Odkąd uświadomiłam sobie niesprawiedliwość wobec kobiet i mniejszości, byłam zwolenniczką wprowadzenia ich przedstawicieli do polityki.
--
Jak mówi przysłowie:
Nawet zepsuty zegar dwa razy na dobę pokazuje dobra godzinę.
Powyższy cytat pokazuje prawdę o parytetach, parytet wyborczy dla kobiet to tylko przysłowiowe postawienie stopy w drzwiach, dzisiaj kobiety które przecież pod względem statystycznym wcale nie są w mniejszości i jak by TYLKO chciały głosować według klucza płciowego to w sejmie i senacie było by pół na pół kobiet i mężczyzn; a później parytety dla kogo? dla jakich dyskryminowanych mniejszości? Pani Anna mówi pięknie o wolności ale czy wolnością jest narzucanie niezależnym podmiotom jakimi są partie polityczne przez totalitarne tfuu… chciałem napisać poprawne polityczne państwo….tego ile mają wystawiać na swoich listach wyborczych kobiet i mężczyzn ma coś wspólnego z wolnością? Czy parytet w zatrudnieniu będzie obowiązywał też w dotowanych przez państwo organizacjach feministycznych? Dla czego nikt nie spostponował Partii Kobiet za brak parytetu dla mężczyzn na listach wyborczych?
Parytety to jeden z tych ważnych postulatów nagłośnionych po Kongresie.
No i dobrze...
Myślę, ze parytety wywołują wiele niepotrzebnych kontrowersji, podczas gdy są po prostu szansą dla kobiet. Myślę, ze dla wielu osób konstytucyjny zapis o równości jest wystarczający, otóż nie jest - co widać 'gołym okiem'.
Po prostu tradycyjna rola kobiety, właśnie rola 'matki Polki' sytuowała ją w podrzędnej sytuacji w stosunku do płci męskiej. Oczywiscie, to zawsze będzie kwestią wyboru ( ale właśnie, niech będzie wybór) co odpowiada kobiecie : czy tradycyjna rola 'kobiety domowej', czy skupienie się na pracy zawodowej lub publicznej, czy 'model mieszany'. I chyba przyszedł wreszcie czas aby rzeczywiscie cos zmienić.
Parytety są właśnie tą szansą, tą możliwoscia - przy okazji warto powiedzieć, ze parytety dotyczą tylko list wyborczych, a nie ilości osób, które mają się znależć w sejmie czy samorządach.
A wprowadzenie parytetów i większa liczba kobiet np w sejmie moze skutkować rozwiązywaniem problemów, z którymi właśnie zmagają sie kobiety.
Parytet jest niedemokratyczny. I tyle.
dla chudych? Dla rudych? Dla łysych i owłosionych? Ich też jest zbyt mało w polskiej polityce, mogliby wnieść dużo cennych wartości. Poza tym dlaczego tak ogólnie "dla kobiet"? Może zróbmy dla kobiet ze wsi, z miast, młodych, starych, brunetek, blondynek?
Parytety są idiotyzmem. Jakby kobiety chciały, głosowałaby na kobiety (np. Partię Kobiet). Jakby chciały, aktywniej uczestniczyłyby w polityce, byłoby ich więcej w partiach, co przełożyłoby się na większą ich ilość w sejmie czy senacie. Ale nie chcą. I jeżeli już, to właśnie to jest problemem, którego nie rozwiążą parytety, ale świadomość kobiet, ich zaangażowanie i zainteresowanie.
nie da się pogodzić parytetu z demokracją.
No, właśnie głównie dlatego :
http://www.kongreskobiet.pl/news.php?readmore=13
http://www.kongreskobiet.pl/news.php?readmore=13
Materiał przygowany przez Kingę Dunin i Magdalenę Środę.
---
I to ma być niby obiektywne?
Wiesz o co chodzi z parytetami?
O to że 10 lat manif nie wprowadziło, żadnej meinstremowej feministce dostać się parlamentu.
jakie poparcie społeczne mają ugrupowania feministyczne?
Sądząc z wyników Zielonych 2004 i koalicji SdPl z demokratami - niewielkie.
A jakie poparcie ma ugrupowanie, które popierasz?
Dlaczego wyborcze sztuczki miałyby być uznawane za demokratyczne? ba ! wręcz za dopełnienie demokracji. Kiedy są jej oczywistym zaprzeczeniem. Próbą ingerencji w demokratyczny wybór obywateli.
To samo tyczy się zakazu kandydowania osób z wyrokiem. Nie rozumiem dlaczego sejm za mnie chce decydować czy ja mogę czy nie wybrać na swojego reprezentanta seryjnego morderce albo notorycznego oszusta?
Nie rozumiem dlaczego sejm za mnie chce decydować czy ja mogę czy nie wybrać na swojego reprezentanta seryjnego morderce albo notorycznego oszusta?
---
Jest to forma pewnej cenzury prewencyjnej której celem jest unikniecie zasiadania w ciałach decyzyjnych osób o poglądach nie prawomyślnych dla systemu np.: skazanych za mowę nienawiści tj. o prawie emigracyjnym decydować będą tylko osoby nie obciążone rasizmem, o prawach dla osób homoseksualnych osoby nie obciążone homofonią a o zwrocie mienia żydom filosemici afiliowani przez GW
nie mogę zrozumieć dlaczego w Parlamencie nie może być po połowie kobiet i mężczyzn. O co chodzi panom, którzy są temu przeciwni? Czują się lepsi od kobiet? Dlaczego?
O co chodzi panom, którzy są temu przeciwni? Czują się lepsi od kobiet? Dlaczego?
---
A o co chodzi paniom które boją się rywalizacji w tradycyjnym systemie wyborczym i forsują parytety? Czyżby czuły się gorsze? A może boją się rywalizacji z mężczyznami na równych zasadach? A może po prostu doszły do wniosku, że mozolne wspinanie się Partii Kobiet w wyborczych sondażach jest zbyt długą drogą do rządowego korytka?
Chodzi nie tyle o mężczyzn a o konserwatystów. Oni zawsze uważali, że kobieta powinna stać przy garach, rodzić dzieci i zaspakajać męża. Nie ważne, czy są to konserwatyści katoliccy, czy islamscy, zawsze w kobiecie widzą upośledzonego.
Parytety na zachodzie zrobiły wiele dobrego, u nas też by zrobiły.
System dwupartyjny to najgorsza rzecz dla demokracji. To nie parytety są problemem, tylko JOWy, na które lobbują różne środowiska.
System dwupartyjny to najgorsza rzecz dla demokracji.
--
Dla Twojej informacji JOW występują we wszystkich najstarszych demokracjach tj. Wielkiej Brytanii, USA, Kanadzie, Australii i jakoś trudno mi uwierzyć, że są szkodliwe dla tamtejszych demokracji.
Najlepszym przykładem wyższości tradycyjnej demokracji czyli właśnie JOW nad systemem parytetów jest dyskusja pod artykułem o Sylwii Hutnik. Po mimo, że Nana przytacza bardzo mało poprawne politycznie argumenty i wręcz agituje za tradycyjnym modelem rodziny na lewicowym portalu wszyscy przyznają Jej racje. Marika jako zwolenniczka parytetów widząc, że nie może Jej pokonać w racjonalnej argumentacji obraża się i zabiera swojej zabaweczki tj. argument.
Cytat z postu: Do Nana
Widzę, ze chciałaś mnie obrazić, próbujesz przypisywać mi słowa, których nie powiedziałam, wmawiasz mi uczucia, których we mnie nie ma, sugerujesz jakieś moje postępowanie...
Nie będę z Tobą prowadziła dyskusji na takim poziomie.
autor: marikaa, data nadania: 2009-07-29 22:12:30
I tutaj jak na dłoni widać cały sens parytetów, Marikaa jako wielka zwolenniczka ich wprowadzenia wie, że zawsze przegra w JOW z Nana. Bo Nana jest mądrą i racjonalną osobą a więc zrobi wszystko aby ominąć wszystkie społeczne formy weryfikacji i za pomocą parytetów czy innych punktów za wykluczeni dostać się do władzy.
To podobnie jak parytety, występują w większości cywilizowanych krajów. A Wielka Brytania już zaczyna dyskutować na temat JOWów, bo tam nie bardzo im już to odpowiada.
widzę, ze chciałbyś tę 'dyskusję'przenieść tutaj, raczej niepotrzebnie. To stara 'męska sztuczka' próbować poróżnić kobiety - zacytowałeś moje słowa i wystarczyłoby, Twój komentarz do nich jest nietrafiony.
Przy okazji, zobacz, jak pisze się nazwisko Sylwii Chutnik, skoro je przywołujesz.
A parytety wystepują w znacznie bardziej ugruntowanych demokracjach niż nasza i tylko je wzmacniają.
I oczywiście mają głęboki sens, tylko trzeba to zrozumieć i pozbyć sie patriarchalnych okularów...
jakby kobiety chciały, to działałyby, głosowały na inne kobiety, uczestniczyły w polityce. Problem w tym, że nie chcą, głosują na mężczyzn, są mniejszością w każdej partii. Żaden parytet to nie pomoże, stworzy się tylko sztuczną sytuację.
Dojdzie do tego, że będą specjalne parytety dla niepełnosprawnych, homoseksualistów, może jeszcze katolików czy ateistów. Paranoja.
odpowiedzcie mi na proste pytanie: dlaczego kobiety maja byc "rowniejsze" od: osob starszych (powiedzmy po 60 roku zycia), czy mlodych (powiedzmy 18-25 lat). ILU MINISTROW maja te grupy? ILU POSLOW? sa jeszcze bardziej niedoreprezentowane niz kobiety w porownaniu ze spoleczenstwem.
Jakie jeszcze parytety wprowadzimy? ILU jest NIEPELNOSPRAWNYCH w sejmie? A ilu w spoleczenstwie? Uwazacie, ze 60 letnia kobieta na wozku jest bardziej dyskryminowana z powodu swojej plci, wieku, czy niepelnosprawnosci? Jakim prawem wywyzszacie plec jako najwazniejsza ceche w kryteriach parytetowych? I dalej: czy po wprowadzeniu systemu kwotowego dla kobiet, emerytow, ejow, mlodziezy, niepelnosprawnych zostanie nam jeszcze jakies pole wyboru?
Nie lepiej przekonac ludzi, by glosowali na kobiet, mezczyzn, emerytow etc etc ze wzgledu na ich poglady, a nie drugorzedne z punktu widzenia czlowieczenstwa cechy?
Parytety = droga na skroty dla dzialaczek, ktore nie potrafia przekonac wyborcow do swoich pogladow. Dokladnie taka sama jak zapedzanie robotnikow do raju na bagnetach bolszewikow. W koncu wiecie lepiej, co jest sluszne i kto lepiej nadaje sie do wladzy, prawda? A demokratyczna weryfikacja? Po co to komu?
Podpieranie sie infaltylnymi argumentami, ze "gdzies parytety sa" jest absurdalne- gdzies jest tez glod, wojny, represje, dyktatury itp. Czy w zwiazku z tym mamy te zjawiska wprowadzac w Polsce? Co to ma za znaczenie dla meritum dyskusji?
Kongres broni, Kongres radzi, Kongres nigdy was nie zdradzi...
Parytety są potrzebne do przełamania mentalnych barier w myśleniu o liderstwie. Oczywiście, osoba taka jak Nana podobnej zachęty nie potrzebuje - ze swoją przebojowością i b. silnym przekonaniem o własnej słuszności (co zresztą lubi formułować jako zarzut wobec innych, mnie na przykład:) ) sforsuje wszelkie bariery. Jednak większość kobiet, skądinąd mądrych i utalentowanych, takiej przebojowości nie ma. Odruchowo myślą - i oni, i ich partnerzy - że lider/polityk to mężczyzna. To im potrzebny jest parytet - żeby odkryły własny potencjał. I żeby zmienił się myślowy odruch. Bez tego udział kobiet w polityce długo jeszcze będzie znikomy - choć naturalnie nikt im tego formalnie nie zakazuje.
Parytet to jedna z form społecznej inżynierii, od której nie ma ucieczki. Cała polityka, i lokalna, i centralna, to jedna wielka społeczna inżynieria. Stypendia, dopłata do termoizolacji budynków, przepisy ruchu drogowego, nauka religii w szkole... Przecież każdy rodzic spokojnie może nauczyć dziecko zasad swojej wiary, prawda? Nikt im tego nie zakazuje, podobnie jak kobietom - udziału we władzy. A jednak - ktoś uznał, że to nie wystarczy.
Różne formy sterowania społeczeństwem były, są i będą. Różnice polegają tylko na celach, jakie chce się za ich pomocą osiągnąć.
dla młodych, starych, grubych, chorych, niepełnosprawnych, budowlańców, nauczycieli, rolników...
Najlepiej by Sejm idealnie odzwierciedlał strukturę społeczno zawodową i demograficzną :)
A wybory urządźmy przez losowanie...
partie lewicowe chciały prawa głosu dla kobiet, a wybory dzięki głosom kobiet wygrała endecja, sprzeciwiająca się takim nowomodnym pomysłom jak powszechne prawo głosu:)
najwazniejszy parytet: niech 90% miejsc w sejmie dostana katolicy LOL
Parytety są niedemokratyczne i nielewicowe. Nie powinny, więc stanowić celu samego w sobie. Lewica powinna je uważać i w większości uważa za jedynie środek do celu, jakim jest większy udział kobiet w życiu publicznym. To powinno być tylko chwilowe rozwiązanie. Chociaż w moim przekonaniu jakoś niespecjalnie potrzebne w dzisiejszej Polsce, bo w przypadku wyborów ciężko znaleźć dyskryminację ze względu na płeć.
ale dzięki "zielonej" już wiem...:-) Jak to jednak warto czytać komentarze na lewica.pl....Drętwieję na samą myśl, czego to niedługo dowiem się o sobie...zwłaszcza od tych osób, które mnie w ogóle nie znają. I jeszcze jedna prośba do Ciebie, nano ! Jak już dzięki tej swojej niebywałej przebojowości dostaniesz się do Pałacu Prezydenckiego - pamiętaj i o mnie, proszę ! Jakaś synekurka przydałaby mi się, a o Tobie mogliby pisać niektórzy, że uprawiasz nepotyzm...:-) I dzięki takim sposobom, już za kilka lat, dowiesz się o sobie takich rzeczy, że...
Ale te parytety ( a tak naprawdę dopiero propozycja parytetów ) jak one przeszkadzaja większości mężczyzn :)
A najprosciej próbować je wyśmiać, przedstawić jako kuriozum, jako zaprzeczenie demokracji itp
Otóż nie, 'panowie bracia', mylicie się, nie macie nawet chęci aby przyjrzeć sie tej propozycji, nie próbujecie zrozumieć na czym polegają te parytety - no cóż, tak wam się udawało zdominować przez wieki dyskurs właśnie o demokracji, sprawiedliwości i równosci. Chyba już wystarczy - pora na zmiany .
oprócz twierdzenia, że my racji nie mamy, jakoś sensownych i przekonywujących argumentów nie widzę. Wytłumacz mi więc jedno: czemu same kobiety się nie angażują, czemu jest ich mniej w polityce, czemu kobiety nie głosują na kobiety? I czy parytety zlikwidują problem, czy będą rozwiązaniem zastępczym, sztucznym, zrobionym na siłę nawet bez specjalnego POPARCIA samych zainteresowanych - kobiet. Takie kongresy raczej nie przedstawiają stanowiska większości kobiet, ale radykalnej, może krzykliwej i widowiskowej, ale jednak znacznej mniejszości.
