KPiORP trudno działać, bo go nie ma?
feministyczna została zredukowana do infantylnych haseł o zdrowaśkach, biskupach i ekipie-lipie.
"Biskup nie jest Bogiem" to jest rzeczywiście straszliwie antyklerykalne. Ktoś juz napisał, że raczej kojarzy się z jakąś pseudochrześcijańską sektą.
Negatywny sąd jakościowy: "Biskup nie jest Bogiem" entymematycznie implikuje sąd egzystencjalny, zgodnie z którym Bóg istnieje.
Hasło "Biskup nie jest Bogiem" można więc uznać za przyklad zakamuflowanej retoryki religijnej.
ale to chyba ma byc wyrażenie antyklerykalizmu, a nie ateizmu.
Co nie zmienia faktu, że słabe to hasło.
Zarapuj o burakach i capach!
każdemu coś tam się z czymś kojarzy, ale to jego prywatna sprawa.
Ważne, że się coś dzieje. Mężczyźni jak widać utrudniają, gdzie mogą, to co się dziwić, że ruch feministyczny jest taki rozproszony. Trochę wsparcia w Waszej strony, Panowie, i nie tylko kobietom się polepszy, ale także i Wam samym. Który z Was nie chce mieć w domu zadowolonej kobiety ? Więc zróbcie coś w tym kierunku, by tak było. Okazja ku temu jest co dzień.
Co do sekt, to jeszcze żadnej nie udało się do tej pory wycisnąć z ludzi tylu łez rozpaczy, tak jak czyni to od wieków kościół katolicki.
Pewnie autorem tego skojarzenia z sektą jest jakiś ksiądz zajmujący się tym sprawami. Ma to odebrać temu hasłu jego wymowę i sprowadzić nieprzyjemne skojarzenie z kościołem na inne tory. Sekty pasują tu mu w sam raz. W końcu negatywna opinia o nich jest odpowiednio przez księży rozpowszechniana w trosce o własne wpływy.
Aktywistki kobiece: tak trzymać! Popieram Was z całej mocy.
sa mężczyźni, którzy wspierają feministki:0
Pozdrawiam!
"Każda ekipa ta sama lipa"
"Przecież to jakieś jaja z prawa są. (O, chyba mi się jakaś dwuznaczność tu wdała)."
"zgodnie z naukami superniani"
Oto jak wypowiada się przedstawicielka poważnego ruchu społecznego...
"Który z Was nie chce mieć w domu zadowolonej kobiety ?" hmmm... roznie to z nami bywa. Ja np. nie chce miec w domu ani zadowolonej, ani nie zadowolonej kobiety. Dlaczego ktos ma mi zaklocac spokoj? Przeciez moj dom to moja twierdza. Tzn. niech bedzie, bo gejem nie jestem, ale tylko od czasu do czasu i zadowolona ale z innych powodow:). Ja nie truje jej wtedy o swoich problemach, a ona mi o swoich. Zadowoleni jestesmy oboje, kazdy wraca do siebie i wtedy jest cool :-)
Rodzina to przeciez patriarchalny przezytek, wymyslony przez tych krwiozerczych mezczyzn zeby zniewolic kobiety z czym pewnie feministki sie ze mna zgodza :-). Ja nie chce nikogo zniewalac. Precz z malzenstwem i rodzina!!!
Gdyby u nas istniał ruch - a nie teatrzyk - feministyczny, chętnie bym go popierał.
ja popieram feministki, nie za bardzo tylko spodobało mi sie hasło.
Nie wiem skąd przyszło Ci do głowy, że jestem przeciwny feminizmowi, bo hasło wydało mi sie troche niefortunne.
Od kiedy zespół Duldung jest "hip hopowym składem" ???
Hasło winno być: biskup nie jest bożkiem. Zadowolenie pewne u wszystkich.
na Mędrców z lewica.pl (zarówno z prawa, jak i - z nielicznymi wyjątkami - z lewa) na pewno możesz liczyć, że jak ktoś (np. kobiety, Zieloni) chcą zrobić coś KONKRETNEGO, to oni poddadzą to wnikliwej (oraz błyskotliwej) obróbce intelektualnej, skrytykują i obśmieją.
Zgodnie z twoją diagnozą pod wątkiem Rousseta oraz diagnozą Staruszka pod wiadomością o dymisji działaczy SDPL.
Ja w każdym razie jestem jutro na Manifie:)
osobie :)
sierp_i_młot
- widać, że jesteś jeszcze bardzo młody, masz dobrą kondycję i niezłą sylwetkę. Ale to wszystko się zmienia. Z czasem zaczynają się robić ważne inne rzeczy. Najpóźniej wtedy, gdy zakochasz się na poważnie, będzie ważna dla Ciebie bliskość kochanej osoby, a nie Twoja męskość. I wtedy będzie jak w kościelnym "w zdrowiu i chorobie, w złych i dobrych czasach". Mając lat dwadzieścia byłam przekonana, że za żaden mąż nie wyjdę, żadnych dzieci mieć nie będę itd. Jest wręcz przeciwnie i jestem z tego bardzo zadowolona. Dbam również o to, by mój Stary też był zadowolony. Związek damsko-męski może być wszystkim: piekłem albo niebem, wolnością albo niewolą. Wszystko zależy od tego, co z takiego związku oboje partnerów chce zrobić. Więc feministki nie mają najmniejszego powodu zwalczać małżeństwa czy partnerstwa.
ABCD
przejdź z widowni na scenę i od razu będzie ciekawiej.
Najwyraźniej pomyliliśmy się. Zdawało nam się, że podpis "zielona" to dojrzała deklaracja polityczna, działaczki partii pluralistycznej, która weszła w sojusz wyborczy popłuczynami po Unii Wolności i SDPL. Ale, żeby aż tak. Kto by przypuszczał, że przed nami stoi dziewica polityczna. Przepraszamy. Myśleliśmy, że dyskutujemy z politykiem.
Biskup nie jest Bogiem!
STRAŻNICA ZWIASTUJĄCA KRÓLESTWO BOŻE.
To już X wielka manifa. Jak wielka? To nie ma żadnego znaczenia. I tak wciąż drepczecie w miejscu. Co sama, Kasiu, przyznajesz. Warto zatem się zastanowić dlaczego te wielkie manify nic nie zmieniły w położeniu wspomnianych przez Ciebie kobiet. A przecież coś się jednak w Polsce zmieniło, skoro klasa polityczna dba już o tzw. parytet. Może sam pomysł manif feministycznych jest już chybiony. Czas może wrócić do robotniczej tradycji obchodów Międzynarodowego Dnia Kobiet? Dopiero wówczas władzy zaczęłyby się ręce pocić. No, tak. Ale trzeba by było się pożegnać z koleżankami-feministkami. Mamy oczywiście na myśli pożegnanie polityczne.
:-)))
Akurat miałem w rodzinie wyznawców tejże organizacji i hasła Watchtower nieźle znam hasło typu: "Biskup to nie Bóg" idealnie pasują do haseł Światków Jehowy w stylu: "To co mówi ksiądz to nie to co mówi Biblia" itp. itd.
.
z tym "Najpóźniej wtedy, gdy zakochasz się na poważnie, będzie ważna dla Ciebie bliskość kochanej osoby, a nie Twoja męskość. I wtedy będzie jak w kościelnym "w zdrowiu i chorobie, w złych i dobrych czasach"." zgadzam się w 100%
Przybiera aż nazbyt zdrobniałe i skarłowaciałe formy. A Róża Luksemburg i tak pozostanie wielkim teoretykiem, marksistką i rewolucjonistką.
http://www.polityka.pl/rok-antydyskryminantki/Lead71,1830,284473,18/ , w komentarzach wkleiłam wywiad jak wyżej.
http://partnerstwo.onet.pl/1546244,3502,,kobiety_wkrotce_zaczna_awanture,artykul.html .
