Komentarze czytelników portalu lewica.pl Komentarze czytelników portalu lewica.pl

Przejdź do menu

Komentowany tekst

K. Szumlewicz: Anatomia PR-u

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz

Czy

rzeczywiście w Polsce nie wypada badać kampanii PR z innego punktu widzenia niż pozytywny (skracam po swojemu, ale wiernie dość zawiłe zdanie - przyp. ABCD)?
Przecież analizy kampanii wyborczych z punktu widzenia strategii PR, używanych przez konkurencyjne ugrupowania, należą do najpospolitszych tematów w mediach komercyjnych. Każdy czytelnik dowolnej gazety codziennej wie o kreowaniu wizerunku Kwaśniewskiego przez francuskich specjalistów. Popspolitym tropem "umiarkowanej" krytyki PO jest podkreślanie, że partia ta bardziej liczy się z PR niż z realnymi działaniami.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-13 13:38:37, suma postów tego autora: 20871

Czy

jest ktoś, kto jeszcze nie wie o manipulacjach propagandowych USA podczas wojen w Zatoce Perskiej (niemowlęta, broń masowego rażenia itd.)?

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-13 13:42:58, suma postów tego autora: 20871

Oczywiście,

narzekanie na zdominowanie debaty przez PR teżź się pojawia po niemal każdej kampanii wyborczej.
Tak więc nie da się powiedzieć, że pozytywne czy konstruktywne (zorientowane na poszeranie zakresu oddziaływania) ujęcia tematu PR są wyłączne, czy nawet, że dominują.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-13 13:55:07, suma postów tego autora: 20871

Łyk dysonansu poznawczego

zdarza mi się, gdy w trakcie lektury jakiejś pozytywnie recenzowanej książki dowiaduję się, że oto mamy przed oczyma wręcz pionierski zasiew na medialno-wydawniczo-ideowym ugorze... Tak i tym razem - recenzowana książka ma ponoć przeciwstawiać się, istniejącej rzekomo nt. PR-u, jednostronności prezentowanych ujęć zagadnienia. Nic bardziej błędnego!

Mieliśmy w Polsce 2 (jedno okrojone, PRL-owskie, w większej zbiorówce, drugie w 2001 r., zawierające Understanding media oraz późniejsze, rozproszone teksty) wydania McLuhana (z jego rozważaniami m.in. nt. telewizji jako "zimnego" środka przekazu w kontekście debat Kennedy-Nixon z 1960 r.), będącego co prawda entuzjastą nowych mediów, ale inspirującego całe pokolenia krytyków medialnych spektakli, mieliśmy polskie edycje "Technopolu" i "Zabawienia się na śmierć" Postmana, zdecydowanego przeciwnika rozwiązań technokratycznych, poznańska "Humaniora" i krakowski "Universitas" wydały kilka zbiorówek o kulturze (także popularnej) mediów audiowizualnych, w których poza niejakim Godzicem dominowały raczej głosy sceptyczne i krytyczne (była gdzieś nawet mowa o medialnych "halucynotronach"), krytyczne analizy operacji "kreowania korzystnego wizerunku" pojawiały się w co trzeciej pozycji książkowej serii Spektrum wydawnictwa Czarzastego. Np. Heidi i Alvin Tofflerowie podrozdział opisujący PR-owskie zagrywki we współczesnych konfliktach wojennych nazwali wprost: "Oszustwo".

autor: _Michal_, data nadania: 2009-01-13 16:42:54, suma postów tego autora: 4409

Michał, ABCD

Michał

Tak, jest wiele wydawnictw przeciwstawiających się medializacji, ale ich nakłady oscylują w granicach 1000 egz.,
jescze są wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne i inne takie jak powiedzmy Sic! wydający Baudrillarda

Jednakże wiosny to nie czyni właśnie z pwodu niskich nakładów i przeznaczenia głównie do użytku akademickiego na kilku wydziałach ( kulturoznawstwo, socjologia, etnologia itd)

ABCD, to prawda, ale jednocześnie ten PR przedstawia się jako siłę której nic nie można przeciwstawic, jest to więc rytualne narzekanie, bez nawet prób wypracowania jakiegoś konsekwentnego stanowiska czy proponowania dróg naprawy sfery publicznej...

