Nasi niemałostkowi lewacy będą bronić burżuazyjną machinę indoktrynacyjną i propagandową. Nie przewidują bowiem wyjątków.
Za "ortodoksyjnym marksizmem" i w ogóle wszelką ortodoksją nie przepadam, ale - (częściowo przynajmniej) zgadzam się tutaj z BB.
Ma sens obrona mediów publicznych jako całości, a spraw ich poszczególnych pracowników wtedy, kiedy służy to obronie ich macierzystych firm przed prywatyzacją a nie na odwrót.
Obrona wyrobników Agory i Springera jest dla lewicy po prostu politycznie naganna - lub głupia, co w tym wypadku na jedno wychodzi.
ale na bruku. I ci, którzy na nim jeszcze nie są, niech pamiętają, że w domu pana trzeba przytakiwać i ciągle chwalić jego dobroduszność. Dobrze, że Solidarność 80 zwróciła na to buntowniczą uwagę!
Michale, "Słowo 'ortodoksja' oznaczało w języku starożytnych Greków opinię prawdziwą, słuszną. Słuszną nie w sensie zgodności z zasadami, które są dowolne, przyjęte na wiarę lub narzucone arbitralnie. 'Ortodoksja' to opinia, która wyrasta z zastosowania fundamentalnych reguł poprawnego i rzetelnego myślenia, badania oraz oceniania świata i ludzi. Siostrami ortodoksji są ortografia - zbiór zasad poprawnej pisowni i ortofonia - nauka poprawnej wymowy". Tak polemizując z nami prof. Stanisław Kozyr-Kowalski opisywał "ortodoksję" (S. Kozyr-Kowalski "Ortodoksja do starogrecku i mit po sorelowsku", "Samorządność Robotnicza" nr 17/1997, s. 17).
A tak "ortodoksyjny marksizm" przedstawiał on w pracy "Struktura gospodarcza i formacja społeczeństwa" (Warszawa 1988): "Pojęcie ortodoksji bywa używane do pozamerytorycznych deprecjacji określonych poglądów teoretycznych, gdyż kojarzy się najczęściej z takimi treściami wartościującymi, w jakie wyposażyła je teologia i antyteologia, religia i antyreligia, niemarksizm i antymarksizm. Kiedy jednak Lenin, Lukacs i Gramsci nazywają swój marksizm ortodoksyjnym, to przywracają słowu ortodoksja jego szlachetny i pierwotny sens. Taki jaki miało ono w języku dawnych Greków, gdzie oznaczało opinię prawdziwą, słuszną. Za najbardziej osobliwą cechę marksizmu uważają wspomniani przed chwilą myśliciele KONSEKWENTNE STOSOWANIE KRYTERIUM PRAWDY I FAŁSZU, kryterium prawdy przedmiotowej przy ocenie wartości stworzonej przez Marksa i Engelsa teorii społeczeństwa.
Sprzeniewierzeniem się kryterium prawdy i fałszu jest natomiast uzależnienie stosunku do dorobku dawnych myślicieli od mody intelektualnej, od zaufania do opinii większości badaczy, od wiary w idee, że to co nam najbliższe w czasie jest automatycznie lepsze i bardziej wartościowe poznawczo. Marksizm ortodoksyjny uzależnia swój stosunek do spuścizny badawczej twórców materializmu historycznego od jednego tylko autorytetu: od autorytetu obiektywnej rzeczywistości. Nie uznaje natomiast żadnych innych autorytetów. Dlatego stanowi radykalne przeciwieństwo wszelkiego dogmatyzmu marksistowskiego, który przekształca właściwą materializmowi historycznemu strukturę teoretyczno-metodologiczną w zbiory prostych formułek czysto werbalnych lub na poły werbalnych, odartych z sensu przedmiotowo-metorycznego" (cytujemy za "Samorządnością Robotniczą" nr 16/1996, s. 20).
Obrona przez Stanisława Kozyr-Kowalskiego "Gazety Wyborczej" i Adama Michnika w imię Prawdy w jej ortodoksyjnym znaczeniu, którego najwyraźniej redakcja "Samorządności Robotniczej" nie była w stanie pojąć, stała się symptomatyczną okolicznością wskazującą na różnice w podejściu do tematu. Profesor polemizując z nami podkreślał pęknięcie, jakie zachodzi między dążeniem do Prawdy, a - ujmijmy to po platońsku - ideą Dobra (u Platona były to pojęcia tożsame).
