na taśmę.
A inne partie uciekają...
S80 musi coś zrobić żeby się odróżnić od "S", bo inaczej wszystko co teraz robi pójdzie na konto PiS-u
I szanse na lepsze płace i życie.
Popieram górników w strajku
oby wsrod postulatow znalazla sie tez obnizka ceny wegla dla najbiedniejszych... lub np. darmowe dostawy do dystrybucji przez osrodki opieki spolecznej...
nie zrobcie bledu zwiazkow z energetyki, ktorych ludzie nienawidza za egoizm...
W Newsletter OPZZ rozsyłanym przez biuro Ilki pojawiła się informacja, którą warto zacytować:
"Związkowcy: rządowi udało się zbliżyć Solidarność i Sierpień'80.
Związkowcy z dwóch skonfliktowanych dotąd ze sobą związków - Solidarności i Sierpnia'80 - od pewnego czasu współpracują, prowadząc razem negocjacje w sektorze górnictwa węgla kamiennego lub wysyłając swe delegacje na manifestacje partnerów. Ich przedstawiciele uważają, że zbliżeniu
stanowisk sprzyja polityka rządu. W toku trwających, prowadzonych dotąd odrębnie negocjacji w dwóch pozostałych spółkach - związki częściowo zsynchronizowały działania. W środę, gdy górnicza "S" ogłosiła obowiązujące w całym sektorze pogotowie strajkowe oraz przekształcenie swej
rady w komitet protestacyjno-strajkowy, krótko potem o pogotowiu strajkowym w Katowickim Holdingu Węglowym poinformował też Sierpień'80. Wyciągnięta
do rządu ręka o podjęcie rozmów została odtrącona w sposób bardzo brutalny.
To jest dla nas oczywisty sygnał, że rząd nie ma intencji, żeby zawierać porozumienie ze stroną społeczną - mówi Bogusław Ziętek.
PAP, WNP, 07.05.2009".
Zastanówmy się czy dziś może się powtórzyć fenomen "Solidarności". Na pierwszy rzut oka widać, że w tak głębokim światowym kryzysie, który z Polską na razie obszedł się jeszcze dość łagodnie, strajki w zakładach pracy wydają się wręcz szkodliwe. Kto chciałby dobijać własny zakład i ryzykować miejscami pracy?
Z konieczności protesty przenoszą się zatem na ulice i przechodzą w awangardowe formy, jak okupacje biur poselskich lub lotne pikiety. Niemniej charakter protestów pozostaje niezmienny. Ludzie burzą się przeciwko spychaniu ich na margines społeczny. Wzrost dysproporcji społecznych odczuwany jest, jak nigdy. Kryzys światowy zamyka wentyle bezpieczeństwa. Kto teraz wyjedzie za granicę w poszukiwaniu pracy, skoro stamtąd wraca już "druga zmiana"?
Nie ma już "drugiej Japonii" i "drugiej Irlandii". Jest tylko Polska bieda, Polska rażących dysproporcji społecznych i narastające bezrobocie, którego nie ma już jak rozładowywać. Stoczniowcy gdańscy czują, że wraz z zamknięciem kolejnych pochylni wali się ich świat. Stąd poczucie wspólnoty nawet z losem byłych pracowników PGR, co jasno wyraził wiceprzewodniczący "Solidarności" Stoczni Gdańskiej, Karol Guzikiewicz, skądinąd bezpartyjny zwolennik "Prawa i Sprawiedliwości", człowiek, dla którego symbolami "Solidarności" pozostają wciąż, jak dla większości Polaków, Jan Paweł II i ks. Jerzy Popiełuszko.
A jednak coś się stało, skoro autorytet kościoła jako instytucji nie wytrzymuje próby czasu. Dominikanin, ojciec Zięba, reprezentujący komitet organizacyjny obchodów rocznicowych "wyzwolenia od komunizmu", prezydent Gdańska i premier Polski stoją przecież już po przeciwnej stronie nowej, wyrastającej na naszych oczach, barykady. Nagle okazuje się, że nawet z "Solidarnością" nikt już się nie liczy, skoro wszystkie decyzje organizacyjne zapadają bez jej udziału, a ona sama w komitecie organizacyjnym ma raptem jednego przedstawiciela. Nawet gesty polubowne niewiele tu zmienią. Drogi najwyraźniej się rozeszły, co odnotowuje z głębokim żalem nie tylko prof. Tadeusz Kowalik, ale i senator Zbigniew Romaszewski.