Liberałowie sens 8 Marca próbują we właściwy dla siebie sposób sprofanować i uczynić z tego dnia pretekst do wyselekcjonowania wartościowych i bezwartościowych kobiet.
Należy tutaj dodać że sens tego święta według liberałów jak i znacznej części ruchu feministycznego przejawia się w uczynieniu tzw. zamożnych kobiet, z odpowiednio wysokim statusem materialnym kimś w rodzaju najlepszych wzorców zachowania dla wszystkich kobiet co w istocie się kłóci z pierwotnym pojmowaniem przyczyn dla których tak bardzo wykorzystywane ekonomicznie i politycznie kobiety chciały uczcić walkę z dotykającymi ich opresjami systemowymi.
Zdecydowanie więcej czasu feministki w rodzaju byłej minister Środy, wielkim uznaniem obdarzają te kobiety co potrafią znakomicie obnosić się swoim sukcesem i odnaleźć w rzekomo "lepszej" rzeczywistości kapitalistycznej (bo przecież nie tej do cna "siermiężnej", kojarzącej się kobietami pracującymi na traktorach i...przypadkiem zapleczem socjalnym pomagającym pracującym kobietom) aniżeli te pozbawione swoich praw w wyniku mechanizmów "racjonalnej gospodarki rynkowej" gdzie przecież każdy ma "równy start" w dostępie do dóbr i obsadzaniu ról społecznych.
Nie bez przyczyny kapitalistyczne środki przekazu informacji, tak starannie starają zakryć historyczne tło wydarzeń niejako stanowiących przyczynek do bardziej sformalizowanego zwrócenia uwagi na fakt w jakich warunkach pracują kobiety-robotnice jak i mężczyźni-robotnicy.
Te postulaty były nie w smak już ówczesnym kapitalistom gdyż całkowicie zrzucały te piętno słabości jakie na robotnicach było wywierane i niejako miało skłócać robotnice z robotnikami.
W dniu 8 marca należałoby pamiętać o tych kobietach co za nieprzejednaną postawę wobec ucisku ekonomicznego związanego z praktyką systemu kapitalistycznego, swoją przenikliwą jasność umysłu przyczyniły się do politycznego wyeksponowania żądań wszystkich robotnic i robotników.
W dniu tym niestety na tzw. Manifach niestety nie słyszy się o Polkach walczących o sprawiedliwy podział dóbr, chociażby Róży Luksemburg, Poli Maciejowskiej, Aleksandrze Kołłontaj, Romie Juchniewicz, Władysławie Bytomskiej, Marii Koszutskiej, Felicji Fornalskiej...
Zgodnie z wytycznymi liberałów na podziw bardziej zasługują Henryka B albo Kora, właściwie "antykomunistycznie" i liberalnie nastawione do otaczających pseudo-problemów.
Zaryzykowalbym stwierdzenie, ze nie jest to jedyne podobienstwo pomiedzy tymi grupami :-)
Oby było więcej takich działaczy i działaczek! :)
Nie wiem, czy kobieta ciągnąca kilkusetkilogramowy wózek w Biedronce zarabia mniej niż mężczyzna ciągnący ten sam wózek. Nie jestem też przekonana, że gdyby zarabiali oboje tyle samo, a więc śmiesznie mało, to wszystko byłoby OK. Nie jestem przekonana, że feministkom chodzi o rywalizowanie kobiet i mężczyzn o płace z dolnego szczebla drabiny społecznej, raczej chodzi o górne szczeble. Nie obchodzi mnie to, jakiego pretekstu używa kapitał, aby prowadzić politykę minimalizowania wynagrodzeń wśród kierowniczego gremium. To tylko pretekst, ponieważ kapitalizm ma tendencję do niwelowania wszelkiego rodzaju różnic i zróżnicowań, tych ze względu na płeć także. Ale jeśli to korzystne, bez skrupułów odwołuje się i do patriarchalnych wzorców społecznych.
Żądanie od rządu, aby ingerował w stosunki rodzinne (a jakże, patriarchalne!), kiedy trzeba bronić kobiety jest dobre. Ale kiedy rząd chce ingerować w kwestię dostępności np. do usługi zapłodnienia in vitro czy w sprawie przymusu badań cytologicznych, to mu wara od włażenia w ognisko domowe. Jednym słowem, regulacja w tej kwestii jest uzależniona od każdorazowej decyzji kobiety. Trudno nie ustrzec się przed spostrzeżeniem, że feministki cierpią na reakcje histeryczne. Z jednej strony, ze wszystkich kwestii osobistych robi się coś całkowicie "naturalnego" i nie wstydliwego, coś, co może być swobodnie rozpatrywane w dowolnym miejscu placu publicznego, z drugiej, nagle wszystko to samo staje się niesłychanie drażliwe, intymne, wręcz tabu, a każda próba racjonalnego podejścia jest przyjmowana histerycznie i neurotycznie.
Co śmieszniejsze, niezależnie od płci, poszerza się plaga niedojrzałości emocjonalnej młodego pokolenia. Model asertywności polegający na planowym nie zwracaniu uwagi na potrzeby drugiego człowieka, zaakceptowany przez feministki, nie jest żadnym modelem społeczeństwa komunistycznego, w którym powinna dominować wzajemna troska. Wystarczy poczytać Aleksandrę Kołłontaj, aby się przekonać, że nie lansowała ona wzoru kobiety przejmującej od mężczyzny te zachowania, które ją raniły. Postulatem komunistów było wyzwolenie ekonomiczne, które pozwalało kobiecie zerwać ze stereotypem ofiary, a jednocześnie nie popadnięcie w pokusę przedmiotowego traktowania drugiego człowieka.
wchłania kazda idee i przerabia ja dla swoich potrzeb. Dlatego ma miejsce taki miałki lans w mediach i na salonach feminizmu jako indywidualnej strategii kariery a nie walki na rzecz zmiany społecznej. To oczywista oczywistość ze w takim układzie za feministke uwazana bedzie Henryka Bochniarz a nie np Ela Fornalczyk.
Ewo, z Tobą trochę jak z dzieckiem. Nie słyszeliśmy by "system" kapitalistyczny wchłonął idee anarchistyczne, socjalistyczne czy komunistyczne. Nawet we współczesnych naukach społecznych mamy co najwyżej do czynienia z inkorporacją elementów marksizmu na gruncie nauk burżuazyjnych. Feminizm bynajmniej nie jest antysystemowy, nawet ten radykalny, kalifornijski.
Co prawda liczba polskich feministek porównywalna jest zapewne ze stanem liczebnym nowej radykalnej lewicy, ale nie pokrywa się z nim. Większość feministek zwyczajnie do radykalnej lewicy nie należy. Oscyluje raczej ku centrum. Nie przypadkiem w środowisku tym nie ma pracowników fizycznych. Gros feministek stanowi tzw. nowa klasa średnia. Przez socjologów feminizm zaliczany jest do tzw. nowych ruchów społecznych (patrz: artykuł Radzisławy Gortat "O naturze nowych ruchów społecznych" w "Studiach nad ruchami społecznymi", UW 1987).