[Chyba już wystarczy - pora na zmiany]
taa, z motyka na slonce, a kto te zmiany ma wprowadzic, przeciez taka postawa jaka prezentujesz tylko radykalizujesz postawe mezczyzn - organizacji mezczyzn ?
zwróć, proszę, uwagę na mój wpis o parę oczek wyżej. Zawiera odpowiedź na twoje pytania, dlaczego kobiety się nie angażują itd. Wygląda na to, że go nie czytałeś.
z ogolu obywateli.
Wtedy wszystkie poszczegolne parytety nie beda potrzebne.
skonczy sie wladza kapitalu, nepotyzm, zasiadanie w sejmie po kilka kadencji.
To stare sprawdzone rozwiazanie, a ile zaoszczedzimy na wyborach i kampanii.
A srednia bedzie i tak lepsza niz obecna.
Moja droga, w trzonie mojej organizacji sa prawie same kobiety (I Boze daj, zeby tak zostalo!!!;)) - i ZADNA nie jest zwolenniczka parytetow, gdyz same zapracowaly na swoja pozycje i zadnych ulatwien nie potrzebuja (jedna z nich powiedziala wprost, ze to by ja upokarzalo).
Jak wejda parytety, moze w NGO'sach tez je wprowadzimy? I co, zmusicie mnie, zebysmy zwolnili czesc wspolpracowniczek, zeby dobic do 50% facetow? :)
Upraszczasz dyskusje o instytucjach demokratycznych do konfliktu "my i oni" (swoja droga jest to socjotechnika dosc znana z historii...). To naprawde smutne... Skoro nie popieraja was, jak pokazaly wybory, w generalnej wiekszosci kobiety, a na mezczyzn poza wyjatkami nie macie ws parytetow co liczyc, pozostaje wam juz tylko wsparcie siostr z Wybiorczej i TVN-u...
I moze politycy pod ich naciskiem znow wprowadza jakies prawo wbrew spoleczenstwu...
http://szostkiewicz.blog.polityka.pl/?p=522#comment-111793 :
Nemer pisze:
2009-07-30 o godz. 19:46
Tichy62 pisze:
2009-07-30 o godz. 09:47
Qurquk pisze:
2009-07-30 o godz. 12:30
Wy tu Panowie sobie dworujecie z parytetów a ja byłem świadkiem (w czasach gdy jeszcze szukałem guza po Świecie) jak jeden Polak udzielając wywiadu chorwackiej telewizji, na pytanie jak by widział rozwiązanie trwającego tam konfliktu zaproponował rozwiązanie dwutorowe.
Połączenie sprawdzonej już koncepcji ratowania płonącego parku Yellowstone oraz właśnie parytetu 100% władzy dla kobiet.
Żadne tam “gender mainstreaming”.
Miałoby to polegać na tym, że wszystkich samców, Serbów, Chorwatów i bośniackich Muslimanów zamknęłoby się na 5 lat w obozach pracy pilnowanych przez siły militarne należące do “społeczności międzynarodowej” a kobietom tubulczym pozostawiono by kwestię negocjacji i podpisania układu pokojowego.
Uzasadnienie było proste, kobiety nigdy nie są zainteresowane wysyłaniem swych ojców, braci i synów na wojnę i z pewnością się dogadają.
Pomysł bałkańskie frajerstwo zważyło sobie lekce uznając go jedynie za zabawny i niestety z niego nie skorzystało stąd przez kolejne lata trup tam nadal ścielił się gęsto a bałkański kocioł spływał krwią.
No i co wy Panowie na taki 100 procentowy parytet we władzy dla dam?
Nemer.
http://szostkiewicz.blog.polityka.pl/?p=522#comment-111791 :
Helena pisze:
2009-07-30 o godz. 18:47
pfg - normy spoleczne jak najbardziej da sie zadekretowac, Tak jak dalo sie zadekretowac zakaz bicia dzieci, posiadania niewolnikow, gwalcenia kobiet, zrzucania niepelnosptrawnych niemowlat z tarpejskiej skaly, “honorowe” zabojstwa, pojedynki z bronia palna, noszenie brody przez bojarow w Rosji, deformowania Japonkom stop, kastrowania chlopcow do watykanskiego choru, palenia czarownic, przymusowego nawracania na swieta wiare chrzescijanska, apatheidu w RPA, polowania na slonie, posiadania broni bez zezwolenia - moglabym tak wyliczac do jutra i jeszcze by mi nie starczylo papieru. . To wszystko byly kiedys spoleczne normy, ktore przestaly nimi byc, kiedy zadekretowano ze od dzis MUSIMY POSTEPOWAC INACZEJ.
No, to prawda, ze nie wszystkim sie to natychmiast podobalo.
Tak samo moze sie wielu osobom nie podobac wprowadzenie po rownu na listy wyborcze przedstawicieli obu plci. Bedziecie musieli sie z tym pogodzic, bo taki to juz jest, za przeproszeniem Zeitgeist, ze nierownosc szans w dzsiejszych czasach jest zle widziana, jesli ta nierownosc jest wynikiem owych “norm spolecznych”.
I prosze mi tu nie tupac ze zlosci
Wystarczy spojrzeć na te łamy, by zobaczyć jak z tym "dogadaniem się" jest naprawdę... A dalej - to już tylko "strach się bać"...
Na dodatek - ta racjonalizacja chęci dorwania się do władzy jest śmiertelnie nudna i bardzo jednostronna...
Oczywiście, masz rację, mamy rację !
Pozdrawiam
Tak, właśnie jest
Pozdrawiam :)
a co z mitem o Amazonkach?
Albo z takimi postaciami historycznymi, jak Semiramida, Katarzyna II, Golda Meir, Thatcher?
Co do parytetów i ich ofiar na Bałkanach polecam ciepły i kameralny film: Życie ukryte w słowach
opis filmu:
http://zycie.ukryte.w.slowach.filmweb.pl/f143804/%C5%BBycie+ukryte+w+s%C5%82owach,2005/opisy
Do jej wyliczanki "norm społecznych", którą przestawiła Helena, dodałabym tę podstawową i najpierwszą - zakaz głosowania bab - zawsze i wszędzie. Bo to taka jedna z drugą nie dość, że pisać nie umie, to nawet krzyżyk nie tam postawi, gdzie trzeba...
Jakoś WYMUSZONO na "mądrzejszej" połowie rodu ludzkiego zmianę tej "normy społecznej". Parytety to tylko kwestia czasu. Co one mają o demokracji, zapytują trzęsący portkami nad swoją dominacją faceci? Tyle co demokracja ateńska do tej, która jest i cięgle ewoluuje o blisko stulecia.
W Atenach także niewolnicy nie brali udziału w demokracji. Wielu z was PANOWIE nie załapałoby się nie tylko go urny z kulami, ale przede wszystkim do przywdziania togi trybuna...
Ma rację zielona - inżynieria społeczna nie takie "nowinki" wprowadzi. Prędzej czy później. I se tu możecie ślimtać i ubolewać. To wam ino zostało...
Jeszcze niedawno nie byłam zwolenniczką parytetów, ale skoro ci różni łysi, grubi, kulawi i durni tak się zapierają, to dlaczego łyse, grube, kulawe a nawet durne mają odstąpić? Gorzej na pewno nie będzie, a na pewno będzie NORMALNIE. Ta normalność nie mieści się co poniektórym w męskich głowach. Nieprawdaż, ALF?. ..
.
z togami i trybunami spotykamy się raczej w Rzymie.
Inżynieria społeczna jest tylko narzędziem. Narzędziem tym bardzo sprawnie posługiwał się Adolf Hitler. A że czasy mamy podobne to się jeszcze zdziwisz i to bardzo jakie nowinki wprowadzi się za jej pomocą.
z niedemokratycznością, że narzuca się swobodnej możliwości zrzeszania ludzi w partie politycznej postulat który niekoniecznie musi iść w parze z ich przekonaniami. Nie bardzo wiem czego tu nie da się zrozumieć?
Jeśli założyć hipotetycznie, że jest jakaś grupa samców wrogich kobietom u władzy i grupa ta ma ochotę startować do sejmu to jakim pytam prawem grupa ta musi znaleźć 50% pań które podżyrują im listę w takowych wyborach?
No przepraszam z jakiej paki?
W demokracji proszę Pań to można nawoływać do bojkotu takich grup, stosować ostracyzm towarzyski polityczny pikiety demonstracje urządzać stosować całą gamę środków jakie demokracja przewiduje aby innych obywateli zniechęcić do poparcia szowinisty jasia.
Ale nie do jasnej cholery wymuszać określone rozwiązania, które nota bene więcej mają wspólnego z zamiataniem problemu pod dywan niż jego rozwiązaniem.
Swoją drogą podziwiam umiejętności koleżanek do generalizacji, że każdy kto dostrzega niedemokartyczność wtrącania się państwa w decyzje obywateli musi być szowinistycznym samcem który w życiu nie zagłosowałby na kobietę bo widzi ją wyłacznie i tylko przy zlewie na łańcuchu.
Podziwiam szczerze koleżanki świadomie bądź nie powielają stereotyp myślenia takiego właśnie samca. Według niego każda feministka to owłosione babo zwierze. Według was każdy z nich to owłosiony dziki szowinista.
Na odcienie szarości i zwykłą logikę jak rozumiem w tej układance miejsca już zabrakło?
I na koniec oczyiwście, że wszystko można zadekretować. Tyle, że zadekretowana bzdura od bzdury ogólnie różni się tylko stopniem represji za nie wyznawanie bzdury. Ale bzdurą do cholery nadal jest.
wszystko trza kawę na ławę?
Właśnie, co z mitem o Amazonkach? Czy wymyślili je faceci ku pokrzepieniu serc niewieścich, czy białogłowy - w akcie desperacji wieszcząc matriarchat, a w "gorszym" przypadku demokrację fifty-fifty, czyli parytetową?
Aaa... co z takimi postaciami historycznymi jak Nostradamus, Piotr Wielki, Netanjahu, Henryk Ósmy? Nie wiesz? Puloki mieli, bo jaja już nie zawsze...
.
Inżynieria społeczna oczywiście jest tylko narzędziem.
Wtrącanie się państwa w życie obywateli oczywiście jest tylko narzędziem.
Jak każdego narzędzia, można ich użyć w dobrym lub złym celu. Fakt, że ktoś kiedyś użył danego narzędzia w celu zbrodniczym, nie dyskredytuje wartości samego narzędzia, tylko tego, co go używał.
Cel polegający na przełamaniu myślowego stereotypu pt. "do władzy nadają się głównie/wyłącznie mężczyźni" uważam za cel słuszny.
Narzędzie pt. parytet płci nie jest narzędziem nowym (czytaj: dziwacznym wymysłem odjechanych bab). Było z dobrym skutkiem stosowane w bardziej niż nasza dojrzałych demokracjach.
Demokracje "czyste", bez takiej czy innej formy "wtrącania się" państwa, nie istnieją.
Parytet nie jest dla mnie narzędziem walki z mężczyznami. Tylko ze stereotypami w głowach zarówno mężczyzn, jak i kobiet.
Mężczyzn bynajmniej nie uważam za "owłosionych dzikich szowinistów". Są na ogół dobrzy, poczciwi i zagubieni. I w równym stopniu jak kobiety są ofiarami przytoczonego powyższej stereotypu. Świat rządzony z udziałem kobiet może się okazać bardziej przyjazny także i dla nich.
P.S. Dzięki, Marika - wzajemnie:)
Inżynieria społeczna, inżynieria socjalna, socjotechnika, (ang. Social engineering) w politologii, socjologii i marketingu to zespół technik służących osiągnięciu określonych celów poprzez manipulację społeczeństwem. Osoba posługująca się inżynierią społeczną sądzi, że cel do którego dąży jest ważniejszy niż prawda czy niezależność myślenia osób poddawanych manipulacji. Socjotechnika odwołuje się do emocji człowieka i stara się uśpić ludzki rozum. Często manipulator stara się przekonać odbiorcę jego przekazu do swoich idei nawet kosztem nieetycznego odrywania ich od rzeczywistości, bo sądzi on, że cel jego działalności uświęca takie środki.
http://pl.wikipedia.org/wiki/In%C5%BCynieria_spo%C5%82eczna_(politologia)
Wikipedia nie jest alfą i omegą. Ja posłużyłam się po prostu inną definicją inżynierii społecznej - świadome wprowadzanie zmian za pomocą środków prawnych. Trudno nie zauważyć, że tego typu inżynieria istniała w każdym czasie i we wszystkich organizacjach społecznych (patrz przykłady we wcześniejszym wpisie moim i Teresy).
Jeśli jednak jakaś instancja uzna, że takie (opisowe) rozumienie tego terminu jest sprzeczne z rozumieniem potocznym (wartościującym), jestem gotowa zastąpić go innym.
Drogie Panie, z najwiekszym i szczerym ubolewaniem wspomne, ze ta dyskusja daje jasny argument wszystkim szowinistom, dlaczego nie powinniscie byc w polityce nie tylko dzieki parytetom, ale wogole:(
Nie odnosicie sie do merytorycznych zarzutow, stosujac haselka w klimacie "tak mamy racje!", "naprzod siostry!", "kto nie z nami, ten jest beee!" i oskarzajac nas o strach przed utrata dominacji (jakiej dominacji? Nie utozsamiam sie z samcami, tylko z przedstawicielami mojej opcji ideowej obu plci... Wam tez to polecam...). Waskosc waszych horyzontow, przez ktore patrzycie na ludzi nie z perspektywy ich pogladow i czlowieczenstwa, ale posiadanych tych lub innych organiow plciowych, jest po prostu infantylna...
Czekam wciaz na odpowiedz na moje zarzuty- nie wobec parytetow dla kobiet, ale PRAWNEJ INSTYTUCJI PARYTETOW WOGOLE.
A do przeciwnikow parytetow - nie bojmy sie: naprawde jest masa myslacych, wyksztalconych kobiet, ktore z feministycznym bolszewizmem nie chca miec nic wspolnego. Jak parytety beda mialy szanse wejsc, dzieki lobbingowi nieudanych polityczek i wspierajacych je dziennikarek, zobaczycie aktywistki LS w pierwszym szeregu na pikietach:) Nie w imie obrony patriarchatu, ale demokracji:)
"liga rzadzi, liga radzi, liga nigdy Cie nie zdradzi", liga kobiet oczywiscie ;), daje argument meskim szownistom, a co najgorsze, wytracaja argument nie meskim szowinstom, a tekst pani Teresy to jest kompletna porazka, bo to sa glownie osiagniecia mezczyzn ktorzy walczyli z innymi mezczyznami placac czesto najwyzsza cene.
[Parytet nie jest dla mnie narzędziem walki z mężczyznami.]
a czym w takim razie ?. jak nazwiesz pomysl szwedzkich feministek zeby mezczyzni placili specjalny podatek na rzecz kobiet, bo mezczyzni dalej wiecej zarabiaja w roznych dzialach gospodarki ?. w ogole nie trafiaja do nich argumenty, ze zyjemy w cywilzacji technicznej mezczyzn ktorzy ta cywilizacje stworzyli swoja tytaniczna praca, przeciez samochody, samoloty, komputery, agd, specjalistyczy sprzet techniczny itd. itd. to sa meskie zabawki.
się chodziło o podatek płacony przez mężczyzn na rzecz kobiet które były maltretowane przez mężczyzn. A dokładnie wszyscy mężczyzni mieliby płacić solidarnościowo na terapie tychże kobiet.
Co nie zmienia faktu,że absurd do kwadratu u którego podstawy leży założenie że przemoc samca nie jest indywidualną kwestią charakteru samca ale jego wręcz genetyczną przypadłością.
