To bardzo proste. Człowiek, jak i pozostałe naczelne, jest zwierzęciem wszystkożernym. Może zamiast rozmawiać z "mistrzynią zen" trzeba było odgrzebać na strychu stary szkolny podręcznik biologii?
wolno zabijać tylko takie zwierzęta, ktorych obecność w danej niszy ekologicznej jest szkodliwa dla ogołu osobników ich gatunku (bo np. są zakaźnie chore albo brakuje dla nich możliwości wyżywienia).
Nie mówiąc już o tym, że zwierzęta te i tak by nie zmarły ze starości, o co już zatroszczyłyby się inne stworzenia wrogiego im albo i tego samego gatunku.
Tak więc demonizowanie polowania jest - z racjonalnego punktu widzenia - niedorzeczne.
Setki milionow ludzi na swiecie jest dowowdem na to iz nie trzeba zabijac zwierzat by zyc.
Zalezy w jakim klimacie.
A choćby i naszym :)
Ale gdzieniegdzie byl pozywienia zwierzecego przezycie jest niemozliwe.
jest o ludziach, którzy w Polsce w XXI wieku polują nie dla zdobycia pożywienia, lecz dla zaspokojenia cokolwiek sadystycznych ciągot. Autor bardzo fajnie pokazuje, jak to się przekłada na zmiany w ich psychice i na relacje nie ze zwierzętami, lecz z ludźmi, a jest to ogromna grupa społeczna, w dodatku wpływowa. Warto przeczytać, bo mimo pewnej dawki patosu i takiego dziecinnego humanitaryzmu, książka bardzo dobrze pokazuje nie tylko drugie dno żenującego hobby, ale także degenerację samego etosu myśliwskiego.
P.S. Nie jestem jakimś ortodoksyjnym przeciwnikiem polowań, ale nawet gdyby zostawić na boku względy etyczne, to kompletną bzdurą jest bełkot o tym, jak to myślistwo pozwala się sprawdzić i przetestować "męskość", czyli dać upust atawizmom biologicznym. Facet, który z super-nowoczesną bronią siedzi w wygodnej ambonie (pod którą podjechał wygodnym autem), pod którą zwabia zwierzęta wyłożoną przynętą, a następnie bez żadnej walki zabija je, nie jest żadnym twardzielem, lecz zwykłą rozmemłaną łajzą, która swoją łajzowatość kompensuje w taki właśnie sposób.
Tak sie sklada, ze jedna osoba z mojejrodziny jest mysliwym. Nie wiem jak inny, ale u niego 95% jego zbrodniczej dzialalnosci to dokarmianie zwierzat, rejestracja zwierzat, obserwacja, itp.
Degeneracja myślistwa pod wpływem reguł kapitalistycznych, technokracji i konsumpcjonizmu (w Polsce swoje dołożyły też "polowania dewizowe" nomenklatury i jej gości) jest problemem. Manipulacje naukowców opłacanych przez myśliwskie lobby, potrafiących to samo stado wilków podliczyć w każdym powiecie z osobna i w ten sposób wymuszać korzystne dla siebie zmiany w przepisach o ochronie zwierząt zagrożonych wyginięciem są problemem. Z innej mańki - koncerny mięsne a la Smithield i efekty ich działalności (potworne zanieczyszczenia, marnotrawstwo energii, wody itp.) również są problemem. W ogóle wszelkie niepotrzebne z biologicznego i społecznego powodu okrucieństwo wobec zwierząt ("eskalacja represji" jak powiedziałby Marcuse) jest poważnym problemem. W końcu frustracja i agresja w relacjach międzyludzkich w społeczeństwach późnego kapitalizmu są problemami, z którymi musimy się jakoś wszyscy zmierzyć, również w tzw. "krajach rozwiniętych".
Nic tu jednak nie da zaserwowana nam w tekściku Tokarczuk sieczka, w której wszystko ze wszystkim się miesza. Mięso zwierząt zabitych przez myśliwych stanowi nikły udział w tym funkcjonującym na rynku spożywczym i "delegalizacja polowań" nic tu nie da, z kolei całkowita eliminacja mięsa z handlu i stołów pogłębiłaby zależność polskiego rolnictwa od globalnych pośredników w handlu płodami roślinnymi (o kosztach transportu nie mówiąc).
Osobna sprawa to "gatunkowizm" - widać, że autorka debatę o antropocentryzmie, w której od XIX w. nie bez sukcesów uczestniczą także (proto-) i ekolodzy, zna b. kiepsko, skoro w roli mentora opcji proanimalistycznej potrafi umieścić Peter Singer - "przypadkowo" nie znajdziemy przy tym ani słowa o poglądach tegoż mentora np. na eutanazję.
