Prosimy o komentarz!
.
poszukanie sobie jakiejś pracy. W końcu nawet w Warszawie jakąś kawalerkę można wynająć za tysiąc złotych miesięcznie, sądzę że w Chełmie byłoby nawet taniej.
o godzinę drogi pociągiem od Warszawy można wynająć mieszkanie w starszym budownictwie za - powiedzmy - dwieście złotych.
Piszesz Jarku: "Nie ma trudności z zaparkowaniem na przyległym do budynku sporym placu"... Całe szczęście jak będzie nieszczęście - straż nie będzie miała kłopotów z manewrowaniem. No i woda jest... Tfu, na psa urok.
Za to lokum dla matki z czworgiem dzieci należy się prezydentowi kryminał. Ale nie w Polsce... jeszcze.
(_*_)
polski zaścianek,pełne gęby frazesów o chrześcijańskim miłosierdziu,solidarności społecznej a jak co do wyścig szczurów.Szwecja jest 1000 razu uczciwsza w swoich działaniach niż ten zakłamany grajdoł
znam te okolice. Życie - jak również wynajęcie mieszkania - niewiele tam kosztują.
na mojej rodzinnej wsi jest tyle roboty przy żniwach i zwierzętach gospodarczych, że praca tam dosłownie leży na szosie i czeka, żeby ktoś ją podjął.
hektary pola są tam nieuprawiane. Tylko przyjechać, tanio kupić czy wynająć opuszczoną chałupę i można żyć jak na hacjendzie!
hektar wspaniałego, prawie czarnoziemowego pola jeszcze kilka lat temu potrafił tam kosztować nie więcej niż 100 zlotych. A i teraz nie jest dużo droższy.
Rolinicza Bonanza!
nie czekać na drugie przyjście Wiesława albo przyjazd Chaveza na białym koniu.
Wiele możliwości godziwego życia i wzbogacenia się otwiera się w jak najbardziej rzeczywistym świecie.
to ja poproszę kontakt z tymi co sprzedają ziemię typu czarnoziem za sto złotych ("lub trochę więcej") mam nadzieję że nie jest ogłoszenie o ziemi na Dzikim Zachodzie z XIX wieku ale aktualne z Polski.
Aż takiego głupa z siebie nie rób.
Tysiąc procent normy wyrobiłeś. Jesteś lepszy niż Pstrowski.
.
metoda na grupowe redukcje i recesję - niech wszyscy wyjadą na wieś.
Kurczę, raz na kilka lat wypłynie nam taki wieszcz: najpierw był facet proponujący przekopanie powierzchni południowej Polski na... połowę północną, potem producent wkładek do butów jako kandydat na prezydenta, a teraz prorok uzdrowicielskiej mocy migracji z miasta na wieś (najlepiej - jego rodzinną).
PS. Aby zapobiec serii luźnych rozważań o "wyalienowanych wielkomiejskich inteligentach gardzących wsią": choć jestem od wielu pokoleń z miasta - szanuję chłopów (także tych, którzy podjęli pracę na roli z własnego wyboru), wiele działaczy i organizacji rolniczych (np. Zagórnego), na którą partię najczęściej w życiu głosowałem tali użytkownicy forum wiedzą. Last but not least - wieś została na tle reszty kraju słabiej politycznie zmasakrowana przez Platformę, to kolejny powód do szacunku. Jestem za zachowaniem polskiego, relatywnie zdrowego i stosunkowo przyjaznego środowisku modelu rolnictwa, ubolewam też nad tym, że wiele środowisk polskiej lewicy nie ma właściwie nawet najbardziej ogólnego programu wiejskiego. Ale do kroćset - propozycja rozwiązania wszystkich problemów społecznych przez masową migrację biedniejszych czy biedą zagrożonych Polaków na wieś to demagogia do n-tej potęgi.
W sprawie tej pracy na wsi - to pewnie w rodzinnych stronach dawno Pan nie był ?
W sprawie kupna ziemi by "pójść na swoje" - zapomniał Pan co to jest zdolność kredytowa ?
Jak tak dalej będzie Pan takie głupstwa pisał, to wszyscy w końcu się zorientują, że to tylko prowokacja i całkiem Pana posty będą ignorować.
znam nawet gospodarza, który od lat skupuje ziemię po takiej cenie.
Gdzie ten czarnoziem po 100 złotych za hektar?
Z tego co wiem, to najtansze grunta w województwie mazowieckim (wiem bo mieszkam i sprawdzałem) kosztują kilka tysięcy za hekar ( ziemia 5- 6 klasy), nie sądze by w lubelskim bylo dużo taniej...
No i całe mieszkanie za 200 zeta. Ehh życ nie umierac.
Sprawdzałem w necie- wynajęcie 35 metrów w Chełmie to 500 złotych miesięcznie
A już sie chcialem przeprowadzac, narobiłeś mi smaku ABCD...
Żeby nie byc gołosłownym...
http://chelm.nieruchomosci-online.pl/mieszkania,wynajem/
Najważniejsze, żeby nie poddawać się losowi jak jacyś Labdakidzi, tylko z nim walczyć.
Goethe powiedział przecież:
"Tę myśl wciąż rozważam skrycie
I w niej - mądrości widzę słowo,
Ten tylko na wolność zasłużył i życie,
Kto je zdobywa wciąż na nowo."
Posłucjajmy weimarskiego mędrca, a wtedy będziemy mogli o sobie powiedzieć tak, ja on:
"...W eonach pozostaną piętna
Stóp mych i ziemskich moich dni."
życie sobie.
Ktoś z mojej rodziny poszukiwał kupca na 5 hektarów doskonałej ziemi.
Kupiec się znalazł. Zaproponował...500 zł.
Teraz można już tę ziemię sprzedać drożej, ale znowu nie tak bardzo.
czyli chcesz wynegocjować dla siebie CAŁKOWITE zwolnienie od ELEMENTARNEJ odpowiedzialności za słowo w dyskusji z uwagi na to, że masz "świeży i atrakcyjny dyskurs", ozdobiony w dodatku erudycyjnymi popisami. Dość ryzykowne - pamiętasz, jak Sandauer rozłożył na łopatki Gombro za "Pornografię"?
to jeszcze mi powiedz, na której to szosie ta praca leży? Przy żniwach dam radę, przy zwierzętach też. Zaokrągliłam się trochę - schudłabym, opaliła się, dotleniła, i lewy grosz na wczasy na Wyspach Bergamutach odłożyła...
.
mam pomysł. Sprobuj kupić tanio ziemię w okolicy Zamościa, a jak stwierdzisz, że to niemożliwe, to dopiero wtedy się oburzaj.
jechać od Zamościa do Tomaszowa Lubelskiego i pytać o pracę.
Znajdzie się!
PS. Albo jeszcze lepiej: od Wólki Labuńskiej przez Krynice do Zwierzyńca.
gdy nie jest przeciągany w nieskończoność. Ale po pierwsze stawkę hektar za 100 wziąłeś z sufitu albo z gdzieś zasłyszanej plotki, po drugie nawet gdyby na wsi istniało dużo chętnych do zbycia ziemi po WZGLĘDNIE tanich cenach, to byłyby one raczej zaporowe dla osób zadłużonych na tysiące zł, bezrobotnych bez prawa do zasiłku albo zwolnionych z pracy za odprawę, z której po spłacie rachunków zostaje 300-400 na miesiąc dzielone na kilka osób. Po trzecie nie wystarczy sama ziemia - trzeba jeszcze kupić maszyny, nasiona itp. (patrz poprzednie zdanie). Po czwarte: owszem, nikt nikomu nie każe jojczyć - analogicznie nikt Tobie nie nakazuje marnowania czasu swojego i innych na coś, co w zasadzie plasuje się o krok od trollowania. Nie lepiej machnąć coś erudycyjnego o kulturze humanistycznej, sztuce czy filozofii (mówię o głębszym studium problemu, nie instrumentalnym rozgrywaniu swojej wiedzy w doraźnych rozgrywkach w dyskusjach na lewicy.pl)?
nie traktuj tego tak bardzo powaznie, choc w wyglupach ABCD czasami trafia sie ziarno sensu jak zawsze w wypowiedziach kogos kto duzo pisze i tak np. powrot na wies jest konieczny o ile nasza cywilizacja ma sie zmienic i zekologizowac. Zreszta to w ogole cecha cywilizacji w okresach schylkowych - Rzym i Konstantynopol w chwilach upadku byly juz w duzym stopniu puste. To chyba tak jest ze w okresie budowania chcemy byc razem i mamy co robic jak mrowki, potem przychodzi sceptyzycm umieraja zludzenia i kazdy na nowo chce sie odgrodzic, itp. zaklada male wspolnoty, klasztory i tak historia zaczyna sie od poczatku.
maszyny często (szczególnie w przypadku niewielkich gospodarstw, gdzie nie warto kupować własnego parku maszynowego) wypożycza się za niewielką cenę z bazy technicznej.
Ot, drobny dowód, że wieś znasz chyba głownie z opublikowanej pewnie z dziesięć lat temu "materialistyczno-naukowej" analizy jakiejś grupy "posttrockistowskiej".
męczę się z ABCD na tym portalu od dobrych 2 lat i w pełni się zgadzam, że w tej nadprodukcji raz na jakiś czas zdarza się coś z sensem albo przynajmniej dającego do myślenia (mam tylko wątpliwości co do przelicznika). Jednak nie tutaj: pomijając już praktyczne trudności, które wymieniłem, powrót na wieś w wykonaniu znacznej części dzisiejszej wielkomiejskiej ludności spowoduje tylko większe zaśmiecenie i zatrucie terenów dotąd czystszych i zdrowszych, takie "urban sprawling" do potęgi. Od ucieczki na wieś wolałbym chyba raczej uporządkowanie i ucywilizowanie miast.