Ale feministki szwedzkie stanowią akurat podstawę do optymizmu bo jak słusznie ktoś kiedyś zauważył ich postępujący radykalizm wynika bezpośrednio z bezsilności iż wcześniejsze próby manipulacji na tkance społecznej nie przyniosły efektów.
Te panie przypominają trochę bolszewików zdumionych, że lud nie chcę być wdzięczny za tak wspaniały nowy świat jaki ci im stworzyli i miejmy nadzieje skończą podobnie:)
"Nie odnosicie sie do merytorycznych zarzutow, stosujac haselka w klimacie "tak mamy racje!", "naprzod siostry!", "kto nie z nami, ten jest beee!" i oskarzajac nas o strach przed utrata dominacji (jakiej dominacji)?"
Myślę, że dostatecznie jasno wyłożyłam wyżej merytoryczny sens zasady parytetu. Nie rzuciłam też ani jednego hasełka. Jeśli ktoś tego nie widzi lub nie rozumie (nie chce rozumieć), to trudno. Powtarzać nie będę.
"Waskosc waszych horyzontow, przez ktore patrzycie na ludzi nie z perspektywy ich pogladow i czlowieczenstwa, ale posiadanych tych lub innych organiow plciowych, jest po prostu infantylna..."
Równie jasno napisałam wyżej, że nieważne są organy, tylko zawartość głów zarówno kobiet, jak mężczyzn. Jeśli ktoś tego nie widzi/nie rozumie... itd.
Z bratersko-siostrzanym pozdrowieniem:)
parytet a podatek to dwie całkowicie różne sprawy. Wypowiadam się tylko na temat pierwszego, bo moim zdaniem na to zasługuje.
Nie podejmuję się oceniać wszystkich pomysłów i propozycji ruchu kobiecego. Zapewne są lepsze i gorsze - jak zawsze.
kólka zainteresowań, nieprzeciętne hobby, mniej typowy zawód. Bardzo często kobiety tam się nie garną, bo to ich nie pociąga. Może i tak jest z polityką? Może generalnie kobiety są mniej zainteresowane pewnym sprawami? Niecierpię szowinizmu i generalizacji a la JKM, ale te parytety to idiotyzm na miarę "traktorzystek". Może na zlot fanów Star Treka wprowadzić parytet?
Przedszkola, budownictwo mieszkaniowe, egzekwowanie kodeksu pracy - to są trudne, systemowe tematy mogące poprawić los kobiet.
Parytet płciowy na listach - to pudrowanie syfu, leczenie objawowe, sztuczne problemy oosobników oderwanych od rzeczywistości. Ślepa uliczka robiąca z lewicy pseudolewicę.
Przecież parytet to tylko jedna z niezliczonych form społecznej regulacji, które były i są stosowane w różnych epokach i społeczeństwach. Dawałyśmy liczne tego przykłady. Nie wiem dlaczego wypowiadający się tu panowie nie potrafią/nie chcą tego zobaczyć. Uporczywie "widzą wszystko osobno". Myślę, że to emocje zaćmiewają wam bystre zwykle umysły:)
OK, dam inny przykład - bus-pasy czy strefy pieszo-tramwajowe w miastach (z wyłączeniem auta). To też prawne formy uprzywilejowania pewnych grup - użytkowników transportu zbiorowego, pieszych i rowerzystów. Są stosowane - z dobrym skutkiem - w różnych europejskich miastach. Gdyby nie one, właściciele aut nigdy nie zrezygnowaliby z ich używania w centrum, choćby było nie wiem jak zatłoczone. Ludzie nie kierują się bowiem logiką, ale przede wszystkim emocjami. Samochód zaspokaja ich pragnienie prestiżu i to liczy się dla nich przede wszystkim. Dopóki za pomocą odpowiednich przepisów nie skłoni się ich do zmiany zachowań i sposobu myślenia.
Rozumiecie analogię? Czy wytłumaczyć?:)
"organizacje pozarządowe... kólka zainteresowań, nieprzeciętne hobby, mniej typowy zawód. Bardzo często kobiety tam się nie garną, bo to ich nie pociąga. Może i tak jest z polityką? Może generalnie kobiety są mniej zainteresowane pewnym sprawami?"
Może tak? A może i nie? Może to lata czy wieki społecznego treningu sprawiły, że kobiety skłonne są myśleć "to nie dla mnie"? Może gdyby je do tego - za pomocą odpowiednich mechanizmów - OŚMIELIĆ, polubiłyby politykę - tak jak niektórzy mężczyźni lubią drylowanie wiśni, kiedy się już ich do kuchni dopuści? I zdejmie społeczne odium z tej czynności jako "niemęskiej"?
Terasa, Hyjda i marikaa uzywaly takiej retoryki, przyznaj:)
"Parytet nie jest dla mnie narzędziem walki z mężczyznami. Tylko ze stereotypami w głowach zarówno mężczyzn, jak i kobiet."
Nie wiem w jaki sposob parytet ma walczyc ze stereotypami? Przeciez raczej je utwierdzi, stawiajac kobiety jako osoby uposledzone, potrzebujace specjalnych wzgledow, gdyz (w domysle) inaczej nikt ich do wladzy nie wybierze. Porozmawiaj z kims kto zyl w USA jak reaguja Biali na pozytywna dyskryminacje czarnych. To WYWOLUJE wzrost rasizmu a nie jemu przeciwdziala.
Zrozum: jezeli chodzi ci nie o dorwanie sie do wladzy, ale o likwidacje, czy chocby marginalizacje stereotypow, to potrzebna jest mozolna, oddolna praca edukacyjna, a nie ograniczanie i tak kulejacej polskiej demokracji.
I wciaz czekam: dlaczego parytetow nie powinno przyznac sie grupom jeszcze bardziej dyskryminowanym w polityce i zatrudnieniu niz kobiety: osobom starszym, bardzo mlodym i niepelnosprawnym? Prosze, napiszcie, naprawde chetnie zmienie zdanie!:)
Ciężar podejmowania decyzji przesunie się z oficjalnych gremiów decyzyjnych do gremiów nieformalnych. Jeżeli o to chodzi naszym miłym paniom, to proszę bardzo.
która z przydziału załapuje się na jakieś stanowisko. U nas jest burmistrz, mężczyzna, rozumie się. Nigdy bym na to stanowisko nie dała kobiety. Jego zastępcą jest również facet. A reszta w gminie to głównie kobiety. I nie widać, by jakaś paliła się, by objąć jego stanowisko. Do burmistrza przychodzą chłopy, wyzywają go, bluźnią, jak to zdenerwowani chłopi robią. Nasz burmistrz nikomu nie wytoczył sprawy o zniesławienie, nawet nie ma z nikim konfliktu, bo jest bardzo rzeczowy, co w zarodku konflikty likwiduje. Ja siebie na jego stanowisku nawet nie staram się wyobrazić, nawet za te rzekome ponad 6tys. miesięcznie. On spotyka się z różnymi ludźmi z racji stanowiska, także z księżmi. Dla mnie zgodna współpraca z nimi byłaby wykluczona. Więc jestem jak najbardziej świadoma, że na takie stanowisko to ja bym się zwyczajnie nie nadawała, choć część kobiet (!) u nas nawet mi przed wyborami sugerowała swoje poparcie. Rządzenie to nie chodzenie do fryzjera i poprawianie makijażu. To odpowiedzialność za wszystkich podwładnych, i nie ma tam miejsca na "kupy dzieci", które można sobie brać ze sobą na zebrania na amerykańskich filmach, ale w rzeczywistości to ludzie oczekują, by ich czas szanować i także ich samych, a nie podporządkowywać ich potrzebom fizjologicznym dzieci szefów.
Rządzenie to twardy fach i kobiety nie mają do tego predyspozycji, a gdy taką rolę spełniają, to wiele tracą ze swojej kobiecości.
Angela Merkel, przecież kobieta, a nie ma w swoim gabinecie nadmiaru przedstawicielek swojej płci. Dlaczego? No i dlaczego każda kobieta na tzw. stanowisku od razu przywdziewa garnitur męski z nicowanym na damską stronę zapięciem? Dlaczego ma ona - i chce - wyglądać jak mężczyzna? Dlaczego nie zasiada w gabinecie w sukni z riuszkami? Przecież wygląd takiej biznes łumen sygnalizuje, że wyrzekła się ona swojej płci na rzecz kariery.
W bliskim kręgu znajomych mam taką biznes łumen. Jest ona matką dwojga dzieci. Jedno jest ustawicznie podrzucane dziadkom, których terroryzuje, bo mamusia ma kasę i bachorka stać w związku z tym na kaprysy. I nie musi mieć żadnych manier, bo ponoć na naukę ich jeszcze za młody (5lat). Drugie dziecię pielęgnuje niańka (matka dzieciom, które widuje ona raz na trzy miesiące!!!, ponieważ wyzwolenie tej biznes łumen nie jest jednoznaczne z jej wyzwoleniem), a do sprzątania jest sprzątaczka, zajmująca się także praniem. Więc te kobiety, które pracują dla tej "wyzwolonej" same wyzwolone być nie mogą, bo i jak? Dodatkowo ta łumen zarabia wielokrotnie więcej niż jej mąż, w związku z czym uważa go ona za niedojdę życiową, co okazuje mu także przy dzieciach i jej pracownicach. Kasy im nie brakuje, a jednak "pan mąż" jest w jej oczach nikim. Nie przeszkadzało to jej dać mu się zapłodnić, by mieć potomstwo.
Jeżeli przy danej populacji w danym stanie gospodarki może być w obiegu tylko określona liczba pieniędzy, to co ma przynieść odebranie ich mężczyznom i danie ich kobietom? Czy wówczas rodzina będzie miała ich więcej? Czyim kosztem ma się to odbywać? Czy może dla wyzwolonych kobiet będzie na każdym rogu maszynka drukująca im oddzielną kasę? Wiadomo, że optymalne byłoby, gdyby na równorzędnych stanowiskach płace dla mężczyzn i kobiet były jednakowe. Ale przecież jest to zależne od dyrektora przedsiębiorstwa, który takie nierówności akceptuje. Więc może wystarczyłoby zapukać tam? Konstytucja gwarantuje nam równość i na to można przecież się powołać.
Zgadzam się z głosami mężczyzn, że gdyby kobiety chciały mieć w rządzie kobiety, to by na nie głosowały. Ja na ostatnich wyborach zagłosowałam na kobietę, Stary na mężczyznę i powiedział mi on przy tym, że solidarność babska to rzecz piękna, ale nie wówczas, gdy nic z niej nie wynika. I miał rację.
Panowie, gdybyście zgodzili się na kobiety w rządzie pod warunkiem, ze jakieś "nany" mają być wybrane, to gwarantuję Wam, że wszystkie damy zagłosowałyby na mężczyzn. Bo taka jest tego logika. I tyle.
wiesiek59 pisze:
2009-07-31 o godz. 17:18
Kobiety, to 5% bezdomnych……….
Czy to nie wstyd, że mężczyźni są mniej zaradni?
Nawet jako mężczyzna, będę za feminizmem…………..
My tracimy grunt pod nogami chodząc z głową w chmurach, one są bardziej konkretne i przyziemne…………..
Jak w tym kawale:
“całe zło pochodzi od kobiet……
Nawet mężczyźni”……………
******************
70 % kobiet chce parytetów, 50 % mężczyzn parytety popiera. Pamiętajcie Państwo o tym.
Znam kilka pań, które muszą głosować dla świętego spokoju jak chce mąż, bo to on decyduje.
to bylo w pierwotnym zalozeniu, ale po czesci to zalozenie upadlo, bo badania ukazaly inny obraz przemocy i kobiety rowniez powinny placic podatek, wiec zwrocono dodatkowo uwage na aspekt "nieuzasadnionej" roznicy w dochodach i na razie chyba na tym stanelo, zeby wlasnie polaczyc ze soba obie kwestie i na tej podstawie ustanowic podatek tylko dla samcow. mimo to, podstawa do optymizmu jest... :)
http://szostkiewicz.blog.polityka.pl/?p=522#comment-111764 :
Helena pisze:
2009-07-30 o godz. 07:30
Pisze TT:
“Jeżeli chodzi o parytet to jestem w stanie zgodzić się na 1/3 miejsc na listach zagwarantowanych dla jednej z płci. 50% to o wiele za dużo z przyczyn praktycznych.”
Bardzo serdecznie dziekuje przedmowcy, ze “zgodzikl” sie na 33,3% obecnosc kobiet na listach wyborczych. Faktycznie zarezerwowanie polowy miejsc dla nich byloby absolutnie malo praktyczne, glownie z powodu tego, ze mogloby zabraknac kobiet do innych waznych zadan w panstwie: prania, sprzatania, wychowywania dzieci i dziergania serwetek.
Nie wiem jakim spposbem w innych krajach, gdzie wprowadzono w swoim czasie parytety, upolowano tyle kobiet do zasiadania w parlamentatch, moze ciagnieto je za wlosy, ale tu jest garsc bolesnych przykladow:
Szwecja - 47% kobiet,
Islandia - 43%,
Dania 38%,
Norwegia 41%,
Rwanda 56.3% ,
Nepal 47.3%
Republika Poludniowej Afryki 43% kobiet w parlamencie!
Tylko zalamac rece i plakac.
ilosc nie przeklada sie na jakosc, jak pokazuje przyklady wielu z tych panstw np: rpa czy islandia
zalamc rece i plakac to mozna nad lewica.pl bedaca wyjatkowa prokobieca i antymeska, ja z tej lewicy wypisuje sie i zegnam, nie liczcie na moje meskie poparcie.
FI (Inicjatywa Feministyczna) otrzymała w ostatnich wyborach 2006 „aż” 0,68 proc. głosów. Oczywiście przyczyniły się do tego „wyskoki” niektórych wściekłych feministek, twierdzących, że związek heteroseksualny jest projektem antyfeministycznym (Tiina Rosenberg) czy że wszyscy mężczyźni są gwałcicielami (Eva Lundgren).
http://www.krytykapolityczna.pl/Zerkanie-w-gore-mapy/Obluda-narcyzmu/menu-id-221.html
Zostawiasz nas ("parytetki") samopas na pożarcie cudokom i LOLkom-wolontariuszom, miast argumentami bronić przed zachłannymi babami dostępu do gremiów, władzy, żłobów, koryt, rządów, rad? Bo przecież o to tym "babom" chodzi, kiedy im się już dupy dawać nie chce, i dzieci odchowały, i udowodniły jakiemuś domowemu samcowi, że kombajn naprawią... Wystawiasz najgłupszych spośród was - "maczo" forumowych, radykałów radykalnych i dobrodziejów zachłannych, by błaźnili się w waszym imieniu? Brak argumentów i spadasz z lewicy? (*_*)
.
"Przez media przetoczyła się dyskusja o parytecie kobiet na listach wyborczych. Byłem kiedyś sceptyczny wobec takiego parytetu, ale po obcowaniu z parlamentami szwedzkim i islandzkim podpisuję się pod 50 procentowym parytetem ze stuprocentowym przekonaniem. ( http://gadzinowski.bloog.pl/?ticaid=687d3 )"
MJ:
edukacja oddolna jest ważna i potrzebna, ale niewystarczająca. W ten sposób na zmiany w świadomości trzeba by czekać b. długo, może dziesięciolecia. Parytet wprowadzi je znacznie szybciej. Oczywiście edukacja i parytet się nie wykluczają, wręcz przeciwnie - uzupełniają.
(Nb. jeszcze pytanie, czy nasze supertradycyjne szkolnictwo dopuściłoby programy edukujące kobiety w kierunku pełnienia ról politycznych... Jak będą przy władzy różne Orzechowskie i Legutki...)
.....
Jeśli młodzież, starcy i niepełnosprawni wystąpią z żądaniem parytetu władzy, trzeba będzie się zastanowić:) Na razie jednak nie wystąpili, a kobiety - tak.