Podpisuje sie pod tym co pisze BB. Nie interesuje mnie feminizm jako taki. Interesuja mnie prawa kobiet pracownic i to w takim samym wymiarze jak prawa takich samych mezczyzn. Zapewne tez w tym Tesco kobiety i mezczyzni maja takie same glodowe pensje. Jest to nawet swego rodzaju "rownosc". Ta nierownosc, jesli wystepuje, to wsrod obcego mi klasowo elementu. Na manifie robotnic tez nie ma, a jesli jakies sie znajda to jako kwiatek do korzucha. Moga sobie nawet nie zdawac sprawy jakie sprzecznosci interesow dziela je z innymi bardziej elokwentnymi, lepiej ubranymi i pachnacymi lepszymi perfumami uczestniczkami tej imprezy, z ktorymi razem co najwyzej moga domagac sie zniesienia zakazu aborcji czy dostepnosci in vitro. Tylko ze dla robotnic to nie tylko kwestia jakiejs ustawy porabanego Gowina, ale przede wszystkim odplatnosci. Bo wolno czy nie, dla biednych kobiet, ktore na to nie stac to i tak tylko abstrakcja.
Najciekawsze jest to, ze na drugi dzien po manifie, te robotnice beda dalej wyzyskiwane przez te inne "kolezanki" z manify... wielkie feministki.
W glebokim powazaniu mam czy bedzie mna rzadzic Tusk czy Henryka Bochniarz. Dobry rzad i parlament, w zaden sposob nie wiaze sie z kwestia plci. Nie trudno sobie wyobrazic sytuacje, ze kobiety wprowadzone na zasadzie parytetu przez PiS czy PO, moga sie nawet okazac jeszcze bardziej zdeterminowane i konsekwentne niz Giertych np. we wprowadzeniu do konstytucj ochrony zycia napoczetego. Ciekawostka. Czy ktos widzial kiedys demonstracje radiomaryjnych? Te na ktorych domagano sie zakazu aborcji w konstytucji? Tam tez wiekszosc stanowily kobiety. I to jakie zajadle :). Nie ma czegos takiego jak solidarnosc plci. Jest wychowanie w ciemnogrodzie katolickim i sa interesy, i przede wszystkim interesy. Interesy natomiast nie maja plci. Kobieta w zakladzie pracy tak samo bedzie wyzyskiwac kobiete, jak mezczyzna na kierowniczym stanowisku. To nie kwestia plci, ale systemu, ktorego feministki przeciez nie neguja. Zgadzam sie, ze czas najwyzszy wrocic do tego z czego narodzil sie ruch kobiecy, do jego lewicowego nurtu. I to wylacznie tego nurtu. Reszta to nie nasze malpy, nie nasz cyrk i nade wszystko nie nasz jako pracownikow najemnych interes. Oczywiscie postawienie na ostrzu noza tej kwestii bedzie koncem tego koncyliacyjnego ruchu. Ruch sie podzieli i dobrze. Bo jak mozna byc socjalista i paradowac na jednej demonstracji z Jaruga, Szczuka czy inna Sroda? Co laczy z nimi lewicowe kobiety, pracownice, oprocz anatomii?
Ale chyba nie kwestionujesz, że zaczeło się w środowisku robotniczym? I nie chodziło o kariere i hiperidywidualistyczna asertywnosc pt: " nie mam dzis dla ciebie czasu bo musze zając się sobą"- czy masz na to jakiegos asa z rekawa?Zatem jako socjolog wiesz, ze socjologia to nauka humanistyczna i w obszarze zwłaszcza tzw ruchów społecznych mówi się io społeczeństwie w działaniu. Zatem to nie jest tak ze jedna królowa czy król socjologii ustala sobie arbitralnie definicje i ona obowiazuje do czasu az inny ją obali, bo to nie jest przestrzen przyrody. Zatem jesli w okreslonym momencie historycznym dominujace są czynniki liberalne nie oznacza to, że nie mozna tego przekierowac. Upodmiotowienie i aktywizacja kobiet spoza sztafaza klasy sredniej jest niezbedna. Albo i rozbicie tego sztafaza, bo mit middle clas działa jak fałszywa swiadomosc dla aspiracji nie odnajdujacych obiektywnych realizacji.
Nie mówiąc już o tym, ze reklama społeczna jest tak samo droga jak reklama rynkowa, samo to eliminuje większość niezależnych głosów społecznych z przestrzeni publicznej.
--
Skąd feministki, które mają śladowe poparcie społeczne biorą pieniądze na swoje inicjatywy? Jedna z nich, Kazimiera Szczuka, mówi wprost: od producentów prezerwatyw i pigułek.
http://fronda.pl/news/czytaj/tylko_gumki_i_pigulki_wspieraja_idee_feministyczne
Ewo, wciąż nic nie rozumiesz i chyba nie zrozumiesz. To wręcz bariera klasowa. Ucz się od "politbiura" - on zrozumiał.
Moj poglad sie w tej sprawie nie zmienia, mimo zarzucanej mi z tego powodu mizogini czy czegos innego rownie glupiego. Nie podobaja mi sie inicjatywy, ktore sa budowane na zasadzie opozycji wobec drugiej polowy spoleczenstwa, na podstwie plci a nie sprzecznosci interesow. To jest budowanie czegos na zasadzie sprzecznosci, ktorych nie ma. I wykorzystywanie tego jako jedyny element jednoczacy. Bardoz kruchy i nie atrakcyjny. Mysle, ze wlasnie z tego powodu ruch ten osiagnal w Polsce swoje zczyty i dalej nie podskoczy. Trudno znalezc w nim wspolne interesy kobiet. Wiekszosc kobiet nie czuje przeciez nienawisci do mezczyzn, nie ma tez poczucia wyzszosci ani nizszosci wobec nich, co niestety w mniejszym lub wiekszym stopniu konstytuuje ten polski ruch. Pod sztandarem, ze wrogiem jest jakis patriarchat, mezczyzna itd. mozna zgromadzic rozne kobiety, od prawa i lewa. Nie mozna jednak zgromadzic ich zbyt wiele. Nie jest prawda, co pisze Ewa G, ze neoliberalne kobiety trzeba zminic. I stana sie lewicowymi feministkami??? To przeciez niemozliwe. Ich byt okresla ich swiadomosc (a w przeciwienstwie do robotnic maja ja calkiem wyskoka). Interes, interes, interes... reszta to banialuki. Czasem calkiem szkodliwe. Daja poczucie wspolnoty interesow, ktorej przeciez nie ma i zaciemniaja klasowe sprzecznosci. Jeszcze bardziej gmatwaja i falszuja ta swiadomosc. Przeciez kady lewicowy czlowiek wie, ze socjalizm zniesie wszelkie nierownosci. Egalitaryzm to jego podstwowa wartosc. Zaden patriarchat, wielowiekowy ucisk kobiet, kosciol, tradycja, tego nie powstrzymaja, bo wrogiem kobiet, jest tak samo jak mezczyzn, system kapitalistyczny. Przeciez to takie proste.
bron mnie pani bogini:-)
i nie rozumiej, jeżeli Ci tak pasuje.
Radzę Ci to serdecznie jak baba babie. Jak widzisz, życie własnym życiem to luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić.
