Wszystkim zapewne odjęło mowę. Od kiedy to Róża Luksemburg jest Polką? Przecież zarówno prawica, jak i nowa radykalna lewica (choćby spartakusowcy), powtarza że jest ona Żydówką, której w "kwestii narodowej zdarzało się {...} pisać niebotyczne głupoty" (Paweł Michał Bartolik "Lenin i Trocki a wojna imperialistyczna", blogowisko lewica.pl), a tu takie coś.
Tekst Ryszarda Rauba opublikowawany został jak wiadomo w "Trybunie Robotniczej". Jego reedycje na stronach internacjonalista.pl i lewica.pl wskazują na krajowe uwarunkowania "szerokiego i najszerszego pluralizmu" polskich zwolenników IV Międzynarodówki. Chcąc nie chcąc muszą się oni liczyć z polską specyfiką i polską tradycją rewolucyjnej lewicy. Róża Luksemburg nie miała nic przecież wspólnego z ruchem syjonistycznym, czy tzw. nową radykalną lewicą. SDKPiL, KPRP i KPP zawsze dystansowały się nawet od Poalej Syjon Lewicy. Posttrockiści mają z tym wielki problem. Ich "marksizm po Holokauście" wychodzi z całkiem odmiennych tradycji. Stąd namolne przeinaczanie historii i deklamacje w stylu: "Chcemy, by robotnicy odzyskali tę rewolucyjną spuściznę, by odrodzili internacjonalistyczną tradycję wczesnego polskiego rewolucyjnego ruchu robotniczego, uosobioną przez Różę Luksemburg, polską Żydówkę, która odegrała kluczową rolę w proletariackich ruchach wszystkich trzech krajów i była przywódcą niemieckiej rewolucji 1918-19 roku" (artykuł redakcyjny "TA: Tygodnik Antyrewolucyjny. 'Partia Robotnicza' godna Piłsudskiego", "Platforma Spartakusowców", nr 4, lato-jesień 1993, ss. 6-23).
O ile WCZESNA tradycja polskiego ruchu robotniczego uosabiana była w pełni zdaniem spartakusowców przez "polską Żydówkę", o tyle PÓŹNY MARKSIZM I INTERNACJONALIZM PO HOLOKAUŚCIE, w przeciwieństwie do tradycji rewolucyjnego polskiego ruchu robotniczego z okresu II Rzeczypospolitej, który kwestie narodowościowe wpisywał w politykę rewolucyjną, rozpatrując każdy problem narodowościowy z osobna i w ich powiązaniu, KWESTIĘ ŻYDOWSKĄ STAWIAŁ NA RÓWNI JUŻ TYLKO Z KWESTIĄ ROMSKĄ i rasizmem, co oczywiście nijak się miało do kwestii rewolucji. Miało jednak niebagatelne znaczenie dla "WALKi O REALIZACJĘ CAŁOŚCIOWEGO PROJEKTU EMANCYPACYJNEGO, OBALENIE WYZYSKU KLASOWEGO ORAZ UCISKU NARODOWEGO, JAK TEŻ UCISKU PŁCIOWEGO, (który) MUSI SIĘ OPIERAĆ O FUNDAMENT MIĘDZYNARODOWEGO RUCHU ROBOTNICZEGO, JEGO KONSEKWENTNEGO SKRZYDŁA, KTÓRE ODRZUCA UGODĘ Z BURŻUAZJĄ" (Paweł Michał Bartolik, jak wyżej).
Być może opublikowanie tego tekstu (jak i wcześniej artykułu Lenina, "Nauki kryzysu") jest tylko takim zabiegiem mającym pokazać jaką to niby otwartością i wyrozumiałością dla różnych tradycji kierują się redaktorzy lewicy.pl.
Choć z drugiej strony nie da się przecież nie zauważyć że przy braku silnej rewolucyjnej lewicy, w innych artykułach czy wywiadach także publikowanych na lewicy.pl, pewni "eksperci czy doradcy od lewicowości" (najlepiej tej reformistycznej i zaznaczającej bliżej nieokreślone przywiązanie do "interesu narodowego") muszą dać upust swojej nienawiści wobec "komunizmu", "propagandy komunistycznej" często sprytne łącząc jednoznacznie kojarzące się idee i formy jej upowszechniania z "postkomunizmem", z tym z czego wyrasta SLD.
Doszło do tak charakterystycznego dziś zjawiska po "lewej stronie", oddającego kondycje tzw. prawdziwej lewicy w Polsce, iż niektórzy tzw. prawdziwi socjaldemokraci wyrażają pogląd że "komunizm" od początku do końca był fikcją albo przynajmniej nigdy nieosiągalną wyższą formą socjalistycznej formacji ustrojowej, dlatego nie było i nie mogło być komunistów przekonanych co do głoszonych przez siebie poglądów lecz ludzie zabiegający jedynie o zdobycie władzy, dla samego jej piastowania, spiskujący z zaborcami, z "Moskwą" a porządnymi socjalistami, prawdziwymi Polakami, w dodatku patriotami byli tylko członkowie przedwojennego, reformistycznego PPS-u.
Lewica obstająca za rewolucyjnym marksizmem czy komunizująca, jaka znajdowała się w PPS-ie, a potem się od niego oddzieliła w trakcie wydarzeń rewolucyjnych również nie pachnie dla MS-u czy współczesnego PPS-u tak naczelnik Józef Piłsudski czy Ignacy Daszyński.
Nie da się ukryć że dziś po raz kolejny od już dwudziestu lat ma miejsce kolejna próba odtworzenia "prawdziwej socjaldemokracji".
Chcą to uczynić skłócone ze sobą o przysłowiową pietruszkę mniejsze lub większe grupy na lewo od SLD.
Oczywiście niektórym wydaje się że starając się w ramach partii obnosić z bardziej radykalnymi postulatami, ocenami historii ruchu robotniczego będzie można pewne formacje skierować na bardziej radykalne tory.
To może być jednak walenie głową w mur.
Także o Róży:
http://www.nowalewica.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=149:niezydowski-zyd&catid=5:dzieje-polskiego-ruchu-robotniczego&Itemid=9
Wklejam posta od Pawla Bartolika, ktory nie ma chwilowo dostepu do forum.
