z pewnością wyolbrzymiona , ale nie da się też ukryć , że przedstawiciele tego małego bałtyckiego narodu ( mniej niż jeden % populacji całego imperium Romanowych ) byli w tych wszystkich wydarzeniach w sposób bardzo widoczny nadreprezentowani . Zastępcy Dzierżynskiego : Peters i Lacis , obok naszego rodaka byli najważniejszymi figurami w pierwszym okresie istnienia Czeka i odpowiadają za zorganizowanie tej machiny czerwonego terroru . Dywizja strzelców łotewskich to pierwsza nowo sformowaną wielka jednostką Armii Czerwonej , a oddelegowane do współpracy z policją polityczną oddziały strzelców łotewskich , nie wchodząc formalnie z skład Czeka , często odwalały za funkcjonariuszy całą brudną robotę ( zatrzymywanie , aresztowanie i rozstrzeliwanie " elementów antyrewolucyjnych" , rozpraszanie antybolszewickich manifestacji w Moskwie i Petersburgu ogniem broni palnej ) W uznaniu zasług Łotyszy , ich dowódca - carski pułkownik Jukums Vacietis , został mianowany pierwszym głównodowodzącym Armii Czerwonej ( od września 1918 aż lipca 1919 roku)
Mnie też najbardziej rozczulił ten dobrotliwy postępowy Korniłow :-)))
Reszty tego wyznania wiary Stasińskiego z Wyborki już nie byłem w stanie czytać. Ze śmiechu.
o powrocie monarchii, bo to on był tym oficerem który w trakcie rewolucji lutowej aresztował cesarzową i rodzinę cesarską ( pod wpływem tej wiadomości car załamał sie i abdykował ) Mając taką przeszłość , jeszcze w 1918 przez zaprzysięgłych monarchistów generał traktowany był bardzo nieufnie. "Reakcyjnym oficerom " nie podobało się także to , że dowodząc "Armią ochotniczą" nadal współpracował z eserami . W chwili śmierci przy jego boku znajdował się jeden z najsłynniejszych agitatorów partii socjalistów-rewolucjonistów Fiedor Isakowicz Batkin (1892–1923) , po rewolucji lutowej człowiek wybierany głosami marynarzy na delegata sowietów najpierw Sewastopola , a później Petersburga ( Batkin po rewolucji lutowej wrócił z emigracji w Belgii i zaciągnął się do floty jako prosty marynarz ). Podkomendni Korniłowa w "Armii Ochotnicznej" rzeczywiście go nienawidzi , pewnie nie tylko za poglądy , ale także za żydowskie pochodzenie . Dalsze Batkina dzieje potoczyły sie dramatycznie ; podobnie jak Sawinkow w 1923 zwabiony podstępem nielegalnie wrócił z Paryża do ojczyzny , gdzie został niemal natychmiast aresztowany i bez sądu stracony.
że ABCD pisze na tym forum coś w miarę sensownego. Oby to wróżyło pozytywnie na nowy rok! :)
Tymczasem zupełnie nie rozumiem, w jakim celu redakcja lewica.pl przyłącza się do antybolszewickiego dyskursu...
Wręcz przeciwnie. To regres i kompromitacja. Sam tytuł artykułu Ciołka jest już zamierzoną prowokacją, ukazująca poniekąd prawdziwe oblicze lewicy.pl. w lustrze "Obywatela".
a może by tak garść argumentów?
kirk: Oho, widze znowu w formie i tradycyjnie juz merytorycznie i na temat :-)
Parvus: w zasadzie wyreczyl mnie juz osman. Dodam jednak, ze fakt konfliktu Kierenski - Kornilow nie dowodzi w zaden sposob monarchistycznych sympatii Kornilowa. Proponuje poczytac nieco wiecej na temat owego "puczu", to bedziesz wiedzial, ze byl on raczej wielkim nieporozumieniem, zas sam Kornilow, w ani jednym miejscu (a przeciez jak sie robi pucz, to sie wydaje manifesty, oglasza swoje zamiary, itp) nie twierdzil, ze broni monarchii, lecz twierdzil, ze BRONI RZADU TYMCZASOWEGO. Podobnie, kiedy juz po rewolucji pazdziernikowej dowodzil na Syberii, NIGDY nie opowiadal sie za powrotem do sytuacji przez rewolucja lutowa. Jesli masz JAKIEKOLWIEK tego typu rewelacje - to je przytocz. Chyba nic prostszego?