"Nie ma czegos takiego jak solidarnosc plci. Jest wychowanie w ciemnogrodzie katolickim i sa interesy, i przede wszystkim interesy. INTERESY NATOMIAST NIE MAJĄ PŁCI. Kobieta w zakladzie pracy tak samo bedzie wyzyskiwac kobiete, jak mezczyzna na kierowniczym stanowisku. To nie kwestia plci, ale systemu, ktorego feministki przeciez nie neguja. Zgadzam sie, ze czas najwyzszy wrocic do tego z czego narodzil sie ruch kobiecy, do jego lewicowego nurtu. I to wylacznie tego nurtu. RESZTA TO NIE NASZE MAŁPY, NIE NASZ CYRK I NADE WSZYSTKO NIE NASZ JAKO PRACOWNIKÓW NAJEMNYCH INTERES. Oczywiscie postawienie na ostrzu noza tej kwestii bedzie koncem tego koncyliacyjnego ruchu. Ruch sie podzieli i dobrze. Bo jak mozna byc socjalista i paradowac na jednej demonstracji z Jaruga, Szczuka czy inna Sroda? CO ŁĄCZY Z NIMI LEWICOWE KOBIETY, PRACOWNICE, OPRÓCZ ANATOMII?"
rzecz w tym ze Ty nie głosisz pogladow ale afiszujesz sie z taka kolokwialna i liberalna w istocie percepcja rzeczywistosci , ze mozna sobie lubic jednych (jedne) czy innych (inne_), nie dostrzegajac kategorii społecznych tam gdzie sie nie chce. Kobiecosc jest taka wasnie i pisanie prawa i ustaw pod kosciól te własnie kategorie uposledza. Kobiety neoliberałki nie zmienia swego stanowiska nie stana sie lewicowe i nie to miaam na mysli. One juz mowia innym dyskursem niz my, bo pitolą o karierze a nie o równosci czy zmianie status quo. Kwestie zdrowia kobiet aborcji ich po prostu mniej albo w ogóle nie dotycza, bo sobie poradza. Natomiast jako inteligent- wybacz ze wypomina pochodzenie- uczestniczysz w manifestacjach wraz z robotnikami. Wiec kobiety inteligentki mają obowiazek działac na rzecz upodmiotowienia kobiet z klasy robotniczej w sferze dotyczacej obszaru pracy ale tez praw i obyczajowosci.
Emancypacja w środowisku robotniczym rozpoczęła się, kiedy kapitaliści woleli zatrudniać kobiety i dzieci, bo ich siła robocza była tańsza. Uderzyło to w podstawy bytu rodziny robotniczej, ponieważ w obręb pojęcia siły roboczej przestano wliczać koszt utrzymania rodziny, a zaczęto
traktować każdego pracującego jako samodzielną jednostkę.
Niezamierzonym efektem tego pociągnięcia było włączenie robotnic do aktywności społecznej i politycznej.
Emancypacja kobiet z klas drobnomieszczańskich polegała na czym innym. Poza umożliwieniem zarobkowania, które nie miało znaczenia decydującego w ich przypadku, na plan pierwszy wysunęła się walka o dostęp do przywilejów świata mężczyzn. Chodziło o możliwość korzystania czy używania życia,
cieszenia się nieskrępowanym seksem, jak również o nobilitację zajęć dotychczas uważanych za uwłaczające dla "dam", np. wykonywanie zawodów artystycznych. Potem dołączyły do tego aspiracje uczestnictwa w życiu politycznym (sufrażystki). Nie ma nic dziwnego w tym, że drobnomieszczki chciały żyć tak, jak ich mężczyźni, skoro taki wzorzec życia miały przed oczyma i na drobnomieszczański sposób określały swoje horyzonty.
Robotnice w ciężkiej pracy w praktyce miały te same obowiązki, co mężczyźni, o przywilejach trudno było mówić. Stąd środowisko robotnicze było o wiele bardziej egalitarne w sprawach płci niż środowisko drobnomieszczańskie. Podobnie arystokracja, która również była bardziej egalitarna niż drobnomieszczaństwo. Właśnie drobnomieszczaństwo było specyficzną grupą społeczną, gdzie frustracje kobiet były szczególnie silne. Jest to prawidłowość natury antropologicznej, wystarczy przyjrzeć się naturze klasowej takiej Wielkiej Brytanii, która jest probierzem poczucia klasowości i snobizmu zakorzenionego w tym społeczeństwie. Klasy biegunowe mogą sobie pozwolić na ekscentryczność mieszania wzorców społecznych, natomiast tzw. klasa średnia ma zachwianą tożsamość. Tak jest z kobietami z drobnomieszczaństwa, zataczają się od ściany do ściany, od bigoterii do braku zasad, a ich plan emancypacyjny nie zawiera nic oryginalnego i jest tylko wierną kopią męskiego szowinizmu na odwyrtkę. Jest różnica między pełną współczucia pomocą prostytutce a gloryfikowaniem jej rzekomej roli społecznej. A tak właśnie zaczęto gubić umiar już w okresie II Międzynarodówki. Agresywność feministek, które zaczęły szantażować każdego, kto zachowywał zdrowy rozsądek w tych kwestiach, imputowaniem mu zahamowań i stłumień seksualnych, a robotnikom wręcz wmawiać, że ich życie seksualne jest na żałośnie marnym poziomie, i że wyzwolenie swoje powinni pokładać w uwolnieniu swych stłumionych pragnień, jest typową projekcją zahamowań drobnomieszczańskich.
P.S.: Dlaczego nie jest aktualizowana dyskusja pod pod "Chavezem" w dziale "świat"?
"Interes, interes, interes... reszta to banialuki. Czasem calkiem szkodliwe. Daja poczucie wspolnoty interesow, ktorej przeciez nie ma i zaciemniaja klasowe sprzecznosci. Jeszcze bardziej gmatwaja i falszuja ta swiadomosc."
Jak współczesna socjologią nazywa wspólnoty budowane na subiektywnych "banialukach" bez więzi obiektywnych interesów? WSPÓLNOTY WYOBRAŻONE... tylko przez kogo? przez samych członków wspólnoty... "Nie wiedzą o tym, ale to robią" (Marks, Kapitał)
"Tak jest z kobietami z drobnomieszczaństwa, zataczają się od ściany do ściany, od bigoterii do braku zasad, a ich plan emancypacyjny nie zawiera nic oryginalnego i jest tylko wierną kopią męskiego szowinizmu na odwyrtkę."
No wlasnie szowinizm. Oberwuje ten ruch od dawna w sposob bardzo sceptyczny. I wiem jedno - o zadna rownosc tam ani przez chwile nie chodzilo. Szowinizm jest identyczny jak ten meski. Ostatnio mialem okazje uslyszec jak jedna z czolowych feministek w tym kraju, w odpowiedzi na pewne "watpliwosci" co do postulatow feministek, wyrazone przez lewicowego kolege, odpowiedziala mu ze zloscia, ze ma "za maly mozg by zrozumiec o co chodzi kobietom". A bycie kobieta, wyjasnila - "to wlasnie wiekszy mozg, a nie roznice w anatomicznej budowie". Moze kolega mial i nie wlasciwa czaszke? Nos? Kolor skory? Trudno powiedziec, ale robienie z plci, czyli przyrodzonej cechy, na ktora nikt wplywu nie ma, kategorii, ktora stawia jedne osoby ponad drugimi, to przeciez ex definitione - czysty szowinizm. Nie podoba mi sie i ten meski i ten zorganizowany zenski. Niewatpliwa feministka bliska memu sercu jest np. pani Fornalczyk. Ale to zupelnie co innego. Pani Fornalczyk wspiera pikiety gornikow (czynnie), a gornicy wspieraja ja w walce o lepsze place i warunki w Tesco. Jakos nie szukaja roznic, ale tego co ich laczy. A laczy ich oczywiscie interes.
Ewo nie wiem po co piszesz cos o moim pochodzeniu. Moje jest bardzo robotnicze. Mialem za nie kiedys punkty idac na studia :). A moj interes? Pracownika najemnego, wlasciciela moich mysli i kilku rzeczy osobistych tylko, jest identyczny jak robotnika. Sam nim jestem, choc nie kopie wegla. Wykonuje prace najemna, a praca jest mym jedynym zrodlem utrzymania. Nie mam natomiast zaufania do tych co maja obiektywnie inne interesy, ale tak "pokochali" klase robotnicza, ze gotowi sa pilowac galaz na ktorej siedza :). Takich na lewicy tez nie brakuje. Czlowiek by naprawde mogl byc lewicowy, musi miec w tym interes i pewnie Marks by mnie w tym twierdzeniu poparl:)
Połowa miejsc na listach wyborczych dla kobiet. Połowa miejsc w rządzie.
