Komentarze czytelników portalu lewica.pl Komentarze czytelników portalu lewica.pl

Przejdź do menu

Komentowany tekst

Zawadzka: Ukrywanie ogona

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz

Poradnik politycznych samobójców

Recepta, by akcentować odmienność interesów nie tylko klasowych i warstwowych, ale i grup kulturowych w rodzaju mniejszości obyczajowych, a najlepiej wszystko od razu - zamiast na odwrót, pokonać klasy wyższe klasy taktycznymi choćby sojuszami pracowników z drobną lub średnią burżuazją, to prosta droga do politycznego samobójstwa lewicy. Szkoda, że Bourdieu broniąc i słuchając Bove niewiele rozumiał z przekazu Konfederacji Chłopskiej i innych antyglobalistów, że choć między ludźmi pracy zarówno rolnej, jak i miejskiej np. w rejonach świata o różnym stopniu rozwoju nieuniknione są konflikty, to na dłuższą metę interes w wyhamowaniu globalnego neoliberalizmu wspólny (społ. bogatym potrzeba zatrzymać kapitał produkcyjny przed transferem, im bronić przed rabunkiem zasobów i wyzyskiem, a krajom półperyferyjnym - w maksymalnym uproszczeniu - przed jednym i drugim). Przyłączanie się do rozwalania jakiejkolwiek, choćby i chybionej społecznej całości, z klasą pracowniczą czy większością społeczeństwa (i jej obiektywnymi interesami) włącznie, to ewidentne kręcenie lewicowo-egalitarno-wspólnotowo-społecznej myśli sznura na szyję.


Warto by się też chyba zastanowić przed napisaniem (bez żadnego, choćby śladowego dowodu, ale za to tonem nieznoszącym sprzeciwu) czegoś takiego: "Nauki społeczne (...) w przeciwieństwie do psychologii społecznej nie unikają kategorii szerszych niż jednostkowe i w przeciwieństwie do filozofii nie boją się zarzutu o determinizm.".


Inna rzecz: ponowoczesna lewica nie odpuści, by każdą, realną lub fikcyjną problematykę sprowadzić do Holocaustu i to określanego w kiczowatej, sentymentalnej i rasistowskiej na opak (!) formie - nie jako hitlerowska zagłada Żydów, Cyganów i in., tylko "masakra narodu wybranego" (sic!). Kurczę, sam wychowałem się na Kafce, Borowskim, "Pięć lat kacetu" Grzesiuka, późnym Kantorze i trochę Primo Levim, teraz ilekroć słyszę o pamięci holocaustu i to w lewicowych współczesnych dyskusjach politycznych to autentycznie wysiadam. Nie lepiej iść na tandetny panel z Szewachem Weissem, Bartoszewskim i im podobnymi zombies? Przykre, ale prawdziwe. Bauman celnie kiedyś wyszydził to "widmo Zagłady", o studium Finkelsteina "Holocaust Industry" nie wspominając, a na polskiej (ex?post?pseudo?) lewicy bez zmian. Do tego jeszcze przeraźliwa grafomania ("ukrywasz to znamię. Tak jak zmuszony do udawania człowieka Czerwony Piotruś ukrywa ogon pod fartuchem jak ranę"), upstrzona nieplanowanie wesołymi na tle całości błędami ortograficznymi ("suffring" zamiast "suffering" and so on)...
...skoro jest źle, to czemu jest aż tak bardzo źle?

autor: _Michal_, data nadania: 2009-02-12 01:46:44, suma postów tego autora: 4409

O, Michał dla odmiany

narzeka :))). Wszystko jest żenujące: 100 procent recenzji (jak już któraś się podoba, żenujący okazuje się jej.. tytuł), każdy tekst feministyczny, każdy tekst i autor, który otarł się o wydawnictwo KiP, wszystko, co napisała grupa znienawidzonych osób (liczna), wszystko, co Michał sformułowałby lepiej (choć forma komentarzy na tę lepszość nie wskazuje) itp. itd. W tym gąszczu wyszydzania, piętnowania, sarkania, rozwlekłego narzekania można dopatrywać się jakiegoś "ukrywania ogona".