"Otoz to ja zaproponowalem ten tekst, choc przeszedl ladna liczba
glosow i bez sprzeciwow. Piszac krytycznie o niektorych wypowiedziach
Luksemburg w sprawie narodowosciowej, mialem na mysli wylacznie jej
dzielo "Rewolucja rosyjska", zgodnie uznane przez Lenina i Trockiego
za najbardziej bledne pismo tej postaci. Wystarczy przeczytac "Lapy
precz od Rozy Luksemburg!" Trockiego. Warto tez przypomniec sobie, co
Roza w "Rewolucji..." pisala o narodzie ukrainskim (polecam
anglojezyczna wersje jej pisma na marxists.org). Skoro z Bratkow sa
tacy wielcy leninisci, powinni chyba byc zadowoleni, ze podobnie jak
Lenin uznaje niektore ustepy tego dziela za wypadek przy pracy
wielkiej postaci, a cale dzielo za najbardziej bledne, i ze generalnie
podpisuje sie pod polemika czolowych dzialaczy bolszewickich z tym
dzielem."
Dobry artykuł Izaaka Deutschera.
Nie bardzo rozumiemy dlaczego mamy niby posługiwać się angielskim tłumaczeniem tekstu Róży Luksemburg z 1918 r., opublikowanego w 1922 r., skoro dostępne są polskie tłumaczenia: kiepskie z 1981 r. otwierające serię wydawnictw "Archiwum Lewicy" OPP Sigma UW, opublikowane wraz z polemiką Gyorge Lukacsa oraz wzorcowe Aleksandra Ochockiego z antologii tekstów "Marksizm XX wieku", red. Janusz Dobieszewski i Marek J. Siemek, tom 1, Warszawa 1990, dostępne w internecie na portalu Samokształceniowego Koła Filozofii Marksistowskiej, któremu zresztą patronuje dziś "Dyktatura Proletariatu".
Czy to mają być te "niebotyczne głupoty":
"Część winy za to, że klęska militarna przekształciła się w upadek i rozpad Rosji, ponoszą bolszewicy. Obiektywne trudności tej sytuacji bolszewicy sami w znacznym stopniu zaostrzyli, wysuwając na pierwszy plan swojej polityki hasło tak zwanego samookreślenia narodów, czyli, bo to w rzeczywistości kryło się za tym frazesem, państwowego rozpadu Rosji. Wciąż od nowa proklamowana z doktrynerskim
uporem formuła o prawie różnych narodowości Cesarstwa Rosyjskiego do samodzielnego określenia swoich losów, "aż do politycznego oderwania się od Rosji", była osobliwym zawołaniem bojowym Lenina i towarzyszy podczas ich trwania w opozycji wobec imperializmu Milukowa i Kiereńskiego, była ona osią ich polityki wewnętrznej po przewrocie październikowym i ona też stanowiła całą platformę bolszewików w Brześciu Litewskim, ich jedyną broń, którą mieli do przeciwstawienia mocarstwowej pozycji imperializmu niemieckiego.
Najbardziej zdumiewające w uporze i niezłomnej konsekwencji Lenina i towarzyszy w obstawaniu przy owym haśle jest to, że znajduje się ono w jaskrawej sprzeczności do ich poza tym zdeklarowanego centralizmu w polityce, jak też do stanowiska, które zajęli wobec innych zasad demokratycznych. Podczas gdy demonstrowali bardzo chłodno lekceważenie w stosunku do zgromadzenia konstytucyjnego, powszechnego prawa wyborczego, wolności prasy i zgromadzeń, krótko mówiąc, w stosunku do całego aparatu podstawowych demokratycznych wolności mas ludowych, które wszystkie razem tworzyły "prawo
do samostanowienia" w samej Rosji, to prawo narodów do samookreślenia traktowali jak klejnot polityki demokratycznej, ze względu na który musiały zamilknąć wszystkie praktyczne punkty widzenia realnej krytyki. Podczas gdy w najmniejszym stopniu nie pozwolili sobie zaimponować powszechnemu głosowaniu opartemu na najbardziej demokratycznym prawie wyborczym świata, i w całkowitej wolności republiki ludowej, po bardzo trzeźwych, krytycznych rozważaniach uznali jego rezultaty po prostu za nic, bronili w Brześciu "powszechnego głosowania" obcych narodów Rosji w sprawie ich przynależności państwowej jako istnego palladium wszelkiej wolności i demokracji, jako nieskażonej kwintesencji woli ludu i jako najwyższej, rozstrzygającej instancji w sprawach politycznych losów narodów.
Sprzeczność, która tu się pojawia, jest tym mniej zrozumiała, że w kwestii demokratycznych form życia politycznego w każdym kraju chodzi faktycznie, jak zobaczymy dalej, o najbardziej cenne, ba, niezbędne podstawy polityki socjalistycznej, podczas gdy osławione "prawo narodów do samookreślenia" to tylko pusta drobnoburżuazyjna frazeologia i humbug.
