A tymczasem na ziemi toczy się walka klas. Fabryki padają. Ludzie idą na bruk. Dzieci wołają chleba a matki bezradnie rozkładają ręce. Przybywa domów, w których nikt nie mieszka. Zasoby naszej planety zużywa się dla próżności nielicznych a nie, jak być powinno, dla zaspakajania potrzeb większości. A my nie dociekamy dlaczego tak jest lecz rozkoszujemy się wydumaną fikcją w przekonaniu, że wyraża naszą niezwykłą głębie i mądrość. Nie znam Żiższaka i wcale tego nie żałuje. Umocnił mnie tym przekonaniu autor.
Zobaczyłeś portret Stalina i wyszedłes? Na pozór zachowałeś się cacy.
Dowcipny jesteś. Gratuluję.
Piszę ostatnio o podobieństwach między współczesnymi intelektualistami a Doctorem Criminale. Na warsztacie mam między innymi Żiżka, choć nie wiem, czy to najszczęśliwszy wybór (ale pokusa była ogromna, nie do odparcia po prostu). Zwracam się do większych niż ja jego fanów (i nie chcę nic sugerować, więc tylko zadam pytanie) - co można zaliczyć do takich podobieństw (naprawdę z grubsza biorąc, nie wnikając w szczegóły)?
Surowe Spojrzenie - Przewodnik - Ma on Przenikliwą Świadomość - Jest Wielkim Intelektualnym Orędownikiem i Sumieniem - Bardzo Sprawnie Porusza się - Doskonale Zdaje Sobie Sprawę - Podpowiada, wszelako oczekując naszego wysiłku - I idziemy za Nim... i teraz już wiemy - To Dzięki Žižkowi pochylamy się, idziemy pustynią rzeczywistości, płaczemy - Pozwala (!!!) nam patrzeć - Ale (NAJLEPSZE!!!) również surowo upomina...
jakoś tak "Portret prezydenta" (nie mylić z preziem) Słonimskiego mi się przypomniał a propos tego portretu w przedpokoju.
od dawna nie jest filozofem słoweńskim (o Słoweńcach wyraża się niechętnie), tylko amerykańskim.
Zizek używał sformułowania: my (Amerykanie - przyp. ABCD) mamy problem z terroryzmem.
Jest modny bo ( paradoksalnie) mało zrozumiały.
Ludzie zajmują się jeszcze większymi głupstwami niż jego
twórczość, ale żeby przypisywać jej jakąś szczególną wartość
edukacyjną - to już przesada.
Jeśli chcemy, żeby nas czytano, warto, żeby nas rozumiano...
Jak widzę, państwa spotkanie z Narcyzem wypadło wyśmienicie...
Lustra już niepotrzebne, co? ;-))
odmawia Zizkowi miana słowianina - jest to największa obelga, jaka paść może z klawiatur wielbicieli eurazjatyzmu.
Słoweniec - żadna różnica dla jra...
Zizkowi zarzucam, że będąc produktem uprawianego przez USA drenażu mózgów produkuje taką ideologię lewicową, jaka jest potrzebna imperium. Za co też jest premiowany przez swoich imperialnych mecenasów.
"Wzniosły obiekt ideologii" przeczytałem kiedyś z konieczności, "Rewolucję u bram" z wewnętrznego imperatywu, "W obronie spraw przegranych" z ciekawości, usilnie wzbudzanej przez znajomych......Bzdury, bzdurki, bzdureczki...i wszystko, co zostaje to samokreacja neurotyka na geniusza....istotnie genialna, skoro wciąż się nabieramy.
czy wam się naprawdę nie miesza we łbach od tych wzajemnie sprzecznych bzdur, które wygadujecie pod naszym adresem? Raz jesteśmy dla was jankesofilami podczepionymi pod PiS, innym razem zwolennikami eurazjatyzmu, raz ultrakatolikami, innym razem promotorami neopoganizmu, raz narodowymi socjalistami, innym razem wolnorynkowymi kolaborantami itd., itp. bez ładu i składu. Przecież tym bełkotem wystawiacie świadectwo sobie, a nie ma, poza tym już prawie dekada opluwania nas nie przynosi wam żadnych korzyści - wasze gazetki jak nie miały czytelników, tak nie mają nadal, a my wciąż mamy się dobrze.
