trafny tekst!!
go nie stać? A Finlandia to co? Zresztą właśnie po kompromitacji w wojnie zimowej rozpoczął się proces modernizacji i reformowania AC.
Stalin powinien być wdzięczny Finom, bo dopiero oni uświadomili mu słabość jego wojsk, gdyby nie oni niewiadomo jak wyglądałaby i tak desperacka i tragiczna obrona przed Niemcami.
wnuk dziadka z Wehrmachtu przychylnie przyjął "Oświadczenie 140 niemieckich intelektualistów" (aż tylu ich mają? pewnie większość pochodzenia eNeRDowskiego?). Więzy krwi i kultury, psiakrew...
To, że polskie kartofle przyklaskują tym "intelektualistom", trochę mnie zaskakuje, ale z drugiej strony świadczy o totalnym rozdwojeniu jaźni - szukaniu wrogów za wszelką cenę. Tak było przecież nawet w 44, kiedy rozpętano powstanie przeciw hitlerowcom oczekując jednocześnie pomocy od "wspólników Hitlera". Aberracja umysłowa w czystej postaci... Niedługo kartofle zabiorą się za braci Czechów, po co oni w ogóle z nami graniczą?
Dlatego zupełnie nie dziwi mnie, że "niemieccy intelektualiści" chcą mieć "wspólników w zbrodni". Znudziło im się "kiblowanie" w pojedynkę...
Dlatego wcale nie zdziwię się także, kiedy Rosjanie pójdą w zaparte, by przynajmniej kilkadziesiąt milionów ofiar "polityki radzieckiej" mogło spoczywać w pokoju...
Ale korci mnie, aby przypomnieć "niemieckim intelektualistom", że to ich pradziadowie już w momencie przegranej Pierwszej Światowej szykowali się ochoczo do rozpętania Drugiej i pomszczenia krzywd oraz zagospodarowania należnej im przestrzeni życiowej (teraz gnieżdżą się na o wiele mniejszej i się jakoś mieszczą). Napatoczył się Adolf - wtulili się w jego ramiona i pognali za nim...
Ale jacy intelektualiści, taki ich ogląd historii i próby jej "pucowania".
I tylko można się pochylić z troską nad wnukiem dziadka z Wehrmachtu i kartoflami dwoma, że dają się wciągać w te intelektualne gry wojenne... Nie tylko oni zresztą. Pełno takich polskich "ziemnioków" wokół...
.
Często stwierdza się że w czasie II wojny zgineło 6 milionów Polaków. Tymczasem połowa z tych 6 milionów to byli obywatele II RP pochodzenia żydowskiego i np przez AK nie byli uznawani za pełnoprawnych etnicznych Polaków, czego wyrazem był fakt, iż nie wolno im było do AK wstępowac.
Nawet jeśli przyjmiemy, że 6 milionów to byli Polacy, to jest to około 1/6 przedwojennej ludności II RP
Tymczasem w czasie II wojny zginął co 3 ci Białorusin i co czwarty Jugosłowianin
Jeśli chodzi zaś o największe powstanie w czasie II wojny to było to powstanie słowackie, wzieło w nim udział więcej osób niż w Powstaniu Warszawskim, a przecież Słowacja to mały kraj...
Mnie osobiście takie kwiatki w świadomości opinii publicznej nie dziwią, przeciętny Amerykanin myśli że w Iraku zgineło 10 tysięcy Irakijczyków, gdy tymczasem najniższe szacunki mówią o co najmniej 700 tysiącach
Absurdalną liczbę 6 mln Polaków poległych podczas II WW wyprodukowała propaganda komunistyczna.
Po upadku komuny, nikt tej liczby nie traktuje poważnie.
Niemcy dla Polski nie zawsze były dla Polski jakimś potworem. Nie szukając daleko: dzięki paczkom z żywnością, lekarstwami i artykułami higienicznymi od Niemców jakoś przeżyliśmy od stanu wojennego do roku 1989.
jeden totalitarny dsyktator napadł na drugiego i przegrał.
Po co dorabiać do tego ideologię?
U Toeplitza nadal obowiązują kategorie propagandy totalitarnej, według których podczas II wojny światowej walczyły "faszyzm" i "demokracja".
Jest to wymysł stalinowski.
Zgodnie z prawdą historyczną, w II wojnie światowej uczestniczyły dwa reżimy totalitarne (III Rzesza, ZSRR), szereg państw autorytarnych (m.in. Włochy, Rumunia, Węgry) oraz nieliczne demokracje (Francja do roku 1940, Wielka Brytania i USA).
Jak łatwo zauważyć, demokracje potrafiły zawiązywać taktyczne sojusze z totalitaryzmem, a kraje autorytarne były po obu stronach frontu.
też jest mitem wyżej wymienionej propagandy.
Słowacja praktycznie nie była okupowana przez Niemcy. Jej władze usiłowały zrobić trochę szumu (nazywającv go powstaniem) żeby zamaskować swoją prohitlerowską przeszlość. A Niemcy nawet nie zamierzali walczyć z ZSRR o Słowację.
Co za bzdura.
Wiele wskazuje na to, ze prawdziwa liczba ofiar byla znacznie wyzsza, zas komunisci prawdopodobnie zanizyli ja, aby nie dublowac ofiar, gdyz Sowieci wliczali do swoich statystyk obywateli terenow Polskich ktore przylaczono do ZSRR po 1939 roku.
Tu jest na ten temat lektura.
http://niniwa2.cba.pl/mit_szesciu_milionow.htm
Jest jeszcze jedna sprawa. Potwierdzono ponad wszelka watpliwosc (miedzy innymi zrobil to ulubiony historyk tzw. wypedzonych alfred m. de zayas), ze Nazisci likwidowali dokumenty swiadczace o swoich zbrodniach, rowniez poprzez niszczenie polskich sladow np. koscielnych. potwierdzono takze, ze wielu zbrodni po prostu nie dokumentowali.
Dlatego prosze nie powtarzac rewizjonistycznych bajek, bo to jest ta granica, ktorej nie wolno przekraczac, aczkolwiek prawda jest, ze etnicznych Polakow bylo wsrod ofiar okolo 3 milionow.
Dodam jeszcze, ze ograniczanie sie do tych liczb nie oddaje calej zbdroniczej polityki nazistowskiej. Mowiac krotko, gdyby Sowieci ich nie zdusili to faszysci dalej by mordowali i pewnie bysmu tu z soba nie dyskutowali. W 1943 roku Hitler oglosil, ze rozwiaze problem 100 milionow smiesznych Slowian, co raczej oznaczalo, ze to my po Zydach i Cyganach bylibysmy nastepni w kolejce. Czyli jakby Nazisci wygrali, to by kontynuowali masowa eksterminacje narodow uznanych przez nich za nizsze i nie wiadomo kiedy ta eksterminacja mialaby sie skonczyc. Dzieki Bogu Sowieci im przeszkodzili. Nigdy o tym chlopie nie zapomnij.
Liczby "ok. 6 mln" żaden poważny historyk nie kwestionuje. Oczywiście, nie wszyscy ci ludzie zginęli z rąk Niemców, i nie wszyscy byli etnicznymi Polakami (chyba nawet nie większość). Swoją drogą ciekawe, czy eks-obywatele polscy, którzy ponieśli śmierć jako obywatele Związku Radzieckiego, są liczeni dwa razy?
Co nie wpis to jakaś bzdura.
nie rozumiem.
