Co to znaczy mała ilość? ..jeśli ta mała ilość oznacza 10g to czy 11g oznacza już dużą ilość?
Co to znaczy miękki narkotyk? ..i dlaczego marycha ma być miękka a taki na przykład budapren już nie?
Dlaczego ktoś ma mi pozwalać łaskawie na połknięcie albo wdychanie czegokolwiek? Dlaczego ktoś ma mnie karać za to co lubię i co robię z WŁASNYM życiem?
O co właściwie w tej inicjatywie chodzi? Żeby jeszcze więcej osób zaangażować w dociekanie czy słusznie zapaliłeś skręta? Żeby jakiś prawnik zarobił na wykazywaniu, że miałeś o dwa gramy czegoś tam za dużo?
Przecież jak ta proponowana ustawa wejdzie w życie, to nie przestaną wsadzać do pierdla tak jak wsadzają. Różnica taka, że już zupełnie nie będziemy wiedzieć za co siedzimy. Kolejne żerowisko dla cwaniaków-prawników i łapowników będzie. Kolejna furta korupcji w wymiarze sprawiedliwości. Wolności od tego nie przybędzie.
Przestańcie się zachowywać jak dzieciaki w piaskownicy i pójdźcie raz na całość. Jak zrobicie projekt obywatelski ustawy o całkowitej depenalizacji wszystkich narkotyków, to macie mój podpis i poparcie!
że kary za posiadanie narkotyków są zawieszane
odzielić zwalczania klientów i sprzedawców rynku narkotykowego. Jeżeli będą - cieszący się w dodatku poczuciem bezkarności nabywcy narkotyków, to zawsze znajdą się dilerzy.
No, chyba, że klienci dilerów mieliby możliwość samodzielnej hodowli drzewka albo dwóch ;) Kto by wtedy korzystał z usług dilerów???
zalegalizujemy pędzenie bimbru to znikną sklepy monopolowe...
Ale alkohol jest w powszechnym, legalnym, kontrolowanym przez państwo obrocie - marihuana nie. I umówmy się jest to absurd - nie ma dowodów na to, że marihuana to tzw. "gateway drug", nie ma dowodów na to, że jest silniej uzależniająca od papierosów czy alkoholu. Gdyby marihuana była faktycznie tak szkodliwa jak jest przedstawiana, to w tym momencie mielibyśmy kilkaset tysięcy ludzi, którzy poprzez marihuanę wpadli w cięższe narkotyki (a tak nie jest) czy też nie wyobrażających sobie życia bez trawy, palących ją codziennie, thus nie mogących właściwie funkcjonować w społeczeństwie (a tak nie jest).
Dyskusja jak sądzę hobbystyczna, bo nikt nikogo nie przekona ;) Więc na zakończenie akcent humorystyczny:
http://www.youtube.com/watch?v=39fm-MTgb50
zgadzam się z 4literami, ale tutaj ma całkowitą rację.
Albo legalny jest obrót wszystkimi narkotykami, albo jest nielegalny i wówczas stosować drakońskie kary zarówno wobec handlarzy, jak i posiadaczy.
ale ja odnosiłem się wyłącznie do chętnie przywoływanego argumentu o tajemniczym wyginięciu dilerów przy legalizacji narkotyków. Które jest i w sensie praktyki i teorii idiotyczne po prostu.
Argumenty, że nie ma logicznej ciągłości w zapaleniu trawki do heroina w zyłe też mnie nie przekonują. Brzmią identycznie jak argument prawicy o legalizacji posiadania broni.
Tu też nie sposób wykazać ciągłości pomiędzy mam w domu uzi a wpadłem do szkoły na mała masakrę.
Po prostu tak może się zdarzyć więc nie ułatwiamy jako społeczeństwo potencjalnemu psycholowi zadania.
Jedyne co dla mnie brzmi jako tako sensownie to argument iż państwo nie powinno decydować za obywatela co ten wciąga pije pali czy wstrzykuje. Ale ponieważ nie wiem i nikt nie jest w stanie mi wyjaśnić w jaki sposób spowodować aby przyszły narkoman zapłacił w konsumpcji za swoje leczenie a koszty finansowe tegoż, koszty społeczne jego zachowań ijego dysfunkcyjność. Dlatego jestem przeciw.
P.S w akcyzę nie wierze bo jestem pewny logiki ludzkiej przy zakupie. A przy wliczeniu wszelkich kosztów potencjalnych koszt narkotyku po oficjalnym kursie musiałby być dużo wyższy niż w "podziemiu"
Efektem mielibyśmy takiego dolara z PRL.
a co z haszyszem?
Czy alkoholu i papierosów też się to tyczy? A co z Prozakiem albo Nitrazepanem?
Narkotyki powinny być legalne. Niech narkomanii ich używają do bólu, a raczej do śmierci. Liczba zgonów narkomanów, uświadomiłaby reszcie, że narkotyki to trucizna. Leczenie narkomanów powinno się odbywać na ich koszt. Jeśli nie stać, to niech giną w melinach.
zalegalizuje się marihuanę, zaraz pojawi się żądanie legalizacji haszyszu. I tak dalej - aż do heroiny.
nie można karac ludzi za to co robią ze swoim życiem i swoim ciałem. Sam nie biorę narkotyków i nigdy bym nie wział , ale jestem za ich legalizacją.
Równie absurdalne byłoby karanie człowieka za próbę samobójstwa
mój boże!miejmy nadzieje, że ten straszny dzień nigdy nie nadejdzie
Haszysz można w skrócie określić jako mocniejszą formę zwykłej marihuany. Haszysz, jak sądzę wiesz, to żywica z drzewka, o wiele większym stężeniu THC (ok. 20%). IMHO jest to wciąż konopia, więc również powinna być lokalna. Konopie i THC są naprawdę czymś innym niż opiaty czy LSD, więc mówienie "zacznie się na marihuanie, potem haszyszu, a skończy na heroinie" jest wzięte z kosmosu.
Maciej - z tego co pamiętam chyba istnieją jednak statystyki pokazujące korelację między liczbą przestępstw z użyciem broni a posiadaniem tejże. Z tego co wiem nie ma natomiast korelacji między paleniem trawy a przejściem do mocniejszych narkotyków. Zresztą, powtórzę się - gdyby taka korelacja istniała nasze (i nie tylko nasze) społeczeństwo miałoby w tej chwili duuuuży problem z ogromną liczbą uzależnionych od twardych narkotyków (37% uczniów II klasy szkoły ponadgimnazjalnej miało choć raz w życiu kontakt z marihuaną i haszyszem, dane z 2003).
To wszystko prowadzi mnie do raczej prostej konkluzji - obecne prawo jest nieskuteczne jeśli chodzi o walkę z prawdziwą przestępczością, jest natomiast bardzo skuteczne jeśli chodzi o kryminalizowanie - warte zauważenia - przede wszystkim gorzej sytuowanej młodzieży (bo gwiazd showbiznesu albo nie wiem - dziennikarzy, raczej to nie spotyka...) za posiadanie jointa albo worka (1 grama) na własny (i przyjaciół ;]) użytek. Dlatego przede wszystkim depenalizacja posiadania na własny użytek.
