"Marks uważał, że podstawą kapitalistycznego społeczeństwa jest podział na burżua i proletariuszy"
Na pewno nie na JEDNEGO burżua, tylko burżuazję.
"głównych teoretyków Trzeciej Rzeszy, Carla Schmitta"
Nie wiem, co trzeba zrobić, żeby zostać "teoretykiem III Rzeszy" (a nie np. teoretykiem nazizmu lub faszyzmu), ale Schmitt nim nie był. Można go od biedy nazwać "jurystą III Rzeszy", choć to też niesprawiedliwe uproszczenie jego biografii i myśli. Dziwne zwłaszcza teraz, kiedy Schmitta bardzo poważnie analizują i komentują lewicowcy (Bensaid, Balibar, o Negrim i Agambenie nie mówiąc).
"Już Marks wiedział, że kapitalizm dysponuje wieloma funkcjonalnymi ideologiami i dlatego ważną częścią oporu grup wyzyskiwanych jest walka o hegemonię, o której tak wiele pisał Gramsci."
czyli np. Zamknięcie wątku tam, gdzie powinien się rozpocząć i pozostawianie odbiorcy z wrażeniem pustki.
czyli np. co konkretnie (zdaniem autora warto przypomnieć w tym kontekście)?
Wygląda to tak, jakby ktoś chciał odwalić zadanie i wcisnął tego Gramsciego i hegemonię na siłę, choć analiza aktualnych dziś metod walki o nią byłaby szczególnie paląca.
Jeszcze parę uwag ad vocem. Nie jestem zwolennikiem Mouffe, ale jej postulat "radykalnej pluralistycznej demokracji" więcej ma już wspólnego z jakąś późną formą socjalliberalizmu, w każdym razie nie widzę tu żadnego "konserwatywnego jądra" (co sugerowałoby, że podstawą koncepcji Mouffe jest konserwatywna wizja polityki, państwa i społeczeństwa). Wydaje mi się, że konserwatyzm dąży do zachowania, pozostawienia dawnych form a nie kwestionowania form jednej strony konfliktu przez drugą (kwestia konfliktu "agonicznego", szanującego istnienie drugiej strony niewiele tu zmienia).
Sądzę, że nawet w sprawiedliwym , egalitarnym i bezklasowym społeczeństwie przyszłości nie uniknęlibyśmy konfliktów, choćby pomiędzy obrońcami tego społeczeństwa a zwolennikami liberalizacji albo też z drugiej strony wykoślawiającym się aparatem państwowej biurokracji. Walka o równość i sprawiedliwość nie ma jakiegoś punktu "Omega" i w tym punkcie zgodziłbym się z Mouffe (i akurat na tym tle nie odbierałbym temu stanowisku powinowactw z lewicą).
Wreszcie zdecydowanie nie zgadzając się z większością konserwatywno-liberalnych, republikańsko-reaganowskich poglądów Ziemniakiewicza i ogólnie odczuwając raczej zmierżenie tą postacią, nie sądzę, by określanie go etykietką "skrajnej prawicy" miało jakikolwiek sens (oprócz emocjonalnego i terapeutycznego). Daleko nie szukając, w przeciwieństwie do większości polskich liberałów i konserwatywnych-liberałów jest przeciwnikiem likwidacji abonamentu rtv (zapewne z powodu pracy w TVPInfo, a w latach 90. chałturzenia w telewizyjnej "jedynce", ale cóż, efekt się liczy).
PRZYPISY.
Jeśli już są odnośniki w tekście, to bezwarunkowo trzeba dać treść przypisu pod tekstem - inaczej materiał jest po prostu niekompletny. Jeśli jednak w tekście recenzji cytowana jest jedna, niezbyt długa książka, w dodatku będąca tej recenzji przedmiotem to in my humble opinion można sobie przypisy w ogóle darować.
miało być kolibrów a nie konserwatnych liberałów z myślnikiem, który jest niepotrzebny.
A propos:
"niezależnie od tego, jak oceniać będziemy polityczność z punktu widzenia ekonomii, moralności, norm estetycznych czy ekonomii"
Do korekty, bo wychodzi "punkt widzenia ekonomii czy ekonomii" czyli masło maślane.
"zdaniem Marksa, usunięty poprzez uspołecznienie własności prywatnej i rewolucję proletariacką"
Lepsza byłaby odwrotna kolejność chronologiczna (po zniesieniu podziałów klasowych kto i przeciwko komu miałby dokonywać rewolucji :-)))
A propos: jeśli debatujemy o filozofii, to trafniejszym terminem wydaje mi się właśnie ZNIESIENIE (w sensie heglowskim, naturellement).