Co do wspierania Kornilowa przez finansjere i reakcyjnych oficerow. ja tam nie wiem, nie czytalem nic na ten temat. Wiem natomiast, ze takiego Lenina i jego bande wspierali najbardziej reakcyjni oficerowie owczesnej Europy (jak Ludendorff), a takze niektorzy z rosyjskich kapitalistow.
Po pierwsze, rozumiemy, że zarzut kontrrewolucyjności stawia przedstawiciel formacji rewolucyjnej lub wręcz hurrarewolucyjnej i nie jest to zwykła demagogia. Tymczasem PPS Adama Ciołkosza do takich nie należała, a zwłaszcza do rewolucyjnych nie należał nurt reprezentowany przez Adama Ciołkosza. Od 1920/21 charakter PPS był jak najbardziej reformistyczny. Wyjątek też potwierdza regułę - to piłsudczykowska PPS (DAWNA FRAKCJA REWOLUCYJNA). Jeśli taką rewolucję miał na myśli Ciołkosz i redakcja lewica.pl to należy im pogratulować szczerości i otwartości skądinąd symbolicznej deklaracji, bo tym jest publikacja oszczerczego artykułu Ciołkosza, który co najwyżej broni demokracji burżuazyjnej, czy jak kto woli, Rewolucji Lutowej PRZED REWOLUCJĄ SOCJALISTYCZNĄ.
Po drugie, nurt reprezentowany przez Adama Ciołkosza nawet w najbardziej chwalebnych czasach "REWOLUCYJNIE" zawłaszczał tylko Rady Robotnicze, próbując podporządkować je partyjniackim aspiracjom PPS. Czy to się przypadkiem nie nazywa właśnie kontrrewolucją?
Po trzecie, pogratulować należy obrońcom Rewolucji Październikowej, skoro pierwszy, Zbigniew Partyka dystansując się od Ciołkosza cofa się z pozycji leninowskich do znanej argumentacji Róży Luksemburg, drugi zaś, Borys Hass, swój przyczółek obrony sytuuje tuż obok Kiereńskiego i Korniłowa. CZYŻ NIE JEST TO REGRES?
zależy, jak i skąd mierzyć.
Tekst jest dobry i nie należy zapominać przez kogo i kiedy został napisany. Oczywiście -tradycyjnie- już jak nie ma jakiś kawałków wychwalajacych Stalina i kawałków jak to homikom i feministkom jest ciężko to od razu jakies wąty i halo:)
biorę na siebie wszystkie błędy luksemburgizmu. Ale czy odwołanie się do Róży jest regresem? Czy nie mamy problemu z biurokracją i demokracją w rewolucji? Z taką ludową demokracją, nie mieszczańską, ale pełną, rozwijającą się, zwycięską tak jak wszechświatowa zwycięska rewolucja? Wszyscy jesteśmy przed właściwym, to jest praktycznym odpowiedzeniem na to pytanie. Ale wszystkim życzę tak dobrego samopoczucia, jakie ma mój ulubiony krytyk.
To że przyznajesz rację Róży a nie Leninowi w znanym skądinąd sporze oznacza tylko tyle, że dystansujesz się od domniemanych "błędów" Lenina. Inną sprawą jest czy bliżej ci na krótką metę do Róży czy może raczej już na długą metę do fundacji jej imienia.
Zbyszku, większość nawet na tym portalu nie przyznaje się do mżonek o światowej rewolucji. Na pierwszym miejscu stawia jednak temat demokracji w dowolnym rozumieniu. Aż dziw bierze, że w gruncie rzeczy utożsamiasz się z tą większością i modą na "oddolny antykapitalizm" czy "demokratyczny socjalizm".
Należymy do tych nielicznych którzy kwestię demokracji w rewolucji, czy raczej braku tej demokracji, uznają za rzecz nieistotną lub, jak kto woli, istotną inaczej. Istotą tego sporu jest bowiem spór nie o dowolnie pojmowaną demokrację, lecz o typ partii rewolucyjnej. W mniemaniu zdecydowanej większości leninowski typ partii rewolucyjnej, obok zacofania Rosji, jest główną przyczyną braku demokracji w rewolucji i biurokratyzacji partii i "sovietów". Stąd już prosta droga do "bolszewickiej kontrrewolucji".