W odpowiedzi zaznaczyliśmy, że w naszym niedoskonałym świecie owe pojęcia nie pokrywają się. Tymczasem wszelka ideologia prokapitalistyczna uważa ten stan rzeczy za akcydentalny, nie zagrażający sytuacji ontycznie harmonijnej. I jest to kusząca propozycja ideowa, ponieważ pozwala na krytykę bieżącą, ujawniającą dużą wrażliwość etyczną autora. Jednocześnie, taka postawa nie pociąga za sobą żadnych zobowiązań politycznych. Można by rzec, że dla większości ludzi, którzy mieli kiedyś niezobowiązującą styczność z marksizmem, idea komunizmu jest pewnym dodatkowym parametrem dorzuconym do równania optymalizującego ścieżkę do Prawdy o naszej rzeczywistości, parametrem zewnętrznym, zbędnym z punktu widzenia podstawowego celu.
Z drugiej strony, jeśli nadal rozważać ową filozoficzną naturę stosunku między Prawdą a Dobrem, to - przyjmując pozycję profesora Kozyr-Kowalewskiego - nie sposób nie zauważyć, że owe pojęcia pierwotnie równoważne, wykazują ogromną dysproporcję: Prawda kapitalizmu jest ogromna, może poszczycić się sukcesami, natomiast Dobro uczynków charytatywnych i szwankującego państwa opiekuńczego wygląda prze kontrast szalenie rachitycznie. Dobro okazuje się rezydualne względem Prawdy (szerzej: Ewa Balcerek "Alternatywa 'wyborcza'", "S.R." 17/1997 ss. 23-24).
Dlatego też nie ma co powoływać się na filozoficzne argumenty przemawiające za wyższością poszukiwania Prawdy, której atrybutem jest nieskażenie aksjologią. Filozoficznie nie da się utrzymać aksjomatu równorzędności obu pojęć.
Możemy zatem powtórzyć za Gyorgym Lukacsem i Heleną Kozakiewicz, że "ortodoksyjny marksizm nie polega na bezkrytycznej akceptacji marksowskich rezultatów badawczych i nie jest wiarą w tę lub inną tezę, ani egzegezą "świętej księgi(...) przeciwnie, ortodoksja odnosi się wyłącznie do METODY". Zaś "wszystkie próby przekroczenia jej lub 'poprawienia' prowadzą i muszą prowadzić do skrajnych uproszczeń, trywialności i eklektyzmu" (H. Kozakiewicz "Inna socjologia. Studium zapoznanej metody", PWN, Warszawa 1983 ss. 39-40).
Możemy również doprecyzować NASZE ROZUMIENIE ORTODOKSYJNEGO MARKSIZMU: Ortodoksyjność rozumiemy w sposób historyczny, odcinając się od łatek stalinizmu - dogmatycznego marksizmu czy "ortodoksyjnego marksizmu II Międzynarodówki". A zatem, w przeciwieństwie do eklektycznego tzw. otwartego marksizmu i dogmatycznego marksizmu, a nie w przeciwieństwie do "nieortodoksyjnego marksizmu". Takie rozumienie marksizmu wywodzi się nie tylko z definicji ortodoksji marksistowskiej w ujęciu G. Lukacsa, przytoczonej przez Piotra Strębskiego: "Ortodoksja w kwestiach marksizmu odnosi się raczej wyłącznie do metody. Jest nią naukowe przeświadczenie, że w dialektycznym marksizmie została znaleziona właściwa metoda badawcza, że metodę tę można kontynuować, rozwijać i pogłębiać TYLKO W KIERUNKU OKREŚLONYM PRZEZ JEJ ODKRYWCĘ , że natomiast wszelkie próby jej przezwyciężenia lub 'ulepszania' prowadziły i musiały prowadzić jedynie do spłaszczeń, trywialności i eklektyzmu". Ortodoksja odnosi się również do postawy i podstawy ZGODNEJ Z MARKSOWSKĄ, czyli zgodnej z obiektywnym interesem klasy robotniczej. A zatem, podobnie jak trockista "starej daty", prof. Ludwik Hass, uznawany przez innego profesora Artura Sandauera za paleomarksistę, za KLUCZOWĄ KWESTIĘ uznajemy konieczność odcięcia się od eklektycznych naleciałości i kolejnych, po bernsteinowskiej, rewizjonistycznych, unowocześnionych i "ulepszonych" wersji "otwartego marksizmu", przedkładając nad nie KWESTIĘ SAMOSTANOWIENIA KLASY ROBOTNICZEJ (zobacz: "Nasz to jest kawałek podłogi" z 12.11.2005 r.).
