perspektywa feministyczna nie może opierać się na esencjalizmie.
- czytamy - nie jest tożsamością, tylko relacją władzy.
Przypuśćmy, że nie byłoby przemocy domowej. Czy w takim wypadku nie byłoby również płci?
;)
Wystarczy, ze Bank Światowy i MFW uwzglednia w swoich analizach relacje plci i feministki juz pokochaja te instytucje :-))))) Zenada.
"Podczas demonstracji pod hasłem "Chcemy dobrego życia", zorganizowanej 14 września 2002 roku w Kolonii przez młodzieżówki związków zawodowych, Koalicję na rzecz pokoju oraz ATTAC, dominacja mężczyzn była tak wyraźna (...)"
Czytam i nie rozumiem, skąd te pretensje. Narzekanie, że na listach wyborczych dominują mężczyźni to jeszcze rozumiem. Ale kto blokuje komuś dojście na demonstrację?
Kolejne: "zaledwie trzy lub cztery wydarzenia spośród niemal siedemdziesięciu pięciu, które miały miejsce, uwzględniały perspektywę płci."
Bo na kilka tematów dotyczących kobiet przypada kilkadziesiąt różnych problemów społeczno-ekonomicznych, które dotykają większości społeczeństwa niezależnie od płci.
Jak można uwzględniać perspektywę płci na przykład w kwestiach dot. prywatyzacji wody, kolei czy rajów podatkowych? Bo że kobiety z powodu tychże działań dostają mocniej w kość dowiemy się na jednej konferencji feministek.
"Dominacja, a w szczególności globalna dominacja neoliberalizmu, jest po części zbudowana na hierarchicznej strukturze relacji płci."
A ów globalna dominacja neoliberalizmu została upowszechniona m.in. przez... kobietę, Margaret Thatcher.
Czytając fragment dotyczący nieopłacanej pracy w domu postanowiłem zaproponować Wam przyłączenie się do ruchu przeciwko dyskryminacji mężczyzn. Przecież my też pracujemy w domu naprawiając nasze samochody, robimy remonty i naprawiamy usterki. Kasy za to nie dostajemy, a jeszcze te nasze wstrętne kobitki nie chcą się z nami dzielić tą pracą. Niech nam za tą robotę zaczną płacić (rząd albo żony)!
Jakby ktoś nie zauważył - poprzedni post to oczywiście żart.
Plakaty reklamujące Manifę, odrzucone przez ZTM, ostatecznie mają zawisnąć na prywatnych autobusach.
Ot, jak feministki walczą z tą neoliberalną globalizacją - wspierając prywatną konkurencję dla publicznych środków komunikacji.
Ty naprawdę nic poza tymi usterkami w domu nie robisz? Znaczy ja wiem, że tak się zdarza często w sensie ogólnym, ale istnienie takie faktycznego przykładu w sensie szczególnym jednak mnie zaskakuje.
Nie jest moim celem licytowanie się kto wykonuje cięższą pracę w domu. Po prostu postulowanie opłacania pracy domowej to absurd, ponieważ prace te stanowią zwyczajne zajęcia domowe, to po prostu życie.
Tylko patrzeć, jak idąc tym tropem jakiś kretyn zacznie postulować płacenie dzieciakom za chodzenie do szkoły - wszak to też wymagające wysiłku zajęcie.
Zastanawiam się także kto i z jakiego powodu miałby płacić za wykonywanie pracy domowej. Mąż za pracę żony? Absurd, przecież zawieranie małżeństwa to nie transakcja na rynku pracy. Państwo? A co państwo obchodzi, czy Ty i Twój mąż będziecie mieli umyte talerze, wyprane ubrania czy posprzątane mieszkanie? Oczywiście do czasu, gdy u sąsiadów zaczną gromadzić się karaluchy. Ale wtedy to będzie zwykłe przestępstwo. Gdyby państwo miało płacić za unikanie przestępstwa, to by zbankrutowało - bo musiałoby też płacić obywatelom za przechodzenie przez przejście dla pieszych czy za to, że jeszcze ktoś jeszcze nikogo nie zamordował.
że w skali globalnej kobiety SĄ marginalizowane w życiu
politycznym. Co innego w stosunkach rodzinnych, gdzie
w niemal w każdej kulturze rozwinął się jakiś stan równowagi.
Feministki bardzo chętnie w takich dyskusjach wskazują
na przypadki patologiczne - ale przecież zdarza się, i to nierzadko,że żona tłucze męża, co też jest patologią.
Przypuszczenie, że kobieta od mężczyzny różni się jedynie
drugorzędnymi cechami płciowymi - jest błędne.
Są to tak głębokie i wszechstronne różnice, że właściwie
powinno się mówić o różnych istotach w obrębie tego samego
gatunku. Jeśli dotychczas in gremio nie wywalczyły sobie
jednakowych z mężczyznami praw politycznych, to pewnie
dlatego , że co innego jest dla nich ważniejsze. Wiemy
zresztą co, ale nie będę tej myśli rozwijał.