W rzeczy samej, cóż bowiem znaczy to prawo? Do abecadła polityki socjalistycznej należy wszak to, że zwalcza ona ucisk jednego narodu przez drugi, tak samo jak zwalcza każdy rodzaj ucisku. Jeśli mimo to trzeźwi i krytyczni politycy, jak Lenin i Trocki ze swymi przyjaciółmi, którzy dla
wszelkiego rodzaju utopijnej frazeologii jak rozbrojenie, Liga Narodów itd. mają tylko ironiczne wzruszenie ramionami, tym razem uczynili swoim konikiem czczy frazes dokładnie tej samej kategorii, stało się tak, jak nam się zdaje, ze względu na pewnego typu oportunizm polityczny. Lenin i towarzysze wyraźnie liczyli na to, że nie ma pewniejszego sposobu przyciągnięcia licznych obcych narodowości w
łonie imperium rosyjskiego do sprawy rewolucji, do sprawy socjalistycznego proletariatu niż zagwarantowanie im w imieniu rewolucji i socjalizmu najbardziej skrajnej i nieograniczonej swobody decydowania o swoich losach. Jest to analogia polityki bolszewików wobec chłopów rosyjskich, których głód ziemi miało zaspokoić hasło bezpośredniego zawłaszczenia ziemi szlacheckiej i którzy dzięki temu
mieli zostać pozyskani dla sztandaru rewolucji i rządu proletariackiego. W obu przypadkach rachuby zawiodły, niestety, całkowicie. Podczas gdy Lenin i towarzysze oczekiwali najwyraźniej, że jako orędownicy wolności narodowej i to "aż do oderwania się politycznego" uczynią z Finlandii, Ukrainy, Polski, Litwy, krajów bałtyckich, ludów kaukaskich tyleż samo wiernych sojuszników rewolucji rosyjskiej, przeżyliśmy całkiem inne widowisko: "narody" te jeden po drugim wykorzystywały świeżo darowaną sobie
wolność do tego, by w charakterze śmiertelnych wrogów sprzymierzyć się przeciwko rewolucji rosyjskiej z
niemieckim imperializmem i pod jego ochroną wnieść sztandar kontrrewolucji do samej Rosji. Epizod z Ukrainą w Brześciu, który spowodował decydujący zwrot w owych rokowaniach i w całej wewnętrznej i zewnętrznej sytuacji bolszewików, jest tego wzorcowym przykładem. Postępowanie Finlandii, Polski,
Litwy, krajów bałtyckich, narodów Kaukazu ukazuje w najbardziej przekonywający sposób, że nie mamy tutaj do czynienia z przypadkowym wyjątkiem, lecz ze zjawiskiem typowym.
Naturalnie, we wszystkich tych wypadkach to nie "narody" naprawdę prowadzą tę reakcyjną politykę, lecz klasy burżuazyjne i drobnomieszczańskie, które w najostrzejszym przeciwieństwie do mas swego własnego proletariatu przeinaczyły "prawo narodu do samookreślenia" w narzędzie swej klasowej, kontrrewolucyjnej polityki. Ale - i tu dochodzimy do sedna problemu - na tym właśnie polega utopijnodrobnoburżuazyjny charakter tego nacjonalistycznego frazesu, że w surowej rzeczywistości społeczeństwa
klasowego, a zwłaszcza w epoce skrajnie zaostrzonych przeciwieństw, przekształca się on po prostu w
środek burżuazyjnego panowania klasowego. Bolszewicy za cenę największych szkód dla siebie i dla rewolucji zostaną pouczeni o tym, że właśnie pod panowaniem kapitału nie na żadnego samookreślenia narodu, że w społeczeństwie klasowym każda klasa narodu pragnie się inaczej "samookreślić" i że dla klas burżuazyjnych zasady wolności narodowej całkowicie ustępują zasadom panowania klasowego. Burżuazja
fińska i drobnomieszczaństwo ukraińskie były całkowicie zgodne w tym, by przedkładać niemiecki despotyzm nad wolność narodową, jeśliby miała ona być związana z niebezpieczeństwem "bolszewizmu".
Nadzieja, że te realne stosunki klasowe zostaną przeobrażone w swoje przeciwieństwo właśnie dzięki "plebiscytom", wokół czego toczyło się wszystko w Brześciu, ufność, że dzięki rewolucyjnym masom zostanie osiągnięta większość głosów za przyłączeniem się do rewolucji rosyjskiej, świadczyły, jeśli
Lenin i Trocki brali to serio, o niepojętym optymizmie, a jeśli nawet miał to być tylko taktyczny wypad w pojedynku z niemiecką polityką przemocy, to był on niebezpiecznym igraniem z ogniem. Sławetne "powszechne głosowanie", jeśliby do niego doszło w krajach pogranicznych, musiałoby wedle wszelkiego prawdopodobieństwa wszędzie przynieść wyniki, które nie sprawiłyby radości bolszewikom i to nawet bez
niemieckiej okupacji wojskowej, jeśli tylko wziąć pod uwagę duchowe usposobienie chłopstwa i licznych warstw obojętnego jeszcze proletariatu, reakcyjne tendencje drobnomieszczaństwa i tysiące sposobów wpływania burżuazji na głosowanie. Przecież jeśli chodzi o owe plebiscyty dotyczące kwestii narodowej, to można tu przyjąć jako niezłomną regułę, że klasy panujące albo umiałyby mu przeszkodzić tam, gdzie im to nie odpowiada, albo, gdyby już do tego doszło, potrafiłyby wpłynąć na jego wyniki za pomocą środków i sposobików, co właśnie sprawia, że nie możemy wprowadzić socjalizmu w trybie plebiscytowym.