Co proponujesz poza czekaniem na Chaveza na białym koniu?
Bo w starty antysystemowych wieszczy z egoztycznych list wyborczych chyba już nie wierzysz?
Wpierw jednak trzymałbym się jednak tej "ziemi za bezcen", ale skoro już chcesz: wiesz, skąd brali się pierwsi członkowie Samoobrony? Oni przynajmniej SPEŁNIALI WARUNKI przyznania kredytu - bohaterowie materiałów takich jak powyższy raczej nie.
"Od ucieczki na wieś wolałbym chyba raczej uporządkowanie i ucywilizowanie miast. "
ja tez bym wolal, ale nasza cywilizacja idzie w innym kierunku - popatrz na twarze swoich sasiadow czy one sa coraz bardziej cywlizowane? posluchaj ich mowy i zadaj sobie to samo pytanie.To jakas kombinacja czynnikow psychosocjobiologicznych na ktora nie ma chyba rady choc oczywiscie moze sie czasem zdazyc jakis renesans lokalny i trzeba probowac.
Jest tez faktem ze w tej Polsce gdzie ponoc bezrobocie itp.znajomy szuka pomocy przy chorej starszej osobie i na serio za calkiem spore pieniadze - 50 a nawet wiecej zlotych za przyjscie i godzinna pomoc przy np. zmianie poscieli nie moze nikogo znalezc. Podobno nie ma chetnych, a pielegniarki wyjechaly do Wloch itp.
ponawiam pytanie: co proponujesz?
Bo z tego, co widzę, to jeśli ktoś chce zapewnić byt sobie i rodzinie, to prędzej czy później da sobie radę.
A liczenie na wieszczy ery Wodnika, Atlantydy, Lemurii i "antykapitalizmu" niewiele daje.
organizować się dla obrony naszych własnych interesów albo dalej robić za fagasa w interesie bankiera, przedsiębiorcy i komornika.
Praca jest na Lubelszczyźnie, więc tam ma jechac wielkomiejska "biedota". Ciekawe tylko czemu to ludzie jadą za pracą z Lubelszczyzny do Warszawy?
Nie słuchają się lewicowych krytyków?
chcę się zorganizować.
Gdzie?
Jak?
Spadłem z krzesła.
Nie widzisz absurdu logicznego tego pytania?
Podpowiedź: SIĘ organizować.
Dobre z tymi "eonami", wieszczmi z Atlantydy i Lemurii. Widze, że coraz ciekawsze inspiracje... Cthulu Ftang! Gwiazdy w porządku? polecam jeszcze: "to co powinno pełzać pod ziemią nauczyło się stąpać po powierzchni"
Ale co sugerujesz, że tak sobie postanowili nie wynająć mieszkania, bo lubią tak mieszkać? I nie chcą zapewnić bytu swojej rodzinie, to widocznie nie zapewniają. "Doskonałe myślenie przyczynowo-skutkowe"-jak mawia mój brat.
facet w torfowni płaci grosze, że nawet nie opłaca się do niego przyjechać. Inny "biznesmen" ma firmę (ze zdobycznymi maszynami z czasów PRLu) niby budowlaną i do prac leśnych. Zatrudnia na czarno, a ludziom od tych "czarnych pieniędzy" POTRĄCA PODATEK. Wszyscy to wiedzą, że to draństwo do entej potęgi, ale co można zrobić?
Żeby osiedlić się na wsi trzeba mieć choćby niewielki kapitał startowy na przynajmniej rok. Z czegoś trzeba zapłacić podatek, prąd, wodę. Coś trzeba jeść do pierwszych zbiorów. Jeżeli chce się uprawiać ziemię, to trzeba mieć traktor i pług, lub kasę na ich wynajęcie. Konieczna jest forsa na ziarno siewne, nawozy i opryski przeciw grzybom zbożowym. Następnie potrzeba kasy na kombajn, to już poważny wydatek, min. 300zł za godzinę pracy kombajnu. W międzyczasie konieczna jest forsa na proszek do prania i mydło, buty i coś do ubrania. W chałupie zawsze coś się wali albo przecieka, więc sukcesywne remonty to też stały koszt. Do ogrodu na wiosnę trzeba kupić szpadel, grabie i nasiona. I cały czas mieć kasę na jedzenie, bo z czegoś siły mieć człowiek musi.
Czyli wyobrażenie, że wystarczy pojechać na wieś i już jest dobrze, jest mylne. Na wsi trzeba mieć końskie zdrowie, bo do lekarza daleko i trzeba mieć czym dojechać. Dzieci muszą chodzić do szkoły, nieraz jest kawał drogi do szkolnego autobusu,więc porządne buty to konieczność dla każdego wiejskiego dziecka. Książki do szkoły kosztują tyle, co w mieście, ale trudniej je kupić używane, ponieważ nie można ich nigdzie dostać. Najwyżej w pobliskim mieście, do którego trzeba dojechać, a na to konieczna jest kasa na bilet. Takie dojazdy autobusem wychodzą drożej, niż jazda samochodem prywatnym, ale skąd ma biedak wziąć taki samochód? No i faktor czas jest nie do przecenienia.
Jeżeli rodzic wyjeżdża do miasta, to dzieci zostają praktycznie same, bo drugi rodzic pracuje na roli jako najemnik- gdy ma szczęście, u nas mieć by go nie miał. Wszystko to, co w mieście jest na wyciągnięcie ręki, to na wsi musi być wcześniej rozplanowane i zsynchronizowane z możliwościami wyjazdu, zakupu czegokolwiek - nie na każdej wsi jest sklep, u nas nie ma. Więc zakupy należy robić "na zaś", czyli kupować więcej - a za co?, bo inaczej to cała kasa poszłaby na bilety, gdyby jechać za każdym razem a to po chleb, a to po mąkę.
Kasy na "rozruch" życia na wsi trzeba dużo. Ja bym powiedziała, że nie biorąc nawet pod uwagę ceny zakupu ziemi czy jej dzierżawy i wynajmu chałupy, to poniżej 10 tys. na rok to rodzina nie przeżyje. Mam na myśli rodzinę z dwojgiem dorosłych i dwojgiem dzieci. Potem, gdy już wie się, co kiedy posiać, i co kiedy będzie do zjedzenia, jest trochę łatwiej.
Ale nie zawsze. Bo to albo zaraza zniszczy ogórki, pomidory, pleśń groszek zielony, bób zjedzą mszyce, marchew drutowce, kapustę bielinek albo zające, kartofle stonka, truskawki szara zgnilizna, jabłka parch jabłoni a morele opadną, bo przyjdzie przymrozek na "ogrodników", a gruszek nie ma co zapylić, bo nie ma pszczół albo długo pada deszcz, gdy one kwitną, no to gdy już te plagi i niedogodności jakoś uda się opanować, wycwani się człowiek i sieje parę razy to samo, żeby raz zebrać, no to wtedy ma "własne i za darmo".
Ludziom w mieście wydaje się, że na wsi to jest tak, jak w sklepie samoobsługowym, tylko bez kasy. Żeby przeżyć na wsi trzeba znać się praktycznie na wszystkim, co wsi dotyczy. Klimat u nas chłodny, więc opał na wsi też jest koniecznie potrzebny. Nie wszędzie jest w pobliżu las, w którym można ostatecznie nazbierać za darmo chrustu. Ale chrust nie nadaje się do palenia w zimie, ponieważ spala się bardzo szybko i w chałupie od razu jest zimno. Poza tym potrzeba by było tego chrustu ogromne ilości. Na przyniesienie go z lasu trzeba czasu i sił, bo choć to "drobne gałązki" to swoją wagę mają, i idzie to i w plecy i w nogi. A inne prace też wykonać należy.
Więc wyobrażenie, że można tanio wynająć chałupę i w niej tanio żyć jest dla mnie abstrakcją. Trochę taniej na wsi przeżyć się da, ale nie od razu i nie aż tak dużo taniej. Czyli kasy trzeba tak czy siak i nie pomoże tu marchewka, która sama rośnie, gdy rolnik sobie śpi.
Pod moim rodzinnym miastem (Puławy) znajduje się zakład chłodniczo-przetwórczy owoców miękkich. Płacą 9 zł za godzinę, oczywiście z Puław czy z pobliskich chłodni wali dużo osób na pracę sezonową. Ale kto Ci przeniesie się z Warszawy żeby pracowac w sezonie w ciężkiej robocie za 9 zł/h jeśli w Warszawie CZĘSTO SIĘ ZDARZA że płacą prawie tyle albo dokładnie tyle za rozdawanie ulotek?
Komuś polędwica przeterminowana psuje myślenie, kotu w najlepszym razie.
nie wieś, to mam inną propozycję. Doradcą finansowym można zostac i bez dyplomu. A zarabia się na tej posadzie i 20 tys. na miesiąc.
rozumiem, że każdy antysystemowy wieszcz ma się zorganizowac samemu.
A potem - własnym przemysłem - na Atlantydę?
Żeby trafić na Fabryczną 4, trzeba trochę wyjechać za miasto.