100 lat temu, na początku XX wieku Róża Luksemburg, polemizując z Leninem w kwestii organizacyjnej, wyrażała myśl, że socjaldemokracja jest ruchem samej klasy robotniczej. Jako taki nie mógł on stać na stanowisku sekciarskim i odcinać się za pomocą papierowych paragrafów od procesów w nim zachodzących. Według Róży: "całkiem chybiona jest sama myśl, jakoby w interesie ruchu robotniczego leżało odparcie masowego napływu tych żywiołów, które zostają wydzielone przez postępujący rozkład społeczeństwa burżuazyjnego" (Róża Luksemburg "Zagadnienia organizacyjne socjaldemokracji rosyjskiej", "Wybór pism", Warszawa 1959, t.1, s. 354).
Ale "twierdzenia, że socjaldemokracja, klasowa przedstawicielka proletariatu, jest jednocześnie przedstawicielką wszelkich postępowych interesów społeczeństwa i wszelkich ofiar uciśnionych przez ustrój burżuazyjny, nie wolno interpretować w tym sensie tylko, że program socjaldemokratyczny idealnie obejmuje wszystkie te interesy. Twierdzenie to stanie się ciałem w postaci historycznego procesu rozwojowego, mocą którego socjaldemokracja również jako partia polityczna stanie się stopniowo schroniskiem najróżniejszych niezadowolonych żywiołów, że stanie się ona rzeczywiście partią ludu przeciw znikomej mniejszości panującej burżuazji. Chodzi tylko o to, aby potrafiła ona obecne bolączki tej wielobarwnej, biegnącej za nią rzeszy podporządkować na długo celom ostatecznym klasy robotniczej, aby potrafiła nieproletariacki duch opozycyjny wciągnąć do rewolucyjnej akcji proletariackiej - jednym słowem zasymilować i przetrawić napływające do niej żywioły. To ostatnie jest jednakże tylko tam możliwe, gdzie - jak dotąd w Niemczech - silne, wyszkolone, doborowe jądro proletariackie nadaje już ton socjaldemokracji i jest dostatecznie świadome, aby zdeklasowane i drobnomieszczańskie żywioły podporządkować sprawie rewolucji. I w tym wypadku bardzo celowe jest surowsze nawet przeprowadzenie idei centralizacji w statucie organizacyjnym i surowsze ujęcie dyscypliny partyjnej w paragrafy. (...) Jednakże i w tym wypadku statut partyjny sam przez się nie powinien być bynajmniej orężem dla odparcia oportunizmu, lecz jedynie ostatecznym, przymusowym środkiem wywierania wpływu rzeczywiście istniejącej rewolucyjno-proletariackiej większości w partii" (tamże, s. 355).
Ale dla Róży Luksemburg napływ żywiołów burżuazyjnych nie był jedynym źródłem prądów oportunistycznych w socjaldemokracji: "inne źródło leży raczej w samej istocie walki socjaldemokratycznej, w jej sprzecznościach wewnętrznych. (...) Powiązanie wielkiej masy ludowej z celem wychodzącym poza ramy całego dzisiejszego ustroju, walki codziennej z przewrotem rewolucyjnym - oto sprzeczność dialektyczna ruchu socjaldemokratycznego, który musi się konsekwentnie przebijać między dwiema skałami podwodnymi: między zatraceniem owego masowego charakteru a wyrzeczeniem się celu ostatecznego, między powrotem do roli sekty a przekształceniem się w burżuazyjny ruch reformistyczny" (tamże, s. 356).
Już w okresie wojny, niechęć rewolucyjnego skrzydła SPD do stania się "sektą" wyraziła się w niechęci do utworzenia własnej partii, niezależnej nie tylko od oportunistycznej prawicy, ale i od chwiejnego centrum. Przez cały okres trwania Rewolucji Niemieckiej problem braku samodzielnej partii rewolucyjnej wracał jak bumerang na każdym etapie tej rewolucji.