autor: Postsocjalista, data nadania: 2009-01-13 20:00:52, suma postów tego autora: 1953

Postsocjalisto,

Ostatnio dużo się pisze o tym, że trzeba prowadzić dialog i otworzyć dyskurs publiczny, wkluczając do niego grupy dyskryminowane.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-13 20:39:22, suma postów tego autora: 20871

ABCD

Chyba w Krytyce Politycznej, ale na pewno nie w mediach głównego nurtu

autor: Postsocjalista, data nadania: 2009-01-13 20:44:42, suma postów tego autora: 1953

Postocjalista

Problem w tym, że tu sugeruje się, jakoby to omawiana książka była pierwsza, która podejmuje tego rodzaju ujęcie problemu (w końcu to recenzja pozycji książkowej wydanej przez wydawnictwo akademickie, a nie medialnego tok-szoł). Cyt.: "Dodatkowo w Polsce (...) nie wypada badać kampanii PR-owskich z innego punktu widzenia niż ten mający na celu poszerzenie zakresu ich oddziaływania". Owszem, wypada i się to naukowo bada.



Jeszcze jedno, a propos siły PR i jej rzekomej akceptacji. Wydaje mi się, że w szerszym od hermetyczno-branżowego użyciu - we współczesnej Polsce - pojawiło się to słowo za premierowania Millera i happeningowych konferencji Kołodki (z dzieleniem bochenka chleba itp.). Pamiętam, jak w jednym z tv studiów krytycznie komentowali ziewnikarze z Ziemniakiewiczem na czele. Ziemniakiewicz, tradycyjnie niezbyt mocny w angielszczyźnie innej niż tandetna science fiction, notorycznie wymawiał ten skrót z błędną wymowa: "pijar". Ciągle i z twardym r, tak jakby chodziło o zakonnika z klasztoru pijarów, a nie [pi ar:]. W każdym razie dla żurnalistów pod wodzą Ziemniakiewicza fakt, że ktoś koncentruje się na pijarowskich sztuczkach (czy wręcz błaznowaniu) miał świadczyń o nim kiepsko, było to synonimem humbugu czy wręcz oszustwa.



Nie żądam od lewicowej krytyki i publicystyki, żeby kopiowała ograniczenia umysłowe i lingwistyczne RAZ-a. Wręcz przeciwnie. Ale jest czymś smutnym, gdy lewicowa krytyczna publicystyka jest na poziomie czysto empirycznych obserwacji rzeczywistości polityczno-medialnej o lata świetlne nawet za głównonurtową i prawicowo-liberalną publicystyką.

autor: _Michal_, data nadania: 2009-01-13 21:05:06, suma postów tego autora: 4409

Michale

Zjawo.
Mniejsza o szczegóły, ale przypadkowo dotknąłeś istoty problemu.
Recenzja dotyczy książki akademickiej - to fakt. Jednak recenzja pisze o tej książce na forum - było nie było - publicznym, a nie branżowym. Sama w sobie recenzja odnosi się więc do szerszego czytelnika i do powszechnej statystycznej percepcji zjawiska PR, a nie do publikacji akademickich albo do fascynatów zagadnienia. Dlatego Twoje "zarzuty" są jak zwykle "pisane na zamówienie" tutejszego "lobbingu" i przez to zwyczajnie głupie.

Po prostu - jest książka akademicka, ale na tyle osobliwa, że warto mówić o niej szerzej. Taki jest komunikat. Bo profesjonalnie i wielowymiarowo podejmuje niedowartościowany, ważny temat. Polecam.

Natomiast co do sedna sprawy, żeby już nie przedłużać tego lobbingu.
Otóż "rozkminka" PR jest wbrew pozorom łatwa. Wymaga jedynie klasycznego, rzymskiego odróżnienia prawa publicznego i prywatnego.

PR (rozumiany jako zjawisko instytucjonalne), a nie w powierzchownym sensie a la Tymochowicz) jest po prostu pewną skrajną i zarazem konieczną patologią liberalnej koncepcji państwa prawnego. Jest jego symptomem przez duże "s".