Pamiętaj też, że zbiory starców, młodzieży i niepełnosprawnych oraz zbiory kobiet i mężczyzn nie są rozłączne. Zazębiają się nawzajem. Np. niektóre kobiety są zarazem młode i niepełnosprawne... Niektórzy niepełnosprawni są starymi mężczyznami... Jak byśmy rozwiązali tę arytmetyczną zagadkę? Masz pomysł?:)
A w ogóle - ile procent społeczeństwa stanowią niepełnosprawni itd? Niech no tam który skoczy do Wikipedii, bo nie pamiętam... A kobiety to ponad połowa.
.....
Nie rozumiem, dlaczego kobietom robi się zarzut z tego, że chcą się dorwać do władzy, podczas gdy podobne rwanie się mężczyzn jest traktowane jako normalne. Podobnie jak nie rozumiem, dlaczego - zdaniem niektórych - parcie Zielonych na władzę jest niesłuszne i należy je tępić, a parcie SLD na władzę - chwalebne i należy je popierać (vide np. archiwalny wątek o Exxon Mobile i globalnym ociepleniu).
NANA:
a ja wolę mądrą kobietę niż głupią kobietę i mądrego mężczyznę niż głupiego mężczyznę.
Obecne stuktury władzy składają się głównie z mężczyzn. Ilu wśród nich głupków, widać gołym okiem. Nie ma żadnych podstaw, by oczekiwać, że procent głupich wśród kobiet będzie większy. (Niektórzy posuwają się nawet do podejrzeń, że może być mniejszy:) - ale to nie ja powiedziałam:) ).
a skończyłaś jak Hyjdla (*_*). Z ust mi te procenty męskich głupków wyjęłaś, będących u steru.
Kobiety nigdy nie sięgną po NALEŻNĄ im POŁOWĘ władzy, choćby tylko i wyłącznie z tego powodu, że większość z nich groszem nie śmierdzi (kampanie), mimo że są lepiej wykształcone, rozumniejsze, cierpliwsze, kulturalniejsze (nawet Fedakowa!), itd.
Przekonałyście mnie kochane "parytetki". Jak dzielić obowiązki, to dawać i prawa! Jak dzielić głupotę, to po równo, panowie, czyż nie? Fajnie będzie!!! Normalne!!!
(*_*)
po głębszym rozważeniu Waszych żądań doszłam do wniosku, że są one pod pewnym warunkiem nawet i słuszne; mianowicie, z powodu liczebnej przewagi kobiet na świecie, zużywają one więcej tlenu zawartego w atmosferze, należącego się wszakże na bazie równości płci mężczyznom.
Wyrównanie tej podstawowej nierówności jest banalnie proste:
TE Z KOBIET, KTÓRE OPTUJĄ ZA ABSOLUTNĄ RÓWNOWAGĄ PŁCI W KAŻDEJ DZIEDZINIE ŻYCIA (inaczej nie mogą, kobiety te światłe są bowiem niezwykle sprawiedliwe! :)
POWINNY ZŁOŻYĆ ŻYCIE SWOJE NA OŁTARZU WALKI O TĄ WIELKĄ RÓWNOWAGĘ I ABSOLUTNĄ EMANCYPACJĘ.
W razie, gdyby takich mocno przekonanych o konieczności wyrównywania podstawowych niesprawiedliwości - kobiet było za mało, to można niektóre dolosować; albo POPROSIĆ MĘŻCZYZN, by dobrowolnie zrezygnowali ze swoje części tlenu z atmosfery na rzecz tych nadliczbowych białogłów.
Cóż to za ogromna szansa dla feministek! - polec na ołtarzu idei absolutnej równości płci!
Informuję, że ja się tej ich ofierze nie będę przyglądać z radością ani w ogóle, bo brzydzę się mięsiną pogorzelną. Ale w skrytości ducha to ja będę o nich myśleć. (Ha ha ha !)
po co: absolutna?
Po prostu: równość. W wymiarze możliwym do osiągnięcia. Absolut to będzie w Lepszym Świecie:)
Zapewne zdajesz sobie sprawę, że w podobny sposób można obśmiać każdą postawę. Również twoją.
Obśmiej, proszę, ale tak, żeby nie było to żałosne. A tego właśnie się boję...
Po co? Żeby niektórzy na tym forum zacierali ręce: "Ale się baby kłócą"?
Żeby mieć ochotę szydzić i drwić, potrzeba pewnego poziomu emocjonalnego wzburzenia. Złości, gniewu, irytacji. Urazy. to one rodzą prześmiewczą wenę. A ja się wzburzona w ogóle nie czuję. Jedyne co mi się chce robić, to powolutku i spokojnie prostować niektóre nieporozumienia. (Z sukcesem czy bez, to inna sprawa.) Przykro mi, że cię zawodzę:)
już dawno odechciało mi się cokolwiek mówić na tym forum. Milczę więc, ale czasem zaglądam.
Teraz pisze tylko po to, by Cię serdecznie pozdrowić. Masz rację, a kto tego nie widzi, niech żałuje:)
Ja też wypowiadam się o wiele rzadziej i z mniejszym przejęciem niż na początku. Tak że jak widzisz, oczekiwanie po mnie, że będę pisała szydercze pamflety, jest zupełnie chybione.
Niemniej pamflety są dobre w czytaniu i b. urozmaicają portal. Dlatego doceniam ich autorów, obojętne kim są - zarówno nany, jak np. hyjdle:)
ale bynajmniej nie dzięki zielonej, która jest osobą na tyle subtelną, że nie chce robić tutaj "babskiego magla", na który co poniektórzy czekają jak na deszcz...
Z wypiekami czytałam pod wywiadem z feministką Chutnik Twoją przezabawną wypowiedź (cyt.:) "w głośnej ostatnio sprawie parytetu wyborczego. Jest on równie prawdziwy jak... sztuczny członek. Znajdą się z pewnością panie, dla których obie "opcje" będą i w tej materii równie atrakcyjne..."
Przeurocze, przezabawne, pełne finezyjnej aluzyjności, no... no brak mi słów nad trafnością metafory obrazującej nieatrakcyjność sztucznego fiuta nad prawdziwym, nawet jeżeli jest on w zwisie permanentnym...
Kiedy natomiast marikaa nie poznała się na Twoim niesamowicie obrazowym i trafnym (a jakże!) porównaniu, raczyłeś ją tak po męsku opierniczyć za "nabzdyczoną postawę", którą udowadnia, że "z takimi jak Ty nie chce się w ogóle rozmawiać..." Bo przecież (cyt.) "Pytałem Cię o pewien model, a Ty wzięłaś to dosłownie... Proteza w postaci parytetu wyborczego mimowolnie skojarzyła mi się ze sztucznym członkiem".
Za marikę nie będę się wypowiadać, ale mnie te wasze "męskie wybory" nieodparcie kojarzą się ze sztuczną waginą, albo i nadmuchaną lalą. I weź se to, eresie, jak najbardziej dosłownie.
Bo to przecież w DEMOKRATYCZNEJ ordynacji wyborczej są progi 5% dla partii i 8% dla koalicji partyjnych. Dlaczego nie inne? Na taki "orgazm wyborczy" akurat prawodawcę było pewnie w tym czasie stać... A przecież "demokratycznie" powinny wybory większościowe, czy jak kto woli JOW. Ale tutaj także państwo grzebało przy ordynacji. Nadejdą czasy, że parytety wyborcze wg płci będą normą i nie będą się kojarzyć ze sztucznym członkiem...
Demokrację też można "modelować" i "usprawniać" i naprawiać zgodnie z duchem czasu i rozwoju społecznego...
W sztucznym członku też się przecie wymienia od czasu do czasu baterie, no nie, eres? A nawet kupuje się lepszy, większy model...
Było śmiesznie, eresie?
.
No, majstersztyk. Gratuluję.
Wysłałam ten komentarz pod wszystkie posiadane adresy oraz wkleiłam na kilku forach, np:
http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=2700.msg77475#msg77475
http://forum.nie.com.pl/showthread.php?t=2720&page=12 poz.120
http://gadzinowski.bloog.pl/id,4840927,index.html#komentarze
http://paradowska.blog.polityka.pl/?p=214#comment-61577
ale dla mnie było b. śmiesznie:) A poza tym było trafnie.
Już wcześniej podawałyśmy tu liczne przykłady, że rozmaite postacie społecznej regulacji istniały i istnieją we wszystkich społeczeństwach i że coś takiego jak "czysta" (może: absolutna?:) ) demokracja nie istnieje, choćby nie wiem jakim uwielbieniem darzyć ten absolut. Było to ignorowane. (A może niezrozumiane?) Może że twój przykład z baterią do sztucznego członka oraz wyborczym 5-procentowym orgazmem okaże się bardziej nieodparty i przejrzysty?
A żałosne to było dla mnie wystawienie Marice cenzurki za to, że odmówiła dyskusji w stylu "szukasz sobie gacha".
http://kontrowersje.net/node/3761#comment-53891
Właśnie wróciłam z miejsca, gdzie nie miałam dostępu do internetu i ... było świetnie :)
Ale o parytetach rozmawiałam oczywiscie - w sposób miły ale rzeczowy i ... 'kulturalny'- oraz właśnie 'bez cenzurek'
Ale wracając do meritum - otóż sądzę, ze niektórzy mężczyźni chcieliby 'prawdziwej' demokracji - a jaka jest ta 'najlepsza' ?
Moze to demokracja ateńska, w której 100 % to byli faceci ?
A dlaczego kobiety sie nie 'przebiły" wówczas do tej świetnej demokracji bezposredniej ? Coś mi sie wydaje, ze tam parytet to było "100% dla mężczyzn" !
Jeśli członek prawdziwy (czytaj: demokracja) jest w zwisie (czytaj: nie radzi sobie z pewnymi problemami), to cóż pozostaje?
a) wyrzec się współżycia (czytaj: pogodzić się z tym, że problem pozostanie niezałatwiony)
b) sięgnąć po członek sztuczny (czytaj: stosowne rozwiązania prawne)
c) przejść na W PEŁNI NATURALNE "ręczne sterowanie":) (czytaj: stosowne rozwiązania prawne, czyli jw.)
Zakładam, że wykładnia jest niepotrzebna:)
(MIMOWOLNIE erotycznie mi się skojarzyło, jak by się eres pytał)...(*_*)
Miałam podobnej treści komentarz wczoraj jeszcze dodać, ale zasnęłam. Wyręczyłaś mnie...
Pociągnę jeszcze ten wątek, bo faceci lubią pieprzne kawałki, więc może przekona ich taka argumentacja: większość kobiet, po dwudziestoletniej abstynencji seksualnej (transformacja z "demokracją" tyle już trwa!) u boku prawdziwego członka (demokracja transformacyjna), może ewentualnie poszukać se gacha (wyjazd do Islandii) lub sprawić sobie super fallusa (protezę demokracji), o co zabiegają te rozwydrzone feministki.
Proteza zwykle jest niezbędna, dlatego prędzej czy później ją w Polsce założymy, by nastały czasy obopólnej satysfakcji...
Ooo! W przypadku wyborów prezydenckich "orgazm wyborczy" wynosi 50 koma coś procent ejakulacji! Wszystko da się poprawić! Na początek viagrą reanimować sflaczały wisiorek, tak do 30-tu procent, potem już tylko fifty-fifty!
Eresy, będzie super satysfakcja i permanentna elekcyjna EREkcja! Cieszycie się???
(*_*)
że mój nick przewija się tu w kontekście sztucznych członków, naturalnych zwisów, wymiennych baterii, wagin nie do końca prawdziwych, viagry itp. Portal lewica.pl nie zamieścił mojej odpowiedzi na Wasze posty napisanej bladym świtem dziś ok. 4 rano, a ja nie mam już siły, by się na to powtórnie decydować...Sflaczały cosik jestem, co pewnie się Wam spodoba i znów będziecie mogły napisać : "..a nie mówiłyśmy ?" :-)
Zapewniam, że nic w moim tekście wulgarnego nie było, jedynie krotochwilna zabawa słowna z wykorzystaniem gadżetów tak przez Was dobrze znanych i lubianych...:-)
http://kontrowersje.net/node/3762#comment-53912 .
Hyjdla, jeśli nie 80% to i nie 30%. 50 % to jest właściwa wielkość.
Pozdrawiam
zapomniałeś o dmuchanej lali, eresie, ale pęcznieć se możesz, jeśli jeszcze możesz... (*_*)
Też zapewniam, że nic wulgarnego nie dostrzegłam w Twoim tekście, ale poruszyła mnie właśnie ta "KROTOCHWILNA ZABAWA SŁOWNA z wykorzystaniem gadżetów". Ty widać nadal nie czujesz bluesa i nie wąchasz niuansów... więc brniesz ponownie i wmawiasz wszystkim zabierającym tu głos kobitkom te "gadżety tak przez Was dobrze znane i lubiane"... no, może nie wszystkim.
Ja Cię osobiście, eres, BARDZO lubię za poprzednie wpisy i dyskusje. Mnie możesz powiedzieć BARDZO dużo, ale są na tym forum kobiety (duże młodsze i subtelniejsze), które mogą się czuć urażone tą "krotochwilną zabawą". I ja im się niespecjalnie dziwię - zachowały jeszcze przy całym tym wstrętnym feminizmie - wrażliwość i drażliwość. Mnie to już nie dotyczy - za stara jestem...
Zresztą wyszło jak wyszło, a nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło (*_*).
Od dzisiaj będziesz portalowym przykładem na to jak sztucznym członkiem można ośmieszyć coś czego się nie akceptuje, bo się tego nie rozumie z racji tylko i wyłącznie płci. A z argumentów pozostaje ino KROTOCHWILA. Tak jak można naigrawać się z parytetów, twierdząc że obydwie połowy ludności pobierają tyle samo powietrza, zapominając, że wydalają także jednako, ale to ta żeńska sprząta większość samczych i swoich gówien...
.
Tereso dyskusje na forach pod podanymi linkami są równie ciekawe jak u nas. Dzięki (*_*)
.
chciałam zauważyć, że P.T. czytającym najwyraźniej umknęło, iż ja w swoim poście przywołałam także metaforę sterowania ręcznego (ogólnie znany termin na określenie pewnych ogólnie znanych zachowań seksualnych bez użycia jakichkolwiek gadżetów).
Chciałam przez to powiedzieć (jednak dam tę wykładnię...), że rozwiązania prawne wspomagające demokrację niekoniecznie muszą być traktowane jako coś SZTUCZNEGO. Proteza.
Można w nich widzieć coś równie NATURALNEGO, jak naturalne są alternatywne formy współżycia. Można po bożemu... i można inaczej. Można bez parytetu - i można z parytetem. Co komu pasuje - tu i teraz.
A co do tego, kto co lubi... to nie my pierwsze zaczęłyśmy gadkę o sztucznym członku, Eres:) Mam ci przypomnieć, kto?