Po upływie stulecia (tekst artykułu Róży Luksemburg opublikowano w "Iskrze" 10 lipca 1904 r.) łatwo jest zapewne krytykować Grupę Spartakusa za niechęć do odrzucenia swoich wcześniejszych poglądów, nawet jeżeli to odrzucenie w praktyce wymusiła rzeczywistość - tyle, że w sytuacji, gdy było już zbyt późno.
W SPD przewagę (jak najbardziej biurokratyczną) zyskała prawica głosująca za kredytami wojennymi i staczająca się coraz bardziej na pozycje kolaboracji z reżymem cesarsko-junkierskim, już na początku wojny. Polityka SPD rozmijała się całkowicie z nastrojami klasy robotniczej, jednak klasa ta nie miała alternatywy programowej ani organizacyjnej. Jeszcze w grudniu 1916 r., kiedy zanosiło się na rozłam w SPD i przejęcie przez lewicową opozycję organu partyjnego "Vorwaerts", opozycja nie zdecydowała się na ten krok pozwalając na wykluczenie się z grona partyjnego. To wykluczenie zapobiegło rozłamowi i ewentualnemu stworzeniu rewolucyjnej partii.
W latach 1917-1918, w przeciwieństwie do sytuacji w Rosji i taktyki bolszewików, w Niemczech spontanicznie kształtujące się zalążki organizacji rewolucyjnych - komitety robotnicze pod kierownictwem Rewolucyjnych Zwierzchników - nie spotkały się ze zdecydowanym poparciem ze strony rewolucyjnych socjaldemokratów. Uwikłanie w rozbieżności programowe z centrum, nie rozwikłane wcześniej, skutecznie storpedowało próby owej współpracy.
Tymczasem żywiołowe wystąpienia klasy robotniczej były w stanie wpływać na ustępstwa ze strony prawicy SPD. Problem tkwił w fakcie, że oczyszczona z elementów lewicowych i rewolucyjnych, partia ta uzyskała czystość ideologiczną i zwartość organizacyjną, której brakowało rewolucjonistom i centrum połączonym w USPD. Sile organizacyjnej SPD nie były w stanie sprostać słabe i niespójne siły organizacyjne lewicy rewolucyjnej. Problem zatem tkwił nie w masach, ale właśnie w braku organizacji rewolucyjnej.
W polemice Róży Luksemburg z Leninem z 1904 r., argumentacja Róży wydaje się bardziej przekonująca. Jest w niej rozmach, otwartość i wizja, której brak aptekarskim wywodom Lenina, brzmiącym niczym kazuistyka. Czyż nie jest przekonujący argument Róży, że nie da się rozwiązać zawczasu problemów, które wyłonią się w toku procesu?
O ile wybuch wojny był szansą dla takiego kraju, jak Rosja i dla jej rewolucyjnego ruchu robotniczego, o tyle wojna była klęską tej wizji procesu przezwyciężenia kapitalizmu, jaki był konstytutywny dla socjaldemokracji niemieckiej.
Rewolucyjni marksiści, skupieni wokół Róży Luksemburg, odnosili przed wojną błyskotliwe zwycięstwa nad oportunistycznymi przeciwnikami. Jednak powolny rozwój partii w kierunku opisywanym przez Różę Luksemburg z nieubłaganą historyczną mocą szykował oportunistom zwycięstwo w realnym świecie, a nie na szpaltach pism partyjnych.
Jeżeli dziś nauczyliśmy się, że stan kraju zacofanego, ale rzuconego w wir procesów globalnych, wskazuje krajom starym ich własne problemy i perspektywy, to należałoby nareszcie pojąć sens tego twierdzenia w odniesieniu do doświadczeń Rewolucji Niemieckiej i Rosyjskiej. Tę świadomość miała przecież sama Róża Luksemburg wskazująca, że klasa robotnicza Rosji wskazuje niemieckiej klasie robotniczej perspektywy, ale nie wyciągnęła z tego wniosków.
Organizacyjna walka z oportunizmem toczona przez Lenina była wyrazem percepcji sprzeczności, która zżerała bardziej nawet marksizm zachodni niż ten w jego kraju. Koncepcja Róży Luksemburg była ekstrapolacją istniejącego procesu, choć - jak mało kto - miała ona możliwości zakwestionowania starej wulgaty marksizmu. Jednak to Leninowi przypadło w udziale dostrzeżenie tego ważkiego problemu rewolucyjnego ruchu robotniczego.