Z jednej strony faktycznie podlega prawu prywatnemu. Dlatego jest patologią konieczną - bo liberalizm rozszerza obowiązywanie prawa prywatnego ponad jego miarę - skrojoną pierwotnie na społeczeństwo "równych małych przedsiębiorców". PR jest chodzącym zaprzeczeniem założeń tej koncepcji (bo operuje w prywatyzacji informacji, która miałaby być w myśl tej koncepcji z definicji dobrem wspólnym).

Z drugiej strony gdyby miał podlegać zasadom prawa publicznego, to okazałoby się, że jest sprzeczny z samym pojęciem sfery publicznej. Co więcej, stosowanie PR przez państwo jest jego bezustanną delegitymizacją, świadectwem że państwo sfera cała polityka operuje tak naprawdę logiką prawa prywatnego, (gdyby nie to np. nakazano by ustawowo ujawnianie źródeł informacji albo zgoła technik PR uznając że każdy ma prawo wiedzieć z jaką intencją ma do czynienia). Więc albo public relations musi udawać że należy do sfery do której faktycznie nie należy (prywatnej), albo poddać się prawu swojej własnej sfery, ale tego nie chce zrobić , gdyż tam jeszcze łatwiej go zdemaskować i jeszcze łatwiej samo państwo.

Dlatego odpowiedź jest prosta. PR jest sprzeczny z prawem, fundametalnym błędem kultury prawnej ciągnącym się gdzieś pewnie do Rewolucji Amerykańskiej i dotąd nie zwalczonym na gruncie prawa. Mówiąc krótko - należy go ZDELEGALIZOWAĆ.
Tyle że teraz jest już "po ptokach", bo:
a) powstaną nowe ukryte formy instytucjonalne
b) nikt nie ma na to siły politycznej
c) kultura PR zatroszczy się już o to, aby temu zapobiec

I dlatego PR delegitymizuje samo państwo.


autor: sal paradise, data nadania: 2009-01-14 00:09:10, suma postów tego autora: 1199

I żeby było jasne

nie chodzi o jakies nieokreslone "państwo w ogóle", lecz o nowoczesną, realną formę państwa prawnego.

autor: sal paradise, data nadania: 2009-01-14 00:37:53, suma postów tego autora: 1199

salu,

przecież wskazano tutaj, że temat krytyki PR należy do najbardziej pospolitych w prasie codziennej.
Już o Tyminskim mówiono, że zebrał on te grupy wyborców, które reagują na PR, a nie na program czy "legitymację historyczną".
Póżniej o Kwaśniewskim - w takich pismach jak Tygpowsz czy WybGaz - mówiono, że dzięki sprawnemu PR wygrał z Walesą, za którym stały mniej skuteczne racje moralne i historyczne.
Na zdominowanie demokracji przez PR od la narzekają tacy medialni moraliści, jak Edmund Wnuk-Lipiński, Hanna Świda-Ziemba czy Helena Kolarska-Bobińska.
Dziwne, że taki wytrawny analityk debaty medialnej, jak Ty, o tym zapomina.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 10:14:23, suma postów tego autora: 20871

Temat PR

jest zatem nadwartościowany. Jeżeli się go podejmuje, to należaloby podjąć jakieś nowe, wcześniej nieznane wątki. A gdzie - w interesującym nas wypadku - ich szukać? W spóźnionym odkryciu, że Amerykanie kłamali, twierdząc, że Sadam Husajn ma broń masowego rażenia?

