http://www.dziennik.pl/swiat/article358380/Listonosz_rzuca_wyzwanie_Sarkozyemu.html
Głos swój oddam za tym mądrym hasłem. Ono wyraża istotę oszustwa, jakie kryje się za tym modnym dziś słowem. Całą krzywdę, jaką z sobą niesie, sprowadza do tego: siła wyższa, nic nie poradzimy, musimy was, najlepiej za waszą zgodą, obskubywać. I skubią, i skubią i poklepują po plecach tych, którzy się na to godzą. Tylko PPP mówi temu nie. Dlatego zasługuje na poparcie.
Ale co z tego, skoro zaraz pojawi się ABCD a za nim zwolennicy Krypola, Kowalewskiego, czy też młodego Gierka, którym fajnie się siedzi na własnej kanapie i nie pozwolą by jakiś Ziętek zgarnął więcej niż 1%. Bo grunt to czcić Generała i walić w kiecuchów, a to zapewnia nieśmiertelne SLD.
Mazowiecki i Kiszczak grubą kreską zagrodzili prawdziwej lewicy drogę do zaistnienia w wolnej Polsce. I pomimo upływu 20 lat, stada lewicowych baranów wciąż podążają drogą, którym wytyczono im w 1989 r.
Jeszcze tutaj:
http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2009021416
Przekonamy się po wyborach jakie tak naprawde ma poparcie PPP
Ostatnio coś niewieże wyjątkowo w sondaże(nigdy niewieżyłem w nie do końca)Bo skoro w sondażach POjeby mają ponad 50%poparcia w sytuacji gdy padają kolejne zakłady i lawinowo rośnie bezrobocie a POjeby mówią że nic nie mogą zrobić bo rynek tylko coś może to jest to raczej dziwne aby taka władza miała aż tak duże poparcie?
jestem pozytywnie zaskoczony - widać Olivier przestaje być dogamt7cznym trockistą - choć oze tylko przez naszych był tak przedtswiany.
Nie jestem jednka zwolennikiem wiazania się do końca z tą nową formacją... Wydaje mis ię zreesztą, ze w EPL dojdzie za jakiś czas do pęknięcia i wtedy powstanie coś interesującego
Przed PPP jest długi marsz, ale wszystko na to wskazuje, iż ta partia to prawdziwi "długodystansowcy". Wierzę, że im się uda !
już rządzi w Mołdawii. Za jej rządów sprywatyzowano ogromną część sektora publicznego. Teraz to ludzie na ulicy , a nie zachwycone nimi OBWE i Unia Europejska (za "prozachodni kurs")zarzucają im fałszerstwa wyborcze.
jest tylko jedna rzecz gorsza od ortodoksyjnego trockizmu.
Jest nią antytrockizm.
"Z list Komitetu Wyborczego Polskiej Partii Pracy startować będą ludzie pracy (...)". Polityka to nie sport, tutaj się kandyduje, a nie startuje!
ze wybory europejskie to wybory na ktore chodzi polowa tych, ktorzy chodza na wybory do parlamentu krajowego. 20-25%? W takich warunkach najwieksze szanse maja najwieksze partie. Wybory przed nami, ale nie sadze, by poparcie dla PPP mozna bylo po nich ocenic. Miarodajne beda dopiero te samorzadowe i do sejmu.
Ja uwazam, ze tak czy siak te wybory to dopiero rogrzewka.
wydaje mi, sie ze neistety powtarzasz mit, który wmawiaja nam media. Jeżleimało obywatli weźmie udział w wyborach to dobry wynik otrzymuje partia posiadająca zdyscyplinowany elektorat.
W poprzednich wybiorach znakomity wynik uzyskała LPR - babcie poszły z kościoła i wynik był skrzywiony.
Wybory samorządowe i do Sejmu już były.
Jaki wynik osiągnęła w nich PPP?
"PPP próbuje przynajmniej walczyć
Ale co z tego, skoro zaraz pojawi się (...) zwolennicy (...) Kowalewskiego (...) i nie pozwolą by jakiś Ziętek zgarnął więcej niż 1%."
Choć niezamierzone, to jeden z weselszych postów ostatnich tygodni.
piątkę, kolego prawicowcu. 1% to maksimum możliwości najsilniejszej lewicowej partii w dużym europejskim kraju. Są powody do zadumy...
"Wydaje mis ię zreesztą, ze w EPL dojdzie za jakiś czas do pęknięcia i wtedy powstanie coś interesującego"
Co jeszcze mówią karty?
Jaki wynik osiągnęła w nich PPP?
Odpowiedz jest prosta. Z wyborow na wybory, choc powoli to jednak coraz lepszy. I tak bedzie dalej, az nadejdzie moment skokowego wzrostu. Byc moze juz w ktorys z najblizszych wyborow. Wspomnisz moje slowa.
nie, chodziło mi o wymienionego w cytacie jako wroga PPP :-)
- "Ochrona miejsc pracy". Fabrykę śrubek buduje się nie po to, żeby dawać ludziom zatrudnienie, tylko po to, żeby efektywnie produkować śrubki. Miejsca pracy absolutnie nie mogą być chronione, bo to powoduje biednienie społeczeństw - dlatego m.in. nie zatrudnia się 100 nauczycieli do nauczania tego samego przedmiotu w tej samej klasie ani nie zatrudnia się 1000 policjantów do pilnowania tgo samego chodnika. Ilość miejsc pracy ma być określana potrzebami rynkowymi a nie odgórnymi decyzjami urzędnika czy polityka.
- "walka o wzrost wynagrodzeń,". Jeżeli pracownikom nie podoba się wysokość wynagrodzenia, zawsze mogą rozejrzeć się za lepszym stanowiskiem pracy w innej firmie.
- "ustanowienie europejskiej płacy minimalnej na jednakowym poziomie". Chciałem zwrocić uwagę, że płaca minimalna zwiększa bezrobocie (bo wielu pracodawców nie stać na zatrudnianie pracowników, jeżeli nie mogą obniżyć progu wynagrodzenia poniżej ustalonej przez polityków stawki). Poza tym to od pracodawcy powinien zależeć poziom płac a nie od polityków, bo to pracodawcy zatrudniają a nie politycy.
- "wyrównanie standardów socjalnych we wszystkich krajach UE". Państwo jest od spraw bezpieczeństwa i porządku publicznego a nie od spraw socjalnych.
- "sprzeciw wobec prywatyzacji sektora usług publicznych, służby zdrowia, edukacji, transportu publicznego". Pod warunkiem, że sami sobie będziecie opłacać w podatkach sektor publiczny a moje pieniądze zostawicie w spokoju.
- "Ochrona miejsc pracy". Fabrykę śrubek buduje się nie po to, żeby dawać ludziom zatrudnienie, tylko po to, żeby efektywnie produkować śrubki. Miejsca pracy absolutnie nie mogą być chronione, bo to powoduje biednienie społeczeństw - dlatego m.in. nie zatrudnia się 100 nauczycieli do nauczania tego samego przedmiotu w tej samej klasie ani nie zatrudnia się 1000 policjantów do pilnowania tgo samego chodnika. Ilość miejsc pracy ma być określana potrzebami rynkowymi a nie odgórnymi decyzjami urzędnika czy polityka.
** wszystko jest na odwrot. To demagogia. Właśnie, że śrubki produkuje się po to żeby ludzie mieli zatrudnienie, żeby mieli z czego żyć. Jeśli śrubki nie będą potrzebne, pracownicy przestawią się na gwoździe czy cokolwiek innego co jest potrzebne. Państwo ma im pomóc w tej decyzji co produkować by było to potrzebne. Państwo ma planować. Od tego powinno być.
- "walka o wzrost wynagrodzeń,". Jeżeli pracownikom nie podoba się wysokość wynagrodzenia, zawsze mogą rozejrzeć się za lepszym stanowiskiem pracy w innej firmie.
** tu tez jest na odwrót. Jeżeli tzw. pracodawcy nie podoba się płacic tyle ile chcą zarabiać pracownicy, ile z zysku chcą przeznaczyć na inwestycje a ile na konsumpcje, to tzw. pracodawca zawsze moze wyp... najlepiej w kosmos. Korzyść ewidentna - zostanie więcej do podziału dla pozostałych.
- "ustanowienie europejskiej płacy minimalnej na jednakowym poziomie". Chciałem zwrocić uwagę, że płaca minimalna zwiększa bezrobocie (bo wielu pracodawców nie stać na zatrudnianie pracowników, jeżeli nie mogą obniżyć progu wynagrodzenia poniżej ustalonej przez polityków stawki). Poza tym to od pracodawcy powinien zależeć poziom płac a nie od polityków, bo to pracodawcy zatrudniają a nie politycy.
** do pracodawcy powinien należeć wybór tylko tego czy chce dyndać na sznurku, zdechnąć w komorze gazowej, czy też dostać kulkę w potylicę. Nic więcej. Nie przeginaj UPR.
- "wyrównanie standardów socjalnych we wszystkich krajach UE". Państwo jest od spraw bezpieczeństwa i porządku publicznego a nie od spraw socjalnych.
** Na co komu państwo, które jest od "spraw bezpieczeństwa i porządku publicznego", który ma zapewnic obrone kapitalitów i ich własności? Co zwykłych ludzi obchodzi ich własność? Zwykłym ludziom takie państwo nie daje ani bezpieczeństwa ani porządku. Czasem tylko w ramach tego bezpieczeństwa do nich strzela.
Państwo oprócz organizacji życia gospodarczego, rzeczywiście powinno zapewniać porządek i spokój, kierując takich jak ty do kamieniołomów.
- "sprzeciw wobec prywatyzacji sektora usług publicznych, służby zdrowia, edukacji, transportu publicznego". Pod warunkiem, że sami sobie będziecie opłacać w podatkach sektor publiczny a moje pieniądze zostawicie w spokoju.
** Masz racje, ty zostaniesz z tego wyłączony. Będziesz sobie chodził do lekarza odpłatnie, płacąc 1000 zł za konsultację. A ja będę patrzył jak ty i tobie podobnni zdychacie, bo was stać będzie tylko na puszczenie krwi i 3 zdrowaśki w piecu. Ja jestem za. A najlepiej to już dziś zacznij się pakować.
Od kiedy to "dogmatyczni" i "ortodoksyjni" trockiści opowiadają się za "Samorządną Rzeczpospolitą" (patrz wywiad Oliviera Besancenota w "Dzienniku")?
Można by powiedzieć, że od zawsze, dlatego są właśnie dogmatyczni i ortodoksyjni w duchu i w stylu Klubów Samorządnej Rzeczypospolitej Jacka Kuronia, Jana Lityńskiego i bodajże Adama Michnika z 1981 r.
Wiosną 1986 r. zwolennicy IV Międzynarodówki w Polsce powołali nawet ROBOTNICZĄ PARTIĘ RZECZYPOSPOLITEJ SAMORZĄDNEJ. Partii tej od początku przyświecała JASNA PERSPEKTYWA – miała być to POLSKA SEKCJA CZWARTEJ MIĘDZYNARODÓWKI (patrz "Inprekor"). Nie przypadkiem redakcja "Inprekoru" w składzie: J. Alio, Z. M. Kowalewski i C. Smuga (dziś Jan Malewski) nobilitowała powołanie Tymczasowego Komitetu Założycielskiego RPRS takimi oto słowami:
"Redakcja 'Inprekoru' wita z satysfakcją podjęcie budowy w kraju partii robotniczej, pragnącej ustanowić więzy z Czwartą Międzynarodówką. Jej założycielom życzymy sukcesów i wytrwałości w trudnej i odpowiedzialnej działalności, jaką podjęli" ("Inprekor" nr 23 z zimy 1987 r., s. 48).
Deklaracja ideowo-polityczna Tymczasowego Komitetu Założycielskiego Robotniczej Partii Rzeczypospolitej Samorządnej ukazała się w pierwszym numerze "Zrywu" wiosną 1986 r. i w 23 numerze "Inprekoru" z zimy 1987 r.
Odbył się podobno nawet pierwszy i ostatni zjazd delegatów RPRS w stanie wojennym (o czym skwapliwie informował "Inprekor" i czwarty numer "Zrywu"), na którym "większość delegatów opowiedziała się za BUDOWANIEM PARTII OD DOŁU i powołano, na miejsce tymczasowego, REPREZENTATYWNY Komitet Założycielski. Za najpilniejsze zadania uznano: rozbudowę i umacnianie grup politycznych działających w regionach, przeprowadzenie cyklu szkoleń kadrowych przygotowujących działaczy do zadań partyjnych, opracowanie WYJŚCIOWEGO I STAŁEGO PROGRAMU RPRS, przygotowanie działaczy i partii do zjazdu założycielskiego i opracowanie strategii działania" (tamże).
Decyzja o powołaniu polskiej sekcji IV Międzynarodówki o nazwie Robotnicza Partia Samorządnej Rzeczypospolitej na bazie "porozumienia prasowego" kilku pism zapadła ODGÓRNIE, pod naciskiem redakcji "Inprekoru".
W kolejnym 24 numerze "Inprekoru" z lata 1988 r. ukazał się KOMUNIKAT ZJEDNOCZONEGO SEKRETARIATU IV MIĘDZYNARODÓWKI o następującej treści:
"Poczynając od 1985 roku w czasopismach IV Międzynarodówki i jej sekcji znalazły oddźwięk działania i deklaracje ugrupowania, które skupiało w Polsce grupy rewolucyjnej akcji związkowej i politycznej i występowało pod nazwa Porozumienie Opozycji Robotniczej "Solidarność" (POR-S)[człon "S" narzucony przez polską redakcję "Inprekoru", podobnie jak w RPSR kuroniowskie określenie "Samorządnej Rzeczypospolitej"- BB].
W listopadzie 1986 roku czasopisma Międzynarodówki w języku francuskim i angielskim Inprekor i International Viewpoint, a następnie w lutym 1987 roku Inprekor wychodzący po polsku, powiadomiły o powstaniu Komitetu Założycielskiego Robotniczej Partii Rzeczypospolitej Samorządnej (RPRS), pragnącej stać się sekcją IV Międzynarodówki. W naszej prasie przedrukowano deklarację założycielską RPRS, która ukazała się w Zrywie, organie wspomnianej struktury.
Następnie dochodzenie, przeprowadzone przez naszą organizację międzynarodową na podstawie informacji, pochodzących od polskich działaczy rewolucyjnych, którzy uczestniczyli w działaniach POR-S i w inicjatywie RPSR, pozwoliło ustalić następujące fakty. Grupa, która występowała w roli większościowego członu POR-S i RPSR i odgrywała z tego tytułu rolę dominującą w obu strukturach, okazała się grupą łgarzy. Jej szefowie, wywodzący się ze Związku Rad Robotniczych Polskiego Ruchu Oporu (ZRP-PRO) - wydawał on na Śląsku czasopismo Wolny Robotnik - występowali o pomoc z tytułu działalności związkowej i politycznej, która była w wielkiej mierze fikcyjna. Grupa ta działała w sposób nie mający nic wspólnego z zasadami działania robotniczej organizacji politycznej.
Nasi towarzysze w Polsce, podobnie jak my sami, padli ofiarą tego oszustwa. Gdy zdali sobie z tego sprawę zimą 1986-87 roku, wycofali się z POR-S i RPRS i zerwali wszelkie związki z grupą śląską.
Również IV Międzynarodówka oświadcza, że nie utrzymuje już żadnych stosunków z tą grupą. Kontynuuje ona swoje wysiłki, aby dopomóc w utworzeniu w Polsce organizacji rewolucyjno-marksistowskiej w perspektywie rewolucji antybiurokratycznej.
Uważamy za nasz obowiązek ostrzec inne tendencje polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego, które mogłyby stać się obiektem zabiegów ze strony GRUPY ŚLĄSKIEJ. Taki jest cel niniejszego komunikatu.
Marzec 1988 r.
Zjednoczony Sekretariat IV Międzynarodówki
W Komunikacie umniejszono rolę IV Międzynarodówki. Między innymi zapomniano dodać, że pod względem finansowym i ideowo-programowym (łącznie z nazwą i zapisem o polskiej sekcji IV Międzynarodówki, "solidarnościowych" korzeniach i bazie) Robotnicza Partia Samorządnej Rzeczypospolitej animowana była wręcz ręcznie przez emisariuszy IV Międzynarodówki, którzy mówili wówczas Kowalem (szef grupy śląskiej), a zwłaszcza Tomaszem Szczepańskim, który z inicjatywy emisariuszy IV Międzynarodówki zarzucił R. Dymkowskiemu (szef TKZ RPSR) współpracę z SB. Po usunięciu R. Dymkowskiego kierownictwo RPSR spoczęło w rękach "Kowala" i Stefana Piekarczyka (emisariusz IV Międzynarodówki, w przyszłości twórca Nurtu Lewicy Rewolucyjnej).
Pojawił się jakiś klaun UPR
A moze to sam Korwin mikke kto wie?
że działa partia dla której ważne są interesy robotników. Z drugiej strony można przewidziec, że poparcie dla niej będzie, mówiąc lekko, skromne. Troche dziwi mnie bardzo ostra krytyka i współzawodnictwo tych małych, ale mających potencjał partii z SLD - zamiast budowac nową lewicę, łatwiej byłoby wspólnie zreformowac istniejącą. Walki na lewicy tylko polepszają sytuację partii prawicowych.
chłopczyku z UPR-u, może wróciłbyś do swojego kojca? Na prawica.pl czy innym korwin.com na pewno znajdziesz miłych ministrantów o równie bogatych tatusiach jak twój własny, nie wspominając już o podobnych poglądach.
Dobrze gadasz. Mowisz, ze warto dzialac razem z wiekszym partnerem? Czyli z SLD. To prawda. Masz racje duży moze wiecej! Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Dlaczego nie z PO? PO jeszcze wieksza i moze przeciez jeszcze wiecej.
że PO to partia prawicowa, a na dodatek chadecka. A SLD zgadza się, że popełniło błędy i nie zawsze zachowuje się tak jak powinna lewica, niemniej łatwiej naprawic coś niż budowac od nowa. A jeżeli te partie lewicowe starałaby się zbliżyc do PO czi PIS - u (co mam nadzieję, jest w twojej wypowiedzi raczej żartem) tylko jeszcze bardziej osłabiłyby i pogorszyły reputację polskiej lewicy.
Jest konserwatywno-liberalna, już PiS jest bardziej chadecki.
Widać że 8 lat rządów SLD nic cie nie nauczyło
Zbliżenia z SLD?! A fuj! Tak jak zbliżenie z byle prostytutą grozi kiłą, rzeczączką, HIV-em, a w konsekwencji może prowadzić do śmierci, tak przez zbliżenie z SLD można złapać wirusy karierowiczostwa, bezideowości, korupcji, co może z dużym prawdopodobieństwem skutkować politycznym niebytem. Niektóre kanapy się na to zdecydowały, bo już jedną nogą są w grobie politycznego niebytu, więc wszystko im jedno - zaszaleją ostatni raz. Bo cóż to dzisiaj jest np. taka Unia Lewicy? Kompletny polityczny trup. Albo PPS ze swoimi masochistyczno-autodestrukcyjnymi skłonnościami, których - pomimo znanych wszystkim doświadczeń - nie są w stanie wykorzenić.
"łatwiej naprawic coś niż budowac od nowa". Takim trpopem myslenia szli juz inni przed Toba. Zawsze z tym samym skutkiem. Tej partii nie da sie juz zmienic. W niej tez siedza beneficjenci obecnego systemu. Nie zgodza sie na zadne zmiany, bo ich interes jest przeciwny. PPS byla z SLD kiedys w koalicji. Wszyscy wiemy jak sie to dla PPS skonczylo. Daj spokoj z tymi bajkami. To co proponujesz tylko z pozoru ma sens, ale jest obiektywnie niemozliwe. Szansa PPP to wlasnie opozycja wobec SLD. Jakikolwiek alians z ta pseudolewica, moglby sie najwyzej skonczyc miejscem na ich liscie. I co z tego? Co to zmieni? Bedzie taki ktos robil za Wallenroda w zgnilej do szpiku kosci organizacji? Przeciez ten potwor zawsze takich wchlania Spojrz chocby na sld-owcow z roowodem opzz-towskim, zaden z nich jak juz wszedl do sejmu nigdy juz do zwiazku nie wrocil. Bryluje sobie teraz na salonach.
Moj wuj na poczatku lat 90-ych dobudowyal pietro w starym domu. Koszty byly badzo duze. I pamietam jak stwierdzil, ze duzo taniej wyszloby to pietro gdyby dom budowal od nowa.
Do tego domu tez nic sie dobudowac juz nie ma. Pod niego mozna tylko dynamit podlozyc, bo ma zgnile fundamenty :)
Getzz - jest chadecka. W Europarlamecie jest we frakcji chadeckiej. Chociaż rzeczywiście, bardziej wyraziści jako chadecy są ludzie z PIS - u.
Zdaję sobie sprawę z błędów SLD, postawy wielu jego członków itd. - nie przeczę temu. Jednakże jak narazie z lewicy tylko SLD (wiem, że często zachowują się mało lewicowo, ale jest jedyną siłą przeciwną PIS - owi i w mniejszym stopniu, ale także, PO) znajduje się w parlamencie i ma realne poparcie. Wszystkie inne partie lewicy - PPP, PPS, Nowa Lewica itd. - są partiami bardziej lewicowymi, mogącymi odbudowac potencjał lewicy w Polsce. Temu też nie przeczę. Jednakże siła tych partii jest znikoma, zanim osiągną jakiekolwiek, możliwości miną lata. A w tym czasie rosło będzie w siłę PO. Jaki ma sens opozycja tych partyjek wobec SLD? Nie osłabia go realnie, sama nie zyskuje jakoś bardzo na sile - czerpie z tego korzyści tylko prawica. Wiele zależy od naszego podejścia - karierowicze, starzy złodzieje z SLD nie będą tam wiecznie, a młodzi ludzie mogą ich zastępowac i budowac nową lewicę. Nie mówię tu o członkostwie w SLD - chodzi o to, że wielu ludzi z lewicy jest bardziej krytycznych w stosunku do SLD niż do PO - to jak strzelanie sobie w stopę. Decydując się na budowę nowej lewicy i walkę z SLD, decydujecie się że przez następne lata lewica w ogóle nie będzie miała głosu. Walki na lewicy tylko wzmacniają prawicę. A i SLD musi się zmieniac i mam nadzieję, że będzie się zmieniało, bo też widzi swoje problemy i wady, których nie brakuje i którym nie przeczę w żaden sposób. Chodzi mi tylko o to, że walcząc z SLD, jedyną realną siłą lewicy w kraju, skutecznie pomagamy PO i PiS.
A karierowiczostwo, korupcja itd - to nie zależy od partii ale od ludzi. Równie dobrze mogą się tym zarazic i popełniac błędy ludzie z PPP, PPS i innych partii - chyba zdajecie sobie z tego sprawę.
Wydawałoby się, że wszystko różni Polską Partię Pracy od Robotniczej Partii Samorządnej Rzeczypospolitej. A jednak punktów wspólnych nie brakuje. Zaprzeczycie? Co, nie ma już IV Międzynarodówki? Nie ma głównego aktora, przewodniczącego Komitetu "Solidarni z Solidarnością" w Paryżu, Zbigniewa Marcina Kowalewskiego? Nie ma Cyryla Smugi, bo zmienił ksywkę na Jan Malewski? Nie ma też "grupy śląskiej", bo Ziętek to nie "Kowal", a Związek Rad Robotniczych Polskiego Ruchu Oporu (ZRR-PRO), to nie Wolny Związek Zawodowy "Sierpień'80", a RPSR to nie PPP?
Nie takie to proste. Historia zna przypadki degeneracji organizacji podziemnych i konspiracyjnych, a nawet robotniczych, w czasie II wojny światowej niejeden oddział zmienił się w zwykłą bandę. A dodajmy do tego jeszcze wszechobecną korupcję polityczną.
Ten proces nie omijał również ruchu robotniczego. Związek Rad Robotniczych Polskiego Ruchu Oporu, podobnie jak KPN, ma tradycję przedsolidarnościową. "Kowal" znany był nie tylko bezpiece, ale również działaczom Wszechnicy Robotniczej "Solidarności" Regionu Mazowsze jeszcze z okresu Pierwszej Solidarności lat 1980-1981. Po wprowadzeniu stanu wojennego kontakt z nim utrzymywał działacz Wszechnicy Paweł Cichoński. Grupa ta w okresie stanu wojennego w stolicy ubiegała się przede wszystkim o wszelkiego rodzaju pomoc. Po wpadce pisma "Przetrwanie" przekazany im został powielacz Andrzeja Sieradzkiego. Odtąd "Kowal" i jego grupa, poza drukiem własnego "Wolnego Robotnika", robiła dodruki "Robotnika" (pisma członków Międzyzakładowego Komitetu Robotniczego "Solidarności", redagowanego przez Piotra Ikonowicza) czy "Hartowni" i "Chleba i Wolności", poza dwoma "Robotnikami" kolportowała również pisma GSR oraz odpłatnie gratisową polską, miniaturową edycję "Inprekora". Zebrane pieniądze przeznaczali oczywiście na własne potrzeby. W kontaktach z nami "Kowal" zawsze wywiązywał się ze swoich zobowiązań, choć zdarzało mu się przywieźć - zamiast 1000 egzemplarzy - 500 lub 400, ale dodruki ukazywały się regularnie. Poza tym interesowała go konkretna pomoc dla rodzin górników i członków jego grupy, chodziło zwykle tylko o paczki żywnościowe. Tym, poza ruchem socjalistycznym, głównie szwedzkimi socjalistkami, zajmowało się Duszpasterstwo Ludzi Pracy. Nasza rola ograniczała się do przekazania adresów lub poinformowania działaczy podziemniej "Solidarności" udzielających się w Duszpasterstwie Ludzi Pracy. Tu weryfikowano dane, przypadki żerowania i wyłudzania darów czy paczek były przecież nagminne. Duszpasterstwo Ludzi Pracy miało swój śląski oddział. To że "grupa śląska" szukała pomocy w Warszawie było już podejrzane. "Kowal" tłumaczył to względami politycznymi, ale nikt nie musiał w to wierzyć. Chyba, że bardzo chciał uwierzyć.
Okazja czyni złodzieja. Nie trzeba było tworzyć takich okazji. Pazerność polityczna też nie popłaca. Grupa śląska, z którą nie mieliśmy przy współpracy większych problemów, wyczuła okazję w kontaktach z emisariuszami "Czwórki", przyzwyczajonymi do rozdawania sowitych "napiwków", np. redaktorom pisma "Głośno" (samorządowy kontakt Zbigniewa M. Kowalewskiego). Nie raz pośredniczyliśmy w przekazywaniu tych bezwrotnych pożyczek, choć nas to kłuło w oczy. Wysłanie córki redaktora "Głośno" na studia aż do Argentyny czy Brazylii uznaliśmy już za jawną korupcję polityczną. A nie był to przecież odosobniony przypadek - za szczytowe osiągnięcie emisariuszy IV Międzynarodówki w połowie lat 80. należy uznać właśnie skorumpowanie grupy gliwickiej ("Wolny Robotnik"), która podobnie, jak działacze z Jastrzębia ("Głośno"), po rozłamie w Grupie Samorządności Robotniczej i naszym rozstaniu z Robertem Dymkowskim i Stefanem Piekarczykiem, weszła w skład świeżo zawiązanego PRASOWEGO Porozumienia Opozycji Robotniczej, do którego obok "Wolnego Robotnika", "Głośno", polskiej edycji "Inprekora" weszła również redakcja GSR-owskiej młodzieżówki - "Front Robotniczy" oraz nieistniejąca już wówczas "Sprawa Robotnicza" w osobie Stefana Piekarczyka. To był trzon przyszłego POLITYCZNEGO Porozumienia Opozycji Robotniczej "Solidarność" i Tymczasowego Komitetu Założycielskiego Robotniczej Partii Samorządnej Rzeczypospolitej.
Jak łatwo się domyślić, zawłaszczenie nazwy "Solidarności" przez 5 redakcji, z których tylko jedna mogła pretendować do tego miana, to ze wszechmiar dyskusyjny pomysł Kowalewskiego, który podobnie jak Piekarczyk i redakcja "Głośno" czuli się prawowitymi "solidaruchami". Takie polityczne pomysły "czwórki" i Kowalewskiego w podziemnej "Solidarności" budziły uzasadnione reakcje.
Sam pomysł stworzenia z owych grup i redakcji POLSKIEJ SEKCJI CZWARTEJ MIĘDZYNARODÓWKI był czystym awanturnictwem politycznym.
(CDN)
Naprawde to co powiadasz bylo juz wiele razy przerabiane. Jak dlugo chcialbys by ludzie ideowi ciagle wchodzili w to samo g... wmawiajac sobie, ze to sie da wyczyscic, czy popryskac perfumami? A potem przychodza Miller, Belka, Rossati i inni socjalzdrajcy. Co sie uczepiles tych mlodych? Olejniczak jest mlody i kanalia z niego taka sama jak z tych starych. Dlaczego? Bo SLD to od dawna partia interesu bez zadnej idei. Dlatego w przyszlosci zastapia starych (bo ci w koncu wyzdychaja) tacy sami mlodzi, ktorych tylko kapucha i wladza obchodzi, bo wiedzac czym jest SLD wlasnie po to do niego przyszli - zeby sie nachapac. Tam nie ma miejsca dla ludzi ideowych, tylko dla karierowiczow. Niemozliwe jest by jedni i drudzy funkcjonowali rownoczesnie.