To, że w ogóle dążenia narodowe i tendencje partykularne wtargnęły w obręb walk rewolucyjnych, a nawet, za sprawą pokoju brzeskiego, wysunęły się na pierwszy plan i stały się hasłem rozpoznawczym polityki rewolucyjnej i socjalistycznej, wniosło olbrzymie zamieszanie w szeregi socjalistyczne i nadszarpnęło pozycję proletariatu w krajach pogranicznych. W Finlandii proletariat socjalistyczny miał już dominującą pozycję, dopóki walczył jako część zwartej, rewolucyjnej falangi Rosji; posiadał większość w parlamencie, w armii, doprowadził do całkowitej bezsilności burżuazji i był panem sytuacji w kraju. Rosyjska Ukraina była w początkach stulecia ostoją rosyjskiego ruchu rewolucyjnego, dopóki jeszcze nie wynaleziono błazeństw "ukraińskiego nacjonalizmu" z karbowańcami i "uniwersałami" oraz leninowskiego konika "samodzielnej Ukrainy". Stamtąd, z Rostowa, z Odessy, z obszarów Doniecka płynęły pierwsze potoki rewolucyjnej lawy (już w latach 1902-1904) i rozpalały całą południową Rosję w jedno morze
płomieni, przygotowując w ten sposób wybuch z 1905 roku; to samo powtórzyło się w obecnej rewolucji, w której proletariat południoworosyjski stanowił doborowe oddziały falangi proletariackiej. Polska i kraje bałtyckie były od 1905 roku najsilniejszymi i najpewniejszymi ogniskami rewolucji, w których proletariat socjalistyczny odgrywał wybitną rolę. Jak doszło do tego, że we wszystkich tych krajach nagle triumfuje kontrrewolucja? Ruch nacjonalistyczny osłabił proletariat właśnie przez to, że oderwał go od Rosji i wydał go narodowej burżuazji krajów pogranicznych. Zamiast dążyć w duchu czystej międzynarodowej polityki klasowej, którą niegdyś reprezentowali, do jak najściślejszej zwartości sił rewolucyjnych na całym obszarze imperium, zamiast bronić zębami i pazurami integralności imperium rosyjskiego jako terenu rewolucji, przeciwstawiając
nacjonalistycznym, partykularnym dążeniom nierozdzielność i jednorodność proletariuszy wszystkich krajów na obszarze rewolucji rosyjskiej, bolszewicy, wprost przeciwnie, dostarczyli burżuazji krajów nadgranicznych, dzięki grzmiącej nacjonalistycznej frazeologii "prawa do samookreślenia aż do oderwania się politycznego", najbardziej pożądanego, najwspanialszego pretekstu, wręcz sztandaru dla jej kontrrewolucyjnych usiłowań. Zamiast przestrzegać proletariuszy w krajach nadgranicznych przed
wszelkim separatyzmem jako pułapką burżuazyjną, zmylili oni raczej masy we wszystkich tych krajach swymi hasłami i wydali je na pastwę demagogii klas burżuazyjnych. Popierając nacjonalizm sami spowodowali i przygotowali rozpad Rosji i wcisnęli własnym wrogom w ręce nóż, którzy ci mieli wbić w
serce rewolucji rosyjskiej. Zapewne, bez pomocy imperializmu niemieckiego, bez "niemieckich karabinów w niemieckich
garściach", jak pisała "Neue Zeit" Kautsky'ego, ani Lubińscy i inni łajdacy z Ukrainy, ani Erichowie i Mannerheimowie w Finlandii czy baronowie bałtyccy nigdy nie daliby sobie rady z socjalistycznymi masami proletariuszy swoich krajów. Ale narodowy separatyzm był koniem trojańskim, do którego we
wszystkich tych krajach zostali wciągnięci niemieccy "towarzysze" z bagnetami w dłoniach. Realne
przeciwieństwa klasowe i wojskowy układ sił spowodowały interwencję Niemiec. Ale bolszewicy dostarczyli ideologii, maskującej tę kampanię kontrrewolucji, wzmocnili pozycję burżuazji i osłabili pozycję proletariuszy. Najlepszym dowodem jest Ukraina, która miała odegrać tak fatalną rolę w losach rewolucji rosyjskiej. Nacjonalizm ukraiński był w Rosji, całkiem inaczej niż czeski, polski lub fiński, zwykłym kaprysem, błazenadą paru tuzinów drobnomieszczańskich inteligentów, bez najmniejszych
korzeni w stosunkach gospodarczych, politycznych czy duchowych kraju, bez żadnej tradycji historycznej,
ponieważ Ukraina nigdy nie wytworzyła narodu ani państwa, bez jakiejkolwiek kultury narodowej prócz reakcyjno-romantycznych wierszy Szewczenki. Wygląda to tak, jak gdyby pewnego pięknego ranka ci od wybrzeża aż do Fritza Reutera zapragnęli założyć nowy dolnoniemiecki naród i państwo. I tę zabawną farsę paru profesorów uniwersytetu i studentów Lenin i towarzysze rozdęli sztucznie do znaczenia czynnika
politycznego swoją doktrynerską agitacją z "prawem do samookreślenia aż do itd." Użyczyli pierwotnej
farsie znaczenia, aż wreszcie farsa stała się śmiertelnie poważna, nie stała się wprawdzie poważnym ruchem narodowym, bo nie ma dlań korzeni, ale stała się szyldem i wspólną flagą kontrrewolucji! Z tego jaja wylęgły się w Brześciu niemieckie bagnety. Te frazesy mają niekiedy nader realne znaczenie w historii walk klasowych. Fatalność losu
socjalizmu polega na tym, że w czasie tej wojny światowej jemu właśnie przypadło dostarczenie ideologicznych pretekstów dla kontrrewolucyjnej polityki. Po wybuchu wojny socjaldemokracja niemiecka pospieszyła przyozdobić zbójecką wyprawę niemieckiego imperializmu ideologicznym szyldem
wyciągniętym z rupieciarni marksizmu, przedstawiając ją jako wytęsknioną przez naszych mistrzów kampanię wyzwoleńczą przeciwko caratowi rosyjskiemu. Antypodom socjalistów rządowych, bolszewikom, było sądzone puścić wodę na młyn kontrrewolucji za pomocą frazesu o samookreśleniu
narodów, a przez to dostarczyć ideologii nie tylko dla zduszenia samej rewolucji rosyjskiej, lecz także dla
planowej kontrrewolucyjnej likwidacji całej wojny światowej. Mamy wszelkie podstawy, by uważnie rozpatrzyć pod tym kątem politykę bolszewików. "Prawo narodów do samookreślenia", skojarzone z Ligą Narodów i z rozbrojeniem z łaski Wilsona, stanowi hasło bojowe nadchodzącej rozprawy międzynarodowego socjalizmu ze światem burżuazyjnym. Jest jasne, że frazes o samookreśleniu i cały ruch narodowy, który stanowi największe zagrożenie dla międzynarodowego socjalizmu, zostały nadzwyczaj wzmocnione dzięki rewolucji rosyjskiej i pertraktacjom w Brześciu. Będziemy się musieli zająć obszernie jeszcze tą platformą. Tragiczne losy tej frazeologii w toku rewolucji rosyjskiej, gdy bolszewicy uwikłali się w jej kolce i pokaleczyli boleśnie, winny stanowić ostrzegawczy przykład dla międzynarodowego
proletariatu".
Jeśli tak, to teraz rozumiemy dlaczego nie jesteście zdolni do żadnej zasadniczej dyskusji, skoro rdzeń tzw. luksemburgizmu budzi w was tylko odruch wymiotny. Nigdzie jednak nie jest powiedziane, że w tym wątku dyskusji Lenin miał 100 procentową rację, albo, że w ogóle miał rację. A zatem, nigdzie nie jest również powiedziane, że dojrzała skądinąd koncepcja Róży Luksemburg przejdzie kiedykolwiek do lamusa historii. Kwestia samostanowienia narodów jest bowiem do dziś dyskusyjna, o czym świadczy choćby sztandarowa już totalna kompromitacja IV Międzynarodówki wysuwającej hasło samostanowienia narodów w obliczu recydywy kapitalizmu i rozpadu ZSRR i Jugosławii wespół w zespół z CIA i NATO.