Na ścianie w jego przedpokoju wisi dużych rozmiarów portret Józefa Stalina.
---
Stalinizm jest wciąż wypierany z europejskiej świadomości
http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article345320/Stalinizm_jest_wciaz_wypierany_z_europejskiej_swiadomosci.html
Przyznasz przecież, że publikowałeś na stronach prawicowej Frondy, wydawałeś w nacjonalistycznych wydawnictwach, współpracujecie z Gwiazdą (rekomendowany do IPN przez prawicową partię) i Bugajem (doradca prawicowego prezydenta), rzuciłeś też kiedyś hasło "sojuszu ekstremów" i wydałeś "Manifest Unabombera", w którym zawarta jest zjadliwa krytyka lewicy w ogóle (nie tylko lewactwa).
Nie czyni to oczywiście z red. Obywatela faszystów, nazistów, masonów, eurazjatów itd. Jakiś czas temu zarzuciłeś KP, że prezentują rozmemłaną wizję lewicy. Jak bardzo rozmemłana jest w takim układzie wizja lewicy "Obywatela"? Chyba ciężko o bardziej nieczytelne komunikaty. A jak już się takie wysyła, trudna potem rościć sobie prawa do wyznaczania kanonów lewicowości.
Jak silne są niektóre łatki i przypięte "Obywatelowi" przekonałem się sam na sobie, kiedy jakiś czas temu usłyszałem coś więcej o PPP. Pomyślałem - "a, to ci od Le Pena, pewnie współpracują z 'Obywatelem'".
nie wiem, jak Durango, ale ja ze swej strony gotów jestem wyznaczyć jakąś nagrodę za najbardziej absurdalny wpis na portalu. Chyba tylko w takich kategoriach można traktować Twoje złudne mniemanie, że współorganizatora protestów marcowych'68, współtwórcę Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, członka władz krajowych "pierwszej Solidarności", uczestnika działań odrodzonego, podziemnego PPS, współredaktora i wydawcę jednych z pierwszych ("Skorpion", "Poza Układem") pism otwarcie podważających plan Balcerowicza i wskazujących na rolę BŚ/MFW w jego przyjęciu, po 1989 r. współpracownika mnóstwa inicjatyw alternatywnej lewicy i anarchistów, współpracownika Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego, zdeklarowanego krytyka (także w ramach udziału w ulicznych demonstracjach) "4 reform", jak również interwencji w Jugosławii, Afganistanie i Iraku, współtwórcę polskiego ruchu na rzecz podatku Tobina i uczestnika protestów ekologicznych np. w dolinie Rospudy można zredukować wyłącznie do roli "rekomendowanego do IPN przez prawicową partię" (nie biorąc pod uwagę, że jego misją jest tam przede wszystkim badanie dezintegracji masowego ruchu pracowniczego przez SB), zaś jednego z czołowych działaczy "pierwszej S" a po 1989 r. wieloletniego lidera socjaldemokratycznej UP do "doradcy prawicowego prezydenta" (tu z kolei przeoczając, że jest on doradcą gospodarczym a w tych kwestiach obóz prezydencki skłania się ku rozwiązaniom chadecko-interwencjonistyczno-solidarystyczno-opiekuńczym, choć robi to niekonsekwentnie i płytko a Bugaj, przy wszystkich swoich reformistycznych ograniczeniach, może tu jednak coś sensownego zdziałać). Osobna sprawa to Unabomber - z tego, co pamiętam krytyk nie lewicy en gros, tylko (specyficznie przezeń konstruowanego) "lewactwa", a zarazem wróg technokracji i technopolu, co stawia jego tekst w przynajmniej częściowej korespondencji z "frankfurcką" lewicą neomarksistowską, radykalnym ruchem ekologicznym czy częścią anarchistów (ci ostatni zresztą byli wydawcami tej książki). Unabomber to nie socjalista, ale może być dla lewicy inspirujący nie mniej niż np. Schmitt, do którego "czytania z lewej strony" namawiała m.in. Krytyka Polityczna.