---
Gdzies na ulicy fabrycznej
Spotkac nam sie wypadnie
Lecz takie sa widac wytyczne
By kochac Cie jak Irlandie
tekst piosenki Kocham cię jak Irlandię - Kobranocka
W Polsce hektar czarnoziemu kosztuje 100 zł.
W KRL-D ziemia jest bezcenna - nikt nie może jej kupić. Jest ona dobrem wspólnym.
Mieszkanie, meble, samochód, służba zdrowia, edukacja, jedzenie, elektryczność - prawem, nie towarem!
do elektryczności. To jest dopiero prawdziwa elektryfikacja!
na krześle?
osobiście uważam, że Kim Ir Xian odwala kawał dobrej lewicowej roboty. spójrz na to w ten sposób: jeśli wykluczeni uwierzą,... że:
W KRL-D ziemia jest bezcenna - nikt nie może jej kupić. Jest ona dobrem wspólnym. Mieszkanie, meble, samochód, służba zdrowia, edukacja, jedzenie, elektryczność - prawem, nie towarem!
...to się wszyscy tam zawinął i będzie z nimi spokój.
a co by ciebie przekonało do Korei Północnej?
A co ciebie przekonało, do zamieszkania w Niemczech?
Bo jak śpiewa Rosiewicz: ja bym przy dziecku, wstydził się mówić po niemiecku.
Rosiewicz to powinien się wstydzić zupełnie czego innego. A Yona może mieszkać, gdzie chce, uważasz, że powinna się z tego publicznie spowiadać?
Nie szukałby niezliczonych przejawów "polskiej biedy", nie pisałby reportaży do "Tygodnika Chełmskiego", nie miałby czasu na działactwo w Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej. Nie konkurowałby bez sensu z Kościołem, Owsiakiem i Caritasem w morzu polskiej biedy. Zająłby się wreszcie pracą polityczną i starałby się przeciwstawić prywatyzacji "Bogdanki", co wywołałoby napewno ogólne zgorszenie i nie byle jakie konsekwencje polityczne. Kopalnia ta ma bowiem prawie 7-proc. udział w krajowym rynku węgla kamiennego oraz 10,5-proc. w krajowym rynku węgla energetycznego. Realizacja planowanych inwestycji (udostępnienie nowych zasobów węgla i uruchomienie wydobycia w polu Stefanów), zwiększyć ma udział LW Bogdanka na rynku węgla kamiennego w Polsce do 12 proc. w 2014 roku. Wiadomo, że jest to obecnie najbardziej zyskowna i wydajna kopalnia węgla kamiennego w Polsce. W 2008 r. zatrudnionych tu było 3250 pracowników, wydobycie węgla oscylowało w granicach 21 tysięcy ton na dobę.
Proponujemy Ci nasze wsparcie logistyczne! Mamy tęgi łeb, dużo czasu i dobre chęci! Wyślemy Ci e-maila!
Podpisano: BB.
.
BB: a na jakiej podstawie zakładacie, że nie stara się walczyć z prywatyzacją? W końcu to także związkowiec.
ABCD: skoro zarzucasz ruchom lokatorskim, że są manipulowane czy "niszczone" przez "niszowych politykierów, wieszczów i Mesjaszy" to zaproponowałem Ci drogą alternatywną. Czyżbyś jednak tych wieszczów potrzebował (np. po to, aby potem z nimi walczyć)? Nieładnie!
Kontras: zdarzają się wahania albo nawet odwrócenia trendu, poza tym - powtórzę - masowa migracja przedstawicieli takich "typów psychospołecznych" na wieś tylko by pogorszyła sytuację. Odnośnie podanego przez Ciebie przypadku: bezrobocie na innym pułapie a brak chętnych nawet przy niezłej płacy na innym się nie wykluczają. Przyczyny są złożone, pierwsza z brzegu to choćby fatalny (paradoksalnie - fatalny zarówno z punktu widzenia ogólnego poziomu kulturowo-cywilizacyjnego jak i praktycznych umiejętności) kierunek reformowania edukacji, a ofiary reformy Handkego na rynku pracy i w ogóle w dorosłym życiu społecznym już się znalazły. Sądzę jednak, że akurat opieką nad starszymi (a także dziećmi) powinny zajmować się osoby, które mają do tego odpowiednie podejście i predyspozycje, więc przykład podany przez Ciebie mnie aż tak nie martwi.
Ten dał przyzwolenie na likwidację kapalń. Zapowiadana prywatyzacja "Bogdanki" ruszyła w najlepsze (o czym już pisaliśmy w innym wątku), a o protestach nic nie słychać. Milczą związki zawodowe, milczy Nowa Lewica, milczy cała nowa radykalna lewica. A raczej nie milczy, tylko zajmuje się duperelkami. Jarosław Niemiec nie może czuć się w tym odosobniony.
Związki zawodowe działające w górnictwie w zasadzie zostały już ubezwłasnowolnione i sparaliżowane realną groźbą agonii górnictwa, której przejawów w dobie kryzysu przecież nie brakuje. Trwa intensywna kampania na rzecz prywatyzacji górnictwa, do której włączył się już radykał, Dariusz Ciepiela. Argumenty są proste i przekonujące, np. wpływowy na lewicy były wiceminister gospodarki w rządach SLD, Jerzy Markowski, tworzy odpowiednią atmosferę grozy sprzyjającą prywatyzacji: "Górnictwo dryfuje, marnuje kolejną szansę, a niekompetencja przybliża scenariusz stoczniowy". Na pytanie portalu wnp.pl - Jak się Pan zapatruje na debiut giełdowy Lubelskiego Węgla Bogdanka? Odpowiada równie klarownie i przekonująco: "- Bardzo kibicuję Bogdance. Choćby dlatego, że o takiej samej drodze na giełdę marzyłem dla mojego Budryka. Niestety stało się inaczej i dziś ani Budryk nie może liczyć na środki inwestycyjne z Jastrzębskiej Spółki Węglowej, ani też JSW nie potrzebuje węgla z Budryka.
Zwyciężyła krótkowzroczność, ale ja Budryka tak nie zostawię, bo za dużo wysiłku włożyliśmy w budowę tej kopalni, by tylko biernie stać i przyglądać się z boku. Wszystko zależy od siódmego czerwca. A wracając do Bogdanki, to można ubolewać, że wejście na giełdę nie nastąpiło dokładnie rok wcześniej, kiedy były inne ceny węgla i odmienna koniunktura na giełdzie.
Tę okazję wykorzystał koncern NWR, który zarobił na giełdzie ponad 740 mln zł i ma za co inwestować w Dębieńsko i Morcinka. Nasz rząd zamiast przyspieszyć prywatyzację Bogdanki poprzez giełdę, to pospieszył się z włączeniem Budryka do Jastrzębskiej Spółki Węglowej, czym obu kopalniom wyrządził krzywdę" (wywiad z 21 maja br.).
Do niedawna przeciw prywatyzacji kopalń był Wolny Związek Zawodowy "Sierpień 80" z przyczyn bynajmniej nie fundamentalnych - prywatyzacja powszechnie kojarzyła się bowiem do niedawna ze zwykłym złodziejstwem, rozkradaniem zakładów pracy, z wysprzedażą majątku narodowego za bezcen, za przysłowiową złotówkę. Dziś PPP i "Sierpień 80" milczą. Zmieniła się koniunktura.
Z punktu widzenia zwykłej pragmatyki rację ma prezes zarządu Zabrzańskich Zakładów Mechanicznych, Andrzej Meder, który zapewnia, że związki zawodowe nie hamują już prywatyzacji:
"- Ciągle powtarza się u nas, że to górnicze związki zawodowe hamują prywatyzację (...) Ale nie do końca tak jest. Wystarczy spojrzeć na sytuację kopalni Silesia. Tam związkowcy byli i są za prywatyzacją tej kopalni. Ciągle czekamy, zwlekamy z prywatyzacją. Aż w końcu kopalnie znajdą się w fatalnym stanie i jedynym wyjściem będzie sprzedać je za grosze. A przecież można by przeprowadzić tę prywatyzację odpowiednio wcześniej, przygotować ją. Więcej aktywnej polityki ze strony państwa powinno być. Bo to właśnie państwo jest właścicielem górnictwa i większej części energetyki" ("Górnictwo: agonia za przyzwoleniem?", 26 czerwca, wnp.pl).
Gdy trzeba używa się argumentów cięższego kalibru:
"Zarówno górnictwo, jak i energetyka powinny być prywatyzowane poprzez inwestorów strategicznych - mówi dla portalu wnp.pl Jan Macieja, kierownik Pracowni Monitoringu Przedsiębiorstw PAN.
Na 25 czerwca zaplanowano debiut giełdowy Lubelskiego Węgla Bogdanka. Jak się Pan zapatruje na prywatyzację Bogdanki poprzez giełdę?
- Z tego, że jest ta prywatyzacja, bardzo się cieszę. Może za nią pójdą następne. Natomiast uważam, że zarówno górnictwo, jak i energetyka powinny być prywatyzowane poprzez inwestorów strategicznych.
Dlaczego?
- Oni wnieśliby bowiem nowoczesne technologie oraz know-how, w tym choćby odpowiednie sposoby sprzedaży.
Poza tym inwestorzy prywatni lepiej poradziliby sobie ze związkami zawodowymi, które były i nadal są zakałą górnictwa.
Często te związki angażują się w dziwne przedsięwzięcia, później słyszymy o korupcji. Tylko prywatyzacja może zmienić sytuację w górnictwie.