Mylicie, jeśli sądzicie, że w kwestii tzw. prawa narodów do samostanowienia Historia rozstrzygnęła spór jednoznacznie zgodnie z koncepcją Lenina. Przecież to właśnie podsycone przez te prawo nacjonalizmy w ostatecznym rachunku były kluczowym czynnikiem, który doprowadził do izolacji rewolucji rosyjskiej i stalinowskiej degeneracji, a w końcu do rozkładu ZSRR i Jugosławii i recydywy kapitalizmu. To jednak nie wszystko. Dogmatyczne podejście do tej kwestii wystawiło na poświewisko historii IV Międzynarodówkę. Nie ma ostatecznych rozstrzygnięć. Polityka rewolucyjna jest sztuką. Czasem sztuką błędów, niewykorzystanych możliwości i nieprzewidzianych konsekwencji. Błędy można oczywiście korygować, jednak nie możemy zapominać, że przeciwnik może je w każdej chwili wykorzystać, zwłaszcza gdy zazębiają się one za siebie. W przypadku IV Międzynarodówki w tym wątku dyskusji wymieniliśmy już dwa błędne dogmaty, przy których zresztą do dziś "czwórka" obstaje, z wiadomym skutkiem.
Nie dziwi nas, Pawle Michale Bartoliku, że powyższy artykuł przeszedł większością głosów. Od lat Róża Luksemburg jest T-shirtową postacią New Left i ruchu No Global. Mamy również socjaldemokratyczną fundację jej imienia. Dorobek Róży Luksemburg został już odpowiednio sprepartowany, pokawałkowany i inkorporowany po części przez socjaldemokrację (np. publikowany już na lewica.pl artykuł Adama Ciołkosza obok fundacji jej imienia), po większej części przez nową radykalną lewicę (choćby wydawnictwo "Książka i Prasa", zwłaszcza specjalizujący się w "Róży bez kolców", skądinąd dociekliwy i kompetentny, Przemysław Wielgosz). Swoimi wpisami dowiodłeś jednak, że bynajmniej nie wszystko jesteście w stanie przełknąć, a nawet zrozumieć. Nie przyswajacie zatem całokształtu, a zarazem istoty marksizmu Róży Luksemburg.
"Kwestia narodowa w ruchu marksistowskim 1848-1914" Joseph Seymour :
http://fdsizmlkwp.nethit.pl/topic174.html
jeśli już wy Lenina zastępujecie Luksemburg to nie masz już, nie masz leninistów w tym kraju. ;)
To nie takie proste, Angka Leu. Uważamy, że Róża ma sporo racji. Należy jej się zatem szacunek. Pogardliwe odzywki Pawła Michała Bartolika są nie na miejscu. Jeśli bolszewicy powiedzieli jednak A, trzeba było powiedzieć B i C. A zatem trzeba było brać pod uwagę wzrost nastrojów nacjonalistycznych i patriotycznych w Polsce i na Ukrainie. Z Ukrainą sobie Lenin w końcu jakoś dał radę wprowadzając korektę - politykę ukrainizacji radzieckiej Ukrainy. W sprawie Polski popełnił błąd - zawierzył działaczom SDKPiL/KPRP, którzy od lat byli na emigracji i którzy w przeciwieństwie do Róży Luksemburg nie doceniali wzrostu nastrojów nacjonalistycznych i dość powszechnego uniesienia patriotycznego, choć oczywiście były wyjątki. Trzeba było rozbić armię polską i zatrzymać ofensywę Armii Czerwonej powiedzmy na linii Curzona. Poczekać na rozwój sytuacji rewolucyjnej w Polsce. Rzecz w tym, że wówczas na czele rewolucji w Polsce stanęłaby ewoluująca na lewo PPS, a w zasadzie lewica PPS uzyskałaby przewagę we własnej partii. Coś takiego nie mieściło jednak w głowach emigracyjnych działaczy SDKPiL/KPRP, skądinąd partyjnych towarzyszy Lenina. W ich partyjniackim mniemaniu pierwsze skrzypce musiała grać również w Polsce ich partia, a nie jacyś tam "socjalpatrioci", choćby i rewolucyjni. PPS miała się znaleźć na śmietniku historii. Nawet myśl, że może być inaczej była dla SDKPiL-owskiego trzonu KPRP już zniewagą. Po uwagę brano co najwyżej względy techniczne np. podciągnięcie nadmiernie rozciągniętych wojsk, południowego frontu, zaopatrzenia itp. Oprócz tego działacze SDKPiL/KPRP przeceniali własne możliwości, co widać choćby na przykładzie Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski, organu sprawującego władzę na terenach polskich zajętych przez Armię Czerwoną. Białostocka organizacja PPS została po prostu wchłonięta przez KPRP, o koalicyjnym rządzie rewolucyjnym nie było nawet mowy.
Wklejam znow na prosbe zainteresowanego czyli PMB.
"BB, czesc zarzutow jak najbardziej sluszna, tylko w tym sek, ze... pomyliliscie adresata. Piszecie o eksploatacji i znieksztalcaniu mysli Rozy Luksemburg przez zgnilych reformistow, rownoczesnie uderzajac we mnie - jako, jak rozumiem, czlowieka naraz wpadajacego nieraz w dogmatyczny leninizm, jak innym razem w zgnily reformizm. Przezabawne. Starczy wspomniec, ze nieraz - takze w tekscie, ktory wzieliscie na tapete - zwracalem uwage na mit rzekomego antybolszewizmu Rozy Luksemburg i na to, jak ordynarnie zafalszowuja historie ci, ktorym na reke jest taka wlasnie... "Roza bez zebow". Ze zdumieniem przeczytalem, ze czesc mojej wypowiedzi na jej temat (ba! wedle Was, cala moja wypowiedz) jest "pogardliwa". Mysle tymczasem, ze mimo ostrych sformulowan na temat NIEKTORYCH wypowiedzi Luksemburg, w moim tekscie zdolalem wrecz zlozyc jej hold. I to paradoksalnie nawet za "Rewolucje rosyjska" - wskazuje, ze jej bledy w wielu ocenach sa tam o wiele mniej wazne niz jej gorace poparcie dla Pazdziernika i w gruncie rzeczy takze dla jego kierownictwa, oraz sposob, w jaki tego zrywu i jego kierownictwa w tym dziele bronila (co skadinad z pewnoscia zdumialoby niejednego i niejedna w wiadomej fundacji). Wasza polemika jest zatem fundamentalnie bledna: czytajac ja, mam wrazenie, ze czytam polemike z jakims innym tekstem, nie z moim.