Nie fetyszyzujemy zatem własnej, marksistowskiej postawy teoretyczno-politycznej. Po prostu nie uznajemy światów równoległych - wielości i różnorodności dialektyk marksistowskich. Tym samym nie tylko w praktyce, ale i w teorii odcinamy się od tzw. nowej radykalnej lewicy z jej naczelną wartością - kategorią "różnorodności". Marksizm zaś, w przeciwieństwie do wielu "otwartych" marksistów, neomarksistów, a nawet posttrockistów, uważamy za TEORIĘ SKOŃCZONĄ (opisującą kapitalizm). Z czego wyciągamy stosowne wnioski oparte na konkretnie historycznych analizach.
ok, wiem, o co Wam chodzi, z niektórymi wątkami można się zgodzić, ale kapitalizm się zmienia, deindustrializuje (w naszej części świata), zmienia bazę i wymaga zasadniczych korekt - zwłaszcza od marksistów. Świat pracy nie kończy się na robotnikach. Udział przemysłu (zwł. większego) w zagregowanym produkcie będzie w tzw. krajach rozwiniętych raczej malał.
powinno być - oczywiście wymaga TO zasadniczych korekt (...) od marksistów (W OPISIE rzeczywistości itp.).
się dowiemy, że Sierpień 80 zrejterował dziś z okupacji siedzib zarządów spółek węglowych, bo jego 3-tygodniowy "bojowy protest" został kompletnie olany przez pracodawców i przez górników? Ziętek podkulił ogon i zamiast gry na autopromocję musiał grzecznie dołączyć do protestu innych związków, które na co dzień opluwa w swej gazetce.
Michale, co do globalnego kapitalizmu, to patrz ciekawe rozważania Frederica Jamesona (wywiad na stronie Nowej Lewicy), który zwraca uwagę na fakt, że klasa robotnicza jako kategoria globalna wcale nie znika, tylko przenosi się do Trzeciego Świata. Pisze też, że praca materialna pozostaje tam podstawą. Wydaje nam się, że marksiści nie zwracają w wystarczającym stopniu uwagi na fakt, że krachy giełdowe wyraźnie wskazują na to, że także w krajach rozwiniętych podstawą pozostaje praca materialna. Marks rozróżnia pracę produkcyjną, tworzącą wartość dodatkową, i pracę nieprodukcyjną, np. transport czy usługi, można dziś dodać pracę za pomocą zastosowania komputerów. Głównym zadaniem takiej pracy jest przechwytywanie części (a nawet rosnącej części) wartości dodatkowej przez przodujące gałęzie. Fetyszyzm, o którym wspomina Jameson jako o czymś, co nabiera dziś szczególnego znaczenia, jakiego nie miał w czasach Marksa właśnie na tym polega. Przekonanie, że każda praca tworzy wartość dodatkową powoduje, że pękanie bańki mydlanej zysków giełdowych jest zawsze zaskoczeniem. Kapitaliści nie zatrzymują się na przechwytywaniu wartości dodatkowej od kapitalistów produkcyjnych, ale rozdymają niewspółmiernie do rzeczywistości coraz to mniejsze cząstki wartości dodatkowej. Mylenie wartości dodatkowej z dodaną powoduje, że doliczanie szeroko pojętych płac (łącznie z zyskami giełdowymi) na kolejnych etapach transferu zanikającej wartości dodatkowej przestaje mieć jakikolwiek związek z rzeczywistością. Dlatego też, w przeciwieństwie do reszty postmarksistowskiej lewicy, uważamy, że praca "immaterialna" odgrywa rolę w przechwytywaniu wartości dodatkowej, ale nie w jej tworzeniu. Poza rolą pośrednią, oczywiście (robotnik łączny). Ta koncepcja daje teoretyczne wytłumaczenie tego, że Pierwszy Świat żeruje na pracy produkcyjnej Świata Trzeciego. Nigdzie nie jest powiedziane, że kapitaliści produkujący dzięki swoim robotnikom wartość dodatkową muszą być silniejsi od kapitalistów nieprodukcyjnych. Ich uwikłanie w nowoczesne formy usług dla kapitału bywa uzależniające niczym przyjmowanie używek. Delokalizacja przemysłu do Trzeciego Świata nie odbywa się bez "pomocy" kapitału z Pierwszego Świata, a ten narzuca wysokie koszty owej pomocy.
Obrona dziennikarzy, którzy nas zwalczali, popierali 'uelastycznianie kodeksu pracy i postulowali prawo do zwolnień, którzy sarkali na wysokie koszt pracy; obrona ich jest zupełnym nieporozumieniem. Oni przede wszystkim takiej obrony nie chcą, chyba że straciliby wiarę w neoliberalizm. Ale myslę że znajdą zatrudnienie gdzie indziej i zaczną od nowa głosic Objawienia wg św. Leszka O Końskim Łbie
co do teorii wartości opartej na pracy mam pewne (a z wiekiem - coraz większe) zasadnicze wątpliwości, zgoda z tym, że "klasa robotnicza jako kategoria globalna wcale nie znika, tylko przenosi się do Trzeciego Świata" - wyraźnie pisałem przecież wczoraj o NASZEJ części świata i "krajach rozwiniętych". Internacjonalizm internacjonalizmem, ale lewica polska czy francuska nie wyzwoli trzecioświatowego proletariatu - moglibyśmy natomiast uzyskać wreszcie podmiotowość w walkach klasowych toczących się w Europie, o ile rzetelnie zdefiniowalibyśmy WSPÓŁCZESNY kształt i opis stosunków klasowych.