Na tym tle pojawia się również kwestia wnoszenia świadomości rewolucyjnej do klasy robotniczej. Dla Róży Luksemburg ta świadomość ucieleśnia się już w samej partii jako w ruchu i stąd nie ma potrzeby żadnego wnoszenia. W przypadku Lenina, walka o świadomość rewolucyjną była walką o tę świadomość z oportunizmem, a więc już wśród ideologów ruchu.
Wydarzenia w Niemczech pokazały, że wychowane w posłuchu wobec SPD i poszanowaniu parlamentaryzmu masy robotnicze nie wytwarzały żywiołowo świadomości zdolnej do odparcia uległej wobec kontrrewolucji ideologii SPD. Rewolucyjni Zwierzchnicy podporządkowywali się nierzadko kolaboracjonistycznym centralom związkowym; nie byli w stanie samodzielnie pozbyć się przedstawicieli SPD z rad, nawet jeśli ci działali w kierunku zakończenia aktywności owych ciał robotniczych.
Gdyby rewolucjoniści mieli trybunę propagandową i zwartą partię, nie mieliby trudności z ideologicznym pognębieniem swych przeciwników. Wnoszenie świadomości do mas odbywałoby się dzięki głosowaniu nogami robotników na tę koncepcję, która byłaby im bliższa, tak jak to było w rosyjskich komitetach fabrycznych.
Rozwiązaniem "lewicowych komunistów", zwolenników niezależnych organizacji robotników, instytucji niezależnych od partii, było uczynienie z rad permanentnych instytucji państwa komunistycznego. Problem w tym, że te instytucje nie mogły się utrwalić bez zwycięstwa rewolucji socjalistycznej. Reszki organizacji fabrycznych w Niemczech, w latach 20. same przekształciły się w coś na kształt partii politycznej, gdyż nie były w stanie pełnić innej funkcji poza analizą sytuacji (potwierdza to H. Canne-Meier w "Histoire des conseils ouvriers en Allemagne 1919-1935").
Nienawiść, jaka ogarnęła spadkobierców "lewicowego komunizmu" do Lenina, wynikała z faktu, że te instytucje nie mogły zaistnieć również i w Rosji radzieckiej mimo zwycięstwa rewolucji. Jednak zapomnieli oni o fakcie, że w obliczu braku zwycięstwa rewolucji socjalistycznej w skali globalnej, w Rosji nie można było odpowiedzialnie budować społeczeństwa socjalistycznego, a tym bardziej komunistycznego, z wszelkimi tego konsekwencjami. W przeciwieństwie do marksistów, owi teoretycy uważają, że tego typu instytucje są możliwe już w kapitalizmie, a więc tym bardziej w państwie okresu przejściowego.
Tworzenie izolowanych fabryk samorządowych jest dla nich synonimem prawdziwej dyktatury proletariatu. Nie zauważają, że w ten sposób odwracają pierwotne założenie, na którym opierała się Róża Luksemburg. W tym modelu interes partykularny klasy robotniczej wyrażony sumą indywidualnych interesów poszczególnych zakładów pracy staje się jednym z wielu interesów uciskanego społeczeństwa, a nie interesem partykularnym, w znaczeniu powszechnym, klasy robotniczej.
Oportunizm zawarty w organizacyjnej strukturze partii robotniczej znalazł swoje zwieńczenie i, by tak rzec, doskonałe zakończenie. Od tej pory w ruchu robotniczym mamy do czynienia z ciągłym poszukiwaniem teoretycznego uzasadnienia na obalenie tezy o powszechnej, emancypacyjnej roli klasy robotniczej, która pozostaje aktualna po dziś dzień.
doskonale wiecie, że nie przejmuję się opinią większości, nawet tak znakomitej jak komentatorzy i czytelnicy lewica.pl. Do fruktów RL Stiftung jest mi daleko, choć incydentalnie doceniam organizowane przezeń imprezy i wyborny catering.