Reasumując - ktoś zapewne chciał dobrze, ale wyszło jak zwykle, parafrazując premiera Czernomyrdina.
Ziemkiewicza. Czyzby odrobine zmadrzal?
http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news/przeproscie-oszolomow,1255345
Starszych pasażerów - jak ja na przykład - wszechobecność tej argumentacji może zdziwić. Kilkanaście lat temu powiedzieć gdzieś publicznie, że międzynarodowi spekulanci za cokolwiek odpowiadają, a zwłaszcza za wypłukiwanie polskiego systemu finansowego z pieniędzy, było niesamowitym oszołomstwem.
(...)
Archetypiczny spekulant, George Soros, był w Polsce fetowany jako omalże święty współczesnego kapitalizmu. Bronisław Geremek jako minister i szef dyplomacji Rzeczpospolitej piał na jego cześć peany, a Adam Michnik wieszał na piersi spekulanta jakieś medale, plotąc przy tym żenujące androny, że - cytuję z pamięci - jest on niczym słoń z dwoma trąbami, a każdą daje ludziom szczęście i radość.
A teraz, nagle, masz - oszołomy miały rację? Znowu, bo przecież dopiero co okazało się, że miały ją i w kwestii banków, radośnie powyprzedawanych przez ostatnie kilkanaście lat, tak, jak alkoholik wyprzedaje rodzinne srebra i meble, przy jazgocie mędrków, że "kapitał nie ma narodowości"? Więc oto jednak, okazuje się, istnieje światowa spekulacja walutami, i Polska na tej spekulacji traci? Kto by pomyślał...
---
Aczkolwiek niestety koniec artykuilu w starym tonie
Marks uważał, że podstawą kapitalistycznego społeczeństwa jest podział na burżua i proletariuszy. Istnieje między nimi strukturalny konflikt, który może być, zdaniem Marksa, usunięty poprzez uspołecznienie własności prywatnej i rewolucję proletariacką
---
Jestem na gorąco po spotkaniu mojej klasy z podstawówki. Jako dziecko mieszkałem na warszawskiej robotniczej Woli i to w samym jej sercu na tzw. osiedlu Picasa. Tam gdzie Picaso walną słynnego gołąbka pokoju w czasie kongresu młodzieży. W latach 80. moje osiedle było zamieszkane głównie przez kierowców autobusów, nauczycieli i budowlańców.
Czyli crem da’la crema proletariatu. W czasie spotkania klasowego zauważałem ciekawą prawidłowość: moi koledzy i koleżanki z rodzin stricte robotniczych czytaj: pozbawionych kapitału kulturowego poszli w większości w szeroko pojęty lumpen proletariat albo są drobnymi handlarzami bazarowymi. Większość z nich po mimo 34 / 35 lat nadal mieszka z rodzicami lub w odziedziczonych po rodzicach mieszkaniach.
Osoby które zrobiły w życiu jakąkolwiek większą lub mieszą karierę której wyznacznikiem może być np.: kupienie własnego mieszkania; były to prawie i wyłącznie osoby z rodzin inteligenckich. Przy na przebieg życiowej kariery nie miało znaczenia czy pochodziły z ubogich rodzin nauczycielskich czy bogatych dyrektorskich. Mojej pokolenie skończyło podstawówkę w 1989 a więc szkołę średnią zaliczaliśmy już w latach 90. A więc koncepcja Marksa o uspołecznieniu własności prywatnej która miała miejsce przed 89 i rewolucja proletariacka po 1945 jest chybiona. Powyższy przykład pokazuje wyraźnie że nawet w PRL warstwy społeczne były sztywne.
Po pierwsze - jest jedna skuteczna metoda na tego typu zjawiska spekulacyjne (o ile osłabienie złotego miało wyłącznie podłoże spekulacyjne - co wcale nie jest takie oczywiste) - wejście do strefy euro (albo np. strefy dolarowej, co w naszym przypadku raczej nie wchodzi w rachubę). O ile pamiętam, prawica narodowa, z którą związany jest Ziemkiewicz, broniła się przed tym zawsze rękami i nogami.
Po drugie - znowuż z tamtej strony słychać było od dawna głosy, że złotówka jest "przewartościowana" i trzeba ją osłabić w stosunku do głównych walut. No to się osłabiła. P. Ziemkiewicz powinien się chyba cieszyć?
