że jeśli poseł Mniejszości Niemieckiej zacznie przemawiać w swoim ojczystym języku na trybunie sejmowej, to portalowi pochlebcy rzucą się mu do stóp i zaczną majaczyć o poszanowaniu praw człowieka itd., tak?
niezawodnie wystąpił w obnronie naszych sojuszników z Paktu Pólnocnoatlantyckiego przed nacjonalistycznym barbarzyństwem. Adam i Radek mogą być z niego dumni.
że język niemiecki będzie w Polsce językiem tłamszonym i wykorzenianym a nie językiem którego uczy się oprócz garstki autochtonów znaczna liczba polskiej młodzieży.
Panie, gdzie Rzym gdzie Krym?
już od ładnych paru lat nie jest w Turcji zakazany (zalegalizowano go z powrotem w 1991 roku). Teraz polityczna rogrywka, w której biorą udział nieświadomi tureckich realiów europejscy lewicowcy, toczy się o to, czy będzie go można również używać do agitacji w zbliżających się wyborach samorządowych.
Nie obchodzi mnie NATO, co zapewne smuci portalowych współczujących konserwatystów. Obchodzi mnie natomiast to, że Prokurdyjska DTP, będąca polityczną przybudówką terorrystów z PKK, w obliczu utraty znacznej części elektoratu na rzecz islamistów broni się rękami i nogami przed marginalizacją, w czym zawsze pomocne jest darcie się wniebogłosy o łamaniu praw człowieka itp. Tymczasem sprawa jest prosta: w kongresie mówi się po angielsku, w sejmie po polsku, w assemblee nationale po francusku, a w medżlisie - po turecku.
jak dla mnie polscy poslowie moga sobie nawet w suahili debatowac, tylko niech sie nie dziwia jak pozniej ich propozycje przepadna w glosowaniach;P
Niemcow w Pl nikt za noszenie swojej flagi nie bije (chyba ze na ustawkach kibicow;P), nie torturuje, nie zamyka w wiezieniach. W Turcji wciaz sie to zdarza.
Nie rozumiem o co ci chodzi z ta agitacja w kurdyjskim- to zle, ze tocza batalie o mozliwosc uzywania swojego jezyka w kampanii politycznej? W czy widzisz problem?
za noszenie flag, śpiewanie czy pisanie po kurdyjsku od kilkunastu lat nikt już nikogo nie dręczy - i dobrze.
Problem leży gdzie indziej - tracąca poparcie wśród Kurdów PKK/DTP wciąż nie porzuciła mrzonek o stworzeniu na wschodzie Turcji swojego państewka. Pytanie, kto miałby w nim zamieszkać, jeżeli ponad 50% (!) tureckich Kurdów, z czego blisko 2 miliony w samym Stambule, mieszka i pracuje obecnie w zachodniej części Turcji.
Te 6 milionów Kurdów z zachodnich prownicji, które opuściły swoje domy za chlebem, nie ma do czego wracać i we własnym ekonomicznym interesie nie popiera terrorystów, w większości głosując na islamistyczną AKP.
Celem PKK jest oderwanie od Turcji ziem zamieszkanych przez Turków, Kurdów, Alewitów, Arabów i inne mniejszości i zagarnięcie ich dla siebie, na co oczywiście nie może być zgody. Wielu spośród Kurdów (bądź też ich przodków) dostała się do Turcji nielegalnie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat z Iraku, Iranu czy Syrii, zatem oderwanie skolonizowanych przez nich prowincji byłoby podejrzanie podobne do tego, co stało się w Kosowie (nieprzypadkowo w arsenale PKK znajduje się broń oficjalnie "ukradziona" Amerykanom), gdzie napływowa ludność ukradła ziemie innej ludności.
Agitacja po kurdyjsku bardzo mi przeszkadza, ponieważ jest to kolejny krok na drodze rozkawałkowania Turcji przez jedną - co należy podkreślić - z zamieszkujących ją mniejszości, wspieraną przez śliniących się na Bliski Wschód Amerykanów. Poza nimi są jeszcze Lazowie, Alewici, Arabowie, Czerkiesi i inni. A skoro Kurdom wolno kraść cudze ziemie, to dlaczego i oni nie mieliby ukroić sobie kawałka tureckiego tortu?
O Zjednoczoną Socjalistyczną Republikę Kurdystanu !