Kazde glosowanie z mysla o mniejszym zle jest zlem samym w sobie. Bo, po pierwsze nie wiadomo co jest tym mniejszym zlem, a po drugie oddala nas od jakichkolwiek zmian i zaistnienia w parlamencie lewicy ideowej.
Jak jest roznica w moich oczach miedzy PO a SLD? PO to bandyta i zlodziej z samej nazwy, ktory przedstawia swoj program i mowi w nim wprost - bede kradl! SLD-owiec, powie ze bedzie dzialal na korzysc ludzi pracy, bo jest lewica, a tak samo bedzie kradl? Kto jest gorszy? Wg mnie SLD-owiec, bo choc tyle samo ukradnie i tyle samo zniszczy, sprywatyzuje, to dodatkowo kompromituje idee lewicy i zniecheca innych do socjalizmu.
To przeciez nie kto inny jak SLD rzadami Belki, Millera, popchnal lewicowy elektorat do glosowania na PiS. Nic PiS-owi tak nie pomoglo jak polityka tej czerwonej burzuazji. A Ty mowisz, ze z nimi walcza? :) Bez jaj. Oni walcza, owszem ale przeciw ludziom pracy.
Mowisz o jakims wzmacnianiu PO; jedynej "sile", ktora przeciwstawia sie PiS? A co nas obchodzi czy rzadi PIS, PO czy SLD? Zadne mniejsze zlo mnie nie interesuje, bo go nawet nie ma. I powiem szczerze, ze wolalem jak rzadzil PiS niz SLD. Mniej przynajmniej prywatyzowal.
Otoz na koniec powiem ci tak. Dolaczenie do SLD to decyzja wymagajaca rezygnacji z wlasnej lewicowosci i to tak raz na zawsze. Takie zdrady sa przytczyna tego, ze dotychczas nie powstala powazna sila na lewo od tych zdrajcow. A zreszta tylko na lewo mogloby cos od nich powstac, bo na prawo jest juz tylko sciana, o miejsce przy ktorej przepychaja sie z PO. Robil to juz PPS, Racja, robil OPZZ, teraz robi ROG i jego tzw. Kongres Porozumienia Lewicy. I co z tego? Jak zwykle nic. Przeciwstawiaja sie PO i PiS? A po jaki ch...? Przeciez tylko po to zeby ich zastapic i smemu nazrec sie przy prywatyzacji sluzby zdrowia, kolei itd. Zglodnieli, bo od 2005 roku ich menu zubozalo.
Warunkiem powstania prawdziwej lewicowej sily jest smierc tego zgnilego, konformistycznego ugrupowania. Niech nawet PO czy PiS wygra nastepne wybory ( a i tak wygra), byleby SLD jesli nie weszlo do sejmu ( a tego im szczerze zycze i to moze sie ziscic). Dla ludzi pracy nie ma to zadnego znaczenia. Nie liczylbym na to, ze SLD bedzie mniej krasc, bo oni juz rzadzili i wiemy co robia jak sa u zloba. Jak oni nie wejda, wtedy w nastepnym parlamencie prawdziwa lewica na pewno sie pojawi. A SLD, gdy raz wypadnie z mainstreamu to juz do niego nigdy nie wroci, bo z czym? Z haslem szybszej prywatyzacji? :) To wymaga dlugiego marszu i jestesmy na niego gotowi. Kazde pojscie na skroty tylko oddali nas od celu, jakim jest calkowita przemiana spoleczna.
To co proponujesz, to naprawde zgoda na rezygnacje z lewicowosci i kapitulacja przed ultraliberalnym SLD.
Jak to zrozumiesz to zrozumiesz dlaczego ludzie ideowi obchodza ich jak krowia kupe na polu.
"A karierowiczostwo, korupcja itd - to nie zależy od partii ale od ludzi. Równie dobrze mogą się tym zarazic i popełniac błędy ludzie z PPP, PPS i innych partii - chyba zdajecie sobie z tego sprawę." To prawda. Nikt tego nie zapewni, ale u nas zdrajcow bedziemy stawiac pod murem, bez zadnej litosci.
a teraz wracam gotowac bigos :)
Rozłam w Grupie Samorządności Robotniczej miał bezpośredni wpływ na kolportaż "Inprekora". Konflikt w kierownictwie GSR na linii Robert Dymkowski – Ewa Balcerek i Zbigniew Partyka (pod nieobecność urlopowanego Włodka Bratkowskiego) po pojawieniu się kontrowersji wobec zapowiedzianego ukraińskiego numeru "Inprekora" i przyśpieszonym powrocie W.B. z urlopu przeistoczył się wkrótce w rozłam o charakterze programowym. Kością niezgody była m.in. rozbieżność zdań w sprawie tzw. kapliczek i Ukraińskiej Armii Powstańczej i żądanie opublikowania w 17 ("ukraińskim") numerze "Inprekora" polemiki, na co nie zgadzali się emisariusze "czwórki" i wysłannicy redakcji "Inprekora", którzy nie znaleźli podstaw do ugody ze... "stalinowcami".
Po rozłamie, na okładce "Inprekora" ukazała się cena w złotówkach (75 zł). W nowych okolicznościach proceder pobierania opłat za kolportaż pisma na Śląsku i w kraju został zatem zalegalizowany i uświęcony. Oczywiście, nikt nie rozliczał tych kwot, skoro decyzją tą "czwórka" chciała tylko mocniej związać ze sobą grupę śląską. Reszta struktury kolportażowej w wyniku rozłamu pozostała poza POR-S. Odtąd pieniądze, i to całkiem duże, jak na polskie warunki, grały pierwszoplanową rolę w budowie polskiej sekcji Czwartej Międzynarodówki.
Pierwszy szef Tymczasowego Komitetu Założycielskiego Robotniczej Partii Samorządnej Rzeczypospolitej, Robert Dymkowski, po tym jak podczas wizyty w Paryżu na zaproszenie redakcji "Inprekora" i IV Międzynarodówki zdecydował się na równoległy kontakt z bułgarsko-francuską anarchistyczną grupą "Iztok", był już skazany na pożarcie jako domniemany agent SB. W nowym, "reprezentatywnym Komitecie Założycielskim" kierownictwo przypadło w udziale "Kowalowi" i Piekarczykowi. Ten ostatni, jako sybaryta i "człowiek wielkiej wiary", pozwolił sobie na rozdysponowanie zgromadzonych środków, przekazując gros grupie śląskiej, która odtąd nie myślała już o wywiązywaniu się z nierealnych politycznych zobowiązań. Numer 24 polskiej miniaturowej edycji "Inprekora" przytoczonym już KOMUNIKATEM ostatecznie zamknął historię Robotniczej Partii Samorządnej Rzeczypospolitej, pierwszej polskiej sekcji IV Międzynarodówki (jak również, jak się wkrótce okazało, polskiej edycji "Inprekora"). Drugą polską sekcją Czwartej Międzynarodówki był Nurt Lewicy Rewolucyjnej. Trzecią, do trzech razy sztuka, ma być Polska Partia Pracy. W nowych okolicznościach sprawa wymaga kompleksowego naświetlenia. Istotna jest bowiem zarówno zbieżność programowa i koncepcyjna, jak i rzucające się w oczy różnice, które w konkretnych historycznych warunkach są nie bez znaczenia.
BB - wy uwielbiacie babrać się w historii, bo na nic innego was nie stać. Szkoda, bo doceniłem kiedyś wasze teksty, a wy wyciągacie rzeczy abstrahując od kontekstu - i od tego, że po raz pierwszy po 1989 r. lewica socjalistyczna ma szansę coś zdziałać.
PPP jest partią długodystansową jak zauwazył któryś z forumowiczów. Na pewno popełnia mnóstwo błędów, ale nikt nie ma patentu na bezbłędność - nawet BB:)
Pozdrawiam z Rebel Baru :)
to co napisałeś jest jak najbardziej słuszne. Tylko teraz skąd wiadomo, że ludzie z pomniejszych partii są bardziej ideowi, uczciwsi, mówiąc krótko, lepsi? W słowach, obietnicach, deklaracjach wszyscy są wspaniali - to chyba oczywiste. Te partie nie rządziły, nie miały możliwości pokazania, co chcą zrobic (z drugiej strony to jest też argument za tym, żeby weszły do parlamentu, wyprzedzając twoje pytanie - jak najbardziej racja). Władza uderza do głowy i kto już się załapie, zadziwiająco często zapomina o wyborcach i obietnicach, których składał. Nie oskarżam tu o nic ani nie mam jakiś zastrzeżeń do tychże partii - mówię tylko o czymś, co w polityce, niestety, jest naturalne. Zawierzamy jakieś partii, podoba nam się to co mówi, ma ideały - ale gdy ma już władzę, często sprawa wygląda inaczej. Nie przesądzam oczywiście i nie wydaję krzywdzących sądów, ale co do ideowości ludzi z tych partii chyba nie można byc tak całkowicie przekonanym. W końcu na tym polega też polityka i działalnośc partii, żeby dostac się do parlamentu, za wszelką cenę.
Z drugiej strony mam nadzieję, że lewica naprawdę zaproponuje ciekawy, skuteczny program, szczególnie jeżeli chodzi o prawa pracowników - jest to dla mnie ważne, bo mieszkam w Szczecinie i tu problem istnieje - szczególnie jeżeli chodzi o głośny medialnie problem Stoczni, ale nie tylko. Nie chciałbym, żeby ci ludzie, często popierający lewicę, zostali znowu wykorzystani i oszukani.
No, ale mam nadzieję, że to tylko moje obawy i pewne uprzedzenia i rzeczywiście znajdą się ludzie warci zagłosowania. Niemniej ostrożnie podchodziłbym do twojego zdanie, że SLD może wyleciec z parlamentu - ostatnie sondaże wskazują coś przeciwnego.
Z drugiej strony ciekawi mnie skąd w takim razie poparcie dla SLD, które w porównaniu do innych partii na lewicy wciąż jest znaczące?
Rozumiem Twoje watpliwosci. Sam jestem w wielu momentach sceptyczny i wcale tego nie ukrywam. Oczywiscie moge sobie napisac, ze zdrajcow bedziemy stawiac pod murem, choc mam swiadomosc, ze to tylko figura retoryczna.
Uwazam, że partia, ktora ma dac nowa nadzieje i przyciagnac wyborcow, musi byc niemal pod kazdym wzgledem inna od tego na czym juz sie ludzie poznali i czym sa zmeczeni, a z tego powodu na wybory przestaja chodzic. Musimy stworzyc nowa jakosc. Tego czy ktos zdradzi lub nie, nie zapewni jego - bo on slowo honoru ze jestem inny? Musza zaczac dzialac wewnetrzne mechanizmy demokratyczne, ktore takie czarne owce beda wyrzucac poza nawias. Taka partia powinna miec zupelnie inny styl i jakosc. Byc wsrod ludzi na codzien. Nie musi wystawiac w wyborach na 10 miejsc do obsadzenia 10 ludzi, ale 3-4 wartosciowych, bo to oczywiste, ze przy duzej ilosci kandydatow, wielu z nich jest z przypadku. Robic takie rzeczy, ktore ludzie docenia. Dzialac w ten sposob, jakby sie chcialo by wlasne dzialanie stalo sie powszechnym politycznym prawem... ze tak sobie Kanta strawestuje :)
Ludzie to zauwaza, wczesniej czy pozniej i tez zapragna by taki styl zaczal obowiazywac w polityce. Na pewno zas nie wolno robic tego co robia inni, ktorzy biegaja po listach - raz na lewo, raz na prawo, w zaleznosci od tego, ktora lista daje lepsza szanse. Gdzie tu miejsce na jakakolwiek ideowosc czy program? Kogo taki oportunista moze reprezentowac wiarygodnie? Jaka grupe spoleczna? Nasz stosunek do SLD jest przemyslany i wynika z doswiadczen i obserwacji. Konsekwentnie, choc rozne ABCD nam tu wieszczyly ze i tak pojdziemy jak inni w objecia SLD (dawno juz na ten temat zamilkli), budujemy ta spoleczna lewice. Konsekwentnie tez staramy sie byc reprezentantem klasy robotniczej. Nie mowimy, że mamy dla pana boga swieczke i dla diabla zegarek :). Bo tak sie nie da. To zawsze jest klamstwo. Nie bedziemy partia wszystkich Polakow. Przeciez nikt nie jest. Nie powiemy - by zylo sie lepiej wszystkim. Przeciez wiadomo, ze jesli ludziom pracy ma sie zyc lepiej to pogorszy sie zycie tych ktorzy ich w tej chwili okradaja. Problem w tym ze wszyscy inni reprezentuja jedynie interesy najbogatgszych, a my chcemy reprezentowac intyeresy ludzi pracy.
Mam rozne watpliwosci itd., ale dokonalem jakiegos wyboru. Jestem w lewicowej partii, ktora caly czas sie buduje i wierze, ze tacy jak ja maja wplyw na to czym ta partia bedzie w przyszlosci.
Moglbym Ci powiedziec, ze my nigdy nie zdradzimy i masz to jak w banku... ale w dzisiejszych czasach bank to zadna gwarancja. Jesli jestes czlowiekiem lewicowym, ideowym, to przylacz sie do nas i buduj ta partie razem z nami.
Mozesz tez pozostac takim malkontentem jak np. BB:). Albo oddac glos na SLD i miec pewnosc, ze sie nic nie zmieni.
"Tylko teraz skąd wiadomo, że ludzie z pomniejszych partii są bardziej ideowi, uczciwsi, mówiąc krótko, lepsi?"
SLD to partia, ktora ma majatek, dotacje z budzetu, a jej ludzie to ludzie biznesu. Samo ZSMP ma nadal na wlasnosc jakies kamienice, osrodki wypoczykmowe itd.
My nie mamy majatku. u nas pracuje sie spolecznie, tak jak i pisze sie w naszej gazecie. Czy jestesmy lepsi, uczciwsi? Trudno sie tak samemu oceniac. Ale sam sobie na to pytanie odpowiedz, po co coklwiek robimy, nic z tego nie majac, a nie rzadko dokladajac do tego nasze nedzne grosze?
No zapewne po trosze jestesmy wariatami :)
przyznam, że bardzo spodobało mi się to co napisałeś. W momencie gdy partia nie jest przy władzy lub chociażby w parlamencie, budowac się może tylko na ludziach, którym zależy na zmianie istniejącego stanu rzeczy. Jest to szczególnie potrzebne, bo rzeczywiście problemy robotników, w odróżnieniu od problemów chociażby rolników, nabierają na silę. Podałem wcześniej przykład szczecińskiej Stoczni - to szczyt góry lodowej. Upadły wszystkie większe zakłady pracy w moim mieście, teraz jeszcze kryzys, który pogłębia problemy w skali ogólnopolskiej - dobrze byłoby gdyby takie partie wzmacniały się, tego nie ukrywam i żywię skryte nadzieje. Mam też nadzieję, żę ideały i chęc zmian nie prysną wraz ze wzrostem siły czy uzyskaniem miejsc w parlamencie. Ja osobiście uważam sie za człowieka lewicy, niemniej nie wiem w jakiej partii chciałbym działac więc na razie pozostanę obserwatorem, gdyż nie lubię podejmowac decyzji, gdy w pełni przekonany nie jestem. Podoba mi się jednak twoje podejście - nie ma w nim tej dwulicowości i obietnic "drugiej Irlandii" (teraz zresztą już nieaktualnych:)), charakteryzujących na co dzień polską politykę.
Naszła mnie teraz taka myśl, że jeżeli SLD ostatecznie odpadnie z wybiegu, może to nie zmienic radykalnie sytuacji - żebym nie był złym prorokiem - mnogośc ugrupowań lewicowych i brak dominacji konkretnego z nich może spowodowac, że ciężko będzie budowac nową lewicę. Mam nadzieję, że nie będzie jednak takich problemów:)
Pozdrawiam serdecznie
Ależ, Darku, tu nie chodzi ani o "Sierpień'80", ani nawet o Polską Partię Pracy, lecz o projekt polityczny IV Międzynarodówki, czyli o kolejną, trzecią już próbę powołania polskiej sekcji tej międzynarodowej tendencji, tym razem na bazie WZZ "Sierpień'80" i Polskiej Partii Pracy. Na to, wbrew temu co twierdzisz, nie macie tyle czasu.
Nam trudno zamącić w głowach: skoro żadna z 10 partii lewicowych na lewo od Partii Socjalistycznej we Francji, poza pomysłodawcą - LCR, nie włączyła się w budowę Nowej Partii Antykapitalistycznej, to nie ma żadnych wątpliwości, że faktycznie pozostaje ona nieformalnym członkiem IV Międzynarodówki. Byli działacze LCR, mimo samorozwiązania LCR, należą przecież nie tylko mentalnie do IV Międzynarodówki, ale i sama mentalność i tradycja odgrywają tu istotną rolę nawet w twoim przypadku. Powiązanie właśnie na arenie międzynarodowej PPP z NPA i za nią stojącą IV Międzynarodówką w ostatecznym rachunku, mimo deklarowanych wyższych, nierealistycznych celów, w praktyce jest tylko kolejną próbą budowy polskiej sekcji tej międzynarodowej tendencji, tym razem zakamuflowaną. Elastyczność i rozpływowość IV Międzynarodówki nie może jednak przysłonić uprawianej przez was polityki faktów dokonanych, czyli ODGÓRNEJ próby wpisania PPP i "Sierpnia'80" w europejskie inicjatywy i struktury IV Międzynarodówki. Nie czekacie przecież nawet na zapowiadany w tym roku Kongres PPP. Więcej, próbujecie w oparciu o Ziętka postawić Kongres przed faktem dokonanym. Nie uczycie się zatem nawet na własnych błędach, zbyt wielka jest pokusa i zbyt wielkie pokładacie w tym nadzieje, by zgodzić się na demokratyczne procedury. Przy pomocy faktów dokonanych próbujecie już z góry dokonać swoistej selekcji delegatów. Wierzycie w jakąś determinację czy zakładacie, że krytycy i malkontenci wycofają się w przedbiegach i nie zdołają nawet utworzyć opozycyjnej frakcji, bo z góry to zostanie uznane za działalność rozłamową. Od tego jest Podwójny Przewodniczący. Dziś wydaje się, że to tylko figurant, jutro... może być futro.
BB. Wypada podziękować za ciekawe materiały, warto je uważnie przeczytać.
"Mam też nadzieję, że ideały i chęc zmian nie prysną wraz ze wzrostem siły czy uzyskaniem miejsc w parlamencie."
No wlasnie w tym zasadza sie moj sceptycyzm i troska. Staram sie nie opierac niczego na wierze, ale scislych regulach, ktore trzeba wypracowac tak by dzialaly. Do tego jest potrzebna partia z silna baza czlonkowska. Bo jesli w innych partiach jest wszystko postawione na glowie. Tzn. nie jest tak, ze to partie maja swoich poslow, ale dokladnie na odwrot, to poslowie maja swoje partie. Bo to oni sa bogami i moga wszystko. to przeciez to jest chore. Taka lajza nie musi sie z nikim liczyc przez 4 lata kadencji. Zdrowa sytuacja jest wtedy gdy to silna partia ma poslow, ktorzy sa przed nia odpowiedzialni. W takich warunkach posel, ktoremu "chec zmian prysnie" powinien byc zdmuchniety ze sceny jak suchy liść, przez tych co go do tego parlamentu wypchneli a on ich zdradzil. Do takiej sytuacji trzeba dazyc i mam nadzieje, ze zanim mozliwosc zasiadniecia kogos od nas w lawie poselskiej realnie sie pojawi, zbudujemy juz taka partie, na ksztalt silnego spolecznego ruchu.
Pozdrawiam
Polska Partia Pracy wraz z przewodniczącym Ziętkiem to jedyna autentycznie lewicowa siła o orientacji prorobotniczej w tym kraju.
Jeżeli jesteście innego zdania to wasz problem.
Jestem gorącym zwolennikiem Ziętka i pomimo jego wodzowskich ciągotek popieram w pełni to co ten człowiek robi.
Jetem pewien , że w przyszłości ewolucja PPP dobiegnie końca i będę dumny z tego , że linia programowa tej partii jest bliska mojemu sercu.
Na dzień dzisiejszy to proponuje wziąsć się ostro do roboty, bo eurowybory już tuż,tuż.
Pozdrawiam wszystkich piszących na LEWICA.PL (nawet ABCD, DURANGO i nowego pajaca UPR).
masz i troche racji trochę nie...
Narzucenie od gróy da moze polskim trockistą jakąś tam bazę, ale do egzystencji międzynarodowej i tylko do tego. ideologia trockiszmu nei znajdzie szerszego poparcia ani w społeczeńśtwie, aniw szeregach związkowych. Zresztą dokalnie o tym wiedzą i nie wysilają się nad pracą polityczną w szeregach związkowych... Stworzenie więc sekcji w Polsce to będzie fakt medialno legendarny... Kilka osób będzie sobie tam funkcjonować w ten sposb w swoich kręgach miedzynarodowych i budować osobisytą pozycję przez jakiś czas.
Zresztą zdolności organizacyjne polskiego trockizmu są bliskie zeru. Pracę musza wykonywac związkowcy lub "odszczepieńcy" jak ja...
Sama idea kamufloania się trockistów w ró.znych organizacjach to stara ich metoda o co mam największe pretensję do tego ruchu. Niech nazwą się wprost trockistami lub partią trockistoską i niech wtedy próbują...
Nie wybiegacie w przyszlosc za bardzo? Dzialamy na wielu frontach. Rozmawiamy z EPL i rozmawiamy z NPA. Jedziemy do EPL na ich zaproszenie. Na nasze zaproszenie przyjezdza do Polski Besancenot. I mnie to cieszy. Na pewno bedzie to swietny punkt w naszej kampanii wyborczej. Polityke prowadzimy na wielu plaszczyznach.
A ze tam do NPA nie wstapily inne partie? Wcale mnie to nie dziwi. Maja pewnie takie same problemy jakie my znamy u nas. Ambicje, interesy, jakis moze tamtejszy Politt z PSE? itd.
Sekcja IV? Watpie by nasz Kongres podjal taka decyzje, choc jestem za wspolpraca z NPA. Nie martwicie sie. Gdyby taka decyzja miala zapasc, to na pewno bedzie decyzja kongresu. Choc jeszcze raz powtarzam - watpie. Poza tym, te porownania do lat 80-tych, i owczesnych partyjek... sa nie na miejscu. Zupelnie nieadekwatne. A juz demonizacja IV, ktora pociaga za sznurki Zietka to naprawde zalosne. Naprawde niewiele o nas wiecie i caly czas tylko sobie gdybacie. Tworzycie normalna wirtualna rzeczywistosc. PPP nie jest jakas delegatura zagranicznej organizacji i nigdy nie byla. Takie rzeczy mozecie opowiadac o polskich grupkach trockistowskich, zaleznych od swoich central. Nas to naprawde nie dotyczy.
I czego was nauczyła historia...w Attacu?
Czy przypadkiem niczego, biorąc pod uwagę jak teraz bardzo staracie się zadbać o względy środowiska Krytyki Politycznej.
I tu cię, Piotrze, chyba rozczarujemy. Twoje podziękowania są przedwczesne. To dopiero początek. Obiecujemy analizy porównawcze. Jest w tym tylko jeden szkopuł - w przeciwieństwie do służb rozpracowujących ruch trockistowski, a postępowanie w tej kwestii mimo transformacji ustrojowej nie zostało zamknięte od czasu stanu wojennego, krytykujemy IV Międzynarodówkę i jej projekt polityczny z odmiennych pozycji. Zależy nam nie tyle na destrukcji, co przede wszystkim na odbudowie rewolucyjnego ruchu robotniczego i odgruzowaniu marksizmu. Pozycje Stowarzyszenia ATTAC - Polska wydają się w tej kwestii, delikatnie mówiąc, mocno ambiwaletne.
A zatem nie interesuje nas tak naprawdę zniszczenie ruchu trockistowskiego, jedynie osłabienie jego aktualnych pozycji w "Sierpniu'80" i PPP. Chcemy jednak coś dać w zamian - "ciężko okupione pozycje ideologiczne" rewolucyjnego ruchu robotniczego, te nieomal już przysłowiowe "kapliczki", które do dziś wypomina nam Kowalewski.
Nie sądzę, że przedwczesne. Warto poznawać nieznane karty historii, a te akurat były dla mnie nieznane. Układają się w ładną całość wraz z innymi wydarzeniami.
Attac z tą sprawą nie ma nic wspólnego, nie ma co go mieszać do tego, chyba, że weźmiemy pod uwagę metody służące niektórym środowiskom do prób jego przejęcia i niszczenia, gdy takie przejęcia się nie udają. Ale to podobieństwo "systemowe", większość niezależnych grup w Polsce, właśnie od czasu stanu wojennego, jest tak samo "traktowana".
Co do "odgruzowaniu marksizmu", sytuacja jest tak tragiczna, że trzeba dużo sił i zapału do takiego działania. Czego życzę.
To Wy nas chyba nie rozumiecie, przecież piszemy wprost, że "dziś Podwójny Przewodniczący WYDAJE SIĘ figurantem, a jutro będzie futro", oczywiscie dla trockistów. Przecież Ziętek, podobnie jak "Kowal" ma swój rozum i swoją bazę (grupę, związek, partię itp.), a im pozostaje w końcu tylko obnoszenie się z futrem.
Co do reszty, Kubo, zgadzamy się z Tobą w 100 procentach.
Jarku, tym razem nie załapałeś. Widocznie jesteś przemęczony, więc nie będziemy Cię dalej męczyć.
Pewnie, Piotrze, masz rację. Choć nie jesteśmy sympatykami współczesnej socjaldemokracji pod żadną postacią, a zatem również pod szyldem ATTAC, to jednak na własne oczy widzieliśmy niesmaczne przepychanki wokół tego Stowarzyszenia, które w mniemaniu posttrockistów miało zastąpić w 2002 r. Front Lewicy. Takie stanowisko reprezentowała wówczas Pracownicza Demokracja i Nurt Lewicy Rewolucyjnej. Kowalewski miał już wtedy na pieńku z ówczesnym kierownictwem ATTAC-Polska. To on właśnie, "Robotnik Śląski" i Ofensywa Antykapitalistyczna braci Nowickich byli gorącymi orędownikami Frontu Lewicy, obok Marka Gańskiego i Małgorzaty Ostrowskiej z Czerwonego Salonu. Gdy również ta inicjatywa załamała się, Dariusze Ciepiela i Zalega zaangażowali się ponownie w ATTAC, gdzie Kowalewski miał drogę zamkniętą. Te wieczne przepychanki mogły każdego zrazić.
Nam chodzi jednak o coś więcej. Naszym zdaniem, Stowarzyszenie ATTAC, podobnie jak cały ruch No Global, nie stanowi punktu wyjścia do odbudowy rewolucyjnego ruchu robotniczego czy odgruzowywania marksizmu, wręcz przeciwnie.
Co zaś się tyczy PPP i towarzyszących tej partii działań posttrockistów, to smaczki wyjdą dopiero przy zapowiadanej przez nas analizie porównawczej "Programu walki bieżącej Porozumienia Opozycji Robotniczej", deklaracji ideowo-politycznej Tymczasowego Komitetu Założycielskiego Rzeczypospolitej Samorządnej pt. "W walce o niepodległą, samorządną Rzeczpospolitą Polski", z jednej strony, a programami "Samorządnej Rzeczpospolitej" Pierwszej "Solidarności" i klubów Jacka Kuronia, z drugiej, na tle tego, co reprezentuje obecnie XV Kongres IV Międzynarodówki, a zwłaszcza NPA, i jak to się ma do "drogo okupionych pozycji ideologicznych" rewolucyjnego ruchu robotniczego i ortodoksyjnego (czy jak kto woli rewolucyjnego) marksizmu.
a ktoś wie, kiedy będzie ten kongres ppp? czytam sobie tą waszą polemikę i mam wrażenie, że wszyscy macie rację...
Do niedawna ATTAC współpracował z każdym kto wydawał się być najmocniejszy z ugrupowań tzw. lewicy sytuującej się na lewo od SLD i miał ludzi (głównie chodziło tu o młode osoby) jakim można było delikatnie mówiąc, wręczyć legitymacje członkowskie Stowarzyszenia ATTAC Polska.
ATTAC współpracowało już z PPS-em (tutaj piszący niejaki Piotr K. przecież brał udział w "obozach integracyjnych" organizowanych przez młodzieżówkę tej partii), potem z PPP (ten sam pk brał udział w wyjazdach na demonstracje, organizowanych przez ludzi kojarzonych z tą partią, nagle teraz uzmysławiając sobie z jakiego korzenia ta partia wyrasta) aktualnie próbuje otworzyć korytarze do współpracy kolejno z Fundacją im. Róży Luksemburg, rozłamowcami z SMS-u, czy Krytyką Polityczną, uczestnicząc w konferencjach, spotkaniach aranżowanych przez wymienione grupy i środowiska.
Większość działaczy ATTAC-u niegdyś związanych z PPS-em nie ukrywa że widzi w PPP, formację zbyt "radykalną", sprzymierzoną z trockistami co wydaje się być kompletną bzdurą biorąc pod uwagę programowe dążenia tej formacji jak i rolę jaką w niej odgrywają umowni trockiści.
To samo oni widzieli w dawnej Organizacji Młodzieżowej PPS, razem z umiarkowaną częścią PPS-u, zarzucając członkom i członkiniom młodzieżówki zbytni radykalizm i skrajność mający przejawiać się w traktowaniu Marksa, Dzierżyńskiego czy Trockiego za głównych patronów młodzieżówki i neutralność, nieprzejednanie czy wręcz wrogość w ocenie m.in. Andrzeja Gwiazdy (skądinąd kiedyś (nie wiem czy aktualnie również nim jest) uczestnika ATTAC-u).