Pamiętam też, że "Sojusz ekstremów" wspomnianego przez Ciebie autora również czytałem w anarchistycznym piśmie "Inny Świat". Moja pamięć materiału sprzed dekady słabo wtedy znanego autora wynika stąd, że był to w realiach balcer-buzko-Polski BARDZO DOBRY TEKST! Intelektualnie niesamowicie inspirujący, choć wymagający dziś krytycznego przemyślenia i odniesienia do rzeczywistości 2009 r. Więcej tego typu refleksji przydałoby się dziś radykalnym przeciwnikom PO-lskiego status quo.
Nie neguję życiorysu Gwiazdy i Bugaja. Zauważam tylko, że - bez względu na poglądy - politycznie na dziś współpracują raczej z prawą stroną, ale ok, pewnie to nie ma znaczenia (ale w takim układzie, czemu ma znaczenie powiązanie np. Sierakowskiego z PD?).
Chodzi mi o to, że ciężko uchodzić za lewicowca, współpracując w dużej mierze z prawicą (Fronda), czy nawet ze skrajną prawicą. Mój post był o tym, że ciężko się dziwić, że ktoś z zewnątrz sytuuje "Obywatela" raczej na prawicy.
Może i "Obywatel" jest nawet obiektywnie ciekawszym magazynem od KP, ale KP generalnie podąża nowolewicowym korytem, więc są uważani za lewicowców, natomiast "Obywatel" to hybrydowa zupa, więc nie są.
Unabomber to wręcz manifest antysocjalistyczny (aplikuje się to nie tylko do hipisów, ale do całej myśli lewicowej, która zakłada postęp techniczny i jakiś tam stopień kontroli społecznej nad produkcją). Sojusz ekstremów jest pomysłem - owszem - oryginalnym jak na swój czas, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie wcielenia go w życie (chyba, że w postaci paktu Ribbentrop-Mołotow). Nie wiem też, po co by go wprowadzać.
zauważ jednak, że współpraca polityczna Gwiazdy lub Bugaja z około-PiS-owską częścią polskiej prawicy mogła dotyczyć ocen historycznych ostatnich 20 lat lub wyhamowania liberalizacyjnej fali PO (często zresztą obydwa poglądy występują równocześnie), czyli na płaszczyźnie jak najbardziej możliwej do przyswojenia dla lewicowej opcji politycznej. Mówię o takiej lewicy, która chciałaby zahamowania ofensywy neoliberałów i konsolidacji ruchu pracowniczego oraz mobilizacji społecznej (jedno i drugie wzajemnie się tu warunkuje już na płaszczyźnie czystej logiki, a przebieg wypadków ostatnich 2-3 dekad historii Polski to potwierdza). Powstaje więc pytanie, dlaczego taka lewica w Polsce na szerszą skalę nie powstała a zarówno organizacyjnie, jak i w świadomości społecznej zastąpiła ją lewica pezetpeerowsko-esbecko-jaruzelska lub michniko-obyczajowa (obie opcje w różnych mutacjach i często wzajemnie skrzyżowane, jak np. w LiD). Tak wg mnie wygląda w skrócie tło tych wymuszonych na ogół (każdy, kto pamięta publicystykę Bugaja z lat 90. lub wczesnych 2000. albo zna teksty Gwiazdy z początku lat 90. albo jego osobiście wie, jaką opinię mieli oni o wielu prominentnych postaciach z kręgu obecnego PiS) aliansów z chadecką odnogą polskiej prawicy.