Komuniści ze względów propagandowych twierdzili, że Niemcy podczas II wojny światowej wymordowali 6 mln Polaków. Sam przyznajesz, że nie ma mowy o zabiciu takiej liczby Polaków przez Niemców. Więc o co idzie?
Po prostu - co najmniej połowa Polaków-ofiar II w. św. byli to polscy Żydzi.
tej grupy - to np. syjoniści, którzy z Polską czy państwem polskim się nie identyfikowali.
http://cyklista.wordpress.com/2009/09/20/rozwazania-o-kapitalizmie/#comment-107 .
"w osłabionych wojną i nazistowskimi rządami państwach Europy Środkowo-Wschodniej oraz części Niemiec Związek Radziecki wprowadził nowy reżim. Miało to katastrofalne skutki dla społeczeństwa, gospodarki i kultury oraz rzeszy ludzi, którzy byli prześladowani lub stracili życie, ponieważ stanęli komunistom na przeszkodzie"
Pod m.in. takim tekstem z owego oświadczenia, wziętego pod ocenę w komentowanym tutaj eseju, podpisywały się osoby związane z ...SPD.
Ten wywiad z N. Daviesem jest interesujący aczkolwiek wiele kwestii jakie wypowiedział Davies mają taką dość pokrętną formułę.
Mogłoby z nich wynikać choćby ze Stalinowi zależało mniej lub bardziej na "zalążkach przyszłej władzy radzieckiej" i w ogóle "sprawie socjalistycznych przemian"
Jak mogło mu zależeć skoro właśnie wcześniej Stalin wymordował kadrę dowódczą, oficerów a i też komunistów z różnych zalążków (głównie oczywiście z polskiego) tego nie dopowiada.
tobie rzyć urosła od niemieckich paczek, którą pucowałeś niemieckimi artykułami higienicznymi, gdy zanieczyściłeś ją po użyciu niemieckiego laxsigenu. Ja, mimo żem Ślązaczka - NIGDY, przenigdy niemieckiej paczki nie dostałam, jak długo żyję. Przysięgam...
Resztę twoich objawień, skomentowali forumowicze, więc powiem o nich tylko: jest to DNO od latryny stalingradzkiej, gdzie Niemce srali rzadziej i głośniej, niż Walkiria ryczała...
.
zatkało mnie, bo nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek na tym forum tak trafnie podsumował te dyrdymały jacka. powinni ci płacić za te komentarze! :-)
Propagandowym wymysłem (acz nie "komunistycznym"), a przy tym trywialnym i prostackim konceptem, jest podział państw na demokratyczne, autorytarne i totalitarne. Jego moc eksplanacyjna jest równa zeru = nic a nic z niego nie wynika.
Podobnie rzecz wygląda z podziałem na tzw. "lewicę" i "prawicę".
A twoja prawda historyczna to zdaje się ta trzecia prawda tischnerowska:-))Czyli g..no prawda.
Jak to nikt poza komunistami nie policzył polskich ofiar II wojny światowej?
Ano policzył je ostatnio IPN!!!!!!!!!!!!!
Pisała o tym cała prasa, było na portalach ale chyba wyniki tych badań nie za bardzo zgadzały się z założeniami prawaków, bo zaraz wszystkie o tym zapomniały.
Otóż IPN oszacował( bo inaczej się nie da)na podstawie dostępnych dokumentów , że w wyniku IIWŚ zginęło od 5,6 do 5,8 miliona polskich obywateli!!!
Prawda, że blisko do 6 milionów ogłoszonych przez zbrodniczych komuchów?
Zwłaszcza, że o zgrozo w tej liczbie zawarto liczbę 150 tysięcy osób mających polskie obywatelstwo a będących ofiarami reżimu stalinowskiego. Ostatnio zweryfikowano ta liczbę do 100 tysiecy!
Zgroza!!!!
Jak to się ma do tych dwóch milionów jakoby wymordowanych przez sovietów??? A którymi karmiono nas od lat!
Nie ma natomiast wzmianki o 150 tysiącach etnicznych Polaków zarżniętych w bestialski sposób w Rzezi Wołyńskiej.
Sumując te podane liczby cały czas kręcimy się wokół liczby sześciu milionów. I czy było to 6 milionów 28 tysięcy czy prawie sześć milionów to ma jedynie drugorzędne znaczenie.
Podniecają się tylko tym tacy faszyzujący "patrioci" od siedmiu boleści jak Ty, mój drogi niedouku.
Ot gieroj złapał na kłamstwie komunistów :-))
Żeby Cię jeszcze bardziej wkur...ć powiem Ci jeszcze, że niedawno organizacja Karta, zbliżona ideologicznie do IPN ale mająca lepszą kadrę ogłosiła swoje badania na temat represji wobec obywateli polskich zamieszkujących ziemie II RP zajęte przez sowietów(tzw. I okupacja soviecka)
Otóż okazało się, że ochoczo powtarzane liczby zbliżone do 2 milionów Polaków wywiezionych na tzw. Sybir można między bajki włożyć. Wyszło im , że wywieziono około 300 tysięcy polskich obywateli z tego 60-80% stanowili etniczni Polacy.
I tu nasi "prawdziwi historycy" mają zagwozdkę.
Liczby im się nie zgadzają a znamy je dosyć dokładnie.
Znamy liczbę osób, która wyszła z armią Andersa, znamy liczbę osób, które wyszły z armią Berlinga a także znamy liczbę osób repatriowanych z umownego Sybiru do Polski w latach 1944-1957.Znamy nawet liczbę osób "dopchnietych" w latach 1944-1946 z podziemia a także liczbę tych, którzy z tej wywózki wrócili.
I się wali nam starannie wypracowywany mit o tym jakoby sovieci wymordowali więcej Polaków niż Niemcy.
Obniżenie liczby 150 tysięcy ofiar sovieckich do 100 tysięcy już o tym świadczy . Według mnie nawet ta liczba się nie ostanie i zatrzyma się ( jeżeli oczywiście politycznie pozwoli się na swobodę badań)na liczbie około 70 tysięcy.
Niezłe jaja, co?
Wychodzi na to, że Ukraińscy nacjonalisci zabili dwa razy wiecej Polaków niż zbrodniczy soviecki reżim!!
Ale to Rosjanie muszą się pokajać za zbrodnie Stalina a Juszczenko wraz z Kaczyniakiem pomodla się pod pomnikiem S.Bandery albo innego rezuna:-((
Ludu Polan powstań z kolan!!!
Zamiast banalnej klasyfikacji opartej na osi "totalitaryzm (be) versus demokracja (cacy)" proponuję inną - "ideokracja versus plutokracja".
Do myślenia.
Czy według Ciebie podział lewica-prawica jest już nieaktualny? Nie mam tu na myśli tzw. podziału...