Tak że nie sądzę aby felieton był dowodem pozytywnej ewolucji poglądów p. Ziemkiewicza. To raczej dowód charakterystycznej dla niego bezczelności opartej na nadziei, że czytelnicy i tak nie pamiętają co Ziemkiewicz (i jemu podobni) pisał rok, dwa czy trzy lata temu.
pomijając już odkrywcze tezy, że Marks mógł pomylić się w ocenie zjawisk zachodzących w PRL-u :-))), podziały społeczne w PRL-u nie były sztywne, co nie znaczy, że nie było ich wcale - ale związane były z miejscem w hierarchii aparatu partyjnego lub jego politycznej klienteli (i związanych z tym przywilejów, łatwości w uzyskaniu przydziału, talonu albo zgody na jakiś interes, później także dostępem do różnych fruktów z Zachodu (to mechanizm selekcji w kręgach opozycyjnych), miały charakter polityczno-środowiskowy, hierarchiczny i koteryjny a nie czysto ekonomiczny (choć miały wymiar np. pewnych, zaznaczających się już w latach 70. różnic między klientami sklepów zza żółtych firanek a ogółem, to na skalę gospodarki narodowej nie były to jakieś drastyczne nierówności). Owszem, ogół robotników był traktowany przez aparat władzy instrumentalnie a jak wypadł na transformacji wiadomo, ale winę za to nie ponosi inteligencja en gros (w którą też uderzała transformacja, zmuszając do przekwalifikowania się na bardziej modne specjalizacje lub upodlenia chałturami, tłumaczeniami dla biznesu, korepetycjami itp.), tylko elity władzy (nomenklaturowo-partyjne, dyrektorskie itd.) i głównych nurtów opozycji, które gładko przeszły do biznesu lub tzw. menedżmentu.
To, co powyżej, jak również tocząca się pod njusem "francuskim" dyskusja udowadniają, że autor nie za bardzo ma pojęcie, o czym pisze - również w ustroju ze zniesioną własnością prywatną jest możliwy ostry konflikt polityczny, w którym zresztą żadna ze stron werbalnie nie deklaruje restytucji kapitalizmu. Wydarzenia w Polsce 1980-1981 dostarczają wyśmienitego przykładu z historii najnowszej.
Inna sprawa: jeśli lansuje się w Polsce panią Mouffe (odrzuca ona wszystkie dotychczasowe "narracje" lewicy, więc chyba towarzyszką nazwać jej nie wypada), polemika by się przydała. Powinna to jednak być polemika z samego rdzenia lewicowej, egalitarnej perspektywy na miarę XXI w., a nie przypięcie adwersarzowi łatki "konserwatyzmu" i atakowanie go z pozycji... socjaliberalnych, bezkonfliktowych itp.
PS. Miło, że dodano w końcu przypisy. Kiedy poprawi się reszta? Musiałyby chyba zniknąć takie kiepskie teksty...
Twoja krytyka jak zwykle tyleż zwięzła, co trafna :).
Ile jeszcze czeka nas rozwlekłych zastosowań nieśmiertelnej strategii: żenujący autor nie ma racji, bo jest żenujący, a nawet jeśli ma rację, to tę rację kompromituje, ponieważ jego tekst ukazał się w miejscu, którego nie lubisz. W sumie może przepisz zarzuty do tekstu Majmurka o ekologii albo spod którejkolwiek z recenzji?
z moimi ocenami masz prawo się nie zgadzać, ale większość moich uwag dot. tekstu P. Szumlewicza to prostowanie tego, co ów faktycznie napisał. Stąd też moja "rozwlekłość", bo prostowanie tego, co autor namieszał zajmuje dużo miejsca, a rozbudowana polemika odkręcająca szczegółowo wszystkie błędy tekstu wymagałaby całego artykułu.
Jeśli tego oczekujesz to odpowiem na Twoje domyślne pytanie: uważam tą recenzję za NIEPORÓWNANIE GORSZĄ od tekstu o ekologii ze strony KP. J. Majmurek napisał tekst (wg mnie) słuszny, choć w wielu miejscach znajdują się tam sformułowania niezręczne, część cytowanych lub przytaczanych źródeł jest nieszczęśliwie dobrana a całość dość ogólnikowa (a piszę to będąc zwolennikiem "miksu" lewicy, antyglobalizacji i ekologii, na co łatwo znaleźć setki dowodów w dyskusjach na lewicy.pl).