Zielona, myślę, ze 'sterowanie ręczne' zostało zauważone, tylko nie skomentowane - zresztą, dziewczyny, jak przejęłyście dyskusję o 'gadżetach i parytetach' faceci jakoś umilkli :)
Tak, rozwiązania 'naturalne' - bez ustawy oczywiscie istnieją i dobrze funkcjonują, jednak nie wyobrażam sobie takiej umowy w Polsce...
istniala rownowaga plci, nie byloby plci, nie miejcie o to pretensjji do mezczyzn. choc parytety nie ustanowia rownowagi, bo tak to urzadzila sobie ewolucyja, to w sumie, jakby sie tak dobrze zastanowic, badzmy zwolennikami parytetow plci. Naprawde przekonalyscie mnie drogie panie do tych parytetow :)
50% osob zatrudnionych w zlobkach i przedszkolach to powinny byc kobiety, szczegolnie bylbym zainteresowany, tak osobiscie, 50% w sadach rodzinnych, bo wiecie, obecnie to 99.9% to kobiety, a powinno byc 50%... to niesprawiedliwe dla kobiet :), dac za to kobietom szanse budowac drogi, latac dziury, stawiac slupy elektroenergetyczne, a nawet wiezowce, oblsugiwac koparki, dzwigarki, betoniarki, spycharki, oraz czolgi itd. itd. nie jestesmy samolubni, chetnie podzielimy sie ta wladza z kobietami, dla ideii parytetu plci, oczywiscie :)
jak parytet to parytet, nie ograniczajmy sie tylko do najwyzszych szczebli wladzy, rozszerzmy to na urzedy, sadownictwo, wojsko, policje, all..., na wszystkie organy i instytucje panstwowe, a potem kto wie, moze jeszcze glebiej, na rynek, tak, zapiszmy to najlepiej w konstytucji i mucha nie siada, taka rownowaga :)
mam jeszcze taka watpliwosc co do jednego, czy parytety nie powinny rowniez dotknac "komorki" rodzinnej, to bylaby rownowaga absolutna, to dopiero wielka idea, co drogie panie na to ?
A jak się dopuszcza możliwość zabicia zarodka, to bezwarunkowo pociągnie to za sobą zgodę na zabijanie teściowych. A jak się nie je mięsa, to obowiązkowo trzeba się wypisać z cywilizacji i przestać także chodzić w butach, inaczej ten cały wegetarianizm to pic na wodę. A jak się krytykuje chiński reżim, to obowiązkowo trzeba przestać używać komórek, bo wyprodukowali je chińscy niewolnicy. Bo jak się mówi A, to trzeba powiedzieć B, C, D i aż do końca alfabetu, prawda? Bo każdą wartość należy zrealizować w stopniu ABSOLUTNYM, inaczej wartość jest nic nie warta. Absolutny wegetarianizm, absolutna ochrona życia, absolutna czystość ideowa. Jak żądać równości, to także absolutnej. Jak w rządzie, to i przy koparce.
A odwalcież się wy od tego absolutu. Każdą bez wyjątku wartość na tym świecie realizuje się tylko DO PEWNEGO STOPNIA, stosownie do miejsca, czasu i własnych możliwości. Mówimy tu o parytecie WŁADZY, nie mówimy o innych dziedzinach życia, np. zatrudnieniu czy rodzinie. Nikt tu nie żąda i nie zamierza żądać nijakiego absolutu i niniejszym uprzejmie upraszam, aby przestano to uporczywie "drogim paniom" wciskać.
O tym absolucie mówiło się już przy okazji postu Nany. Ale Dyzma nie zrozumiał. Ciekawe, kiedy zrozumie.
Po pierwsze - jestem zwykłym "eresem", a nie "Eresem". Po drugie - ja też Cię, Hyjdlo, bardzo lubię, ale jeszcze nie osobiście :-) Może, kiedyś..?
Klawiaturę masz tak ostrą, że gdybyś wymierzyła ją w kapitalizm, to już dawno temu uwolniłabyś ludzkość od tej zmory... Za awans na stanowisko "portalowego przykładu" serdecznie dziękuję, i zapewniam wszystkie Panie, że będzie on (awans) stanowił dla mnie bodziec do jeszcze bardziej wytężonej pracy na odcinku...no właśnie - czego ? Pogubiłem się troszkę...
Zaprzeczam jednak ostro i gwałtownie, bym bluesa nie czuł.
Z niuansami i ich wąchaniem jest już inaczej. Faktycznie, powonienie może mnie czasem zawieść... Słuch - nigdy !
Masz rację, zielona. To ja powołałem do dyskusji sztucznego członka i wcale się tego nie wypieram. Niech i on głos zabierze, bo dlaczego niby nie..? :-)
Skoro parytet może, to i "on" także !
marikaa - trafna uwaga ! "Sterowanie ręczne" zauważyłem, ale co tu, na Boga, komentować..? Szczególnie, gdy się jest jeszcze facetem...:-)
Wy, drogie Panie, walczycie o interes własnej płci. I ja to rozumiem. Ale wolę postawę "nany", bo bliższa jest mi synergia, niż konkurencja. A z Nią (naną) miałbym szansę na zbudowanie czegoś fajnego. Z Wami ? Watpię...
Mimo wszystko, życzę Wam wszystkiego co dobre, bo ... fajne z Was kobiety. :-)
Niepotrzebnie ironizujesz.
'50% osob zatrudnionych w zlobkach i przedszkolach to powinny byc kobiety'
Mężczyźni znakomicie sprawdzają się i w żłobkach, i w przedszkolu, i w sfeminizowanej szkole. Tak, w tych zawodach powinna być równowaga.I pewnie by była, gdyby budżetówka lepiej płaciła - a tak tylko kobiety godzą się pracować za pieniądze, które ledwo starczają do pierwszego.
'szczegolnie bylbym zainteresowany, tak osobiscie, 50% w sadach rodzinnych, bo wiecie, obecnie to 99.9% to kobiety, a powinno byc 50%...'
Zapewniam cię, że wiele kobiet wolałoby stanąć przed sędzią - mężczyzną podczas walki o opiekę nad dzieckiem czy zasądzenie alimentów. Temida ślepa nie jest, sędziowie - mężczyźni mają tendencję do sprzyjania kobietom, panie - sędziowie sprzyjają częściej mężczyznom. Choć bywa i na odwrót, ale statystycznie tak jest. Tylko znowu: sędzia rodzinny to żaden splendor w tym światku. Trybunał konstytucyjny, to jest coś, a jakieś tam rozwody i dzieci? Wiadomo, że to domena bab (również wśród adwokatów zajmujących się sprawami rodzinnymi dominują kobiety). Nie będzie się Prawdziwy Mężczyzna zajmował bzdetami, prawda?
najwidoczniej sama czegos nie rozumiesz, bo ja wymienilem w wiekszosci parytety wladzy urzedniczej, sadowniczej (te nieszczesne sady rodzinne sa wyjatkowo niesprawiedliwe dla kobiet, tak je obciazaja, hmm. praca oczywiscie i nierowna odpowiedzialnoscia za wyroki:), lekarskiej, szkolnej, o policyjnej i wojskowej nawet nie wspomne itd., wiesz np: ile wladzy ma dowodzacy czolgami:), w razie czego moze decydowac o zyciu i smierci, widac zes nigdy nie byla w wojsku, a ja kiedys bylem i to przymusowo, bo ktos tych parytetow musi bronic, czy chce, czy nie, a to obowiazek WLADZY!, kazdy mezczyzna chetnie podzieli sie odpowiedzialnoscia i OBOWIAZKIEM! z kobietami jak tylko wejda parytety plci 50/50 do panstwowych organow sprawowania wladzy, popierasz to tak samo jak ja :), kamien z serca wszystkim spadnie:), w razie czego, nigdy nic nie wiadomo.
Czyli rynek i rodzine wykluczamy z parytetow plci, noi bardzo dobrze, bo mi tez to smierdzialo absurdem totalnym, gdyby tak w firmie gdzie pracuje zastosowac parytety plci, wtedy jak nic bysmy zbankrutowali, bo ilosc kobiet ktore prezentuja choc najniszy poziom umiejetnosci z jakim zglaszaja sie mezczyzni jest jak 20 do 1, ale reszta musi byc obowiazkowo objeta parytetem plci, bo organy panstwa to WLADZA!, czyli publiczne zlobki, przedszkola, szkoly, szpitale (beda protestowac pielegniarki i pielegniarze, walczmy z dyskryminacja kobiet w mediach, nie tylko one odpowiadaja za protesty), sady, policja, wojsko, straze, np: widze olbrzymie mozliwosci w strazy pozarnej dla kobiet, tam prawie nie ma kobiet, jak do tej pory zadnej nie spotkalem, co za dyskryminacja, parytet plci da szanse kobietom gasic pozary lub dowodzic jednostkami strazy pozarnej na rowni z mezczyznami, to realna wladza :). Nie wiem zielona czego tak obawiasz sie, prawdziwej realnej wladzy, tej w terenie ?. Myslalas, ze wladza to tylko grzanie wygodnego siedzenia w eleganckim gabinecie otoczonym przez komandoski i komandosow, same konferencyjki, bankieciki, trele morele, dobre zarcie i sluzba meska oraz damska na skinienie palcem, nana dala tylko niewielki przyklad, co znaczy, sprawowac prawdziwa wladze, mozemy uszczegolnic kazdy przypadek ?
Wiesz co jest atrybutem wladzy, jak powstaje wladza i na czym polega sprawowanie wladzy ? np: p. Teresa Stucharska dala przyklad RPA gdzie 43% kobiet jest w parlamencie, noi co z tego, jezeli orientujesz sie w sytuacji kobiet w RPA.
to uważam, że sprawdza się ona przede wszystkim w rodzinie i układach partnerskich, bardzo rzadko w polityce, gdzie niestety przeważa konkurencja... Może to właśnie WINA(?) samców, gdzie oni "odwiecznie" przeważają, dominują i skazani są na ciągłą walkę i konkurowanie?
Mówiąc o parytetach w polityce (nie na koparce i w kopalni, ani nawet w kuchni i w sądzie - wg dyzmy) kobiety być może próbują przemycić tam synergię, gdzie suma wysiłków daje niewspółmiernie większe korzyści, niż działania pojedyncze? Bo że konkurencja niszczy wiele wysiłków to sprawa znana... A taka jest przeważnie "męska polityka"...
Doskonale rozumiem, eresie, tęsknotę męską za kobietami spolegliwymi - takimi, które wzbudzają zaufanie i można na nich polegać, ale i takimi, które łatwo ustępują i podporządkowują się innym. No i takimi, które pogłaszczą, przytulą, zrozumieją i zachwycą się bezwarunkowo swoim misiem-rysiem. I nie ma w tym nic złego, bo to się dzieje intymnie, ale to niestety nie będzie przeniesione na politykę, gdzie kobieta będzie konkurentką... eresy wy moje kochane...
Tysiąclecia "treningu" uczyniły z kobiet płeć spolegliwą, usuwającą się w cień, by w półmroku tego cienia szeptać i podpowiadać mężczyźnie różne rzeczy i rozwiązania. Mężczyźni słuchali ich albo i nie... zależy jak prezentowały i "sprawiały się" one w alkowie ew. w kuchni, jak już w alkowie żadna nie była w stanie dokonać cudów...
Przez wieki kobietom musiała wystarczać rola zausznic i szarych eminencji. Kobieta na świeczniku była albo "królową" (żoną króla) albo "kurtyzaną"... Kiedy sięgała po inne, męskie role bardzo szybko sprowadzana była do parteru przez facetów, a przede wszystkim przez kobiety. Bo ten odwieczny trening wykształcił specyficzne postrzeganie kobiet przez same siebie, jako masy podporządkowanej mężczyznom, jako płci "przeznaczonej" do dogadzania facetom. Ta, która się wychylała była wytykana palcami przez same kobiety jako nienormalna, albo zboczona, lub niemoralna, bo podejrzewana o "niecne" zamiary wobec innych samców: zajętych - do uwiedzenia lub wolnych - do wzięcia (konkurentka!). "Siedziałaby w domu, a nie ciekała" (proszę zwrócić uwagę na pejoratywne konotacje słowa "ciekać"). "Nie siedzi w chałupie, bo się jej robić nie chce, albo nie umie" (leniwa nieudacznica). "Chłopem by się zajęła albo wnukami a nie dupę włóczyła po świecie" (emancypantka, psiakrew). "Na ploty by poszła, a nie ślepiami na chłopów strzelała" (sprzeniewierza się rytuałom własnej płci). "No, czego ona tam szuka, jak nie przygód"... itede, itepe...
Ale przyszedł wiek pary i elektryczności, praca kobiet w fabrykach (wymuszona albo dobrowolna), pęd do nauki, ale i pęd do decydowania o sobie - prywatnie i publicznie. Stąd już tylko krok do praw wyborczych, czynnych i biernych oraz A DLACZEGO BY NIE? do równości płci w polityce, do parytetów właśnie...
Kobiety wyśmiewające się z parytetów i ich zwolenniczek, to kobiety, które zdobyły swą pozycję w domu (albo im się tak wydaje lub innym to wmawiają) i ona im wystarcza... ale niepewne swych kwalifikacji i siły przebicia na zewnątrz, w polityce oraz obawiające się reakcji innych kobiet które dostrzegą w nich te "ciekające" albo nieudacznice domowe uciekające z domu od odwiecznych obowiązków domowych...
Bo facetom to ja się wcale nie dziwię. Parytet to kolejna utrata odwiecznych pozycji i spychanie na przyczółki, z których mogą być w każdej chwili też wypchnięci...
.
[Niepotrzebnie ironizujesz.]
pelna powaga :)
[Tak, w tych zawodach powinna być równowaga.I pewnie by była, gdyby budżetówka lepiej płaciła]
czyzbys wyznawala zasade, ze mezczyzna jest tyle wart ile ma ?. Piszesz jakbys nie wierzyla w ambicje awanasu finansowego kobiet, po to maja byc parytety, aby np: wypchnac mezczyzne z czolgu do przedszkola, a kobiete z przedszola do czolgu i wyrowna sie, nieprawdaz ?:)
[sędziowie - mężczyźni mają tendencję do sprzyjania kobietom, panie - sędziowie sprzyjają częściej mężczyznom]
ciekawa teza, choc nie majaca zadnego potwierdzenia.
[Nie będzie się Prawdziwy Mężczyzna zajmował bzdetami]
czyzbys uwazala, ze kobiety zajmuja sie bzdetami ?. Po to robimy te parytety, zeby kobiety i mezczyzni na rowni zajmowali sie tymi "bzdetami", jak to nazywasz.
'czyzbys wyznawala zasade, ze mezczyzna jest tyle wart ile ma ?'
Nie, ale wielu facetów i wiele kobiet taką właśnie zasadę wyznaje. To mężczyzna powinien zarobić na dom, inaczej nic sobą nie reprezentuje. Dla mężczyzny praca nauczyciela to powód do wstydu, świadczy o jakiejś ułomności. To oczywiście uogólnienia, stereotypy, ale jakże żywe w naszym społeczeństwie.
'Piszesz jakbys nie wierzyla w ambicje awanasu finansowego kobiet'
Wierzę w ambicje kobiet i w kobiety.
'po to maja byc parytety, aby np: wypchnac mezczyzne z czolgu do przedszkola, a kobiete z przedszola do czolgu i wyrowna sie, nieprawdaz ?:)'
A po co kogos "wypychać"? Znam kobiety-żołnierki i policjantki oraz mężczyzn nauczycieli i pielęgniarzy. Niektórzy z nich nie ulegają stereotypom i są zachwyceni swoją pracą. Robią to, co chcą i potrafią najlepiej.
'[sędziowie - mężczyźni mają tendencję do sprzyjania kobietom, panie - sędziowie sprzyjają częściej mężczyznom]
ciekawa teza, choc nie majaca zadnego potwierdzenia.'
Ma równie naukowe potwierdzenie jak teza odwrotna, ale przynajmniej zgodna z Freudem.
'[Nie będzie się Prawdziwy Mężczyzna zajmował bzdetami]
czyzbys uwazala, ze kobiety zajmuja sie bzdetami ?'