Sam tekst aż roi się od miodów mających dużo wspólnego ze skrajnym irracjonalizmem czy zoologicznym, aspołecznym egotyzmem, ale niewiele wspólnego z lewicą: "bogów czcij owocami" (sic!), "moje ciało ucieka". Brakuje jeszcze sloganu o "prawie do wyboru stylu życia" i już mamy gotowy materiał do Wysokich Obciachów.
PS. Oczywiście tekst zamieszczony przez wydawcę w roli wstępu do książki może być zarazem tejże książki RECENZJĄ na "zewnętrznym" portalu, ale wygląda to dwuznacznie.
Mysliwskie lobby? Michal, listosci. W Polsce??? Kluby lowieckie, za ktorymi nie stoi zaden przemysl to ma byc lobby i tdo tego silniejsze od obroncow praw zwierzat? ;-)))))
Polecam zapoznanie się z materiałami zebranymi przez pismo "DZIKIE ŻYCIE" (większość w sieci, a samo pismo to twarda antysystemowa ekologia i zero cieplarnianej eko-michnikowszyczny). Znajdziesz tam bardzo dużo przykładów lobbingu myśliwskiego przeciw ochronie wilka w południowo-wschodniej Polsce. Myśliwych nie jest zbyt dużo, ale należą/należeli do nich ludzie bardzo wpływowi - zwł. za rządów SLD i okolic (np. Cimoszewicz).
....ale bez łowiectwa nie byłoby hominidów (niema naczelnych nie spożywających białka zwierzęcego!)a ja lubię wątróbki drobiowe z ryżem i kurczę w zielonym curry po tajsku...
Zapewne przyjdzie taki moment - jeśli wcześniej nie popełnimy zbiorowo gatunkowego samobójstwa - kiedy trzeba będzie przejść na wegetarianizm, ale tym niech się zajmą ci, których to będzie dotyczyć. My tymczasem zajmijmy się może tym, by "Tutsi" (Izraelczycy, talibowie, Czeczeni, Kosowarzy etc.) nie zabijali "Hutu", by w kraju, gdzie można legalnie w ciągu roku otrzymać zapłatę za pracę w siedmiocyfrowej kwocie, nie było ludzi "utrzymujących się" za dwieście kilkadziesiąt jednostek monetarnych miesięcznie, by wydatki na zdrowie publiczne dorównywały wydatkom na uczelnie teologiczne i szkoły oficerskie itd. First things first, co Wy na to?
Myśliwi to w 90% policjanci, wojskowi, służby specjalne oraz ludzie przywiązani chronicznie do władzy ...
Dlatego to lobby jest tak silne.
Jakieś naiwne dziecię w jakimś komentarzu sądziło, że "co to za lobby, za którym nie stoi żaden przemysł" ...
hahahaha !!! O, naiwne dziecię ...
Nie masz pojęcia, o czym piszesz ...
p.s. ale żeby to było jasne: popieram myślistwo ...
Nie dziwi was, że są napaleńcy gotowi się dać poćwiartować za zwierzątka, a jakoś dziwnie nie interesuje ich los dzieci ?
To syndrom staropanieństwa - potrzeba opieki nad kotkami i pieskami ...
Ci ludzie "odważnie" protestują na ulicach Paryża czy Londynu przeciwko zabijaniu zwierząt, ale nie pojadą do Korei Północnej, ani do środkowej Afryki (o krajach arabskich nie mówiąc) i nie zaprotestują przeciwko łamaniu praw CZŁOWIEKA ...
To jest tzw. "socyalizm pełnego brzucha" ... kontestacja z kanapy przed telewizorem ...
A JA mam GDZIEŚ los zwierząt, bo MNIE interesuje los LUDZI, a zwłaszcza MOJEJ RODZINY ...
Przecież myśliwy zabija w miarę szybko, to co dzieje się w ubojniach to jest chore. Dlaczego doczepiacie się do myśliwych, a nie do właścicieli rzeźni? Ile z osób plujących tutaj na myśliwych nie zjadło nigdy w dorosłym życiu wieprzowiny czy wołowiny ze sklepu? Przeciwnicy polowań nie rozumieją jednej rzeczy: samo polowanie na zwierzę jest dla myśliwego przyjemnością, ale uśmiercając zwierzę myśliwy stara oddać się jak najbardziej precyzyjny strzał - by zwierzę nie cierpiało. Sadysta nie zachowywałby się tak - nie wiem - może złapałby zwierzę i maltretował je - bo zadawanie mu cierpienia sprawiałoby mu przyjemność.