otóż to! Przecież jeszcze cała propaganda okołokryzysowa w GW, Dz. i in. to było w kółko - prywatyzacja, "zniesienie ograniczeń dla kapitału", "elastyczność" i msze beatyfikacyjne w intencji Balcerowicza (nasilone w okolicach rocznicy Okrągłego Stołu).
Gwoli rzetelności, w mediach PUBLICZNYCH (zwł. ogólnopolskich i regionalnych antenach Polskiego Radia) można było znaleźć trochę krytyki niektórych stricte liberalnych projektów czy np. bardziej przychylne związkom zawodowym (albo - po prostu rzetelne) informacje np. o sprawie pomostówek czy prywatyzacji lecznictwa.
Bardzo mało wiesz zatem o pracy zwykłych dzienikarzy, i obsługi tzw. I mało o ich "mozliwosciach", swiadomosci itd. To wspołczesny proletariat-traktowani sa jak psy goncze, kontrolowane do cna przez mocodawców. Ci którzy nas zwalczaja szczerze i bez zenady za prawde pozostana na swoich stołkach
Osoby zatrudnione w mediach to nie tylko dziennikarze. Poza tym przeciez jest stratyfikacja. Ci którzy sie nadgorliwie wysługuja to szychy. Reszta to mieso armatnie, umowy zlecenie, praca czasem ponad 10 godzin. A potem o tym co pojdzie i tak decyduje kolegium. Mam mnostwo znajomych tak wlasnie pracujacych w gazetach czy tv.
jeśli o tych pracownikach mowa, to zgoda. ja wiem jak oni pracują. Literówki, skład, kronika wydarzeń, reklamy, ogłoszenia. Robota prawie fizyczna.
Ale trzeba było wyraźniej to powiedzieć, bo tak zrozumielismy opacznie.
Krótko mówiąc, gabryele, Stasińskie, kalukiny i inne gady won i łapy precz od uczciwych pracowników.
Pozostaniemy, Michale, przy swoim. Jak już wskazała EB współcześni marksiści, a zwłaszcza ci, których wywiady ukazują się na stronie Nowej Lewicy, mniej lub bardziej związani z największą tendencją posttrockistowską wspieraną przez NL i wiodącą politycznie część PPP, "nie zwracają w wystarczającym stopniu uwagi na fakt, że krachy giełdowe wyraźnie wskazują na to, że także w krajach rozwiniętych podstawą pozostaje praca materialna". To, że w krajach tych klasa robotnicza wytwarzająca wartość dodatkową pozostaje w mniejszości zasadniczo niczego nie zmienia. Reprezentować politycznie może ona przecież również nieprodukcyjne odłamy klasy robotniczej. Partia robotnicza może przecież zawierać szersze sojusze. Przy czym nie musimy wyrażać jakichś jednolitych interesów nowej większości, "nowej klasy robotniczej" czy "nowego proletariatu". Jeśli już chcesz koniecznie popierać "nową większość", to powinieneś wspierać konsekwentnie PPP w opisanym w tym newsie zadaniu. Musisz zatem przyjąć argumenty Ewy G., bo są przecież jak najbardziej logiczne. Twój wyjątek przecież tylko potwierdza ich regułę. W odróżnieniu od was koncentrujemy się na partykularnym klasowym interesie robotników, a zatem mamy wyraźne preferencje polityczne.
Jest bowiem zasadnicza różnica między postulowanym przez "czwórkę" i internacjonalistę.pl całokształtem równoprawnych postulatów emencypacyjnych a preferowanym przez nas i klasyków marksizmu partykularnym interesem klasowym robotników, który bynajmniej nie musi być kompatybilny z pozostałymi. Może być nawet sprzeczny. O co nie trudno zwłaszcza w dobie zaostrzającego się kryzysu ekonomicznego i społecznego. Dochodzi bowiem wówczas do zaostrzenia konkurencji o wytwarzaną przez robotników produkcyjnych wartość dodatkową. Z tej wartości dodatkowej finansowani są przecież również dziennikarze i pasożytnicze grupy społeczne. Nigdzie nie jest powiedziane, że z ograniczonej z konieczności puli do wtórnego podziału wartości dodatkowej - konsekwencja ograniczenie produkcji i wzrostu bezrobocia wśród robotników produkcyjnych oraz strukturalnych załamań systemu bankowo-finansowego w skali makro i mikro - powinna nadal być utrzymywana na niezmienionym poziomie sfera niematerialna, np. mass-media, w tym te indoktrynacyjne i pasożytnicze. Równałoby się to tylko wzmożeniu wyzysku robotników. W sytuacji pogłębiającego się kryzysu upaść mogą nawet tuby propagandowe burżuazji, choć z pewnością nie wszystkie. A szkoda. Do tego potrzebna jest wszakże rewolucja.