--
niech partia Kobiet da pierwsza przykład.
a tak na serio.
sprytne są nasz panie feministki. skoro nikt ich nie chce dobrowolnie lokować na listach partyjnych ani wybierać do sejmu to załatwią to sobie ponad głowami wyborców za pomocą parytetów.
Droga Pani Tereso w Polsce na 100 mężczyzn w wieku produkcyjnym przypada 100 parę kobiet. Czy podział wyborców pod względem płci jest prawie równy z małą przewagą dla Pań.
a więc skoro 50 % kobiecych wyborców nie wybiera feministek to trzeba sobie w inny sposób załatwić etacik w sejmie. Oj sprytne sprytne.
Mysle, ze kobiety z klasy robotniczej wytłumione nie sa:-). Wrecz przeciwnie, to głownie do młodych kobiet z tej klasy kierowane sa debilne pisemnka dotyczace tego jak robic z siebie przedmiot seksualny. Jesli wiec działac na swiadomosc w tym sensie własnie to w druga strone. Rynek i komercha sa (prawie) tak samo opresyjne wobec kobiecosci jak koscioł. Piszac "obyczajowość" miałam na mysli tak "prostacko"- podział rol w otoczeniu i własnie niezgode na elementy machyzmu i utowarowienia kobiet.
Szkopuł w tym, politbiuro, że współczesny feminizm należy do ofensywnej grupy tzw. nowych ruchów społecznych i nie działa sam. Przy tym w wyniku różnych okoliczności, których nie będziemy tu opisywać, nowe ruchy społeczne "nowych klas średnich" w najwyżej rozwiniętych krajach kapitalistycznych wysforowały się w pewnym momencie na czoło, podporządkowując sobie ideologicznie poważne sektory ruchu zawodowego (związkowego). Już pod koniec lat 80. badacze ruchów społecznych wskazywali nawet na stosowną ewolucję ruchu robotniczego w całości (patrz: Grażyna Gęsicka "Związki zawodowe, ruch robotniczy, ruch społeczny: ewolucja ruchu robotniczego w Europie Zachodniej" w "Studiach nad ruchami społecznymi", UW 1987). Pisaliśmy zresztą o tym w kilku artykułach. Proces ten postępuje również w Polsce wraz ze wsparciem IV Międzynarodówki, która właśnie w nowych radykalnych ruchach społecznych znalazła swą bazę zastępczą. W międzyczasie baza ta stała się ideologicznie jej bazą podstawową w ramach szerokiego pojęcia proletariatu, klasy pracowniczej czy klasy pracującej i tzw. krzyżowego zapylenia marksizmu (patrz: wywiad z M. Lowy). Ten splot politycznych i ideowych interesów może mieć decydujące znaczenie dla rozmycia tradycyjnej, robotniczej bazy społecznej "Sierpnia'80". Już teraz widoczny jest w strategii internacjonalisty.pl i pluralistycznej "Trybuny (IV Międzynarodówki)". A jest to przecież w końcu również twój tygodnik. Znajdujesz się zatem w dość delikatnej, niestabilnej i dwuznacznej sytuacji. Trudno nam uwierzyć, że o tym nie wiesz. Ale na wszelki wypadek weź pod uwagę opinię LO, która padła już w tej dyskusji.
Czego Pan broni? Tego co jest? Brrr. Obligatoryjne 50 % kobiet w Parlamencie to jedyna szansa na zmiany.
A ja nie demonizowalbym tych zagrozen. Ta manifa to wszystko na co stac ruch feministyczny. Nic wiecej nie ma kobietom do zaproponowania procz in vitro, czy aborcji. Najwazniejszych, systemowcyh, ekonomicznych postulatow nie postawi. Te systemowe ruch zamienil na bezpostaciowy patriarchat. po co walczyc z kapitalizmem? Po co sie marginalizowac, odcinac od zrodel finansowania? Lepiej przyjac ten zamiennik, bo jesli kobiety maja tez poczucie, ze cos z systemem jest nie tak, to dac im kozla ofiarnego - mezczyzn. Postulaty lewicowe ruch zastepuje slowami o rownosci... ale przeciez rownosci szans, czyli rownosci formalnej, jak najbardziej akceptowanej takze przez kazdego liberala i liberalke. taka rownosc to my dobrze znamy. Przeciez nawet w tym wywiadzie kazde jakies swoje spoleczne zdanie, Bratkowska podkresla, ze wypowiada w swoim tylko imieniu.
Nie moze robic inaczej, bo musi dbac o integralnosc tego ruchu. Oczywiscie wynika to z tego, ze ma swiadomosc, ze jej kolezanki nie zaakceptowalyby lewicowego charakteru ich organizacji. Dlatego z tego nic co moznaby zaszeregowac po lewej stronie, nie urodzi sie nigdy. Moze truje, ale ja to rozumiem, to jak zwykle kwestia obiektywnych interesow:). Ruch osiagnal w swojej formule apogeum mozliwosci w polskich warunkach. Czas najwyzszy wyodrebnic z niego lewicowa czesc i oderwac sie od reszty. Zamanifestowac to i pojsc inna droga niz kolezanki liberalki. Obawiam sie jednak, ze to sie nie stanie z wiadomych wzgledow, ktore podkreslalem juz tu wielokrotnie.
Coz moi niektorzy koledzy myla sie jesli uwazaja, ze mozna popierac ruch, ktory wedlug wlasnych wyobrazen i pragnien chca uwazac za lewicowy, i przedstwaiac go fragmentarycznie jako falszywy obraz calosci, bo on takowym nie jest, on nawet nie jest lewicowy w jakiejs wiekszosci. Jest wrecz odwrotnie. Oni tez to zrozumieja jak sie sparza.
Wobec tych faktow, mysle ze jedyna sensowną droga jest organizacja wlasnego ruchu, opartego o kobiety pracownice. W tym nie ma pod co sie podczepiac, bo mozna stracic wlasna tozsamosc. Slowem ruch ten naszemu elektoratowi nie ma nic sensownego i atrakcyjnego do zaoferowania. jest i byl elitarny. Tak go postrzegaja robotnice, ktore walcza o byt, podczas gdy feministki walcza o in vitro
... zmiany na gorsze, rzecz jasna.
A o jakie pani zmiany chodzi? Jaki ja mam w tym interes by te zmiany (50% kobiet) popierac? Jaki pani ma w tym interes? Jak zmieni sie moja sytuacja moje zycie jak tych kobiet bedzie wiecej w sejmie? Zamierza pani kandydowac? Co sie zmieni na lepsze i w jakich dziedzinach jak w sejmie znajdzie sie wiecej Bochniarzowych, Begierowych czy innych Szczypinskich? Bardzo jestem ciekawy z czego Pani wywodzi te zmiany, bo rozumiem ze na lepsze? Dla kogo?
Przy okazji tekstow jak to bedzie cudownie jak w sejmie zasiadze wiecej poslanek PiS i PO przypomna mi sie pewne zdarzenie z rozmowy na ulicy. Rozdajac jakies ulotki wzywajace do strajku, czy jakiiejs pracowniczej demonstracji rozmawialem z ludzmi. Jeden z nich w pelni popierajac nasze postulaty dodal od siebie: "To wszystko panie przez tych Żydów, ktorzy nas wyzyskuja. To rak na naszym ciele"... Zapytalem go czy czuje sie w pracy wyzyskiwany. Oczywiscie - odpowiedzial. Pracuje pan u Zyda? - pytam dalej. Nie, ja akurat u Polaka - pada odpowiedz. To na koniec zaptalem go czy sprawia mu roznice jak krew wysysa z niego Polak czy Zyd? Polak jest moze delikatniejszy? Zamyslil sie i odszedl. Obawiam sie ze tak samo jest w przytpadku pracodawcy kobiety i pracodawcy mezczyzny. Polityka kobiety i polityka mezczyzny. Mezczyzna to taki odpowiednik Zyda w tym wypadku. A jak sie juz tych Zydow (mezczyzn) pozbedziemy... to ho ho:))) zapanuje raj. I tyle w tym temacie.