Wtedy już na szczeblu młodzieżówki, zaczęły pojawiać się może nie wprost wypowiadane ale jednak próby dopasowywania przyszłych członków partii czy młodzieżówki do pewnego porządku organizacyjnego, na zasadzie iż lepiej się wycofaj z głoszenia "ekstremalnych" poglądów ponieważ gdy tak nie postąpisz, będziesz nam niepotrzebny a jedynie jako zawadiaka pragnący rozrób od wewnątrz (tzn. dyskusji ideowych) możesz ściągnąć na nas zainteresowanie służb i sam stać się wtyką w ich rękach.
Zresztą ten zwyczaj przyporządkowania ma się do dziś dobrze w wielu organizacjach.
Trzeba przypomnieć że w ATTAC-u, pilnują aby nie zostać przypadkiem posądzonym przez aparat państwowy czy "niezależne media" oto że noszą jakieś "bolszewickie znamię" a myślenie skrajnie lewicowe traktują co najwyżej z pobłażaniem i ukrywaną ironią.
Dla nich już sama podjęcie współpracy z organizacją określającą się jako antykapitalistyczna czy kiedyś trockistowska, rewolucyjna, komunistyczna, jest równoznaczne z graniem w drużynie z "prawdziwymi bolszewikami" czy "komunistami-wywrotowcami" pragnącymi działać na szkodę państwa kapitalistycznego, w tym wypadku polskiego.
Przecież nie chodzi tutaj o wywołanie rewolucji ani o budowę czy właściwiej rzecz ujmując odnowienie rewolucyjnej partii robotniczej w oparciu o rewolucyjne tradycje wywodzące się z SDKPiL, lewicy PPS, w końcu KPP i jednoznaczne odwołanie się do szyldu i symboliki.
Rzeczywiście takie pretensje do nazwy PPS jak i jej symboli, wykazują dziś różne grupy, mniej lub bardziej reformistycznego czy antykomunistycznego typu, dodatkowo niektóre opatrzone nacjonalistycznymi upodobaniami.
skrajnej lewicy, które zostały opisane tu trafnie przez BB, wynikają stąd, że ta formacja nie ma i nie znajdzie żadnej bazy społecznej.
musi ona przeprowadzac entrystowskie desanty na egzotyczne w stosunku do jej poglądów struktury polityczne czy fundacyjne, skąd prędzej czy później zostaje usunięta, bo wiele chce, a nic nie daje.
Będzie wówczas można zaczać budowę prawdziwej polskiej lewicy, której w tym kraju nie było od 1939 r.
Ot co. I to chyba najlepsze życzenia świąteczne jakie sobie możemy wszyscy złożyć ;)
Życzenia również.Prawdziwa POLSKA LEWICA już została poczęta przez prawdziwego mężczyzne który nigdy nie kończy.(*_*)SLD rosnąc w siłe,również tak szybko na żadnym śmietniku nie wyląduje,a już napewno nie wyląduje na śmietniku historii.A Tobie Kubusiu w te święta życze jaj twardych jak u prawdziwego mężczyzny,które tak łatwo nie pękają.(*_*)
Miller, który najpierw rozłożył SLD na łopatki ogłasza, że buduje prawdziwą lewicę. To nawet nie jest śmieszne, tylko żałosne. Człowiek, który biskupom wchodził aż po okrężnicę, teraz stał się antyklerykałem i bełkocze coś o tym, że gdyby nie całował biskupów w tyłek to nie weszlibyśmy do UE.
Pamiętaj Frychu - nigdy nie wierz zbyt mocno w siłę blotek, do tego zgranych :)
Po rozłamie w Grupie Samorządności Robotniczej (1984 r.) sprawy nabierają tempa. GSR przechodzi natychmiast do historii, a w zasadzie do lamusa historii. Nikt o GSR już nawet nie wspomina, przynajmniej na łamach polskiej edycji "Inprekora". I nie ma się co dziwić. Rozłam nie został tam nawet odnotowany. Kto by głowę zawracał sobie naiwnymi "stalinowcami"? Ewa Balcerek, Zbigniew Partyka i Włodek Bratkowski zwrócili przecież całą kasę GSR, gdy "Eder" (Robert Dymkowski) zażądał zwrotu składek jego osobistej młodzieżówki. Bez kasy i kontaktów zagranicznych, GSR, według trockistów, nie miał już racji bytu. Ci zaś, co w wyniku rozłamu wzięli "wszystko", o GSR zapomnieli natychmiast. Fakt, odtąd o tzw. komunistycznych kapliczkach GSR nie było już mowy.
Gdy bierze się pod uwagę wpadkę drukarni i stąd wymuszony urlop Bratkowskiego, sprawy z ówczesnej perspektywy mogły się wydawać rzeczywiście definitywnie rozstrzygnięte.
IV Międzynarodówka miała wreszcie wolną drogę na tym odcinku pracy politycznej. Ale co to za wolność, skoro Zbigniew Marcin Kowalewski już nie był przewodniczącym komitetu paryskiego "Solidarności z 'Solidarnością", z którego usunięty został jeszcze w roku 1982 (patrz: dossier w tej sprawie w 7 numerze "Inprekora"). To nie ten rozmach i nie ten wymiar wolności. Ale w końcu i tym trzeba się zadowolić, gdy wszystko inne, poza kontaktem z Józefem Piniorem, okazało się ulotne.
KTO TAK PIĘKNIE GRA?
20 numer "Inprekora" z jesieni 1985 r. przynosi oczekiwane "rewolucyjne" wieści z kraju, ma się rozumieć poprzedzone "Testamentem Polski Walczącej (1945)", który w ustach trockistów brzmi nadwyraz przekonująco i równie aktualnie, jak składające się nań postulaty:
1. Opuszczenia terytorium Polski przez wojska sowieckie oraz przez rosyjską policję polityczną.
2. Zaprzestanie prześladowań politycznych, którego dowodem będzie:
a) zwolnienie skazanych i uwięzionych w procesie moskiewskim,
b) amnestia dla więźniów politycznych oraz wszystkich żołnierzy AK i tzw. "oddziałów leśnych",
c) powrót Polaków wywiezionych w głąb Rosji i likwidacja obozów koncentracyjnych, przypominających smutnej pamięci metody totalizmu hitlerowskiego,
d) zniesienie systemu policyjnego znajdującego wyraz w istnieniu tzw. Ministerstwa Bezpieczeństwa.
3. Zjednoczenie i uniezależnienie Armii Polskiej przez:
a) spolszczenie korpusu oficerskiego w armii gen Roli-Żymierskiego,
b) honorowy powrót z bronią wojsk polskich z zagranicy,
c) połączenie w jedną całość i na równych prawach armii z zagranicy oraz byłej Armii Krajowej z armią gen. Żymierskiego.
4. Zaprzestanie dewastacji gospodarczej kraju przez władze okupacyjne.
5. Dopuszczenie wszystkich polskich stronnictw demokratycznych do udziału w wyborach pięcioprzymiotnikowych.
6. Zapewnienie niezależności polskiej polityki zagranicznej.
7. Stworzenie pełnego samorządu terytorialnego, społeczno-gospodarczego i kulturalno-oświatowego.
8. Uspołecznienie własności wielkokapitalistycznej i zorganizowanie sprawiedliwego podziału dochodu społecznego.
9. Zapewnienie masom pracującym współkierownictwa i kontroli nad całą gospodarką narodową oraz warunków materialnych, zabezpieczających byt rodzinie i osobisty rozwój kulturalny.
10. Swoboda walki dla klasy robotniczej o jej prawa w ramach nieskrępowanego ruchu zawodowego.
11. Sprawiedliwe przeprowadzenie reformy rolnej i kontrola narodu nad akcją osiedleńczą na odzyskanych ziemiach zachodnich i w Prusach Wschodnich.
12. Oparcie powszechnego, demokratycznego nauczania i wychowania na zasadach moralnych i duchowych dorobku cywilizacji zachodniej i naszego kraju.
Według "Testamentu Polski Walczącej" i "Inprekora", Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej miał dążyć jedynie do "demokratyzacji Polski i do przekreślania różnic i sporów dzielących różne odłamy społeczeństwa polskiego" ("Inprekor", nr 20, ss. 30-32).
Testament ten nie przypadkiem poprzedzał PROPOZYCJE "WOLNEGO ROBOTNIKA" - "W sprawie działalności politycznej" (tamże, ss. 32-34) autorstwa Związku Rad Pracowniczych Polskiego Ruchu Oporu (ZRP-PRO) Regionu Śląsko-Dąbrowskiego, przedrukowaną przez "Inprekor" za "Wolnym Robotnikiem" nr 28 z marca 1985 r.
Redakcja "Wolnego Robotnika" troszczyła się przecież przede wszystkim o "dotkliwie odczuwany brak współczesnej myśli politycznej, autentycznie akceptowanej przez większość społeczeństwa". Taką "świadomą, niezależną i rzeczową MYŚLĄ POLITYCZNĄ, wskazującą wyraźnie (a nie w postaci mętnych haseł solidarności narodowej czy egzaltowanych haseł-namiętności" miała oczywiście być "MYŚL POLITYCZNA POLSKIEGO SOCJALIZMU" (jak wyżej, s. 34).
Tuż pod propozycjami "grupy śląskiej" redakcja "Inprekora" zamieściła "List Otwarty" Sergiusza Nickiego, pseudonim Tomasza Szczepańskiego (z 30 nr. "Wolnego Robotnika"), w którym "w pełni zgadzał się" on z propozycją "grupy śląskiej", umieszczając ją w kontekście "szeroko rozumianej" tradycji socjalizmu (od Nieczajewa do narodowego socjalizmu).
Materiały te poprzedzały "rewolucyjny" blok i skok, na który składały się: informacja odredakcyjna o POROZUMIENIU PRASOWYM OPOZYCJI ROBOTNICZEJ, ODEZWA Komisji Wykonawczej tego porozumienia oraz PROJEKT PLATFORMY OPOZYCJI ROBOTNICZEJ (tamże, ss. 36-41). Blok "rewolucyjny" zamykały dwa plakaty (s. 42) i obszerny artykuł Zbigniewa M. Kowalewskiego pt. "'Solidarność' w walce o społeczną kontrolę nad dystrybucją", będącym w istocie fragmentem jego książki o "Solidarności" (ss. 43-65).
Ze wstępniaka redakcyjnego można było się dowiedzieć, że w kraju, w maju 1985 r. powstało POROZUMIENIE PRASOWE OPOZYCJI ROBOTNICZEJ, które utworzyły "redakcje 'Głośno'- pisma Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej Górnictwa NSZZ 'Solidarność' Regionu Śląsko-Dąbrowskiego, 'Wolnego Robotnika' - pisma Związku Rad Pracowniczych Polskiego Ruchu Oporu (ZRP-PRO), działającego w tym samym regionie oraz 'Frontu Robotniczego' i 'Sprawy Robotniczej' - pism na rzecz robotniczej samorządności". O rozłamie w Grupie Samorządności Robotniczej i rozpadzie redakcji "Sprawy Robotniczej" nie wspomniano ani słowem, podobnie zresztą, jak i o patronach Porozumienia - IV Międzynarodówce i polskiej redakcji "Inprekora" (skądinąd niejawnym członku Porozumienia).
Nasilająca się obserwacja ze stron służb specjalnych, wpadka offsetu GSR i podziemnej drukarni Międzyzakładowego Komitetu Współpracy "Solidarności" w Pyrach pod Warszawą oraz szykujący się proces działaczy Międzyzakładowego Robotniczego Komitetu "Solidarności" wymusiły nie tylko urlop Włodka Bratkowskiego, ale i zawieszenie działalności na czas nieokreślony nieformalnej grupy koordynacyjnej wywodzącej się przede wszystkim z działaczy społecznych Wszechnicy Robotniczej "Solidarności" Regionu Mazowsze, z Marianem Srebrnym na czele (pisma "Hartownia" i "Chleba i Wolności"), w skład której wchodzili oprócz niego: Andrzej Sieradzki, Włodek Bratkowski, Tadeusz Rachowski, Paweł Cichoński, Piotr Stomma (szef MKW"S"). W nowym, jeszcze przedrozłamowym kierownictwie GSR, rolę wiodącą pełnił już Robert Dymkowski, który nie chciał swoich decyzji konsultować z pozostałymi członkami kierownictwa - Ewą Balcerek i Zbyszkiem Partyką. Jako ideowy, tzw. feudalny anarchista (charakterystyka autorstwa Ludwika Hassa), były prezes Ośrodka Pracy Politycznej "Sigma", dążył on do jednoosobowego kierownictwa (ewentualnie godząc się na kompromis, czyli dwuosobowe kierownictwo: on i jego kierowca, Zbigniew Idziakowski, kolega z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego).
Po rozprawieniu się z Robertem Dymkowskim (oskarżeniu go o współpracę z SB), w czym kluczową rolę odegrali emisariusze IV Międzynarodówki i Tomasz Szczepański, jego osobisty kierowca, Zbigniew Idziakowski osobiście woził już swoim samochodem emisariusza IV Międzynarodówki, Stefana Piekarczyka.
ZMIANA KIEROWNICTWA - ZMIANĄ OSOBISTEGO KIEROWCY, to konkretny wkład IV Międzynarodówki w budowę Samorządnej Rzeczypospolitej.
Innym wkładem było fałszowanie historii Grupy Samorządności Robotniczej przez Stefana Piekarczyka i Dariusza Zalegę. Ten ostatni poświęcił GSR kilka akapitów swojego "fundamentalnego" dzieła pod tytułem "Ruch trockistowski w PRL", będącego zapewne wariantem pracy magisterskiej.
W rozdziale VI tej pracy czytamy:
Nie wszystkie poglądy prezentowane w "Inprekorze" były bezkrytycznie przyjmowane przez działaczy krajowych struktur. Część redakcji "Sprawy Robotniczej"
krytykowała redakcję "Inprekora" za pomijanie tradycji KPP oraz jednoznacznie negatywną ocenę PPR, przede wszystkim jednak za niezauważanie "zdecydowanego i spontanicznego zwrotu masowego ruchu 'Solidarność' na prawo". Redakcja odpowiadała, że "nie można wychodzić od ideologicznego stanu ducha mas, określać zadań politycznych w odniesieniu do ich psychologii. Punktem wyjścia może być tylko sytuacja obiektywna, na którą składają się z jednej strony oczywisty zmierzch systemu władzy totalitarnej, a z drugiej obiektywna dynamika rewolucyjna ruchu społecznego". To zamieszanie ideologiczne miało być głównie skutkiem ciężkich warunków w jakich przyszło działać związkowi oraz wahań jego kierownictwa (19).
Tymczasem grupy w Polsce rozpoczęły ścisłą współpracę - zwłaszcza środowisko warszawskie oraz PRO. Głównym spoiwem było postawienie na strategię robotniczą w walce z biurokracją, mającą oparcie w fabrykach, której ostatecznym etapem byłby powszechny strajk czynny.
W maju 1985 r. odbyło się spotkanie przedstawicieli "Głośno", "Wolnego Robotnika", "Frontu Robotniczego" i "Sprawy Robotniczej", w którym wziął również
udział działacz jednej z zachodnioeuropejskich sekcji międzynarodówki, na którym powołano do życia Porozumienie Prasowe Opozycji Robotniczej (później przekształcone w Porozumienie Opozycji Robotniczej - "Solidarność"). W pierwszym numerze pisma POR "Przełom" Komisja Wykonawcza porozumienia podkreślała: "W odróżnieniu od tzw. opozycji niepodległościowej i demokratycznej, na pierwszym miejscu stawiamy walkę o sprawy robotnicze. Nie znaczy to, że
odrzucamy demokrację, czy niepodległość – przeciwnie, uważamy, że tylko w kraju suwerennym politycznie i nie wyzyskiwanym ekonomicznie możliwe jest wyzwolenie pracy" (20). Przyjęto też projekt Platformy Opozycji Robotniczej - faktycznie pierwszy program polskiej lewicy rewolucyjnej od czasów "Listu Otwartego".
"Walka polityczna, która toczy się w Polsce od 1980 r., - czytamy w dokumencie - najczęściej nazywana walką pomiędzy społeczeństwem a władzą, jest przede wszystkim walką klasową", której stronami jest klasa robotnicza i biurokratyczna władza państwowa. Jako cel PRO przyjęto upodmiotowienie klasy robotniczej, "możliwe jedynie przez szeroko rozbudowany system samorządów". Związany z tym powinien być wszechobecny pluralizm polityczny, przy czym nie można jeszcze przesądzić jaką rolę miałby tu do odegrania Sejm. Obalenie władzy biurokratycznej mogło mieć - zdaniem działaczy POR - różnorodny przebieg. Położono jednak nacisk na "rewolucyjny strajk generalny, przechodzący w strajk czynny, wsparty działaniami poza zakładami pracy". Za rewolucyjną strategię uznano konsekwentne rozwijanie samoorganizacji klasy robotniczej. Stąd wysuwane żądania w swych programach zawsze muszą uwzględniać trzy elementy: muszą odpowiadać potrzebom klasy robotniczej, uwzględniać aktualny stan świadomości tej klasy oraz pozwalać w trakcie walki rozszerzać jej samoorganizację, jak i sojuszniczych wobec niej grup społecznych. Za podstawową formę samoorganizacji uznano istnienie niezależnego ruchu robotniczego. Niezależnego od "wszelkich organizacji i instytucji działających poza klasą robotniczą". Polityczny rozwój ruchu robotniczego wymaga też pluralizmu wewnętrznego. Odrzucając nacjonalistyczny obraz walki antybiurokratycznej (walki ze Związkiem Radzieckim) opowiadano się za niepodległością narodową, jako "efektem społeczno-wyzwoleńczej walki klasowej", nie zapominając o odwołaniu się do "międzynarodowej solidarności ludzi pracy", będącej najpewniejszym sprzymierzeńcem polskich robotników.
Przeciwstawiono reprywatyzacji, jak i autonomizacji własności państwowej w ramach reformy biurokratycznej realne uspołecznienie środków państwowych. Władzę polityczną traktowano tylko jako instrument służący do zdobycia władzy ekonomicznej. Autorzy dokumentu zastrzegli jednocześnie, że "budując porozumienia organizacyjne czy też w przyszłości partie rewolucyjne nie przeciwstawiamy się szerokiemu
ruchowi robotniczemu", chcąc przyczynić się do jego rozwinięcia.
Działalność grupy warszawskiej skomplikowała wpadka offsetu oraz odejście redakcji "Sprawy Robotniczej" (w sumie wyszły dwa numery tego pisma), po oprotestowaniu przez nich dossier poświęconego lewicy Ukraińskiej Armii Powstańczym w 17 numerze 'Inprekora'. Powołali oni do życia w końcu 1985 r. Grupę Samorządności Robotniczej – Komuniści, która na pewien okres zniknęła z pola działalności radykalnej lewicy.
W sierpniowym "Froncie Robotniczym" (21) wezwano do tworzenia grup politycznych (środowiskowych, zakładowych, dzielnicowych). Grupy nastawione miały być na trzy podstawowe formy aktywności: "edukację - czyli działania samokształceniowo-programowe, agitację - czyli działania propagandowo-kadrowe, interwencję - działania bezpośrednio wykonawcze". Ludziom z redakcji "Frontu" nie udało się jednak wyjść poza etap grup samokształceniowych. Szerszą próbą działalności interwencyjnej były propozycje strajku czynszowego wysunięta przez grupę polityczną "Praga-Północ" (wydała ona dwa numery biuletynu "OBI" wiosną 1986 r.)
Na początku 1986 r. ukazał się apel POR w obronie stopy życiowej i majątku narodowego, jako program walki bieżącej porozumienia. Za najważniejsze dla obrony stopy życiowej pracowników uznano wprowadzenie dodatku drożyźnianego, rekompensującego wzrost cen, wyrównanie rozpiętości uposażeń, skracanie czasu pracy bez obniżenia płacy, wprowadzenie dodatków mieszkaniowych dla osób żyjących poniżej minimalnej normy metrażowej, zredukowanie wydatków
biurokracji. Na płaszczyźnie "doraźnej obrony substancji gospodarki narodowej" za najważniejsze uznano chronienie mienia społecznego przed niegospodarnością biurokratów, pilnowanie jakości produkcji, wymuszanie racjonalności pracy oraz ujawnienie danych gospodarczych. By to osiągnąć należy "w miejscu pracy tworzyć zręby samorządu wytwórców. Należy wspierać wszelkie istniejące, niezależne i realnie działające w zakładzie pracy legalne, półlegalne i nielegalne organizacje robotnicze". Potężnym jego sojusznikiem miały być także zręby samorządu mieszkańców, w postaci "niezależnych komitetów osiedlowych". W dalszej
perspektywie jako konieczne uznano skoordynowanie tych różnych struktur samoorganizacji, w celu wymiany doświadczeń, organizowanie wsparcia dla strajkujących, opracowywanie programów walki antybiurokratycznej (22).
Kiedy jednak w pierwszej połowie 1986 z powodu sporów wewnętrznych zawieszono wydawanie "Frontu Robotniczego", POR został już zupełnie zdominowany przez grupę "Wolnego Robotnika". Redaktorzy pisma byli m.in. gośćmi międzynarodówki na Zachodzie. W lutym 1986 podczas wpadki drukarni "Wolnego Robotnika" do konspiracji miał przejść Damian Dziubelski, wybrany przewodniczącym POR [swoją drogą, zarówno Damian Dziubelski, jak i Eugeniusz Kondraciuk, pseudonim „Kowal”, uznani zostali w niektórych publikacjach za agentów bezpieki – co zwłaszcza podkreśla Tomasz Szczepański, który za agenta uważał również Roberta Dymkowskiego]. Pewne elementy w działalności tej grupy zaczęły jednak wywoływać podejrzenia grupy warszawskiej, jaki i centrali międzynarodówki. Przykładowo na początku 1986 r. "Wolny Robotnik" poinformował, że w wyniku reorganizacji PRO–ZRR, powstały trzy współpracujące struktury: Międzyzakładowa Struktura "Solidarność" na Śląsku, POR Region Górnośląski, Grupa Polityczna PRO–ZRR, co uznano za sztuczne "mnożenie bytów". W maju 1986 na bazie POR proklamowano powstanie Tymczasowego Komitetu Założycielskiego Robotniczej Partii Rzeczpospolitej Samorządnej – sekcji polskiej IV Międzynarodówki. W pierwszym numerze pisma RPRS "Zryw" opublikowano deklarację ideowo-polityczną partii "W walce o niepodległą samorządową Rzeczpospolitą Polską", przy czym platforma POR miała być jej tymczasową bazą programową. Był to już przejaw "ucieczki do przodu", gdyż partię tworzyli faktycznie ci sami ludzie, co POR (23). W celu ocenienia na miejscu sytuacji do Gliwic udali się przedstawiciele międzynarodówki, którzy stwierdzili, że działalność grupy śląskiej jest w znacznej mierze fikcyjna i zerwano z nią kontakty zimą 1986/87 (24).
Jak łatwo zauważyć polscy zwolennicy IV Międzynarodówki, wywodzący się z drugiej polskiej sekcji IV Międzynarodówki, znanej jako Nurt Lewicy Rewolucyjnej, przesunęli moment powołania Grupy Samorządności Robotniczej mniej więcej o dwa lata, przyjmując za datę powstania GSR publikację broszurki programowej "Dokąd?" (GSR - K) zawierającej m.in. Platformę Opozycji Robotniczej konkurencyjną do POR-owskiej. Broszurka ta ukazała się dzięki pomocy Grzegorza Ilki ponad rok po rozłamie. W ten sposób pismo młodzieżówki GSR - "Front Robotniczy" - uzyskał nagle status pisma samodzielnego. Rozłam zaś zminimalizowany został do odejścia redakcji "Sprawy Robotniczej", bądź nawet wyjścia z redakcji "Sprawy Robotniczej" trzech osób (Dymkowski i Piekarczyk rzekomo pozostali), w zależności od potrzeb propagandowych i etapu konfabulacji. Znaczenie GSR było zatem nieistotne.
Do tego stopnia, że autor mógł już wcześniej konfabulować w najlepsze:
"Po stanie wojennym międzynarodówce udało się utrzymać kontakty z pojedynczymi osobami w Warszawie, Lublinie i na Śląsku. W końcu 1982 r. w Paryżu zorganizowano spotkanie w którym wzięli udział ludzie z kraju. Poprzez działacza ze Śląska nawiązano kontakty z radykalną Tymczasową Komisją Koordynacyjną Kopalń Jastrzębia, która powstała w maju 1983 i wydawała wówczas jedyne regularne pismo w regionie - miesięcznik 'Głośno' oraz z Polskim Ruchem Oporu-Związkiem Rad Robotniczych, utworzonym przez grupę robotników-socjalistów, głównie z Gliwic [Związek Rad Pracowniczych Polskiego Ruchu Oporu w sferze oddziaływania trockistów znalazł się dopiero w roku 1985. W historiografii Zalegi, „grupa śląska" okazała się samodzielnym pozyskiem IV Międzynarodówki]. PRO wydawał w miarę regularnie pismo 'Wolny Robotnik', współpracował przez pewien czas z 'Robotnikiem' i głosił dość oryginalną strategię: 'Należy - czytamy w programie PRO - przygotować się do strajku generalnego, który powinien wybuchnąć wraz z wprowadzeniem przez rady robotnicze stanu wyjątkowego w oparciu o wzór, jaki zaprezentowała junta WRON' (17).
Inne środowiska, które nawiązały współpracę z IV Międzynarodówką ponownie wyszły z Ośrodka Pracy Politycznej Zrzeszenia Studentów Polskich Uniwersytetu Warszawskiego 'Sigma'. Była to dziesięcioosobowa grupa głównie studentów, w której prym wiódł student prawa Robert Dymkowski. Latem 1984 rozpoczęli oni wydawać pismo 'Front Robotniczy'. W pierwszym numerze (12.08.1984) ukazał obszerny fragment 'Listu Otwartego', dotyczący samoorganizacji klasy robotniczej, również w podtytule określono, że jest to 'pismo na rzecz samorządności robotniczej'. Bardziej teoretyczne nastawienie miała 'Sprawa Robotnicza' [Zalega abstrahuje od faktu, że "Front Robotniczy" był pismem młodzieżówki GSR, którą opiekował się R. Dymkowski], wydawana przez małą grupę, która wcześniej współpracowała z vargistami, przy tworzeniu pisma 'Metro'".
Warto pamiętać, że z vargistami współpracował tylko Włodek Bratkowski, który przedtem wspólnie z Markiem Wichrowskim i Krzysztofem Markuszewskim wydawał pismo "Równość", nie należące do żadnej konstelacji trockistowskiej.
W piśmie "Sprawa Robotnicza" GSR podjął współpracę ze Zjednoczonym Sekretariatem IV Międzynarodówki w osobie jej emisariusza, Stefana Piekarczyka, członka redakcji, ale nie GSR. Przed wpadka offsetu i drukarni ukazały się dwa numery "Sprawy Robotniczej", w tym drugi był podwójny (nr 2/3). Już na łamach "SR" i "Inprekora" trwała zażarta dyskusja z trockistami, która według osoby odpowiedzialnej za sprawy .polskie w IV Międzynarodówce, Jacqueline Allio, nie powinna była się w ogóle ukazać drukiem. Za to opieprz dostał Stefan Piekarczyk, który tłumaczył się, że w ogóle nie widział numeru przed drukiem. Miało się to nijak do faktów. Przede wszystkim jednak, emisariuszce IV Międzynarodówki nie odpowiadał nie-"Solidarnościowy" charakter pisma i te komunistyczne "kapliczki" członków GSR. Oba tytuły GSR miały podtytuł "pismo na rzecz samorządności robotniczej", albowiem S. Piekarczyk nie zgodził się na określenie "pismo GSR". Sam przecież nie należał do GSR.
szczere podziekowanie za ten cykl, będący prawdziwym "W poszukiwaniu straconego czasu polskiej skrajnej lewicy.
Proponowałbym tylko ubarwić fakty odpowiednimi parafrazami z Prousta. Odpowiedniki "kokoty" Odety, snobki pani Verdurin i jej "paczki", karierowicza Morela, a nawet barona de Charlus znaleźć nie będzie trudno.
I tak oto doszliśmy do zasadniczych kontrowersji, które uchwycił skądinąd Darek Zalega w swym monumentalnym opracowaniu o "Trockizmie w PRL", lecz potraktował je po macoszemu i stronniczo. Faktycznie, jeszcze przed rozłamem, w Grupie Samorządności Robotniczej trwały zażarte dyskusje programowe, w których nota bene brali udział członkowie obu redakcji i emisariusz IV Międzynarodówki, Stefan Piekarczyk, a pośrednio, poprzez swoje artykuły, Zbigniew M. Kowalewski i redakcja "Inprekora".