Nikt od nikogo nie wymaga wyzwolenia trzecioświatowego, czy
któregokolwiekświatowego proletariatu. Wyzwolenie klasy robotniczej może być dziełem tylko jej samej. Walka klasowa to nie działalność charytatywna, co często umyka waszej uwadze w ferworze różnorodnych akcji na rzecz tej lub tamtej grupy społecznej. Kiedy "działactwo" staje się sednem
działalności politycznej, działacze traktują klasę robotniczą
analogicznie do grup lokatorskich czy konsumenckich, i nabierają przeświadczenie, że tak samo pomogą klasie robotniczej.
Zgadzamy się, że należy rzetelnie zdefiniować współczesny kształt stosunków klasowych i właśnie to usiłujemy robić nie od dziś. Ale rzetelnie zdefiniowanym kształtem stosunków klasowych nie jest zaliczanie wszystkich pracowników najemnych do jednej kategorii nie zwracając uwagi na istotne
różnice w charakterze ich poglądów i poczucia bliskości klasowej, jak to robi np. "Sierpień'80" w powyżej nagłaśnianej akcji wspierania zwalnianych pracowników mediów. Różnice w poczuciu bliskości klasowej w
tej (jak i w wielu innych) grupie społecznej są większe niż między pracownikami różnych sektorów gospodarki. Tzw. proletariat nie jest grupą jednorodną.
Klasa robotnicza, przy okazji, też nie jest grupą jednorodną. Jeżeli więc mówimy o rzetelności, a nie o efekcie propagandowym, to właśnie takie analizy nas do tego przybliżają. Zorientowanie się na interes klasowy robotników polega na tym, że walka klasowa nie zostanie zdegradowana do
poziomu walki o udział w wartości dodatkowej, a postawiona na poziomie walki o cel produkcji. Twój, Michale, pomysł, że należy zadbać o własny (pierwszoświatowy) interes jest dokładnie walką o maksymalizowanie udziału w wartości dodatkowej.
niszowych grup "na lewo od SLD" jest głównie uzyskiwanie dojść i zaproszeń do mediów. Tłumaczy to deklaracje umiłowania przez nie ziewnikarzy.
to już wiem, dlaczego Wysokie obcasy tak was promują. To wyraz solidarności ziewnikarskich proletariuszy z ich obrońcami.
nie o interes pierwszoświatowy, tylko wyzwolenie pierwszo- a w polskim przypadku raczej drugoświatowych klas i warstw uciskanych, nie stojący w fundamentalnej sprzeczności z długofalowymi interesami proletariatu Trzeciego Świata (ich wyzysk = nasza malejąca siła nabywcza, zależność wprost proporcjonalna). Widzę różnicę między koncernem Agory a np. pierwszymi dwoma programami publicznego radia - w pierwszej opcji mam wybór między Stasińskim i Domosławskim, w drugiej Gwiazdę o instalowaniu kapitalizmu przy Okrągłym Stole i np. Brechta w odautorskim wykonaniu ze starych taśm. Występuję w liczbie pojedynczej, za swoje wypowiedzi odpowiadam sam za siebie.
zgoda z Abecadłem co do "Wysokich Obciachów". Pismo przydało się mi i rodzinie chyba tylko raz, przy urządzaniu mieszkania - doskonałe zasłanie podłogi przy malowaniu ścian albo cyklinowaniu w kiblu.
już widzę zrozumienie w oczach męża - tzw. pracownika umysłowego - mającego robotniczą żonę, gdy ona chce marksizmu ortodoksyjnego. Ma się on ucieszyć, gdy jemu ubędzie a jej przybędzie? Mają się rozwieść, żeby być ideologicznie w porządku? A ich dzieci jak? Na pół każdą sztukę ciachać, żeby było sprawiedliwie? Wiem, wiem, ja nie rozumiem, bo to jest z wyższej intelektualnej półki. Z perspektywy kurnika z chałupniczo zrobionymi grzędami, posiadającymi jedynie wartość odjętą, dostrzec tego nie sposób. Mimo, że na siebie pracuję własnymi rękami i wytwarzam prawdziwe jedzenie.