Nie przeciwstawiam banalnie "błędów Lenina" "genialnym proroctwom Róży" bo to zajęcie dla tuzinkowych socjaldemokratów, którzy w każdym innym aspekcie nie znajdują nic wartościowego w dorobku politycznym i intelektualnym Luksemburg.
Mam przekonanie, że doceniam zagrożenie oportunistyczne, drobnomieszczańskie w budowie partii mającej kiedyś sprostać potrzebom rewolucji. Jednak nie ma jednego typu tego zagrożenia, polegającego na tradycyjnej socjaldemokratycznej, mieszczańskiej, wlokącej się w ogonie demokracji burżuazyjnej formule partii. Istnieje również zagrożenie drobnomieszczańskim radykalizmem, formułą partii wodzowskiej, nawet jeśli temu ma służyć ma posługiwanie się formułą "leninowskiego modelu partii". Sam Lenin też nie był przesadnie przywiązany do modelu swojej partii, skoro w decydującym momencie, w drodze do rewolucji wobec oporu KC odwołał się do marynarzy Kronsztadu i robotników Pitra bardziej niż do struktur kierowniczych partii.
Lenin też wielokrotnie pisał,już po Październiku że łatwiej jest władzę zdobyć niż jej właściwie użyć.
To, co piszecie o pretensjach lewicowych komunistów do bolszewików jest słuszne. Powtórzę to więc "Nienawiść, jaka ogarnęła spadkobierców "lewicowego komunizmu" do Lenina, wynikała z faktu, że te instytucje nie mogły zaistnieć również i w Rosji radzieckiej mimo zwycięstwa rewolucji. Jednak zapomnieli oni o fakcie, że w obliczu braku zwycięstwa rewolucji socjalistycznej w skali globalnej, w Rosji nie można było odpowiedzialnie budować społeczeństwa socjalistycznego, a tym bardziej komunistycznego, z wszelkimi tego konsekwencjami. W przeciwieństwie do marksistów, owi teoretycy uważają, że tego typu instytucje są możliwe już w kapitalizmie, a więc tym bardziej w państwie okresu przejściowego.
Tworzenie izolowanych fabryk samorządowych jest dla nich synonimem prawdziwej dyktatury proletariatu. Nie zauważają, że w ten sposób odwracają pierwotne założenie, na którym opierała się Róża Luksemburg. W tym modelu interes partykularny klasy robotniczej wyrażony sumą indywidualnych interesów poszczególnych zakładów pracy staje się jednym z wielu interesów uciskanego społeczeństwa, a nie interesem partykularnym, w znaczeniu powszechnym, klasy robotniczej."
Pełna zgoda, jednak niewiele daje uzasadnianie tego, czego się nie udało zrobić, i dlaczego absolutnie w tych warunkach nie było to możliwe. Jedyna konkluzja to to, że całą sprawę "załatwi" za nas światowa rewolucja. Jeśli tyle wiemy, to to jest bardzo mało, co potwierdza moją uwagę, że jesteśmy jeszcze przed udzieleniem zasadniczych, trafnych odpowiedzi. Odpowiedzi na pytania o właściwe, płodne dla procesu rewolucyjnego, relacje wewnątrz partii, między partią a klasą robotniczą, partią a związkami zawodowymi i samorządami robotniczymi.
Radykalno-drobnomieszczańska partia wodzowska jest problemem zaledwie dla jej członków (o czym chyba sam najlepiej wiesz). Od wodza oczekuje się skuteczności i bywa on karany, jeśli nadzieje swoich wyznawców zawiedzie. Kryterium skuteczności w przypadku partii Ikonowicza było zaistnienie na poważnej scenie politycznej z nadziejami na poważne kariery polityczne wyróżniających się członków owej partii. Partia taka nie dąży do zmiany systemu, a tylko do znalezienia dla siebie w nim niszy. Co innego w sytuacji, kiedy wódz (np. Stalin) symbolizuje nieodwracalność zmian rewolucyjnych. Tutaj mamy do czynienia z sytuacją, w której nawet nieskuteczność ideologiczna nie jest argumentem. Jedyna istotna skuteczność to utrzymanie się u władzy, skoro jej utrata może kosztować głowę. Wódz nie może być ukarany odejściem wiernych.