Ponadto, gdyby był inwestor prywatny, to być może mógłby się dogadać ze związkami w dłuższym okresie czasu. A tak to związkowcy wyrywają ile się da, bo co chwilę są zmiany osób odpowiedzialnych za sektor węglowy. Brak jest ciągłości personalnej i brak ciągłości w realizowaniu określonych strategii" ("Jan Macieja: inwestorzy prywatni w górnictwie poradziliby sobie ze związkową zakałą!", tamże, 19 czerwca).
"zdarzają się wahania albo nawet odwrócenia trendu, poza tym - powtórzę - masowa migracja przedstawicieli takich "typów psychospołecznych" na wieś tylko by pogorszyła sytuację. "
Tak, ale obecny typ psychospoleczny pogorszy sytuacje wszedzie.
"Odnośnie podanego przez Ciebie przypadku: bezrobocie na innym pułapie a brak chętnych nawet przy niezłej płacy na innym się nie wykluczają. Przyczyny są złożone, pierwsza z brzegu to choćby fatalny (paradoksalnie - fatalny zarówno z punktu widzenia ogólnego poziomu kulturowo-cywilizacyjnego jak i praktycznych umiejętności) kierunek reformowania edukacji, a ofiary reformy Handkego na rynku pracy i w ogóle w dorosłym życiu społecznym już się znalazły. Sądzę jednak, że akurat opieką nad starszymi (a także dziećmi) powinny zajmować się osoby, które mają do tego odpowiednie podejście i predyspozycje, więc przykład podany przez Ciebie mnie aż tak nie martwi. "
Mnie martwi, bo oznacza ze w ludziach pewne predyspozycje zanikaja, i ze nie tylko sa oni zniewoleni, ale takze sie szybko demoralizuja i barbaryzuja, wyzyskiwani zamiast zakladac zwiazki zawodowe komorki rewolucyjne zakladaja gangi okradajzece sasiadow, a o tym ze handke psul co sie dalo to wiem, ale Hallowa dalej psuje i co? i ludzie na nich glosuja tak samo jak na Buzka. tak nawiasem mowiac takich problemow nie bylo w PRL gdzie sluzba zdrowia choc uboga byla jednak na o wiele wyzszym poziomie intelektualno etycznym.
To nie pieprzyłoby głupot.
Ja zwykły - Niemiec odpowiadam za prywatyzacje Bogdanki. Przyznaje - dałem ciała. Zapomniałem wziąć z 1000 górników i wyprowadzic ich na ulicę. A co tam mogłem przecież wziąć całą załogę 3500 osób, załatwic autokary i zaieźć do Warszawy pod sejm. Moja wina. Przecież nie od dziś wiadomo, że nic łatwiejszego jak zorganizować dzis opór całej załogi, posiadającej oczywiście świadomośc klasową,na zew zwykłego robola.
A nie przyszło do tych zakutych łbów, że moje polityczne poglady są na tyle niewygodne dla prywatyzatorów, by mnie izolować od wpływu na związki zaw. A prywatyzację prowadza związki. Próbowałem zakładać inne. Z kim? Czy wy wiecie, że tu na wsi nie ma jeszcze żadnej robotniczej tradycji.
Może i znacie historie walki klasowej ale nie macie zielonego pojęcia o strukturze klasy robotniczej dziś. Do tego trzeba mieć otwarty umysł i oczy. Przykro mi ale oficjalnie i wprost na tym forum powiem. Nie jesteście zadnymi marksistami tylko pozerami i uzurpatorami. Zajmijcie sie czym innym a nie udawaniem.
jak Cie czytam to zastanawiam się czy masz takie hobby czy ci płacą za "demaskowanie" i zohydzanie ludziom każdej lewicowej, albo zwyczajnie obywatelskiej, oddolnej inicjatywy.
Bo te kłamstwa i język to jak ze szkoły ubeckiej.
Nie rozumiem.
Jeżeli jesteś na tyle groźny dla prywatyzatorów, że izolują Cię ods związków, to chyba Twoje poglądy znajdują oddżwięk wśród załóg? A jeśli nie znajdują, to prywatyzatorzy nie muszą się Tobą przejmować.
Moje poglądy nie znajdują oddźwieku wśród załogi , bo musiałbym mieć forum publiczne które dają związki, a tam nie zostane dopuszczony ponieważ mam poglady niewygodne. Jasne? Prywatnie to ja moge mieć oddźwiek najwyżej w barze na piwie.
nazywają to błędnym kołem.
Na pewno łatwiej jest uprawiać działalność charytatywną, niż sprzeciwiać się prywatyzacji kopalni. Tu masz bezwzględnie rację. Ale po pierwsze, nie znaczy to, że należy zastępować rzeczy trudniejsze łatwiejszymi i na tym poprzestawać, po drugie, nawet gdybyś chciał choćby z Ikonowiczem zająć się sprawami związkowymi na serio, to nie masz szans bez solidnego zaplecza w postaci ludzi zorganizowanych, mających konkretny i wyróżniający program społeczno-polityczny. Nie da się tego osiągnąć w ramach rywalizacji między grupkami podlegającymi nadmiarowo ambitnym szefom. Jeżeli radykalna lewica nie zbuduje takiego zaplecza, to będzie powielała te same schematy działactwa z rezultatem znanym Wam nie od dziś.
Właśnie, jak to zauważyłeś, nie można ot tak sobie wziąć 1000 górników i zrobić nimi jakiś protest. Za to z lokatorami - można. Dlatego robicie w lokatorach, a nie tam, gdzie lewicowe poglądy okazują się niewygodne i gdzie izolują takich, jak Ty. Nota bene, wiemy coś o tym, bo choćby na tym forum i na tzw. nowej radykalnej lewicy nasze poglądy też są niewygodne i preferowaną bronią jest izolowanie nas. Wiemy więc doskonale, co masz na myśli.
Tyle, że oddanie pola i przesunięcie się na działania łatwiejsze w nadziei na partykularny i wyborczy sukces waszej grupki nie stanowi żadnego rozwiązania, tym bardziej zasługującego na miano lewicowego, nie mówiąc już o nadaremnie przywoływanym rozwiązaniu rewolucyjnym. No ale, Jarek ma na to prostą odpowiedź - dzisiejsza klasa robotnicza nie dorosła do tak wspaniałych działaczy. No to poczekajcie, aż w ramach restrukturyzacji poprywatyzacyjnej owi górnicy staną się klientami Waszej Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej. Wtedy będziecie mogli im pomóc i poczuć się dobrze i szlachetnie. Walczyć o to, żeby nie mieć klientów, to w wypadku adwokata chyba perwersja.
Nie twierdzimy, że proponowana przez nas droga jest łatwa, wręcz przeciwnie. Nie jest ona łatwa nie tylko dlatego, że kłody pod nogi rzucają źli kapitaliści, ale też dlatego, że brakuje świadomości nie tyle wśród "prostych robotników", co wśród lewicowych radykałów. Sądzimy nawet, że orka na tym ostatnim ugorze jest dużo cięższa niż ta na polu robotniczym. I mniej wdzięczna.
Nazywają to paranoją.
takie grupy krajnie lewicowe, jak GPR i środowisko Trybuny Robotniczej, miały forum związkowe.
I co to im dało?
dobra rada: nikt wam nie uwierzy, jeśli w dalszym ciągu będziecie zdradzać samouwielbienie (że niby wasze trzyosobowe "partie polityczne" sa na tyle ważne, że szkoła ubecka je niszczy, a prywatyzatorzy - izolują) i czarne podniebienie (na każdy przejaw krytyki reagując nienawiścią i agresją).
Znamy, Jarku, takich działaczy robotniczych, którzy nawet z zewnątrz potrafili założyć organizację partyjną, a co dopiero związkową. Najwyraźniej ty do nich nie należysz. Wyobraź sobie, że nawet ja, "bezmózg", w stanie wojennym miałem zakaz pracy w zakładach robotniczych, bo TYLKO TAM SYSTEM JEST WRAŻLIWY (ty "marksista" o tym na pewno nie masz zielonego pojęcia). Z warszawskiej TEWY zwolniono mnie po tygodniu, choć skierowano mnie tam z Urzędu Pracy w trybie nakazowym. W międzyczasie i tak potrafiłem zorganizować kolportaż i przekonać szefa, byłego AK-owca do poparcia takiego komucha, jak ja. Decyzja była jednak nieodwoływalna - do zakładu przyszła z GÓRY, z wiadomego resortu.
Nie ma jednego sposobu przełamywania owego "błędnego koła", polegającego na pchaniu się ze swoim logo organizacyjnym. Najważniejsze jest spowodowanie, aby pewne idee i koncepcje zaczęły funkcjonować jako koncepcje wyróżniające tych, którzy chcą za marksistów uchodzić, bo na razie to wielu pracowało na to, aby marksizm stał się pustym słowem bez żadnej treści.