Wydaje mi się, Ewo G., że stosunki partnerskie między mężczyznami i kobietami tworzą się najlepiej, kiedy obie płci współdziałają w walce o wspólną sprawę. Przykro mi, ale podsuwanie facetowi wizerunku Dody i awanturowanie się, że nie szuka tam intelektu jest niczym innym, jak tresurą psa karanego prądem za to, że sięga po kawałek kiełbasy. Można go nauczyć tego, że na widok kiełbasy będzie wpadał w panikę i uciekał. To mniej więcej chcą osiągnąć feministki. Chodzi zaś o to, aby obie strony potrafiły oceniać rzeczywistość zgodnie ze stanem faktycznym. A nie w Dodzie widzieć Różę Luksemburg, tyle że w potencji. Czy zastanawiałaś się kiedyś nad fenomenem masowości młodzieżowych ruchów związanych z Kościołem katolickim? W przeciwieństwie do radykalnej lewicy, Kościół nie kadzi, ani nie podlizuje się tym, kogo chce wychowywać, tylko narzuca trudne warunki do spełnienia. Tym wartościowszy jest sukces. Ruch robotniczy jest trudnym wyzwaniem, niech go podejmuje ten, kto chce. Bo tak naprawdę, to czy możesz z czystym sumieniem powiedzieć młodej kobiecie, że lepiej być Różą Luksemburg niż Dodą? Moim zdaniem bycie Różą Luksemburg jest wartościowsze, ale czy lepsze? W jakim sensie? Czy lepiej mieć głowę ufryzowaną czy roztrzaskaną? Poczytaj sobie listy Róży, co ona sądziła o życiu. Może warto.
Zapominasz, Jarku, o głębokim kryzysie rewolucyjnego ruchu robotniczego, konstytuującego samodzielny ideowo ruch robotniczy, w tym klasowe związki zawodowe (patrz przywoływany już artykuł Grażyny Gęsickiej). Trudno powiedzieć, czy nowe ruchy społeczne (w tym feminizm) mają już za sobą swoje apogeum. Tymczasem każdy zinstytucjonalizowany ruch zaczyna żyć własnym życiem i wytwarza własne problemy, które przezwycięża, własną tradycję, z którą trudno zerwać, własny krąg ludzi, którzy nie zadają już pytań o prawdę czy fałsz leżące u podstaw. Wyzwolenie klasy robotniczej nie ma charakteru celu demokratycznie ustalonego, jest to cel narzucony przez interes klasy robotniczej. Wszelkie inne cele emancypacyjne są arbitralnie ustawione na pozycji celów uwarunkowanych demokratycznie. Ale hierarchię można zmienić i osiągnąć cele demokratyczne bez wyzwolenia klasy robotniczej. Dlatego nie można ustąpić z priorytetu, jakim jest wyzwolenie klasy robotniczej.
Nie rozumiem. Które feministki każa widziec w Dodzie walory Roży:-)? Alez to Wy chcieliscie wychowywac robotników na seminariach, ja optuje własnie za wspolna walka, wraz z mezczyznami pozbawionymi mizoginii
"Kasia Nowakowska lepiej to ujęła, mówiąc, że ruch kobiecy biegnie schodami ruchomymi do góry pod prąd. Schody jadą w dół, a my żeby być w tym samym miejscu musimy bardzo szybko przebierać nogami."
Zastanów się, czemu ludzie na tych schodach wkurzają się na Ciebie lub pukają się w czoło. To proste - obok są schody, jadące do góry. No, ale Wy wiecie lepiej...
Jakze bylem pewien, ze zaraz padnie to slowo :))
Bylem tego pewien jak amen w pacierzu. To dziala identycznie jak krytyka panstwa Izrael za np. mordowanie Palestynczykow. Natychmiast jego obroncy krzycza - antysemita! Dlatego wielu ludzi na lewicy powstrzymuje sie od krytyki Izraela. Szczegolny problem ma z tym niemiecka lewica, o czym niedawno bylo u nas.
Otoz krytyka feminizmu zawsze spotyka sie z zarzutem mizoginii, a ostatnimi czasy poszla nawet dalej i nawet osobie podejmujacwej taka krytyke zarzuca sie brak lewicowosci! Tu nie ma miejsca na watpliwosci. ma byc "aplauz i zaakceptowanie" jak tlumaczyl to jeden gosc w filmie Rejs. Ten strach przed takim oskarzeniem, jest u niektorych mezczyzn podobny do tego niemieckiego. Otoz wyprzedzajac te oskarzenia zdaja sie oni przepraszac, ze tak pobladzili rodzac sie jako mezczyzni. Meskie szowinistyczne swinie z malymi mozgami milcza wykazuja skruche, a feministki takie przyznanie sie do grzechu przyjmuja ze wspanialomyslnym zrozumieniem. Na krytyke zas zawsze odpowiadaja - a u was mecza murzynow. Mnie to dotychczas tylko smieszylo, ale problem jest rzeczywiscie powazniejszy.
Politbiuro, Ty masz chyba nie tyle problemy z niechecia wobec kobiet co ze soba:-)
Przyganial kociol garnkowi...
Jeśli polscy posttrockiści to kobiety, to przyznajemy się bez bicia do mizoginii.
Jeśli chodzi o obarczanie winą Żydów za wszystkie kłopoty jakie przyniosła za sobą nowa kapitalistyczna rzeczywistość według moich spostrzeżeń taki typ rozumowania nie dotyczy tylko uczestników demonstracji robotniczych.
Według mnie jest to nadmierne uproszczenie i poleganie na pewnych stereotypach zresztą wtłaczanych do świadomości robotników przez burżuazyjną reakcję obronną w celu oczywiście odwrócenia ich uwagi od istoty rzeczy.
Jest wielu zwolenników takiej prostej , niewymagającej myślenia, skupionych w obrębie wielkiego kapitału jak i tego mniejszego (dziś nazywanego tzw. klasą średnią będącą rzekomo fundamentem rozwoju kapitalizmu) a także wśród części wydawałoby się inteligencji.
Spotkałem się z opinią kilku tzw. małych przedsiębiorców że to Żydzi, czy też grupa najbardziej wtajemniczonych, uprzywilejowanych i wpływowych Żydów w sferach gospodarczych i politycznych stoi za sytuacją kryzysową jaka się przetacza przez świat aniżeli po prostu mechanizmy gospodarki opartej o właściwości kapitalistycznego obracania kapitałem i dobrami.
Taki prosty schemat wskazujący na winę danych nacji jest fałszywym wybiegiem skoncentrowanym na obronie trwałości systemu kapitalistycznego i w konsekwencji także interesów różnych części składowych czerpiących z tego faktu korzyści.
Wracając do feministek to równie dobrze wiele z nich zapewne jest zadowolona osiągniętymi funkcjami takich "uwrażliwionych" na krzywdę ludzką kobiet jak Angeli Merkel, "Żelazna Damy", żony Billa Clintona, byłej jakże dostojnej, minister finansów Sowińskiej.
Tylko to nic niema wspólnego z walką o realizacje lewicowych dążeń politycznych, z klasowym widzeniem hierarchii społecznej a jedynie podkreśla wypłowiały i niekoherentny, nieczytelny zbiór najrozmaitszych, sprzecznych racji.
Większość feministek polskich gardzi lewicą a zakotwiczyła w ruchu feministycznym dla wyrażenia rzekomo swojej bardzo rozbudzonej aktywności, tłamszonej przez mężczyzn.