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 10:17:06, suma postów tego autora: 20871

Publikacja akademicka

Czytamy tu, że koncepcję PR należy "rozpatrywać w świetle amerykańskiej filozofii, czyli pragmatyzmu Johna Deweya"? Czemu akurat pragmatyzm Deweya ma być "amerykańską filozofią"? A pragmatyzym Peirce`a już nie? A transcendentalizm np. Emersona? Neopozytywizm? Filozofia języka potocznego? Davidson? Kripke? A postmodernizm spopularyzowany głównie na rynku amerykańskim? Rorty?
Habermasa koncepcja dzialań komunikacyjnych wyraża jakoby punkt widzenia osiemnastowiecznego mieszczeństwa. Warto by sprecyzować, o jakie mieszczaństwo chodzi. Bo chyba nie o zwolenników absolutyzmu oswieconego. Ani nie o jakobinów.
Habermas nie zajmowal się historią Stanów Zjednoczonych? Wątpię, czy o jakimkolwiek myślicielu politycznym, żyjącym w ostatnich dziesiecioleciach XX wieku można to powiedzieć. Jego analiza związku poznania i interesów doskonale np. odpowiada historii USA. Można nawet powiedzieć, że wyraza jej doświadczenie.
Habermas zresztą bardzo aktywnie uczestniczy w sporach, toczących się w ramach amerykańskiej kultury filozoficznej i politycznej. Tak więc przytoczony zarzut nie jest trafny.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 10:25:48, suma postów tego autora: 20871

Oj, ABCD

Hmm. Wszyscy wiemy że wykazujesz szerokie zainteresowania filozoficzne, ale wybacz, że zadam standardowe pytanie: tak poza tym to dobrze się czujesz?
No bo cóż, zarzut że w swojej habilitacji i innych tekstach Habermas zbagatelizował model sfery publicznej w USA tudzież że wyidealizował europejską wczesnomieszczańską, jest - z tego co wiem - tematem klasycznym, wręcz podręcznikowym. Recenzja WSPOMINA więc o powszechnie znanym zarzucie, na który Autorka POWOŁUJE SIĘ w swojej pracy. Sam Habermas uznaje go jako element debaty o własnej koncepcji. A może z nim jest coś nie tegez?


autor: sal paradise, data nadania: 2009-01-14 10:52:29, suma postów tego autora: 1199

salu,

na zdrowy rozum. Habermas, zwłaszcza młody, miał coś wspólnego z myślicielem o nazwisku Karol Marks. Ten też idealizował wczesne mieszczaństwo?

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 11:04:08, suma postów tego autora: 20871

Co to znaczy

ogólnikowo wspomniana "historia Stanów Zjednoczonych"? Własnie z tej historii Hannah Arendt wyprowadza - m.in. w O rewolucji - swoją koncepcję sfery politycznej jako przestrzeni wolnej debaty.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 11:08:34, suma postów tego autora: 20871

Pytam

ponownie: czy "amerykańska filozofia" to tylko prgamatyzm Deweya? A dlaczego nie transcendentalizm Emersona? Albo naturalistyczna epistemologia Quine`a? Semantyka możliwych swiatów Kripkego? I tak dalej - można by wymienić jeszcze ze sto koncepcji i szkół.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 11:10:48, suma postów tego autora: 20871

Also spricht Habermas

Rozmawiałem z Habermasem. Nie chciał się logować, ale powiedział tak:

Najpierw wracam do historii powstania i do koncepcji mieszczańsko-obywatelskiej sfery publicznej [bűr-gerliche Offentlichkeit] , a następnie do jej przeobrażeń strukturalnych, i to z obu punktów widzenia: transformacji prowadzącej ku państwu socjalnemu oraz zmiany struktur komunikacyjnych spowodowanych przez media masowe. Jednak w dalszym ciągu jestem zdania, że ten typ sfery publicznej stanowi historyczne zaplecze nowoczesnych form komunikacji publicznej.

A potem dodał:

Napięcia rozsadzające liberalną sferę publiczną trzeba by wyraźniej uwydatnić jako potencjały samotransformacji. Wtedy również kontrast między wczesną postacią politycznej sfery publicznej, do połowy XIX w., a penetrowaną przez stosunki władzy sferą publiczną [vermachtete Offentlichkeii] w masowych demokracjach państw socjalnych może stracić coś z opozycji między wyidealizowaną przeszłością a przedstawianą w krzywym zwierciadle krytyki kultury teraźniejszością. To implicite normatywne nachylenie drażniło wielu recenzentów. Brało się ono nie tylko z samego stanowiska badawczego krytyki ideologii, do czego jeszcze wrócę, lecz także z niewystarczająco ostrego widzenia aspektów, o których wprawdzie wspomniałem, ale których wagi nie doceniłem. Błędna ocena wagi pewnych aspektów nie dyskredytuje, oczywiście, głównych linii procesu transformacji, który przedstawiłem.