autor: Kasia Szumlewicz, data nadania: 2009-02-12 10:05:48, suma postów tego autora: 214

Nie ma

"medytacji pascaliańskich", mogą być tylko medytacje paskalowskie.

autor: ABCD, data nadania: 2009-02-12 10:20:23, suma postów tego autora: 20871

Michała

można lubić albo nie.
Ale, w ostatecznym rachunku, liczą się treść i ostrze zarzutów.
Tak dla przykładu, król Klaudiusz skrytykował Poloniusza, prosząc go o - cytuję - "więcej treści w mniej sztucznych frazach".
Czy nie miał racji?
I czy miałoby sens, zamiast ustosunkować się do rzeczowej zawartości jego krytyki, wykrzyknąć:
Klaudiuszu! Za twe zbytki,
Idź do piekła, boś ty brzydki!

autor: ABCD, data nadania: 2009-02-12 10:24:10, suma postów tego autora: 20871

Dziwna laurka

Bourdieu zaczął się bawić w skrajnie lewicową politykę, kiedy nie wiązało się to już dla niego z żadnym ryzykiem. Mogło natomiast przyczynić się do rozreklamowania średnio znanego specjalisty.
Logiczny stąd wniosek, że Bourdieu był kalkulującym oportunistą. Tymczasem autorka za cechy o tym swiadczące go...chwali.

autor: ABCD, data nadania: 2009-02-12 10:29:37, suma postów tego autora: 20871

Dzisiaj

Czerwony Piotruś wymachiwałby swoim ogonem, żeby wyrobić sobie PR wykluczonej i represjonowanej ofiary systemu.

autor: ABCD, data nadania: 2009-02-12 10:33:02, suma postów tego autora: 20871

Owszem, ukrywają...

ale nie ci, którzy stanowią fundament społecznej piramidy i którzy na jej szczyty nie spoglądają. Ci zawsze są sobą. I pobożne życzenia tego nie zmienią. Uczynić to tylko mogą inne stosunki społeczno - gospodarcze. Od nich też zależy ocena wartości ogonów. Te, które teraz trzeba podwijać, kiedyś można się było nimi chwalić. I tak koło się toczy. Czy wróci do miejsca, w którym już kiedyś było? Pewności nikt mieć nie może. Może to i lepiej, bo jest o co zabiegać.

autor: steff, data nadania: 2009-02-12 17:46:35, suma postów tego autora: 6626

ABCD logiki absurdu

"Logiczny stąd wniosek, że Bourdieu był kalkulującym oportunistą."
Ja tu żadnego wynikania logicznego nie widzę, co najwyżej podłą insynuację w typowym dla ABCD stylu.
Równie "logicznie" mógł Bourdieu wpierać władzę i czerpać z tego niezłe profity, znamy wielu takich, także z polskiego podwórka.
A jeżeli uznać, że Bourdieu jest "średnio znanym specjalistą", to, przyjmując adekwatne proporcje, należy stwierdzić, że ABCD jest analfabetą.



autor: Drm, data nadania: 2009-02-13 00:04:40, suma postów tego autora: 306

Drm,

Jeżeli w ogóle chodzi Ci o dyskusję...
Bourdieu był średnio znanym specjalistą dopóty, dopóki nie zaczął manifestować przekonań skrajnie lewicowych.
Teraz tak. Było we Francji wielu lewackich ekstremistów (wymieniając najbardziej znanych: Sartre, Foucault, Althusser, Deleuze, Guattari), którzy swoje teksty polityczne publikowali równocześnie z teoretycznymi.
Co by nie sądzić o ich poglądach, trudno odmówić im konsekwencji.
Bourdieu natomiast poczekał, aż jego rozprawy teoretyczne zostaną wypromowane przez korporację akademicką. Zabiegał o awans jako rzekomo apolityczny badacz. Gdy go uzyskał, dopiero wtedy, mając pełne bezpieczeństwo instytucjonalne i finansowe, zaczął bawić się w goszyzm.
Był kalkulującym oportunistą w podwójnym sensie. Jako nudziarz i mętniak, wiedział, że tylko rozgłos politykierski może zapewnić, że ktoś weźmie jego książkę do ręki. A jako tchórz, nie ośmielił się przyznać do goszyzmu, póki oceniał, że może to być dla niego ryzykowne.
Mniejsza o Bourdieu. Mnie i nteresuje, że A.Zawadzka, zamiast przemilczeć oportunistyczne lawirowanie Bourdieu, jego postawę wychwala.
Bez odbioru.