Wbrew pozorom, to jest najważniejszy punkt wyjścia. Cała reszta jest tylko pochodną. Wbrew powszechnemu poglądowi, struktur organizacyjnych wśród ludzi pracy jest wiele, ale wszystkie cierpią na brak koncepcji, programu. Jeżeli pojawi się rzeczywista, polityczna alternatywa programowa, wzmocniona dodatkowo silnym środowiskiem lewicowym, to chętni będą się sami zgłaszać. Tak więc, nie da się zrobić najmniejszego kroku naprzód bez zorganizowania środowiska, silnego merytorycznie.
to BB i EB krzyczeliby, że to niepotrzebna ekstrema i zamiast PPP trzeba budować lewicę antykapitalistyczną. Lewicowi Mesjasze cierpią, choć choroba ta bynajmniej nie fizyczna.
mnie też martwi zanik społecznie potrzebnych umiejętności czy zachowań, ale skoro już do tego procesu dochodzi to lepiej, by ludzie nim dotknięci uczciwie rozpoznali swoje słabości i nie zabierali się za coś, w czym by tylko zaszkodzili. Przy okazji kolejny dowód na to, że "realiści" się mylili i mylą, a w każdym razie b. płytko interpretują rzeczywistość: Polakom najbardziej zagraża przyjmowanie skądinąd szkodliwych wzorców zachowań i wyjałowienie, a nie "brak realizmu", "szaleństwa" itp. Resztę rozwinę w starszym wątku.
Zapewne coś przeoczyliśmy - czyżby zawiązała się w "Bogdance" komórka Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień 80" z Jarosławem Niemcem na czele, która zdecydowała się przeciwstawić prywatyzacji? Nawet we snach nie przepuszczaliśmy, że tak piorunujące skutki przynieść może konstruktywna krytyka. Czy to znaczy, że Ziętek urlop spędził w "Bogdance"?. Chwała mu za to i sława.
Jeśli już jesteśmy przy wakacjach i prywatyzacji sięgnijmy po wspominki prof. Marii Jarosz:
"Dwa razy w ciągu moich podróży zetknęłam się i rozmawiałam z dysydentami. W Chinach i na Ukrainie. Zacznę od drugiego spotkania.
Dzięsięć lat temu otrzymałam zaproszenie na uniwersytecki kongres do Kijowa. Jego tematem były społeczne skutki przemian i prywatyzacji. Obrady prowadził czterdziestolatek z doktoratem i biegłą znajomościa kilku języków. Konferencja była międzynarodowa i szalenie polityczna, dyskusja dotyczyła obrachunków ze stalinizmem i propagowała idee Lwa Trockiego. Po konferencji zbierano pieniądze na 'towarzyszy, którzy nie są wolni'. I ja dołożyłam się do tej składki. Wieczorem zostałam zaproszona do domu tego właśnie przewodniczącego i tam poczułam się tak, jakbym statystowała w jakimś starym filmie o rewolucji i trockistach. Toczyły się dyskusje na temat zmiany ustroju, i to w duchu, że tak powiem, partyjno-technicznym. Przyszli ludzie, którzy się ukrywali. Na kolację było dużo chleba, dużo wódki, a do tego konserwy z rybkami, które były kiedyś i u nas popularne, nazywały się byczki. Była tam też meta do spania i powielacz. Gospodarz miał prześliczną - jak mówił - 'oddaną sobie towarzyszkę-żonę'. Ślubu nie brali, bo małżeństwo to przesąd drobnomieszczański. Przyniosłam jej róże, co ją bardzo ucieszyło - okazało się, że jeszcze nigdy w życiu nie dostała kwiatów. Ofiarowanie kobiecie kwiatów było, jak się również okazało, gestem niepotrzebnym i drobnomieszczańskim.
Rozmowy trwały długo i służyły wymianie poglądów, a następnie opracowaniu podstaw planu zmiany systemu politycznego na Ukrainie. W kierunku odwrotnym, jak mi wyjaśniono, od polskich przemian okrągłostołowych. Tu należało przywrócić komunizm bez błędów i wypaczeń - ortodoksyjny i trockistowski. Poczułam się tak, jakbym znalazła się w jakiejś dziwnej nierzeczywistości.
Po trzech latach próbowałam odnaleźć na uniwersytecie w Kijowie przewodniczącego owego kongresu. Ani jego, ani nikogo z uczestników nie spotkałam. Co było do przewidzenia w przypadku nielicznej grupy działającej bez środków finansowych i wbrew panującej władzy" (Maria Jarosz "Obyś żył w ciekawych czasach. Fakty, wydarzenia, anegdoty", Oficyna Naukowa, Instytut Nauk Politycznych PAN, Warszawa 2009, ss. 189-190).
Powiecie zapewne, że pani Maria spotkała "amiszy lewicy", zapatrzonych w swoje "kapliczki". Nic bardziej mylnego. Wręcz przeciwnie - wyjaśnia to francuski ślad:
"We Francji i różnych jej miastach byłam wielokrotnie. Najczęściej w okresie wakacyjnym u rodziców, kilka jednak razy na stypedium w Ecole Pratique des Hautes Etudes (odpowiednik Polskiej Akademii Nauk). Później już w III Rzeczypospolitej jako vsiting profesor bądź recenzent dorobku naukowego Jacqueline Heinen. Moja opinia i przywołana przeze mnie informacja, że koncepcje zawarte w jej książce 'Aborcja w Polsce' były cytowane przez dwóch kandydatów w kampanii prezydenckiej, w tym zwycięskiego Aleksandra Kwaśniewskiego, przesądziła o powołaniu autorki na stanowisko profesora Sorbony". Istotny jest przypis zamieszczony na stronie 186: Jacqueline Heinen, 'Aborcja w Polsce. Kwadratura koła', tłum. Anna Matuchniak-Krasucka, Zbigniew Marcin Kowalewski, Polskie Towarzystwo Religioznawcze, Warszawa 1995.
Tym drugim kandydatem na prezydenta mógł być zatem Piotr Ikonowicz, ówczesny przyjaciel Aleksandra Kwaśniewskiego. Ale czy to ważne? Ważne, że Jacqueline Heinen, ówczesna towarzyszka życia Zbigniewa M. Kowalewskiego, znana była w Polsce jako Jacqueline Allio, emisariuszka IV Międzynarodówki, odpowiedzialna za Europę Wschodnią i ZSRR.
Kowalewski swojej wybrance zamiast kwiatów podarował Polskę i Ukrainę.
Chodzą słuchy, że ten kochliwy facio zakochał się później w Catherine Samary, a ona podarowała mu Le Monde Diplomatique (polską edycję). A nam się wydaje, że on wciąż kocha Ziętka - jak on na niego patrzy, spytajcie Ciszy.
Antonio das Mortes i Omega Doom
patrzy na niego jak Ariadna na Tezeusza.
Przypomnijmy dalszy ciąg mitu. Tezeusz porzucił Ariadnę, którą pocieszył Dionizos. Wszystko się zgadza. Tylko - kto będzie Dionizosem? Cyryl Smuga?
Ikonowicz w 1995 r. nie startował w wyborach prezydenckich. Zrobił to w 2000 jako (nie mogący mu zagrozić, ale to inna sprawa) kontrkandydat Kwaśniewskiego - to tak a propos tej politycznej przyjaźni. Btw. w PPS-ie miało w 2000 r. miejsce kilka akcji przeciw Ikonowiczowi, także w stolicy - zgadnijcie z jakim planem politycznym dla partii? Owszem, w 2000 r. mógł ją cytować Ikonowicz, w 1995 np. popierany przez mocno wtedy zaangażowaną w sprawy aborcyjne Unię Pracy RPO prof. Zieliński. Trzeba by to sprawdzić po prostu, o ile komuś się chce.
ściemniasz.
Ikonowicz bronił wtedy polityki rządów SLD przed quasi-socjalną krytyką Krzaka i Jego AWS.
Na organizowanych przez niego PPS-owskich pochodach 1-Majowych do głównych haseł należało: Precz z faszyzmem i antysemityzmem!
I wreszcie, jego najgłośniejsze wystąpienie wq Sejmie polegało na tym, że wszedł na mównice i przez 5 minut milczał w imię solidarności z ludźmi zakneblowanymi przez kler.
Słowem, doskonale pasował do klimatów Jacqueline Allio i jej polskich fanów. Był zresztą z nimi w najlepszej komitywie, publikując regularnie w ich pisemkach.
Nie jest żadną tajemnicą, że PPS współpracowała wówczas z SLD, gł. wspólnymi listami wyborczymi. Nie jest tajemnicą także i to, że gdy tylko w tamtych (1993-2000) latach zdarzały się w strukturach PPS kolejne rozłamy, to ich uczestnicy zarzucali Ikonowiczowi skłócanie i konfliktowanie z... SLD, po czym przechodzili do szeregów tejże (także np. do klubu parlamentarnego - był wśród nich m.in. późniejszy gwiazdor speckomisji śledczych pos. Lewandowski). W III kadencji Sejmu był nawet taki moment, że Ikonowicz pozostawał jedynym posłem z PPS, który nie zapisał się do partii/klubu SLD. Zresztą do SLD/OPZZ pociągnęli prawie wszyscy dawniejsi liderzy różnych frakcji w PPS, np. Ilka. Owszem, Ikonowicz wypowiadał się wtedy ws. aborcji twierdząc, że powinna być ona jak najdostępniejsza i jak najrzadsza - pogląd ten koresponduje ze stanowiskiem prezentowanym wtedy np. przez UP z Bugajem. Oprócz tego miał też szereg wystąpień w/s Jugosławii, reformy emerytalnej i prywatyzacji. Wczesne "rozpoznanie" i zwalczanie złodziei z AWS należy zaliczyć mu niewątpliwie do politycznych zasług.
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że sam nigdy nie splamiłeś się jakimikolwiek politycznymi aliansami czy sympatiami wobec SLD czy pism radykalnie lewicowych, skoro z moralnych wyżyn rozliczasz za te czyny innych.