Zdumiewajace jest tez, ze zarzucacie bolszewikom dogmatyzm w kwestii narodowej. Oceniacie postawe Lenina chyba na podstawie jakichs oderwanych cytatow, nie na podstawie caloksztaltu jego dorobku teoretycznego i praktycznego. To tak, jakbym ocenial stanowisko Luksemburg w kwestii narodowej wylacznie na podstawie jej wypowiedzi w kwestii ukrainskiej w "Rewolucji rosyjskiej" (czego nie robilem). Tymczasem z dorobku Lenina - chocby z samego juz tego, co za Marksem pisal w kwestii czeskiej w XIX wieku - da sie przeciez doskonale wywiesc nauki, ze do kwestii samostanowienia nalezy zawsze podchodzic konkretnie, a nie abstrakcyjnie, i stad na przyklad dzisiaj inaczej nalezy podejsc do separatyzmu szkockiego czy baskijskiego, zupelnie inaczej do separatyzmow, ktore doprowadzily do rozpadu Jugoslawii i ZSRR, a jeszcze inaczej np. do bialych separatyzmow w Wenezueli czy Boliwii, za ktorymi jasno i klarownie stoja interesy klas posiadajacych.
Wy tymczasem dogmatycznie trzymacie sie stanowiska Luksemburg, pojmujac je w statycznej sytuacji, nie jako cos, co ewoluowalo wraz z rozwojem calej mysli tej postaci. Pol biedy nawet, ze podchodzicie do Rozy na kleczkach - czym z pewnoscia nie bylaby zachwycona - gorzej jeszcze, ze podchodzicie na kleczkach do jakiejs abstrakcyjnej postaci z granitu za mgla, a nie do Rozy z krwi i kosci."
Nie powinieneś, Jarku, bezkrytycznie firmować podpisem "politbiura", czyli swoim podpisem, insynuacji autorstwa Pawła Michała Bartolika. Ale to twoja sprawa.
Po pierwsze, dogmatyzm i to w konkretnych kwestiach zarzucamy nie Leninowi, lecz konkretnej największej, rozpływowej tendencji posttrockistowskiej, zwanej niegdyś mandelistami, Zjednoczonym Sekretariatem lub IV Międzynarodówką. Najbardziej znana partia należąca do tej międzynarodowej tendencji to LCR/NPA. W Polsce z tą tendencją utożsamiają się przede wszystkim byli i obecni działacze Nurtu Lewicy Rewolucyjnej, byłej polskiej sekcji IV Międzynarodówki i liczni sympatycy NPA i ich polskich koterii, choćby: Zbigniew M. Kowalewski, Dariusz Zalega, Borys Hass, August Grabski, Urszula Ługowska, Piotr Kendziorek, a ostatnio Piotr Ikonowicz i wielu innych, w tym Paweł Michał Bartolik i Bartłomiej Zindulski z lewica.pl.
Po drugie, można zawsze odwracać kota ogonem, w tym PMB nie jest odosobniony, ale warto pamiętać, że nasze uwagi dotyczyły konkretnego wątku - przypisywania przez Pawła Michała Bartolika "niebotycznych głupot" Róży Luksemburg w kwestii narodowej.
Po trzecie, Pawła Michała Bartolika konsekwetnie zaliczamy do tzw. nowej radykalnej lewicy, przedstawiciele której z reguły zamazują różnice między lewicą reformistyczną a rewolucyjną, choć nie zawsze.
Niczego nie podpisuje swoim nazwiskiem... tylko nickiem. W rzeczywistosci, jak w tym czeskim filmie o kelnerze, nazywam sie Królik :)
W temacie zas... Deklaracja Lenina o samostanowieniu narodow, byla zapewne bledem, ale wiemy o tym po kjej konsekwencjach. Bo stala w sprzecznosci z ideami internacjonalizmu. Pytanie czy Lenin myslal wtedy jeszcze o swiatowej rewolucji? Czy tez chcioal sobie zabezpieczyc tyly w obliczu interwencji niemieckiej, angielskiej, amerykanskiej, japonskiej etc.?
Idei internacjonalizmu zrobilo to rzeczywiscie niedzwiedzia przysluge, a i spokoju zagrozonej interwencja imperialistow Rosji Radzieckiej tez nie dalo, a wrecz przeciwnie.
Roza oczywiscie miala racje krytykujac bolszewikow. Ale jej poglady w kwestiach narodowych, co widac chocby po tym tekscie w TR, bardzo ewoluowaly. Krytyka byla sluszna, ale i pisana na podstawie skutkow. Taka krytyka jest bardzo wdzieczna i prosta. Wam tez przychodzi to latwo wobec tych co cos robia. A kto cos robi popelnia bledy.
Wlasciwie to nie rozumiem o co sie spieracie z PMB.
W zasadzie to już się nie spieramy. Dowiedliśmy przecież jednoznacznie "niebotycznej głupoty", rzecz jasna nie Róży czy Lenina, lecz nowej radykalnej lewicy i IV Międzynarodówki, twardo obstających do niedawna przy dogmacie - prawie narodów do samostanowienia. Bartolik z tego twierdzenia chyłkiem się wycofał (jak widać nasza perswazja poniekąd pomogła), kwestię tę rzeczywiście należy traktować konkretnie historycznie. IV Międzynarodówka i inne tendencje posttrockistowskie, jako instytucje publiczne, miały z tym większy problem. Konkretnie, grając na rozpad ZSRR i Jugosławii poparły one bowiem jednoznacznie w oparciu dogmatycznie pojmowane prawo narodów do samostanowienia aspiracje państwowotwórcze i niepodległościowe narodów ZSRR i byłej Jugosławii. Takiej kompromitacji w obliczu recydywy kapitalizmu na tym obszarze nie da się wymazać z annałów historii, nawet jeśli ktoś głupio zakładał, że sprzyjać to będzie nieuchronnie nadciągającej światowej rewolucji (np. Ernest Mandel). Stąd pełna kompromitacja IV Międzynarodówki pogłębiająca się od końca lat 80., potwierdzona dobitnie przez XV Kongres IV Międzynarodówki.