Prawactwo ma ludzi za idiotów, uważają, że jeśli ktoś od czasu do czasu zapali trawkę jest narkomanem, którego trzeba wsadzić do więzienia. Nikomu nie przeszkadzają wszędobylscy pijacy i żule, ale przeszkadzają im ludzie - obojętnie czy bizmesmen, czy student - którzy nie czynią nikomu nic złego paląc trawkę. Kontrola, zakazy, trzeba kontrolować obywateli żeby nie było niepożądanych myśli, poglądów i czynów niezgodnych z prawicową logiką.
o wszystkich narkotykach. Co jeszcze ludzie wymyślą, to jedynie mgliste, niczym nie uzasadnione, przypuszczenia.
Jest prawdą, że alkohol to jedyny narkotyk /z dotychczas istniejących/, który powoduje skutek odwrotny od wszystkich pozostałych: im więcej się od niego uzależniasz, tym mniej potrzebujesz do wprowadzenia się w stan upojenia.
Byłby to jakiś argument na rzecz pozostawienia go legalnym, ale generalnie, powtarzam, albo wszystkie legalizujemy, albo używanie i posiadanie wszystkich, delegalizujemy.
Statystyki z USA:
-Nikotyna zabija około 400,000 osób rocznie
-Alkohol zabija ok 80,000
-Wypadki w miejscu pracy zabijają 60,000
-Wypadki samochodowe zabijają ok 40,000
-Kokaina zabija ok 2,500
-Heroina ok 2,000
-Aspiryna(!) ok 2,000
-Marihuana dokładnie 0
Nie znajdziemy w historii świata, ani jednego przypadku zgonu z powodu przedawkowania marihuany. Warto dodać, że w ciągu ostatniego roku, legalna nikotyna zabiła w USA więcej ludzi niż wszystkie pozostałe nielegalne narkotyki na przestrzeni ostatnich stu lat!
Raport Światowej Organizacji Zdrowia z 1995 roku, mówi, że nikotyna i alkohol stanowią większe zagrożenie dla zdrowia niż marihuana.
Niebawem zamieszczę na blogu raport który przygotowałem dla SDPL, w którym przedstawiam więcej argumentów za depanalizacją. Nie zgadzam się, że jedna strona nie może przekonać drugiej. Po prostu cała dyskusja jest zagarnięta przez jedną stronę, w dodatku tę która nie posiada przekonywujących argumentów.
"IMHO jest to wciąż konopia, więc również powinna być lokalna.", powinno być rzecz jasna "IMHO jest to wciąż konopia, więc również powinna być legalna."
A ja nic nie wiem o przypadku zgonu z powodu przedawkowania nikotyny.
Porównanie alkoholu, trawki i innych narkotyków -
http://newsimg.bbc.co.uk/media/images/42718000/gif/_42718419_drugs_graph2_416.gif
ale o raku płuc i zawałach serca słyszałeś? Dla dobra mojego argumentu, marihuany wcale nie trzeba palić. Żeby było jasne, ja się nie wpisuje w popularne w ostatnich latach uzdrawianie obywateli na siłę. Ludzie mają prawo palić papierosy i pić alkohol, jeżeli taka jest ich wola. Mają też prawo palić marihuanę, która jak udowodniono jest mniej szkodliwa od alkoholu i nikotyny. Nie widzę też powodu by wsadzać ludzi do więzień, za to, że ich wolą jest zatruwać się heroiną. Nie tędy droga.
panowie majrys i jedrzeju ale to trochę tanie jest i naciagane.
po pierwsze cienkie w sensie argumenty jest lobbowanie na rzecz zjawiska X wskazując, że jest mniej szkodliwe niż zjawisko Y. Czyli jak rozumiem koronnym argumentem za legalizacją syfu ma być fakt że inny syf jest legalny?
Po drugie cóż znaczy argument umieralności. Bo ja chętnie jak przy każdym badaniu poznałbym kontekst tejże.
Bo czy ta umieralność z powodu alkoholu to jest umierający pan x który pije kieliszek wina do obiadu? Czy może jednak nałogowy alkoholik?
Czy ta umieralność z powodu papierosów to ktoś kto pali jednego do piwa raz na miesiąc na imprezie czy nałogowy palacz pt paczka pęka w dzień.
Bo jeśli ja czytam argument nikt nie umarł jeszcze od jednego jointa to chciałbym panów oświecić, że od jednego papierosa i jednego kieliszka albo kufla piwa też jeszcze nikt nie umarł.
Skoro przez zwolnników legalizacji wódka uważana jest za narkotyk ciężki to porównujmy zgony od wódki z zgonami od heroiny.
Porównajmy faceta który pali 20 jointów dziennie z facetem który pali 20 papierosów dziennie i wtedy oceńmy zdrowotność narkotyków.
Jeśli mówimy o konsekwencjach stosowania danej używki to na boga trzymajmy się konwencji skali i użytkowania. Bo na tej zasadzie możemy i sporządzić listę ofiar zawału po nadużywaniu kawy a lista problemów zdrowotnych z przejedzenia wogóle by nas zaszokowała.
Ah i na koniec argument o nieskuteczności prawa jest jednym z najbardziej wytartych i absurdalnych. Bo przy odrobinie fantazji każdemu zdarzeniu nielegalnemu na dziś można przypisac ileś procent zdarzeń które udowodnią iż nie jest możliwe 100% zapobieganie jego wystepowania.
I bardzo jestem ciekawy skąd te dane dotyczące klasowości kryminalizowania narkotyków bo z tego co pamietam forum terapeutyczne w jedynym chyba badaniu jakie miało w tym kraju miejsce wykazało coś całkiem odwrotnego że z narkotyków jako uzywek korzystają najczęsciej mieszkańcy dużych miast dobrze oceniający swoją sytuacje materialną
wśród "proletariatu" staromodna wódeczka cieszy się nadal niesłabnącą popularnością.
ciekawe uwagi krytyczne o micie szkodliwości palenia formułuje Zizek.
A zresztą i bez Zizka mogę ze swojego otoczenia rodzinnego przytoczyć wiele przykładów palaczy, ktorzy dożyli nieraz do 90-tki, paląc jak smoki.
Po pierwsze - Owszem, jeżeli jeden szkodliwy syf jest legalny, to niech ten mniej szkodliwy syf nie będzie przynajmniej karany więzieniem!
Po drugie - Nałogowy alkoholik a nałogowy palacz maryśki. Ten pierwszy umrze wcześniej, o ile wierzymy wynikom badań naukowych. Oczywiście, że kieliszek czegoś do obiadu nie szkodzi, podobnie jak joint w weekend.