Stąd waga otoczenia, czyli rewolucji światowej. Stabilność systemu przywraca ambiwalencję relacji między wodzem a jego wyznawcami, tzn. wódz może zostać odrzucony i ukarany, bo nie stwarza to zagrożenia dla żądnych zmiany na stanowisku wodza. Nie jest więc tak, że rewolucja światowa sama załatwia problem, ale na pewno ma tu zasadnicze, bardzo praktyczne znaczenie w temacie demokracji.
Innym zagadnieniem jest relacja między celami proletariackimi partii a drobnomieszczańskim wyobrażeniem na temat wolności w społeczeństwie. Zamiast nakłonienia wszystkich do wzięcia na siebie części pracy produkcyjnej, przez co proletariat jako taki zniknie, społeczeństwo mieszczańskie pod wpływem radykalnej agitacji socjaldemokratycznej uznało prawo proletariuszy do podciągnięcia się do poziomu życia uczciwych obywateli, a więc zaproponowało im samym zmieszczanienie – przejęcie stylu życia konsumpcyjnego. Przeciwstawiono świat pracy najemnej światu konsumenta i nazwano to społeczeństwem obywatelskim. Odnotowano tu nawet spore sukcesy przed I wojną światową. Klasowa relacja pozostała bez zmian – nadal podział istniał między klasą robotniczą a resztą społeczeństwa, ale udało się zminimalizować znaczenie tego podziału. Wagi nabrały więc inne elementy wolności obywatelskich, które również dziś stanowią według niektórych sedno walki klasowej, chociaż toczy się ona zupełnie poza podziałem klasowym.
W lutym 1917 r. w Rosji mieliśmy do czynienia z rewolucją burżuazyjną/demokratyczną, która przyjęła owo odrzucenie podziału klasowego na rzecz nowoczesnego typu społeczeństwa obywatelskiego. Odrzucenie walki o nowoczesne społeczeństwo burżuazyjne zmusiło Lenina do odnowienia teoretycznej i praktycznej percepcji podziału klasowego, ba, do zajęcia pozycji wrogiej osiągniętemu szczeblowi rozwoju socjaldemokracji w krajach rozwiniętych.
Na marginesie: Niektóre koncepcje anarchistyczne wykazują nieco bliskości temu ujęciu. Chodzi o takie koncepcje, które konstytutywną rolę przypisują sytuacji jednostki jako producenta. Lekceważą jednak rozdźwięk między producentem a konsumentem, utożsamiając obu, co w społeczeństwie obywatelskim uległo ostatecznemu uniemożliwieniu. O ile producent jest figurą wiodącą, dominującą, o tyle koncepcja anarchistyczna spotyka się z niemniejszym zarzutem o totalitaryzm, co koncepcja marksistowska. Jeśli jest odwrotnie, mamy społeczeństwo mieszczańskie i kapitalistyczne tout court. Jeśli chcemy zachować równowagę, mamy do czynienia ze schizofrenią na poziomie jednostkowym i społecznym. Dlatego koncepcja anarchistyczna nie mogła być alternatywą dla bolszewików.
Problem przetrwał do dziś. Wyraża się on we wskazywaniu na fakt, iż praca produkcyjna (w sensie marksowskim) stanowi dziś margines aktywności ekonomicznej. W tym sensie, producent nie może dominować nad konsumentem i nie ma powodu, aby wszyscy bywali w ciągu dnia producentami. Chodzi już tylko wyłącznie o sprawiedliwe rozdzielenie wartości dodatkowej wśród konsumentów.
Dlatego trop, którym poszedł Lenin, okazał się dalekosiężniejszy, niż to się mogło wydawać nawet jemu samemu. Problem, który rozwiązują dziś posttrockiści jest problemem anarchistycznym, a nie problemem marksistowskim. Lewicowi anarchiści, to tacy, którzy głoszą dominację producenta nad konsumentem w ramach podziału wartości dodatkowej na szczeblu zakładu pracy (są tu równie totalitarni, co posttrockiści), a prawicowi anarchiści – odwrotnie (i rzucają oni oskarżenia o totalitaryzm swoim lewym braciom w anarchizmie).
Problem marksowski to stworzenie podatnego na planowanie społeczne otoczenia produkcyjnego w skali makro, w którym dopiero dokonuje się demokratyczny podział wartości dodatkowej.