Nie, uważam, że zawody sfeminizowane należą do najważniejszych i najbardziej potrzebnych. To większość społeczeństwa ich nie szanuje ('phi, pielęgniarka, co ona potrafi', 'hehe, nauczycielka, pewnie nigdzie indziej pracy nie znalazła'). Zwłaszcza mężczyźni (wykonujący ważne i poważne zawody, makler, project manager, specjalista od pr-u i innych eventów) wyrażają się o tego typu zajęciach pogardliwie. Niestety. Ty może byłeś poważny w swoim poście, w moim było nieco ironii.
'Po to robimy te parytety, zeby kobiety i mezczyzni na rowni zajmowali sie tymi "bzdetami", jak to nazywasz.'
Niestety, żadnych parytetów nie "robimy", bo niewiele osób w ogóle się nad nimi zastanawia i rozumie, ze są potrzebne.
przyplątało się tam niepotrzebnie...
.
>Wy, drogie Panie, walczycie o interes własnej płci.<
Ja nie walczę o interes własnej ani żadnej innej płci. Już to tu pisałam, ale najwyraźniej zostało jednak przeoczone:), więc powtórzę: uważam, że i kobiety, i mężczyźni są na równi ofiarami stereotypu, zgodnie z którym władza należy się tylko albo przede wszystkim facetom. Jestem przekonana - tu cytat z siebie samej - że świat rządzony z udziałem kobiet mógłby się okazać bardziej przyjazny także dla mężczyzn.
Proszę mi więc tu nie wmawiać, że przeciwstawiam i dzielę. Też uważam, że jedziemy na jednym wózku (trudno nie zauważyć:) ), tylko troszkę inaczej widzę zasady powożenia tym nieszczęsnym, rozchybotanym pojazdem. Myślę, że kobiety jako współwoźnice mogłyby go troszeczkę ustabilizować. Mam nadzieję, że i wy to (z czasem?...) dostrzeżecie.
>"Sterowanie ręczne" zauważyłem, ale co tu, na Boga, komentować...?<
Np. przyznać, że porównanie jest trafne i uznać parytet za jedną z naturalnych form sprawowania rządów, a nie urządzenie sztuczne, protezę:) Tak jak naturalna była przywołana przez Marikę demokracja ateńska (choć tak inna od współczesnej). Ot, różne bywają demokracje: bezpośrednia i pośrednia. Z parytetem i bez. Bliższa modelu paternalistycznego, w którym po wybraniu raz na cztery lata swoich przedstawicieli nikt się do ich decyzji nie wtrąca - i bliższa modelu partycypacyjnego, gdzie w trakcie całej kadencji ludzie uczestniczą w podejmowaniu decyzji w sprawach publicznych: biorą udział w referendach (model szwajcarski), różnego rodzaju komisjach, systemach konsultacji itp.
Czy któryś z tych modeli demokracji jest bardziej naturalny? Nie. Są tylko lepsze i gorsze, lepiej lub gorzej odpowiadające na określone społeczne potrzeby. Tak samo jak nie ma bardziej i mniej "naturalnych" ordynacji wyborczych, tylko - mówiąc skrótowo - lepsze i gorsze (skrótowo, bo oczywiście o wadach i zaletach każdej można by pisać kilometrami).
Doceniam twój koncyliacyjny ton, eres:), ale uważam, że nieporozumienia należy wyjaśniać. A co do pisowni twojej ksywy, to chyba powrócę do dużej litery, bo to przecież rodzaj imienia własnego i cały mój czytelniczo-pisarski trening mi podpowiada, że tak jest OK:)
>najwidoczniej sama czegos nie rozumiesz, bo ja wymienilem w wiekszosci parytety wladzy urzedniczej, sadowniczej<
W poprzednim poście napisałeś, cytuję:
"dac za to kobietom szanse budowac drogi, latac dziury, stawiac slupy elektroenergetyczne, a nawet wiezowce, oblsugiwac koparki, dzwigarki, betoniarki, spycharki, oraz czolgi itd. itd. nie jestesmy samolubni, chetnie podzielimy sie ta wladza z kobietami"
Więc nie kręć, tylko przyznaj, żeś palnął.
>Czyli rynek i rodzine wykluczamy z parytetow plci, noi bardzo dobrze, bo mi tez to smierdzialo absurdem totalnym, gdyby tak w firmie gdzie pracuje zastosowac parytety plci, wtedy jak nic bysmy zbankrutowali<
Przyjąłeś z ulgą coś, co od początku było oczywiste. Czy ktoś tu kiedykolwiek mówił o czymkolwiek innym niż parytet WłADZY? To tylko wy (ty i paru innych "drogich panów", że użyję waszego języka) w panice zaczęliście rozciągać to pojęcie na wszelkie inne możliwe dziedziny życia.
>publiczne zlobki, przedszkola, szkoly, szpitale (beda protestowac pielegniarki i pielegniarze, walczmy z dyskryminacja kobiet w mediach, nie tylko one odpowiadaja za protesty), sady, policja, wojsko, straze, np: widze olbrzymie mozliwosci w strazy pozarnej dla kobiet, tam prawie nie ma kobiet, jak do tej pory zadnej nie spotkalem, co za dyskryminacja, parytet plci da szanse kobietom gasic pozary lub dowodzic jednostkami strazy pozarnej na rowni z mezczyznami<
Dalej lecisz po tym samym, czyli albo nic nie zrozumiałeś, albo się rozpędziłeś i nie potrafisz wyhamować. Mimo wszystko zakładam, że to drugie.
>Nie wiem zielona czego tak obawiasz sie, prawdziwej realnej wladzy, tej w terenie ? Myslalas, ze wladza to tylko grzanie wygodnego siedzenia w eleganckim gabinecie otoczonym przez komandoski i komandosow, same konferencyjki, bankieciki, trele morele, dobre zarcie i sluzba meska oraz damska na skinienie palcem <
To jasne, że bynajmniej tak nie myślę. Skąd taki pomysł? Przy okazji powiadamiam, że jeśli przymierzałabym się kiedykolwiek do jakiejkolwiek postaci władzy, to wyłącznie tej terenowej.
>Teresa Stucharska dala przyklad RPA gdzie 43% kobiet jest w parlamencie, noi co z tego, jezeli orientujesz sie w sytuacji kobiet w RPA.<
Nie orientuję się. Napisz.
> po to maja byc parytety, aby np: wypchnac mezczyzne z czolgu do przedszkola, a kobiete z przedszola do czolgu i wyrowna sie, nieprawdaz ?:)<
(cytat z postu do Humpy)
No i sam widzisz, Dyzmo, jakie bzdury wypisują "drodzy panowie", jak się rozpędzą i nie potrafią wyhamować...
Chyba się nie zdziwisz, jeśli z taką bzdurą tu się dyskusji nie podejmie.
[czymkolwiek innym niż parytet WłADZY?]
polityka to tylko powierzchnia wladzy, prawdziwa wladza jest pod powierzchnia, trzeba sie zanuzyc, a kobiety feministki chca tylko, i tylko w parytecie (czyzby ze strachu przed sprawowaniem wladzy?), plywac sobie wygodnie po powierzchni, najlepiej lodeczka na pikniku wladzy w otoczeniu wioslujacych mezczyzn, tak czuja sie bezpieczniej i pewnie wygodniej :). na razie kobiety wnosza jedynie swoj kobiecy wdziek, do wladzy :)
[w panice zaczęliście]
mezczyzni nie panikuja przed utrata wladzy, wielokrotnie wladze tracilismy i odzyskiwalismy, miedzy soba, taka jest nasza natura i taka jest natura wladzy, bo wladzy nie dostaje sie na wiecznosc!!!, za to dla kobiet feministek jest to zupelnie nowa sytuacja, dlatego pewnie odwoluja sie do parytetu, zamiast brac cala wladze, jak nalezy brac wladze. nie "trenujemy" kobiet w uleglosci, taka jest widac natura wiekszosci kobiet, bo naprawde nic nie stoi feministkom na przeszkodzie do wladzy, poza konkurencja (takze kobiet) i feministycznymi imaginacjami nt. mezczyzn :)
[Nie orientuję się. Napisz.]
parlametarzystki chyba same obawiaja sie gwaltu, wiec co bede pisal.
----
humpa:
[Nie, ale wielu facetów i wiele kobiet taką właśnie zasadę wyznaje.]
czekam na wladze kobiet, ktora to zmieni, szczegolnie wsrod kobiet.
[naukowe potwierdzenie]
naukowe potwierdzenie to nie odwolanie do Freuda, tylko naukowe wyniki badan, a takowe nie potwierdzaja Twojej tezy, tylko odwrotna.
masz po prostu prywatny uraz do kobiet i to przekłada się na Twoją pisaninę pod tym wątkiem i nie tylko...
Ja tylko dopowiem, że problem z kobietami i ich parcie na władzę i ludzkie traktowanie zaczął się właśnie wraz z postępem technicznym, gdzie ich ręce i głowy potrzebne były w fabrykach i biurach oraz wojnami najpierw pierwszą, potem drugą w których wybito i okaleczono miliony mężczyzn. Wasze wojny, panowie, wypchnęły kobiety z domów, pchnęły do roboty, potem już wszystko wymknęło wam się spod kontroli, bo tym babom zachciało się więcej skoro zasuwały i w domu i poza nim. Sami sobie zgotowaliście ten los. Kobiety widząc jak rządzicie tym światem (choćby ostatni krach finansowy, że o ciągłych wojnach tylko bąknę) biorą sprawy we własne ręce...
zielona Cię nieźle punktuje, dyzmo, ale Ty znowu wyskoczysz z jakąś czołgistką. Więc powtórzę: kobiety chcą WŁADZY, BO BĘDĄ RZĄDZIĆ LEPIEJ! Od ciężkiej roboty i wojen są mężczyźni!!! (*_*)
humpa ma rację - baba-sędzina potrafi być wyjątkowo wredna dla kobiety stojącej za barierką...
.
to oczywiste, że zawody, o których mowa, są z ogólnospołecznego punktu widzenia bardzo ważne. Sądzę, że ich niski wg niektórych "kryteriów" status wynika ze sfeminizowania, tylko właśnie z chorych, komercyjnych i technokratycznych założeń, do których przymierzani są członkowie i członkinie społeczeństwa obydwu płci (właśnie wg wzorca powiedzeń, które przedstawiłeś). Logicznym następstwem takich obserwacji wydaje mi się więc poszukiwanie rozwiązań zmierzających do podniesienie statusu (także - choć nie tylko - materialnego) tych zawodów, a nie wynikającego z arbitralnego wypchnięcia kilkudziesięciu procent pracujących w nich kobiet gdzie indziej. Po pierwsze: wiele nauczycielek, przedszkolanek, wychowawczyń, bibliotekarek, pielęgniarek czy urzędniczek już teraz najzwyczajniej w świecie lubi swoją pracę, a w przypadku poprawy warunków płacowych czy organizacyjno-godzinowych polubiłaby zapewne jeszcze bardziej, po drugie w przypadku ZMNIEJSZENIA ich zatrudnienia na skutek wprowadzenia w ich zakładach pracy parytetu część z nich wylądowała by na bezrobociu, część w najlepszym razie w pracy dającej mniejszą satysfakcję i bez powołania i niekoniecznie znacząco lepiej płatnej, za to na ich miejsce musiano by przyjmować wielu mężczyzn słabiej lub w ogóle niekompetentnych, o braku tzw. "powołania" nie mówiąc. Oczywiście cały powyższy wywód opiera się na (wynikającym z logiki tej dyskusji) założeniu o parytetach we wszystkich instytucjach publicznych, choć na ile się orientuję oficjalnie zgłoszono jak dotąd jedynie propozycję parytetów na listach wyborczych. Tak czy inaczej wolałbym, aby wyższy czy niższy procent udziału kobiet w takich lub innych obszarach życia publicznego mógł wynikać z ich świadomych i nieskrępowanych (czyli nie tak, jak to ma miejsce obecnie) sytuacją materialno-bytową decyzji, a nie odgórnego zaciągu z łapanki, bez względu na to, kogo i gdzie by dotyczył.
popiera tylko to, co od początku było milczącym założeniem: że parytet płci to narzędzie odpowiednie w przypadku organów władzy politycznej, nie zaś innych dziedzin życia zbiorowego, np. zatrudnienia. Nie wiem dlaczego niektórzy zaczęli je tu rozciągać do granic absurdu. Wyraziłam przypuszczenie, że to z paniki, Dyzma twierdzi, że jest nieustraszony... no, niech będzie:)
I tak cię, Dyzmo, trochę lubię, bo przecież, o ile pamiętam, jesteś za promocją transportu publicznego i ograniczeniem degradującej dominacji indywidualnego auta, prawda? A to dla mnie b. ważne.
Ciebie, Eres, naturalnie też lubię:) Ciekawe, czy cię przekonałam, że i u steru władzy można ze sobą współpracować, nie tylko w kuchni czy obejściu. Bo choć Hyjdla twierdzi (słusznie), że w polityce nad współpracą przeważa konkurencja, to ja nie widzę powodu, żebym np. przy próbie wprowadzenia opłaty za wjazd do centrum czy wytyczenia linii tramwajowej do Ząbek miała konkurować akurat z mężczyzną. Raczej już z przedstawicielem/przedstawicielką innej partii, choć w tego typu sprawach jestem gotowa współpracować ponad jakimikolwiek podziałami.
W ogóle wydaje mi się, że przeciwnikiem nie byłaby w tym wypadku ani inna płeć, ani inna partia - tylko drogowo-paliwowo-motoryzacyjne LOBBY. Silne jak cholera. Ale że (jak wynika z badań - dla chętnych odgrzebię dane) samochodem porusza się znacznie większy procent mężczyzn niż kobiet... to może właśnie udział kobiet w organach władzy troszeczkę osłabi jego moc?:)
Czyli spokojnie, chłopaki... nie będzie tak źle, jak się wam wydaje:)
Jestem zwolenniczką wprowadzenia go, jako rozwiązania tymczasowego, na listach wyborczych w głosowaniu do Sejmu, Parlamentu Europejskiego i samorządu.
mówi w wywiadzie dla Polityki Magdalena Kicińska
a dalej dodaje:
Dlatego zamiast czekać aż jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki polskie społeczeństwo stanie się dojrzałym do równouprawnienia, warto spróbować przeforsować parytet.
http://www.polityka.pl/parytet-dyskusja-trwa/Lead33,933,298458,18/
no właśnie przeforsować ? jeżeli coś trzeba przeforsować to znaczy że większość tego nie popiera o czym sama w wywiadzie wspomina autorka. czyli idea parytetu ze wzgledu na szerokiego poparcia społecznego sama w sobie jest nie demokratyczna.
na lewice.pl, domysl sie. zielona wcale mnie nie punktuje, tez domysl sie dlaczego, dlatego nawet nie wysilam sie w tych komentarzach, pod takimi wlasnie tematami, boi po co, moge sie tylko z tego posmiac :DDD. zycze powodzenia, bez mezczyzn:)
RAZEM! RAZEM!
To, że faceci boją się współpracy z babami przy żłobie, nie oznacza, że one także :D:D:D
w przedsiębiorstwie wodno - kanalizacyjnym panie pracują w biurze, a panowie w kanałach. Wskakują oni w gumowe ubranka i wchodzą do kanałów by brodząc po kolana w pływających gównach przepychać ścieki przeganiając przy tym watahy szczurów. Wszystko po to, by zadbane feministki mogły wziąć kąpiel relaksacyjno-pielęgnacyjną bez problemów.