W trakcie dyskusji Robert Dymkowski wszedł w skład kierownictwa GSR i otwartej redakcji "Samorządności Robotniczej". Do młodzieżówki przeszli pozyskani niedawno studenci pedagogiki, w tym Piotr Frączak. W obu numerach "Sprawy Robotniczej" znalazły się liczne przedruki z "Inprekora", a także z "Hartowni" i "Chleba i Wolności". W pierwszym, obok artykułu Zbigniewa M. Kowalewskiego "'Solidarność' wobec kwestii władzy" z 5 lutego 1982 r. i dwugłosu o opozycji robotniczej, pojawił się również materiał programowy Grupy Samorządności Robotniczej pod znamiennym tytułem "SAMORZĄDNOŚĆ ROBOTNICZA. PODSTAWY PROGRAMOWE" z września 1983 roku, sygnowany skrótem gsr. Przymiarki do powołania Grupy Samorządności Robotniczej rozpoczęły się na przełomie 1982/1983 r. Starania te sfinalizowane zostały we wrześniu 1983 r. W 1984 r. toczyła się już dyskusja o platformie programowej Opozycji Robotniczej. Drugi, podwójny numer "Sprawy Robotniczej" z tegoż roku, zawierał suplement - artykuł dyskusyjny nadesłany przez redakcję "Inprekora", zamieszczony równolegle w 13 numerze tego pisma, pod znamiennym tytułem "O porozumienie lewicy rewolucyjnej".
Przyznajmy zatem otwarcie: współpraca między GSR i IV Międzynarodówką była już faktem. Do porozumienia było jednak daleko. Dyskusja miała być kontynuowana w trzecim numerze "Sprawy Robotniczej". Zdawałoby się, że wpadka drukarni i rozłam zamknęły sprawę definitywnie, a jednak dzięki postawie Roberta Dymkowskiego, który wówczas jeszcze czuł się szefem GSR, "Inprekor" musiał zamieścić głosy z nigdy nie dokończonej debaty. W 18 numerze z wiosny 1985 r. ukazały się niespodziewanie dla nas polemiki z okresu przedrozłamowego, ukazujące zasadnicze kontrowersje wokół perspektyw i problemów lewicy rewolucyjnej. Blok otwierał artykuł z drugiego numeru "Sprawy Robotniczej" autorstwa Stefana Piekarczyka "Perspektywy polskiej lewicy", odnoszący się krytycznie do zamiarów reaktywacji Polskiej Partii Socjalistycznej przez środowisko "Robotnika" Piotra Ikonowicza. Następnie redakcja ujawniała nadesłaną polemikę z własnym tekstem redakcyjnym "O porozumienie lewicy rewolucyjnej", przypisując ją nieokreślonej "grupie czytelników" chowających się za ironicznym podpisem "sekciarze" ze znakiem zapytania lub bez, dopominających się bezskutecznie w roku 1984 o "Zrozumienie i porozumienie". Ozdobą bloku była oczywiście obszerna, wręcz wyczerpująca, odpowiedź redakcji pod sugestywnym tytułem - "Nie odwracać się plecami do ruchu społecznego". Pokwitowaniem odbioru był już tylko krótki tekst "Grunt to zdrowie", tym razem podpisany przez sekciarzy bez znaku zapytania. Po tej wymianie zdań strony nie przejawiały już chęci dalszej dyskusji i współpracy, łączył je tylko offset. Całość miała podobno z założenia zainteresować "inne grona czytelników" i pobudzić dyskusje ideowo-polityczne, które "powinny towarzyszyć narodzinom i konstytuowaniu się współczesnej polskiej lewicy rewolucyjnej w łonie ruchu społecznego", tzn. w "Solidarności". Już po wstępnej lekturze można było dojść do oczywistego wniosku, że tak pomyślane porozumienie lewicy rewolucyjnej możliwe jest tylko bez sekciarzy. Albo, co bardziej prawdopodobne, w ogóle nie jest możliwe, rozbieżności są bowiem zasadnicze i próżno szukać kompromisu.
Nikt go zresztą nie szukał. Już po pierwszym numerze "Sprawy Robotniczej" szukano raczej pretekstu do rozstania. Nie przypadkiem Grupę Samorządności Robotniczej potraktowano już wówczas epitetem sekciarze, na równi z epitetem stalinowcy. GSR-owcy mogli sobie wówczas pozwolić już tylko na grymas ironii. Czas współpracy między GSR i IV Międzynarodówką dobiegał końca. Przerwanie współpracy wisiało w powietrzu - każdy nowy numer "Inprekora", podobnie jak "Sprawy Robotniczej", mógł przynieść stosowne rozstrzygnięcie. Z każdym kolejnym spotkaniem było coraz mniej złudzeń. Wpadka drukarni zamykała sprawę, tym bardziej, że odpowiedzialna za sprawy polskie z ramienia IV Międzynarodówki, J. Allio sugerowała nawet, że całość inscenizacji z podziemną drukarnią mogła być prowokacją "stalinowców". Włodek Bratkowski, z którym unikała ona spotkania podczas swej kolejnej wizyty w Polsce, po drugim przypadkowym spotkaniu ochrzczony został przez nią mianem prowokatora. Nie pozostało mu nic innego tylko wziąć urlop. Zresztą innych powodów nie brakowało.
"Siłą rzeczy", ABCD, dobiła nas "obiektywna dynamika rewolucyjna ruchu społecznego", czyli - wg nomenklatury IV Międzynarodówki - rewolucyjna dynamika Podziemnej "Solidarności". My tu prawimy o zdecydowanym zwrocie na prawo, widocznym na każdym kroku po wprowadzeniu stanu wojennego i pacyfikacji wystąpień robotniczych, a redakcja "Inprekora" wyjmuje, jak króliczki z cylindra kolejne przykłady ewolucji Podziemnej "Solidarności" w kierunku wręcz przeciwnym, socjalistycznym, na przykładzie takich pism, jak choćby "Wola" z Michałem Bonim na czele ("NIE ODWRACAĆ SIĘ PLECAMI OD RUCHU SPOŁECZNEGO", "Inprekor" nr 18, s. 58). Podpierając to autorytatywnie takim oto dyskursem: "Czytając Waszą polemikę odnosimy wrażenie, iż macie nam za złe fakt, że dostrzegamy istnienie dzisiaj w Polsce nurtu lewicowego lub jak kto woli socjalistycznego, reprezentowanego przez takich działaczy jak Jacek Kuroń, Adam Michnik i ludzie związani z nurtem ideowym, który oni wyrażają oraz wspomniane uprzednio grupy polityczne (tamże, s. 59), który w roku 1984 brzmi wręcz księżycowo.
Wreszcie dowiedzieliśmy się, że "Nie wolno mieć pretensji do ruchu społecznego za to, że mu towarzyszą zjawiska ideologiczne SPRZECZNE Z JEGO NATURĄ" (s. 64). O wewnętrznych sprzecznościach nie ma bowiem mowy, skoro nawet znany nam z autopsji Międzyzakładowy Robotniczy Komitet 'Solidarności' (MRKS) regionu Mazowsze "siłą rzeczy" nie różni się od "takich samych formacji", którymi w mniemaniu redakcji "Inprekora" są "wszystkie zakładowe i międzyzakładowe struktury podziemne 'Solidarności', działające wśród załóg fabrycznych, a także wszystkie ogniwa 'społeczeństwa podziemnego', działające na 'linii fabryk'" (ss. 70-71), bowiem obiektywna dynamika rewolucyjna ruchu itd., itp.
Kuroń i Michnik byli lewicą Solidarności?
Cymes, panie gazda!
To faktycznie niezla ciekawostka :-)
... dobrze by to niektore osoby przeczytaly.
(TW "Znak") i jego ludzie ewoluowali - znów według Inprekora - w kierunku socjalistycznym:)
siedzieli XVII-wieczni metafizycy? Przecież to podobno pismo marksistowskie.
A jak czytam o "zjawiskach" sprzecznych z "naturą", to mi się przypomina wojujący idealista Malebranche.
http://zwiazkowiecwzz.blog.onet.pl/
Z punktu widzenia Zbigniewa M. Kowalewskiego i redakcji "Inprekora", OBIEKTYWNA DYNAMIKA REWOLUCYJNA RUCHU SPOŁECZNEGO, czyli obiektywna dynamika rewolucyjna "Solidarności", dotyczy "SIŁĄ RZECZY" wszystkich bez wyjątku "zakładowych i międzyzakładowych struktur podziemnej 'Solidarności', działających wśród załóg fabrycznych", obejmuje zatem również "wszystkie ogniwa 'społeczeństwa podziemnego', działające na 'linii fabryk'". Beatyfikowana zatem może być w każdej chwili nie tylko liberalna "Wola" z Michałem Bonim na czele, późniejszym pierwszym przewodniczącym legalnej "Solidarności" Regionu Mazowsze i prawą ręką Tuska, ministrem w rządzie Platformy Obywatelskiej, ale i "Dolnośląska linia fabryk" z Władysławem Frasyniukiem ("Inprekor" nr 8/9, ze stycznia-maja 1983), późniejszym szefem Unii Wolności i demokratów.pl. Beatyfikować można każdego według uznania IV Międzynarodówki, a w zasadzie "wielkiego polskiego rewolucjonisty" Zbigniewa M. Kowalewskiego.
Na zakończenie swojej obszernej i wyczerpującej odpowiedzi, piszący w imieniu redakcji "Inprekora" Zbigniew M. Kowalewski wraca jeszcze raz do swojej koncepcji "kryzysu strategii" ruchu społecznego "Solidarność", odpierając nasze "bezpodstawne" oskarżenia o to, że redakcja "Inprekora"... "brnie w uproszczenia".
Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że "wielkie ruchy społeczne nigdy nie żywią się i nie żyją głównie zjawiskami ideologicznymi, bo są na to Z NATURY zbyt praktyczne, w swoim masowym wymiarze zbyt empiryczne. Należy więc przede wszystkim pomóc ruchowi społecznemu wyjść z kryzysu strategii" (jak wyżej, s. 70), co oczywiście czyni IV Międzynarodówka na czele ze Zbigniewem M. Kowalewskim i redakcją "Inprekora".
A zatem, "budując porozumienie lewicy rewolucyjnej, porozumiewać się należy przede wszystkim co do zadań ruchu społecznego [czyli "Solidarności"] i własnych zadań politycznych w jego łonie oraz sposobów ich realizacji" (jak wyżej, s. 71). Tej jasnej skądinąd deklaracji towarzyszy równie jasny wykład linii "czwórki" i redakcji "Inprekora" (równoznaczny z deklaracją wiary), z którego dowiadujemy się, że "'Solidarność' postawiła sobie za cel strategiczny budowę Samorządnej Rzeczypospolitej - czyli ustroju, który łączyłby szeroką demokrację polityczną ze społeczną własnością podstawowych środków produkcji (łącznikiem obu tych aspektów ustroju jest system samorządu pracowniczego - jedyny, który z własności dziś państwowej może uczynić jutro własność społeczną, a jednocześnie stanowiący podstawową formę demokracji politycznej" (tamże, s. 71). Zdaniem Kowalewskiego i redakcji "Inprekora" takie "rozumienie tego ustroju wynika jednoznacznie z uchwały programowej I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ 'Solidarność', która jest dorobkiem ruchu społecznego jako całości i MY GO MUSIMY BRONIĆ". Albowiem "Powyższe określenie przez 'Solidarność' celu strategicznego jest zdobyczą ogromną, bo wychodzącą daleko poza cele, jakie na ogół ruchy społeczne stawiają sobie w swoich programach - lub raczej odpowiadającą celom, jakie one sobie stawiają na ogół nie wcześniej niż na pięć przed dwunastą, czyli przed decydującym zrywem, który ma przynieść zdobycie władzy" (tamże, ss. 71-72). Stąd też pismo Robotniczej Partii Samorządnej Rzeczypospolitej musiało przybrać nazwę "Zryw", żeby spełnić oczekiwania WIELKIEGO PROGRAMISTY I DYŻURNEGO REWOLUCJONISTY, oczywiście dostrzegającego "WIELKĄ WYRWĘ", którą notabene pogłębiała Grupa Samorządności Robotniczej.
Z drugiej bowiem, strony "obiektywna dynamika rewolucyjna ruchu", nawet jeśli "wspomniany cel został przezeń świadomie określony", napotykała na pewne przeszkody - "między tą dynamiką a wynikającym z niej i uświadomionym celem jest potężna wyrwa; nie ma między nimi pomostu, którego przejście pozwoliłoby przystąpić do budowy Samorządnej Rzeczypospolitej" (jak wyżej, s. 71).
A teraz gwóźdź programu: wkracza tzw. czynnik subiektywny: "Powinien nim być PROGRAM PRZEJŚCIOWY [IV MIĘDZYNARODÓWKI] - czyli program, którego punktem wyjścia byłby obecny stan świadomości, organizacji i gotowości bojowej ruchu społecznego, a punktem dojścia byłyby warunki, nieodzowne do budowy Samorządnej Rzeczypospolitej i którego postępująca realizacja oznaczałaby następującą zmianę w układzie sił między ruchem społecznym a systemem władzy totalitarnej, zaś realizacja doprowadzona do końca - obalenie tego systemu w jedyny sposób, w jaki go można obalić, czyli rewolucyjny". Co więcej - "Program ten powinien wskazywać, jak od dzisiejszych walk o cele cząstkowe i doraźne dojść do strajku powszechnego, jak najpełniej wykorzystać zwycięski strajk powszechny do zapewnienia ruchowi społecznemu możliwie najbardziej korzystnej sytuacji dwuwładztwa i jak ją rozwinąć, aby stało się możliwe zdobycie władzy" (tamże, s. 71). Howk!
Grupa Samorządności Robotniczej nie była oczywiście w stanie tego przyjąć, skoro w odpowiedzi po raz kolejny wyjaśniała, że: "Zgoła inaczej przedstawia się sprawa z oceną 'Solidarności'. Można oczywiście abstrahować od faktów (sprowadzając wszystko przede wszystkim do kryzysu strategii) - jakimi są propozycje społeczno-gospodarczych programów wyjścia z kryzysu czołowych piór 'Solidarności' (opozycji), które jednocześnie opowiadają się za gospodarką rynkową, za wejściem do MFW, za społeczną ugodą, za reformą konsekwentną i w konsekwencji antyrobotniczą, czyniąc to po części świadomie, po części nieświadomie. Faktem bezspornym jest, że nie reprezentują oni interesów klasy robotniczej. Czyżby zdaniem 'Inprekoru' te pióra, te gazety, te ugrupowania wywodzące się z głównego i pobocznych nurtów opozycji nie były 'solidarnościowe'? Czyżby nie były reprezentatywne dla tego ruchu? Czyżby nie określały w konsekwencji tego mętliku? Czyżby nie narzuciły mu swoich opcji politycznych i klasowych? Czyżby nie zdominowały go?
Naszym zdaniem należy nie zapominać o roli rewolucyjnej partii robotniczej dla ruchu robotniczego i w konsekwencji o tym, czym staje się taki ruch, gdy zabraknie takiej organizacji. A takiej organizacji, takiego ośrodka do dnia dzisiejszego w Polsce nie ma.
Nie należy zapominać również o globalnych podziałach politycznych, które powodują, że dopóki jakiś ruch jest ślepy i brakuje mu międzynarodowej perspektywy walki klasowej, nawet jeśli w swoim kraju ubiega się o słuszne sprawy i stara się walczyć z krzywdą społeczną - w skali globalnej staje się często sojusznikiem sił antyrobotniczych" ("Grunt to zdrowie", "Inprekor" nr 18, s. 73-74).
Tego było już za wiele. Zerwanie współpracy wisiało w powietrzu, ale wciąż jeszcze łączył offset i krajowy kolportaż "Inprekora", który wówczas w 99 proc. przechodził przez kontakty społecznych działaczy Wszechnicy Robotniczej i osobiście przez Włodka Bratkowskiego. Po oprotestowaniu przez GSR pro-UPO-wskiego numeru 17 "Inprekora" decyzja o rozłamie zapadła. Nałożył się na nią konflikt personalny w nowym kierownictwie GSR. Trockiści od słów przeszli do czynów - wkrótce po rozłamie, nadrabiając w ciągu roku wiekowe zapóźnienia, nie licząc się z realiami i opinią awanturników, powołali wreszcie swoją "partię zrywu", która oczywiście już w nazwie - Robotnicza Partia Samorządnej Rzeczypospolitej - beatyfikowała nowy "solidarnościowy" ustrój. Tymczasem w Podziemnej "Solidarności" rodziła się nowa SOLIDARNA POLSKA optująca za "normalną" gospodarką rynkową i kapitalistyczną - DRUGA RZECZPOSPOLITA.
Po latach Olivier Besancenot przypomniał wszystkim, w wywiadzie dla "Dziennika", o co tak naprawdę idzie gra w "Sierpniu'80" (i PPP), który co prawda do wielkich związków zawodowych nie należy, ale w koncepcji Zbigniewa Marcina Kowalewskiego i jego IV Międzynarodówki niewątpliwie wciąż jest ruchem społecznym o tradycji "solidarnościowej", nawiązującym wprost do minionej walki o Samorządną Rzeczpospolitą.
tak jak się zgadzam z Tobą na temat PMB tak uważam, że zbyt łatwo oddajesz pole w WZZ takim ludziom. Przecież chyba nie jesteś tam jedynym nie-trockistą?
Angka Leu, a ilu znasz w Sierpniu 80, tj. w gremiach decyzyjnych, nietrockistów lub ludzi nieskołowanych przez nich?
teoretycznie tak,a le ta gupa jest tam na specjalnych zasadach.
Różnica polega na tym, że oni mgą sobie teraz pogadac o rewolucji,a ja dzisiaj otrzymałem prośbę z GUE/NGL o pisemną opinię do projektu rozporządzenia -KOM(2008) 721 z dnia 14.11.2008 - przygotowanego przez KE.
Widać nie usze być tam, aby w swom zakresie próbowac oddziaływac na rzeczywistoć (bo mnie interesuje realny wpływ na rzeczywistośc, aby pomagac ludziom - a nie torie o rewolucji bolszewickiej w Polsce).
Akurat uważam, że jak bede konkurował z Sierpniem 80 w rybołówstwie to przyneisie to środowisku rybackiemu tylko korzyści (każdy bedzie się starał bardziej - przy załozeniu gry fair) - ato jest wazniejsze od wszystkiego.
mylisz się w Komisji Krajowej nie ma ani jednego trockisty - 90 % członków nie wie nawet, co to jest lub na 100 % nei zgadza sie z załozeniami ideologi
problem w tym, że oprócz formalnych struktur władzy są jeszcze te faktyczne. Skoro oddaje się partyjną prasę w ręce trockistów, a z nich samych tworzy zauszników szefa związku, to skład Komisji Krajowej nie ma już żadnego znaczenia.
Akurat mnie to nie martwi, bo ekipa Zalegi jest gwarancją, że Sierpień 80 niczego nie osiągnie, za to zmarnuje sporo środków i potencjału - i to jest najlepsza kara za współpracę z takimi ludźmi.
Rzeczywiscie fakty, o ktorych piszecie swiadcza o jakiejs naiwnosci trockistow i zupelnym oderwaniu od rzeczywistosci. Jest tu jakas chec przystosowania sie do w sumie bardzo reakcyjnych czasow. Jednak zauwazmy, ze fakty o ktorych piszecie tycza sie czasow od stanu wojennego po rok zdaje sie 83. Latwo dzis oceniac te czasy. Zyjac i dzialajac wtedy, bylo to trudniejsze. Otoz warto te fakty rozpatrywac w kontekscie historycznym. W tych reakcyjnych czasach (Reagan, Tatscher i rozpoczynajacy sie zwycieski pochod neoliberalizmu na swiecie) trockisci coraz bardziej ustepowali z twardych pozycji ideologicznych na rzecz coraz wiekszego rozmywania sie, w imie zapewne przetrwania - stad to opieranie sie na obiektywizmie interesow klasy robotniczej, ktore trockisci widzieli nawet tam gdzie ich nie bylo, sady o NATURZE klasy robotniczej, podszyte mimo wszystko jakims elitaryzmem. A wszystko w mysl przystosowania sie. Robia to chyba do dzis widzac realizacje obiektywnych interesow klasy robotniczej, np. we wspolczesnym ruchu feministycznym, czy ruchach alterglobalistycznych. Co do oceny Solidarnosci z tamtych czasow, chcialbym jednak zauwazyc, ze trudno formulowac je jednoznacznie. Nie wiem czy te odpowiedzi GSR naprawde nie pochodza z pozniejszych czasow (Grunt to zdrowie) - nie mam dostepu do zrodel. Ale jesli tak, to niewatpliwie oceny GSR byly bardzo trzezwe i przewidujace. Tym bardziej trudne bylo oceniac Solidarnosc w tamtych czasach. Niektorzy zatrzymali sie na roku 81 i zamkneli oczy na to jakim zmianom podlega ten ruch, jak w rzeczywistosci zamiera, a przejmuja go powoli calkowicie reakcyjne elementy. W tych latach Solidarnosc miala jeszcze swoje robotnicze zaplecze, wiec w ocenach mozna sie bylo pomylic. Odwrót elit, ich zdrada, zaczyna sie w polowie lat 80 - tych. Takim manifestem antyrobotniczym sa np. teksty Michnika, dopiero z 85 roku, gdzie pisal on m.in., ze aktywizm ludzi pracy nie jest bynajmniej gwarancja demokracji, ale jednym z glownych niebezpieczenstw, jakie jej grożą. Jeśli Solidarność ma naprawde byc sila sprawcza demokratycznej transformacji, miejsce robotnikow w kierownictwie zwiazku, musi zajac "racjonalnie rozumujaca elita intelektualna". Niech zyje Solidarnosc - pisal Michnik - ale strzezmy sie jej proletariackiego zaplecza. I tym podobne bzdury. To co robil Inprecor, IV itd., jak wtedy rozumowali, bylo kompletnie nieskuteczne i choc nie bylo jeszcze internetu, to tworzyli jakas wirualna rzeczywistosc. Jednoczesnie mysle, ze teraz mamy inne czasy. Czasy, dobre chocby potencjalnie dla odbudowy klasowego ruchu robotniczego, opartego na marksistowskich podstawach. Problem moze w tym, ze niektorzy nie wyzbyli sie tego myslenia z czasow o ktorych piszecie? Dlatego nieraz mowia o "skoku", a oni chyba duzo bardziej jeszcze na ten skok nie sa gotowi, niz sama klasa robotnicza. IV, o ktorej piszecie nie nadaza za dynamika wspolczesnych procesow. Zostaje za nimi w tyle i albo nastapia tam jakies przewartosciowania, albo moga zapomniec o jakiejkolwiek swej awangardowej roli w zachodzacych procesach. Tak sobie mysle BB, bo wlasnie sobie po swietach wypoczalem :)
wobec tego życzę powodzenia.
No i co sie tak chwalisz? A ja właśnie dostałem do opinii projekt nowej "mapy drogowej" (US/PAL/234-345/14.04.2009)dochodzenia do pokoju w Palestynie, który przeslał mi prezydent Barack Obama. A Twoja opinia na temat "rozporządzenia -KOM(2008) 721 z dnia 14.11.2008 - przygotowanego przez KE" czego tak naprawdę dotyczy? Coś ważnego? Bo jeśli nie to może mi pomożesz? W teczce czekają jeszcze na moja opinię rezolucje Putina w sprawie Osetii i Abhazji, dekret Sarkoz'ego o nacjonalizacji banków i projekt szans zasiedlenia Atarktydy przedstawiony na ostatnim posiedzeniu rządu w Ghanie. Ja juz z tymi opiniami po prostu nie daje rady :-(. Pomożecie?
kpi sobie jak chcesz, ale to jest włąsnie pewna różnica subtelna - siedzicie sobie przy piwie i gadacie o palestynie, gdy obok robotników sie dyma po chamsku...
Co nawyżej pójdziecie na demonstarcję - zadań wymagającycch mozolnej pracy nie zdobywaja uznania. DLatego też pewnei nie pasuje do tego środowiska - bo dla mnie machanie flag a(choć demonstarcje też są potrzebne) to element nacisku - a nie cel sam w sobie (dla was to jest własnie cel. Gdy Sierpień 80 robił demnstarcje pod spólką węglowa dla was to jest fajne, ale pracy ludzi typu Przemek Skupień, czy MArci Płaczek, którzy siedzą na mozolnych negocjacjach z zarządem nie widać w akmerach - wiec ta praca nie jest już fajna.
Co do wpisu Pana Okraski. Znowu jakieś błęne pojęcie. Naprawdę rzadko się zdarza, aby trockiści wykonywali jakaś pracę - to jest oczywiscie moje zdanie (w pratii czy związku).
Tam sa naprawdę ludzie, którzy jadą w teren zbierać podpisy (zaprzeczam pomowieniom o ch fałszowaniu) i nie sa to ludzie z tej grupy.
Co do Darkla Zalegi - nie zgadzam się z nim politycznie (i oboje mamy prawo do swoich poglądów). Powiem, wiecej mogę stwierdzić nawet, ze obecnei jestem z nim w jakims tam konflikcie, ale w redakcji wykonuje tytaniczną pracę. Akurat w TR nie ma wielu osób, które pracowało w gazecie na etacie. Robił to Darek z były publicystów ja i Kowalewski... to chyba wszystko. Robi, co może, aby nadać kształt profesjonalny tygonikowi.
Co do efektów pracy tej grupy w Sierpniu 80 - myśle, że wbrew pozorom efekt nie zależy od nich, a od wyniku wyborczego NPA. Jeżeli NPA przekroczy próg wyborczy to zwiększą sie wpływy tej grupy (co nei oznacza, ze na dłuższą metę przyneisie to pozytwne efkety). Jeżeli jednak nie to cene zapłaci Sierpień 80 i PPP, które zostaną odcięte przede wsyztskim od GUE/NGL (trudno domagać się współpracy, czy pomocy od ludzi starujących z konkurencyjnej listy). Uważam osobiscie (i jest to tylko moja osobista ocena), że organizacja nawet bez pośredniego wpływu w Bruskeli, w przyszłosci ograniczy sie do zespołu folklorystycznego.
Zresztą już dzisiaj wiemy o decyzjach, tóre zapadływ Euro Parlamencie bardzo niekorzystnych dla naszego górnictwa i wszystkie, ale to wszystkie zwiazki zawodowe nie zrobiły nic, aby zablokować te rozwiazania (które skończą sie zwolnieniami). Oczywscie nawjwięcej akurat zawinił Buzek, ale ja nie lubię zaniechań.
Niestety takich decyzj zpadających tam bedzie, więcej...
Jarku, nasze dotychczasowe uwagi, ogólnie rzecz biorąc, związane były z powstaniem pierwszej polskiej sekcji IV Międzynarodówki, zwanej Robotniczą Partią Samorządnej Rzeczypospolitej (1985-1986). Historia tej formacji skończyła się wraz z cytowanym przez nas Komunikatem Zjednoczonego Sekretariatu IV Międzynarodówki z marca 1988 r. (24 nr "Inprekora"). Początek jej był związany z rozłamem w Grupie Samorządności Robotniczej (koniec 1984). Oba nasze teksty - cytowany i wymieniony przez Ciebie "Grunt to zdrowie" oraz znacznie ciekawszy, wcześniejszy, dużo większy i jeszcze nie cytowany "Zrozumienie i porozumienie" pochodzą z 1984 r. Znalazły się one w nr 18 "Inprekora" z wiosny 1985 r. Nasza polemika "Zrozumienie i porozumienie" pochodzi mniej więcej z początku 1984 r., albowiem była ona odpowiedzią na tekst zamieszczony w nr 13 "Inprekora" z przełomu 1983/84 r. Tekst ten został dostarczony GSR-owi mniej więcej w tym terminie. Znalazł się również w suplemencie do drugiego numeru "Sprawy Robotniczej" z 1984 r. Druga nasza polemika w tym temacie "Grunt to zdrowie" pochodzi z jesieni 1984, jest to bowiem odpowiedź na nadesłaną odpowiedź redakcji "Inprekora" z lata 1984 r.
Ogólnie rzecz biorąc ewolucję ruchu społecznego "Solidarności" i NSZZ "Solidarność" mogliśmy obserwować od początku. Już pod koniec roku 1981 ukazał się w "Nowej Gazecie Mazowieckiej" nr 6, artykuł Włodka Bratkowskiego "Zjednoczenie Patriotyczne 'Solidarność'" (z lata 1981), który nie przeszedł przez redakcyjną cenzurę w pismach "Solidarności" regionu Mazowsze - "Niezależność" i "NTO". Po wprowadzeniu stanu wojennego (koniec 1981 r.) nastąpił gwałtowny, spontaniczny zwrot na prawo. Stąd konieczność powołania licznych pism opozycyjnych wobec "Tygodnika Mazowsze" i niezależnych od oficjalnych władz Podziemnej "Solidarności", jak choćby: "Równość", "Hartownia", "Chleba i Wolności", "Metro", "Jedność Robotnicza", "Robotnik - pismo członków MRK'S'", czy "Sprawa Robotnicza" i "Front Robotniczy" (pisma GSR).
Wszystko zależy zatem od nastawienia - my współpracowaliśmy ze społecznymi konsultantami Wszechnicy Robotniczej "Solidarności" Regionu Mazowsze, takimi jak Marian Srebrny, którzy zawsze byli krytyczni wobec władz związku, Zbigniew M. Kowalewski to zwykły aparatczyk "Solidarności" Ziemi Łódzkiej, członek władz tego regionu, działacz samorządów pracowniczych, szef paryskiego komitetu "Solidarni z 'Solidarnością'" (1982), wreszcie członek IV Międzynarodówki.
Kowalewski nic nie rozumiał, nawet gdy usunięty został z komitetu paryskiej "Solidarności", jako "agent KGB", wciąż wierzył w swoją rehabilitację. Głównie tym zajmował się po powrocie do kraju - w związku z tym odwiedził on wszystkich notabli "Solidarności", z wiadomym rezultatem.
gdzie mogę przeczytać teksty na które się powołujecie? są gdzieś skany w internecie?
Widać, że jest to starcie niszowych przeciwników.