,dlaczego pan Toeplitz uważa, że jedyny fundament tożsamości kulturowej i państwowej Rosjan musi wspierać się na dumie ze zwycięstwa w "wielkiej wojnie ojczyźnianej". Bo przecież nie da się ukryć, że to zwycięstwo ma swoją ciemną i wręcz niewyobrażalnie straszliwą stronę. Autor zdaje się zapominać o tym, że nasi wschodni sąsiedzi nie żyją już za żelazną kurtyną i za szczelnym informacyjnym murem - praktyki przypominające galwanizowanie postsowieckiego trupa, które uskutecznia Łukaszenko w Mińsku, akurat w Moskwie na dłuższą metę na pewno nie przejdą. Oczywiście, żyją jeszcze czerwonoarmiści-weterani, przywiązani do mitu, w którym byli wychowywywani i wzrastali, i z jakim wyruszyli na wojnę : "do boju za Stalina, i za rodinu". Jest naturalne, że populistyczni politycy w rodzaju Putina, czy Miedwiediewa nie mogą tej grupy lekceważyć, więc czas jakiś, zanim się z powodów biologicznych nie wykruszą, ludzie ci będą jeszcze przez władze hołubieni. Ale nikt chyba też nie ma wątpliwości, że są oni przeszłością, a nie przyszłością tego narodu. Obok wzrasta młode pokolenia, częto nawet znacznie bardziej zainteresowane historią co dziadkowie i rodzice, ale w przeciwieństwie do nich, nie jest już one jednak oczadzone ideologią i mitologia ancien régim`u i zwykle stara się dochodzić do prawdy o tamtych wydarzeniach na własną rękę. Dzięki temu, ze blisko od dwudziestu lat stopniowo uchylane są własne archwiwa ( bo "otwierane" to w tym wypadku słowo na wyrost ) choć niestety wciąż jeszcze bardzo nieśmiało i niechętnie, Rosjanie, chcąc nie chcąc, muszą się zmierzyć z gorzką prawda, że nie wszystkie ofiary rzezi w latach 41-45 były bezpośrednio zawinione przez Niemców i że wojna kosztowała życie tylu obywateli ZSSR, ilu kosztowała, ( choć ustalenie dokładnej liczby, nawet z dokładnością do kilku milionów i w tym wypadku nie jest po prostu możliwe) w wyniku głębokiego lekceważenia, lub wręcz pogardy, żywionej przez "czerwonych wodzów" zarówno wobec życia własnych żołnierzy jak i cywilów. I ta bolesna wiedza o niepotrzebnych i tragicznych kosztów tej wojny, których przyczyną była bardzo często skrajna głupota i niekompetencja większości ówczesnych działaczy partyjnych ( obok Stalina, np. osławiony szef zarządu politycznego RKKA - Lew Mechlis ) a także samych dowódców wojskowych Armii Czerwonej nie jest już od dawna żadną tajemnicą. Także świadomość tego, że w Armmi Czerwonej szeroko wykorzystywano niepraktykowany nigdzie indziej barbarzyński "wynalazek" batalionów zaporowych, które strzelały w plecy własnych żołnierzy, i to niezależnie, czy szli oni do ataku, czy się cofali, już pewnie na zawsze w świadomości Rosjan położy się cieniem na dumie z odniesionego zwycięstwa w "wielkiej wojnie". Ludziom, którzy przeszli to piekło i udało im się przeżyć trzeba i należy współczuć, cieszyć się, że mimo wszystko wytrzymali i w najgorszych chwilach nie stracili resztek nadziei, ale ich podziwianie – wbrew temu, co sugeruje pan Toeplitz, wcale już nie jest takie proste. Bo czego tu zazdrościć ? Zwierzęcego strachu, że jeśli nawet nie zastrzeli cię wróg, który najechał twój kraj, wyręczą go w brudnej robocie "nasi" enkawudziści ? Czy wspólnota, która ma wyrasta z pamięcią takich "korzeni" i którą podobno mają spajać i cementować podobne graniczne doświadczenia może prowadzić do jakiejkolwiek pozytywnej identyfikacji kulturowo-historycznej, czy może wręcz przeciwnie - mimo organizowanego przez władze propagandowego zadęcia, nieuchronnie prowadzić ją musi w końcu do anomii ?
Na szczęście, wbrew temu, co sugeruje autor, jestem głęboko przekonany, że tożsamości rosyjskiej wydarzenia z lat 1941-45 tak naprawdę w ogóle nie są potrzebne do szczęścia i im szybciej nasi bracia ze wschodu zrozumieją, że tak naprawdę nie była to "wojna ojczyźniana", o której pamięć można zawłaszczyć, tylko straszna wojna światowa, która dla całej ludzkości powinna być wyłącznie powodem do wstydu i w której nie było tak naprawdę żadnych zwycięzców, lecz sami - może tylko w mniejszym, lub większym stopniu - przegrani, tym pewnie dla nich bedzie lepiej. Rosjanie mają w końcu niezmiernie ciekawą, ponad tysiącletnią historię, niepowtarzalny malowniczy folklor, mogą się chlubić między innymi takimi gigantami kultury jak : Puszkin, Tołstoj, Dostojewski, Czechow, Czajkowski, Musorgski, Rachmaninow, czy Prokofiew , oraz własną wielka "narodową" szkołę w niemal każdej dziedzinie : od baletu i fortepianu zaczynając, na szachach kończąc. Mało ? To co mają powiedzieć Amerykanie, którzy na wszystkich tych polach przegraliby z szeroko pojętą kulturą rosyjską w przedbiegach ;) Z historią jest jeszcze gorzej. Jak ironicznie zauważył pewien przyjaciel Turgieniewa po wybuchu wojny secesyjnej, pożytek z tego konfliktu był przynajmniej taki, że historycy amerykańscy wreszcie mieli, o czym pisać i o czym opowiadać. Nawet pojedyńczy Armstrong na księżycu, zapewne nie jest w stanie zrównoważyć pionierskich wyczynów Łajki, Gagarina i Tierieszkowej w przestrzeni kosmicznej. Jedynie na niwie sportowej USA zawsze były w stanie rywalizować, najpierw z ZSSR, a teraz z Rosją i obie wspólnoty, jak kto woli: polityczne lub kulturowe, na każdej olimpiadzie, zimowej lub letniej mogą liczyć na wysyp nowych bohaterów i bohaterek i kilka kilogramów złotych, srebrnych, czy brązowych medali. Można się więc spytać, dlaczego z podobna troską, z którą autor pochylił się nad zbolałą z powodu rozpadu imperium duszą rosyjska, nie odnosimy się do problemu tożsamości amerykańskiej. Jak z tego widać może być ona zagrożona w jeszcze większym stopniu: pozycja Wall Street na światowych rynkach finansowych mocno osłabła, dolar się chwieje, a na tarczę antyrakietową USA już nie stać. Jakie więc tym "biednym" Amerykanom powody do dumy narodowej jeszcze pozostały ? Idąc za logiką artykułu, już chyba tylko grzyby atomowe nad Hiroshimą i Nagasaki.
a nawet - respect ! :-)
Polak to po prostu nie to samo, co "polski obywatel" (ściślej: "obywatel II RP". Szczególnie w realiach historycznych II wojny światowej.
istniało w stanie wojennym tak wielkie zapotrzebowanie, że władze zwróciły się do Kościoła - instytucji cieszącej się wtedy znacznym zaufaniem - żeby prowadził ich dystrybucję.
ABCD jak zwykle nierzetelny.
Tymczasem samotność polskiego płaczu po klęsce wrześniowej tej sprzed 70 lat i tej obecnej niewątpliwie zasługiwała na wyraźniejsze podkreślenie, czego nie uczynili ani KTT, ani ABCD, A szkoda.
jaka samotność? Przecież dwa główne mocarstwa ówczesnej Europy, Anglia i Francja prowadziły wtedy - że mało skutecznie, to inna rzecz - wojnę w obronie Polski.
- będąc normalnym krajem Unii Europejskiej, ani lepszym, ani gorszym od innych (pewnie nawet lepiej zarządzanym niż większość z nich) - możemy patrzeć na naszą historię bez uprzedzeń i zacietrzewienia.