W oczyszczalniach ścieków mężczyźni wyskrobują ze zbiorników odessane i zeszlamowane nieczystości, a panie zarządzające siedzą przy biurkach wykonując uciążliwe czynności w postaci rozmów telefonicznych. W kopalniach mężczyźni na kolanach wyszarpują węgiel budując nowe chodniki. A panie na powierzchni liczą im chorobowe i zarobki. W hutach mężczyźni przy wielkich piecach w podwójnie tropikalnej temperaturze wypuszczają wrzącą stal z pieców po to, by była blacha na samochody także dla pań. W zimie po zawiei przymarzają u nas elektrykom ręce do drutów, bym także ja mogła sobie ugotować wodę na herbatkę. Więc za takie poświęcenie, za taką ciężką pracę, można oczekiwać, że panie zrozumieją, iż panowie zapracowali sobie na niektóre ich "przywileje". I że z reguły robią to w większej części dla obu płci, a nie tylko dla tej własnej.
Ale nie! panie z uporem chcą dzielić się pracą dyrektorską po to, by móc panów wysyłać w gówna w kanale i do gnoju: co gorsze to dla panów, co lepsze dla pań i to jest ta równość płci według nich.
Natomiast ja, wiedząc, że za żadne skarby świata nie weszłabym do kanału gówien przepychać i przeganiać szczury, godzę się z zamian na to, by w fabryce zapięć do biustonoszy dyrektorem był mężczyzna.
Gdy mężczyzna staje się dyrektorem dajmy na to fabryki, to zarządza on fabryką jako taką. Natomiast gdy dyrektorką staje się kobieta, to ona zarządza ludźmi. A do zarządzania firmą ma podwładnych, głównie mężczyzn. Taka z niej pracowita dziołcha.
To jest ta zasadnicza różnica między panem dyrektorem, a panią dyrektor. Już po wyglądzie obojga widać, kto do czego jest na tym stanowisku: pan, lekko wymięty i niedospany, przejęty rolą. Pani wypoczęta, zadbana i nieprzystępna. Wystarczy się rozejrzeć, żeby tą prawidłowość zobaczyć. Czas, który pani dyrektor poświęca na koafiurę i diety, pan dyrektor poświęca na pracę na rzecz firmy. Doba dla obu płci ma po równo 24 godziny i ten czas, który pani zużywa na potrzeby własne, pan poświęca z reguły na potrzeby ogółu.
Znamienne jest, że powyższe panie, walcząc o tą emancypację, gotowe są wypisać mnie z płci żeńskiej, tak im się pali do stołków i kasy. Nie dopuszczają możliwości, by kobieta mogła mieć inne zdanie niż one, bo wolą brać na krzyk, póki panowie jeszcze w szoku i coś można na tym ugrać. Mają nadzieję na tej fali załapać się, by najpierw same się wyemancypowały, a potem pomyślą o innych kobietach, wysyłając takie jak ja na jakąś dostępną im "Syberię".
Od zarania dziejów dla kobiet walczyły kobiety, ale te, które miały dobrych mężów/braci/ojców, wspierających je w tej walce, zapewniających im bazę materialną by te, nie musząc zarabiać same na życie, mogły zrobić coś dla innych kobiet. Żadna emancypacja nie wzięła się z powietrza i pracowali na nią głównie mężczyźni,w sensie zapewnienia kasy na konieczne wydatki.
Życie każdego to film, w którym każdy z nas jest swoim własnym reżyserem i głównym wykonawcą. Panie emancypantki raczą zabawiać się w reżyserowanie życia cudzego zaniedbując własne, w przeciwnym bowiem razie tzw. równość płci nie byłaby tu żadnym tematem. Nie ma się co oszukiwać, że panie otrzymując stanowiska dyrektorskie z przydziału będą nagle w stanie mieć większy wpływ na własne życie, staną się godniejsze szacunku i szczęśliwsze. Wszędzie można być albo rzemieślnikiem, albo artystą. Do dyrektorowania to paniom jak na razie to zwyczajnie brak talentu, ponieważ te, które ten talent mają, dyrektorkami już są.
Pretensje o to, że mężczyźni tacy są, mogą mieć kobiety wyłącznie do siebie: takich sobie rodziły i takich sobie wychowały.
Pierwsza dziewczyna mego syna mówi w dalszym ciągu do mnie "teściowa". Jest to dla mnie wielki komplement. Oznacza to bowiem, że to zadanie to ja odrobiłam należycie. I nie tylko mój syn ma z nią dobre układy, choć już nie osobiste, ale także ja, nie mówiąc na nią nigdy złego słowa zyskałam jej sympatię i sama dzięki temu mogę darzyć ją sympatią wzajemną.
"Jeżeli naprawdę chcesz coś zmienić, to zmień siebie" - może Szanowne Panie wezmą to pod uwagę i raczą zobaczyć,że działa to wspaniale i to natychmiast.
Oj, nie odrabia się pracy domowej... bo będzie pała z testu...
Dla tych, co wymagają korepetycji, przypominam: demokracja to nie jest jakiś jeden ściśle określony stan. To kontinuum różnych stanów, z których każdy ma swoje zalety i swoje ograniczenia. Demokracja amerykańska różni się od szwajcarskiej, prawda? A obie - od ateńskiej. Która z nich jest "prawdziwsza"?
Demokracja amerykańska różni się od szwajcarskiej, prawda? A obie - od ateńskiej. Która z nich jest "prawdziwsza"?
---
Ta w której w największym stopniu decydują obywatele a nie poprawne polityczne elity.
Mam nadzieję, że była byś za referendum w sprawie parytetów? Czy może nauczona wyborczym sukcesem Partii Kobiet i swoich Zielonych wolisz nie oddawać decyzji w ręce ludu?
Jeśli jesteś przeciw referendum w sprawie parytetów to napisz w uczciwy i szczery sposób:
Dla czego o parytetach nie mieli by decydować obywatele w ogólnokrajowym referendum?
aby cywilizacja mogła rozwijac się dalej nalezy wprowadzić miłość jako coś tworzącego związki społeczne, należy przewartościować współczesne spojrzenie na cywlizacje, jeśli ludzkość chce przetrwać należy wprowadzić nowe wartości - jak współpraca, nierywalizacja itp. suma indywidualnego
zysku w ekonomi jest tak samo utopijna jak komunizm
o tym, które kwestie rozstrzygać w drodze referendum, a które nie, decydują ZAWSZE elity. Arbitralnie - bardzo mi przykro. Tak to już jest z tą demokracją przedstawicielską... Nie sposób przecież poddawać pod referendum każdą sprawę, czyż nie?
Ja - gdyby to zależało ode mnie - referendum w sprawie parytetu bym nie urządzała. Przecież to jasne, że za pośrednictwem różnych mechanizmów (kościół, szkoła, większość mediów) i kobiety, i mężczyźni są u nas trenowani do powielania tradycyjnego podziału ról. Co niekoniecznie oznacza, że im z tym dobrze... ale wydaje im się, że nie można inaczej. Szklany sufit jest także - a może przede wszystkim - w ludzkich głowach. Dlatego prawdopodobnie rzeczywiście jest u nas więcej nan i dyzmów niż hyjdli i... (można się zgłaszać, "drodzy panowie":) )
Powolutku robią się różne wyłomy... np. faceci czasami drylują wiśnie i się w tym spełniają:)... ale czekać, aż ludzie w drodze "naturalnej" ewolucji zrozumieją, że analogicznie kobiety mogą się spełniać jako liderki - i że świat się od tego nie zawali, a może nawet zyska - oznacza czekać b. długo.
A co do sukcesu wyborczego Partii Kobiet (o której zresztą dużo by mówić) i moich Zielonych, to zależy on w ogromnym stopniu od ustalonej przez ELITY ordynacji wyborczej. Pierwszego progu, który pozwala w ogóle wystartować i dzięki temu zaistnieć w mediach oraz ludzkich głowach - żaden mały (czytaj: biedny) podmiot nie przeskoczy. Napisać ci o ordynacji niemieckiej? Też ustalonej ARBITRALNIE przez elity... tylko akurat trochę inaczej myślące niż nasze.
Tak to jest, Cudaku... Nie masz prawdziwie demokratycznej demokracji na tym świecie:) Co za pech.
http://www.polskajestkobieta.org/index.php/?p=667
Dlaczego nie? Przecież one się wcale nie wykluczają. Parytet może być narzędziem współpracy przedstawicieli obu płci w trudnej sztuce rządzenia.
Problem w tym, że jak wprowadzić parytety - wiadomo, ale jak zadekretować miłość i współpracę jako podstawę organizacji społecznej? Czy z parytetem, czy bez, wydaje się to dosyć trudne... Masz jakiś pomysł, C2?
powiem krotko, jestes wielka, komentarzy innych kobiet nie czytam tu....:). powodzenia im tylko zycze, bez mezczyzn, na pewno beze mnie :)
Na dodatek wiem, że to, co piszesz - to szczera prawda. Potrafisz być również bardzo konkretna i rzeczowa, a nie tylko snuć błyskotliwe i dowcipne rozważania na najwyższym szczeblu abstrakcji...
Tak sobie myślę, że gdyby Waszą energię - Hyjdlo, mariko i zielona - skierować do walki z rzeczywistymi problemami takimi jak : bieda, wyzysk, bezrobocie czy bezdomność, to świat byłby choć odrobinę lepszy... W moim odczuciu, Wy zaczynacie budowę domu od zawieszania firanek w oknach i rozstawiania wazonów z kwiatami po pokojach. A tak się po prostu nie da...
Szkoda, że Waszych postów jest tak mało przy okazji tematów politycznych czy społecznych, ale rozumiem, że z własną energią (najszerzej rozumianą) można robić to, co się chce...
Warto tylko pamiętać o tym, że takie działanie również podlega ocenie.
omijacie od kilku dni polemikę z naną ? Rozumiem, że wolicie facetów (?), ale wypadałoby chociaż odnieść się do Jej argumentów... Ciągle wydaje się Wam, że jesteście w stanie któregoś z nas przekonać..? Że publicznie, tu, na tych właśnie łamach skruszony mężczyzna napisze : "..błądziłem drogie siostry ! Przyjmijcie moją samokrytykę, wyznaczcie słuszną karę i... dajcie mi szansę na poprawę.." ? "Już po czwartym z rzędu Waszym poście uznałem się za pokonanego i przekonanego, a teraz zacznę intensywnie pracować na Waszą rzecz.." Doprawdy, wierzycie w taki rozwój wypadków ???
Mam wrażenie, że Wy piszecie tu głównie dla samych siebie...
zadane pod wywiadem a Anką Zet, znajdziesz na blogu Anny Z. Pasi?
Jedna z różnic między płciami polega na tym, że ONE wypowiadają się na tematy im znane lub bliskie. ONI, np. ALF "jedenastotysięcznik", wypowiadają się o wszystkim...
.
bo przecież jest jeszcze Teresa S.:)
Skoro jesteśmy przy personaliach: przerzuciłam historię tego (i poprzedniego) wątku i ustaliłam, kogo można wpisać w wykropkowane przeze mnie miejsce. Zdanie brzmi teraz: "prawdopodobnie rzeczywiście jest u nas więcej nan i dyzmów niż hyjdli i pazghulów/ancymonów".
Zarazem zauważyłam, że Teresa przytacza dane, zgodnie z którymi 70% kobiet i 50% mężczyzn jest za parytetem. Więc może ja się mylę w ocenie? (Podasz źródło, Tereso?)
Eres: Twoja przenośnia o zaczynaniu od zawieszania firanek w oknach wydaje mi się po prostu nietrafiona. Mógłbyś wyjaśnić? Może ja czegoś nie rozumiem?
Powiedziałabym raczej, że my budujemy trochę inny dom. Od trochę innych podstaw. Bo przecież ten, w którym mieszkamy, pomimo pozornego ładu cokolwiek trzeszczy. I to wcale nie dlatego, że wstrętne korniki go podgryzają, tylko na skutek wad konstrukcyjnych.
Dyzma: Czasem jednak czytasz inne kobiety, co widać po komentarzach:) Nie zawsze ze zrozumieniem, ale jednak. Więc znowu letko ściemniasz:)
Odpowiadam - http://wyborcza.pl/1,75478,6807518,Narod_za_kobietami.html .
tak, organów władzy politycznej, ale tylko przy TWORZENIU LIST wyborczych do organów pochodzących z powszechnego wyboru - tak, że sprawą wyborców pozostałoby, czy po przeliczeniu oddanych głosów na mandaty kobiety otrzymałyby ich w sumie np. 5% albo 90 %, mimo, że na każdej liście byłoby ich minimum 50%. Zakładam dodatkowo, że 50 % stanowiłoby MINIMUM DLA KOBIET i np. jeśli jakaś organizacja kobieca zgłosiłaby w całym kraju swoje własne listy z prawie wyłącznie kobietami to nie byłaby blokowana z powodu braku 50 % parytetu dla mężczyzn (bo jak np. wyglądały listy Partii Kobiet?). Nie wiem tylko, czy takie rozwiązanie (zagwarantowanie parytetu dla jednej płci i ograniczaniem tylko w jedną stronę, czyli minimum 50 % do nieskończoności dla kobiet) nie kolidowałoby z konstytucją i innymi ustawami - byłoby jednak paradoksalnie sprawiedliwsze niż Prokrustowe łoże równego fifty-fifty na każdą płeć. Bo potem jakiś mędrzec będzie próbował blokować w komisji wyborczej albo donieść do RPO listę mniejszości ukraińskiej albo białoruskiej jeśli nie będzie na niej parytetu dla etnicznych Polaków.
Reasumując: parytet jest demonizowany przez zwolenniczki/zwolenników i przeciwniczki/przeciwników. Nie widzę nic złego w 50% nawet w 90 % reprezentacji kobiet na listach wyborczych, o ile będzie to odzwierciedlało ich udział w życiu politycznym i publicznym a nie będzie odfajkowaniem ustawowego wymogu przez komitety wyborczy. W polskiej polityce same parytety zaś nie zmienią NIC na plus ani na minus. No bo czy PO, SLD, "Porozumienie dla Przyszłości", "Polska XXI", UPR itp. staną się lepsze, bardziej prospołeczne, bardziej propracownicze, mniej liberalne gospodarczo, bardziej proekologiczne itp. tylko dlatego, że na ich listach i w ich klubach parlamentarnych czy samorządowych będzie więcej kobiet? Obawiam się, że w obecnej rzeczywistości politycznej i w przypadku tych formacji owocować będzie w pierwszym rzędzie większy odsetek klonów Bochniarz, Blid, Senyszyn, Śród, Jarug, a nawet domorosłych wersji Clinton i Thatcher?
Jednym z podstawowych problemów w Polsce jest atrofia życia społecznego i oddolnej mobilizacji społecznej - także ze strony tych kobiet, które mogłyby działać na rzecz sensownych rozwiązań. Radziłbym skupić się więc na stymulowaniu tej mobilizacji - a nie ekscytować się zanadto parytetem na listach liberalnych (w większości) partii politycznych.
- "ograniczanie tylko w jedną stronę",
- "odfajkowaniem przez komitety wyborcze",
- "owocować to będzie" i kropka a nie znak zapytania na końcu.
A w poprzednim wpisie z tego wątku: "Sądzę, że ich niski (...) status NIE wynika ze sfeminizowania, tylko właśnie z chorych, komercyjnych i technokratycznych założeń"
Eres,
weszłam teraz na stronę i widzę, że chyba źle zrozumiałam twoją wypowiedź, a przez to i moja wypadła raczej bezsensownie.
Wydawało mi się, że pisząc o rozpoczynaniu budowy domu od zawieszania firanek, porównujesz naszą (trzech Parek:) )postawę z postawą Nany. Że niby ona tak serio i solidnie, a my ze swoim feminizmem to fiu-bździu. Dlatego odpowiedziałam, że my też budujemy od podstaw, tylko innych, bo stare trzeszczą. Stare, czyli te z tradycyjnym podziałem ról, których broni Nana.