Ludzie pracy najemnej nie są jeszcze tak zdeterminowani by wyjść na ulicę.
Jeszcze mamy coś do stracenia.
Drugie to nie cierpię partii wodzowskich a z za taką uważam PPP.
Te partie są bardzo niebezpieczne a odchylenia ideologiczne wodzów się zdarzały w historii szczególnie gdy zdobywali władzę.
Czekam, aż ktoś będzie miał wreszcie odwagę zablokować tasiemcowe bełkoty BB. To, co oni uprawiają na tym forum, to pozbawione jakiegokolwiek związku z portalowymi tekstami czy dyskusjami użytkowników wklejanie opublikowanych już wcześniej materiałów propagandowych ze strony, której nikt normalny nie odwiedza.
Dlatego też wspomniany duet zaśmieca komentarze na lewica.pl spamem, łudząc się, ze w ten sposób do kogokolwiek trafi ze swoją psychopublicystyką. BB - umieszczajcie te wątpliwej jakości elaboraty na 100 000 znaków na własnej stronie, a nie tutaj.
Moderatorzy zaś nie mają obowiązku przepuszczać bełkotu nie na temat, wszak nie da się tego nawet nazwać zabraniem głosu w dyskusji. Równie dobrze mógłbym tu wkleić wyniki ostatniej kolejki w czwartej lidze, i tak samo wzbogaciłoby to naszą wymianę poglądów.
Zgoda, ten zwrot na prawo rzeczywiście zaczął się zaraz po ogloszeniu stanu wojennego (we lbie Michnika pewnie jeszcze wczesniej), bo i przeciez rownie szybko Solidarnosc przestala byc ruchem robotniczym i to robotnicze zaplecze szybko tracila. W solidarnosci zostaly w krotkim czasie juz niemal tylko same "elity" etatowych podziemnych dzialaczy. Jednak jezyk tych elit zmienil sie troche pozniej. Na poczatku im sie jeszcze wydawalo, ze potrzebuja tych mas. Wydaje mi sie, ze jeszcze dlugi czas pozniej spoleczenstwo wcale tak prawicowo solidarnosci nie odbieralo, choc poczucie alienacji tych elit stale roslo. To faktyczne, formalne zerwanie z klasa robotnicza mimo wszystko uwazam, ze nastapilo pozniej niz na drugi dzien po 13.12.81. Wlasnie gdzies w polowie lat 80-tych. Wlasciwie po tym czasie nie bylo juz z kim gadac. Ale staram sie zrozumiec tych ktorzy podobnie jak ja wtedy niewiele rozumieli z tego co ich otacza. W koncu lat 80-tych ja np. nalezalem do NZS-u. Dla mnie wtedy, do 1989 roku wszystko mialo kolor czarno-bialy. Tak mi sie wydawalo. A skoro starsi i duzo bardziej doswiadczeni babrali sie jeszcze w tym czym byla wtedy solidarnosc, to sam jako gowniarz tym bardziej czuje sie usprawiedliwiony :). Tak swoja droga ten NZS to tez bylo w Lodzi :)
Zgoda BB - wszystko zalezy od nastawienia, a czasem wprost od uprzedzenia.
Czytam to czytam i oczom nie wierze. Ja rozumiem, ze opiniujesz rezolucje ONZ, ze prowadzisz jakies negocjacje pokojowe na bliskim wschodzie, ze Sierpien to trockistowski zwiazek, PPP jak twierdzisz rowniez itd... ale, ze TR posiada dwoch publicystow z prawdziwego zdarzenia czyli Ciebie i Kowalewskiego to juz naprawde przegiecie :).
Czas juz chyba najwyzszy bys porozmawial na ten temat z nasza korektorka... :) Przyda Ci sie kubel zimnej wody :)
naprawdę nie zauważyłeś, że o tym opiniowaniu rozmów pokojowych na Bliskim Wschodzie pisał Sierp i Młot? Ta próba ośmieszenia Kuby chyba jednak nieudana.
Był kiedyś taki portal, jak Lewica Bez Cenzury, w jego archiwum znajdziesz zapewne tendencyjne opracowanie o trockizmie w PRL Dariusza Zalegi, ale nie jest to takie proste, bowiem również Archiwum LBC zostało zamknięte decyzją prokuratury. Innych tekstów w internecie narazie nie uświadczysz. My nie mamy skaneru, a trockistom na tym z oczywistych względów zwyczajnie nie zależy. Pozostaje sięgnięcie do publikacji źródłowych lub czytanie naszych ulotnych często artykułów opartych na obszernych cytatach. Obiecujemy zresztą solidniejsze opracowania. Skądinąd nie należysz przecież do naszych sympatyków, więc nie dziw się, że prawda o polskim trockizmie lat 80. i 90. przebija się z tak wielkim trudem. Zawdzięczamy to również tobie i takim jak ty, a zwłaszcza takim jak jra.
Nie mam nic do Kuby. To tylko zart, ktory mi sie spodobal, skoro pisal on o jakims dokumencie KE podajac jego nazwe, numery itd., a nawet nie wyjasniajac czego dotyczy.
Wrecz odwrotnie znamy sie dosyc dlugo. Nie moge tylko zrozumiec co on tu od wczoraj wyprawia. Łacznie z tym swoim blogiem, gdzie kawalki o Bartoliku, przekroczyly juz wszelkie dopuszczalne granice dobrego smaku czy dowcipu. Nie rozumiem co sie z Kuba dzieje, a podejrzewam, ze to zwykla zazdrosc o... Rzym...
A tak swoją drogą, jra, mylisz się, to są właśnie komentarze bezpośrednio pisane na lewica.pl, Piotr Strębski z dyktatury.info po prostu je archiwizuje, aby stworzyć z tego szersze opracowanie, zresztą bez specjalnego pośpiechu. Ale tobie przecież nie o to chodzi. Z tą "psychopublicystyką", to jednak trafiłeś, zaraz widać z jakiej szkoły jesteś. Oto jeden z argumentów Zbigniewa M. Kowalewskiego z redakcji "Inprekora" z ówczesnej dyskusji: "Wydaje się nam, że zamiast wyartykułować i zracjonalizować rozbieżności polityczne, jakie Was od nich dzielą [tzn od Kuronia i Michnika], kierujecie się uprzedzeniami. Jeśli tak jest, to źle. Uprzedzenia są zjawiskiem psychologicznym i działalność polityczna powinna być od nich wolna" ("Nie odwracać się plecami od ruchu społecznego", "Inprekor" nr 18, wiosna 1985, s. 59).
No i szczytowe osiągnięcie Zbigniewa M. Kowalewskiego: "Nie można wychodzić od ideologicznego stanu ducha mas, określać zadań politycznych w odniesieniu do ich psychologii. Punktem wyjścia może być tylko sytuacja obiektywna, na którą składają się: z jednej strony oczywisty zmierzch - kryzys historyczny, rozkład i gnicie - systemu władzy totalitarnej, a z drugiej obiektywna dynamika rewolucyjna ruchu społecznego. Zadania polityczne muszą być ustalane na podstawie i w odniesieniu do sytuacji obiektywnej, a następnie przystosowywane do subiektywnego stanu ruchu społecznego (na tym polega metoda budowy programu przejściowego)" (jak wyżej, s. 65).
a ja uważam, że to co piszą BB jest bardzo interesujące. To smutne, że lewica nie interesuje się własną historią.
masz problem z czytaniem ze zrozuminiem? pisałem o osobach pracujacychy na etatach w redakcjach. Ale jak sie chcesz przyczepić to wszystko moozna przekręcić. Parca w TR nie w8ele ma wspólnego z pracą redakcji, która mi jest znana. Nastepnym razem zanim się przeczepisz sam sobie wylej kubeł zimnej wody na głowę, moze wtedy zrozumiesz.
(Próba podsumowania)
Kiedy w latach 70, prof. J. Balcerek, którego wpływ na powstałą na początku lat 80. Grupę Samorządności Robotniczej był niekwestionowany, podobnie zresztą, jak niekwestionowany był jego wpływ na WZZ "Sierpień'80" w I połowie lat 90. (był przecież doradcą "Solidarności-80" i "Sierpnia'80"), w rozmowie z czeskim dziennikarzem, analizował biurokrację jako totalitarną klasę mającą własne, odrębne od państwa robotniczego, interesy, jego rozmówca stwierdził, że zapewne jest trockistą. W rzeczywistości prof. Balcerek bliższy był w tym względzie M. Dżilasowi, uważającemu biurokrację za nową klasę niż trockistom, dla których jest ona tylko warstwą pasożytniczą. W jednym jeszcze punkcie prof. Balcerek miał coś wspólnego z Trockim - jak on uważał, że degeneracja biurokracji posuwała się pod dyktando jej pragnienia, by stać się rzeczywistą klasą właścicieli środków produkcji, a nie tylko ich dysponentem. Na tym wyczerpywały się podobieństwa z trockistami. Okres gierkowski był przez prof. Balcerka (w czym pozostawał całkowicie osamotniony) postrzegany jako etap, na którym biurokracja podjęła ostateczną walkę o realizację swojego celu; walkę, w której była skłonna poświęcić nie tylko interesy klasy robotniczej, ale i byt biologiczny narodu polskiego, a to z powodu kosztów społecznych, które musiały towarzyszyć temu procesowi, ze względu na nieuchronną konieczność podporządkowania gospodarki polskiej międzynarodowemu kapitalistycznemu podziałowi pracy, w którym nie było miejsca dla jeszcze jednej, dużej gospodarki. Gospodarka narodowa była więc skazana na peryferyjność i zależność, gdyż biurokracja miała co najwyżej ambicje na miarę swoich możliwości, czyli na zajęcie pozycji burżuazji zależnej i kompradorskiej. Alternatywa, jaką mogła być organizacja konkurencyjnego międzynarodowego podziału pracy w oparciu o kontakty z krajami Trzeciego Świata, była niemożliwa ze względu na to, że stała w sprzeczności z przyjętą przez biurokrację strategią uległości i zależności, za cenę przehandlowania resztek interesów robotniczych. Odmienną strategię mogła przyjąć tylko klasa robotnicza z jej internacjonalistycznym interesem klasowym.
Dlatego też, niezależnie od bardzo silnie akcentowanego "patriotycznego" charakteru koncepcji prof. Balcerka, nieusuwalnym jej elementem była orientacja na klasę robotniczą. Ten element był powodem, dla którego koncepcja ta nie stoczyła się do poziomu polskiego szowinizmu. Gdy po śmierci prof. Balcerka zabrakło tego "bezpiecznika", ewolucję na stanowisko nacjonalistyczne i, w konsekwencji, prawicowe przeżył związek "Sierpień'80", któremu doradzali pozostali wtedy eksperci, m.in. Janina i Gabriel Krausowie.
W tej orientacji na klasę robotniczą w tradycyjnym, marksistowskim pojmowaniu, J. Balcerek (podobnie, jak Lew Trocki) rozchodził się zasadniczo z głównymi nurtami światowego posttrockizmu.
Problem nie zrodził się z niczego, ale z ewolucji myśli politycznej trockizmu, kształtującej się w konkretnej sytuacji historycznej. Przytaczane przez nas często poszukiwanie bazy zastępczej w sytuacji izolacji trockizmu od bazy podstawowej, robotniczej, zyskiwało z biegiem czasu uzasadnienie teoretyczne.
W specjalnym wydaniu "Inprekora" pt. "Czwarta Międzynarodówka. Wybrane aspekty historii, doświadczeń, teorii i programu", redakcja prezentowała najważniejsze cechy programu IV Międzynarodówki po XII Zjeździe Światowym w 1985 r., warte przedstawienia polskiemu czytelnikowi.
"Rewolucja narodowa, demokratyczna i agrarna w krajach słabo rozwiniętych nie może dokonać się pod wodzą burżuazji. Może dokonać się jedynie pod przewodnictwem klasy robotniczej...) (s. 22). Ale: "W rewolucjach późniejszych (...) - od chińskiej po nikaraguańską - klasa robotnicza nie odegrała w żadnej mierze takiej roli, jaką odegrała w Rosji. Okazało się bowiem, że sam podmiot rewolucji, utożsamiany przez Trockiego z tą klasą, może być również 'kombinowany' w mniej lub bardziej niezwykły sposób, a w pewnych wyjątkowych - choć wcale nie marginesowych! - przypadkach nie być wcale klasą robotniczą. Taki skrajny przypadek stanowiła rewolucja chińska." (s. 23)
Jak piszą U. Ługowska i A. Grabski w swojej książce "Trockizm. Doktryna i ruch polityczny" (Warszawa 2003): "Sposób, w jaki odniósł się Trocki do kwestii chłopskiej i drobnomieszczaństwa jako sojusznika ruchu rewolucyjnego w walce z wielką i monopolistyczną burżuazją, można uznać za śmiały i wykraczający - w poszukiwaniu klasowych sojuszników dla proletariatu - dalej niż przyjęte to zwykle było w marksistowskich programach rewolucyjnych." (s. 83)
Należy zauważyć, że sugestia o istnieniu analogicznego "podmiotu kombinowanego" nie ograniczyła się do krajów rozwijających się, zacofanych, ale pojawiła się także w krajach rozwiniętych. Było to spowodowane zmianami, jaki zachodziły w łonie tradycyjnej klasy robotniczej i sankcjonowaniem innych podmiotów, które odgrywały radykalną rolę w procesach demokratyzacji społeczeństw wysoko rozwiniętych ("Ruch trockistowski bowiem tylko wyjątkowo miał wpływy w ruchu robotniczym i rolę substytutu proletariatu, jako postulowanej bazy partii rewolucyjnej, odgrywały zwykle środowiska lewicy akademickiej i młodzież.", tamże, s. 87).
Również program przejściowy Trockiego dawał podbudowę teoretyczną takim poszukiwaniom: "Sens systemu żądań przejściowych polegał na tym, że wszystkie one w dynamiczny sposób skierowane były przeciwko samym podstawom ustroju burżuazyjnego. W ramach tego programu chodziło o systematyczną mobilizację klasy robotniczej, która kierowana przez rewolucyjną partię, wysuwając coraz śmielsze postulaty i zdobywając coraz większą siłę, zbliża się do proletariackiej rewolucji." (Ługowska, Grabski, s. 78).
Stąd niedaleko już do rozszerzającej interpretacji pomysłu Trockiego, która streszcza strategię IV Międzynarodówki w okresie działania "Solidarności": "Program Trockiego (...) w pewnym sensie stanowi całościową receptę na przewrót społeczny, swoisty przepis na samonapędzający się narastający radykalizm postaw i postulatów ruchu robotniczego aż po przejęcie przezeń władzy politycznej." (Ługowska, Grabski, s. 78).
Książka Ługowskiej i Grabskiego, wydana w 2003 r., zapewne mniej lub bardziej świadomie podsumowuje sposób myślenia polskich działaczy IV Międzynarodówki w okresie "Solidarności" i stanu wojennego.
Tego typu myślenie, równoległe z koncepcją "podmiotu kombinowanego" oraz ograniczające w praktyce zasadę dyktatury proletariatu w okresie budowy nowego ustroju dzięki idealizacji tego procesu i negowanie jego wewnętrznych sprzeczności ("... uczestnictwo wielomilionowych rzesz ludzkich w budowie społeczeństwa bezklasowego - nie tylko przez mniej lub bardziej bierny udział w wyborach, ale i w rzeczywistym zarządzaniu na różnych szczeblach - nie może być ograniczony, według prymitywnie 'robociarskich' kryteriów, jedynie do pracowników zatrudnionych w produkcji...", "Inprekor", wydanie specjalne, s. 113), wymagało swoistej ekwilibrystyki jej wyznawców, typowej skądinąd dla anarchizującego typu krytyki ograniczeń demokracji w okresie rewolucji bolszewickiej w Rosji. Z jednej strony, mamy do czynienia z poddaniem się pewnej spontaniczności procesu radykalizacji świadomości mas dzięki mechanizmowi postulatów przejściowych, z drugiej zaś, z wymogiem istnienia struktury partyjnej mającej przenikliwą świadomość celu całego tego mechanizmu.
Specjalne wydanie "Inprekora" opisuje dla potrzeb polskiego czytelnika ów mechanizm, puentując go wnioskiem dotyczącym krajów, w których rządzi biurokracja: "Program przejściowy Czwartej Międzynarodówki składa się z trzech rodzajów postulatów. Po pierwsze, z postulatów bieżących i cząstkowych, które są związane z codzienną walką mas w obronie i o poprawę warunków życia i pracy. Po drugie, z postulatów demokratycznych - w tym dotyczących praw człowieka i swobód obywatelskich - które związane są z obroną prawa do niezależnej działalności i organizacji społecznej i politycznej mas i z walką o jego nieustanne poszerzanie. Po trzecie, z postulatów przejściowych w ścisłym tego słowa znaczeniu, to znaczy takich, które wyrastają z niemożności zaspokojenia przez kapitalizm czy władzę biurokratyczną potrzeb klasy robotniczej jako całości i godzą bezpośrednio w system władzy burżuazji czy biurokracji. W państwach postkapitalistycznych, rządzonych przez biurokrację totalitarną, postulaty demokratyczne są z reguły bezpośrednio postulatami przejściowymi..." ("Inprekor", wydanie specjalne, s. 83)
Jak widzimy, taktyka dla krajów tzw. realnego socjalizmu przewiduje postulaty demokratyczne jako zasadnicze dla możliwości przejścia do budowy społeczeństwa bezklasowego, a przynajmniej - samorządowego. Wynika stąd, że - zgodnie z wyobrażeniami drobnomieszczańskich sojuszników klasy robotniczej - uspołecznienie środków produkcji w warunkach walki z biurokracją wymaga zaledwie demokratyzacji, czyli upowszechnienia dostępu do rzeczywistego zarządzania gospodarką przez społeczeństwo. Koncepcja ma więc raczej konotacje anarchistyczne czy anarchosyndykalistyczne, nie zaś marksistowskie. Odrzucenie "prymitywnego", "robociarskiego" punktu widzenia prowadzi do lekceważenia sprzeczności leżącej u podłoża specyficznej sytuacji klasy robotniczej w społeczeństwie - niezbywalnej sprzeczności po tym, jak zniesione zostają wszelkie inne konflikty społeczne, a mianowicie sprzeczność między klasą robotniczą jako wytwórcą wartości dodatkowej a społeczeństwem, którego rozwój jest uzależniony od istnienia owej wartości dodatkowej. Sprzeczność ta pozostaje po ustaniu antagonizmu klasowego po zniesieniu władzy burżuazji czy biurokracji i ustaje dopiero wraz ze zniesieniem klasy robotniczej jako wyodrębnionej grupy społecznej.
Zaślepienie IV Międzynarodówki, nie wyróżniające wyłącznie działaczy zajmujących się Polską, polegało na jeszcze jednym elemencie. Chodziło o wiarę w niemożność restauracji systemu kapitalistycznego w krajach zwanych przez nich "postkapitalistycznymi", czyli w krajach obozu radzieckiego. W tym przypadku trockiści nie byli odosobnieni. Doprawdy niewielu ludziom przychodziło do głowy, że klęska biurokracji mogłaby się wyrazić w odbudowie systemu kapitalistycznego.
Aby to zrozumieć, należy uświadomić sobie, że w krajach rozwiniętych kapitalizm był radykalnie krytykowany przez nowy, "kombinowany" podmiot rewolucyjny. Co prawda w kwestii władzy klasy robotniczej nastąpiło unowocześnienie teorii, czyli uznanie za wystarczające procesów demokratyzacji w zakładach pracy, ale już na poziomie ogólnym - nastąpiło - przeciwnie - zradykalizowanie wymagań demokratycznych w zakresie swobód obywatelskich. W krajach Trzeciego Świata z kolei mieliśmy do czynienia z rozbudzeniem walk antykolonialnych, które w ramach mechanizmu postulatów przejściowych obiecywało niewzruszony pochód w kierunku socjalizmu. Oczekiwano tylko wreszcie zwycięskiego zrywu w krajach rządzonych przez biurokrację. Wydawało się, że niemożliwość recydywy kapitalizmu była zagwarantowana procesami demokratyzacji w obu pozostałych składowych świata. I chociaż nadzieja okazała się płonna, wybuch "Solidarności" wydawał się uchwyceniem nareszcie ostatniego elementu trockistowsko-rewolucyjnego puzzle'a. Wiara w rewolucję nie zgasła nawet wraz ze stłumieniem polskiego wrzenia, albowiem tak naprawdę o wiele dojrzalsze były warunki rewolucji w Niemczech. W rezultacie trockiści, jak sami mówią, w latach 1985-1995 zstąpili do piekła. Czy lekcje historii służą tylko temu, aby je ignorować?
PS twoja uwaga o ONZ jest chamska i majaca na celu wwołać zapewne moja złośc. Przyupomnę tobie jedynie jak zachowąłeś sie w Bruskeili...
niewiele w takim razie jest Ci wiadomo o pracy w redakcji... a juz nic o redakcji nadsylanych tekstow. Nie wiem co Ci daje prawo oceniac redakcje TR? Przysylasz nam przeciez, i to bardzo rzadko, tylko teksty o dorszach.
Kubo pociagnij za wentyl i spusc z siebie troche powietrza bo jestes tak nadety, ze zaraz pekniesz. Nawet dowcipu nie potrafisz przyjac na ludzie. Wez wroc do gory i przeczytaj jakie nadete teksty nam tu piszesz. Nie widzisz, ze to jest komiczne? Wcale nie watpie, ze bedziesz tu dalej cos na kogos wyciagal. Wali mnie to. Przeciez to sam siebie tym kompromitujesz. Ja po prostu jestem obserwatorem, ktory nigdzie sie nie pcha. Ale jestem uwaznym obserwatorem i potrafie odroznic prawdziwe racje od chorych ambicji. Juz to kiedys pisalem, moja krytyka jest konstruktywna, jesli jest, i nie chodzi w niej o to, by zajac czyjes miejsce, wykosic jakas konkurencje, ale... sluzy temu by partia rosla w sile, a ludziom zylo sie dostatniej:) Moja praca jest bardzo pozyteczna dla partii i dla zwiazku na wiuelu polach i nie podkreslam tego na kazdym kroku. Wiem, ze jest ceniona, przynosi korzysc naszym zwiazkowcom i sprawie na ktorej mi zalezy itd. Nawet piszac tu, choc nie zajmuje sie na drugim kompie opiniowaniem unijnego prawa (kurcze czy Ty tego nie widzisz jak to smiesznie brzmi?) ale tez w miedzy czasie zaprojektowalem kolejny plakat na kolejna demonstracje zwiazkowa. Robie tez duzo innych rzeczy i trudno bym je tu wszystkie wymienil. Nie mam zamiaru sie licytowac. Nie zajmuje sie tylko dorszami. Nie wiem dlaczego z tego powodu czujesz sie lepszy i twierdzisz, ze inni nic nie robia? I nas wszystkich obrazasz? Przypominam, ze tow. Bartolik tez jest naszym redakcyjnym kolega. A u nas jest zasada - jeden za wszystkich wszyscy za jednego. Ot taka ... solidarnosc. Houk!
No i czas chyba zakonczyc zywot IV miedzynarodowki. Przezyla sie, pobladzila... A nie negujac potrzeby istnienia miedzynarodowej, robotniczej rewolucyjnej organizacji, czas zaczac myslec o powolaniu nowej.
:):):) ooo i właśnie o to chodzi. zapytałem grzecznie o materiały i...usłyszałem, że ich brak w sieci to moja wina :):):) ba, nie tylko moja! ale i mi podobnych typków! :):):) ciekawe, ale z jednym się zgodzę: tak, nie jestem waszym sympatykiem, tzn. nie wyobrażam sobie, że można darzyć sympatią takich ludzi jak wy. co do sympatii politycznych, to zdecydowanie nie mam zdania na wasz temat, bo po prostu nie wiem o co wam chodzi - póki co, zorientowałem się, że nie ma cie żadnego pomysłu, bo obraziliście się na cały lewicowy świat/ek
1. jaki poziom żartu taka odpowiedź
2. widać nie czytasz tygodnika, skoro wszystkie teksty dla Ciebie były o dorszu... widac mało wiesz zresztą, że wiele tekstów które pisali inny bazowały na materiałach przygotowanych lub przetłomaczonych przeze mnie (nie mam zamiaru się licutowac)
3. chcetnie przypomnę cio twoje cyniczne podejście dlaczego godisz sie na pewne sprawy w WZZ, a co do rpacy dla zwiazku przyjmi do wiadomości, że o wielu rzeczach w których brałem udział nie masz pojęcia, poniewaz byłeś do tego nie dopuszczany (czemu tak sie działo zrozumiałem w Brukslei).
Gdzie są dostępne jakieś teksty Józefa Balcerka?
Jestem za PPP!!!
I oczywiście przeciw LID (SLD, czy jak tam tę poczwarę teraz zwią)
Myślę , że wielu ludzi pragnących lewicy (nie liberałów) myśli podobnie jak ja. I że w najbliższych wyborach zagłosują oni na PPP, a nie POrąbane liberalnymi naukami SLD.
Jarku, wyjaśnijmy sobie w końcu kilka spraw.
Po pierwsze, jeśli już jesteśmy uprzedzeni do Zbigniewa M. Kowalewskiego i jego międzynarodówki, to zapewne mniej więcej tak jak Ty do Piotra Ikonowicza i Nowej Lewicy. Nazywamy to doświadczeniem. Na początku lat 80. kiedy nawiązaliśmy kontakt z emisariuszami IV Międzynarodówki w Polsce byliśmy pełni wiary i naiwni. W pierwszym podejściu Stefan Piekarczyk nas spławił, w czasach karnawału "Solidarności" i w początkowym okresie stanu wojennego wydawało mu się, że mają wszystko co chcieli mieć. Po przeczytaniu pisma "Równość" (początek 1992 r.) wskazał nam wyraźnie, że ma nas gdzieś, ale zanotował telefon. Jego partyjna przełożona J. Allio zadowalała się kontaktami z KOR-owcami, do Wszechnicy Robotniczej "Solidarności" Regionu Mazowsze wpadła tylko po to by zostawić Henrykowi Wujcowi pierwszy numer polskiego wydania "Inprekora", jeszcze w formacie A-4, z orłem w koronie na okładce, podobno symbolem suwerenności Polski. Takich jak my traktowała per noga. Nie znalazła nawet chwili czasu na rozmowę, a spotkaliśmy się przecież pierwszy raz jeszcze we Wszechnicy Robotniczej "Solidarności" Regionu Mazowsze. Na Heńka Wujca gotowa była zaczekać, dla pętaków nie miała chwili czasu, ani wolnego numeru "Inprekora". Numer trafił oczywiście do szuflady dyżurnej, która po wyjściu J. Allio po namyśle nam go oddała z olewającym komentarzem. Dobrze wiedziała z kim ma do czynienia i wiedziała co Heniek o nich myśli, ale pozory kurtuazji były zachowane - interesy zobowiązują.
Dalej więc szukaliśmy kontaktu z, jak nam się wówczas wydawało, rewolucyjną marksistowką międzynarodową partią robotniczą. W międzyczasie w Ośrodku Pracy Politycznej SZSP Uniwersytetu Warszawskiego "Sigma", który wydawał wówczas "Nową Gazetę Mazowiecką" i "Archiwum Lewicy" spotkaliśmy przedstawicieli innej, małej tendencji trockistowskiej zwanej, vargistami - oni byli otwarci na współpracę i dyskusje, podobnie zresztą jak młodzi lewicowi działacze klubu "Sigma", którzy byli otwarci zarówno na "Solidarność", lewicę NZS (np. na Piotra Czaputowicza), struktury poziome w PZPR (na Dawidowa, Stefana Bratkowskiego, Wojciecha Lamentowicza itp.), jak i na trockistów. Po wprowadzeniu stanu wojennego właśnie w oparciu o nich można było wydać pierwszy numer "Równości", później było "Metro" (przy współpracy z vargistami, czyli Borysem Hassem i Wacławem Szczepańskim). Piekarczyk zgłosił się do nas dopiero po rozłamie w paryskim komitecie i ruchu "Solidarni z 'Solidarnością'", czyli po usunięciu Zbigniewa M. Kowalewskiego z zagranicznych struktur "Solidarności". Wówczas dostaliśmy sporą porcję "Inprekorów", był to jednak już PRZEŁOM, ale jak się wkrótce okazało tylko roku 1982/1983 - na współpracę wciąż jeszcze byliśmy otwarci. Była ona jednak wymuszona sytuacją w jakiej znalazła się "czwórka" - po usunięciu Kowalewskiego padł przecież kolportaż "Inprekora". Musieliśmy rozładować spooory zator, wykorzystując do tego własne kanały. Kanały "Solidarności", z których korzystał Kowalewski, jako oficjalny przedstawiciel "Solidarności z 'Solidarnością'", były dla niego raz na zawsze zamknięte. I tak to się zaczęło. Jak wyglądało współpraca i jak się skończyło, to już wiesz.
Po drugie, z tym pożegnaniem z IV Międzynarodówka sprawa nie jest taka prosta, jak ją przedstawiasz. Oficjalnie Czwarta Międzynarodówka, podobnie jak LCR w NPA, chce przekształcić się w inną szerszą międzynarodową konstelację, mniejsza o możliwości i nazwę. Nie słyszeliśmy jednak, że chcą zrezygnować z "programu przejściowego" i "podmiotu kombinowanego" oraz z walki o tzw. Samorządną Rzeczpospolitą.