Wartościowanie tych tak różnych pod każdym względem istot
jako "lepszych' i "gorszych" z punktu widzenia roli w życiu
politycznym - to jakaś aberracja, jednak często przez
feministki używana dla celów propagandowych w walce o
władzę przez te kobiety, które na skutek swej inności
czują potrzebę dominacji.
Co do tego, że kobiety są innymi niż mężczyźni istotami w obrębie tego samego gatunku zgadzam się z Panem w pełni.
Interesuje mnie jednakże myśl, której raczył Pan nie rozwinąć insynuując, jakoby dla kobiet było co innego ważniejsze niż prawa polityczne równe z mężczyznami.
Cóż to takiego? Niechże nie pozostawia mnie Pan w domysłach, proszę. Jestem kobietą i dotychczas miałam wrażenie, że sama wiem co dla mnie jest ważne, także jako kobiety. A tu taka zagadka! No, Panie Tarak, stawi Pan czoła?
Szuka Pani zaczepki, bo dobrze wie ,że w lapidarnej formie nie da się odpowiedzieć na takie pytanie.
Ale odpowiem Pani tak:
Jeśliby przyjąć, że człowiek kromański istnieje jakieś 40.000 lat, to przez pierwsze 33.000 lat rozwijał się
w systemie matriachalnym.Mężczyźni uważali, że kobiety są
od nich doskonalsze, ponieważ posiadły tajemnicę rodzenia dzieci i z tego powodu bez szemrania podporządkowywali się ich rządom. To od kobiety , w ich mniemaniu, zależała taka
życiowa kwestia: będzie NAS więcej i przeżyjemy czy nie.
Ale od tego rodzenia ludzi powoli przybywało i by przeżyć, trzeba było bronić swego terytorium przed innymi i kobiety zajęte rodzeniem i pielęgnowaniem maluchów do tego się nie nadawały.Na to nałożyła się obserwacja, że to nie tylko od czarów kobiet rodzą się dzieci, ale że i mężczyźni mają tu swój niezastępowalny udział.A jeśli tak, to pomyślność grupowa zależała nie tylko od kobiet i ich magiczna siła zbladła.
Powoli na mężczyzn przechodziła władza, bo to oni właśnie mogli zagwarantować kobiecie bezpieczeństwo w okresie ciąży ,połogu i późniejszej opieki nad maluchem.
I nic się od tego czasu w kwestiach generalnych nie zmieniło bo ani mężczyzna nie urodzi ani kobieta sama
w ciążę nie zajdzie.
Ale niech Pani nie traci nadziei - mówi się już o klonowaniu i może będą potrzebne tylko same dziewczynki?
jest dyskusyjne, czy matriarchay w ogóle istniał. Może to tylko efektowna bajka?
bardzo dziękuję za to wyczerpujące wyjaśnienie. Szukać z Panem zaczepki bym nie śmiała, zbyt Pana szanuję i cenię.
Zupełnie serio.
A czy ja się chciałam licytować? Po prostu się zdziwiłam, że zupełnie nie wykonujesz pracy domowej. Ja też do niej specjalnego zacięcia nie mam-ok.
Dlaczego jak u moich sąsiadów zaczną gromadzić się karaluchy, to to będzie przestępstwo? "Zwyczajne" co gorsza? Kiedyś sąsiadowi uciekł hodowlany pająk i wlazł mi na balkon. I tak żeśmy się z tym stworzeniem spotkali na fajce. To jest z kolei z uwagi na egzotyczny charakter stwora "przestępstwo niezwyczajne"?
Poza tym tego argumentu z życiem nie rozumiem za bardzo. Czyli jak np. panowie przyjeżdżają i zabierają śmieci z kubłów na podwórku, to jest "po prostu życie" i płacić im za to nie trzeba? A jak nie wywiozą i zalegną się szczury, to będzie przestępstwo i będzie ich można za to wsadzić. Swoja droga to jest proste, a genialne. Od razu widzę dla tego dziesiątki zastosować.
Kolejne - oczyszczalnie ścieków.
Jak nie oczyszczą wody i ludzie się pozatruwają, to będzie "przestępstwo", a że trzeba wodę pić to "po prostu życie" itp.
Nie rozumiem, czego nie rozumiesz.
Przecież sama przyznałaś, że prace domowe są zajęciami, za które po prostu bez sensu jest płacić.
Nie rozumiem, czemu nie rozumiesz, czemu nie rozumiem.
Zawahalam sie czy Twoj argument, aby rozumiem, bo mi wyszlo, ze na podstawie tego co powiedziales wiele innych rzeczy powinno byc wykonywanych bezplatnie w tym np. wywoz smieci, oczyszczanie sciekow itp.