Michale. Fani Jacqueline Allio jeszcze ostrzej rozpoznawali "świrków" z AWS i walczyli o prawo do aborcji. Robił to też np. kokietujący ich wtedy Urban. Nie dziwota więc, że Ikonowicz publikował wtedy w Nie.
rewelacje ABCD o ziemi rolnej za pół darmo. Rzeczywiscie pod Zamościem sprzedają ją za grosze.Nic tylko kupować.
http://www.otolokum.pl/showAdvert.php?aid=13502
W 2005 r. 97 proc. śląskich górników było przeciwko prywatyzacji kopalń. Wówczas nawet Wolny Związek Zawodowy "Sierpień 80" mógł się afiszować na każdym kroku, że jest przeciwko prywatyzacji. Rząd Prawa i Sprawiedliwości w tej sytuacji musiał odstąpić od rozpisanego już scenariusza. W pierwszym rzucie prywatyzowana miała być właśnie "Bogdanka" - lubelscy górnicy i związki zawodowe do prywatyzacji mieli pragmatyczne podejście. Z punktu widzenia konkretnej kopalni ten scenariusz był adekwatny do potrzeb. Jednak ogólna presja zrobiła swoje.
Sytuacja kryzysu lepiej niż rząd wymusza pragmatyczne rozwiązania. Po presji nie zostało już śladu. Nawet "Sierpień 80" milczy. A gdy się milczy, to APETYT ROŚNIE WILCZY.
W BOGDANCE WSZAKŻE BYŁO INACZEJ
Lubelscy górnicy prawie 10 lat zabiegali o prywatyzację swojej kopalni. Już w 2005 r. Mirosław Taras, rzecznik Lubelskiego Węgla do znudzenia powtarzał: "- Już dawno byliśmy gotowi zapożyczyć się, zastawić wszystko co mamy i kupić naszą kopalnię - nie pozwolono nam na to.
Ostatnio próbowano połączyć kopalnię z Elektrownią Kozienice. O mały włos nie doszło do strajku, bo w Bogdance postrzegano to jako zamach na wolny rynek węgla i próbę dokapitalizowania elektrowni kosztem kopalni.
Kiedy z rządu odszedł wiceminister Dariusz Marzec, postrzegany w Bogdance za głównego architekta tej koncepcji, lubelscy górniczy odetchnęli z ulgą. Ale tylko na chwilę. Sądzili, iż od razu trafią samodzielnie na giełdę. Zwłaszcza że przełom roku był najbardziej odpowiednim momentem. Na giełdzie panowała dobra koniunktura, rynek połykał z nawiązką wszystkie nowe emisje, a kopalnia notowała najlepsze w swojej historii wyniki. Wobec zakładanego czystego zysku na poziomie 63 mln zł, osiągnięto ponad 136 mln zł.
- Jesteśmy w stanie zaakceptować praktycznie wszystkie warianty prywatyzacji, nie chcemy żyć i pracować w ciągłym poczuciu tymczasowości - mówi Mirosław Taras. - Może być to nawet duży branżowy inwestor, byle tylko nie zniszczył naszego dorobku.
Najchętniej jednak lubelscy górniczy widzieliby prywatyzację poprzez giełdę. SZYBKA, SKUTECZNA I POWSZECHNIE DOSTĘPNA PRYWATYZACJA LUBELSKIEGO WĘGLA MOGŁABY PRZEKONAĆ ŚLĄSKICH GÓRNIKÓW, ŻE ZMIANA FORMY WŁASNOŚCI NIE JEST NICZYM STRASZNYM I MOŻE BYĆ OBOPÓLNIE KORZYSTNA.
A NIC NIE SKUTKUJE LEPIEJ JAK DOBRY PRZYKŁAD. Lubelski Węgiel świetnie się do tej roli nadaje. Jego zdolność do generowania zysku w warunkach otwartej konkurencji ma bowiem charakter stały, bez względu na chwilowe koniunktury czy korzystne relacje kursowe. Sprzyja temu nie tylko dobra organizacja pracy przedsiębiorstwa, ale też renta geograficzna, zapewniająca zbyt wydobywanego węgla w najbliższym otoczeniu, oraz renta geologiczna sprawiająca, że tutejsze pokłady da się eksploatować ścianami o kilkukilometrowym wybiegu" (Jacek Balcewicz "Prywatyzacja polskiego górnictwa węglowego", 9 czerwca 2005 r.).
a tu idealna oferta dla biedniejszych - http://www.otolokum.pl/showAdvert.php?aid=8936
Jak informuje Wirtualny Nowy Przemysł "Lubelski Węgiel Bogdanka sprzedał akcje za przeszło pół miliarda złotych i może myśleć o dalszym rozwoju oraz umacnianiu rynkowej pozycji.
Oferta publiczna Bogdanki cieszyła się sporym zainteresowaniem inwestorów. Średnia stopa redukcji zapisów na akcje w transzy indywidualnej wyniosła 88,75 proc. W transzy inwestorów instytucjonalnych inwestorom finansowym przydzielono wszystkie 9 mln akcji.
Łącznie Bogdanka przydzieliła 11 mln akcji, czyli wszystkie nowo emitowane papiery. Cena emisyjna akcji wynosiła 48 zł, stąd wartość oferty wyniosła 528 mln zł.
Środki z oferty zostaną przeznaczone na budowę nowej oraz modernizację istniejącej infrastruktury technicznej w ramach Pola Stefanów, co pozwoli spółce podwojenie produkcji węgla od 2014 roku.
Perełka Lubelszczyzny, jak nazywają Bogdankę, od lat osiąga dobre wyniki.
W 2008 roku przychody spółki wyniosły ponad 1 mld zł, natomiast zysk netto 155,7 mln zł. Z kolei w 2007 roku Bogdanka odnotowała 886,6 mln zł przychodów oraz 77,7 mln zł zysku netto. Odbiorcami spółki są przede wszystkim firmy przemysłowe z sektora elektroenergetycznego ulokowane we wschodniej i północno-wschodniej Polsce. (...)
Zdolności produkcyjne spółki wynoszą 5,4 mln ton węgla na rok. Dzięki środkom z giełdy Bodanka chce zwiększyć od 2014 roku moce wydobywcze do 11,1 mln ton węgla rocznie. (...)
Spółka zamierza uruchomić pierwszą ścianę eksploatowaną techniką strugową w 2010 roku. Wdrożenie techniki strugowej pozwoli na eksploatację pokładów o mniejszej niż dotychczas grubości (od 1,2 m), a tym samym powiększy zasoby przemysłowe węgla pozostające w dyspozycji kopalni.
Plusem dla Bogdanki z pewnością jest korzystne położenie geograficzne. To bowiem jedyna kopalnia węgla kamiennego w południowo-wschodniej Polsce. Dzięki temu może ona korzystać z tzw. renty transportowej przekładającej się na niższe koszty transportu węgla do odbiorców. (...)
W czwartek 25 czerwca akcje spółki LW Bogdanka zadebiutują na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie".
Tymczasem wiadomo już, że Jastrzębska Spółka Węglowa nie będzie wydobywać węgla w piątki aż do końca września. Według wnp.pl "w związku z utrzymującą się trudną sytuacją na rynku węgla i problemami z jego sprzedażą zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej podjął decyzję o utrzymaniu ograniczenia wydobycia w piątki do końca września.
W zależności od sytuacji rynkowej będzie możliwość skrócenia, bądź wydłużenia tego okresu do końca roku.
Dniami bez wydobycia pozostaną piątki, w których wykonywane będą jedynie roboty konserwacyjne, remontowe oraz te, związane z zapewnieniem bezpieczeństwa ruchu zakładów.
Pracownicy zamówieni do pracy będą otrzymywać wynagrodzenie zgodnie z wykonywaną pracą, a niezamówieni będą otrzymywali postojowe.
Mogą też wziąć urlop lub inny dzień wolny.
Rezygnacja z wydobycia w piątki pozwala na zrównoważenie produkcji z potrzebami rynku i możliwościami sprzedaży węgla koksowego. Dzięki piątkom bez wydobycia JSW nie produkuje węgla na zwały, na których zalega ok. 1,5 mln ton czarnego złota".
Nic zatem dziwnego, że szef górniczej "Solidarności" Dominik Kolorz puścił farbę i przyznał, że w tej sytuacji "Górnicze związki jeśli już, to godzą się tylko na prywatyzację firm węglowych poprzez giełdę. Pod warunkiem, że Skarb Państwa będzie miał większościowy udział", albowiem "Przykład Bogdanki dobitnie pokazuje, że spółka Skarbu Państwa może być dobrze zarządzana i odnosić sukcesy".
Polska Partia Pracy i Wolny Związek Zawodowy "Sierpień 80" wciąż milczą. I tak to rrradykalna lewica zgodziła się na milczące przyzwolenie na prywatyzację.
ja wiem, bo widziałem na własne oczy, że w wielu wsiach ziemia leży odłogiem i jest skupowana za grosze.
Oczywista, w pobliżu trasy przelotowej ziemia może być droższa.
Żeby było jasnym NIE MOŻNA MÓWIĆ O ZASKOCZENIU - latem 2008 r. wiadomo było, że państwowe spółki górnicze szykują się do przyśpieszonej prywatyzacji. Sprzedaż akcji państwowych przedsiębiorstw górniczych na giełdzie - według pierwotnych zapowiedzi rządu - miała ruszyć jesienią lub w I kwartale 2009. Na przeszkodzie stanęła zła koniunktura na Giełdzie Papierów Wartościowych. Prywatyzacyjne harmonogramy uległy zatem korekcie. Ministerstwo Skarbu zapewniało jednak, że "nieciekawa sytuacja na rynku finansowym nie skłoni go do odejścia od wcześniejszych założeń co do prywatyzacji, a tylko do ich modyfikacji". Wiadomo było również, że w przypadku państwowego górnictwa bardzo dużo do powiedzenia mają również związki zawodowe. A te, jeśli już zgadzały się na prywatyzację, to tylko pod pewnymi warunkami. O warunkach tych wspomina dziś szef górniczej "Solidarności".