Po trzecie, jako czwarty muszkieter jej Królewskiej Mości - "Trybuny Robotniczej" - musisz wybierać, czy chcesz przeżyć, czy ginąć razem z nimi. My jak ta "TROCKISTOŻERCZA" MODLISZKA po wykorzystaniu i intelektualnym zapłodnieniu przez "Czwórkę" musimy ich pożreć, by GATUNEK TRWAŁ "DALEJ!"
A mamy, jak widzisz, spore możliwości i wielki apetyt na takie dania.
Proust też się obraził na paryski światek arystokratyczny. A jednak napisał o nim prawdę. Podobnie zrobili BB.
Prawda - inna zresztą niż myślą BB - stwierdza, że idee skrajnej lewicy nie mają szansy przyjąć się w Polsce. Starsze pokolenia tej opcji nienawidzą (ze względu na PRL). Młodsze się z niej śmieją. Nawet Stalin rozumiał, że socjalizm pasuje do Polski tak, jak siodło do krowy.
Hermetyczna alienacja prowadzi skrajną lewicę do rozpaczliwego oczekiwania na Mesjasza, którym miał zostać kolejno Wałęsa, Kuroń, Michnik, Ziętek czy Lepper. Mesjasz nie przyjdzie. Żadnych marzeń.
Zamiast się kłócić, pokombinujcie wspólnie, jak oczyścić związek i partię z komunistów i goszystów. Bo z nimi daleko się nie zajedzie.
Ależ, ABCD, nie obrażamy się, nie chodzi nam jednak o "podmiot kombinowany" (studentów, młodzież, mniejszości seksualne, strasznie radykalne feministki i ogólnie rzecz biorąc o nowe ruchy społeczne), lecz o klasowy ruch robotniczy. Na tym polu czeka nas raczej zażarta walka. Nie sądzisz chyba, że zmienią oni swoją opcję z "podmiotu kombinowanego" na partykularny, obiektywny interes klasy robotniczej. Będą jedynie WIĘCEJ KOMBINOWAĆ.
Na razie są rozproszone po licznych źródłowych publikacjach, w przetworzonej krytycznie formie pojawiają się czasem w naszych tekstach. Oczywiście posiadamy również jego pełne archiwum. Reedycję jego dzieł zapowiadał kiedyś Wojciech Błasiak. Chyba będziemy musieli kiedyś sami się tym zająć.
Jarku Kuba P i inni maja racje GPR rozlozy PPP To tylko chwila i bedzie po balu
komunizm jest pojęciem względnym. CO do zmian,. YUważma, ze są niemożliwe do momentu dopóki doświadczenia BB, kiedyś OM PPS nie przerobi na własnej skórze PPP i SIerpień 80.. Ja jestem zwolennikiem uczenia się na cudzych błedach inni mają ochotę przerabiać to samemu i mają do tego prawo tak jak ja mam prawo nie brać w tym udziału.
Dziwi mnie jedynie fakt ciągłego wiszenia nad ZMK oskarzenia o agenturalność. Nie mi oceniać czy jest, czy nie, bo zbyt mało wiem. Mam jednak ocenę moralności tej osoby bardzo niską (właściwie ponizej krytyki, wieć sobie ją daruję).
CIagle uważam, że wbrew pozorom decydujące bedą dla PPP, Sierpnia 80 i tej grupy wyniki wyborów i to nie w Polsce. Szczególnie liczyć się będzie Francja, ale również inne kraje. Jeżeli trockiści odniosą dobry wynik wzmocni to wpływy tej grupy w PPP i związku. Jeżeli jednak nie - to są dwa scenariusze. Nikt nie wyciągnie wniosków i nadal będzie branięcie w ślepą uliczkę ( trockiści od lat sie odgrażają - tak mniej więcej od 1968 roku, że zmiotą tą drugą niedobra lewicę w następnych wyborach). Będzie to jednak powolny proces marginalizacji tych organizacji najpierw na scenie miedzynarodwej, a później krajowej (szkoda o tyle, że ledwie udało się zdjąć blokade nałożoną przez fundację).
Drugai wariant to odsunięcie tej grupy po klęsce (na honorowe powiedzenie mylisliśmy się oddajemy wpływy nie nalezy liczyc absolutnie), choć w normlanych partiach tak się dzieje - przegrałem odchodzę.
W krótkim czasie okarzę się, że w kraju znaczenie bedą miały organizacje, które bedą mogły mieć wpływ w Brukslei i odjście do informacji i decyzji. Takie jest moej zdanie. Dlatego realizując polotkę tej grupy PPP ryzykuje sporo. Nie zgadzam się z teorią, ze EPL i GUE/NGL nie maja wyboru bo nie maja tutaj w kraju powazniejszego partnera. Świetnie sobie radzili bez tego to i teraz nie ma takiej potrzeby, aby go posiadać.
"idee skrajnej lewicy nie mają szansy przyjąć się w Polsce. Starsze pokolenia tej opcji nienawidzą (ze względu na PRL). Młodsze się z niej śmieją. Nawet Stalin rozumiał, że socjalizm pasuje do Polski tak, jak siodło do krowy."
"Zamiast się kłócić, pokombinujcie wspólnie, jak oczyścić związek i partię z komunistów (...) Bo z nimi daleko się nie zajedzie."
również jestem zainteresowany publikacją/reedycją prac prof. Balcerka. Jakby pojawiły się jakieś konkrety, mail: soarespodkreslnikdwojkaarabskamalpadwuatomowaczasteczkatlenukropkapeel.
Moj zart byl zlosliwym zartem, a zlosliwy nie oznacza Kubo - chamski. Ten na pewno nie byl. To byla igla wbita w nadety balon, w ktory sie zamieniles. Potrafie byc duzo bardziej zlosliwy i w tej dziedzinie posiadam doktorat:) Ale nie jest moim celem wdeptywanie Cie w ziemie wiec sie powstrzymalem od ostrzejszej reakcji, mimo ze nas tu wszystkich w redakcji obrazasz. Pozwolilem sobie na zart, po tych bzdurach co piszesz, o partii do ktorej naleze, o zwiazku i mojej redakcji. I przyznam, ze bardziej mnie to zlosci niz by to robil Durango czy ABCD, bo jeszcze wczoraj z nami wspolpracowales.
I najwazniejsze, moj zart dotyczyl tego co tu wypisujesz, a ja uznaje to za brednie. Nie dotyczyl przeciez Twoich spraw lozkowych, zycia prywatnego itd. Bo ja rozumiem, ze moze Ci sie nie podobac, co i jak pisze u nas kolega Bartolik. Jesli masz jednak jakies zarzuty merytoryczne, to wszystko moze byc przedmiotem dyskusji. Ty jednak w obrzydliwy sposob, czepiasz sie publicznie czyichs preferencji; kto z kim spi; kogo zdradza itd. Jakim prawem? Wyjasniam Ci, ze to jest dopiero prawdziwe chamstwo, ktore zamyka droge do wzajemnego zrozumienia.
Ja tez pewne rzeczy zrozumialem, po tego typu Twoich wpisach i zachowaniach. Np. to, ze zamiast Ciebie, jedzie gdzies ktos inny, bez nadetych wlasnych ambicji i nastawiony na prace w zespole. Myslisz, ze kogos to obchodzi, ze Ty czujesz sie wycinany? Ze Kurier robia inni ludzie niz Ty, co Ci sola w oku stoi? Bo niby dlaczego ktoras z tych rzeczy mialbys robic Ty? Masz na to jakies demokratyczne nadanie, by uprawiac prywatna polityke w imieniu partii? O to wszystko masz pretensje, bo masz ogromne ambicje i rozbuchane, bez zadnych podstaw, ego. Dla Ciebie jak nawet cos bedzie niedemokratyczne, ale bedziesz dzieki temu gora nad trockistami, to juz wsztystko bedzie ok, bo bedziesz mogl sie realizowac? Otoz widzisz, dla mnie ni cholery! Bo to wlasnie jest czesto sedno mojej krytyki.
Piszesz: "cyniczne podejście dlaczego godisz sie na pewne sprawy w WZZ". Nic nie rozumiesz. Ty masz swoje osobiste żale, a moja krtyka wynika z troski o cos wiecej. Nie ma w niej ambicji.nie widze w tym sposobu na swoje zycie. Bo jesli chodzi o zycie, to wracajac do komercji duzo lepiej bym na tym wyszedl jak zreszta wychodzilem poprzednio. Fakt, ze nieraz moglem Ci powiedziec, ze cos mnie g... obchodzi, bo po pierwsze wcale nie chce stawac po Twojej stronie, bo do tego musze byc przekonany, a nie jestem, a po drugie rozmawiac z Toba szczerze trudno, gdyz niewiadomo kiedy wyciagniesz to chocby na tym forum.
Kubo masz sie nie wiadomo za kogo, a Twoje zachowania sa tak neurotyczne, ze podobnego nasilenia trudno mi sie doszukac u innych ludzi. To co u ludzi bywa dolem, krotkotrwala wiosenna deprechą, u Ciebie jest chlebem powszednim. Partia i zwiazek to nie grupy terapeutyczne.
Kubo denerwujesz sie jesli nie mozesz realizowac swoich ambicji tak jak sam chcesz i mija Ci natychmiast gdy tylko droga ku temu sie znow otwiera. Dlatego ciagle odchodzisz i ciagle wracasz. Dla mnie to tylko Twoje osobiste sprawy i ambicje. Mam wrazenie, ze to nie tyle ma znaczenie, ze ja to zauwazylem, ale ze kto inny to widzi.
Ja w realizacji czyichs ambicji nie biore udzialu i brac nie bede, bo nie widze w tym pozytku dla ogolu, dla partii, zwiazku, gazety... a przypominam, ze jednostka niczym, jednostka zerem :). Krytyki trockizmu nie traktuje tez jako celu, ktorym jest wyciecie trockistow i zagarniecie z tego korzysci dla siebie. Ja z nikim nie rywalizuje. Po odejsciu trockistow obawiam sie, ze w mojej krytyce mogloby sie nic nie zmienic. Czy krytykowalbym trockistow czy Ciebie? Co za roznica? Mysle, ze Twoja motywacja jest zupelnie inna.
Absolutnie nie zgadzam sie, by te wybory mialy szczegolny wplyw na to co sie dzieje w naszym kraju. Zarowno wyniki NPA jak i EPL dla pozycji PPP w Polsce beda mialy nikle znaczenie. Dla pozycji PPP moze sie liczyc wylacznie wynik PPP osiagniety w naszym kraju. Takie samo zreszta dla SLD maja znaczenie wyniki PSE, dla PO wyniki jakiejsc chadecji itd, bo nie z tego powodu zdobyli w Polsce wladze. Ja rozumiem, ze to Kubo jest trescia Twoich ambicji, ale prawda jest taka, ze wiekszosc ludzi w Polsce nie ma pojecia co to jakies EPL, GUE/NGL, PSE, NPA itd. a w tych wyborach jak frekwencja osiagnie 30% to bedzie sukces. Bo ludzie maja te wybory w d.... Pozycje PPP w Polsce mozna wywalczyc niemal wylacznie w samej Polsce. Wsparcie miedzynarodowe, bez rozwoju struktur w kraju moze tak pomoc jak umarlemu kadzidlo. Ja uwazam, ze te wybory to tylko rozgrzewka. Walka o rzad dusz rozstzygac sie bedzie na naszych ulicach, w strajkach, demonstracjach i kolejnych wyborach do krajowych struktur, a nie w Brukselii, w Parlamencie, ktory i tak niewiele w ogole moze. Zadna partia, w zadnym kraju, do swego znaczenia nie doszla poprzez Bruksele ( a juz na pewno nie przez sukces innej partii w innym kraju, bo to mandatu dla Polski i tak nie da), ale dzialaniami na gruncie wlasnych spoleczenstw. To sie dzieje zawsze odwrotnie. To co piszesz to jakies bajki. Najpierw kraj, potem struktury miedzynarodowe. Dla nas sukcesem w tych wyborach bedzie kolejny procentowy wzrost poparcia. Nic wiecej po tych wyborach i tej zakichanej Unii nie mozna oczekiwac. O ile w polskim parlamencie jest masa pajacow, to w tym europejskim sa pajace do kwadratu, bo ci pierwsi moga przynajmniej teoretycznie wplywac na polityke wlasnego kraju, a ci drudzy nie moga nic, bo i tak wszystkim rzadzi kompletnie niedemokratyczna KE. Prywatyzacji szpitali, kolei, kolejnych zakladow, kopaln etc. nie powstrzyma sie w PE ale jedynie w Polsce. Oczywiscie, ze warto tam byc, ale nie grozi to zadnej polskiej lewicy, chocby nie wiem z jakim z partnerow poszla do wyborow. A nadawanie tej instytucji roli ksztaltujacej przyszlosc, pokazuje tylko nieznajomosc realiow i przeceniania sily tej instytucji.
Zaczeliscie tak, ze mi sie od raz spodobalo. Jesli jestesm "przedzeni do Kowalewskiego..." mysle sobie no w koncu jakis subiektywny czynnik u tych dwojga... a subiektywny znaczy sie taki zwykly, ludzki... polski :) No ale chwile potem uprzedzenie nabralo juz empirycznych podstaw :) i czynnik ludzki, w sensie ludzkich slabosci, zawisci itd. prysl:(
A co do pozerania. Ja sie pozrec nie dam. Uprzedzam, ze jestem stary, lykowaty i koscisty. W gardle bym Wam stanal :)
Nie bądź taki dowcipny, Jarku, i nie odwracaj kota ogonem. To nie nasze, lecz twoje słowa: "Zgoda BB - wszystko zależy od nastawienia, a czasem wprost od uprzedzenia". Mówimy o nastawieniu, Ty sugerujesz nam uprzedzenie. Więc nie wkładaj nam w usta własnych słów. Bo nie jest to zgodne z rzeczywistością.
DRUGIE PODEJŚCIE
Pod koniec 1986 r. po pierwszej polskiej sekcji IV Międzynarodówki - Robotniczej Partii Samorządnej Rzeczypospolitej - pozostały tylko niezabliźnione rany i wzajemne urazy. Takiego obrotu spraw nie spodziewano się zwłaszcza w redakcji "Inprekora", ale również Stefan Piekarczyk był ewidentnie w depresji, skoro zwrócił się ponownie o pomoc do Grupy Samorządności Robotniczej, obiecując Włodkowi Bratkowskiemu w zamian za przyrzeczoną pomoc, m.in. pełne wydanie dzieł Lwa Trockiego.
Wkrótce okazało się, że zbyt pochopnie, czego sam sobie nigdy nie mógł wybaczyć, tłumacząc to chwilą słabości. Kompromitacja była jednak zbyt wielka, by przejść nad nią do porządku dziennego. Okazało się, że coś jednak ocalało - przy Stefanie pozostali: jego osobisty kierowca i kucharz z Pałacu Mostowskich. Ten ostatni skrzyknął dwóch chłopaków z podwórka i powołał Osiedlowy Biuletyn Informacyjny Praga-Północ. "OBI", zawieszony między Stefanem a grupami politycznymi "Robotnika", mógł liczyć na przychylność "Inprekora" i dozgonną wdzięczność emisariuszy IV Międzynarodówki. Nie musieli ani nas przepraszać, ani przed nami świecić oczyma.
Tym razem nie byłoby przecież tak lekko. GSR już wrócił z zaświatów, przyjmując złowrogą postać GRUPY SAMORZĄDNOŚCI ROBOTNICZEJ - KOMUNIŚCI. Dla trockistów było to równoznaczne z przyznaniem się do... sekciarstwa i stalinizmu. Faktycznie, to utrudniało działanie zwłaszcza w Podziemnej "Solidarności", ale na innych polach nie było kłopotów, o czym świadczy wydrukowanie broszurki programowej "Dokąd?" na sicie i wałkach "Robotnika". Za co jesteśmy wdzięczni do dziś Grzegorzowi Ilce. Do maszynistki i "korekty" mamy zastrzeżenia, np. za futurologię - zamiast daty 1986 było 1987, wypadł jeden z punktów platformy programowej i nie obyło się bez licznych błędów, musieliśmy zatem ręcznie nanosić poprawki.
W 1987 r. Stefanowi udało się wreszcie utworzyć kilkuosobową Warszawska Grupę Lewicy Rewolucyjnej . Powitaliśmy ją z nieskrywanym zadowoleniem. Wydawało się nam, że razem będzie raźniej. Zwróciliśmy się zatem do nich po starej znajomości z propozycją współpracy. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy w odpowiedzi Stefan zarzucił nam plagiat i wykradnięcie wspólnie przygotowywanej przecież PLATFORMY OPOZYCJI ROBOTNICZEJ, różniącej się skądinąd w kilku istotnych punktach. Po drugie oskarżono nas o biurokratyczne ciągotki i przyklejono nam łatkę neostalinowców.
Tak oto te wydarzenia w zaiste wielkim skrócie opisał Dariusz Zalega w swym monumentalnym dziele o "Ruchu trockistowskim w PRL":
"Propozycję współpracy z 'Kretem' wysunęła GSR–K, co jednak zostało odrzucone z powodu ich 'kapitulacji wobec środowiska lewicy akademickiej, wierzącej w możliwość odgórnej reformy stalinowskich organizacji politycznych' - co ostro nazwano 'neostalinizmem' (dyskusję z tym środowiskiem, które związało się z warszawskim OPZZ kontynuowano później m.in. w 3-4 numerze 'Kreta'). W listopadzie 1988 r. zwolennicy 'Kreta' przystąpili do PPS-RD, tworząc wewnątrz partii Nurt Lewicy Rewolucyjnej na prawach tendencji programowej (zachowując też prawo do wydawania własnego pisma)".
Doprawdy niewiele z tego można zrozumieć. Współpracowaliśmy wówczas z Ludwikiem Hassem i z jego wstawiennictwa W.B. pisał korespondencje do wrocławskich "Spraw i Ludzi". Z czegoś przecież musiał żyć. To zapewne ta lewica akademicka - nadzieja Ludwika Hassa. Działaliśmy również w kilku związkach zawodowych, w tym w Warszawskim Porozumieniu Związków Zawodowych, które wówczas było w opozycji do Miodowicza i OPZZ. Jak widać każdy pretekst był dobry, by odciąć się od nas i wstąpić do PPS-Rewolucja Demokratyczna Piotra Ikonowicza. Przy czym warto zaznaczyć, że z PPS-Rewolucją Demokratyczną współpraca układała nam się wówczas całkiem dobrze. Wrogość wyczuwało się jedynie ze strony trockistów związanych właśnie ze Zjednoczonym Sekretariatem IV Międzynarodówki, z vargistami kontakty mieściły się w polskiej normie.
Wątek ten był zresztą przez nas opisany w artykule "PODZIAŁY IDĄ W POPRZEK" z 28 kwietnia 2003 r. (patrz: dyktatura.info). Oto cytat z tego artykułu:
"Biuletyn WPZZ powstał jesienią 1988 r. Równocześnie z nim, przy Warszawskim Porozumieniu Związków Zawodowych i Uniwersytecie Warszawskim, powołany został, 14 października 1988 r., Warszawski Klub Myśli Politycznej 'Równość', który jednak okazał się efemerydą. Tymczasem, Biuletyn WPZZ szedł jak burza. Nakład (od numeru 'zerowego') wynosił początkowo 5 tys. egzemplarzy; po konflikcie na osi WPZZ - OPZZ został ograniczony do 2 tys. Jednak nr 12, zawierający, m.in., polemikę z felietonem Daniela Passenta pt. 'Skarbiec bez dna', ('Polityka', nr 12 z 12 marca 1989 r.) pióra Włodzimierza Bratkowskiego 'Kto mówi Passentem?' oraz inne materiały dziennikarskie, 'wyrażające oryginalne, być może kontrowersyjne poglądy zespołu redakcyjnego Biuletynu WPZZ' (cytat ze wstępu przewodniczącego Zespołu Informacyjnego OPZZ), decyzją OPZZ miał już dodruk 30-tysięczny.
Okazało się bowiem, że Biuletynem WPZZ zainteresowały się najwyższe władze państwowe i partyjne. Atak na Biuletyn WPZZ wsparł więc nie kto inny, jak sam Daniel Passent. Aby 'zrównoważyć rządową politykę i 'Politykę' OPZZ zdecydowało się na dodruk.
'Mniejsza o to - jak wcześniej, nieco demagogicznie, pisał Robert Dymkowski - faktem pozostaje, że podziały idą w poprzek tak obozu władzy, jak i opozycji, że ludzie pracy najemnej mają wrogów zarówno wśród władzy, jak i w opozycji, że jedyną orientacją dla nas jest walka z klasyczno-stalinowskim centrum i z kryptostalinowsko-prokapitalistyczną prawicą' ('Beton', 'bagno' i lewica', Biuletyn WPZZ, nr 12, s. 4).
Robert Dymkowski zresztą potwierdzał swoje demagogiczne zacięcie, bowiem 'zgodnie ze starogreckim źródłosłowem tego pojęcia, demagogia oznacza głos ludu' - 'w pełni przyznaję się do mówienia takim właśnie głosem, bo to jest mój głos, taki sam jak milionów mi podobnych' (tamże, s. 5).
Biuletyn WPZZ zauważono również w prasie 'drugiego obiegu'; kilka pism, w tym 'Robotnik' PPS-RD, 'Przedświt - Solidarność Robotnicza', 'Solidarność Młodych', 'Fala' przedrukowały nasz szlagier - 'W rocznicę Okrągłego Stołu'. Były również spięcia. Redakcja wyjaśniała:
'Rzecz jednak w tym, że przypisywana nam (Biuletynowi) wiodąca rola w OPZZ niewiele ma wspólnego z rzeczywistymi podziałami w tej organizacji. Nurt polityczny, który reprezentujemy, nie stanowi bowiem, w czym można się zorientować czytając wysokonakładowe tytuły OPZZ-owskie ('Związkowiec', 'Biuletyn Informacyjny OPZZ', 'Punkt Widzenia', 'Przegląd Wydarzeń Związkowych' itp.), o obliczu organizacji związkowych zrzeszonych w OPZZ. Nasz sposób widzenia ruchu związkowego nie przypadkiem nie zyskał uznania hierarchii związkowej. Ta bowiem machina biurokratyczna nie jest w stanie przełknąć działalności, która nie dość, że jest niezależna od PZPR i władzy w szerokim znaczeniu, to w dodatku nie liczy się zbytnio z interesami biurokracji związkowej.
Próby asymilacji i oswojenia Redakcji Biuletynu ułożyły się w poprzek oczekiwań ich promotorów. 'Centrali' nie pozostało więc nic innego, jak wycofanie się w sromocie z poczynionych obietnic... i z wydania ogólnopolskiego Biuletynu. Raz jeszcze okazało się, że biurokracji związkowej, miłościwie nam panującej, nie stać na pozyskanie sobie sprzymierzeńców (o ile bardziej giętka jest biurokracja centralna wobec konstruktywnych do niej sił). Operacja wchłonięcia, nadzorowana osobiście przez członka Biura Politycznego KC PZPR, Alfreda Miodowicza, zakończyła się kompletnym fiaskiem - Biuletyn przybrał imię 'W Poprzek' - stanął ością w gardle' ('Pod naszym urokiem', artykuł redakcyjny, 'W Poprzek' - biuletyn WPZZ, nr 16, s. 2).
'W Poprzek' wadził nie tylko biurokracji związkowej i partyjnej, wrogo przyjęła go również część opozycji prosolidarnościowej, w tym Nurt Lewicy Rewolucyjnej związany ze Zjednoczonym Sekretariatem IV Międzynarodówki, który wstąpił właśnie do PPS-RD i hasło 'w poprzek' uznał wręcz za szkodliwe.
Już w pierwszym numerze specjalnym 'Kreta' (nr 1-2, 1989), pisma członków Nurtu Lewicy Rewolucyjnej PPS, zaatakowano nas w artykule Jana Osy (pseudonim Stefana Piekarczyka) pt. 'Agonia neozwiązków', by kontynuować ataki w numerze następnym (Jan Osa, 'Słowa i czyny', 'Kret' nr 3-4/1989, s. 2) oraz w redakcyjnym 'Liście otwartym do redakcji Biuletynu Warszawskiego Porozumienia Związków Zawodowych, tamże, ss. 2-4).
W numerze 9/1989 'Kreta' znalazł się artykuł Zbigniewa M. Kowalewskiego z 'International Viewpoint', nr 171, pt. 'Ruch ukraiński. W obliczu historycznych zadań'. W 'Krecie' nr 1, z marca 1990 r., ukazał się, wraz z reklamą polskojęzycznej edycji 'Inprekoru', kolejny artykuł Z.M. Kowalewskiego 'Lwowski Komitet Strajkowy'. Więzi na linii NLR - Kowalewski miały więc charakter trwały, tymczasem z PPS-RD Nurt Lewicy Rewolucyjnej został usunięty.
Począwszy od 1990 r., w związku z zaniechaniem finansowania biuletynu przez struktury WPZZ (OPZZ) i sporym zadłużeniem, biuletyn 'W Poprzek' zmienił podtytuł na 'Międzyzakładowy Biuletyn Związkowy' (pismo wydawane przez GSR), by na krótko wrócić do WPZZ w połowie maja 1991 r. Pierwszy, a zarazem 26 numer Warszawskiego Biuletynu Związkowego 'W Poprzek', ukazał się 15 maja 1991 r.
Sytuacja jednak się klarowała na niekorzyść klasy robotniczej - 'strajki o przetrwanie władza nazywa 'powtarzającymi się aktami anarchii' (...). Po raz pierwszy w historii 'wolnej Polski' zastosowane mają być represje karne wobec 'warchołów', którzy 'zakłócają porządek publiczny i zawłaszczają mienie należące do gminy' (...). 'Polityka' wzywa, by twardo egzekwować nową antystrajkową ustawę o sporach zbiorowych. Jej zdaniem, nieważne jest, czy strajk jest w słusznej czy niesłusznej sprawie. Zapamiętajmy to w przeddzień nieuchronnych walk pracowniczych' (W.B., 'Strajki o przetrwanie', 'W Poprzek', nr 3(28) z 28 lipca 1991 r., s. 5). We Wkładce do tego numeru, Zbigniew Partyka w imieniu Grupy Samorządności Robotniczej pisał o 'Grozie prywatyzacji':
'Na czym polega więc powszechna prywatyzacja, reklamowana jako najbardziej doniosłe wydarzenie prezydentury Wałęsy i w rzeczy samej takim wydarzeniem będące? Na szybkim i nieodpłatnym udostępnieniu zarządu najlepszych polskich przedsiębiorstw kapitałowi zagranicznemu w jego interesie i na koszt polskiego społeczeństwa. Na rezygnacji przez władze Rzeczypospolitej z jakiejkolwiek polityki gospodarczej. Na zapewnieniu polskiemu społeczeństwu konieczności szybkiego pozbycia się nawet pozorów własności polskiej gospodarki. Nader interesującą ilustrację siły polskiego kapitału stanowi fakt, że niespodziewanie 24 czerwca spadły gwałtownie notowania wszystkich przedsiębiorstw. Powód był prosty - akcjonariuszom były gwałtownie potrzebne pieniądze na wakacje. Jeśli takie tendencje występują wśród tych, którzy stanowią śmietankę przyszłych właścicieli Rzeczypospolitej, to cóż można sądzić o tych, którzy zostaną akcjonariuszami z przydziału. Czy będą oni wyzbywać się swoich udziałów za paczkę papierosów czy za pudełko zapałek?
'Powszechna prywatyzacja' jest prostą drogą prowadzącą do kolonizacji gospodarczej Polski, do sprowadzenia Trzeciej Rzeczypospolitej do rangi największego bantustanu na świecie. Można sobie lekceważyć ten proces, można go nie rozumieć. W ostatecznym jednak rachunku trzeba się opowiedzieć, trzeba być za prywatyzacją i jej skutkami lub też przeciw. Zdecydowanie i z całą konsekwencją jesteśmy przeciw!'
A już wcześniej Ewa Balcerek pisała: 'Propaganda akcjonariatu pracowniczego, w wersji rządowej, ma charakter neutralizujący ewentualny opór klasy robotniczej w sytuacji postępującej prywatyzacji gospodarki narodowej (...). Przy okazji warto dodać, że nawet najbardziej demokratycznie zorganizowane przedsiębiorstwa, z chwilą, gdy zostaną włączone w mechanizm rynkowy, są zmuszone stosować się do tych samych reguł, których żelazne funkcjonowanie usiłowały zakwestionować wewnątrz własnych struktur. Karol Marks nazywał utopijnymi próby 'zniesienia złych stron kapitalizmu, przy zachowaniu dobrych'('Ślepa uliczka?', 'W Poprzek - Międzyzakładowy Biuletyn Związkowy', nr 1(21), styczeń/luty 1990).
O zrozumienie było jednak trudno.
Drogi nasze z WPZZ ostatecznie się rozeszły. Zresztą nie tylko warszawskie związki zawodowe uległy prywatyzacji.
4 czerwca 1992 r. ukazał się, co prawda, 'W Poprzek - pismo Warszawskich Związków Zawodowych' (nr 1) jako bezpłatny dodatek do 'Robotnika' PPS, składane i redagowane przez Grzegorza Ilkę, ale tak naprawdę był to już początek końca tego biuletynu.
W międzyczasie ukazał się również jeden numer biuletynu wewnętrznego GSR (1990) z tytułem 'W Poprzek'".
Rozeszły się również ostatecznie nasze drogi z orientacją odbudowującą polską sekcję IV Międzynarodówki.
I jaką widzicie drogę wyjścia dla prawdziwej rewitalizacji, odnowy rewolucyjnego ruchu robotniczego?