Nikt nie umarł od jednego kieliszka, ale już od udławienia się własnymi rzygowinami po ostrym piciu umarło sporo osób. Przestępstwa popełnione pod wpływem alkoholu to o ile pamiętam dwucyfrowa liczba w kontekście wszystkich wykrytych przestępstw. A wypadki po alkoholu? Nikt nie umarł od jednego kieliszka, ale ogólnie rzecz biorąc to alkohol spowodował troszkę więcej zgonów niż niewinna maryśka. Ale to za maryśkę idzie się do pudła, a za upijanie się w miejscu publicznym grozi nam co najwyżej mandat. Nie lubię jak państwo wspiera hipokryzję.
Po trzecie. Nie wiem po co mielibyśmy porównywać zgony od wódki ze zgonami od heroiny. Liczebnie nie ma co porównywać po użytkownicy wódki to marginalna część społeczeństwa. Użytkowana codziennie heroina prowadzi do uzależnienia i śmierci, podobnie jak użytkowana codzienne wódka, tyle że tej drugiej trzeba dać trochę więcej czasu. Z drugiej strony, uważasz, że dobrym rozwiązaniem jest wsadzanie użytkowników heroiny do więzień? Po co? Po to aby dalej zapadali w swoim nałogu, poznali kilku nowych dealerów? Ciężki nałóg to choroba, i nie ważne czy spowodowana alkoholem czy heroiną. To się leczy.
Po czwarte. Nie będziemy porównywać człowieka który pali 20 jointów dziennie do człowieka który pali 20 papierosów dziennie, bo to tak jak porównywać człowieka który pije 3 pól litrowe puszki piwa, to takiego który pije trzy pół litrowe puszki wódki. Joint służy do czegoś innego niż papieros, i inaczej się go używa, w innych proporcjach, nie rób sobie jaj. Prawie nikt nie pali 20jonitów dziennie, 10mln osób w Polsce pali 20 papierosów dziennie.
Po piąte. Odnośnie skuteczności prawa. Prawo antynarkotykowe ma uderzać w zrodło a nie efekty. Trochę liczb. I.Zaostrzenie regulacji w roku 2000, zwiększyło zamiast zgodnie z ówczesnymi przewidywaniami zmniejszyć ilość użytkowników, oraz zmniejszyły ceny narkotyków o średnio 20%! W latach 90 okazjonalny palacz marihuany mógł legalnie wyhodować krzaczek konopi na swój własny użytek. Mafia narkotykowa dla której sprzedaż marihuany stanowi główne źródło dochodu, nie mogła liczyć na tak zawrotne zyski jak teraz. Zaostrzenie przepisów pociągnęło za sobą lawinowy wzrost przestępstw narkotykowych z niecałych 20 tys. w 2000 r. do blisko 50 tys. w trzy lata później. Jeszcze szybciej rosły liczby skazanych na karę pozbawienia wolności (ok. 500 osób w 1997 r.; ponad 5 tys. w 2002 r.). Większość ze skazanych to okazjonalni użytkownicy. Wykrywalność pozostałych rodzajów przestępstw narkotykowych stoi w miejscu lub zwiększyła się nieznacznie. Działalność aparatu sądowniczego, oraz organów ścigania pochłania w Polsce 93% środków przeznaczonych na walkę z narkomanią. W ok. 50% przypadków działalność tych instytucji skupia się na okazjonalnych użytkownikach, w większości użytkownikach konopi.
To trochę danych. I jeszcze - w Holandii, centrum światowym liberalizmu narkotykowego, jest procentowo mniej heroinistów niż w Polsce. Prawo kolego Stańczykowski, powinno być skuteczne. Użytkowanie narkotyków to tzw. przestępstwo bez ofiary, tak więc o ile penalizacja takiego przestępstwa nie przynosi konkretnych skutków, nie jest potrzebna. I na koniec - Pamiętajmy o prohibicji. Penalizacja napędza mafię i kreuję rynek narkotyków poza wszelką kontrolą państwa. Przynosi same szkody, nie tylko jednostkom ale też państwu.
wśród "proletariatu" staromodna wódeczka cieszy się nadal niesłabnącą popularnością.
Macieju pij ty sobie ta goude na zdrowie (?), badz laskaw tylko nie wszczynac po nie burd.
Całość ustalania co jest bardziej szkodliwe jest dla mnie dość idiotyczna bo nie szkodliwość jest dla mnie argumentem przeciw ale niemożliwość ekonomicznego i społecznego uregulowania rachunku przez potencjalnego narkomana za swoje potencjalne koszty wyjścia z nałogu i leczenia. A te są nieporównywalnie wyższe niż koszty leczenia alkoholizmu co potwierdzi ci każdy terapeuta od uzależnień.
Jak mi ktoś z zwolenników legalizacji wyjaśni w jaki sposób zorganizować produkcje sprzedaż narkotyków jednocześnie zachowując ekonomiczny zysk pozwalający nie dotować uzależnionych to pasuje natychmiast bo z założenia jestem za nie wtrącaniem się państwa w żadne kwestie obyczajowo kulturowe.
Po drugie kompletnie nie rozumiem z jakiej paki mamy legalizować syf skoro wiemy że to syf tylko dlatego, że nie jesteśmy w stanie z powodów kulturowych ekonomicznych etc etc zdelegalizować innego syfu... Dla mnie logika godna kolibra, który na hasło stop legalizacji broni palnej krzyczy, że przecież nóż można w każdym Auchan kupić.
ale jak rozmówca wywołuje to trzeba i adwokata diabła grać do argumentacji się dostosować.
Zatem po pierwsze nie wódka i zioło ale jak już to wódka i heroina bo zdaje się iż koronnym argumentem zwolenników legalizacji jest argument iż ta pierwsza w działaniu i uzależnieniu jest narkotykiem twardym nie miękkim. Więc jak już coś porównujemy to piwo z zioło nie wódkę z zioło. Więc jeśli chcemy się licytować na popełnione przestępstwa to przy nadużyciu wódki proszę mi nie przywoływać rozkosznego studenta z akademika co raz na miesiąc przypali.
Jak już chcemy tego zadławionego własnymi rzygami porównywać których wcale nie jest tak mnogo. Tu małe wyjaśnienie - organizm nie zatruty czyli nie upijany krócej niż dwa trzy dni wydala truciznę przy stanie świadomości. Ot taki wentyl bezpieczeństwa.
Więc jeśli chcemy tego zadławionego porównać to nie do jointa na miesiąc ale do ostrego ładowania w siebie. Czy wtedy schodzących z przedawkowania lub innych skutków wyjdzie nam mniej niż z powodu wódki. Śmiem wątpić.
I tu płynnie przechodząc do czegoś co mnie lekko irytuje bo świadczy o traktowaniu rozmówcy jako potencjalnego debila.
Otóż argumentacja ogólnie ile przestępstw jest o tyle fałszywa i populizmem trąci na mile bo nie uwzględnia mój kolego kontekstu procenta używających. Gdyby twoją metodą porównywać statystyki przestępstw to podpowiem, że najwięcej ich popełniają Chińczycy bo ich najwięcej jest. Równie dobrze moglibyśmy bowiem tą wyliczać, że rudzi w Polsce popełniają mniej wykroczeń niż nie rudzi Polacy z dziada pradziada. W jakimś sensie będzie to zapewne prawda z gatunku tych gówno prawd.