autor: ABCD, data nadania: 2009-02-13 08:35:25, suma postów tego autora: 20871

a ABCD swoje

Powtórzyłeś swoje insynuacje w wersji rozbudowanej i co z tego wynika? A no niby to, że Bourdieu całe życie był cynicznym karierowiczem, który na koniec przefarbował się na czerwono.
A ja znów pytam - niby po co?
Oraz pytam, skąd o tym wiesz, znasz go, kumplowałeś się z nim?
Czy po prosty opluwasz go tak dla sportu, bo to lubisz?

A ja mam inną hipotezę, a może Bourdieu zaczął pisać lewicowe prace, dopiero wtedy gdy jego pozycja była nie do podważenia i nie można było jego książek, ot tak, zwyczajnie zbyć milczeniem. Może, jako rzetelny badacz, chciał mieć argumenty, a nie mętne przypuszczenia?
Możliwości interpretacji jest wiele, ale dla ABCD najprościej zmieszać kogoś z błotem, bo tak najłatwiej i sprawia mu to perwersyjną satysfakcję. Większość z jego imponującej liczby ponad 9000 wpisów na lewica.pl to wyraz godnej współczucia mizantropii, ewentualnie przetrwałego negatywizmu dziecięcego.
A szkoda, bo wiedzę ma, ale pożytku z niej zrobić nie potrafi.

autor: Drm, data nadania: 2009-02-13 10:47:20, suma postów tego autora: 306

Michela

Foucault nie cenię zbytnio, ale muszę przyznać, że swoją Historię szaleństwa... ogłosił, kiedy nie był jeszcze znanym i wybitnym Foucaultem. A w pewnej swojej warstwie jest to manifest rewolty antysystemowej.
"Historia..." mimo wszystko się przebiła.
Tak więc nie trzeba koniecznie lawirować.
Nie czepiałbym się jednak Bourdieu, gdyby nie to, że jego oportunizm został tutaj przedstawiony jako pozytywny wzorzec.

autor: ABCD, data nadania: 2009-02-13 11:22:05, suma postów tego autora: 20871

@ABCD

A czy jest ktokolwiek kogo cenisz? Z żyjących i nieżyjących.
Mam wrażenie, że cała ludzkość nie dorosła ci do pięt.
Nasuwa się pytanie - co jeszcze robisz na tej planecie, w tym wcieleniu?
Tak z łaski nas oświecasz swoimi wpisami, niczym jaki bodhisattwa, czy z nudów?

autor: Drm, data nadania: 2009-02-13 15:44:31, suma postów tego autora: 306

Drm,

do diaska!
Ripostujesz jak Moliere!

autor: ABCD, data nadania: 2009-02-13 16:27:12, suma postów tego autora: 20871

Kasia,

odpowiem tyle: wystarczy porównać TREŚĆ mojego wpisu by oddalić Twoje absurdalne teorie i podejrzenia. Ani nie narzekam, ani nie atakuję, tylko stawiam zarzuty: polityczne, ideologiczne i intelektualne, w których oczywiście mogę się mylić i jestem otwarty na merytoryczne polemiki. Tutaj - cierpliwie jeszcze raz powtórzę, bo a nuż-nóż widelec coś ad vocem z tej dyskusji jednak wyjdzie - są 3 problemy:

1) zarzut determinizmu wobec szeroko pojętej opcji marksistowskiej i w ogóle krytyki społecznej stawiały np. różne szkoły filozoficzne wywodzące się z pozytywizmu, po nich przejęli ten bełkot katolicy z "Więzi" i "Znaku". Czy filozofia jako taka boi się tego oskarżenia nie wiem, warto by to udowodnić. Przecież myśliciele wywodzący się ze szkoły frankfurckiej byli (również) filozofami i pod szyldem filozoficznym wydawali np. "Człowieka jednowymiarowego". Mam też wątpliwości, czy sprawiedliwie potraktowano tu psychologię społeczną, która zakłada przecież jakąś perspektywę ponadjednostkową. A jeśli już rozliczamy całe dyscypliny naukowe za ich konformizm względem struktur społecznych, to przecież w socjologii częste są ujęcia np. ról społecznych jako czegoś trwale określonego, do czego trzeba się dopasować. To zresztą skądinąd wielowątkowy i wielopiętrowy temat, w każdym razie tezy, od których autorka wychodzi jako aksjomatów należałoby dopiero udowodnić.

2) istnieje PRZEOGROMNA (zwł. historyczna oraz socjo- i politologiczna) literatura na temat faszyzmu, nazizmu, III Rzeszy i nazistowskiego ludobójstwa, która interpretuje je z perspektyw klasowych, instytucjonalnych, antytechnokratycznych, w każdym razie tak jak lewicowemu materialiście przystało. Mętna metafizyka i wpychanie geniusza literatury światowej do miasteczka ze skrzypkiem na dachu jest zbędne, tak samo jak "literackie" i pseudopsychoanalityczne dywagacje. Pal sześć, żeby to był jeszcze esej humanistyczno-literaturoznawczy (czyli coś, czego z założenia nie czytam, bo "literatura broni się sama" jak powiedziała mi kiedyś pewna nieodległa mi osoba, siedząca w tym po uszy), a nie praca z ambicjami socjologicznymi i politycznymi. Nie odbieram autorce jej zainteresowań zw. z kwestiami "ukrywania i odkrywania tożsamości" - po prostu proponuję oddzielić to grubym murem od rozważań społeczno-ekonomiczno-politycznych i wyżywać się z czymś takim np. artystycznie.


3) kluczowa sprawa z politycznego punktu widzenia - dezintegracja grup i ich zbiorowych interesów na mniejsze podgrupy i ich partykularyzmy - zdaniem autorki to narzędzie walki z hipokryzją podtrzymującą system. W jaki sposób ten system obalić czy chociaż zmienić przy współdziałaniu mas ludzkich, skoro żaden wspólny interes nie może ich połączyć? Lewica zawsze wygrywała wtedy, gdy potrafiła choćby na krótki moment połączyć interesy różnych grup i warstw, a nawet klas społecznych. Rozumieli to zarówno PPS-owscy socjaliści jak i Lenin, antyliberalni europejscy socjaldemokraci od Palmego do Lafontaine'a jak i boliwariańscy populiści. Czy my tutaj też nie możemy? Ach, przepraszam, "nas" z definicji nie ma...

Eta wsjo.


PS. Ad książki o prywatnych armiach - nie chodziło o tytuł recenzji, tylko błąd w przytoczonym w stopce tytule samej książki (w stopce - bo w recenzji tytuł niemiecki i polski były bezbłędnie!). Ot, niuans. Nic strasznego zresztą, ale z ciekawości zajrzałem tam teraz ponownie - i korekty nadal ni ma, choć minęły prawie 2 miechy a wtedy zauważyło to kilka różnych osób. Bywa i tak.

autor: _Michal_, data nadania: 2009-02-13 22:41:27, suma postów tego autora: 4409

Michał,

Bywa i tak, ze esej literaturoznawczy wręcz stwarza dzieło, o którym mowi. Stwarza w tym sensie, że pokazuje problematykę, której my sami byśmy w nim nie dostrzegli. Przykładem - studium Benjamina o Powinowactwach z wyboru Goethego. Powieść ta do tego stopnia nie "broniła się sama", że nawet tacy czytelnicy jak Hegel i Lukacs nie dali sobie z nią rady.
Oczywiście, nie mam tu na myśli esejów o Kafce jako pariasie nowoczesności:))) Albo o "transgresjach romantycznych".

autor: ABCD, data nadania: 2009-02-14 09:34:54, suma postów tego autora: 20871

@ABCD - czekamy...