Pisząc o przyczynach II Wojny Światowej autor ani się zająknie o Wielkiej Depresji, pokryzysowej akumulacji kapitału w państwach imperialistycznych i nazistowskiej nań odpowiedzi. Wizja Europy międzywojennej jako "Europy nacjonalizmów" (sic!) pasowałaby do "Gazu" czy "POgrzebaczem w poTYLICę" a nie pisma lewicowo-alterglobalistycznego. Zresztą "aryjska" (rasistowska ale zarazem pangermańska) doktryna hitlerowców różniła się znacznie od "etnicznych" nacjonalizmów XIX-wiecznych (choćby w wersji Bismarcka). Jeśli kogoś mierzi literatura neomarksistowska, to niech sprawdzi z klasycznym studium Arendt o totalitaryzmach.
Inną kwestią jest naukowo-technologiczny aspekt (hitlerowcy odwoływali się przecież do autorytetu - po swojemu spreparowanej - wiedzy przyrodniczej, posługiwali się nowoczesnym technologiczno-organizacyjnym "know-how", czego potężnym i przerażającym przykładem może być machina obozów koncentracyjnych i endlosung). Postrzeganie nazizmu i III Rzeszy jako gromady zwariowanych, pokrzykujących "Deutschland uber alles" podmiejskich rzeźników z tasakami w zębach oddala nas od zrozumienia historii jeszcze bardziej, niż politykierskie zagrywki polskich, zachodnich czy rosyjskich polityków razem wziętych.
tu masz rację: "nacjonalista" Hitler po zwycięstwie planował selekcję w narodzie niemieckim, żeby wyeliminować z niego osobniki i grupy mniej wartościowe rasowo.
Przykładem takiego wybiórczego potępienia nazizmu było też nie tak dawne przecież wystąpienie papieża Benedykta XVI w Oświęcimiu, gdzie mówił on o złych ludziach, którzy opętali naród niemiecki, nie zaś o narodzie, nazwanym później "wspólnikami Hitlera".
--------------------------
Jeśli umówimy się na wstępne założenie, że nie dyskutujemy o BXVI, jego biografii z dzieciństwa i młodości, Kościele itp. (co czynię, aby uniknąć zejścia dyskusji na kilkanaście pobocznych wątków), to wygląda na to, że autor ma problem z czytaniem (ew. słuchaniem) ze zrozumieniem. Przywoływane przez KTT słowa papieża są wyraźnym potępieniem nazistów ("złych ludzi, którzy opętali" itd.)., w innych miejscach swojego oświęcimskiego wystąpienia papież opisał też i fundamentalnie skrytykował też ideologię nazistowską. Można się z BXI nie zgadzać i nie akceptować przyjętych przez niego ram pojęciowych ani formułowanych przezeń ocen (jak również - powtórzę - nie przepadać za nim czy kierowaną przez niego instytucją), ale przypisywanie mu niejednoznacznego stosunku do nazizmu jest kompletnym absurdem. Zwłaszcza jeśli wersji papieża przeciwstawiane są co najmniej dwuznaczne (zwł. jak na lewicowe analizy zjawisk społecznych) esencjonalistyczne wywody o "winie Niemców". Aż chciałoby się zapytać: czy potomkowie obywateli III Rzeszy "wyssali ją z mlekiem matki"?
Gdybym decydował o publikacji tego tekstu, bez wahania wyrzuciłbym go do kosza. Już tekst P. Wielgosz na ten sam temat (przy wszystkich swoich uproszczeniach i myślowych drogach na skróty) jest o niebo lepszy (bo dostrzegający przynajmniej ekonomiczne, klasowe i imperialistyczne aspekty genezy II WŚ) niż ten kiepściutki felietonik.
Przecież jest nawet potoczne określenie "Polnische Wirtschaft".
Inna sprawa, że mimo nieustających wysiłków państwa polskiego sporo Polaków radzi sobie całkiem dobrze, ale "pomimo i wbrew" a nie "dzięki".
Polska w tym roku ma wzrost PKB, a większość innych krajów UE - nie.
Może określenie "Polnische Wirtschaft" zacznie być używane w takim kontekście?
wzrost PKB, a raczej porównanie jego rzędu z 2 różnych kwartałów różnych lat w różnych okresach koniunktury jako miernik rozwoju gospodarczego i społecznego. Ale jaja. Weź się nie kompromituj, nawet ONZ woli mierniki dochodów i rozwarstwienia społecznego.
ja patrzę nie po wskaźnikach, tylko po miejscowości podwarszawskiej, w której mieszkam. Trudno policzyć osiedla domków jednorodzinnych, które powstały tam w ciągu ostatnich kilku lat. Kto je buduje? Chyba nie Balcerowicz, bo on nie od dziś ma gdzie mieszkać.
Co do IPN to błazni się on gdy jej urzędnicy podają liczbe 107 czy 111 ofiar stanu wojennego czy za zbrodnie komunistyczną uwazajac strącenie czapki i wykręcenie ręki ale jakie zbrodnie tacy kombatanci solidarycy
patrzę nie po wskaźnikach, tylko po miejscowości podwarszawskiej, w której mieszkam. Trudno policzyć osiedla domków jednorodzinnych,
------------------------
Ja też mieszkam w takiej miejscowości i gdzie się nie spojrzy tam wre praca na budowach osiedli domów jednorodzinnych.
A dwa samochody na rodzinę to już raczej standard.
Tak wygląda moja miejscowość w obiektywie:
http://rubeus.eu/galeria/thumbnails.php?album=26
jak widzisz jest to jeden wielki plac budowy i to nie jakiś tam gierkowskich bloków z wielkiej płyty .
Twoje powoływanie się na polski PKB świadczy o braku wiedzy, co ten wskaźnik znaczy.
Jest to suma wartości wszystkich towarów/usług wyprodukowanych w danym okresie.
Do tej sumy wliczana jest również wartość części i podzespołów sprowadzanych z zagranicy, a w Polsce jedynie montowanych.
Praktycznie rzecz biorąc, to polski przemysł przetwórczy nie istnieje, lecz został zastąpiony przez montownie.
W wartości złożonego w Polsce wyrobu finalnego ok. 85-90% stanowią produkty będące elementem PKB innych krajów.
Ponieważ istnieje jeszcze rolnictwo, przemysł wydobywczy i usługi, gdzie wartość komponentów zagranicznych jest ogólnie niższa, to z tego tak chwalonego polskiego PKB należy odliczyć tylko ok. 75%.
Wówczas otrzymamy faktyczny poziom naszego PKB.
I prawda jest dla Polski i Polaków niezbyt miła; zamiast chwalonego prawie dwukrotnego wzrostu PKB III/IV RP w stosunku do okresu PRL-u, mamy prawie dwukrotny jego spadek w porównaniu z PRL-em.
tak, z pewnością dzielnica jest b. reprezentatywna dla kraju. Ba, dla całej Europy. Bez wątpienia.
Mógł byś podać jakiekolwiek miejsca w kraju lub w Europie zaprzeczające reprezentacyjności podanego przykładu ?
najbardziej beznadziejne w tekście KTT jest to, że autor nie próbuje zastanawiać się nad "systemową" alternatywą dla kapitalizmu (który do faszyzmu de facto doprowadził) i faszyzmu właśnie. Ot, "nacjonalizmy walczyły" i trzeba zbudować "światowy porządek", a ZSRR należy pochwalić za to, że w budowie powojennego (czyt.: jałtańskiego) ładu brał udział, bez czego budowa "światowego porządku" po 1989 r. byłaby jeszcze trudniejsza. Przekaz jest następujący: doceń, czytelniku, Stalina za to, że próbował tego, z czym Amerykanie borykają się do dzisiaj (uporządkowania chaosu szalejących etnicznych partykularyzmów etc.).