Statystyki bowiem robi się w pewnej próbie na próbie procent wyliczając. I teraz trzymając się konsekwencji użycia czyli twarde narkotyki wódka miękkie narkotyki piwo. Gdyby zatem te same grupy w podobieństwie skutków działania narkotyków w procencie przebadać to rozkład procentowy wypadnie ci dużo mniej fajnie.
Idąc tym tropem znowu proponuje zachowywać skale w podawaniu mrożących krew w żyłach danych o przestępstwach i używających narkotyki.
Po pierwsze kiedy penalizujemy daną czynność to jest lekko idiotyczne porównywać statystyki przestępstw z przed kryminalizacji. Nie wiem chyba jest dość oczywiste? Czy nie? To wytłumaczę.
Po drugie to trochę jak z naszymi bystrymi dziennikarzami którzy przy okazji każdej akcji bezpieczny weekend dziwią się, że wypadków coraz więcej niż 10 lat temu. Drobny fakt iż ilość pojazdów mechanicznych i polaków jeżdżących nimi na długi weekend systematycznie wzrasta im jakoś podobnie jak panu umyka.
Naprawdę warto czasami porównując lata 2000 a 2007 o latach 90 tych nie wspominając wziąć pod uwagę dostępność i popularność danego specyfiku. Bo idąc dalej logiką porównań chciałem z radością poinformować Pana, że w porównaniu z latami 80 tymi znacząco spadła ilość wdychających klej.
Co do Holandii zaś to miałem przyjemność się interesować kwestią z racji smażenia jakiegoś wątpliwej jakości tekstu w którym o ironio uznawałem natychmiastową potrzebę legalizacji ziela. Tylko, że później miałem okazję zapoznać się z innym punktem widzenia i nie byłem już tak pewny swego. A i redakcja nie była tak pewna czy słusznie to coś wydrukowała.
Otóż garść statystyk jest taka, że rząd Holandii faktycznie osiągnął sukces w walce z twardymi narkotykami ale sukces stosunkowo statystyczny. Jeśli kolega poczyta sobie na stronach terapeutycznych o definicji uzależnienia to ta odbiega w tym pięknym kraju od definicji przyjętej w Polsce i większości krajów UE. Spadek liczby uzależnionych jest w tym przypadku raczej przewidywalny.
Nie jestem też pewien czy spodobałoby się Panu zaostrzenie kar jakim podlegają ci którzy z jointa przeszli nieco na wyższy poziom zabawy. Są one dużo wyższe niż w Polsce i bardziej restrykcyjne. A samą Holandie spotkała dzięki temu humanitaryzmowi ostra bura ze strony ONZ towskich komisji.
I wreszcie szacuję się że 2,5% holendrów jak to się mówi pali zioło. Statystyka bynajmniej nie szokująca. Bo pali zdaję się około 5% amerykanów gdzie najsilniej walczy się z narkotykami. Podobne zresztą wskaźniki mają i te kraje które na legalizacje narkotyków się nie zgodziły. Jest tylko jedno mało ale. Wśród tych palących prawie 70% stanowią osoby poniżej 21 roku życia. Co już jest wskaźnikiem nieciekawym. Dla porównania we Francji wynosi on 54% wszystkich użytkowników, w Niemczech 48% a w Austrii 43%.
Nie bez powodu drogi kolego władze Rotterdamu zdecydowały się na zamknięcie wszystkich coffe shopów które są umiejscowione blisko szkół. Władze Amsterdamu z tego samego powodu zamknęły 40 z 228 takich przybytków. Jednocześnie apelując do władz o zaostrzenie kontroli wobec zakupu narkotyków. Za Onetem podając.
Tak jeszcze w ramach ciekawostki Holandia i Belgia a za nimi Francja mają najwyższy w europie wskaźnik występowania wśród osób poniżej 21 roku życia zespołu amtoywacyjnego. Wie kolega co go wywołuje?
Co do mafii to jedno mnie zawsze zastanawiało. Żeby nie było garść statystyk w opracowaniu Gajka o rynku konopii dostępnym na stronach terapeutycznych choćby Rutkowskiego. Wartość rynku narkotykowego w Holandii to jakieś 5 mld euro rocznie. Z czego ok. 2 mld przypada na obrót nielegalny. Wbrew bowiem powszechnym oczekiwaniom podziemie nie znika wraz z legalizacją a ograniczyć się je da wyłącznie obniżką kosztu zakupu.
Przed samą legalizacją wartość rynku szacowano na 3,2 mld euro rocznie. Ergo wartość rynku zwiększyła się o 1,8 mld euro. A wartość rynku zwiększa co? Hmmm? Wzrost popytu? No to ja dziękuje za takie sukcesy w walce z przestępczością.
Ufff trochę się tego zebrało więc kończąc. Mnie naprawdę nie chodzi o wzrost ilości uzależnionych o zdrowotne konsekwencje etc etc. Łykam argument, że skoro wódka legalna to czemu nie soft drugs. Ale pod warunkiem, że ktoś wymyśli sensowną metodę ściągania z palących wdychających i innych ących należnych państwu środków które sfinansują ich leczenie i zrównoważą koszt jaki poniesie społeczeństwo z racji ich nałogu.
Bo argumenty, że legalizujemy dla dobra młodzieży, żeby mogła popalić w spokoju a nie uciekać przed policją i że narkotyki nie takie złe a na pewno nie gorsze niż pół litra brzmią dla mnie absurdalnie głupio.
Macieju jest najlepsza antyreklama uzywania alkoholu, to dosc powszechnie znana prawda.
a ja jestem zatwardziałym prawicowecem co lubi co jakiś czas zajarać blanta w miłym towarzystwie i mam polewkę z tych co nie kumają już grass/hasz to o niebo mniej szkodliwa rzecz niż nadmierna ilość browarów
i się zgadzam w 100% z tymi co chcą legalizacji THC
jakiś przygłup od "monaru" swego czasu uwziął się na ziołojaraczy i dziś w takim podlaskim mamy rocznie ok 500 wyroków sądowych na ludziach co lubią zioło
PIŁEŚ NIE JEDŹ! ZAPAL ODLEĆ
a ty "abcd" (skądinąd spoko chłopaku) zacznij jarać to zaczajisz o co kaman
że ludzie tacy jak ABCD nie mają żadnego pojęcia o narkotykach, ale mają ściśle określone stanowisko w ich kwestii.
Postaram się krótko, aby nie zamęczać zbytnio czytających.
"nie szkodliwość jest dla mnie argumentem przeciw ale niemożliwość ekonomicznego i społecznego uregulowania rachunku przez potencjalnego narkomana za swoje potencjalne koszty wyjścia z nałogu i leczenia. A te są nieporównywalnie wyższe niż koszty leczenia alkoholizmu co potwierdzi ci każdy terapeuta od uzależnień."