Ale przynajmniej coś u was drgnęło i jesteście jakby łatwiej strawni. W sumie nieźle, bo temat ciekawy.
zwolnienia dotyczą rozmaitych korektorów, DTPowców, pań w recepcjach, redaktorów od pisania o problemach z segregacją odpadów w Pcimiu w lokalnym dodatku GW, robiących szarady, piszących o romansach Radka Majdana a nie czołowych propagandzistów ustrojowych. Oni się wyżywią.
Mówisz, Michale, że nie stoi to w sprzeczności z długofalowym interesem klasy robotniczej. Ale możesz dać na to tylko słowo honoru, bo tak w praktyce, to przecież twierdzisz, że powinniśmy zadbać przede wszystkim o interesy warstw i klas uciskanych tu i teraz, czyli bliższa koszula ciału. Niech każdy zadba o własny interes, a o ich niesprzeczność niech zadba Bóg. Do tego się w gruncie rzeczy sprowadza twój internacjonalizm.
O ile sobie przypominamy, Andrzeju, nawet lewica.pl informowała o zwolnieniach dziennikarzy "Gazety Wyborczej". Ale to przecież dopiero początek. Prof. Paweł Bożyk uważa podobnie jak my, że kryzys w Polsce będzie ostry i długotrwały, nawet "głębszy niż w USA i na Zachodzie Europy" (patrz: P. Bożyk "Kryzys może zintegrować lewicę", strona internetowa Ruchu Odrodzenia Gospodarczego). Wyciągnij z tego wnioski, jeśli potrafisz.
Zresztą kto ci zagwarantuje, że w głębokim kryzysie utrzymają się w Polsce wszystkie tytuły prasowe, w tym kilka niewiele różniących się od siebie dzienników i szereg pism wędkarskich. Może nawet upaść telewizja prywatna, państwowa zaś zrezygnuje z paru tematycznych kanałów i lokalnych ośrodków. Wszystko zależy od głębokości kryzysu, stanu finansów państwa i ogłoszeniodawców. Kryzys finansowy i społeczno-ekonomiczny zmiata z powierzchni ziemi banki i całe sektory gospodarki, bankrutują nawet państwa. Wymusza również racjonalizację. Jak głęboką? To jeszcze zobaczymy.
Spytaj się nany, co będzie ona ratować, gdy wybuchnie pożar w jej chałupie. Zapewne będzie miała swoje preferencje. Każdy, również związek zawodowy i partia robotnicza musi wybierać. Wybór świadczy o was.
Tymczasem "Sierpniowi'80" i PPP tylko romanse w głowie.
Kryzys ma wymiar społeczno-ekonomiczny. A zatem nie jest to ICH KRYZYS. Hasło "Nie będziemy płacić za wasz kryzys" jest absurdalne i bezużyteczne politycznie. Zresztą gdyby mogli, to by go zatrzymali, ale nie wiedzą nawet jak. Ekonomiści burżuazyjni zajmują sprawami "specyficznymi, lokalnymi, inflacją, inwestycjami itd., nie widzą systemu w całości". Jak zaznacza Fredric Jameson "ekonomiści marksistowscy - są jedynymi, którzy postrzegają sytuację kompleksowo". Weź to pod uwagę i przygotuj się na najgorsze.
Pomijając juz czy wystąpienie PPP jest celne czy nie jest
Raczej wszyscy NIE CHCEMY PŁACIĆ ZA KRYZYS, KTÓRY ONI WYWOŁALI. myslę, że hasło PPP jest takim skrótem myślowym bedącym połaczeniem powyższego z deklaracją, że bedziemy o to walczyć i nie trzeba sie czepaic słówek i rozbierac logicznie takich haseł. One mają zadanie inne niz nauka logiki.
Ale oswiadczenie w sprawie zwolnien w mediach jest rzeczywiście zbyt dwuznaczne jak dla mnie. jak wczesniej napisałem, gdyby konkretniej odnosiło sie do ludzi od czarnej roboty to ok. Niestety pozostwia ono wrażenie że broni propagandzistów. Stąd moje zastrzeżenia.
To mówmy zatem konkretnie. W rządzie nie ma marksistów, a tym bardziej ekonomistów marksistowskich. To źle wróży Polsce. Czy znajdziesz ich przynajmniej w PPP czy w Nowej Lewicy? Skąd te wątpliwości? Czyż Zbigniew Marcin Kowalewski nie jest marksistą? A GPR, czyż nie jest to organizacja marksistowska?
Prawda, ekonomistów marksistowskich w tym gronie nie uświadczysz. W użyciu są zatem ci z partii-matek. Dla Kowalewskiego, szarej eminencji PPP, wzorem nowoczesnego marksisty jest Michel Lowy (wywiad z nim pod znamiennym tytułem "Ekosocjalizm" znajdziesz na stronie Nowej Lewicy). A oto jego priorytety:
"W pierwszej kolejności oznacza to rewolucję energetyczną, zastąpienie nieodnawialnych i odpowiedzialnych za zanieczyszczenie i zatrucie środowiska naturalnego surowców energetycznych - węgla, ropy, energii jądrowej - 'miękkimi' i odnawialnymi nośnikami energii: wodą, wiatrem, słońcem...