Od dawna było również wiadomo, że najbliższa wejścia na GPW była od jakiegoś czasu Kopalnia Bogdanka. Jej doradcą prywatyzacyjnym jest Dom Inwestycyjny BRE Banku. To miał być rozstrzygający przykład udanej prywatyzacji. Sukces był gwarantowany.
Wejście na GPW pozwoliłoby przecież Lubelskiemu Węglowi Bogdanka S.A. dwukrotnie zwiększyć produkcję węgla.
Następny w prywatyzacyjnej kolejce jest Katowicki Holding Węglowy. Jego doradcą prywatyzacyjnym jest konsorcjum tworzone przez Morgan Stanley i ING. KHW zamierza pozyskać z rynku minimum 600 mln zł na inwestycje służące poprawie wydajności i uruchamianiu nowych złóż do 2015 r. Konieczne inwestycje wyceniane są na 5,3 mld zł. W 2007 r. spółka wydała na ten cel zaledwie 418 mln zł. W 2008 r. nakłady inwestycyjne mają miały być nieomal podwojone. Przyszedł jednak kryzys - prywatyzacja stała się wręcz konieczna.
Do wejścia na giełdę przygotowuje się również Jastrzębska Spółka Węglowa. Resorty skarbu i gospodarki nie ustaliły jeszcze ostatecznie, co z planami budowy grupy węglowo-koksowej na bazie JSW. W pozostawionej przez poprzedni rząd strategii dla górnictwa do 2015 r. założono, że do grupy, oprócz JSW, wejdą również Kombinat Koksochemiczny Zabrze i Wałbrzyskie Zakłady Koksownicze Victoria. Ten ostatni zakład z planu konsolidacji został jednak wyłączony. Ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły.
W powijakach jest jeszcze sprawa prywatyzacji największej w Europie spółki wydobywającej węgiel - Kompanii Węglowej. "Powszechna jest opinia, że KW potrzebuje jeszcze kilka lat na to, aby się zrestrukturyzować i pozbyć garbu w postaci kilkumiliardowych długów. Według strategii dla górnictwa węgla kamiennego, dopiero w 2013 r. zakończy się spłata przez Kompanię Węglową jej zobowiązań wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, a w 2010 roku ma się zakończyć proces jej dokapitalizowania przez Skarb Państwa. Ku niezadowoleniu związkowców wciąż mówi się o likwidacji trwale nierentownych kopalń wchodzących w jej skład" - informował Wirtualny Nowy Przemysł.
Nie tylko "Sierpień 80" był przeciwko prywatyzacji, liderzy Związku Zawodowego Górników w Polsce i "Solidarności" do dziś twardo stoją na stanowisku, że górnictwo, jako branża strategiczna, musi pozostać w polskich rękach i państwo nie powinno całkowicie wyzbywać się kontroli nad spółkami węglowymi.
Taka przynajmniej była klasowo-rewolucyjna odpowiedź związkowców na ujawnione w polskim Sejmie informacje o zainteresowaniu Katowickim Holdingiem Węglowym za strony Carbon Invest z Czech, Voest Alpine z Austrii oraz firm z RPA.
Na zainteresowanie ze strony Rosji i Ukrainy odpowiedzią była już "wojna polsko-ruska".
Śląscy górnicy ostro reagowali na coraz śmielsze poczynania i plany inwestorów zza południowej granicy - ostro optując za rodzimym kapitałem. Przy tym nie brakowało im argumentów "historycznych", wręcz "klasowych": "Przed wojną polskim górnictwem rządził obcy kapitał i jak rządził można oglądać na kultowych filmach Kutza".
Związkowcy z Bogdanki radykalizmem nie ustępowali nawet na krok anarchistom i posttrockistom, skoro atakowali lewą i prawą, ręką i nogą rację państwa, rząd i resort za... opieszałość i zwlekanie z prywatyzacją, którą często mylono z uspołecznieniem:
"- Już dawno byliśmy gotowi zapożyczyć się, zastawić wszystko co mamy i kupić naszą kopalnię - nie pozwolono nam na to.
Ostatnio próbowano połączyć kopalnię z Elektrownią Kozienice. O mały włos nie doszło do strajku, bo w Bogdance postrzegano to jako zamach na wolny rynek węgla i próbę dokapitalizowania elektrowni kosztem kopalni" - zwierzał się delegat załogi i dyrekcji.
"Resort skarbu w pierwszej kolejności chce prywatyzować Katowicki Holding Węglowy liczący w tej chwili osiem kopalń: Katowice-Kleofas, Wieczorek, Staszic, Murcki, Wujek, Mysłowice, Wesoła i Śląsk. Jastrzębska Spółka Węglowa, Kompania Węglowa i Lubelski Węgiel - według ostatnich wypowiedzi ministra Jacka Sochy - mają być prywatyzowane dopiero w następnej kolejności, w latach 2006-2007. Coraz trudniej zrozumieć stanowisko ministra, skoro przy każdej nadarzającej okazji powtarza, że zbyt wiele nadal mamy państwa w gospodarce, a tempo prywatyzacji jest zbyt wolne. Widać łatwiej mówić, trudniej działać" - wtórowali szefowie związków zawodowych, którzy oblegającym ich w 2005 r. dziennikarzom pokazywali liczne blizny i odznaki za zasługi dla obronności kraju.
Wreszcie załoga posłuchała rad demokratów wszystkich maści i dyżurnych rewolucjonistów - i wzięła sprawy w swoje ręce, ogłoszając... niejawny strajk czynny.
Odtąd w Bogdance życie toczyło się swoim rytmem, choć dynamika zmian mogłaby być większa. W drugiej połowie marca 2005 r. z Puchaczowa do Ożarowa ruszył pierwszy pociąg z węglem. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że zarówno lokomotywa, jak i wagony obsadzone przez zrewoltowanych górników były własnością kopalni.
"- Staramy się zastąpić dotychczasowy transport samochodowy własnym transportem kolejowym - grzmiał komisarz Mirosław Taras, jadąc na oklep na lokomotywie. Wtórowała mu załoga:
- Mamy już 18 lokomotyw i 400 węglarek. Wszystkie kupiliśmy na wtórnym rynku i wyremontowaliśmy. Zresztą ciągle otrzymujemy propozycje zakupu taboru od Sovietów (bynajmniej nie ze strony PKP, bo tam wolą pociąć na złom niż odsprzedać, nawet z zyskiem, potencjalnej konkurencji). Gdy będzie trzeba kupimy i pociąg pancerny lub go wykradniemy!
Zaraz było widać, że prywatyzacja Bogdanki miała teraz pełne poparcie załogi i dobrą prasę.
Jarosław Niemiec, jak to Niemiec, nie mógł się z tym pogodzić. Izolowany i osaczony zwrócił się zatem do zmarginalizowanych tubylców, mając ich za czerwonoskórych. Pomocna w tym dziele okazała się Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej. KSS miała dołączyć do składu, jako piąta kolumna i... wysadzić POCIĄG PRYWATYZACJI.
No i mamy tu przykład, ile jest warta taktyka "strajku czynnego" w otoczeniu kapitalistycznym. Kopalnia Bogdanka nie życzy sobie połączenia z elektrownią Kozienice, bo musiałaby dopłacać do mniej efektywnego partnera.
A przecież ma szansę na podwojenie udziału w rynku zbytu węgla, tylko potrzebuje doinwestowania. A jeśli będzie utrzymywać elektrownię, to nie będzie miała koniecznych środków. Odbiorców jej nie zabraknie i bez związania się z elektrownią, bo posiada i tabor i rentę od położenia geograficznego.
Sprawa jest znana nie od dziś. Już w modelowym przykładzie rozwiązań samorządowych w byłej Jugosławii, w której zachowano rozwiązania rynkowe, postawa poszczególnych samorządów lokalnych była identyczna - bliższa koszula ciału. Nie udało się przezwyciężyć przez kilkadziesiąt lat
dysproporcji rozwojowych różnych regionów tego kraju, co zaowocowało w latach 90. podatnością poszczególnych narodów Jugosławii na wybuch wzajemnej wrogości i nienawiści.
Sytuacja nie jest prosta. Ba, przy tym stanie lewicy wręcz beznadziejna. Ale cóż, należy poczekać na upadek tych przedsiębiorstw, które w wyniku zaostrzonej konkurencji między zakładami cieszącymi się autentyczną partycypacją załogi w ramach akcjonariatu pracowniczego padną oraz na
tych, którzy nie załapią się na korzyści z prywatyzacji, bo odrzuci ich niezbędna restrukturyzacja.