To iście prawicowy argument. Od kiedy to lewicowcy podliczają wszystkie koszty funkcjonowania społeczeństwa w tabelkach i na tej podstawie decydują komu należy się pomoc a komu nie? Po drugie, koszty alkoholizmu są nieporównywanie większe od kosztów narkomanii, i nie jest żadnym argumentem, że gdyby tyle samo osób ćpało co piło to te koszty byłyby większe. Narkomania to margines i nic nie wskazuje na to, by to się miało zmienić.
Jeżeli zaś już upierasz się przy pytaniu skąd pieniądza(chociaż zaznaczam, że dla mnie to żaden argument), to już odpowiadam. Legalny obrót narkotykami miękkimi, opodatkowany jak w Holandii. Myślę, że to by pokryło większość jeżeli nie całość kosztów leczenie ciężkich przypadków, a i na alkoholików by pewnie starczyło. Aby zalegalizować marihuanę, trzeba ją najpierw zdepenalizować. Proste.
"Otóż argumentacja ogólnie ile przestępstw jest o tyle fałszywa i populizmem trąci na mile bo nie uwzględnia mój kolego kontekstu procenta używających. Gdyby twoją metodą porównywać statystyki przestępstw to podpowiem, że najwięcej ich popełniają Chińczycy bo ich najwięcej jest. Równie dobrze moglibyśmy bowiem tą wyliczać, że rudzi w Polsce popełniają mniej wykroczeń niż nie rudzi Polacy z dziada pradziada. W jakimś sensie będzie to zapewne prawda z gatunku tych gówno prawd."
Ale Maciej. Mnie nie obchodzi kontekst tylko efekt końcowy. Alkohol wywołuje szkody społeczne i kosztuje to państwo gorę pieniędzy. Poza tym, gdyby zastąpić alkohol marihuaną, doznalibyśmy spadku poziomu przestępstw bo marihuana w ogromnej większości przypadków nie wywołuje nadpobudliwości ani agresji. Nie porównujmy też do heroiny, bo to używka mniejszości użytkowników i nic nie wskazuje na to by nawet jej depenalizacja miała wywołać zwiększenie zapotrzebowania na nią.
"Dla porównania we Francji wynosi on 54% wszystkich użytkowników, w Niemczech 48% a w Austrii 43%. "
W Niemczech i w Austrii narkotyki są powszechnie dostępne i można posiadać w niektórych landach nawet do 30g narkotyku, plus legalne jest hodowanie małej ilości na użytek własny, tak więc liberalizm jest tam zbliżony do tego w Holandii(Tylko bez coffeshopów), tak więc argument nie zadziałał.
"Tak jeszcze w ramach ciekawostki Holandia i Belgia a za nimi Francja mają najwyższy w europie wskaźnik występowania wśród osób poniżej 21 roku życia zespołu amtoywacyjnego. Wie kolega co go wywołuje?"
Akurat we Francji narkotyki są karane, i jest to jeden z niewielu krajów w Europie gdzie nie można posiadać nawet grama czegokolwiek. Uprzedzając argument o bliskości liberalnej Holandii i Belgii - jeszcze bliżej leży Luksemburg, również Niemcy. Jakieś statystyki dotyczące zespołu amotywacyjnego w tych krajach?
"Wartość rynku narkotykowego w Holandii to jakieś 5 mld euro rocznie. Z czego ok. 2 mld przypada na obrót nielegalny. Wbrew bowiem powszechnym oczekiwaniom podziemie nie znika wraz z legalizacją a ograniczyć się je da wyłącznie obniżką kosztu zakupu."
To teraz przyjacielu, powiedz mi na podstawie swoich statystyk ile z tych 2mld nielegalnego obrotu, obejmuje obrót marihuaną? Coś mi się wydaj, że marihuana nie będzie zajmowała większości, a raczej kokaina, amfetamina i heroina(swoją drogą heroina i kokaina mają kilkukrotnie większą wartość rynkową niż marihuana). Coś mi się wydaje, że gdyby to obliczyć, okazałoby się, że 3/4 obrotu miękkimi narkotykami znajduje się pod kontrolą państwa. W Polsce 100% pod kontrolą mafii, tak więc jeżeli to miał być argument przeciw, to obawiam się, że wyszło całkiem na odwrót.
"Przed samą legalizacją wartość rynku szacowano na 3,2 mld euro rocznie. Ergo wartość rynku zwiększyła się o 1,8 mld euro. A wartość rynku zwiększa co? Hmmm? Wzrost popytu? No to ja dziękuje za takie sukcesy w walce z przestępczością."
Tak jest, zapotrzebowanie na narkotyki ogólnie rzecz biorąc wzrosło od lat 70, kiedy to rozpoczął się proces liberalizacji prawa w Holandii. Coś mi się wydaje, że wartość tego rynku wzrosła w podobnym stopniu we wszystkich krajach, od tamtego czasu...
"Ale pod warunkiem, że ktoś wymyśli sensowną metodę ściągania z palących wdychających i innych ących należnych państwu środków które sfinansują ich leczenie i zrównoważą koszt jaki poniesie społeczeństwo z racji ich nałogu."
Teraz i tak za nich płacimy, plus za koszty pracy policji, prokuratury, sądów i ich pobytu w więzieniu. To zżera 93% kasy przeznaczanej na walkę z narkomanią. Depenalizacja - 1 krok. Drugi krok to legalizacja i objęcie kontrolą państwa obrotu miękkimi używkami, a tym samym realne pieniądze z tego procederu wracają do społeczeństwa i mogą posłużyć leczeniu ciężkich przypadków narkomanii, profilaktyce na wielką skalę, propagandzie i walce z nielegalnym obrotem. Jeżeli szukasz pragmatycznych rozwiązań, to liberalizacja prawa jest właśnie tym. Pozdrawiam
"To iście prawicowy argument. Od kiedy to lewicowcy podliczają wszystkie koszty funkcjonowania społeczeństwa w tabelkach i na tej podstawie decydują komu należy się pomoc a komu nie? Po drugie, koszty alkoholizmu są nieporównywanie większe od kosztów narkomanii, i nie jest żadnym argumentem, że gdyby tyle samo osób ćpało co piło to te koszty byłyby większe. Narkomania to margines i nic nie wskazuje na to, by to się miało zmienić."
Nie wiem co w tym prawicowego. Prawicowe jest założenie, że ćpasz to twój problem niech cię leczy rodziną i kumple od moich podatków wara. Nie sprzeciwiam się leczeniu narkomanów ani przy delegalizacji narkotyków ani po jej ewentualnej legalizacji.
Nie widzę nic nielewicowego w fakcie iż chcemy aby osoby które mogą choć nie muszą wymagać leczenia zapłaciły za to leczenie. W państwach które ograniczają możliwość palenia papierosów debatuję się nad podwyższeniem składki zdrowotnej dla palaczy i także nie widzę w tym nic zdrożnego.