Czy rzeczywiście opowiadacie się za stworzeniem takiego ruchu a może chodzi Wam o jakąkolwiek partię kładącą nacisk na wysuwanie klasowego motywu działania w bieżącej walce politycznej?
Na razie tylko zaprezentowaliście na przykładzie historycznego przykładu działalności i współpracy środowisk skrajnie lewicowych, swój punkt widzenia na temat roli jaką odgrywają organizacje nazywające się trockistowskimi.
Czy Wy w ogóle uważacie podobnie jak Kuba P że to naprawdę trockiści czy bolszewicy wpływają na linię programową PPP?
To że PPP mieliby opuścić trockiści czy posttrockiści czy jakby chciał J. Zychowicz również komuniści miałoby w konsekwencji pozytywnie przysłużyć się tej partii?
Znajomość historii nawet tej najnowszej może mieć swój wpływ na obecną scenę polityczną, ale bynajmniej nie musi. Ten temat poruszyliśmy nie po raz pierwszy. Wystarczy, Andrzeju, sięgnąć do archiwum dyktatury.info, by znaleźć nasz obszerny artykuł "Raz na wozie, raz pod wozem" z 9 września 2002 r. (wraz z suplementem), opisujący te same wydarzenia w szerszym kontekście lat 80. i 90. Nie był to zresztą jedyny materiał na ten temat, a jednak prezentowane w nich myśli nie przebiły się do świadomości nowej radykalnej lewicy. Zapewne występuje tu jakaś sprzeczność interesów.
Nasze "wspominki" i nasz powrót do polityki zostały zwyczajnie przemilczane i zignorowane, lub nawet przyjęte wrogo przez dominujące wówczas środowiska, które i dziś konkurują ze sobą w walce o hegemonię na radykalnej lewicy, zwłaszcza przez pluralistycznych zwolenników IV Międzynarodówki i ich popleczników.
Tym razem zatem nie zwracamy się do nich, lecz występujemy przeciw nim.
Nie przypominamy już Platformy Programowej GSR z 29 marca 1991 r., ani wspólnych dyskusji i kontrowersji wokół Platformy Opozycji Robotniczej z 1995/1996 roku. Kto chciał mógł z nich skorzystać - dostępne były przecież już w internecie. Zmienił się ton i ostrze krytyki zostało doprecyzowane. Nie masz chyba wątpliwości z jakich pozycji ideowych krytykujemy IV Międzynarodówkę? Polecamy wypowiedź EB.
Naszym zdaniem nadszedł właściwy moment. Kampania wyborcza PPP planowana jest z wielkim rozmachem i z zaangażowaniem IV Międzynarodówki, o czym świadczy zapowiadany udział w niej Oliviera Besancenota i innych prominentnych działaczy tej tendencji posttrockistowskiej.
To nie jest jednak chirurgiczna operacja i nie ma co marzyć o antyseptycznych warunkach. Nie tylko ABCD będzie chciał z tego skorzystać.
A masz jakiś lepszy sposób, by wejść do gry politycznej? Klub im. Róży Luksemburg właśnie wraca.
Warto przy tym pamiętać, że wybory do Europarlamentu mają dla radykalnej lewicy tylko prestiżowe znaczenie. Przede wszystkim chodzi o hegemonię na radykalnej lewicy. Wracamy zatem do gry w odpowiednim momencie. Nie będziemy im przecież bruździć 1 MAJA.
Jeżeli, Andrzeju, udało nam się opisać koncepcję trockistowską, to jest to połowa sukcesu. Ten zabieg jest konkretnym działaniem, a mianowicie działaniem na świadomość tych, którzy opowiadają się za lewicą rewolucyjną. Z drugiej
strony proponujemy naszą własną koncepcję, którą wystawiamy na krytykę publiczną w oczekiwaniu na zaistnienie prawdziwej dyskusji, która dopiero może dać coś w rodzaju recepty. Bo bez akceptacji skrytykowanej koncepcji nie ma mowy o zbudowaniu czegokolwiek, a szczególnie partii rewolucyjnej.
Posttrockiści odmawiają takiej dyskusji, ponieważ uważają, że mają receptę - każdy nurt swoją, nieprzejednaną w stosunku do "konkurencji". Razem jednak są te wszystkie nurty nieprzejednane wobec każdego, kto na lewicy
rewolucyjnej ma własną koncepcję. Odrzucają oni naszą krytykę ewolucji ich teorii. Mając przewagę instytucjonalną, nie muszą wsłuchiwać się w argumenty merytoryczne. Niemniej nasza krytyka trafia celu. Nie jest tak, aby nie poruszała ona i samych adresatów, którzy sami najlepiej zdają sobie
sprawę z kompromisów i pułapek w przyjętej przez nich taktyce. Nasze doświadczenie z ich działań jednak uczy, że to, co nazywamy "drogą na skróty" jest zgubną taktyką. I to dla nich, nie dla nas.
Zauważ. Nie jest tak, że trockiści czy bolszewicy mają wpływ na PPP. Chytra metoda wazeliniarstwa przyniesie niestety straty dla ruchu robotniczego w Polsce, a nie dla tej czy innej tendencji posttrockistowskiej, to drugie nas w
gruncie rzeczy mało obchodzi. Jak to już wcześniej zaznaczaliśmy - nie chodzi nam o sentymentalny fair play trockistów wobec innych grup lewicowych (każdy ma prawo bronić się na własną rękę), ale o to, że ta taktyka nie przyniesie żadnych korzyści sprawie robotniczej. Jest ona obliczona wyłącznie na sukcesy w rywalizacji partyjniackiej. Nie chcemy, aby posttrockiści opuszczali PPP, bo nie ma próżni. Abstrahujemy od doraźnych korzyści PPP. Wciąż nie potraficie się wyzbyć tego myślenia o korzyściach, w które wpędza was dyskurs na radykalnej lewicy. Nie ma nawet cienia szans na to, że trockiści odpuszczą sobie aktywność i zejdą posłusznie ze sceny politycznej, a my jesteśmy realistami i nie stawiamy sobie takiego celu. Naszym celem jest dobicie się o to, żeby nie było świętych krów i tematów tabu. A konkretnie, w danym momencie, chodzi nam o to, żeby nasze argumenty zostały przyjęte lub odrzucone w dyskusji, a nie ignorowane, bo podnoszą zbyt ważkie problemy. Stan, w jakim znajduje się radykalna lewica nie jest argumentem za zdyscyplinowanym budowaniem instytucji, ponieważ będą to tylko instytucje socjaldemokratyczne. Na inne w ramach kompromisów z aktualnym staniem świadomości społecznej nie ma co liczyć. Nie szukamy zatem tego kompromisu. A program przejściowy nie jest żadnym mechanizmem automatycznym.
Drodzy BB zejdzicie na ziemie. Wam sie wydaje, ze historia Sierpnia i PPP toczy sie na linii - Wy z okresu kiedy jak mowicie doradzaliscie Danielowi Podrzyckiemu, a Kowalewski i trockisci obecnie? To jakas megalomania. Powiem prosto. i Daniel Podzycki kierowal samodzielnie partia i zwiazkiem gdy zyl, i obecnie rownie samodzielnie kieruje nimi Boguslaw Zietek. Przeceniacie swoja i innych role jako doradcow.
Mowicie Besancenot? I swietnie, ze przyjezdza, taka twarz sciagnie nam na nasza konwencje wszystkie media z kraju i dobrze to wykorzystamy dla naszej partii. Ale ze to oznacza, ze jakas IV czyms steruje nami to jakies banialuki.
Kampanie SLD ma poprzec Zapatero. Ma na konwencji w Poznaniu przez telebim przemowic i wesprzec Napierniczaka. Oczywiscie to oznacza, ze PSE kieruje SLD? Dajcie spokoj. Bez jaj!
"Razem jednak są te wszystkie nurty nieprzejednane wobec każdego, kto na lewicy rewolucyjnej ma własną koncepcję." i tu sie rzeczywiscie zgodze.
To co podnisicie w swojej krytyce i nazywacie rozplywaniem sie, baza zastepcza itd. jest rzeczywiscie tak szerobkie ze zawiera w sobie juz niemal kazdy emancypacyjny ruch. To rozmywa jakakolwiek koncepcje, a przez to do rewolucji tylko coraz dalej. Dodatkowo tak szeroka baza, od robotniczej, przez feministyczna i gejowsko-lesbijska, az po alterglobalistyczna jest kompletnie bez sensu. To taka koncepcja, w ktorej kazdy moglby znalezc cos dla siebie, bez dostrzegania sprzecznosci tkwiacej w samym zalozeniu tak szerokiej i zroznicowanej bazy, sprawia, ze tak naprawde nikt dla siebie nic nie moze tu znalezc. Pozorna atrakcyjnosc, przez wizje jednoczenia itd., takiej koncepcji, przez swe sprzecznosci tkwiace u jej podstaw, stanowi o najwiekszej slabosci IV miedzynarodowki. W zadnej z tych grup trockisci i tak nie uzyskaja swojej bazy, bo ta zastepcza baza bardzo dobrze dostrzega te sprzecznosci. Tak sie nie da, ze panu bogu swieczke i diablu zegarek. Grupy te i tak pozostana na pozycjach swoich interesow i na pewno nie chca rozplywac sie w tych sprzecznosciach, w strukturach, w ktorych podzialy biegna w poprzek. Czy IV sie czegos jeszcze jest w stanie nauczyc? Wyciagac wnioski? Jest zdolna do jakiegos zwrotu? Mysle, ze nie. Dlatego uwazam, ze powinna sie rozwiazac. Czas powolac nowa organizacje oparta na innych podstawach.
Między prof. Józefem Balcerkiem a Ewą Balcerek jest oczywiście pokrewieństwo w prostej linii, ale nikt z nas nigdy nie był doradcą WZZ "Sierpień'80". Możemy mówić jedynie o wpływie prac Józefa Balcerka z lat 70. i początku 80. na GSR. W czasach, gdy GSR, a następnie GIPR współpracował z "Sierpniem'80", czyli w latach 1992-1993 taka relacja już nie istniała.
I jeszcze jedno BB. A co jesli okaze sie, ze w czasie kampanii wyborczej Zietek pojedzie do Francji na zaproszenie NPA i wesprze ich na jakiejs ich konwencji? Czy to bedzie juz oznaczac, ze PPP kieruje NPA i IV-ką?
To oczywiście, Jarku, czysty przypadek, że PPP wpisuje w międzynarodową kampanię wyborczą IV Międzynarodówki i Nowej Partii Antykapitalistycznej we Francji. Gdyby Zbigniew Marcin Kowalewski byłby Podwójnym Przewodniczącym, to taka rzecz nie miałaby miejsca. To przecież oczywiste. Zaraz widać kto kim mówi. Kowalewskiemu, Zaledze, Bartolikowi, to nigdy nie przyszłoby nawet do głowy, szybciej by poparli Le Pena. Kłania Ci się, Jarku, abecadło polityczne.
Gdybyś, Jarku, przeczytał uważnie choćby ostatnią odpowiedź Ewy Balcerek skierowaną przecież nie tylko do Andrzeja Kota, to byś wiedział, że w przeciwieństwie do Tobie podobnych lewicowych radykałów i posttrockistów nie przywiązujemy szczególnej wagi do PPP i "ruchu społecznego 'Sierpień'80", nie jesteśmy bowiem zainteresowani kompromisem na gruncie obecnego stanu świadomości społecznej, a zatem na gruncie, lansowanej już przez Zbigniewa M. Kowalewskiego i Małgorzatę Ostrowską na łamach SLD-owskiej "Trybuny" - "socjaldemokracji z jej radykalnym skrzydłem". Koncepcja IV Międzynarodówki, Kowalewskiego i Ostrowskiej na gruncie "Sierpnia'80" została tylko nieco zradykalizowana i przybrała postać i wariant mniejszościowej "partii związkowej", uwzględniony zresztą w taktyce IV Międzynarodówki (patrz choćby artykuł P. Rousseta o genezie NPA opublikowany na łamach lewica.pl - "Droga do partii antykapitalistycznej"). Odrzucamy przecież tzw. zapośredniczenie socjaldemokratyczne.
Ty zaś masz już pełną świadomość, że zostajesz w redakcji z internacjonalistycznymi zwolennikami "całokształtu postulatów emancypacyjnych", a nie jednego wybranego z nich. Chyba nie zdajesz sobie sprawę z konsekwencji?
To jasne że tzw. koncepcja trockistowska realizowana na polskim gruncie w ostatnim ćwierćwieczu przez kolejne grupy pretendujące do bycia tymi jedynymi, prawdziwymi kontynuatorami myśli Trockiego spełzła na niczym a nawet chyba wiele osób w ogóle wypchnęła z działalności politycznej i je odstraszyła.
Przy okazji należy nadmienić że grupy te żerują, próbują wciągnąć w swoje gierki osoby jakie nie miały wcześniej najlepszych doświadczeń z tymi organizacjami, partyjkami jakie mogły uchodzić za tzw. prawdziwą lewicę.
Jestem zadowolony iż nigdy nie dałem się namówić na członkostwo w żadnej z tych organizacji gdyż po pierwsze traktuje podziały między nimi za coś jedynie krzykliwego, rozdmuchanego, efekciarskiego i nieprowadzącego do żadnych konstruktywnych rozwiązań.
Po drugie większość tych organizacji przyjmuje postawę kompletnie ahistoryczną i nie jest zdecydowane wykroczyć poza małe spectrum rzekomo jedynie prawdziwych rewolucyjnych upodobań a także nawiązań.
Te sytuacje i wydarzenia między kiedyś trockistami, i grupkami skrajnej lewicy niestety z perspektywy czasu okazują się być ale głęboko żenującymi przedstawieniami gdzie konsekwentnie klasowy interes klasy robotniczej pozostawał gdzieś z boku pomimo ogromu kontrrewolucyjnych zapędów coraz bardziej rozpychającej się na polu politycznym, burżuazji.
Mowa o korzyściach w wypadku partyjek (nawet nie względnie dużych partii) o orientacjach "prawdziwie lewicowych" jest według mnie również bezsensowna gdyż ja w ogóle nie traktuje ich jako sił na trwale wpisanych do tego panteonu ugrupowań znajdujących się przynajmniej werbalnie na lewo od SLD.
Z głębokim żalem natomiast przyjmuje dziś do wiadomości że prawdopodobnie "odnowiona KPP" w ramach KPL swoich kandydatów będzie umieszczać na listach SLD w wyborach europarlamentarnych gdyż to może całkowicie dziś pogrążyć szyld tej partii.
Swój wkład w oddanie szyldu KPP, jak już to ktoś określił "leśnym dziadkom" naiwnie biorących za dobrą monetę słowa Napieralskiego o "przemianie SLD", mają też twory co w tychże jałowych sporach na tzw. radykalnej lewicy kiedyś uczestniczyły.
Uważam że nazywanie tych tworów "radykalnie lewicowymi" jest dla nich zbyt dużym wyróżnieniem.
Zresztą dziś próbujący się stroić w strój radykała, Piotr Ikonowicz, gdy był jeszcze przewodniczącym PPS (partii w jakiej istniał tzw. Nurt Radykalny, powiązany z NLR) twierdził wprost w wywiadzie z Stefanem Zgliczyńskim w "Pracy i chleba" że radykałem żadnym nie jest i nie opowiada się za skrajnymi działaniami.
Dla tych partyjek określających się jako "prawdziwie lewicowe" też w istocie jest dobrze utrzymywać przy sobie takie radykalne skrzydła gdyż to obliczone jest na wyciągnięcie z nich tych ludzi nie w pełni ukształtowanych politycznie co może w przyszłości przynieść korzyść takiej danej partyjce a przy okazji w dalszej kolejności wyeliminować te "radykalne prądy ideowe" z rzeczywistego oddziaływania na daną partię.
"Czwórka", Jarku, jest gotowa właśnie się rozwiązać i stworzyć coś nowego. Tyle, że kierując się zasadami i założeniami, które sam określasz przecież jako rozpływowe. Na stworzenie czegoś alternatywnego nie ma dziś koniunktury. Ale to może się zmienić. Z tym, że samo nie przyjdzie.
Z tej perspektywy, której bronimy, niezaprzeczalny radykalizm antykapitalistyczny "Czwórki" pozostaje radykalizmem typu socjaldemokratycznego. Radykalna socjaldemokracja jest w końcu lepsza niż liberalna. Ale czy to znaczy, że nie mamy krytykować tego kierunku? Czy to oznacza, że ludzie z "Czwórki" nie mają świadomości, że ich cele wychodzą poza cele radykalnej socjaldemokracji? Bylibyśmy nieuczciwi, gdybyśmy im to wmawiali. Niemniej nie jest tak, aby niepostrzeżone zmiany programowe wyrażające się w krytykowanej przez nas ewolucji były tylko formą kamuflażu. Hegemonia celów drobnomieszczańskich ruchów społecznych jest wg. nas tylko wyrazem kierunku tej ewolucji, którego nie możemy przyjąć. A ta ewolucja jest namacalna i jej istnienie nie pozostaje bez trwałego wpływu na cel ostateczny, choćby nie wiem jak posttrockiści się zaklinali na myśl Trockiego. Cel, jaki sobie stawiają, nie tylko według nas, jest realizowalny w ramach projektu radykalnej demokracji i praw człowieka. Niemniej jest to cel radykalny. Szkopuł w tym, że pozostawia miejsce na odradzanie się antagonizmu klasowego, którego nie znosi, a tylko łagodzi. Zwolenników celu oryginalnie Marksowskiego jest coraz mniej, w miarę przyjmowania tego nowego celu. Nie ma automatyzmu w procesach historycznych mimo wiary posttrockistów w automatyzm programu postulatów przejściowych.
Jeśli chodzi o współdziałanie, to w naszym projekcie nie ma pomysłu na wykasowanie posttrockistów. Choć za błędy, jakie popełnili w latach 80. tylko to im się należy. Raczej przez cały czas naszej działalności usiłowaliśmy z nimi współpracować, choć na zasadzie krytycznej. Trudno dziś odbudować ruch robotniczy pomijając trockistów. Ich sytuacja jest też skomplikowana: muszą żerować na gniciu socjaldemokracji i przez to nieco się "ubrudzić". Dlatego istnienie czegoś bardziej radykalnego od nich jest dla nich zabójcze, a przynajmniej tak właśnie uważają. Bo zarozumiale przyjmują, że ruch robotniczy to oni, co jest uzurpacją. Stąd ich nienawiść. Są wyraziści w porównaniu z socjaldemokracją, ale tracą tożsamość w zderzeniu z nami. Dlatego, choć, jak sami twierdzą, jesteśmy zerem instytucjonalnie, zagrażamy ich tożsamości rewolucyjnej. My też jesteśmy zmuszeni dyskutować z nimi, bo to oni przyciągają radykalną młodzież. W pewnym sensie, w ich interesie leżałoby wspieranie nas jako samodzielnych działaczy, bo nie musielibyśmy bazować na ich nabytkach. Niemniej byłoby to tylko przełożenie konfliktu na później, jak na to wskazują dzieje ruchu robotniczego przed wojną.
Nie mialem na mysli przemiany Czworki w jakąś Piątkę. Taka przemiana bylaby tylko renowacją trupa. To tak jak przemiana UW w Partie Demokratyczną, SdRP w SLD itd., ktore nic nie zmieniaja poza szyldem.
Myslalem o rozwiazaniu jednej organizacji i stworzeniu innej od podstaw, w ktorej nie dominowaliby trockisci, czy jak wolisz postrockisci. Najlepiej by stworzyc ja obok, niezaleznie, zamiast.
Problem w tym, co slusznie zauwazasz, że wspolczesnie trudno sobie wyobrazic ruch robotniczy bez trockistow. Trudno mi tez sobie wyobrazic taka nowa miedzynarodowke, ktorej trockisci nie beda od poczatku chcieli zawlaszczyc. Ale jesli taka "przemiana" mialaby byc tylko liftingiem elewacji, a nie oparta na konflikcie leżacym dzis u fundamentów IV miedzynarodówki, to pozytek z tego bedzie zaden.
No to skoro się zgadzamy, że nie chodzi o lifting elewacji i że nie sposób wykluczyć posttrockistów z gry, to pozostaje bezpardonowa krytyka. Należy więc, z tego punktu widzenia, nie deprecjonować dyskusji jako obstrukcji w działaniu, ale uznać ją za równorzędny temu działaniu element czynu. Jest jeszcze, oczywiście, inne wyjście, które preferują znani nam posttrockiści - bezpardonowe niszczenie konkurencji wszelkimi sposobami. To wyjście jest preferowane przez wielbicieli przewagi instytucjonalnej, do których należał, znany nam również, tow. Stalin.
Ale przejdźmy do konkretów, bo jak wiesz, diabeł tkwi w szczegółach. W obecnej dyskusji wypowiedział się raptem jeden, znany Ci skądinąd, posttrockista, Dariusz Zalega. Zobacz, co on miał do powiedzenia:
"BB - wy uwielbiacie babrać się w historii, bo na nic innego was nie stać. Szkoda, bo doceniłem kiedyś wasze teksty, a wy wyciągacie rzeczy abstrahując od kontekstu - i od tego, że po raz pierwszy po 1989 r. lewica socjalistyczna ma szansę coś zdziałać.
PPP jest partią długodystansową jak zauwazył któryś z forumowiczów. Na pewno popełnia mnóstwo błędów, ale nikt nie ma patentu na bezbłędność - nawet BB:)
Pozdrawiam z Rebel Baru :)"
Jak sądzisz, które nasze teksty podobały się Zaledze, bo my nie mamy zielonego pojęcia. Co więcej, nie przypominamy sobie, by jakieś nasze teksty znalazły się z jego inicjatywy w jego pismach. Chyba że chodzi mu o cytowane przez niego fragmentarycznie nasze artykuły o Ogólnopolskim Komitecie Protestacyjnym (2002 r.).
A swoją drogą, jak to się ma do zakłamywania historii w jego pracy o ruchu trockistowskim w Polsce i do zakłamywania roli GSR? Podobną sympatię, jak Zalega, wyrażał w stosunku do nas, swego czasu, Remigiusz Okraska. Jego również interesowały tylko nasze materiały o OKP plus tłumaczenie pracy Żiżka. Przecież chyba nie o takie otwarcie chodzi.
Jeżeli chcemy coś uporządkować, to powinnismy zacząć od własnego podwórka. Bo trudno wymagać tego uporządkowania na arenie międzynarodowej, skoro nie potrafimy go zaprowadzić u siebie. Przecież śmiejesz się na samą myśl, że PPP mogłaby "kierować" NPA. No właśnie, w relacje z NPA wchodzicie jako sfera wpływu posttrockistów. W rozpływowej taktyce nie ma powodu do ujawnienia sprzeczności doktrynalnych. Jeśli będziesz je wbrew przemiłej atmosferze wzajemnego zrozumienia podnosił, to zostaniesz okrzyknięty pieniaczem. Można Cię będzie wyciąć, a nikt się za Tobą nie ujmie.
Czy wyobrażasz sobie, że Olivier Besancenot będzie z nami pertraktował? Takie złudzenia to może mogliśmy mieć w stosunku do Ernesta Mandela w 1990 roku. Widzieliśmy jednak, że wystarczyło, by koledzy trockiści szepnęli mu do ucha, że jesteśmy stalinowcami i nie było już mowy o żadnym zrozumieniu, ani o żadnej taktyce rozpływowej. Tu liczą się pryncypia. Jak wczoraj, tak i dziś.
Masz lepsze pomysły?
Proces kształtowania się grup politycznych rozpoczął się jeszcze za czasów Pierwszej "Solidarności". O przyśpieszeniu można było mówić w drugiej połowie 1981 r. To wówczas powstały KLUBY POLITYCZNE. 28 września Antoni Macierewicz, Wojciech Ziembiński, Aleksander Hall, Seweryn Jaworski, Jarosław Kaczyński, Bronisław Komorowski, Stefan Kurowski, Stanisław Michałkiewicz, Marian Piłka i inni powołali Klub Służby Niepodległości.
22 listopada pojawiła się deklaracja Klubu Samorządnej Rzeczpospolitej "Wolność, Sprawiedliwość, Niepodległość" podpisana m.in. przez Jacka Kuronia, Adama Michnika, Zbigniewa Bujaka i ich licznych przyjaciół nie tylko z Komitetu Obrony Robotników.
Walka między "prawdziwymi Polakami" i towarzystwem przyjaciół rozwiązanego nieprzypadkowo, 23 września, podczas I Zjazdu "Solidarności" Komitetu Samopomocy Społecznej KOR, o wpływy w ruchu społecznym "Solidarność" nabrała rumieńców.
Oba kluby wybijały hasło niepodległości, ten drugi, postkorowski, odwoływał się wprost do uchwalonego podczas I Zjazdu programu NSZZ "Solidarność" pod tytułem "Samorządna Rzeczpospolita". Raczkowały również inne inicjatywy polityczne, niektóre na marginesie "Solidarności", jak choćby interesująca nas Rewolucyjna Liga Robotnicza Polski, wydająca pismo "Walka Klas" - partia Stefana Bekiera, Józefa Goldberga i Henryka Paszty (zagraniczna redakcja "Walki Klas") i Ludwika i Borysa Hassów (późniejszy trzon polskiej redakcji "Walki Klas"), czy też Polska Socjalistyczna Partia Robotnicza, Edmunda Bałuki (pismo "Szerszeń").
Znaleźliśmy się w wirze wydarzeń, które określały nasze życiorysy na dziesięciolecia. Wprowadzenie stanu wojennego przerwało dotychczasowy ciąg historii i przesunęło całą kształtującą się mapę polityczną zdecydowanie na prawo. Rachuby IV Międzynarodówki na "awangardę KOR-owską", która miała "odgrywać rolę detonatora, kiedy dojrzewają warunki do wybuchu" z braku rewolucyjnego kierownictwa, o czym wspomniał mimochodem Dariusz Zalega w swych rozważaniach o "Ruchu trockistowskim w PRL" po wprowadzeniu stanu wojennego wydawać się mogły już tylko żartem.
A jednak byli tacy, co w to wierzyli. Bynajmniej nie należała do nich jednak polska redakcja "Walki Klas", z którą wspólnie wydawaliśmy w 1982 r. pismo "Metro", bardzo krytyczne zresztą w stosunku do kierowniczych gremiów "Solidarności". Tym większe było nasze zdziwienie, gdy wśród zagranicznych trockistów odkrywaliśmy coraz to nowe pokłady infantylizmu politycznego. Dla przykładu zagraniczna redakcja "Walki Klas" weszła nagle w naszą dyskusję z IV Międzynarodówką o OPOZYCJI ROBOTNICZEJ, która notabene trockistom od początku już z nazwy kojarzyła pejoratywnie z Opozycją Robotniczą Aleksandry Kołłątaj i Aleksandra Szlapnikowa (nie oni zatem byli nawet pomysłodawcą nazwy), z propozycją "porozumienia opozycji robotniczej", w skład którego miałyby również wejść takie "lewicowe formacje", jak wymienione już wyżej postkorowskie Kluby Samorządnej Rzeczpospolitej "WSN", "Solidarność Walcząca", Ruch Młodej Polski i Konfederacja Polski Niepodległej (patrz: Manifest RLRP "O porozumienie opozycji robotniczej" z lutego 1985 r. dostarczony nam przez Stefana Bekiera). Ku naszemu zdumieniu pomysł vargistów całkiem poważnie potraktowali mandeliści, a parę lat później PPS-Rewolucja Demokratyczna, która cztery lata później współorganizowała w Jastrzębiu "spotkanie jastrzębiów", zwane szumnie Kongresem Opozycji Antyustrojowej, w którym udział wzięli oczywiście obok PPS-RD działacze "Solidarności Walczącej", NZS i KPN. Do takiej lewicy było nam jednak daleko. W PPS-RD działały wówczas dwie grupy ściśle współpracujące z IV Międzynarodówką - Wrocławski Socjalistyczny Ośrodek Polityczny Józefa Piniora, który jak twierdzi Darek Zalega wydał w 1990 r. dwa polskie numery "Inprekora" po wstrzymaniu na nr 24/1988 miniaturowej edycji paryskiej oraz znany nam już warszawski Nurt Lewicy Rewolucyjnej Stefana Piekarczyka. Jak widzimy ówczesna antyustrojowa opozycja nie musiała być bynajmniej antykapitalistyczna, choć stawiała warunki "Solidarności": "Dyskusje 'okrągłego stołu' nie będą miały naszego poparcia dopóki będą używane do zahamowania protestów robotniczych" (D. Zalega za Cyrylem Smugą, jak wyżej).
Proponowana przez nas jedność w różnorodności z góry zakładała odrzucenie kursu na kapitalizm. Na fali letnich strajków i w obliczu "okrągłego stołu" redagowaliśmy wspólnie z Markiem Rapackim i Waldemarem Maszendą z "CDN-Głos Wolnego Robotnika" (główne pismo MRK"S") oraz Krzysztofem Markuszewskim z PPS-RD pismo "STRAJK". W ostatnim numerze znalazła się redakcyjna okrągłostołowa dyskusja, w której wypowiedzieliśmy się nie tylko przeciwko kumaniu się "Solidarności" z rządem i biurokracją, ale również zdecydowanie przeciwko kursowi na kapitalizm, co nas wyróżniało na tle reszty redakcji. Nie przypadkiem większość naszych tekstów nie przeszła redakcyjnej cenzury, sprawowanej przez Marka Rapackiego, zwolennika "okrągłego stołu" i kursu ku "normalności".