Owe feministki z reguły są zarażone antykomunistycznym widzeniem świata i liczy się dla nich rywalizacja ekonomiczna między płciami, co przecież i tak przedkłada się zawsze na wyodrębnienie się z obu płci klasy kapitalistycznej i klasy robotniczej.
To że Paulina Młynarska we Francji spotykała się z otwartością polityczną ludzi i ich lewicowym usposobieniem (o czym kiedyś powiedziała) nie oznacza że ona już zasługuje na miano "rewolucjonistki".
W wypowiedziach Środy zawsze pobrzmiewa pewna ironia dotycząca postaw komunizujących, komunistycznych i liberalna troska o los głównie tzw. zaradnych kobiet.
Jeśli ona gdzieś przyznaje że kobiety miały więcej praw w PRL-u to i tak musi podkreślić toporność tamtej równości.
W gruncie rzeczy taki feminizm jest pewnym samobiczowaniem się i naiwnym wskazówką że liberalizm gospodarczy premiujący "silniejszych" gwarantuje równe traktowanie wszystkich kobiet, jeśli kobietom dostatecznie się wpoi zasady rynkowej gry.
Reasumujac. Nie istnieje jakas wiez w obrebie tej czy drugiej plci. Dla scislosci, takze u hemafrodytow :).
Solidarnosc plemnikow to puste haslo wymyslone przez feministki.
Nie poszedlbym z Tuskiem na zadna demonstracje, chocby zadal na niej np. zrownania wieku emerytalnego kobiet i mezczyzn. Usrednienia go do poziomu 62,5 lat dla obu plci, co zaoszczedziloby 2,5 roku mojego zycia i wczesniej moglbym zaczac "cieszyc sie zyciem" uwolniony od terroru pracy. Dlaczego? Bo nie mam nic wspolnego z Tuskiem i nie lacza mnie z nim zadne obiektywnwe interesy, mimo, ze obaj mamy... "interesy"... to jednak troche za malo bym poczul jakas wpolnote tych prawdziwych INTERESOW:).
Nie uważamy jednak, by coś było przesądzone, zwłaszcza w Polsce. Gotowi, Jarku, jesteśmy wyjść Tobie na przeciw, proponując założenie w Warszawie ponadzwiązkowego albo międzyzwiązkowego Klubu Dyskusyjnego. Czy gotów jesteś na takie ryzyko? Jeśli tak, to finalizujmy rozmowy.
nowa płyta Duldunga?
Jak zapewne wiecie wspoltworze juz z czescia towarzyszy i towarzyszek z TR Kub Dyskusyjny, ktorego tematyka wykracza daleko poza obszar tylko zwiazkowy. Klub ostatnimi czasy troche zamarł, dzialal tylko we Wroclawiu, ale od dawna nosimy sie z zamiarem przeniesienia go rowniez na grunt warszawski. Propozycja Wasza wydaje sie ciekawa, a jako ze nie jestescie zwiazani z czymkolwiek politycznie to i decyzja w tym wzgledzie politycznego wymiaru (checi, niecheci) by nie musiala miec. Trudno jednak myslec o klubie miedzyzwiazkowym, w momencie gdy przeciez nie stoi za Wami zaden zwiazek? :). Wiec co byscie wniesli do takiej formuly? Ale idea klubu ponadzwiazkowego jest sama w sobie bardzo interesujaca.
Owszem myslimy o Klubie w Warszawie, ale klubie TR, choc z roznych wzgledow to poki co nie wychodzi. Nadchodzi czas wyborow, to i sila rzeczy gdybysmy ten klub reaktywowali, tematyka by sie z nimi mniej lub bardziej wiazala. A moje polityczne wybory przeciez tez sa chyba znane. Na pewno na takich spotkaniach, jesli w koncu uda sie je rozpoczac, bedziecie mile widziani jako dyskutanci i sadze, ze macie sporo do wniesienia w takich otwartych dyskusjach, a na pewno silny ideologicznie glos i krytyke, ktorej my sie nie boimy :))).
Jednak do przyjecia Waszej propozycji, ja tez nie czulbym sie umocowany. Bo mam swiadomosc i w poczuciu wlasnej skromnosci wiem, ze nie chodziloby tu o mnie, ale ewentualnie o to co za mna mogloby stac:)
Dziś znalazłam w internecie:
1. http://www.wiadomosci24.pl/artykul/moj_pierwszy_milion_cz_1_89582.html
2. http://www.wiadomosci24.pl/artykul/moj_pierwszy_milion_czesc_2_90091.html
Jak tylko Komisja EUropejska przeznaczy srodki na nowy grant: "kultura roznorodnosci i tolerancji". Wtedy mozemy sie spodziewac nowej plyty o nazwie "Je...ć kler i szowinistycznych samcow!"
"Precz z in vitro - nie jesteśmy inkubatorami".
Poza tym Manifa udana - TVN24 i Gazeta Wyborcza mogą być dumne z kolejnego barwnego pochodu, mającego na celu walkę o to, by Henryka Bochniarz zarabiała nie mniej, niż Jeremi Mordasewicz.
Wedlug tych wyliczen pewnie polowa ludzi w tym kraju nie powinna juz dawno zyc... a zyje. Toz to cud!
O czym to swiadczy? Chyba tylko o tym, ze instynkt przetrwania i wola zycia sa cholernie silne. A sila biologi, rzadzacych nia praw i instynktow jest tak wielka, ze sie o tym fizjonomom nawet nie snilo.
Ale coz to wszystko znaczy w stosunku do zycia za dolara dziennie w jakims kraju Afryki? Ano to, ze my tez jestesmy w stanie zniesc jeszcze wiecej niedostatku, o czym kapitalisci dobrze wiedza starajac sie ukrocic nasza rozrzutnosc :)
W przypadku klubu międzyzwiązkowego potrzebna byłaby zgoda przewodniczących obu związków. W konkretnym przypadku chodzi o zgodę przewodniczącego OPZZ. Rozmowy mógłby sfinalizować z naszej strony i strony OPZZ, Piotr Strębski. Pod warunkiem, że byłoby z Waszej strony zainteresowanie.
W przypadku klubu ponadzwiązkowego sprawa wyglądałaby zapewne podobnie. Klub miałby jednak charakter mniej oficjalny, a zatem nie zobowiązujący struktury związkowe.
Wątpimy by na poziomie związkowym można byłoby ustalić jakąś wspólną tematykę wyborczą. Zresztą udział w wyborach nie należy do działalności stricte związkowej, a politycznie obu stronom raczej daleko do siebie.
mowie o OPZZ. Choc patrze na to sceptycznie bo swego czasu tez mi ktos obiecywal spotkanie w ramach klubu TR, ktory mial sie zapoczatkowac w Warszawie spotkaniem - Zietek - Guz (w czasie gdy toczyly sie boje o emerytury pomostowe), ale jak nie mogl znalezc czasu (ten drugi) tak nadal nie moze. Nie jestem wiec pewien tej woli po drugiej stronie. Moge sie zobowiazac, ze porozmawiam z kim trzeba, ale chce wiedziec na ile to realne z drugiej strony? Prosze Was o odpowiedz juz na priva. Moj mail mozna znalezc na stronie TR.
Przesłałem Ci e-maila przed 15. Daj proszę znać. Pozdrowienia - Piotr Strębski
Pomysł założenia takiego klubu jest całkiem sensowny i potrzebny...
Pozostaje jednak zasadnicze pytanie, do jakiego dalekosiężnego celu miałoby służyć takie kółko i czy jak rozumiem taka próba skupienia uczestników tych spotkań wokół punktowania systemu kapitalistycznego odpowiadałoby tak kierownictwu OPZZ jak i Sierpnia 80?
