Cóż, tak już jest, że życie idzie do przodu i trzeba dostosowywać się do nowych warunków. Inaczej grozi los Korei Północnej, która nie przeprowadzając żadnych reform wewnętrznych, uzależniła się całkowicie, od pomocy żywnościowej z Południa ("Wieli Głód" w latach 1992 - 1993). Na szczęście dla siebie i Nikaragui, sandiniści są reformowalni i dlatego utrzymują do tej pory władzę. W warunkach demokracji parlamentarnej! A więc mają pełną legitymację społeczną!
Co do stosunku sandinistów do aborcji (i prawdopodobnie eutanazji), to nalezy wziąć pod uwagę, że dużą rolę w tym ruchu politycznym, odgrywali katoliccy duchowni, wyznający potępioną przez Watykan "teologię wyzwolenia". Jeden z nich, o ile dobrze pamietam, jezuita Ernesto Cardenal, był nawet ministrem w pierwszym rządzie sandinistowskim, zaraz po obaleniu Somozy. A owi "teologowie wyzwolenia" nie zmienili poglądów, na zagadnienia aborcji i eutanazji. Orterga natomiast, odpowiadając na naciski ze strony USA, UE i WHO, zawsze może powiedzieć podczas jakiegoś wiecu poparcia dla siebie i swojej partii (takim w stylu "Patria o muerte! Venceremos!"), że oto "zachodni imperialiści, chcą przy pomocy aborcji i eutanazji, eksterminować i zniewolić naród nikaraguański". I co mu kto zrobi? Ludzie z wiekiem zmieniają się, mądrzeją. Ortega zmądrzał. Już raz przecież utracił władzę. I tak miał szczęście, że jego przeciwnicy nie ciągali go po sądach, albo nie wydali w ręce George'a Busha-seniora (spotkałby go wtedy los panamskiego dyktatora, Manuela Noriegi).
Coś mi mówi, że przykład Noriegi i sandinistów, może okazać się zaraźliwy dla Kubańczyków, gdy już umrą bracia Castro.
zawsze warto sobie odswiezyc wiadomosci