Trochę kręci, ale tak to już jest z Habermasem.

autor: sal paradise, data nadania: 2009-01-14 11:14:17, suma postów tego autora: 1199

Konia z rzędem

temu, kto na podstawie twej recenzji powie, czym różni się teoria działań komunikacyjnych Habermasa od pragmatyzmu Dewey`a.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 11:14:33, suma postów tego autora: 20871

salu,

w tych cytatach (zwłaszcza drugim) chodzi o coś zupełnie innego.
Habermas mówi o "potencjale samotransformacji" współczesnych społeczeństw masowych. Ze wzgledu na ten potencjał, demokracja w tych społeczeństwach nie musi - sugeruje - ulegać erozji i zanikowi.
Czy "Habi" ma rację - to już inna kwestia.
W każdym razie, "Habi" nie przyznaje się do ignorowania Stanów Zjednoczonych i wychwalania wczesnego mieszczaństwa.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 11:19:27, suma postów tego autora: 20871

O "Habim"

można nawet powiedzieć coś odwrotnego niż się twierdzi w stawianych mu zarzutach.
Otóz to Habi jest zdania, że krytykowani przez niego myśliciele modernistyczni schylku XIX i XX wieku - Nietzsche, Lukacs, Heidegger, Adorno, Horkheimer, surrealiści, Foucault, Derrida, Deleuze itd. absolutyzowali zjawiska kryzysowe w demokracji europejskiej. Tym samym jednak zbagatelizowali rozwój historyczny USA, w ktorym obeszło się bez zwyrodnienia demokracji kapitalistycznej w faszyzm.
Nie dziwota więc, że w przedmowie do demaskatorskiej książki Fariasa o Heideggerze, "Habi" ostro krytykuje antyamerykanizm "Heidiego".
Mnie ten wątek myśli "Habiego" niezbyt odpowiada, ale relato refero.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 11:29:28, suma postów tego autora: 20871

ABCD

W powyższym cytacie "Habi" zarówno przyznaje się do wykorzystania w.w. modelu sfery publicznej jako typu idealnego, jak i pisze o "transformacji" i ambiwalencjach z tym związanych.
Poza tym jest faktem, że przyjmuje za podstawę model europejski, odmienny od amerykańskiego. Dotyczy to zwłaszcza relacji społeczeństwo/państwo, prywatne/publiczne, która w Ameryce miała od początku inny charakter. Spór z Arendt krąży właśnie wokół tego newralgicznego punktu.

Jest rzeczą co najmniej dyskusyjną, czy w USA istniała kiedykolwiek sfera publiczna w sensie choćby bliskim europejskiemu - w ramach konstytutywnej relacji społęczeństwo/państwo. Zresztą nie trzeba tu Habermasa, wystarczy... Hegel.

autor: sal paradise, data nadania: 2009-01-14 11:48:33, suma postów tego autora: 1199

Zależy,

salu, jakie teksty Hegliego masz na myśli.
W III tomie Estetyki, Hegli odrożnia in plus jednolite politycznie Stany Zjednoczone od rozbitej na państwa narodowe Europy.
Z Amerykę też było różnie. W pismach Emersona i Whitmana, w muzyce Ivesa dochodzi do głosu optymistyczna świadomość: mamy sferę publiczną, którą możemy kształtować zgodnie z ideałami demokratycznym i - w przeciwieństwie do zniewolonej prze upiory przeszłości "starej Europy".
Podobny pogląd z drugiego brzegu AAtlantyku wyraził wczesniej Goethe.
Nie sprowadzajmy historii USA do Rumsfelda.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 11:55:10, suma postów tego autora: 20871

Waelder Germaniens

Ale tu nie chodzi o antyamerykańskie moralizowanie, że w USA "nie ma sfery publicznej", tylko że funkcjonuje INNY model, bardziej podatny na "supremację interesu partykularnego", jakby powiedział Hegel. Owszem zwolennikowi modelu europejskiego może się nie podobać, ale to już jest zagadnienie innego rodzaju. Również kwestia rozbicia politycznego to zupełnie inne zagadnienie.