Natomiast ta recenzja zawiera fałszerstwa historyczne (Schmitt), uproszczenia (jakoby lewica tout court była zgodna i pewna tego, że zwycięstwo socjalizmu wyeliminowało konflikty) absurdalne błędy rzeczowe ("uspołecznienie i rewolucja" zamiast na odwrót) i jeszcze bardziej absurdalne językowe (burża vs proletariuszE, "teoretyk Rzeszy"), świadectwa potwornej indolencji autora w rozwijaniu wprowadzonych wątków (więcej o Gramscim i jego poglądach nt. hegemonii mógłby chyba zerżnąć z internetu w kwadrans średnio zdolny gimnazjalista) a przede wszystkim kuriozalną metodę prowadzenia "polemiki" z Mouffe przez przypisanie jej jakichś konserwatywnych komponentów ideologicznych, przy czym ów "konserwatyzm" miałby polegać na... apologii nieuchronności konfliktu. Autor nie udowodnił: 1) że apologia "konfliktu agonicznego" jest wyróżnikiem konserwatyzmu, 2) że koncepcje Mouffe charakteryzują się powinowactwem z konserwatyzmem, a nie (w takim samym lub większym stopniu) np. z wczesnym liberalizmem (kwestie konfliktu itd.) albo późną, liberalną socjaldemokracją, postmodernizmem (kontrowersje wokół wielorakiego podmiotu - W OGÓLE nie poruszone!) itp.
Uważam, że Mouffe warto czytać, choć bez przesadnego przeceniania jej dorobku i polemicznie, ale nie przez reductio ad hitlerum, jaką właściwie uprawia autor względem Schmitta, by przerzucić to potem na Mouffe. Jest to po prostu archaiczne - jakiś rok temu były tu tekst publicystyczne o "czytaniu Schmitta od lewej strony", a tu sprawę przedstawiono jak w "Żołnierzu Wolności" lub broszurze wydziału ideologicznego MON z lat 80. :-)))
jakoby (...) zwycięstwo socjalizmu wyeliminowało BY konflikty.
Akurat nie wiem, co sadzi Ziemkiewicz na temat zlotowki, sadze raczej ze on jest zwolennikiem plynnego kursu, a nie recznego oslabiania lub podwyzszania kursu. Trafnie natomiast zauwazyl, ze niepotrzebnie wyprzedano banki i zwykla hipokryzje mediow, ktorzy najpierw gromili jako populistow tych co mowili o spekulacjach a teraz zeby chronic PO, sami zaczeli stosowac te retoryke.
A co do slabej zlotowki - ja widze sporo korzysci, choc cena benzyny mi sie nie spodobala :-( Ale np. dzisiaj w radiu slyszalem, ze Slowacy, ktorzy sami wprowadzili Euro okupuja sklepy w Nowym Targu, gdzie jest teraz nieporownywalnie taniej.
Korzysci z wprowadzenia Euro to tylko i wylacznie mniejsza ryzyko walutowe i nizsze koszty transakcyjne. Straty sa o wiele powazniejsze, mniejsza o wzrost cen, ale Euro uniemozliwi jakiemukowleik rzadowi prowadzenie spojnej polityki gospodarczej. I o to sie toczy cala gra. Jak dla mnie absurderm jest wkraczanie do strefy Euro skupiajacej kraje o kompletnie innej strukturze, czy chociazby PKB per capita. Ponadto kryteria z Maastricht zawezaja nam pole wyboru. A nie widze nic zlego w tym, aby taki kraj jak Polska z jakiegos powodu mial wyzszy niz 60% PKB dlug publiczny.
Euro miałoby sens, choćby z powodu zmniejszenia ryzyka spekulowania kursem złotówki i likwidacji różnic kursowych w transferach między euro a złotówką, ale tylko przy względnym przynajmniej wyrównaniu dochodów i różnic strukturalnych między państwami przyjmującymi walutę oraz przy wynegocjowaniu zwolnienia lub przynajmniej zawieszenia traktatu z Maastricht, który de facto narzuca neoliberalną politykę pieniężną i budżetową. Poza tym przecież kryzys finansowy dotknął także euro i gospodarkę UE (co nie jest winą Unii, tylko wynika z globalizacji gospodarki).
Złotówka nie powinna być zbyt silna, ale nagła i szybka deprecjacja przynosi jedno podstawowe niebezpieczeństwo - inflację, zwł. przy kryzysie i recesji. Nawet najwięksi przeciwnicy rządu (do których się rzecz jasna zaliczam) nie mogli przecież przewidzieć, że cud gospodarczy przybierze postać stagflacji. Społecznie to bardzo źle, politycznie może być ciekawie.