Sojusz czy przynajmniej ideowa osmoza ekonomicznej i klasowej lewicy oraz szeroko pojętej opcji patriotyczno-suwerennościowej wydaje się wręcz koniecznością w obecnej sytuacji Polski, gdzie nierówności wynikające z wyzysku klasowego nakładają się na zależności typu półperyferyjnego względem centrów kapitałowo-politycznych. Cóż innego właściwie nam pozostaje: skopiowanie modelu skandynawskiego czy jakiegokolwiek innego "zachodniego" przy całkowicie odmiennej od kilku stuleci historii "bazy" i stosunku kapitału lokalnego do globalnego tam i u nas? Oczekiwanie na zbawienie od Obamy (który w najlepszym razie przy skrajnym spiętrzeniu skutków kryzysu w Stanach zostanie przez logikę wewnątrzamerykańską zmuszony do implozji wpływów amerykańskich na świecie, ale nie wspomagania rozwoju krajów satelickich względem USA) albo Rosji (mającej stosunkowo największe szanse na minimalizowanie skutków kryzysu ale zupełnie niezainteresowanej oddziaływaniem innym niż doraźne na zagranicę)?
Osobną sprawą pozostaje doszlifowanie tego pod kątem ideologicznym, przełożenie na konkrety odnoszące się do wszystkich sfer praktyki oraz przełożenie na formy organizacyjne. Paradoksalnie "ekstremizm" (lewicowy w sferze bazy - tj. nacjonalizacja i uspołecznienie środków produkcji, zwł. usług oraz "suwerennościowy", ale bez prostackiego i archaicznego szowinizmu i z internacjonalistycznym "oddechem" na poziomie ideologicznym) wydaje się, mimo wszystko, na chwilę obecną najbardziej trzeźwym wnioskiem z kryzysu zarówno gospodarczego jak i wszystkich zbankrutowanych opcji i obozów politycznych.
Ataki na liberalizm z pozycji konserwatywnych tudzież duża dawka antycywilizacyjnego bełkotu to chyba trochę za mało jak na pismo lewicowe? Jeden (zresztą już wygryziony, jak rozumiem) felietonista lewicowy pełnił tam rolę listka figowego, a teraz już nawet i jego nie ma.
dopiero teraz tu zajrzałem. Powiem tyle: jak się człowiek uprze, to każdemu przyklei dowolną łatkę, zwłaszcza gdy pozbiera fakty z jego kilkunastoletniej działalności. A gdy doda do tego odrobinę złej woli, to już w ogóle wszystko jest proste. Warto jednak pamiętać, że na każdego radykała znajdzie się większy radykał, który zarzuci temu pierwszemu konformizm, a na każdego antyfaszystę znajdzie się lepszy, który u tego pierwszego wykryje odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne.
Jaki jest profil "Obywatela", to najlepiej ocenili czytelnicy. Niedawno robiliśmy ankietę wśród nich - na ok. 300 osób, którym chciało się ją wypełnić i wysłać, jakieś 90% wypowiadało się o nas jako o gazecie lewicowej lub lewicującej. A są to w większości głosy osób nieuprzedzonych, nieuwikłanych w ataki na nas, a jednocześnie znających i czytających gazetę, nie zaś mających o nas jakieś zdanie na podstawie plotek.
A co do Gwiazdy, Bugaja czy mojego publikowania m.in. w gazetach prawicowych, podsunę ci taką pracę domową. Może warto się zastanowić, co sprawia, że w Polsce ostatnich 20 lat tyle osób o poglądach lewicowych czy prospołecznych w taki czy inny sposób wikła się we współpracę z prawicą. Odpowiedź prosta i prostacka brzmi: bo się to opłaca. Odpowiedź bardziej wysublimowana skłania do refleksji nad tym, czym jest i jak działa dzisiejsza polska głównonurtowa lewica. Tak się składa, że mnie, choć wywodziłem się z lewicy, brutalne ataki spotkały ze strony lewaków, nie prawaków. Moje teksty cenzurowały lub wprowadzały zapis na nazwisko gazety i portale lewicowe, nie prawicowe. Prawica polemizowała ze mną często, ale rzetelnie i kulturalnie - lewica pisała na mnie donosy. Na prawicy spotykałem osoby o autentycznej postawie prospołecznej - na lewicy spotykałem głównie drobnych cwaniaków, bezideowych karierowiczów lub osoby traktujące biednych i wykluczonych skrajnie cynicznie i przedmiotowo. Dziwisz się, że Gwiazda czy Bugaj lgną do PiS-u? A gdzie mają lgnąć? Do SLD, które popiera likwidację pomostówek? Czy może do Kingi Dunin, która drwi z pracowników Ożarowa?