Co do alkoholizmu natomiast to ja nie lubię gdybylandii. Alkohol w naszym kręgu kulturowym jest i popularny też jest i nic nie wskazuje aby szybko przestał być. Można się zastanawiać co zrobić aby nie był ale cóż to na boga ma wspólnego z narkotykami? Jeszcze raz powtórzę nie rozumiem logicznej ciągłości apelowania o legalizacje syfu wskazując na istnienie innego syfu. Bo wnioskowanie iż skoro leży kupa brudnych naczyń to dołożymy kolejny talerz. Nie wynika żaden logiczny wniosek poza takowym iż kupa powiększy nam się z pewnością.
Co do leczenia i terapii. To koszty społeczne i zdrowotne jakie płaci społeczeństwo za uzależnionych są wyższe wyłącznie z racji większej ilości uzależnionych. W sensie wartości porównawczej narkotyki jednak kosztują dużo bardzo dużo więcej. I znowu nie rozumiem tu przywoływania alkoholu. Ten alkohol i ci alkoholicy panie jedrzeju nie zniknie. nie znikną nam koszty społeczne leczenia alkoholików.
Terapia wychodzenia z narkotyków to koszt olbrzymi. W przypadku alkoholu syndrom odstawienia jest radykalnie krótszy, syndrom powrotny zdarza się 20:1 raza rzadziej. Zespoły absencji czyli tzw "lenia społecznego" występują wyłącznie przy używaniu bądź krótko bezpośrednio po nim etc etc.
Co do kosztów ano właśnie po raz kolejny wracamy do gdybylandii. Holandia panie Jędrzeju nie „zarabia” na narkotykach. Pomysł legalizacji tam pojawił się jako chęć ograniczenia uzależnienia od narkotyków twardych i chęć kontroli używających. Państwo dotuje wszelkie formy pomocy palącym uzależnionym etc etc. Podpowiem Panu dlaczego. Bo inaczej się nie da. Koszt oficjalny dystrybucji plus koszt leczenia nie bilansuje się podatkami pośrednimi. Ja proszę kolegi też kiedyś myślałem, że starczy ale za dużo tu kosztów stałych, których mafia nie ponosi a Państwo jeśli nie jest tym z marzeń Korwina Mikke i owszem
I Tu jest kwestia założeń ja po prostu nie widzę powodu aby Państwo rywalizowało z mafią cenowo, którą tą wojnę z założenia przegra. Bo ma kilka ważnych i jeden najważniejszy wydatek stały – leczenie uzależnionych. Gdzie stawką rywalizacji jest zdrowie obywateli.
„Ale Maciej. Mnie nie obchodzi kontekst tylko efekt końcowy. Alkohol wywołuje szkody społeczne i kosztuje to państwo gorę pieniędzy. Poza tym, gdyby zastąpić alkohol marihuaną, doznalibyśmy spadku poziomu przestępstw bo marihuana w ogromnej większości przypadków nie wywołuje nadpobudliwości ani agresji. Nie porównujmy też do heroiny, bo to używka mniejszości użytkowników i nic nie wskazuje na to by nawet jej depenalizacja miała wywołać zwiększenie zapotrzebowania na nią.”
Panie Jędrzeju proszę mi wybaczyć ale znowu Pan gdyba. Napiszę jeszcze raz. Legalizacja delegalizacja to alkohol nie zniknie. Gdyby zastąpić… A gdyby Panie Jędrzeju ludzie rowerami a nie samochodami jeździli….
Więc nie podejmuje się z Panem spierać co by było gdyby. Chciałem jedynie wskazać nieuczciwość podejmowania danych statystycznych bez kontekstu próby zjawiska. A ta próba Panu wzrośnie bo Panie Jędrzeju legalizacja zjawiska skutkuje wzrostem użytkowników danego. Zawsze i pod każdą szerokością geograficzna. Zawsze i w przypadku każdego zdarzenia. Trzymając się Holandii nikt tam nie zaprzecza iż osób używających jest więcej oczywiście z korektą na przejściowe mody trendy bunty etc etc. Argumentem ma być spadek kryminalnej strony używania, kontrola używających przez Państwo i spadek uzależnionych od twardych narkotyków.
„W Niemczech i w Austrii narkotyki są powszechnie dostępne
i można posiadać w niektórych landach nawet do 30g narkotyku, plus legalne jest hodowanie małej ilości na użytek własny, tak więc liberalizm jest tam zbliżony do tego w Holandii(Tylko bez coffeshopów), tak więc argument nie zadziałał.”
Ja jednak widzę pewną różnicę. Jest to różnica „przyzwolenia” to takie coś co występowało u nas kiedyś w odniesieniu do piwa. Francje Pan taktycznie przemilczał ale dobrze za raportem ONZ do spraw kontroli. Szwecja – 51%, Norwegia 56%, Dania 53%, Hiszpania54% Portugalia 58% Włochy 49%. Stosunkowo źle jeszcze wygląda Rosja i Ukraina powyżej 60% obie bez danych szczegółowych.
„Akurat we Francji narkotyki są karane, i jest to jeden z niewielu krajów w Europie gdzie nie można posiadać nawet grama czegokolwiek. Uprzedzając argument o bliskości liberalnej Holandii i Belgii - jeszcze bliżej leży Luksemburg, również Niemcy. Jakieś statystyki dotyczące zespołu amotywacyjnego w tych krajach?”
Przyznaje bez bicia tu się pogubiłem…. Nie bardzo rozumiem czemu bliskość Francji ma obalać argument o wysokim wskaźniku występowania zespołu? Tym bardziej, że do tego przyznają się sami Holendrzy o czym Panu napisałem.
„To teraz przyjacielu, powiedz mi na podstawie swoich statystyk ile z tych 2mld nielegalnego obrotu, obejmuje obrót marihuaną? Coś mi się wydaj, że marihuana nie będzie zajmowała większości, a raczej kokaina, amfetamina i heroina(swoją drogą heroina i kokaina mają kilkukrotnie większą wartość rynkową niż marihuana). Coś mi się wydaje, że gdyby to obliczyć, okazałoby się, że 3/4 obrotu miękkimi narkotykami znajduje się pod kontrolą państwa. W Polsce 100% pod kontrolą mafii, tak więc jeżeli to miał być argument przeciw, to obawiam się, że wyszło całkiem na odwrót.”
Nie przyjacielujmy się może:) Kolega zdaje się z SDPL a ja bym wolał tam jak w SLD nie mieć przyjaciół. Nie wypada po prostu. Uprzejmość w zupełności wystarczy.
Po pierwsze nie moich ale międzynarodowej komisji do spraw kontroli narkotyków. Po drugie to proszę bardzo – „Mimo zapowiedzi zmniejszenia nielegalnego obrotu narkotykami o blisko połowę do 2008 roku, kraje Beneluksu wciąż są jednym z kluczowych odbiorców narkotyków w Europie - powiedział dyrektor wykonawczy UNODC Antonio Maria Costa.”