OPZZ jest w gruncie rzeczy bardzo zależne od SLD a Sierpień 80 zdaje się być bazą PPP (chociaż czy sami robotnicy z Sierpnia 80 czują wspólną tożsamość własnego związku i partii budowanej w oparciu o jego struktury to już dyskusyjna sprawa).
Owszem niegdyś, w dawnych czasach uprawianie ideologicznej walki z kapitalizmem poprzez zaangażowanie się w działalność tego typu kółek edukacyjnych przyczyniało się do wzrostu zainteresowań wokół problemów społeczno-politycznych.
Tak w zasadzie swoją polityczną drogę w ruchu robotniczym rozpoczynali Ludwik Waryński, Adolf Warski, Julian Marchlewski czy Róża Luksemburg.
Czy jest cień szansy aby do tego powrócić gdzie wokół każda z osób stojąca po tzw. prawdziwej lewej stronie wystrzega się skrajności i próbuje nawet nie wchodząc w szczegóły jak nie jawnie przystawać na optykę socjaldemokratyczną to po prostu przyjmować takie poglądy bo to ułatwia znalezienie sobie miejsca i nie spotyka się ze zdziwieniem w oczach "doświadczonych działaczy", niejedną porażkę polityczną już mających za sobą.
Ponawiamy naszą prośbę o kontakt na mail eb24@o2.pl
Kazde pole do rozmow, poznawania sie zwiazkow, uzgadniania stanowisk do jakis wspolnych batali przeciw wladzy, obrony kodeksu pracy, praw pracowniczych, miejsc pracy czy tez tez po prostu wyjscia ruchu zwiazkowego z totalnej defensywy i przejscia do ofensywy, jest przeciez bardzo potrzebne. Taki Klub moglby w tym pomoc. Byc jakims poczatkiem wspolpracy. Zwlaszcza w tych czasach, czasach kryzysu, ktore moga sie dla ruchu zwiazkowego okazac bardzo trudne ale i rownie dobrze stanowic poczatek jego odbudowy i wzmocnienia. To zalezy od nas. Osobiscie, jako dziennikarz, jestem zwolennikiem takich dzialan, ktore moga zmierzac do wiekszej jednosci w dzialaniach zwiazkow zawodowych. Wiadomo, ze w jednosci sila. Chetnie, jesli obydwa zwiazki wykaza taka wole, bym sie w to zaangazowal.
Zgoda, Andrzeju, co do określenia pozycji ruchu związkowego w przypadku obu central. Moglibyśmy powiedzieć, że w przeciwieństwie do posttrockistów nie zamierzamy jednak stosować entryzmu, opanowywać kierownictwa i manipulować pod płaszczykiem. Dlatego mało ambitnie – klub dyskusyjny. Nie unikamy konfrontacji w dyskusji i na to stawiamy. W robocie kółkowej z przeszłości było tak, że uczono ludzi myśleć, a nie ślepo wykonywać dyrektywy "mądrzejszych" i "bardziej doświadczonych". Dzięki temu ruch pączkował i nabierał własnego rozpędu. Na to stawiamy. Na konfrontację i polaryzację. Nie na wazeliniarstwo, które jest krótkowzroczną i partyjniacką taktyką mającą gdzieś sprawę, o którą tak naprawdę chodzi. To jednak nie wszystko. Od lat krytykując tzw. NOWE socjalistyczne partie pluralistyczne typu Szkockiej Partii Socjalistycznej czy Nowej Partii Antykapitalistycznej zwalczamy na ich przykładzie za Leninem powrót do idee tzw. kółkowości w ruchu robotniczym. Zresztą z działaczami PPP ("politbiuro" i Ewa G.) jesteśmy na etapie przełamywania lodów. Trudno zakładać zatem, że ewentualny wspólny klub miałby być od razu kwintesencją awangardowości, skoro działacze PPP w gruncie rzeczy nie wyszli z etapu socjaldemokratycznego, a wyjściem nie jest również powrót za pośrednictwem idee "partii pluralistycznych" do "kółkowości". Nie zapominajmy również o obu centralach związkowych i ewentualnym ich zbliżeniu. Na marginesie musimy dodać, że wiosną wznawiamy działalność naszego Klubu Dyskusyjnego im. Róży Luksemburg, którego jednym z głównych celów jest wypracowanie taktyki odrzucającej zapośredniczenie socjaldemokratyczne na rzecz partii typu leninowskiego.
Z jednej strony odświętne przywdziewanie górniczego munduru to manewr godny Gierka lub Szydlaka, z drugiej - 8-ego wywiad z interlokutorką dała "GW". Czyżby konwersatorium DOŚWIADCZENIE i PRZYSZŁOŚĆ miało być wiecznie żywe?
Tak czy inaczej A. Warzecha ma u mnie kratę dowolnie wybranego piwa. Wojtas zresztą też, a co mi tam. Z jednym zastrzeżeniem - Wojtas: stawiałbym raczej na Fundację Batorego w roli mecenasa.
Idealistycznie mowiac, tez jestem za zblizeniem miedzy centralami. Bo jako idea jest to ze wszechmiar sluszne. Twierdze tak jako czlowiek o lewicowym swiatopogladzie, cos tam rozumiejacy z tego co wokol mnie sie dzieje. Wiem jednak, ze i intencje i interesy moga byc rozne. Po tym jak SLD sprzedalo OPZZ (emerytury pomostowe), padaly z jej strony deklaracje o zerwaniu wspolpracy z ta pseudolewica. Dzis, dwa miesiace pozniej, jednak znow rozmawiaja. SLD potrzebuje OPZZ w nadchodzacych wyborach i znow gruszki na wierzbie bedzie jej obiecywac. OPZZ ma jakis kryzys tozsamosci i czyzby kolejny raz okazalo sie, ze w liberalnym SLD znajdzie protektora? Sa takie momenty (ile razy mozna byc oszukiwanym?) kiedy trzeba przejrzec na oczy i powiedziec sobie - dosc bycia klientem tej antyzwiazkowej formacji!
No to sie podlozyles. W sprawie piwa to na pewno bede trzymal za slowo ;-)
Wybacz, Jarku, ale od początku swojej działalności krytycznie traktujemy wszystkie związki zawodowe, a działaliśmy w wielu, w tym również w "Sierpniu'80", OPZZ i "Solidarności". Nie widzimy zatem powodu wyróżniać jakikolwiek związek, a tym bardziej centralę. Zawsze interesowała nas działalność na styku związków zawodowych lub bezpośrednio w zakładach pracy, z ominięciem biurokracji związkowej. Z tym oczywiście były największe kłopoty, ale jakoś sobie radziliśmy. Co prawda ze zmiennym szczęściem. Działając od lat 80. nie stworzyliśmy trwałych podstaw organizacyjnych. Największe sukcesy odnosiliśmy w okresach krótkotrwałych radykalizacji konkretnych związków zawodowych. Później wszystko wracało do normy. Biurokracja związkowa szukała solidnych politycznych podstaw dla własnych aspiracji. W przypadku WZZ "Sierpień'80" taką podstawę dawał sojusz z popłuczynami po KPN i ZCHN, w przypadku Warszawskiego Porozumienia Związków Zawodowych - "Solidarność Pracy" Bugaja i Bujaka, w przypadku "Solidarności" - prawicowa koalicja pod nazwą Akcja Wyborcza "Solidarności", w przypadku reszty związków zawodowych - Sojusz Lewicy Demokratycznej. Wyciągnęliśmy z tego wnioski - stawiamy przede wszystkim na niezależność i bezpośrednie kontakty (w zakładach). Przy tym nie odpuszczamy sobie całkowicie pracy w związkach. Staramy się zachować proporcje. Stąd koncentracja na wybranych poziomach - dziś na dyskusjach w internecie.