Cóż, "światowy porządek" po 1989 r. wydaje mi się po prostu obrzydły i przywoływanie wojny w Europie nic tu nie zmieni. Alboż to teraz Europejczycy nie uczestniczą w wojnach jako agresorzy? Jeśli umiarkowany interwencjonizm w odpowiedzi na kryzys, bez zasadniczej zmiany stosunków społecznych doprowadził do faszyzmu i wojny światowej, to biadolenie o (coraz słabszych zresztą) "nacjonalizmach, szowinizmach i fundamentalizmach" co miałoby nam niby dać? Choćby w ocenie sytuacji?
Odrębną sprawą jest też świadomość udziału Stalina w słaniu Hitlerowi drogi do podboju Europy (pomoc w ataku na Polskę pozwolił zaoszczędzić siły i zdobyć lepsze pozycje do dalszej ekspansji).
O strukturze i funkcji stalinizmu KTT nie ma do powiedzenia nic, o społeczno-materialnym podłożu faszyzmu niewiele więcej. Innymi słowy, tekst Toeplitza ani nie przybliża nas do zrozumienia historii i współczesności kapitalizmu i jego "owoców", ani nie pomaga w przemyśleniu i krytycznej ocenie błędów czy po prostu przerażających zbrodni, jakich dokonywano niestety też pod sztandarem i hasłami lewicy. Ani kapitalistyczna rzeczywistość, ani przeszłość lewicy nie stają przed nami w nowym, czy choćby wyrazistszym świetle. Porażka, kompletna porażka i to aż przerażająca w swojej umysłowej pustce.
po pierwsze reprezentatywności a nie reprezentacyjności, po drugie - w kraju porównaj choćby tam, gdzie dochód na łebka jest niższy, najlepiej począwszy od ściany wschodniej na zachodniopomorskim skończywszy, po trzecie - prawdopodobnie większość tych inwestycji budowlanych pochodzi z okresu dobrej koniunktury, byłoby ciekawie zaobserwować dalsze losy przyznanych na nie kredytów, po czwarte - z "Europą" chodziło mi o coś innego; lepiej żyć w kraju z niższym PKB, ale wyższymi dochodami realnymi, stabilnym zatrudnieniem i mocniejszą pozycją pracownika wobec pracodawcy, pewnością w miarę solidnej emerytury, dobrą publiczną infrastrukturą transportową, większym zróżnicowaniem produktów i ich dystrybucji, także na rynku dóbr kult - wszystko to jest możliwe przy progresywnych i proporcjonalnie wysokich podatkach, nieskomercjalizowanym systemie emerytalnym, różnorodności drobnej i średniej lokalnej wytwórczości i handlu a nie koszenia konkurencji przez handlowe molochy napasione ulgami podatkowymi, rozbudowanym sektorze publicznych i mediach utrzymywanych z abonamentu a nie łaski sponsora i reklamodawcy.
Nawet pomijając już to że nie wszystko jest tak różowo - np. w sierpniu wydano o 21,8% mniej pozwoleń na realizację nowych inwestycji budowlanych niż rok temu (podaję za "Parkietem" z 18 bm.) - należy zapytać: na ile niewątpliwy rozwój gospodarczy i cywilizacyjny Polski po 89 r. jest zasługą Polaków, a na ile "Polski" rozumianej jako państwo, rząd, władze publiczne, instytucje publiczne, system prawny itp. itd. Obawiam się, że tutaj jest duzo gorzej, i to począwszy od drobiazgów a skończywszy na strukturze budżetu.
znasz kraj, gdzie bez wzrostu PKB osiąga się wysokie wskaźniki socjalne?
wysoki poziom dobrobytu (mierzony nie tylko wysokością dochodów i świadczeń zresztą, choć to ważny element), osiąga się dzięki sensownej polityce gospodarczej i społecznej, najczęściej wymuszonej oddolnie. PKB nie jest jakimś realnym bytem, tylko (bardzo kiepskim) wskaźnikiem - w większości przypadków będzie on rósł TAKŻE wtedy, gdy dany kraj będzie się naprawdę rozwijał (wpłynie na zwiększenie wszystkich elementów PKB), ale sam wzrost PKB i jego dynamika mówi niewiele o rozwoju gospodarczym sensu stricto, a o społecznym dobrobycie w ogóle nic, czego właśnie porównanie wzrostu PKB w Polsce, Francji, Niemczech i Szwecji jest dobitnym przykładem.
dopiero teraz dostrzegłem Twój wpis. Wg mnie, wszystkie mocarstwa uczestniczące w II WŚ były plutokracjami (oligopolistycznego kapitału eksploatującego kolonie, monopolistycznego kapitału dążącego do wojennej akumulacji w Europie i koloniach swoich wrogów i partyjnej biurokracji z tendencjami do refeudalizacji stosunków społecznych) albo do nich zmierzały. Ideologie miały jedynie stanowić uzasadnienie ex post dla klasowej lub warstwowej dominacji w obrębie państw i jej ekspansji na zewnątrz. Faszyzmowi i nazizmowi należało się przeciwstawiać przede wszystkim, bo jego celem było sprowadzenie podbitych przezeń ziem do poziomu wręcz kolonialnej zależności od Niemiec (w czym planowa, fizyczna eksterminacja całych grup ludności miała na dłuższą metę dopomóc). Na każdym jednak kroku trzeba było mieć świadomość gierek zarówno mocarstw Zachodnich jak i Stalina i nie idealizować żadnego z mocarstw koalicji antyhitlerowskiej. Absurdem do n-tej potęgi jest reanimowanie po ponad 75 latach koncepcji "konfliktu faszyzmu (strywializowanego w dodatku do "nacjonalizmu") z demokracjami", do czego wyraźnie skłania się w komentowanym tekście Toeplitz.
dany kraj będzie się naprawdę rozwijał (GDYŻ wpłynie TO na zwiększenie wszystkich elementów PKB)
Bo to w przypadku cuda była taka "fłojdowska pomylka" jak mówiła prezes Agory na komisji śledczej.
(Tak, tak cudzie reprezentacyjna jużem zachwyceni)
A poza tym masz oczywiście-oczywistą i całkowitą racje.
100% racji.
Jest z resztą takie pojęcie Produkt Narodowy Brutto. PNB w Polsce jest niski. Lokalny PNB więcej mówi o zamożności społeczeństwa niż PKB w który wlicza się montownie inwestorów, a nawet rabunkową eksploatacje zasobów naturalnych przez obce mocartstwa kolonialne. Wiele państw 3 świata ma w ten sposób nadymany PKB, choć w rzeczywistości są okradane i ich wzrost jest ujemny. Osobna sprawa jest redystrybucja PKB, bo nawet przy wysokim PNB może być ogólna nędza + kilku bogatych.