Oczywiście, że większa część dochodów „mafii” to narkotyki twarde i oczywiście, że wzrasta ogólna wartość rynku w europie. Ale ja nie zamierzałem z tym polemizować a jedynie z twierdzeniem, że legalizacja obali rządy złych facetów w garniturach i ukróci ich zyski. Pan oczywiście może spróbować obliczyć ile miękkich narkotyków znajduje się pod kontrolą Państwa. Ja takich możliwości logistycznych niestety nie posiadam. Muszę zatem wierzyć danym urzędowym według których spadek obrotu „towarem miękkim” w krajach Beneluksu to ledwie 5,5%. (UNODC)
„Teraz i tak za nich płacimy, plus za koszty pracy policji, prokuratury, sądów i ich pobytu w więzieniu. To zżera 93% kasy przeznaczanej na walkę z narkomanią. Depenalizacja - 1 krok. Drugi krok to legalizacja i objęcie kontrolą państwa obrotu miękkimi używkami, a tym samym realne pieniądze z tego procederu wracają do społeczeństwa i mogą posłużyć leczeniu ciężkich przypadków narkomanii, profilaktyce na wielką skalę, propagandzie i walce z nielegalnym obrotem. Jeżeli szukasz pragmatycznych rozwiązań, to liberalizacja prawa jest właśnie tym.”
O pieniądzach już pisałem. I uważam to za doskonały mit na potrzebę argumentu. Państwo chcąc zlikwidować nielegalny obrót nie jest w stanie zarobić na narkotykach. Tak jak aby zmniejszyć ilość sprzedawanego nielegalnie alkoholu trzeba zmniejszyć akcyze tak i w tym wypadku koszty pośrednie musiałyby zostać obniżone. A przy narkotykach nie ma proszę Pana wypracowanego mechanizmu znoszenia kosztów stałych dodatkowo.
Zwiększenie liczby uzależnionych i używających nie wydaję mi się specjalnie pragmatyczne. A to nastapi w przypadku depenalizacji. Bo po prostu tak być musi. Kolejny raz. Ja rozumiem argumenty które mówią o wolności wyboru. Rozumiem argumenty, że wsadzanie byle gnojka do pierdla jest idiotyzmem. Choć ilość tych gnojków którzy poszli siedzieć za jednego skręta rośnie jak złowiona ryba i tak samo wiarygodna jest. Kłócę się z próbą przedstawienia legalizacji narkotyków jako czegoś pożytecznego co przyniesie same korzyści.
I tak na koniec.
„Zdaniem socjologa prof. Ireneusza Krzemińskiego ostatnie
badania ankietowe wśród młodzieży wskazują, że polska polityka karania za posiadanie nawet małych ilości narkotyków przynosi pewne efekty. Przytoczył wyniki sondażu CBOS "Młodzież a substancje psychoaktywne" ze stycznia br., wg którego liczba uczniów zażywających narkotyki w ciągu ostatnich pięciu lat spadła. W 2008 r. kontakt z nimi miało 15 proc. uczniów, czyli o 9 punktów proc. mniej niż w 2003 r.”
Macieju czy mam wkleic tu podobne ststystyki odnosnie naduzywania alkoholu?
Dopalacze rzadza na plazach i w duzych miastach, kpiac sobie z prawa. Dzialajace podobnie jak marihuana mieszanki m.in. lotosu sa dostepnie legalnie i zadna policja nie moze nic zrobic. Do tego prowadza sprzedaz masy chemicznego badziewia.
Inna sprawa, jak udaje sie utrzymac sklepy odbierajace logicznie rzecz biorac chleb mafii? Odpowiedz widze jedna: albo stoi za tym wlasnie mafia, albo sluzby specjalne. I jeden i drugi podmiot jest zainteresowany uzaleznianiem ludzi od uzywek. Dla pierwszego to kasa, dla drugiego - kasa i lepsza kontrola nad spleczenstwem...
Bo jest to oczywiście najważniejszy problem na jaki jest stać wypowiedzieć się pełną piersią SLD-dowską lewicę.
Jeżeli zgadzasz się, że wsadzanie kogoś do więzienia za przysłowiowego jointa jest niepoważne, to nie ma co dalej ciągnąc dyskusji, bo się ze sobą co do meritum zgadzamy.
P.S. Pełną listę argumentów za liberalizacją prawa, przedstawiłem w swoim mini raporcie na ten temat (na blogu).
według propagandy PRL panowie pańszczyźniani stawiali karczmy by rozpijać chłopów, tak żeby byli łatwiejsi w kontrolowaniu. Widac lewica chce lud "upalić".
Od 2003 roku w szkołach odbyło się wiele godzin zajęć profilaktycznych. Poszło mnóstwo pieniędzy z UE, budżetów gmin i kupę innych grantów na to, żeby dzieci wiedziały, że narkotyki to koniec osobistego rozwoju, duże kłopoty w życiu, a nawet śmierć. Ze względu na fakt, że polskie więzienia nie mają nic wspólnego z placówkami resocjalizującymi kogokolwiek, a wręcz przewciwnie demoralizują i definitywnie niszczą życie tym, którzy tam trafiają, nie można tak sobie beztrosko popierać wsadzania młodych dzieciaków do więzienia. Marihuana uzalażnia w 7%. Więc chyba wsadzanie do więzienia za posiadanie jej jest absurdalne. Lepiej zorganizować dzieciom ciekawe zajęcia, żeby zajęły sie czymś innym, znacznie ciekawszym od palenia, oraz zadbać, żeby wiedziały, że palenie szkodzi, żeby umiały radzić sobie z emocjami i ze stresem w inny sposób, itd. Bardzo ważną sprawą była w pewnym momencie kampania informująca, że heroina do palenia, to całkiem coś innego niż marihuana. To rzeczywiście był kiedyś problem. Został rozwiązany przez edukację, a nie w związku z karaniem, bowiem palenie jednego i drugiego narkotyku było karane tak samo.
Żałuję, że u komentujących tutaj, pomijając dyżurnych prowokatorów, tak wielu przejawia twardogłowe przekonania (przez to mam na myśli: nietolerancję, dyskryminację i akceptację dla represji), które znajduję u prawicowych oponentów -- nie chcę przez to obrażać przeciwników legalizy, ale stwierdzam fakt, że racjonalne podejście (pogodzenie się z niemożnością wyplenienia określonych skłonności u ludzi i minimalizowanie szkód) cechuje jednak raczej te "rozumniejsze" społeczeństwa.
Penalizacja używania narkotyków (tylko kto decyduje, co jest narkotykiem? Na pewno nie muszę tysięczny raz pisać, że alkohol, nikotyna i kofeina też są farmakologicznie /narkotykami/) i, w następnym rzędzie, popieranie tego przez niemałą część społeczeństwa, jest jednym z powodów, dla którego polska jawi mi się jako kraj przegrany, pełen hipokryzji i permanentnie zacofany.
Dedukcja -- pozamykać użytkowników, to nie będzie dilerów -- jest tak prostolinijna, że trudno ją rzetelnie skomentować. Godna jest najwierniejszych prawackich propagandystów.