Dzwonił old Hegel. Nie może się zalogować. Słabo było go słychać, ale mówił jakoś tak:

w Ameryce istnieje oczywiście porządek prawny, formalne prawo pisane, ale jest to praworządność bez uczciwości.


supremacja interesu partykularnego, uznającego interes ogółu o tyle tylko, o ile służy własnej korzyści

Oraz, nawiązując do dziewiczych lasów Ameryki:

Haetten die Waelder Germaniens noch existiert, waere die franzoesiche revolution nicht ins Leben getreten.

Tu Hegel wyraźnie opowiada się "za Habim".

autor: sal paradise, data nadania: 2009-01-14 12:13:42, suma postów tego autora: 1199

salu,

podobna krytyka Hegliego w znacznie większym stopniu dotyczy Anglii.
A cała plejada przedstawicieli lewicy heglowskiej - od Carlo Marxa i Freddie`go Engelsa przez Rosa Luxemburg do niektórych tekstów V.I.Lenina - miała calkiem pozytywne wyobrażenie o demokracji amerykańskiej. Ze swoich czasów, oczywista.
A lasy? Lasy wycięto.
Już Whitman pisał: "Jestem kosmosem z Manhattanu".

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 12:27:28, suma postów tego autora: 20871

A świetny opis

zdominowania sfery publicznej przez interesy partykularne, umiejętnie posługujące się PR, znajdziemy już w powieści Balzaka Historia wielkości i upadku Cezara Birotteau.
Saint-Beuve, Baudelaire, a nawet Dumas ojciec, nie przypadkiem porównywali Paryż do Ameryki z czasów Mohikanów.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 12:43:45, suma postów tego autora: 20871

Cześć, Salu!

Kurczę, tak nam się sensownie i merytorycznie dyskutowało już ładnych parę miesięcy, a Ty znowu odkopujesz dawno już zardzewiałe i w dodatku z ułamanymi grotami strzały... No ładnie. No dobra, puszczę to mimo uszu, kładąc na karb fałszywych doks, jakie Ci może ktoś niekoniecznie Tobie życzliwy podsunął.


Ad vocem. Salu, recenzja pracy akademickiej nie powinna abstrahować od wcześniejszej literatury przedmiotu - a jeśli już musi abstrahować, to niechże to robi otwarcie, a nie twierdzi, że jakieś jedynie słuszne i obowiązujące ujęcie jest czysto pozytywne.


Autorka miałaby od biedy rację, gdyby oceniała literaturę produkowaną przez naukowców od marketingu i PR. Natomiast wśród socjologów, medioznawców i kulturoznawców mniej lub bardziej krytyczne ujęcia języka mediów wizualnych i całej problematyki wizerunków medialnych są normą.


Jeśli chodzi o publicystykę polityczną - jeszcze w początkach kariery (politycznej, nie biznesowo-esbeckiej) Olechowskiego mówiono, że on tak pięknie ukształtował swój wizerunek solidnego mieszczanina z klasą starej daty, ale do niezmodernizowanej Polski średnio on pasuje (potem to samo dotyczyło "Ruchu Stu" Czesia Bieleckiego i krakowskich Platfusów od "sprawdzonych wartości"). Już Kwaśniak na niebieskim tle, a potem łoBuzek z ględzeniem o "trudnych, ale koniecznych reformach" byli krytykowani za przegięcia wizerunkowe, a strategie ich spin doktorów opisywane jako rodzaj medialno-propagandowego przekrętu. O PR-owskich zagrywkach rządzących Platfusów to już nie ma co mówić, banał każdego bloga politycznego i chyba nawet rozmówek przy grillu widzów TVN-u.