"wręcz stwarza dzieło, o którym mowi."

Gdzie jest Twoje dzieło, które stwarza owo, o którym mówi?
A może tym dziełem jest ~9200 wpisów ABCD na lewica.pl?
Tylko zdradź proszę maluczkim o co w tym dziele chodzi, poza powierzchowną i mylną warstwą jadowitych strzyknięć.
Innymi słowy, łaskawie oświeć nas Panie, jako i my cię prosimy!

autor: Drm, data nadania: 2009-02-14 11:43:33, suma postów tego autora: 306

Michał,

systemu lepiej nie obalać ani nie zmieniać.
Bo kto wtedy dojdzie do głosu?
Rozejrzyj się wyżej.

autor: ABCD, data nadania: 2009-02-14 14:15:27, suma postów tego autora: 20871

"Bardzo przykry to przypadek..." (Boy -"Słówka")

...ale, gdy mi popadł w ręce, to już chyba się poświęcę: Moje umiłowane Cztery Litery wreszcie dopracowały się oceny nie tylko ze strony zgorzkniałego starca. W dodatku wcale nie są to głosy z JEDNEJ strony "okrągłego panelu dyskusyjnego".
Więc może by się Pan tak łaskawie przymknął, choćby na czas potrzebny dla stwierdzenia, że "co byśmy nie mówili", to brzydki, nieinteligencki rusycyzm? A Stieglitz ponoć kiedyś się zamyślił i tak mu się to spodobało, że postanowił jeszcze raz spróbować, co i Panu bym zalecał...

autor: Staruszek, data nadania: 2009-02-14 16:48:57, suma postów tego autora: 206

Staruszku,

Twoje poglądy na wolność wypowiedzi na pewno są godne uwagi.
Niestety... Muszę Cię zmartwić. Komuna upadła. Już nawet Castrowie próbują grać wolnościowców.
Co było, nie wróci.

autor: ABCD, data nadania: 2009-02-14 17:15:25, suma postów tego autora: 20871

WRACAJĄC DO TEMATU

Autorka pisze o badaniach bohatera jej tekstu: "miały zatem charakter polityczny, tak jak ma je każde działanie polegające na demaskacji historycznego charakteru zjawisk postrzeganych jako odwieczne". Zaznacza przy tym, iż "odwołuje się do koncepcji Rolanda Barthesa, który przeciwstawiając politykę mitologizacji definiował akt polityczny jako powrotne przekształcanie natury w kulturę".


Jest to tak dalece idący "skrót myślowy" i uproszczenie, że wprowadza w błąd czytelnika nie zaznajomionego z wczesnymi, radykalnymi i krytycznymi pracami Barthesa, zwł. z przywoływanymi "Mitologiami".

Zdanie o "zadaniu powrotnego przekształcenia natury w kulturę" mogłoby zostać wyjęte z prelekcji na budowie trasy W-Z, wysłuchanej z uwagą przez brygadzistę Maliniaka i inżyniera Karwowskiego :-)))

Albo - już na serio - z wymierzonych w marksizm, neomarksistowskich myślicieli-kontestatorów w rodzaju Herberta Marcuse i ekologów (także ekologiczne feministki) tyrad Donny Haraway, feministycznej zwolenniczki skrajnej technokratycznej "cyborgizacji" (medycyny, kultury i społeczeństwa itd.).