Mozliwosci interpretacji dostrzegam wiec co najmniej 2:
1) Faktycznie jestes zdania, ze wiele tego typu uslug powinno byc wykonywanych bezplatnie. (Zalozenie uznajez za prawdziwe ogolnie)
2) Jestes zdania, ze wlasnie i szczegolnie prace domowe powinny byc wkonywane bezplatnie i tylko Ci sie argument tak dziwnie sformulowal. (Zalozenia nie uznajesz za prawdziwe ogolnie, tylko w tym szczegolnym przypadku.)
ps. Kiedy to przyznalam? Powaznie piszac- na ten temat faktycznie nie mam do konca sprecyzowanego zdania. Raczej bym szla w kierunku stabilizacji pozycji kobiet na rynku pracy- obowiazakowo dzielonych urlopow macierzynsko- ojcowskich, niz wynagorodzenia za prace domowe. Ale przyznac tego w komentrzach na tym portalu nie przyznalam, o ile sobie przypominam.
stanowiska z jakiego jest pisany, zwalszcza jesli odmienne od lwasnego, niestety trudno przychodzi panom a la ABCD czy Rradykal.
Autorka nie redukuje bynajmniej agendy feministycznej do tego kto zmywa naczynia i pierze pieluchy, ale chodzi jej o relacje plci jako zalozycielski gest hierachicznie zorgaznizowanych relacji wladzy. Jesli na przyklad poczytamy stare kodeksy (jedne z nielicznych dokumentow zachowanych sprzed tysiecy lat) to mozna tam przeczytac o regulacjach dotyczacych kontroli nad kobietani i ich seksualnoscia (zroznicowane pod katem tego co dzisiaj nazywamy klasa - np. za gwalt wolnej kobiety byla wyższa kara niz za gwalt niewolnicy czy 'emigrantki'), a jednoczesnie kodyfikowano prawa wlasnosci. Kodyfikacja prawa do wlasnosci i do dysponowania kobietami byly wspolbierznym watkiem historii od tamtych casow do dzisiaj. Mamy tu do czynienia z udokumentowanymi przejawami patriarchatu, miedzy innymi na tych dwoch obszarach kodyfikacji opierala sie wladza patriachalnego suwerena, tego co stanowi prawo i wyjatek od prawa (Schmit), decyduje o smierci i dysponuje zyciem (Foucault) - patriarchat ma niestety lewicowe wcielenia - o czym w zamieszczonym artykule....
Dodam, ze tylko neoliberalom i neoliberalkom zalezy na tym, zeby praca domoawa byla po rowno. Lewicowe feministki uwazaja, ze jednak sa jeszcze jakie przyczyzny strukturalne...co 'rzekomo lewicowym chlopcom' a la abcd nie przychodzi do glowy
Rzeczywiście - matriarchat nie jest udowodniony, ale o jaki
dowód z tak odległych epok może chodzić?
Jest bardzo wiele dowodów pośrednich, dotyczących roli
Wielkiej Macierzy czy Wielkiej Bogini we wszystkich
euro-azjatyckich cywilizacjach, począwszy od naszej Matki Boskiej poprzez Izydę, Artemidę, Inanę po Kali , Korrawaj,
Ammaj na wschodzie, ( żeby wymienić kilka, które mi w tej chwili do głowy przychodzą). Np w Catalhuyuk w Anatoli
z 5700-5600 r.p.n.e. w Anatoli (a jest to najstarsze na
świecie stanowisko) przedstawienie Wielkiej Bogini Matki
wyobraża narodziny byka z bogini( czyli boga), a winnym
miejscu Wielkiej Bogini samodzielnie jako boginię płodności bez oznak kultu bóstw męskich. Te i wiele innych wyobrażeń przekonały wielu, a może nawet większość
uczonych do uznania matriarchatu za dowiedziony.
prosty kontrargument: za 10000 lat historycy mogą uznać naszą kulturę za matriarchalną, a to ze względu na pozycję aktorek i modelek w mass culture.
Inaczej: może Wielka Matka - to taka Claudia Schiffer prehistorii?
już właściwie nie ma.
Albo się zautomatyzowały, albo przeniosły się poza dom.
Co to za praca: odgrzać lunch w mikrofalówce, włożyć naczynia do zmywarki, wrzucić co trzeba do pralki automatycznej, a po południu pójść na obiad do Pizza hut?
Zostają prace domowe, wykonywane w ramach hobby (samochodziarstwo, ogrodnictwo, pieczenie ciast, hodowla zwierząt itp.)
(chyba w Zmierzchu bożyszcz) udwodnił, że mitologizowanie uciążliwości prac domowych jest narzędziem do retorycznego wywalczenia sobie korzystniejszej pozycji w rodzinie.
Kluczem może tu być również komedia Moliera pt. Grzegorz Dyndała albo mąż pognębiony.
Niezawodnym poradnikiem dla mężow wciąż jest natomiast wyborna wczesna komedia Szekspira pt. Poskromienie złośnicy.
Między sytuacją dzisiejszą a tą sprzed 10.000 lat
jest zasadnicza różnica polegająca na tym, że WÓWCZAS
król był wcieleniem boga, a więc przedstawienie go w symbolice MIAŁO odniesienie do realnej władzy.
A dziś - NIE.