Mnie się marzy w Polsce lewica, która idzie dalej (w sensie podważania aksjomatów systemu) i głębiej (w analizach). I na tym tle, szczerze mówiąc Twoje rozważania o powrocie do sprawdzonego schematu prawa rzymskiego, budzą wątpliwości. Nie jestem filozofem, ale pamiętam, że we wczesnych pismach Marksa sztywny podział na publiczne i prywatne został skrytykowany jako burżuazyjny i nie idący zbyt daleko, umacniający mieszczaństwo w tej JEGO "prywatności".

autor: _Michal_, data nadania: 2009-01-14 12:43:49, suma postów tego autora: 4409

Michał,

a ja wątpię, czy debata bez kreowania PR, którą postuluje sal, w ogóle jest do pomyślenia.
Takie komedie Arystofanesa, choć nie znał on TV, zawieraja pełny katalog chwytów pijarowych. Demokracja ateńska była przeżarta PR, mimo że partykularny interes ekonomiczny znaczył tam mniej niż w demokracjach nowoczesnych.
Można jedynie walczyć z przewagą nadawców monopolistycznych i oligopolistycznych.

autor: ABCD, data nadania: 2009-01-14 12:57:17, suma postów tego autora: 20871

Co do

ostatnich postów, jak można było się spodziewać, starcie się zatrzeć różnicę między PR a innymi prostszymi zjawiskami na użytek dyskusji, albo nie dostrzegacie jej. Zaraz poczytamy o sofistach, perukach dworskich itd.

Natomiast wracając jeszcze do Ameryki - owszem amerykańska kultura polityczna ma swoje zalety, pod pewnymi względami przewyższa europejską. Jednak z pewnością nie należy do tych zalet PR który skądinąd można interpretować jako reakcję elit właśnie na tę kulturę. (Nie wspominając o innej trzeciej, praktykowanej na południu kraju, która z wielu względów musi być dla ABCD szczególnie bliska - por. inne wątki)

Owszem lasy w Ameryce wycięto już jakiś czas temu i niewykluczone że kultura PR w dużej mierze zapobiegła konsekwencjom tego faktu, na które wskazywał Hegel, o czym ani Marks, ani Róza Luxemburg mieli prawo nie wiedzieć.

A teraz idę narąbać drwa.

autor: sal paradise, data nadania: 2009-01-14 13:26:07, suma postów tego autora: 1199

P.S.

Zwracam uwagę na aspekt instytucjonalny i jeszcze raz odsyłam do książki.

autor: sal paradise, data nadania: 2009-01-14 13:27:20, suma postów tego autora: 1199

I jeszcze umknął mi jednek wątek

owszem - sztywny podział na prawo publiczne i prywatne już niczego nie rozwiąże. Ale niczego innego nie twierdziłem. Chodzi raczej o to, że PR jest symptomem wadliwości całego tego systemu prawnego odziedziczonego po prawie rzymskim.

autor: sal paradise, data nadania: 2009-01-14 13:29:25, suma postów tego autora: 1199

ABCD

Ja z kolei sądzę, że postulat ten - przy swoim POZORNYM radykalizmie - jest w istocie mieszczański,bo nawet nie reformistyczno-socjaldemokratyczny. Zresztą, uczciwie trzeba dodać, że dostrzega to sam Sal, sądząc po "3 punktach".

Na krótką metę; demaskowanie mechanizmów PR, na długą: po prostu wywłaszczenie wielkiego kapitału, albo przynajmniej jego ograniczenie, wydają mi się jedynymi, socjalistycznymi strategiami walki z tym problemem.

autor: _Michal_, data nadania: 2009-01-14 13:48:49, suma postów tego autora: 4409

(jeszcze raz, może nie będzie krzaczków)

Ja z kolei sądzę, że postulat ten - przy swoim POZORNYM radykalizmie - jest w istocie mieszczański,bo nawet nie reformistyczno-socjaldemokratyczny. Zresztą, uczciwie trzeba dodać, że dostrzega to sam Sal, sądząc po "3 punktach".

Na krótką metę: demaskowanie mechanizmów PR, na długą: po prostu wywłaszczenie wielkiego kapitału, albo przynajmniej jego ograniczenie, wydają mi się jedynymi, socjalistycznymi strategiami walki z tym problemem.

autor: _Michal_, data nadania: 2009-01-14 15:43:02, suma postów tego autora: 4409

Dodaj komentarz