W materii znane są pewne fakty (badania za nimi stojące są do tej pory niepodważalne, choć nie zawsze rozstrzygające), które pozwalają poprzeć obóz "liberałów" nie tylko ideologicznie (prawo do swobody, hipokryzja akcyzy etc.):
- nie dowiedziono prawdziwości /drug gate theory/ przejścia od miękkich (konopie) używek do narkotyków;
- konopie i in. nie mają równie zgubnego wpływu na zdrowie co alkohol i tytuń;
- dostępność narkotyków przez blisko 10 lat obowiązywania prohibicji zwiększyła się o kilkaset(!) proc.;
- ^używalność wzrosła o kolejne kilkadziesiąt proc. (dla najbardziej zagrożonych grup wiekowych: uczniów gimnazjów i liceów);
- ok. 70% karanych więzieniem z Ustawy o Zapobieganiu Narkomanii to posiadacze małej ilości;
- w .pl prawnie jest dopuszczone warunkowe zawieszenie postępowania (nie wyroku) w przypadkach mniejszej wagi, lub zamiana postępowania na skierowanie do reedukacji/leczenia -- jest to prawo martwe;
- Holandia ucywilizowała handel przetworami konopi -- to wzór do naśladowania, inne kraje liberalizujące podejście do narkotyków (Czechy, Hiszpania) po prostu pozwalają obywatelom posiadać i hodować niewielkie ich ilości;
- ściganie przestępstw o używanie narkotyków jest dosyć łatwe i nie bardzo kosztowne, mimo to same .us (inicjatorzy i poplecznicy represyjnej polityki antynarkotykowej u siebie i na świecie [DEA, ONZ/UNODC]) przeznaczają na zamykanie użytkowników do więzień dziesiątki mld USD rocznie;
- mimo tego policja polska jest nieskuteczna w ściganiu zorganizowanego handlu narkotykami, dzięki czemu jesteśmy europejskim eksporterem amfetaminy, ostatnio podobno też metaamfetaminy (co można wykazać w laboratorium posiadającym spektrograf masowy), relacje dla prasy ze spektakularnych ujęć są, jak na mainstream przystało, tendencyjne, prawie nigdy nie są rzetelne (np. policja umie zrobić "działkę" z 0.01 g narkotyku -- oprócz prestiżu, jest to jej potrzebne, aby móc oskarżyć zatrzymanych o handel na dużą skalę);
- represje i więzienie w przypadku użytkowników nałogowych (a więc chorych) są oczywiście niehumanitarne, anachroniczne i odnoszą skutek odwrotny do zamierzonego. Przepisy utrudniają pracę ośrodkom leczenia uzależnień, partyworkerom, dostęp do skutecznej terapii (Metadonem) ma w .pl
powtórzę raz jeszcze nie jestem za wsadzaniem 18 latka do pierdla za palenie. Między bogiem a prawdą jestem sceptyczny co do "wielkiej" ilości tak ukaranych. Właściwie byłbym się skłonny założyć, że 99% orzekanych kar nie oznaczało pobytu w więzieniu. Ale, że ładnie brzmi w formie popatrzcie jaki absurd to te 10%
Mniejsza o większa. Ale to nie powód żeby moim zdaniem legalizować. Jest cały wachlarz środków jakimi można karać/resocjalizować/edukować osoby które popełniły przestępstwo nie zmieniając jednak społecznego komunikatu do społeczeństwa który według mnie powinien być jasny - narkotyki nie są fajne. Nie są dobre.
Legalizacja oznacza sygnał dokładnie przeciwny.
Natomiast to co mnie najbardziej irytuje to chęć zbagatelizowania szkodliwości narkotyków która w ustach zwolenników legalizacji ociera się momentami wręcz o lekceważenie.
bo szkodliwość marihuany naprawdę (liczne cytowane już statystyki i wyniki badań) jest mniejsza niż tzw. twardych narkotyków, a także alkoholu i papierosów.
Pogląd typu "jak penalizować, to wszystko bez różnicy" jest nie do obronienia. Bo jak wszystko, to czemu właśnie nie tytoń i alkohol? Dlatego, że zabijają dłużej niż heroina? Ale za to - przez powszechność używania - znacznie bardziej masowo. A dowody na to, że marihuana zabija, nie istnieją.
Ani w polityce, ani w ogóle w życiu zasada "wszystko albo nic" (spenalizować wszystko - zalegalizować wszystko) się nie sprawdza. Skuteczna polityka polega właśnie na (subtelnym nieraz) różnicowaniu metod w zależności od sprawy. Nie ma sensu domagać się od niej jakiejś mitycznej konsekwencji.
Penalizacja wszystkich dragów jak leci (z wyjątkiem tytoniu i alkoholu, rzecz jasna...) działa tak samo jak penalizacja aborcji: spycha problem do podziemia. Ale prawodawcy są zadowoleni, bo dali jasny sygnał, co jest słuszne, a co nie. Na sygnale się kończy, ale nikogo (z tychże prawodawców) to nie obchodzi.
Co do mnie - to nie chcę takiego fasadowego prawa. Sygnały można dawać także za pomocą innych metod. O których tu już była mowa (edukacja!!! przeciwdziałanie PRZYCZYNOM!!!). A karanie to próba usunięcia skutków bez sięgania do przyczyn. Nieskuteczność - gwarantowana.
Witkacy nawoływał do bezwzględnego zakazu wszystkich narkotyków (wlącznie z piwem i papierosami).
Ale - jak słusznie piszesz - zasada "wszystko albo nic" się nie sprawdza. Może więc warto utrzymać te zakazy antynarkotykowe, które nałożyć się udało? A nie "argumentować", że skoro nie wszystko, co złe, jest zakazane, to likwidujmy - jako niepełne - obecnie obowiązujace zakazy?
piszę też o potrzebie subtelnego różnicowania narzędzi. W ramach tego różnicowania odpenalizowałabym marihuanę, zwłaszcza posiadaną w niewielkich ilościach. Z powodów, które przytoczyli obszernie moi przedmówcy i nie będę ich powtarzać.
Nb. sama byłam świadkiem, jaki potworny (w sensie: rozbudowany, rozległy) aparat ścigania i wymiaru sprawiedliwości rozbudowuje się wobec nieszczęsnego faceta, który po prostu popala - i niewątpliwie popalać będzie. Absurd! - biorąc pod uwagę rozmiar użytych środków prawnych w stosunku do wagi wykroczenia. Armata na muchę. Ale statystyki lecą w górę. A że nic się od tego w rzeczywistości nie zmienia? Kto by się tym przejmował!
PRECZ Z FASADĄ!!! Prawo ma być przede wszystkim SKUTECZNE!!!
Tracisz czas na polemikę z ekspertem od wszystkiego, dla którego marihuana i haszysz to różne substancje, a Liroy jest reprezentantem rewolucyjnego rapu.
Czekam z jego strony na korony argument: po co zezwalać na legalny zakup narkotyków, skoro pieniądze na nie wydawane można (a nawet powinno się) kłaść na tacę?