Teraz widzę, że chodziło ci raczej o to, że dużo i chętnie dyskutujemy o feminizmie, a stosunkowo mało - o biedzie, wyzysku, bezrobociu i bezdomności.
Wiesz, to chyba jest tak, że ja się włączam do dyskusji wtedy, kiedy czuję, że mam do powiedzenia coś, czego nie powiedzą inni. Że ci inni mogą coś na tym zyskać (poglądów nie zmienią, wiem, ale poznanie odmiennego punktu widzenia samo w sobie może być wartością). A "w temacie" biedy, wyzysku itp. to tu jest mnóstwo specjalistów, którzy i beze mnie mają na ten temat rozległą wiedzę. Często znacznie większą niż moja. Bywa, że się uczę.
Czasem włączam się i ja, bo temat biedy, bezrobocia i w ogóle jakości życia dość ściśle wiąże się z gospodarką zasobami Ziemi. Mam bowiem wrażenie, że ten punkt widzenia jest tutaj niedoreprezentowany. Dominuje wąsko klasowy, powiedziałabym - dziewiętnastowieczny: robotnik może produkować choćby śmieci, byle miał pracę. A jak mu będzie źle, założy związek zawodowy. Dla mnie to niedopuszczalna krótkowzroczność. No i bywa, że zbieram tradycyjne cięgi, jak to jakoby liczą się dla mnie żabki i kwiatki, a ludzi mam gdzieś...
Ale nie łudźmy się, Eres - dyskusje na lewica.pl, z naszym udziałem czy bez, świata raczej nie zmienią... Mogą co najwyżej lekko zmienić umeblowanie naszych głów.
A rozmowy z Naną wcale nie unikam. Przeciwnie - napisałam przecież po jej prześmiewczym poście: "Zapewne zdajesz sobie sprawę, że w podobny sposób można zdyskredytować każdą postawę. Również twoją". Nie odpowiedziała. Odpowiedziałeś ty. Więc rozmawiam z tobą. To wszystko.
Jeśli od 120 postów się tu podniecamy kwestią "parytet czy nie", to dlatego, że demonizują go jego przeciwnicy/czki. Zgroza, oburzenie, szyderstwo... Wmawianie rzeczy nieprawdziwych... I spirala się nakręca.
Ja od początku staram się wykazać, że to po prostu jedno z wielu narzędzi, jakimi dysponuje demokracja. Za pomocą którego można załatwić niektóre sprawy. Bynajmniej nie wszystkie. I bynajmniej nie absolutnie (ten absolut...) :)
A które można jednak - pomimo twoich słusznych zastrzeżeń - załatwić skutecznie, napiszę jutro. Dobranoc:)
pomyłek stylistycznych w twoim tekście jest więcej, np. "owocować (to) będzie w pierwszym rzędzie większy odsetek klonów Bochniarz (...)" Poprawnie: większym odstetkiem. Ale spoko:), i bez erraty tekst jest zrozumiały - każdy widzi, że to przez nieuwagę i bez trudu domyśla się właściwego brzmienia.
50-proc. parytet (TAK, na listach!) jako minimum, bez ustalania górnej granicy, to b. dobry pomysł. Jednak pisząc "W polskiej polityce same parytety nie zmienią NIC na plus ani na minus", popełniasz pospolite tu przekłamanie. Czy ktoś sugeruje, że SAME parytety mogą cokolwiek załatwić? Parytet nie jest panaceum na całe zło tego świata ani nawet polskiej polityki.
Coś dobrego jednak zrobić mogą: ułatwiając kobietom udział w polityce, prawdopodobnie zlikwidują mającą obecnie (wg mnie) miejsce negatywną selekcję kobiet do tych funkcji. Bo przez fakt, że jak dotąd kobietom dostać się znacznie trudniej, najczęściej przebijają się do stanowisk te najbardziej bezwzględne, gotowe działać po trupach, czyli - dość "męskie" w swojej postawie i mentalnej formacji. Niesławnej pamięci Condoleeza Rice, "Żelazna Dama", nasza Hania Gronkiewicz czy Bochniarz... Nie twierdzę, że to działa bezwyjątkowo, ale taka jest tendencja. Dzięki parytetom mogą szerzej zaistnieć w polityce również te inne. Na to liczę.
zastanów się, co się stanie z wyrzucanymi z pracy mężczyznami, którzy w ten - bo jakże inny sposób? - mają zrobić miejsce kobietom. Kto będzie decydował, kogo zwolnić, kogo przenieść i gdzie? Kto będzie decydował, kogo przyjąć? Skąd weźmie się nagle tyle odpowiednio wykształconych na te stanowiska kobiet? Kto i w jaki sposób będzie kontrolował, czy odbyło się to zgodnie z prawem? A co, jeżeli nie będzie dostatecznie dużo chętnych kobiet? A co, jeżeli kobiety, żony dyrektorów, wolą być żonami dyrektorów, a nie pomywaczy i woźnych? Ilu rodzinom te feministyczne równania zburzą podstawę egzystencji? Co się z nimi stanie?
Według czego będzie się te kobiety zatrudniać? - czy tylko według płci, czy też z klucza partyjnego? Jeżeli z klucza, to jakich partii? Wszystkich, czy tylko rządzących? A co wówczas z tymi niepartyjnymi lub z partii opozycyjnych?
Cały ten pomysł jest poroniony i wielce szkodliwy dla naszego kraju. Przecież to jest właściwie bat na ewentualnie niepokornych panów, chcących być może mieć swoje zdanie i nie we wszystkim klaszczących Unii z przyległościami. Takie posunięcie ma za zadanie dalej destabilizować nasz kraj; najpierw była nagonka na "komuchów", a gdy ten numer już nie chwyta, to posłużono się "feministkami".
tak, bo pisałem równolegle 2 inne rzeczy, na ogół przerywając samemu sobie w pół zdania; do tego miałem dziwne przygody z siecią.
Ad vocem: niemniej jednak o miejscu na listach nie będzie decydować jakiś powszechny nabór kandydatek względem ich cech charakterologicznych, tylko decyzja aparatu partyjnego lub komitetu wyborczego, a w dalszej kolejności - sponsorów poszczególnych partii. Sądzę, iż bardziej prawdopodobne jest, że na listach partii głównego nurtu będzie startować więcej kobiet chcących realizować ich programy, niż że programy te zaczną się zmieniać pod wpływem wrażliwości kandydatek.
Może i parytet nie miał być panaceum, ale jest przedstawiany w mediach jako czołowy postulat Kongresu Kobiet. I na tym tle naprawdę można by się poważnie zastanawiać czy to nie przesada, zważywszy na problem nierówności płacowych na przykład.
Wracając jeszcze do list - rzecz w tym, że o wyborze będzie decydować miejsce na liście i wynik wyborczy danego komitetu. Umieszczenie kogoś z partyjnych dołów, a tym bardziej spoza partii na liście wyborczej w sytuacji nie zdobycia mandatu nie zobowiązuje formalnie aparatu partyjnego do niczego. Niska frekwencja wyborcza wiąże się w Polsce z ogólną atrofią życia społecznego i aktywności nie nastawionej na krótkookresowy zysk. Przepraszam, że się powtórzę, ale większe zmobilizowanie apolitycznych dotąd i niezaangażowanych kobiet, także do codziennej działalności społecznej miałoby znacznie większy sens niż fetyszyzowanie list wyborczych - zachęcone parytetem nowe kandydatki w największym procencie skierują się raczej na listy PO albo Porozumienia dla Przyszłości. Partie te nie staną się przez to gorsze - ale nie będą też lepsze z ogólnospołecznego punktu widzenia. Na ich byłoby więcej neoliberałek w stosunku do obecnego udziału neoliberałów. Taki bilans tu wychodzi.
Reasumując: w chwili obecnej optymalnym krokiem wydaje mi się jakiś system preferencji dla organizacji dążących do aktywizacji społecznej (również, choć nie tylko przedwyborczej) kobiet - tak, by wysoki procent kobiet w ich strukturach, kampaniach i w konsekwencji listach wyborczych stał się stałym i mającym realne społeczne zaplecze zjawiskiem a nie odgórną biurokratyczną dyrektywą, do której trzeba się dostosować. W przypadku tego drugiego wariantu tragedii nie będzie, ale (zwł. w przypadku kiepskiego i ułatwiającego nadużycia wykonania) utrwalą się summa summarum niekorzystne zjawiska formowania list wyborczych na łapu-capu (co ma rzecz jasna miejsce i teraz - ale z absurdami trzeba walczyć, a nie je pogłębiać, nawet wychodząc ze słusznych założeń). Najważniejsze natomiast wydaje mi się, żeby parlamenty i samorządny przygotowywały korzystne także dla kobiet rozwiązania prawne (płacowe, emerytalne, dot. służby zdrowia i prawa pracy) - silniejszy udział kobiet nie stanowi w tym żadnej przeszkody, ale klucz tkwi w programie. Partie głównego nurtu albo go nie mają, albo proponują rozwiązania w najlepszym razie cząstkowe lub po prostu szkodliwe - i nawet 90 % posłanek w barwach takich klubów tego nie zmieni (co nie byłoby ich winą, bo wynikałoby z logiki systemu przede wszystkim).
ogólnie biorąc twoje uwagi jak najbardziej słuszne. Zasada parytetu nie usunie słabości ordynacji wyborczej. Jeśli nadal ordynacja będzie uprzywilejowywać giganty, to układ sił politycznych pozostanie niezmieniony - z udziałem kobiet czy bez.
A jednak - parytet może być właśnie narzędziem aktywizacji społecznej kobiet, której wagę tak (słusznie) podkreślasz... a w konsekwencji, długofalowo, przynieść pewne przesunięcia w układzie sił. Jeśli nie w formalnych strukturach (partie, kluby, programy), to przy załatwianiu KONKRETNYCH spraw.
Piszesz przecież: "Najważniejsze (...), żeby parlamenty i samorządy przygotowywały korzystne także dla kobiet rozwiązania prawne (płacowe, emerytalne, dot. służby zdrowia i prawa pracy) - silniejszy udział kobiet nie stanowi w tym żadnej przeszkody, ale klucz tkwi w programie." Tak, klucz tkwi w programie, ale bez swoistego kobiecego lobby w parlamencie te rzeczy nie zostaną załatwione, nawet gdyby uwzględniał je jakiś program. Wiemy, jak to bywa z realizacją programów i wyborczych haseł, prawda? Jak ktoś nie dopilnuje... ktoś, komu ZALEŻY...
Tak że zgódźmy się: parytet nie załatwia wszystkiego (i nie ma takich ambicji), ale stanowi krok we właściwym kierunku. Powinny za nim - o ile się da:) - pójść inne.
Propozycja "preferencji dla organizacji dążących do aktywizacji społecznej (również, choć nie tylko przedwyborczej) kobiet" jest dla mnie ciekawa, ale niejasna. Jakie preferencje masz na myśli?
główną siłą organizacyjną, zapleczem społecznym i taranem medialnym prącego do władzy AWS-u był największy polski związek zawodowy, co nie przeszkodziło rządowi łoBuzka-Balcerowicza w prywatyzowaniu i zamykaniu zakładów. SLD współtworzyło Parlamentarną Grupę Kobiet - nie uchroniło to przed likwidacją Funduszu Alimentacyjnego w okresie parlamentarno-rządowej dominacji tego ugrupowania. Stołek i dieta poselska (z perspektywą dalszej kariery w jakimś nomenklaturowym biznesie) mogą bardzo mocno zmienić punkt widzenia O ILE nie istnieje silna, sprawna i wytrwała, oddolna mobilizacja społeczna na rzecz konkretnych rozwiązań, czyli znowu wracamy do aktywizacji "na dole".
Zarówno partie polityczne jak i NGO'sy otrzymują na rozmaite sposoby fundusze publiczne (unijne, państwowe czy samorządowe). Byłoby dobrze, gdyby odpowiednie przepisy gwarantowały, że dodatkowym czynnikiem branym pod uwagę przy rozdziale dotacji czy subwencji musiałby być obligatoryjnie stopień zaangażowania kobiet (zarówno jako podmiotu jak i przedmiotu ich działań i kampanii). Oczywiście najlepiej, by rozwiązania te miały charakter "pozytywny", czyli przydawały dodatkowych punktów organizacjom w swojej działalności "prokobiecym", ale nie skreślały ani nie utrudniały działalności wartościowych, pożytecznych z innych punktów widzenia inicjatyw tylko z uwagi na ich słabości pod tym względem (efekt motywacyjny działałby tu i bez sankcji).
to, co piszesz, utwierdza mnie w przekonaniu, że parytet jest potrzebny (konieczny?), ale niewystarczający. Dokładnie tak samo jak pomysł punktów preferencyjnych dla organizacji za stopień "ukobiecenia".
Taki system punktów, skądinąd słuszny, prawdopodobnie utrwaliłby stan zwany NGO-izacją polityki. Który ma miejsce obecnie. Czyli organizacje społeczne - w większym niż dotąd stopniu rękami kobiet - sprzątałyby nadal po politykach-mężczyznach. Bez równoczesnego dowartościowania obecności kobiet w polityce - poprzez parytet czy inne mechanizmy, jeśli takowe istnieją - złudne jest wyobrażenie, że samo uczestnictwo w NGO-sach (jako podmiot lub przedmiot) zaowocuje ich udziałem w rządzeniu. Nie - tym bardziej utrwali się służebna rola kobiet i przywódcza - mężczyzn (którzy nadal przy podejmowaniu decyzji będą zapominać o ich sprawach).
Słowem - proponuję odejść od perspektywy albo-albo i przyjąć perspektywę i-i.
także o partiach politycznych. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale obecnie głównym kryterium przyznawania im państwowych dotacji jest.. ilość oddanych na każdą z nich głosów. Co stoi na przeszkodzie, by odpowiednią ustawą wprowadzić jakiś "współczynnik kobiecy" także przy ustalaniu dotacji dla partii politycznych? Rozwiązanie takie preferowałoby partie nie tylko/nie tyle zwiększające udział kobiet w swych działaniach, ale przede wszystkim te, które prowadziłyby kampanie lub proponowały prokobiece rozwiązania prawne (np. projekty zmian systemu emerytalnego). NGO-izację polityki (choć może inaczej nazywaną) sam też wielokrotnie krytykowałem, także w innych portalowych dyskusjach - społecznikostwo, choć ważne i potrzebne, nie zastąpi pracy politycznej. Wyciągam jedynie wnioski z faktu, że w NGO-sach i dla nich (często wolontaryjnie) działa znacznie więcej osób niż w partiach politycznych, łącznie z tymi pozaparlamentarnymi i "niszowymi".
Być może rzeczywiście skuteczniejszy. Nie znam się aż tak dobrze. Na pewno dla mnie interesujący jako propozycja.
Tylko powiedz: czy bez większego liczebnego udziału kobiet w parlamencie ktokolwiek uchwali kiedykolwiek taką ustawę, promującą kobiety???
Obawiam się, że nie. Oczywiście sam liczebny udział też nie jest gwarancją (zgodnie z tym, co pisałeś wcześniej), że tak się stanie. Ale zwiększa szansę.
I w polityce, i w ogóle na tym świecie wszystko polega wyłącznie na zwiększaniu bądź zmniejszaniu szans, prawda? A nie na pewności czy gwarancji. Więc znowu dochodzę do wniosku, że przydałoby się i jedno, i drugie - czyli i parytet, i inne rozwiązania, w tym - być może - to, które proponujesz ty. Jak rozumiem, jest to również i twoje stanowisko?
Napisz mi jeszcze, czy twoja propozycja to novum, czy może były/są próby wdrażania czegoś podobnego? Bo jak napisałam, nie znam się aż tak dobrze.