Nie twierdze, ze mam pomysl - odpodwiadam na ostatnie pytanie. Mnie sie w ogole Wasza krytyka czesto bardzo podoba i mnie tez w jakis sposob wzbogaca. To co w mojej krytyce, czesto bywa sprawa intuicji, u Was ma podstwy historyczne i bardzo merytoryczne. Mnie ta wiedza sie bardzo moze przydac. Nigdy tez, co uczciwie musicie przyznac, nie odmawialem Wam tutaj prawa do krytyki i do dyskusji. Ja wrecz zapraszalem Was do jakiejs wspolpracy na lamach TR. TR to nie jest pismo trockistowskie, ale jakby nie patrzec nigdy nic krytycznego o trockizmie u nas nie bylo. No ale nie chcieliscie. Ja oczywiscie nie moglbym obiecac, ze to przeforsuje, bo zdaje sobie sprawe, ze sam moglbym sie... zdziwic. Piszesz - "bezpardonowe niszczenie konkurencji wszelkimi sposobami". Ja to widzialem na wlasne oczy i odczulem na wlasnej skorze chocby w KPiORP. Mnie tego nie musicie mowic. Przeciwstawialem sie temu, jak moglem jak np. nagonce na anarchistow i doprowadzenie do ich wystapienia. Z mizernym niestety skutkiem. Piszesz - "Jeśli będziesz je wbrew przemiłej atmosferze wzajemnego zrozumienia podnosił, to zostaniesz okrzyknięty pieniaczem. Można Cię będzie wyciąć, a nikt się za Tobą nie ujmie." Ale zgadza sie pieniaczem to juz ja przez trockistow bylem okrzykiwany, agentem ochrany, mosadu itd. Ale drugie zdanie juz nie jest takie prawdziwe. Jest calkiem sporo ludzi, ktorzy mysla podobnie jak ja. Ale fakt, ze po ktoryms razie, gdy zadajesz jakies pytania, cos krytykujesz i natychmiast jestes bezpardonowo atakowany, to sie troche odechciewa zabierac glos. Zreszta i tak nie ma gdzie dyskutowac.
Ja chetnie slucham krytyki, ale nie ze wszystkim sie zgodze. Sami piszecie (pisze w liczbie mnogiej bo nie pamietam co ktore z Was pisalo), ze czasy pierwszej solidarnosci naznaczyly Wasze zyciorysy na dlugie lata. Ja nie jestem tak naznaczony, dlatego niektore Wasze glosy sa dla mnie jakas fobią, Waszym stereotypem i wlasnie oparte o ten czynnik subiektywny, ktory dosc dobrze kamuflujecie. Czasem mam wrazenie, ze wydaje sie Wam, ze przepychanki, ktore wtedy dzialy sie po tej lewej stronie, nadal sa kontynuuowane. W jakims sensie tak... przez ludzi z tak samo naznaczonymi zyciorysami. I znaczenie tych sporow jest niestety podobne do tych sprzed 30 lat. Bo ani zadne GSR ani zadne GPR etc. nie ma praktycznie zadnego znaczenia.
Moi drodzy, wybory europejskie przed nami. Dobrze nazwaliscie to co robi PPP - taktyka. Taktyka to nie to samo co strategia. Taktyka wymaga zawierania sojuszy, porozumien wyborczych itd. Nie za bardzo jest z kim te sojusze w Polsce zawierac, a te zagraniczne do EU moga troche pomoc, ale dla naszego polskiego grajdola nie maja znaczenia strategicznego. W zaden sposob nie odbieraja nam naszej niezaleznosci tu w kraju. Ja w ogole w przeciwienstwie do kilku osob tym zagranicznym kontaktom nie nadaje duzego znaczenia. I jak sobie to wszystko analizuje, to uwazam, ze NPA to calkiem dobry TAKTYCZNY partner. A w czym mozna jeszcze w tej Europie wybierac? Oczywiscie mozna nie isc do wyborow do tej przebrzydlej Unii. Jednak nasza strategi nie wyklucza drog parlamentarnych, i prowadzimy ja ze wszystkimi konsekwencjami takiego wyboru.
To zadziwiające, jak często brak argumentów pokrywa się oskarżeniem o fobię. Akurat nie myślę tu o nas, ale o J.J. Rousseau. Ale innych przykładów w historii bliższej i dalszej nie brakuje. Fobia, to zadziwiająco często przypadłość tych, którzy negują postawy uznane w jakimś środowisku za powszechne i racjonalne.
Z fobią jest jednak pewien problem: jeżeli to wszystko, z czym się nie zgadzasz u nas oswoisz jako fobię, to może Ci się zdarzyć, że uznasz, że poza tą fobią jesteśmy całkiem miłymi gośćmi. To tak na zasadzie rekompensaty - gdyby nie ta komiczna fobia... Cała wredność sprowadzona do jednej fobii. To by było okropne, bo nie chodzi o to, czy jesteśmy mili, ale o to, czy mamy rację. Rousseau uważał, że jego szczerość broni się sama. My wiemy, że tak nie jest. Wcale się nie broni, niemniej to, co istnieje musi się przejawić. Nasze doświadczenia nie są dziedzictwem, które Wam chcemy przekazać (jeszcze nie umieramy), ale uzasadnieniem tego, co robimy dziś i dlaczego.
Wydaje się, Andrzeju, że jakimiś szczególnymi względami darzysz Komunistyczną Partię Polski. Rzecz w tym, że w przypadku tej partii zerwana została ciągłość historyczna. W Polskiej Partii Robotniczej czy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej znaleźć się mógł co najwyżej trzeci albo czwarty garnitur przedwojennych działaczy KPP, którzy z czasem w tej partii nie mieli już nic do powiedzenia. Powołany w 1990 r. Związek Komunistów Polskich "Proletariat" był pomyślany już jako chłopiec do bicia - miała to być przede wszystkim "partia polityczna uważająca się za kontynuatorkę Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej", bynajmniej nie KPP. Związek ten od początku wspierał SdRP, a jednocześnie miał wziąć na siebie całe odium za PRL. To ostatnie specjalnie nie wyszło. Niemniej organizacja ta nie była samodzielna politycznie. Liczyła się w zasadzie tylko w Dąbrowie Górniczej, gdzie była też siedziba władz krajowych. Od początku też ZKP "Proletariat" wchodził w skład Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Związek ten formalnie zerwał z SLD dopiero po uchwaleniu przez Sejm art. 13 Konstytucji, zrównującego komunizm z faszyzmem m.in. głosami SLD i PPS oraz po utworzeniu z SLD monolitycznej partii (1997 r.). Komunistyczna Partia Polski powstała dopiero po zakwestionowaniu przez Sąd Okręgowy w Warszawie legalizmu działań ZKP "Proletariat" z przyczyn raczej formalnych, dopiero 2002 r. Co prawda w partii tej znalazła się większość członków rozwiązanego Związku Komunistów Polskich "Proletariat", niemniej jednak część z nich z Bogdanem Radomskim, sekretarzem Stowarzyszenia Marksistów Polskich na czele założyła Polską Socjalistyczną Partię Robotniczą. Obie grupy znajdują się wciąż w konstelacji lewicy postpezetpeerowskiej, która z zasady lgnie do SLD, choć po roku 1997 zdarzały się odstępstwa od normy. O ideowym eklektyzmie nie warto nawet wspominać.
Powołanie "Robotnika" - pisma członków Międzyzakładowego Robotniczego Komitetu "Solidarności" - miało, oczywiście, swój podtekst polityczny. Decyzja zapadła w ramach nieformalnej grupy składającej się w głównej mierze ze społecznych współpracowników Wszechnicy Robotniczej "Solidarności" Regionu Mazowsze.
W zespole koordynującym działalność kolportażowo-wydawniczą znaleźli się: Włodek Bratkowski (Wszechnica Robotnicza), Paweł Cichoński (Wszechnica Robotnicza), Krzysztof Markuszewski (OPP "Sigma"), Mieczysław Nowak (MRK "S"), Tadeusz Rachowski (FSO - były internowany), Andrzej Sieradzki (MRK "S") i Marian Srebrny (Wszechnica Robotnicza - były internowany). Ze względów bhp zespół nigdy nie zbierał się w komplecie (zgodnie z życzeniem Mariana Srebrnego). Z zespołem ściśle współpracował Piotr Stomma (Wszechnica Robotnicza i Międzyzakładowy Komitet Współpracy "Solidarności").
Pismo miało przedstawiać krytyczny punkt widzenia wobec wiodącej linii w "Solidarności", a nawet wobec MRK"S"-owskiego "CDN - Głosu Wolnego Robotnika" redagowanego, m.in. przez Marka Rapackiego i Waldemara Maszendę, nie mówiąc już o środowisku korowskiego "Robotnika". Z założenia zatem wchodziło w konflikt z wiodącym środowiskiem "Solidarności" Regionu Mazowsze. Pomysłodawcą tytułu był Tadeusz Rachowski. Do realizacji pomysłu wprzęgnięto zespół Piotra Ikonowicza, który redagował wówczas "Misia" (odwrócona nazwa Serwisu Informacyjnego Mazowsza). Stronę techniczną miał zapewnić powielacz ocalały po wpadce pisma "Przetrwanie" i sitodruk.
Z zespołu koordynującego, który próbuje ukierunkować "Robotnika" ze skutkiem połowicznym - zostaje dokooptowany do redakcji Krzysztof Markuszewski (kolega Piotra Ikonowicza). Wkrótce jednak "Robotnik" urywa się ze smyczy, gdyż Ikonowicz ma dość - jak twierdzi - cenzurowania i idzie własną drogą. Przede wszystkim nawiązuje kontakt ze zwolnionymi z internowania byłymi redaktorami "Robotnika" i oferuje im tytuł, a wraz z nim swoje usługi. Spotyka się jednak z brakiem zainteresowania. Byli postkorowscy redaktorzy "Robotnika" wolą pozostać przy "Tygodniku Mazowsze". Wówczas Ikonowicz, po okresie prób i poszukiwań własnego miejsca w Podziemnej "Solidarności", decyduje się na powołanie grup politycznych "Robotnika". Mniej więcej równolegle powstaje Grupa Samorządności Robotniczej.
Drugi numer "Sprawy Robotniczej" (1984) artykułem "Perspektywy polskiej lewicy", pióra Stefana Piekarczyka, z pozycji - jak nam się wówczas wydawało - rewolucyjnej i robotniczej IV Międzynarodówki, polemizuje z inicjatywą grup politycznych "Robotnika". Artykuł ten nie przypadkiem przedrukował również osiemnasty numer "Inprekora" z wiosny 1985 r. bez słowa komentarza. Polemika z artykułem zamieszczonym w nr 44 "Robotnika" z 23 stycznia 1984 r. miała niewątpliwie zasadniczy charakter.
Już na wstępie emisariusz IV Międzynarodówki definiuje "rewolucyjny nurt polskiej opozycji" i w jego imieniu ustosunkowuje się do owej inicjatywy. Definicja ta nie mogła nie wzbudzić naszego zdziwienia, ale trudno było jej odmówić znamion rewolucyjności, skoro nurt ten:
a) "dąży do rewolucyjnego obalenia obecnego systemu władzy i zastąpienia go Samorządną Rzeczpospolitą",
b) "uważa klasę robotniczą za siłę napędową tej rewolucji",
c) "nawiązuje do myśli rewolucyjnej lewicy ruchu robotniczego",
d) "obecnemu systemowi stalinowskiemu przeciwstawia rozwiązania samorządowe, socjalistyczne",
e) "upatruje główne filary nowego społeczeństwa w pełnej demokracji gospodarczej i politycznej - w szeroko rozwiniętym systemie samorządów robotniczych powiązanych ze sobą pionowo i poziomo oraz w pluralistycznym systemie politycznym, przy czym nie chodzi tu o klasyczny system parlamentarny, ograniczający rzeczywisty udział ludzi pracy w podejmowaniu decyzji, lecz o samorządowy system demokracji bezpośredniej" (tamże).
Ostatecznie można się było zgodzić ze zdaniem Stefana Piekarczyka, że "nurt rewolucyjny, choć dziś jeszcze niewielki, istnieje w Polsce i działa w strukturach konspiracyjnych 'Solidarności'". Trudno było wszakże uznać, że "poglądy lansowane przez niego znajdują coraz większą akceptację wśród działaczy opozycji". Trzeba by było bowiem a priori przyjąć lansowaną przez IV Międzynarodówkę tezę o "obiektywnej dynamice rewolucyjnej ruchu społecznego 'Solidarność'", żeby uwierzyć, że ci, co "nigdy nie zgodziliby się na określenie swojego stanowiska politycznego jako ‘rewolucyjnego’ lub 'lewicowego'", mimo wszystko "siłą rzeczy" popierają "podstawowe założenia nurtu rewolucyjnego, gdyż one najtrafniej odzwierciedlają realia sytuacji politycznej w Polsce i położenie klasy robotniczej. Podejście rewolucyjne umożliwia bowiem wyciąganie z obiektywnych warunków obecnej walki klasowej, jaka toczy się w Polsce pomiędzy klasą robotniczą a totalitarną biurokracją, zasadniczych wniosków co do celu tej walki i strategii jego osiągnięcia"("Sprawa Robotnicza", jak wyżej).
W przeciwieństwie do swoich kolegów z "Inprekora" Stefan Piekarczyk nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że Kuroń i Michnik nie są już "socjalistami" (nawet w cudzysłowiu). Nie miał również wątpliwości, że "pismo 'Robotnik' ma jasną, prostą wizję przyszłości polskiej lewicy" - "Należy odbudować PPS, a odrodzonej partii nadać CHARAKTER SOCJALDEMOKRATYCZNY" (tamże). Piekarczyk uznawał jednak "profil socjaldemokratyczny" nowej partii za "nieporozumienie" i to nader poważne, albowiem jego zdaniem "wiele koncepcji politycznych, niejednokrotnie głoszonych na łamach 'Robotnika' pozostaje w rażącej sprzeczności - i słusznie! - z programem i taktyką socjaldemokracji". Niemniej Stefan zauważał rzecz oczywistą, a mianowicie, że autorzy artykułów w "Robotniku" od pewnego czasu (nie musimy chyba mówić od jakiego, ale dla pewności powtórzmy, że chodzi o moment usamodzielnienia się redakcji "Robotnika" od nieformalnej grupy koordynacyjnej) "nie tylko twierdzą, że socjaldemokracja to kredo polityczne odradzającej się PPS, lecz zachwycają się dorobkiem i działalnością zachodnich partii socjaldemokratycznych. I tak, na przykład w artykule pt. 'Program przyszłej partii', autor definiuje socjaldemokratów na Zachodzie w sposób następujący: 'Drogą mniej lub bardziej powolnych reform starają się oni ograniczać wpływ kapitału prywatnego, łagodzić imperializm w stosunkach międzynarodowych, realizować ideały egalitaryzmu w stosunkach społecznych, ale przede wszystkim dbać o wzrost stopy życiowej, bezpieczeństwo socjalne i rozwój kulturalny ludzi pracy'" (cytat za "Robotnikiem" nr 55 z 9 kwietnia 1984 r.).
Stefan ze słusznym sarkazmem wskazywał (w imieniu swoim i redakcji "Sprawy Robotniczej"), że w tej sytuacji należy "zastanowić się, czy nie pomnożyły się tutaj błędy korektorskie, czy autor tych słów jest 'niedoinformowany', niesamowicie łatwowierny, czy może po prostu świadomie okłamuje swoich czytelników?", retorycznie zapytując: "Czy ograniczeniem wpływu kapitału prywatnego można nazwać użycie policji w socjaldemokratycznej Francji, aby rozpędzać tłumy strajkujących, pikietujących prywatne przedsiębiorstwa? Czy tak można nazwać politykę wykupienia za wielkie sumy nierentownych przedsiębiorstw, prowadzoną przez angielskich socjaldemokratów po to, aby te 'upaństwowione' przedsiębiorstwa ofiarowały swoje towary i usługi prywatnym firmom po cenach niższych niż koszty produkcji, tym samym dotując sektor prywatny? Czy tak można nazwać obecne starania socjaldemokratycznego rządu Hiszpanii o wejście do EWG, zrzeszenia europejskiego kapitału monopolistycznego? Czy 'łagodzeniem imperializmu w stosunkach międzynarodowych' można nazwać poparcie, jakie pod koniec lat 60-tych socjaldemokratyczny rząd w Londynie udzielił amerykańskiej wojnie w Wietnamie, czy też politykę kolonialną angielskiej socjaldemokracji wobec Irlandii? Czy tak można nazwać ostatnie interwencje Mitteranda w Czadzie i Libanie? Czy 'realizowaniem ideału egalitaryzmu w stosunkach społecznych' można nazwać odrzucenie przez wszystkie zachodnie partie socjaldemokratyczne radykalnych posunięć w celu zmniejszenia bezrobocia, np. uspołecznienie przynajmniej podstawowych gałęzi przemysłu?" (tamże).
Przy okazji Stefan Piekarczyk zwracał słusznie uwagę, że "System kapitalistyczny nie jest żadnym 'partnerem do negocjacji’ dla zachodnieuropejskich socjaldemokratów", ponieważ "te partie są integralną częścią tego systemu; stanowią nieodzowną klapę bezpieczeństwa, likwidując spontaniczne zrywy klasy robotniczej i kierując protesty społeczne na bezpieczne tory parlamentarne" itd. Przy czym Stefan zaznaczał nawet, że "wyżej wspomniany artykuł nie jest odosobniony" i nie jest wypadkiem przy pracy, redakcja "Robotnika" bowiem ubiega się wprost o "życzliwe zainteresowanie międzynarodowego ruchu socjaldemokratycznego".
Wniosek końcowy w sprawie socjaldemokracji był jednoznaczny, a jednak autor wyrażał - zapewne w imieniu IV Międzynarodówki - nadzieję, że zespół "Robotnika" włączy się mimo wszystko w budowę rewolucyjnej alternatywy, opozycji robotniczej i lansowanego przez "Inprekor" porozumienia lewicy rewolucyjnej i w końcu "również odegra ważną rolę w rozwoju struktur organizacyjnych polskiej lewicy rewolucyjnej".
Działacze GSR, podobnie zresztą, jak część działaczy nieformalnej grupy koordynacyjnej z Marianem Srebrnym i Włodkiem Bratkowskim na czele, mieli już w tej kwestii odmienne zdanie. W międzyczasie rozpadła się bowiem również grupa koordynująca kolportaż i wydawnictwa. Do grup politycznych "Robotnika" dołączyli ostatecznie Krzysztof Markuszewski, Tadeusz Rachowski i Andrzej Sieradzki. W oparciu, m.in. o grupy polityczne "Robotnika", 15 listopada 1987 r. w Warszawie, powstaje Polska Partia Socjalistyczna.
W Prezydium Rady Naczelnej PPS znaleźli się: Jan Józef Lipski - przewodniczący, Władysław Kunicki-Goldfinger - wiceprzewodniczący, Józef Pinior - wiceprzewodniczący, Andrzej Malanowski - sekretarz, oraz członkowie: Piotr Ikonowicz, Andrzej Kowalski i Marek Nowicki. W skład Centralnego Komitetu Wykonawczego weszli: Czesław Borowczyk (Wrocław), Zuzanna Dąbrowska (Wrocław), Grzegorz Ilka (Warszawa), Janusz Król (Warszawa), Aleksander Krystosiak (Szczecin), Agata Michałek (Kraków), Cezary Miżejewski (Kozienice), Jacek Pawłowicz (Płock) i Tadeusz Rachowski (Warszawa).
W wyniku sporów wokół strategii i taktyki partii, w lutym 1988 r. doszło jednak do podziałów, w wyniku których wyodrębniło się kilka nurtów: Piotra Ikonowicza, pod nazwą PPS-Rewolucja Demokratyczna, Grzegorza Ilki pod nazwą TKK PPS oraz PPS Jana Józefa Lipskiego.
Radę Naczelną PPS tworzyli: Rinaldo Betkiewicz, Czesław Borowczyk, Zuzanna Dąbrowska, Piotr Ikonowicz, Andrzej Kowalski, Artur Koszykowski, Cezary Miżejewski, Józef Pinior, Tadeusz Rachowski i Miłka Tyszkiewicz.
W listopadzie 1988 r. zwolennicy Zjednoczonego Sekretariatu IV Międzynarodówki (pismo "Kret") przystąpili do PPS-RD, tworząc wewnątrz partii Nurt Lewicy Rewolucyjnej na prawach tendencji programowej (zachowując też prawo do wydawania własnego pisma). Co nie mniej istotne, do NLR, a zatem i PPS-RD, przystąpili wkrótce byli polscy vargiści, redagujący do niedawna jeszcze "Walkę Klas" i "Jedność Robotniczą" w składzie: Ludwik Hass, Borys Hass i Maciej Guz.
W grudniu 1989 roku, we Wrocławiu, odbył się I Krajowy Kongres Delegatów PPS-RD z udziałem 33 delegatów z siedmiu okręgowych komitetów robotniczych. Wybrano kolegialną Radę Naczelną w składzie: Czesław Borowczyk, Robert Gołaś, Andrzej Kowalski, Józef Pinior z Wrocławia, Zuzanna Dąbrowska, Piotr Ikonowicz, Cezary Miżejewski z Warszawy, Artur Smółko, Krzysztof Bil-Jaruzelski z Białegostoku i Artur Koszykowski z Krakowa. Na Kongresie uchwalono program "Samorządowa Alternatywa". Program PPS-RD wprost odwoływał się do programu I Zjazdu "Solidarności", prezentując się jako kontynuator tego programu: "Istotą samorządowej alternatywy systemowej jest budowa Samorządnej Rzeczpospolitej - państwa, które nie wyraża interesów żadnej grupy społecznej, lecz jest formą prawną i służebną strukturą dla wszystkich".
Klasa robotnicza przestała odtąd być szczególnie "uprzywilejowana" w programie PPS.
Jak podaje Wikipedia: "obok klasycznej demokracji przedstawicielskiej, wskazywano na istotną rolę demokracji samorządowej, zarówno w formie samorządu terytorialnego (gminnego i wojewódzkiego), jak i samorządu pracowniczego łącznie z utworzeniem Izby Samorządowej jak drugiej izby parlamentu". Warto zaznaczyć, że Nurt Lewicy Rewolucyjnej opracował wówczas własny "Projekt Deklaracji Programowej na I Zjazd PPS", którego jednak nie miał okazji przeforsować w PPS-RD, gdyż pod koniec 1989 r. został, wraz z grupą J. Piniora (również współpracującą ze Zjednoczonym Sekretariatem IV Międzynarodówki), usunięty z partii Piotra Ikonowicza.
Według Wikipedii nastąpiło to dopiero w lutym 1990 r., kiedy to oficjalnie usunięto z PPS-RD działaczy Nurtu Lewicy Rewolucyjnej oraz wrocławskiego Socjalistycznego Ośrodka Politycznego zarzucając im poglądy trockistowskie. Należy się zgodzić, że w istocie powodem czystki była walka o władzę między Ikonowiczem a popieranym przez Zjednoczony Sekretariat Piniorem i chęć Ikonowicza zjednoczenia swojej partii z innymi grupami PPS pod auspicjami Lidii Ciołkoszowej. Nie była to jednak tylko walka personalna. Samo opracowanie Projektu Deklaracji Programowej na I Zjazd PPS przez NLR świadczy również wyraźnie, że trockiści zamierzali bezpośrednio wpływać na linię programową PPS, czując się pełnoprawnym członkiem partii socjaldemokratycznej - jako jej radykalne skrzydło. Niewątpliwie w PPS nie brakowało działaczy o sympatiach zdecydowanie lewicowych, jak choćby: prof. Jan Dziewulski, Małgorzata Motylińska, Tomasz Truskawa czy anarchizujący Cezary Miżejewski. Jednak nie był to nurt bynajmniej rewolucyjny.
W maju 1990 r. została również zerwana współpraca PPS-RD z Grupą Samorządności Robotniczej, w ramach której działacze GSR brali udział w redagowaniu w latach 1989-90 pism PPS-RD, takich jak: "Praca, Płaca, BHP" czy "Robotnik", mimo sprzeciwu działaczy NLR. Ze swej strony członkowie PPS-RD udzielali się w redakcji GSR-owskiego pisma "Trasy-bis". Podstawowym pismem GSR była wówczas "Samorządność Robotnicza". Ponadto działacze GSR redagowali i współredagowali wówczas liczne biuletyny i pisma związkowe, w tym Biuletyn WPZZ "W POPRZEK", "KURIER MAZOWSZA" (pismo "Solidarności" Regionu Mazowsza), biuletyny związku zawodowego poligrafów i federacji pracowników budownictwa. W nowej rzeczywistości GSR, w 1992 r. na fali wielkich strajków, w oparciu o "TYGODNIK ANTYRZĄDOWY" i KOALICJĘ "NA LEWO OD PPS", powołuje Grupę Inicjatywną Partii Robotniczej, która współpracuje, m.in. z Wolnym Związkiem Zawodowym "Sierpień'80". NLR tradycyjnie odcina się od współpracy, podobnie zresztą jak spartakusowcy. Inicjatywa "siada" po wyczerpaniu się zasobów finansowych. Od 1993 r. ukazują się już tylko specjalne wydania "TA" oraz "Magazyn Antyrządowy".
Po wycofaniu się GSR z GIPR, inicjatywę kontynuowały środowiska skupione wokół LIT-CI, wydając w Katowicach "Głos Robotniczy". GSR wznawia natomiast "Samorządność Robotniczą" (ostatni, 17 numer ukazuje się w pierwszym półroczu 1997 r.). Formacja rozpadła się w wyniku sporów personalnych w drugiej połowie lat 90. Początek lat 90. to jednak apogeum działalności Grupy Samorządności Robotniczej, wówczas grupa ta organizuje nawet manifestacje pierwszomajowe, wyruszające z Placu Konstytucji w Warszawie.
Rozstanie z PPS wpisuje się właśnie w pierwszomajową scenerię 1990 r. Tak wydarzenie to opisaliśmy w artykule "Raz na wozie, raz pod wozem":
"Współpracę z GSR Ikonowicz zerwał w 1990 r. po sławetnym pierwszomajowym Kongresie Prawicy w Sali Kongresowej. Rozstanie dotyczyło, m.in., oceny wydarzeń pierwszomajowych i wiązało się z ewolucją PPS-RD w kierunku socjaldemokratycznym (o którym przesądził Kongres Zjednoczeniowy PPS). Po 1 Maja 1990 r. PPS-RD odcięło się publicznie, w komunikatach prasowych, od zadym i starć przed Salą Kongresową.
Warto powiedzieć, o co chodziło: tego dnia odbyły się aż cztery manifestacje pierwszomajowe. O godzinie 9.00, z Placu Konstytucji, ruszył pochód organizowany przez GSR i grupy z nią współpracujące; o godzinie 10.00, z Ronda de Gaulle'a, ruszył pochód PPS, do którego przyłączyły się grupy wychodzące z Placu Konstytucji. Połączone ugrupowania przemaszerowały Nowym Światem do pomnika Kopernika, gdzie zlały się z pochodem organizowanym przez OPZZ i SdRP. O godzinie 13.00, z zaplecza Domów Towarowych 'Centrum', ruszył pochód na Salę Kongresową, gdzie prowokacyjnie zorganizowany został w tym dniu Kongres Prawicy, ochraniany przez skinów. Marsz zorganizowały: Międzymiastówka Anarchistyczna i Nurt Lewicy Rewolucyjnej. Do manifestacji pod Salą Kongresową dołączyli się uczestnicy obu pochodów GSR i PPS oraz kibice Legii Warszawa. Doszło do przepychanek. Kierownictwo PPS-RD, chcąc uwiarygodnić się w oczach nowych i przyszłych sojuszników, zdecydowała się odciąć od 'zadym', zrywając przy okazji ze swoją 'zadymiarską' tradycją" (bynajmniej nie rewolucyjną).
W październiku 1990 roku PPS-RD włączyła się, na XXV Kongresie PPS, w jednolitą Polską Partię Socjalistyczną, twardo stojącą na gruncie kapitalizmu. W 1993 roku PPS pod wodzą Piotra Ikonowicza zawarła porozumienie wyborcze z SdRP i przystąpiła do Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Działacze Nurtu Lewicy Rewolucyjnej (w tym Zbigniew M. Kowalewski i Stefan Piekarczyk) ponownie znaleźli się w tej partii po roku 1999, kiedy to, po przekształceniu się SLD w jednolitą partię, Rada Naczelna PPS nakazała posłom PPS utworzenie samodzielnego koła poselskiego. Przełom wieku zastał zatem działaczy NLR ponownie w PPS, która w kolejnych wyborach startowała bez powodzenia samodzielnie. Warto zauważyć, że druga polska sekcja IV Międzynarodówki, Nurt Lewicy Rewolucyjnej, nigdy nie podjęła idei "Inprekora" - POROZUMIENIA LEWICY REWOLUCYJNEJ. Musiałaby przecież wówczas uwzględnić realia i współpracę z Grupą Samorządności Robotniczej. Wolała pozostać radykalnym skrzydłem PPS, czyli polskiej socjaldemokracji.
W 2002 r., kiedy ponownie wróciliśmy na scenę polityczną, poróżnieni ze sobą działacze NLR wciąż jeszcze współpracowali z resztkami Polskiej Partii Socjalistycznej. Dariusz Zalega wydawał wówczas pismo PPS "Robotnik Śląski", Zbigniew M. Kowalewski formalnie nie wystąpił jeszcze z tej partii, pozostali działacze NLR znaleźli się wówczas w Stowarzyszeniu ATTAC-Polska, z czego wówczas najwyraźniej byli ukontentowani.