Barthes (czerpiąc obficie z "Ideologii niemieckiej" i innych pism młodego Marksa, ale zdrowe były to łyki) analizował mit, którym posługuje się mieszczaństwo dla uzasadnienia swego panowania i status quo kapitalizmu i kolonializmu. Mit nie jest po prostu kłamstwem, jest takim opisem i wytłumaczeniem prawdziwych faktów i relacji zależności, by zostały uznane nie za coś przygodnego, wynikłego z logiki ustroju społecznego i przynależnego danemu momentowi historycznemu, tylko "odwiecznego" i "naturalnego". Skoro jednak m.in. na iluzji naturalności polega mit, trudno mówić o "przekształcaniu natury", tym bardziej zaś "powrotnym". Po prostu stanu naturalnego byśmy nie znali, tylko fikcję rzekomej "naturalności" tego, co chce nam wcisnąć mit. Stąd upraszcza autorka bardzo pisząc po prostu o przekształcaniu natury bez choćby cudzysłowu zaznaczającego sens takich operacji.

Co jest jednak ważniejsze. Otóż żadną miarą nie da się powiedzieć, że receptą Barthesa było po prostu przekształcanie tego, co niby jest naturalne "w kulturę" :-))). Tzn. od biedy dałoby się to zastosować do strategii dekodowania i "kradzieży" mitu w sztuce przez Flauberta (ponowne kodowanie już zdekodowanego) albo Brechta (przez ideologiczny przekaz lub "rekwizyty").


Zasadniczym zadaniem, jakie stawiał Barthes była jednak rewolucja, która w przeciwieństwie do ukrywającego siebie i swoje mieszczańskie pochodzenie mitu ujawnia zarówno sens rzeczywistości społecznej jak i samą siebie - przekształcającą tę rzeczywistość (sama zaś lewica swojej mitologii nie potrzebuje, przynajmniej wtedy, gdy jest rewolucją - wg Barthesa przynajmniej). Zasadniczym zadaniem ANTYMIESZCZAŃSKIEJ REWOLUCJI ma być podważenie i obalenie STATUSU mieszczaństwa a NIE (tylko) mieszczańskiego JĘZYKA np. w sztuce. Barthes stwierdził wprost, że ograniczanie się do krytyki języka mieszczaństwu nijak nie szkodzi, wręcz przeciwnie, gdyż utrzymuje status quo wzbogacone o takie lipne niby-alternatywy, które Barthes przecież z lubością analizował (eksperci-doradcy, charytatywa itp.).


Intelektualna krytyka systemu społecznego jest jak najbardziej potrzebna. Docierająca jednak do jego mechanizmów i poszukująca alternatyw, a przy tym komunikująca jakoś z przeszłym dorobkiem umysłowym lewicy a nie przerabiająca go na jakąś postmodernistyczną papkę, szczęśliwa z zwiększania się atomizacji społecznej i wybijająca sobie i innym myślowe zęby. Taka jest tylko liberałom na rękę i w tym kontekście warto by zadać pytanie o te słynne trzydzieści tys. dotacji dla recyclingu idei od obecnej ekipy rządzącej (absolutnie niczego nie twierdzę, tylko pytam, bo alternatywny internet aż od tego huczy, a transparencja byłaby tu pożądana).

autor: _Michal_, data nadania: 2009-02-15 18:29:14, suma postów tego autora: 4409

...

ABCD: a propos Lukacsa i Benjamina - fakt, nie powinno się deprecjonować tej dyscypliny (tj. teorii i krytyki literatury również), zwł. gdy zazębia się z jakaś szerszą myślą estetyczną i szerzej filozoficzną. Chodziło mi więc o ogólną kiepściznę, a że dwuznaczną lub wręcz szkodliwą politycznie to inna sprawa.

Trafnie to zresztą ujął Steff: bogaci nie mają problemu z ujawnieniem ogona, bo ich na to stać, ogon biednych wynika ze struktury społecznej. Dlatego bronię lewicy przed bokserami kamikadze, którzy rozbrajają z ideologicznych narzędzi siebie (to ich problem) i innych (tu zgody nie będzie) na lewicy.

autor: _Michal_, data nadania: 2009-02-15 18:32:33, suma postów tego autora: 4409

errata

oczywiście dekodowanie u Flauberta w literaturze, u Brechta w sztuce dramatycznej.

autor: _Michal_, data nadania: 2009-02-15 19:00:46, suma postów tego autora: 4409

Dodaj komentarz