Polska ma na łebka mniej wiecej 50% PKB bogatych państw, ale aktywność naukowotechniczna w Polsce jest całe rzędy wielkości niższa. Np. liczba patentów mniejsza niż w Niemczech kilkaset razy. To bardzo mocna przeslanka za montowniowym charakterem gospodarki. Praktycznie nie pojawiają się nowe polskie marki, nowe firmy. Wielu naszych miliarderów to "słupy" SB i WSI. Poza medialna koncesją i układami w biznesie (posrednictwo, import, eksport) nie reprezentują NIC, nie produkują NIC. To są ZERA niezdolne do tworzenia. Bandyci, ktorzym kiedyś ktoś dał "szansę". A nawet mordercy, jak Peter Vogel.
Jeśli ktoś podnosi jako istotny pozytyw fakt, ze w Polsce rośnie, a w Niemczech albo Japonii nie...no sorki...Ten ktoś jest albo manipulatorem albo idiotą. Jaka to perspektywa czasu, jaki poziom, jaki charakter wzrostu!?
Ja tu widzialem argument, ze jest dobrze, bo sie komus w okolicy domy buduja. No panowie. Żenada, żenada. Tez moge tak powiedziec. Jest dobrze, a glodu na świecie nie ma bo sie właśnie obżarłem tak, ze aż mnie mdli. Głód na swiecie to lewacka propaganda. Ja i moi znajomi nie jesteśmy głodni. Ja nie znam głodnych ludzi, a wiec oni nie istnieja. Powyzsza filozofie podsumowuje powiedzenie
TYLE WIEM CO ZJEM
"Polacy byli też w czasie wojny najbardziej prześladowaną i cierpiącą nacją, wyprzedzając pod tym względem cały Holocaust i męczeństwo Żydów, których to Żydów, nawiasem mówiąc, zdaniem 37% ankietowanych spalili w Jedwabnem Niemcy, zaś zdaniem 10% Rosjanie.
George Orwell w "Roku 1984" twierdzi, że kto panuje nad historią, ten panuje nad teraźniejszością."
Bez dwoch zdan, wolałbym byc Polakiem niż Żydem za niemieckiej okupacji...Wieksze szanse przezycia. Nie zmienia to faktu, ze Polacy byli ze tak sie wyraze w I lidze. Zgineło ich ok. 3 miliony, a Hitler plany miał jednoznaczne: niewolnicy i to niezbyt liczni i niezbyt wyedukowani. Tymczaem pan Teplitz pisze tak jakby okupacja w Polsce wygladała jak w serialu Allo Allo, tzn. wielkim nietaktem jest jej wyolbrzymienie i przebicie Żydów. Bez przesady. Poza tym Teplitz wszedł na dzien dobry w kanał "narodowy". Mierzi mnie licytowanie się na martyrologie i traktowanie narodów jako monolitów. Np. Żydzi i Polacy, obywatele USA w czasie 2 wojny, wcale nie doświadczyli okropieństw okupacji, a jako członkowie narodów podczepiają się pod ofiary. Żydów w USA jest wiecej niż w Izraelu, a z Europy przecież tam nie wyemigrowali, bo w Europie była Zagłada, a nie Uwięzienie czy Uprzykszanie Życia. Zatem w czasie II wojny mieliśmy wielka populację Żydów, którzy nie cierpieli. Skoro badanie było w Polsce, to mamy pewność, że wiekszośc ankietowanych ma prawo poczuwać się do spuścizny okupacji. A i tu np. co innego mają prawo powiedzieć Warszawiacy z dziada pradziada, co innego mieszkańcy mniej pokrzywdzonych miast, a co innego potomkowie spacyfikowanych wsi.
Orwelizacja.
Orwelizacja z definicji idzie z góry, a to o czym pisze autor to oddolny analfabetyzm historycny polskich mas. Toeplitz terminu użył nieumiejętnie. Jeśli juz to orwelizacja jest w druga strone, bo np. za negowanie Holokaustu w wielu krajach idzie się do więzienia. Czy to nie jest tzw. myślozbrodnia?
"Według badań prowadzonych przez instytut Pentor większość współczesnych Polaków uważa, że Polska, po III Rzeszy Niemieckiej i Związku Radzieckim, miała największy wpływ na przebieg II wojny światowej, wyprzedzając w tym względzie Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Japonię."
Autor podaje to jako kuriozum, a w rzeczywistości rozmija się z rzeczywistością równie mocno jak krytykowane przez niego "ciemne masy". Wykasujmy rozgryzienie Enigmy i wsadzmy Polskę do obozu antykominternowskiego. Anglia pada, ZSRR pada. Albo inaczej: zmieńmy przebieg kampanii wrześniowej tak, że po 3 dniach dochodzi do kapitulacji. Nie gdybam co by było gdyby. Twierdzę, że zmienić mogło się dużo! Polski motyl trzepotał w newralgicznym punkcie.
zamożności kraju. Przecież trend przenoszenia produkcji przemysłowej do krajów niżej rozwiniętych trwa co najmniej od lat 70-tych. Po co produkować drogo w Polsce, skoro można produkować tanio w Chinach (a jeszcze taniej np. w Wietnamie) - a samemu zgarniać zyski?
Panowie, nie przespaliście czasem ostatniego półwiecza?
Jest również wskaźnik Produkt krajowy Netto (PKN), który jest różnicą pomiędzy naszymi zobowiązaniami finansowymi w stosunku do zagranicy i wpływami finansowymi z zagranicy. Łącznie z przesyłaniem pieniędzy do Polski przez Polaków pracujących za granicą i wysyłaniem ich do swoich miejsc stałego zamieszkania przez obcokrajowców pracujących w Polsce.
Nie uwzględnia on przepływów finansowych z inwestycji /dywidendy/. Te przepływy uwzględnia wspomniany przez Ciebie PNB w jedną stronę /wpływy/, a Produkt Narodowy Netto (PNN) uwzględnia przepływ tych należności w obie strony.
Ponieważ polskie inwestycje zagraniczne praktycznie nie istnieją /poza kilkoma drobnymi na Białorusi, Ukrainie i ostatnio, Litwie/, to uwzględniając wszystkie dywidendy z montowni, banków i innych przedsiębiorstw, dwukrotnie mniejsze PKB III/IV RP od tego PRL-owskiego wygląda jeszcze mizerniej.
Teraz może niektórzy pojmą dlaczego PRL stać było na publiczną służbę zdrowia, 300 tysięczną armię i budowanie nowych szkół oraz mieszkań, a obecnie państwa polskiego stać ledwo na utrzymanie 610 darmozjadów zwanych /chyba dla śmiechu/ europosłami, posłami i senatorami.
Z Twojego postu wynika, że przespałeś lekcje matematyki, bo logiki to od dwudziestu lat w polskich szkołach nie uczą.
Postaram się zatem wytłumaczyć Ci pewne zależności przykładem.
Użyję tutaj przykładu produkcji w Polsce samochodów licencyjnych PF 125 i PF 126.
Chociaż nie były one najnowocześniejsze w stosunku do produkcji przemysłu motoryzacyjnego krajów Europy zachodniej, to co najmniej nie odbiegały standardem od ówczesnej produkcji Japonii, czy Korei.
Oczywiście różni idioci próbują wmówić Polakom, że przed trzydziestu paru laty na Zachodzie produkowano samochody takie, jak obecnie.
Tak twierdzą idioci, albo ludzie mający przekonanie, że wszyscy inni są idiotami, tylko nie oni.
Wróćmy jednak do zasadniczej sprawy.
Te samochody zawierały w sobie 100% części i podzespołów produkowanych w Polsce.
Po pierwsze było zatem ze wszech miar uzasadnione wliczanie ich całej wartości do PKB.