W całości jednak powinien być przekształcony kompleksowo sposób produkcji i spożycia - oparty, na przykład, na transporcie indywidualnym i innych produktach tego rodzaju - wszystko, wraz z likwidacją kapitalistycznych stosunków produkcji i początkiem przechodzenia do socjalizmu. Przez socjalizm rozumiem oryginalną ideę, wspólną dla Marksa i liberalnych socjalistów, ideę, która nie ma nic wspólnego z tak zwanymi 'socjalistycznymi' systemami [a zwłaszcza z "ojczyzną proletariatu"], które rozpadły się z początkiem 1989 roku: chodzi o 'konkretną utopię' - jeśli wspomóc się pojęciami Ernsta Blocha - społeczeństwa bez klas i panowania, w którym podstawowe środki produkcji należą są własnością zbiorową, a podstawowe decyzje o inwestycjach, produkcji i dystrybucji nie są rzucone na żywioł ślepych praw rynku, elity właścicieli czy biurokratycznej kliki, lecz znajdują się w rękach całej ludzkiej zbiorowości, która podejmuje decyzje w wyniku szerokiej demokratycznej i pluralistycznej debaty. Planetarnym celem tego procesu radykalnego przekształcenia stosunków międzyludzkich i między człowiekiem a przyrodą jest zmiana cywilizacyjnego paradygmatu, która dotyczy nie tylko aparatu produkcyjnego i nawyków konsumpcji, lecz także miejsca życia, kultury, wartości, stylu życia..."
"I ja jestem przekonany o fundamentalnym znaczeniu konfliktu między pracą a kapitałem. Jeśli jednak oddzielimy ten konflikt od innych społecznych sprzeczności, sprowadzimy marksizm do korporacyjnego 'trade-unionizmu"' Należy dialektycznie połączyć konflikt praca/kapitał z innymi formami ucisku - narodowym, genderowym (ucisk kobiet), rasowym - a także ze sprzecznością kapitał/przyroda. Klasa robotników (w szerokim tego słowa znaczeniu - jako indywiduów, zmuszonych do sprzedawania swojej siły roboczej w imię przetrwania) może stać się 'klasą powszechną' - z potencjałem wyzwoleńczym - jedynie w tym wypadku, kiedy połączy swe wysiłki z walką kobiet przeciwko patriarchatowi, uciskanych mniejszości przeciwko rasizmowi, zniewolonych narodów przeciwko imperializmowi. Walka przeciwko kapitalizmowi związana jest z wyzyskiem pracy, lecz także - i jest to DECYDUJĄCE - z wyniszczeniem przyrody, wyniszczaniem dotyczącym całej ludzkości".
"Wierzę w niezbędność wymiany, 'krzyżowego zapylenia' między marksizmem i ruchami społecznymi. Teoria marksistowska może wiele im dać, i sama z kolei może wzbogacić się o doświadczenie ruchów rdzennej ludności, ekologicznych, feministycznych, antyrasistowskich, antyimperialistycznych. Ruch alterglobalistyczny jest właśnie tym miejscem spotkania, gdzie może zachodzić taka wymiana, we wspólnej walce przeciwko wojnie i kapitalistycznemu neoliberalizmowi, z nadzieją na to, że 'inny świat jest możliwy'".
Wniosek końcowy wynikający z priorytetów M. Lowy: Kapitalizm należy "'zrewolucjonizować', radykalnie zmieniając. Dla niektórych dziedzin produkcji, na przykład dla elektrowni jądrowych, oznacza to ich 'zburzenie'[z braku elektrowni atomowych w Polsce zburzyć należy kopalnie i elektrownie konwencjonalne]. W każdym razie, same siły wytwórcze powinny być gruntownie zmienione. Oczywiście, wiele naukowo-technicznych osiągnięć odgrywa ważną rolę, której nie można nie doceniać, jednak w całości system produkcji należy poddać przeglądowi z punktu widzenia tego, czy odpowiada on żywotnym wymogom zachowania ekologicznej równowagi".
Red spider, spotkałeś się już w Polsce ze zwolennikami ekosocjalizmu czy ekokapitalizmu?
Kryzys jest immanentną cechą kapitalizmu.
Komunista Bożyk może sobie wypisywać, co chce. Dzięki temu, że mamy demokrację kapitalistyczną.
W czasach, kiedy Bożyk byl podnóżkiem ekipy Gierka, bezpieka tłukła i zamykała ludzi mających odmienne zdanie niż jego mocodawcy.