Może w wolnej chwili zastanowisz się nad tym wszystkim, niekoniecznie wikłając w to "Obywatela" czy mnie. To na tyle, zmykam do roboty.
serio uważasz, że współpraca z prawicą socjalkonserwatywną i chadecką jest symetryczna, co związki z jednoznacznymi (w poglądach i przede wszystkim praktyce rządów partii tworzących później LiD) liberałami?
to nie do końca jest tak. Wyraźnie zaznaczał on przecież, że nie chodzi mu o programy czy ruch (radykalnie) lewicowy, tylko opis "lewactwa" jako pewnego "typu psychologicznego" (co skądinąd ujmuje tym wywodom precyzji, skłania do skrajnych uproszczeń i obniża ich rangę perswazyjną). Zarzuca on "lewakom" m.in. atakowanie systemu za sprawy drugorzędne, stawianie mu żądań możliwych a nawet korzystnych dla jego wewnętrznej logiki, rozliczanie go z niedostatecznego stopnia realizacji celów samego systemu (a nie stawianie sobie celów naprawdę wykraczających poza jego logikę) oraz działania obliczone nie na efekty faktycznej poprawy losu grup słabych i wykluczonych tylko własny autolans. Gros wywodów Unabombera dotyczy jednak krytyki technokratyczno-przemysłowej biurokracji, która nie jest przecież obca powojennej lewicy marksistowskiej, nie mówiąc już o anarchistach czy ruchu ekologicznym.
Zgadzam się, że tekst Unabombera ma punkty słabe (niemal w ogóle brak w nim odniesień do stosunków własności i władzy wynikającej z kapitału), wymagające rzetelnego pogłębienia (wątki o godności indywiduum) albo takie, które odczytane w w sposób dosłowny prowadziłyby na zupełne manowce (np. USA albo jeszcze lepiej "cywilizacja zachodnia" jako symbol siły, dostojności i dobrobytu, znienawidzone ponoć za to przez tchórzliwych lewaków - skądinąd stojące w niejakiej sprzeczności z innymi partiami tekstu :-). Należy wg mnie czytać Unabombera tak, jak (przy zachowaniu wszelkich proporcji, bo klasa jednak nie ta) np. Nietzschego czy Schmitta właśnie - twórczo i krytycznie, a nie na kolanach. Mimo to - warto, a w każdym razie etykietkowanie tego tekstu jako manifestu prawicy i to w dodatku prorynkowej, byłoby w moim przeświadczeniu jeszcze większym absurdem niż bezrefleksyjny zachwyt nad Unabomberem.
zacznijmy może od skonstatowania faktu oczywistego dla każdego, kto tekst Unabombera czytał: to, że atakuje on w nim "lewaków" nie zmienia faktu, że w podobny sposób i w podobnej dawce dostaje się tam też prawicy (rzekłbym nawet, że dostaje się jej bardziej - o ile "lewaków" autor uważa za osoby nieraz dobrze rozpoznające problem, ale proponujące złe rozwiązania, o tyle prawaków portretuje tam jako skończonych idiotów, którzy nie potrafią dostrzec związku "bazy" z "nadbudową", czyli wpływu przeobrażeń technologicznych na idee, wartości i styl życia). Z tego prostego powodu ów tekst nie może być uznany za prawicowy manifest. A że ma on wiele wad, to oczywiście zgoda, nikt - a już na pewno ja jako autor wstępu do polskiej edycji - nie twierdził, że jest inaczej.