"burżua" to również postać l.mn. wystarczy zajrzeć do pism Lenina, a nawet Marksa.
a tekst P.Sz. jedzie na jakimś kompletnie postpolitycznym resentymencie. aż szkoda, że marnuje swe pióro na takie rzeczy.
Czyżby?
Majakowski używa zwrotu "miełkij burżua", mówiąc oczywiście o burżuju pojedynczym.
Wobec wielu przedstawicieli tej klasy, używano formy "burżuje".
też pamiętam kontrowersję, np. na fakul. z filozofii, wokół "burżua a proletariuszy" z Manifestu Komunistycznego. Pytałem o to nawet jednego z "topowych" filozofów marksistowskich Polski przełomu lat 80. i 90. (mniejsza o personalia, bo było to prywatnie a gość nie żyje) - odpowiedział wprost, że to taki sam błąd językowy jak np. "opium DLA ludu", zamiast - poprawnie: "opium ludu" w "Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa".
A kierując tekst do współczesnego polskiego czytelnika można by spokojnie napisać o KAPITALISTACH, będzie czytelnie i bez dwuznaczności.
Słownik PWN podaje, że słowo jest nieodmienne. A dla mnie sposób użycia go przez Lenina jest rozstrzygający :) "Opium dla ludu" to nie błąd językowy, lecz merytoryczny (jeśli ma być cytatem z Marksa, a konkretnie ze "Wstępu do przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa", którego NIE NALEŻY mylić z samym przyczynkiem, bo to inny tekst, powstał w innych okolicznościach itp.). nie jest zaś błędem, jeśli funkcjonuje jako cytat ze słownika partii leninowskich - gdyż one faktycznie tak tego używały.
poza tym - skąd ta normopatia?
mniejsza o to. rozdrabniamy się dyskutując o trzeciorzędnych kwestiach.
moim zdaniem tekst P.Sz. jest manipulacją, kiedy twierdzi, że książka Mouffe to "manifest ideowy środowiska KP". książka jest opatrzona wstępem Macieja Gduli, który dokładnie pokazuje, jak i po co KP używa koncepcji Mouffe. gdyby to miała być rzetelna recenzja książki jako manifestu ideowego, to powinna się odnieść do tego wstępu. w dużym stopniu tekst P.Sz. to polemika z poglądami, które są wprawdzie niesłuszne, ale nie są ani poglądami Mouffe, ani poglądami KP, tylko jakąś fantazją lękową P.Sz. szkoda, bo Mouffe zasługuje na rzetelną krytykę, a do propozycji Gduli warto się chociaż odnieść, nawet jeśli ktoś się z nimi nie zgadza.
jestem zdumiony, że "Bez Dogmatu" opublikowało taki słaby tekst.
ściślej był to "Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa. Wstęp", o bodajże pół roku młodszy od tamtego, znacznie dłuższego i obszerniejszego "Przyczynku". Fakt, wyraziłem się nieprecyzyjnie, pardon. Niemniej jednak sądzę, że "opium ludu" (w wersji m.in. edycji MED) a "opium dla ludu" (wersja bardzo popularna, choć błędna) jest różnica w tłumaczeniu, która oczywiście rzutowała na meritum. Jeśli zaś chodzi o burżua, to trzeba by sprawdzić w oryginale rosyjskim, czy tam też Lenin tego używał, czy polscy tłumacze zastosowali się do "burżua" sugerując się np. zastosowaniem go w polskich przekładach "Manifestu Komunistycznego". Przede wszystkim mam wątpliwości, czy w polskim języku nie zostawić tego "burżua" tylko dla liczby pojedynczej, albo może w ogóle dać sobie spokój z takimi zapośredniczeniami tylko od razu walić burżuazją, normalnie w polszczyźnie funkcjonującą. Zgadzam się, że na tle głównego przedmiotu dyskusji to w gruncie rzeczy sprawa drugo- albo trzeciorzędna.
Merytorycznie tekst jest faktycznie słaby. Nie znam wstępu Gduli do "Polityczności", ale na podstawie np. "Hegemonii..." i pomniejszych artykułów, wywiadów itd. z Mouffe sądzę, że trzeba jej "dać odpór", hehe, przede wszystkim co do radykalnej pluralistycznej demokracji, cząstkowości itd. ale nie w tak - tu się zgadzamy - słaby sposób jak powyżej.