Po drugie, ponieważ każda nawet najmniejsza śrubka była wytwarzana w Polsce i dlatego jakiś Polak wykonywał pracę społecznie użyteczną, za którą otrzymywał wynagrodzenie, czyli odpowiednik towarów/usług, które mógł zakupić.
Jeśli nawet czasami 100% elementów składowych obecnie montowanych w Polsce samochodów, pochodzi z zagranicy, to ludzie wykonujący w PRL-u te części nie mają pracy. Nie otrzymują więc wynagrodzenia. Nie mają zatem żadnej siły nabywczej i co za tym idzie, nie kupują żadnych towarów/usług.
Automatycznie przekłada się taka sytuacja na wszystkie branże i sektory, gdyż spada popyt, nie ma więc potrzeby produkowania czegokolwiek.
Nie będę się więcej rozpisywał na ten temat, gdyż nawet przeciętnie inteligentny, ale nie zobowiązany do wciskania Polakom głupot człowiek resztę sobie sam dopowie.
Natomiast fakt posługiwania się wskaźnikiem PKB, zamiast PKN mówi wiele.
Przede wszystkim wskazuje, że polskie rządy, z ministrami finansów na czele, są albo idiotami, albo zwykłymi kłamcami działającymi w interesie kapitału spekulacyjnego.
Drogi Alfabecie,
Koncepacja, według której II wojna światowa jest starciem totalitaryzmu i demokracji popularna była przed atakiem hitlerowskich Niemiec na ZSRR. Wyrazem takiej interpretacji jest np. książka Franza Borkenau'a The Totalitarian Enemy z 1940 r. Borkenau wskazywał tam na podobieństwo dwóch reżimów, pisząc nawet o czerwonym faszyzmie i brunatnym bolszewizmie. Po ataku Niemiec na ZSRR z przyczyn prapagandowych od takiego rozumienia natury konfliktu, wracając do wcześniejszej koncepcji ,,frontów ludówych", czyli sojuszu wszystkich sił przeciwsko faszystom. I właśnie to eksploatowała nie tylko zresztą sowiecka propaganda.
Natomiast to, czy faszyzm i bolszewizm należy określić jednym mianem totalitaryzmu jest kwestią raczej interpretacji niż faktów.
"każda, najdrobniejsza śrubka" to gruuuuba przesada. Produkcja samochodów osobowych w PRL-u zawsze obciążona była tak zwanym wsadem dewizowym, co zmuszało nasze fabryki, a w szczególności FSO do sprzedaży, bardzo często poniżej kosztów produkcji, wspomnianych przez Ciebie Fiatów 125, czy Polonezów na zachodzie. Przy czym słowo zachód trzeba tu wziąć w cudzysłów, ponieważ, zwłaszcza w latach 80-tych, najczęściej chodziło tu o trochę mniej wymagające rynki, z których również można było ściągnąć twardą walutę ( np. Egipt, lub Indonezj)). Nie zapominajmy, że oprócz niektórych komponentów, które jak lakiery i podkłady antykorozyjne po prostu trzeba było importować za dywizy, także kompletne linie produkcyjne i park maszynowy, na których te samochody wytwarzano, pochodziły od Fiata i jego różnych kooperantów, czyli jak się wtedy mówiło z "drugiego obszaru płatniczego". Żeby pozyskać środki na ich bieżące naprawy, nie mówiąc już o ewentualnej amortyzacji, trzeba było te dewizy skądś ściągnać. A nie było to wcale proste, bo w wersjach eksportowych samochodów, ze względu na fatalną, jakość krajowych podzespołów istniała konieczność montowania szeregu części importowanych: od skrzyń biegów, osprzętu silnika, czy nawet całych silników poczynając, na wycieraczkach, reflektorach i nawet tapicerce kończąc. Miały one, co prawda zupełnie inną trwałość i jakość, ale z drugiej strony w realiach PRL-u zysk naszej firmy samochodowej na takim "składaku" ( jeśli w ogóle był - bo i z tym różnie bywało, część takich dewizowych samochodów, zakwalifikowana jako braki produkcyjne, czy "odpad eksportowy", po cichu była na boku upłynniana w Polsce ) to jednak bardzo niewielki, żeby nie rzec symboliczny. W gospodarce socjalistycznej zawsze było pełno takich absurdów i obawiam się, że dziś nie wystarczy być pilnym uczniem i nie uciekać z lekcji matematyki, aby zrozumieć jak to działało ( a tak po prawdzie nie działało wcale , bo są to rzeczy, których do dziś nie nie jest w stanie uchwycić, ani opisać żadna nam znana teoria ekonomiczna :D Żeby próbowac się to wszystko, choć naskórkowo pojąć, to podobnymi idiotyzmami gospodarczymi trzeba się po prostu było zetknąć w realu, a skutków ich działania doświadczyć na własnej skórze.
taka "Syrenka" miała wspaniałą karoserię, była wygodna i psuła się rzadko. Taka "Warszawa" była wytrzymała, ładna i nawet jako taksówka nie do zdarcia.
Ale polaczkom zachciewało się zachodu. No to zachód dostali: włoskie fiaty. Za licencję trzeba był płacić, sam samochód byle polski inżynier mógł sobie skręcić sam w garażu z byle czego i też mógłby on robić "za fiata". Ale ludzie chcieli "zachodniej technologii". I ją dostali. A Zachód działał na zasadzie złodzieja, który ukradłszy krzyczał najgłośniej "łapać złodzieja!" Oni kradli co się dało i skąd się dało, a rozpowschechniali opinię, jakoby to Wschód od nich wykradał. Do dziś Polak lub inny Demolud ma ogromną przewagę intelektualną nad Zachodniakami, którym wpojono, że są od Wschodniaków mądrzejsi, choć Zachodniacy rozumu to nawet połowę z tego nie mają. Dlatego tak głośno wykrzykują. A głupie polaczki się na to łapią. Wystarczy wyjechać za granice zachodnie i zobaczyć na własne oczy tą ich "przewagę cywilizacyjną". To, że u nich zamiata się trawniki z opadłych liści to żadna cywilizacja, a głupota. To, że ich miasteczka są "czyściutkie" ale za to wymarłe, nie ma w nich po prostu żadnego życia, to oznaka wydawania niepotrzebnie pieniędzy na rzeczy, z których nikt nie korzysta. Ich czyściutkie miasta to zaśmiecone inne kraje, do których te np. cywilizowane Niemcy wywożą śmieci. Ponieważ legalnie kosztuje to dużo, no to fałszują deklaracje i swój syf podrzucają krajom z przekupnymi urzędasami. Też mi cywilizacja!
Już mi się na to wręcz r-żygać chce, jak te spolegliwe polaczki wciąż i wciąż porównują nasze sporadyczne niedoskonałości ze sporadycznymi sukcesami Zachodu. Ponoć robiono kiedyś tam eksperymenty Tesli z częstotliwościami, wpływającymi na funkcjonowanie mógzu. I ponoć wypróbowano to na całych narodach. To by tłumaczyło namolne włażenie do zachodniej dupy co poniektórych polaczków.