A wtedy radykalna lewica wkroczy w poczuciu misji dziejowej i charytatywnej na scenę. Będzie ratować tych, którym zabrakło na czynsz i na chleb, kiedy już im zabraknie. To samograj. Na pewno dopływ wykluczonych będzie niezagrożony, co da lewicy radykalnej niewyczerpane pole do popisu. I będzie ona równie zadowolona z siebie, co zawsze.
cóż, każdy pamięta najlepiej to, co go najbardziej interesuje. Jedni sprawy aborcji (poruszane wtedy przez Ikonowicza gł. z pozycji socjalnych i nie odstających od ówczesnego socjaldemokratycznego standardu), inni - frontalną krytykę "4 reform", prywatyzacyjnych wyprzedaży i bombardowania Belgradu. Urbanoidów nienawidzę, ale obiektywnie trzeba przyznać, że w latach 90. i trochę później (właściwie aż do sprawy Rywina) pismo to podejmowało krytykę polskiej transformacji (zwł. kiedy mogło obciążać uwoli czy zwłaszcza "solidaruchów"), na czym zresztą zyskało największą popularność i nieosiągalne już obecnie wskaźniki sprzedaży. Owszem, na łamy Nie trafiało wielu ideowych lewicowców, także znanych z tego portalu - o politycznej wdzięczności Urbana wobec nich trudno powiedzieć. Urbanoidy stosują wobec nich wypróbowane metody: od szczucia na alternatywne wobec SLD-owskich pochody 1-majowe po np. aprobatę dla usunięcia siłą działaczy antywojennych ze spotkania z Podhoretzem na UW.
Nie ma potrzeby odbierać Ikonowiczowi to co mu należne. Działalności reformistycznej nie utożsamiamy przecież z działactwem. Między drogą reform a działactwem jest wszak istotna różnica, której nie chcecie zauważyć. I nie chodzi tu bynajmniej o tak drogą Zbigniewowi Partyce perspektywę rewolucyjną, ewidentny brak tej perspektywy w wydaniu Ikonowicza nie odbiera mu przecież prawa reprezentowania nowej radykalnej lewicy, która od lat skutecznie zamazuje tradycyjny podział na lewicę reformistyczną i rewolucyjną.
W konkretnym przypadku pod miano działactwa podpada działalność charytatywna KSS. Działactwo ani o krok nie przybliża nas do socjalizmu - nie stawia nawet perspektywy reformistycznej. Powiemy więcej: wręcz przeciwnie - oddala nas od tej perpektywy. I to zarówno tej rewolucyjnej, jak i reformistycznej.
O ile dla całej "nowoczesnej lewicy" perspektywa rewolucyjna w ogóle nie ma dziś racji bytu, podobnie zresztą jak perspektywa socjalistyczna, o tyle z punktu widzenia nowej radykalnej lewicy i tzw. antykapitalistów sprawa ta jest aktualna inaczej.
Według pomysłodawcy pluralistycznej Szkockiej Partii Socjalistycznej "Linia podziału nie przebiega między socjalistami, którzy są za reformami, a socjalistami, którzy są za rewolucją. Przebiega między 'socjalistami', których jedyną ambicją jest zarządzanie kapitalizmem, a socjalistami, którzy bronią idei, że wobec kapitalizmu istnieje alternatywa. Tzw. reformiści niczego nie reformują, lecz przeprowadzają kontrreformację". "Dlatego - wg. niego - nawet rzeczywistych reformistów można przekonać do konieczności radykalnego, socjalistycznego przeobrażenia społeczeństwa" (Murray Smith "Czas zakładać nowe partie socjalistyczne", "Rewolucja" nr 1/2001, s. 151).
I tak oto, według przywołanego przez Murraya Smitha dokumentu szwedzkiej sekcji Komitetu na rzecz Międzynarodówki Robotniczej (CWI) z 1996 r., wychodzi na to, że "Utworzenie nowej partii robotniczej nie będzie oznaczało odbudowy socjaldemokracji. Nawet jeśli w pierwszych fazach będą przeważały w niej idee reformistyczne, prawdopodobnie polegające na odwoływaniu się do 'prawdziwej socjaldemokracji', ich postawa będzie zupełnie inna niż w przeszłości". Albowiem: "Jedynym sposobem obrony nawet starych reform jest dziś walka czynna i socjalistyczna przebudowa społeczeństwa", gdyż "W TEJ CHWILI NIE CHODZI O WYBÓR MIĘDZY PERSPEKTYWĄ REFORMISTYCZNĄ A PRZEOBRAŻENIAMI REWOLUCYJNYMI, LECZ MIĘDZY POWAŻNĄ WALKĄ O REFORMY W PERSPEKTYWIE WYOBRAŻEŃ REWOLUCYJNYCH A REZYGNACJĄ NIE TYLKO Z REWOLUCJI, ALE RÓWNIEŻ Z REFORM" (tamże, s. 151).
Stąd prosty wniosek: "Marksiści powinni być dziś nie tylko rzecznikami socjalistycznego przeobrażenia społeczeństwa, ale również najlepszymi bojownikami o radykalne reformy".
Według Murraya Smitha: "Wcale to nie znaczy, że spór o reformę i rewolucję jest bezprzedmiotowy. W ostatecznym przecież rachunku myśl, że można dojść do socjalizmu uzyskując po prostu większość w parlamencie i posługując się istniejącym aparatem państwowym, nie demontując struktur, które burżuazja wzniosła pieczołowicie, aby ustrojowi kapitalistycznemu zapewnić obronę, nie neutralizując nieuchronnego sabotażu ze strony kapitalistów, nie tworząc państwa nowego typu, jest dziś tak samo złudna, jak złudna była wczoraj. Gdybyśmy jednak chcieli budować dziś na tej podstawie partię masową, to skoczylibyśmy o jeden most za daleko" (tamże, ss. 151-152).
Według Murraya Smitha "decydującym punktem ciężkości", jest "udział w codziennych walkach ludzi pracy, a także reprezentowanie ich w parlamencie i samorządach terytorialnych". Jego koncepcja zakładająca, że "socjaliści stanowią w parlamencie ekspresję walk pozaparlamentarnych" przegrywa jednak w praktyce z "tradycyjną postawą reformistyczną, zgodnie z którą walka pozaparlamentarna jest po prostu środkiem nacisku na parlament".
W tej sytuacji możemy mówić o utracie azymutu.
Od siebie możemy dodać, że ta koncepcja, która w 2000 roku wydawała się racjonalna, w Polsce od początku przegrywała z próbą dostosowania się do istniejących realiów (casus "partii Ikonowicza", niezależnie od tego, czy aktualnie nazywała się PPS czy Nowa Lewica).
M. Smith imputuje zatem takim, jak my, że chcemy skakać o jeden most za daleko.
Tymczasem bynajmniej nie o to tu chodzi. Naszą troską, w przeciwieństwie do Murraya Smitha, nie jest dziś perspektywa umasowienia partii, zwłaszcza tu, w Polsce, lecz jedynie budowa rdzenia rewolucyjnej partii robotniczej, obrona pozycji ideologicznych i odgruzowanie rewolucyjnej teorii - marksizmu. Proponujemy również szeroką koalicję w ramach OPOZYCJI ROBOTNICZEJ, którą można raczej uznać za most zwodzony i namiastkę jednolitego frontu robotniczego.
Oceniając koncepcję M. Smitha, najlepiej wyłożoną i przemyślaną w ramach nowej radykalnej lewicy, należy jednak podejść do niej z pewnym dystansem, mając świadomość tego, że stosowanie do niej tradycyjnych punktów odniesienia jest mylące. Przede wszystkim należy pamiętać o definicji klasy robotniczej, która w nomenklaturze nowej radykalnej lewicy oznacza całość ludzi pracy najemnej. Stąd wynika bezpośrednio nacisk na masowość proponowanej partii, choćby to miała być "najmniejsza masowa partia świata", jak, np. SWP.
Zalecana bojowość w walce o radykalne reformy jest dziś, po 9 latach od powstania koncepcji prezentowanej przez M. Smitha i w perspektywie kryzysu, marnym kryterium wróżniającym ludzi opowiadających się za perspektywą socjalistyczną. Z kim bowiem mieliby radykałowie licytować się w owej "bojowości". Tak jak dziś, mogą konkurować jedynie z organizacjami charytatywnymi, zaś na polu politycznym - z populistami. Szczególnie ten ostatni konkurent czyni radykalne przesłanie wyjątkowo nieprzejrzystym dla adresatów nowolewicowej walki, z czym lewicowy populizm - od NL po PPP - ma dziś właśnie do czynienia.
Rozróżnienie Smitha między sytuacją, w której socjaliści w parlamencie stanowią ekspresję walk pozaparlamentarnych, a tą, w której walki pozaparlementarne stanowią tylko nacisk na parlament, w sytuacji polskiej opisuje jednak sytuację całkowicie abstrakcyjną z przyczyn oczywistych.
Należy zwrócić uwagę na to, że współcześnie państwa burżuazyjne wypracowały instytucje zajmujące się kwestiami świata pracy rugując je z pola działalności politycznej. Polityczne są dziś kwestie swobód obywatelskich i praw konsumentów oraz, u nas, wciąż zapóźnionych w rozwoju, decyzje strategiczne typu charakter własności w państwie. Lewica radykalna legalistycznie przestrzega tych zasad i zajmuje się kwestiami mogącymi być przedmiotem obrad Sejmu, czyli obyczajówką i prawami konsumentów mieszkań lub służby zdrowia. Domaga się zatem publicznego charakteru usług ważnych dla społeczeństwa. Zapommina przy tym o tym, że upublicznienie jest dość zwodniczym pojęciem w gospodarce kapitalistycznej i nie musi kwestionować mechanizmu działania tej gospodarki. Perspektywa socjalistyczna ma więc szansę w ogóle nie stanąć na porządku dnia nie ograniczając przy tym rozmachu działań radykalnej lewicy.