Z nowym stwierdzeniem P. M. Bartolika - "dzisiaj inaczej należy podejść do separatyzmu szkockiego czy baskijskiego, zupełnie inaczej do separatyzmów, które doprowadziły do rozpadu Jugosławii i ZSRR, a jeszcze inaczej np. do białych separatyzmów w Wenezueli czy Boliwii, za którymi jasno i klarownie stoją interesy klas posiadających" - można oczywiście dyskutować lub się zgodzić (słowo separatyzm ma bowiem raczej perioratywne znaczenie, w przeciwieństwie do aspiracji państwowotwórczych czy wręcz niepodległościowych), ale nie warto, bowiem konkretnie niewiadomo co w każdym przypadku ma na myśli PMB, a diabeł, jak wiadomo, często ukryty jest w szczegółach.
No wlasnie kontekst historyczny jest bardzo wazny. O ile Lenin nie za bardzo wiedzial jaka bombe odbezpiecza i mozna mu te bledy wybaczyc, to gdy rozpadal sie ZSRR czy Jugoslawia te doswiadczenia juz byly i tlumaczenia - my nie wiedzielismy ze to sie tak potoczy - sa zenujaco glupie.
Takie tłumaczenie się byłoby oczywiście "żenująco głupie". Stąd prostsze rozwiązanie - przemilczenie i próby wymazania tych faktów z annałów lub deklaracje w stylu Pawła Michała Bartolika, jak wyżej już przytoczona. Co to znaczy "INACZEJ należy podejść do separatyzmu szkockiego czy baskijskiego"? Czym różni się "INACZEJ" od "ZUPEŁNIE INACZEJ do separatyzmów, które doprowadziły do rozpadu Jugosławii i ZSRR" lub od "JESZCZE INACZEJ np. do białych separatyzmów w Wenezueli czy Boliwii, za którymi jasno i klarownie stoją interesy klas posiadających"?
Z kontekstu wypowiedzi Pawła Michała Bartolika można się domyślać, że w Jugosławii i ZSRR nie były "JASNO I KLAROWNIE" wyrażone interesy kapitału, biurokracji i klasy robotniczej, w związku z tym IV Międzynarodówka mogła zbłądzić lub, że stanowisko jej w tej sprawie było uzasadnione, wyważone i przemyślane.
Błąd oczywiście jest rzeczą ludzką wystarczy się do niego przyznać i przeprosić. To mało? Należy wyciągnąć wnioski i oddać co należne krytykom stanowiska IV Międzynarodówki w tej kwestii... łączącej się przecież z innymi. A to już istne trzesięnie ziemi. Rozliczeniom nie byłoby końca. Nie przypadkiem zatem działacze i polscy emisariusze IV Międzynarodówki zdecydowali się na UCIECZKĘ DO PRZODU, na gruncie marksizmu ponosząc niepowetowane straty. Czy taka ucieczka do przodu w stronę pluralistycznego alterglobalizmu potwierdza ich aspiracje do miana awangardy? A może ich wręcz nobilituje? Tak im się tylko wydaje. Ważne, że nie chcą się przyznać do zasadniczych błędów i wszelkimi sposobami starają się zachować pozycję siły wiodącej na radykalnej lewicy, nie mając ku temu nawet moralnego prawa.
Warto sie mimo wszystko na chwile przy tych kwestioach narodowych zastanowic. Rozpad ZSRR i podzial Jugoslawii mialy niewatpliwie reakcyjny charakter, a tym ostatnim wypadku mial spory udzial nasz "ukochany" papiez. Ale jesli spojrzec na rozpad Czechoslowacji, ktory rowniez mial reakcyjne podloze, nie wplynal on na glebie reakcyjnych procesow zachodzacych w tym panstwie jak i innych krajach obozu w tym czasie. Tzn. bez watpienia nawet gdyby czechoslowacja pozostala jednolitym panstwem, restytucja kapitalizmu mialaby podobny przebieg. Sa tez z tego okresu przyklady reakcyjnego jednoczenia sie z oczywistym przykladem - NRD-RFN. A sama Unia Europejska czy jej idea jednoczenia sie tez czasem nie wyplywa z reakcyjnych interesow? To ze jej tworcy nie musza zapanowac nad ksztaltem tego tworu (taka mamy nadzieje) to juz przeciez zupelnie inna sprawa. Motywy jej powstania byly i sa nadal reakcyjne. Najbardziej zal mi Jugoslawi, bo tam rzeczywiscie jak spiewala jakas ich piosenkarka w piosence pod tyt. Hej Jugoslavieni! "nikt nas nie podzieli, bo braterstwo spaja nas...". Smutne, ze to braterstwo tam naprawde istnialo, a ten piekny kraj mimo to rozpieprzyli... Wzruszylem sie :(
-tyle, że sto lat po terminie użyteczności.
I znow mam do Was korespondencje:) Biedny PMB narozrabial jako moderator i teraz siedzi w kozie, z zakazem wychodzenia z izolatki... no i nie moze sam tu nic wrzucic:). Ale od czego sa koledzy? :)
"Kogel-mogel. Bratki zarzucaja mi "insynuacje"... Nie wiem, pod ich adresem, czy moze pod adresem Luksemburg - jesli to drugie, to w ogole jakby nie zauwazaja, ze czyniac ostre uwagi (czy zreszta ostrzejsze, niz czynil Lenin, serwujac kuplet o orlach i mniej szlachetnym drobiu?) na temat niektorych jej wypowiedzi - ktorych nie uznaje za reprezentatywne, lecz raczej za stanowiace anomalie - zarazem wyrazam dla niej swoj podziw, za to, co widze jako caloksztalt jej praxis. Ale to dla Bratkow niewazne, dla nich niewazne, jak sprawy w istocie sie maja - wazne, zeby szermujac do upadlego (jak cudownie i cudacznie nieklarownym!) terminem "posttrockizm" moc wrzucic do jednego worka kilka osob, w tym mnie, wraz z nieprzejednanie wroga wobec nas trojka osob z obecnego NLR-u, i zaprzeczyc temu, ze wystepuja tu i widoczne sa od lat bardzo glebokie podzialy ideowo-polityczne. Wszystko to wybieg. Moje racje czy bledy w danej wypowiedzi nie maja tu szczegolnego znaczenia.