MY NIE JESTEŚMY ZACHODEM I NIE MA NAJMNIEJSZEGO POWODU, BYŚMY GO UDAWALI. JESTEŚMY WSCHODEM, CHOĆ ZALEŻY DLA KOGO I CZEGO I TO WCALE NIE JEST GORSZE. POZWOLILIŚMY SOBIE DAĆ WMÓWIĆ, ŻE ŻYCIE NA WSCHODZIE JEST AUTOMATYCZNIE GORSZE. TAK NIE BYŁO I TAK NIE JEST. DO NAJCIĘŻSZEJ CHOLERY!!!!! OTWÓRZCIE LUDZIE TE SWOJE KAPRAWE OCZKA I ZOBACZCIE, NA CZYM TO ŻYCIE POLEGA. PRZECIEŻ NIE NA WŁAŻENIU DO DUPY BYLE KOMU. BO WTEDY MA SIĘ PRZED OCZAMI TYLKO GÓWNO. A JEST PRZECIEŻ SŁOŃCE, WSPANIAŁA PRZYRODA, DOBRE JEDZENIE, SĄSIEDZI I ZNAJOMI, NIEWINNE, UFNE DZIECI, KTÓRYM WINNIŚMY ZAPEWNIĆ PRZYSZŁOŚĆ W NASZEJ OJCZYŹNIE. No?
nie zamierzam się kłócić z Toba o to, czy Syrenka była samochodem niezawodnym i luksusowym, a Warszawa wyjątkowo oszczędnym, bo obawiam się, że w takiej dyskusji szybko zabrakłoby mi argumentów :D. Zresztą, jako stary głupi romantyk zawsze byłem zdania, ze siła racji rzeczowych, wobec tych emocjonalnych jest niewielka, a jak widzę byłaś i nadal jesteś gorącą patriotka naszej krajowej branży motoryzacyjnej. Cenię bezinteresowne uczucia, więc chylę przed tym afektem głowę i zdejmuję kapelusz, choć jednocześnie podejrzewam, że z tego powodu i tak, nikt i nic, nie zdoła Cię przekonać, że polska motoryzacja tkwiła wtedy w głębokiej strukturalnej i technologicznej zapaści, a odnowienie pod koniec dekady towarzysza Wiesława jeszcze przedwojennej współpracy z Fiatem, było w gruncie rzeczy bardzo dobra decyzją, nie tylko zresztą tej konkretnej branży, ale nawet szerzej, całego naszego przemysłu. Tak się składa - stety, czy niestety - że w tamtych latach na całym świecie to właśnie przemysł motoryzacyjny spełniał rolę najważniejszego czynnika wzrostu i innowacyjności, swoistego akceleratora i konia pociągowego dla całych gospodarek. Nie da się więc ukryć, że także ZSSR, i to właściwie od początku swojego istnienia, nigdy się nie wstydził kupowaania na zgniłym Zachodzie licencji na silniki samochodowe, pojazdy, a nawet- kompletne fabryki. W związku z tym, wybacz, ale muszę Cię rozczarować - nadwozie Warszawy ( a właściwie radzieckiej Pobiedy ) takze ma swój wraży kapitalistyczny pierwowzór, Forda rocznik 1941 i w dodatku był to samochów wytwarzany na fordowskiej linii produkcyjnych w Gorki. Natomiast wielką fabrykę Fiata/Łady w Togliatti (Stawropolu) towarzysze radzieccy zafundowali sobie mniej więcej w tym samym czasie, co, jak to zgrabnie ujęłaś "głupi Polaczkowie", modernizację warszawskiej fabryki na Żeraniu. Pytanie więc, właściwie kogo, podejmując decyzję o tej licencji, tak naprawdę małpowaliśmy: Zachód, czy może jednak Wschód ?
Interesujące jest zresztą, że także w Kraju Rad liczono, iż dewizowe, wcale niemałe nakłady poniesione na kupno fiatowskiej licencji i wybudowanie fabryki Łady, będzie można spłacić dzięki eksportowi tanich aut do krajów kapitalistycznych. Zdaje się, że tych kalkulacji także tam niewiele wyszło, choć można podejrzewać, że dyscyplina pracy przy samochodach z "eksportowej linii" była tam wyższa niż u nas i takie patenty, jak rysowanie gwoździem lakieru, lub delikatne stuknięcie młotkiem karoserii, w celu, aby samochód z pełnowartościowego mógł stać się "odrzutem z eksportu", powszechnie stosowane w FSO już od początku lat siedemdziesiątych, tam nie były praktykowane. Przynajmniej nie na taką skalę i oczywiście zapewne tylko do czas, do czasu... W końcu od podobnych szwindli, właśnie z „wybrakowanymi” Ładami z Togliatti, rozpoczęła się pod koniec lat 80 wielka finansowa kariera najpotężniejszego oligarchy doby Jelcyna - Borysa Bieriezowskiego.
gdybym nawet chciała cokolwiek przed Tobą schylić, to się nie da, bo zewsząd otacza Cię szczelna bariera Twojej głupoty. Czy to chodzi o to, jaka była Syrenka?! Czy to chodzi o to, że ktoś był mniej lub bardziej niewydajny?!
KAŻDE PAŃSTWO I JEGO OBYWATELE POKAZUJĄ SWOJE OSIĄGNIĘCIA A UKRYWAJĄ SWOJE WADY. A co robi niejaki osman? NIEJAKI OSMAN ROBI ODWROTNIE! TAKI Z NIEGO DURNY POLACZEK. Osman nie tylko szkodzi Ojczyźnie, osman szkodzi także sobie. Ale tego taki "mądry" osman jeszcze nie może zrozumieć, bo mu nasrali do głowy i uważa on się przez to za mądrego. :((((
Wiele wskazanych przez Ciebie, nazwijmy to tak, zaburzeń w funkcjonowaniu polskiego i radzieckiego przemysłu motoryzacyjnego jest prawdziwe i nie zamierzam ich kwestionować.
W każdym kapitalizmie, więc tym państwowym też, zakłócenia w idealnym funkcjonowaniu gospodarki występują.
Jednak nie sposób nie zauważyć, że eksponowanie zabiegów propagandowych bloku wschodniego, a uporczywe idealizowanie kłamstw zwolenników neoliberalizmu, to celowy zabieg mający na celu doprowadzenie do zaniżenia poczucia własnej godności przez narody byłego obozu "państw socjalistycznych".
I tu nana ma rację.
Jakbyś jednak nie kombinował, to w czasach PRL-u Polska bardziej była Polską, niż jest nią obecnie.
Wielkie obszary zostały wyłączone spod jurysdykcji naszego państwa, a kto sam siebie nie szanuje, nie jest szanowany przez innych.
Możemy to zaobserwować chociażby w wyrokach sądów międzynarodowych wydających wyroki korzystne dla spekulantów pomimo jednoznacznego nie wykonywania przez nich dobrowolnie podjętych zobowiązań, jak chociażby było z przyrzeczeniem złożonym przez Włochów przy prywatyzacji PKO SA, że nie kupią żadnego innego banku polskiego lub przy przekręcie z "kupnem" PZU, za pieniądze PZU, bo Holendrzy(?) własnych nie mieli i nie mają.
W każdym razie przyjęcie założenia, że w Polsce "komunistycznej", to produkowano same buble, a części i podzespoły produkowane w "komunistycznych" Chinach lub Wietnamie, zamontowane w samochodach marek renomowanych od razu uzyskują jakość "prima sort", to, moim zdaniem, idiotyzm.
ale odkąd porzucił "Przegląd" jego wpływ na umysły bardzo zmalał. Felietonista powinien być czytany, bo w przeciwnym
wypadku jest na aucie - nawet jeśli tego sam jeszcze nie wie.
Magrud - http://passent.blog.polityka.pl/?p=609#comment-126141