W sklepach był cukier na kartki. I małe Fiaty na talony z organizacji partyjnych.
Przymrozek powodował zatrzymanie komunikacji w całym kraju.
W całej historii kapitalizmu nie było takiego kryzysu, jak względna normalność za czasów zdeformowanego państwa robotniczego.
Ty jako "marksista po Abu Ghraib", chcesz powiedzieć, że Nowej Lewicy i radykałom z PPP, jak również tobie, obce jest "krzyżowe zapylenie" i orgiastyczne zachowania?
Nie bądź śmieszny.
ABCD, za PRL-em nie przepadam, ale Twoja demagogia jest prymitywną wersją propagandy anty-PRL-owskiej. Bo bywa i propaganda inteligentna. Ale nie Twoja. Najbardziej rozweselający jest argument o tym, jak to bezpieka
tłukła wszystkich, co mieli odmienne zdanie. Odmienne zdanie miało całe społeczeństwo, włącznie z przywoływanymi "mocodawcami" i pałkarzami.
Wbrew temu, co sugerujesz, cały PRL nie wyglądał, jak okres stanu wojennego. Było siermiężnie, ale sugerować, że gruźlica wróciła w "wolnej Polsce" od niespodziewanego przyrostu dobrobytu – to chyba nawet dla Ciebie
jest zbyt głupie. Komunikacja nie stawała od przymrozku, ale działała nawet tam, gdzie dziś została zlikwidowana z braku dochodowości (przymrozek niepotrzebny). Największym utrapieniem w PRL na co dzień był brak życzliwości w kontaktach międzyludzkich, powszechne traktowanie mienia
państwowego jako "bezpańskiego", co powodowało, że nawet te skromne środki, jakim dysponowało państwo, były "prywatyzowane" i wykorzystywane przez ludzi tzw. przedsiębiorczych do zbijania prywatnego biznesu. Powszechne
łapownictwo i bezduszność urzędników. Te pokłady interesowności i braku solidarności zostały zresztą upowszechnione w okresie tzw. transformacji ustrojowej jako to, co najlepsze z PRL. Inne rozwiązania, jak np. stawianie
na komunikację zbiorową zamiast na indywidualną, po 20 latach wspaniałej transformacji są dziś odgrzebywane jako nowe pomysły. Szerzej kwestia społecznych funduszy spożycia wraca dziś jak bumerang. Może dobrze by było, gdyby kogoś walnęła w zakuty łeb.
Z Twoją prawdą o PRL-u jest jak u Brzechwy: "Jest słoń z trąbami trzema i tylko Wysp tych nie ma".
Wiemy, ABCD, od marksizmu czujesz się wyzwolony. Po twoich wpisach widać komu i co dajesz.
Zarzucisz nam, jak i inni, arogancję? Nam chyba też, ABCD, coś zostało z PRL-u - arogancja każdego, kto posiadał kawałek władzy, czy jakiegoś przywileju. Jako ortodoksyjni marksiści (a EB nadto jako ekonomistka marksistowska) nie musimy się wszakże odganiać od petentów.
O co tak naprawdę chodzi radykalnie lewicowym propagandystom "Sierpnia'80" i PPP wyjaśnia najnowszy numer "Trybuny Robotniczej", który już na okładce eksponuje wiodącą linię IV Międzynarodówki w "Sierpniu'80" pod zatrważającym robotników tytułem "Dziennikarze na straty". Z artykułu Dariusza Zalegi "Dziennikarze na bruk" dowiadujemy się przy okazji, że to właśnie ta grupa społeczna najbardziej ucierpiała w Stanach Zjednoczonych w toku kryzysu. Rozwiewając wszelkie sugestie Ewy Groszewskiej główny propagandysta "Sierpnia'80" i "czwórki" wyjaśnia wielki plan polskich posttrockistów (z wyjściem awaryjnym): "Protesty pracowników w obronie ich praw, czy choćby o podwyżki nigdy nie cieszyły się specjalną sympatią dziennikarzy – wynikało to z jednej strony z narzuconej przez właścicieli mediów liberalnej linii politycznej, natomiast z drugiej – dominujących w środowisku dziennikarskim liberalnych poglądów. Masowe zwolnienia i obniżki płac w polskich mediach MOŻE JEDNAK ZMIĘNIĄ TĘ SYTUACJĘ, przynajmniej jeżeli chodzi o poglądy media workers – pracowników mediów".
I po co było Ewie G. tyle gadać po próżnicy. Trza było mówić prosto z mostu: liczymy na "dobrą prasę", a przy okazji na rozwój organizacyjny "Sierpnia'80" wśród pracowników mediów.
To jednak ABCD miał rację.