No ale niech tam Bratki zacieraja rece z racji odtrabionego wlasnie "triumfu" - jak dotad, trudno ich uznac za symbol skutecznosci politycznej."
Nie jest obojętne czy Paweł Michał Bartolik, Dariusz Zalega, Zbigniew M. Kowalewski i "czwórka" mają rację, czy też nie. O to właśnie chodzi. Drugorzędne są raczej podziały pośród zwolenników IV Międzynarodówki i partii pluralistycznej typu NPA, np. w kwestii syjonizmu czy filosyjonizmu, stosunku do Izraela, czy w sprawach personalnych (Ziętek-Kowalewski czy Ikonowicz), choćby dla nich takie rozbieżności były nie do przezwyciężenia i skutkowały wzlędnie trwałymi podziałami organizacyjnymi. Przy tym należy pamiętać, że w ogóle podziały w ruchu trockistowskim czy posttrockistowskim często dotyczą kwestii drugorzędnych. Nierzadko i wciąż jeszcze więcej jest cech wspólnych, choć w przypadkach krańcowych (np. spartakusowcy, Lutte Ouvriere a "czwórka" i NPA) - rozbieżności w niektórych kwestiach mają już charakter zasadniczy, w innych zaś panuje nieomal konsensus.
no i znowu PMB :)
"...no i ciagle nie wiadomo nawet, z czym sie je ten posttrockizm!"
Na Twoje pytanie ja moge odpowiedziec. Juz wiem co to jest posttrockizm. Jak nic to ja wlasnie posttrockista jestem. Post - po angielsku oznacza pocztę. Ja tą pocztę od trockisty przekazuje, wiec jestem, chce czy nie, posttrockista. To przeciez oczywiste jak 2x2 siedem
Nie wiem tylko Pawle czy zapoznales sie juz ze stawkami jakie nalicza za doreczanie przesylek moja posttrockistowska firma? Rachunek przeslemy poczta. ja zwykle, na Berdyczow.
O posttrockizmie pisaliśmy już nie raz. Odsyłamy zatem do archiwum portalu internetowego "Dyktatury Proletariatu".
Choc nie byla to moja dyskusja i... srednio trockizmem jestem zainteresowany, to jednak nawet jako doreczyciel poczty, chcialbym sie cos na ten temat dowiedziec.
Po co mamy bladzic? sie domyslac, albo cos czytac na jeszcze innej stronie? Jak zapewne widac, my z Pawlem nie lubimy czytac:) A zadnia sa podzielone. Poza firma kurierska, ktora dumpingiem chce wykonczyc Poczte Polska (Bartolik w promocji ma dostarczana korespondencje przez posttrockistow za friko), mowia, ze to jakas lista mailingowa, czyli jedyny wspolczesny teren aktywnosci trockistow, podobnie zreszta jak postmarksistow, choc ci ostatni sie do tego nie przyznaja.
Najbardziej kontrowersyjne wyjasnienie posttrockizmu z jakim sie spotkalem - wyroznia postrockistow w oparciu o bardzo ortodoksyjne poglady religijne, ktorzy w przeciwienstwie do trockistow nie spozywających miesa tylko w wielkie swieta, stosuja POST niemal ciągły (Teoria tzw. Postu Pernamentnego) - w kazdy piatek oraz w godzinach spoczynku nocnego i przy pelni ksiezyca. Oryginalni trockosici, tzw. pratrockisci, faryzeusze trockizmu, natomiat poszczą jedynie w Wielki piatek, srode popielcowa, szabes, ramadan, walentynki, w rocznice Wielkiej Smuty i w dniu urodzin Jozefa Stalina. Wsrod posttrockistow wyroznia sie jeszcze podgrupy - jarotrockistow, wegatrockistow i weganotrockistow, ale podzial ten nie ma wiekszego znaczenia...
Posttrockista - moze to od angielskiego poster (plakat)? Czyli trockista z plakatu, jak w tej czeskiej kreskowce z naszego dziecinstwa? Mozliwosci jest zbyt wiele.
Znam jeszcze inne teorie odwolujace sie do zachowan seksualnych, ale nie bede o nich pisal (spawdzcie sobie w wikipedi - adresu nie podam tak jak i adresu Dyktatury nie otrzymalismy), bo one sa naprawde niepowazne i jeszcze mniej prawdopodobne. A my przeciez rozmawiamy powaznie i na poziomie. I takimiz ludzmi jestesmy.
Ale moge je snuc, chyba ze padnie w koncu kilka slow wyjasnienia?
Zapewne trockizm i posttrockim dałby się również, Jarku, wpisać w kawały o Żydach, ale darujmy sobie te dowcipy i bicie piany. Możemy jedynie wyrazić zdziwienie, że polemizując z nami jakoś nie znalazłeś czasu na sięgnięcie do źródeł - do naszych artykułów na dyktatura.info. Polecamy te w temacie podobno cię interesującym, choćby ostatnie:
"Postniedobitki", "Post o 'post'", "Saltowitalizm czy saltomortalizm?", "Koszmarna rzeczywistość posttrockizmu", "Bracia w Trockim", "Teoretyczna podstawa degeneracji ruchu trockistowskiego" czy "Proza trockizmu". Miłej lektury.
Wybacz, ale mamy pilniejsze sprawy, jak choćby znamienna dyskusja z "sympatykiem" GPR i PPP, Wojtkiem Orowieckim, który w dziale "Polska" lewica.pl pod newsem o porozumieniu w Kompanii Węglowej zajął się nieprzypadkiem tym tematem nie na żarty. Dyskusja ta uderzy zapewne i w niezrealizowany projekt "klubu ponadzwiązkowego" i w ciebie osobiście. Weź to pod uwagę.