Tego pęknięcia i rozdarcia nie da się zatuszować. Rząd i posłowie Platformy Obywatelskiej nie ufają już wiecznym "zadymiarzom" z "Solidarności" Stoczni Gdańskiej, nie traktują ich nawet jak stoczniowców. Według przedstawicieli rządu i partii rządzącej, związkowcy to "białe kołnierzyki", które nie splamiły się pracą fizyczną, to zwykła pro-PiS-owska opozycja polityczna. A kim w takim razie są stoczniowcy, niedawno protestujący przed Kongresem Europejskiej Partii Ludowej w Pałacu Kultury? Czy to jest bydło prowadzone na rzeź przez zawodowych "zadymiarzy", opozycjonistów czy rewolucjonistów? Jakoś nie wydaje się, że dałoby się oddzielić jednych od drugich.
Według rządu i jego pismaków stolarz, wiceprzewodniczący KZ Karol Guzikiewicz, to "zawodowy obalacz", który swym zachowaniem, podobnie jak stoczniowcy, sugeruje, że "ten system jest gorszy od tamtego, w którym państwo było wszechmogące" (Piotr Dominiak, "Karol Guzikiewicz zawodowy obalacz", "Polska Dziennik Bałtycki"). Tacy jak on sądzą, że "skoro obaliliśmy komunizm, obalimy i kapitalizm". Takie słowa budzą uzasadnione obawy, tym bardziej, że coraz wyraźniej biurokracja związkowa "Solidarności", i to wszystkich szczebli, razem z Komisją Krajową i przewodniczącym Januszem Śniadkiem, zaczyna utożsamiać się z robotnikami.
To źle wróży rocznicowym obchodom. "Solidarność", nawet jeśli zrezygnuje z manifestacji 4 czerwca, przestaje być dla rządzących wiarygodna. Tusk nie chce i nie może ryzykować. Woli przenieść część centralnych uroczystości na Wawel, do Krakowa, za policyjne kordony.
Kolejne mediacje i kompromisowe propozycje mogą tylko odroczyć to, co nieodwracalne - konflikt klasowy przybiera coraz ostrzejsze formy. Kto uwierzy, że rozgoryczony "tłum" stoczniowców nie da się sprowokować do zamieszek w tak uroczystej dla nowej, kapitalistycznej Polski chwili? Kto uwierzy, gdy przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień 80", związku odwołującego się do tej samej tradycji co NSZZ "Solidarność" i "Solidarność-80", Bogusław Ziętek zapowiada, że jego lotne pikiety dosięgną rządu nawet w Krakowie, a co dopiero w Gdańsku - kolebce "Solidarności". Do Krakowa wybierają się też kolejne branże - kolejarze, górnicy i "solidarnościowa" zbrojeniówka. Kompromis w tej kryzysowej sytuacji, która nakłada się jeszcze na finał kampanii wyborczej i bezpardonowej walki o wpływy między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością, wydaje się zbyt karkołomny, aby premier Tusk mógł się na niego zdecydować.
Mamy zatem w perspektywie OSTRĄ KONFRONTACJĘ, której wynik jest tylko do pewnego stopnia przewidywalny. Wkrótce zatem zostanie wypracowany siłami obu stron WZORZEC NIENAWIŚCI.
Czy ktoś sobie wyobraża, że w takim stanie DUCHA I CIAŁA "SOLIDARNOŚCI" może odrodzić się niegdysiejszy duch porozumienia ponad podziałami społecznymi? Możemy przewidywać, że będzie wręcz odwrotnie. Nie pomoże uroczysta msza prowadzona przez arcybiskupa Sławoja Leszka Głodzia, ani odwołania do wielkiej, pokojowej, antykomunistycznej tradycji "Solidarności" - pogłębiać się będą podziały na scenie politycznej, a zamazywać w ruchu związkowym.
Ruch społecznego protestu nie będzie już tak powszechny, jak w roku 1980, ani tak ekumeniczny, ale w dwójnasób zaciekły i zajadły. Już teraz mamy tego próbki. Atak policji na kilkusetosobową grupę stoczniowców pokazał dokąd to wszystko prowadzi. Stoczniowcy zrozumieli, że nic, ale to nic, już ich z rządem postsolidarnościowym Platformy Obywatelskiej i Daniela Tuska nie łączy. Prawo i Sprawiedliwość na razie może jeszcze spać spokojnie, ale do czasu kolejnych, wielkich robotniczych wystąpień, które zbliżają się wielkimi krokami, znosząc dotychczasowe partyjniackie podziały i tworząc nowe, klasowe.
BÓG ARES Z WAMI !
A kolega lub koleżanka "BB" za dużo treści wrzuca w dyskusję, co powoduje nie czytanie wypowiedzi, gdyż na tym forum liczy się esencja a nie rozmydlanie!