Pracownicy Cegielskiego wyszli na ulice, żeby zaprotestować przeciw masowym zwolnieniom. Nie ma już zamówień z polskich, bo nie istnieją i niemieckich stoczni. Pracę w firmach okołostoczniowych może stracić nawet do 100 tys. ludzi. Związkowcy zapowiadają gorącą jesień i manifestacje. Prawdziwy kryzys dopiero nadchodzi, a za wszystko możemy podziękować komisarz Kroess i w ogólności dobrym wujkom z Unii Euroepejskie, ktorzy likwidują nasz przemysł, no i oczywiście lokalnym sprzedawczykom, którzy przekonują, że Unia Europejska to dobry geszeft.
dochodzimy do etapu sprawdzenia zarówno potencjału intelektualnego i organizacyjnego lewicy i związków zawodowych w dobie kryzysu. Protest czy kapitulacja, mobilizacja czy układy. I co dalej? Jakimi siłami i w jakim celu? W jakim planie politycznym i ideowym? Pytania zostają postawione, choć - mam wrażenie - chętnych do odpowiedzi będzie niewielu.
To jest gest rozpaczy, która z reguły nic nie daje, chyba że przekształci się w walkę. Na razie jednak nic na to nie wskazuje, że tak się stanie. No może jakaś modlitwa, pielgrzymka ale czy one przeobrażą się w stanowiska pracy? Pytanie nie wymaga odpowiedzi. Niestety, Polacy wprowadzeni zostali w ślepą uliczkę a walka z aferami ich niej nie wyprowadzi, czego SLD zdaje się nie dostrzegać. Smutne to ale prawdziwe. Wciąż brak pomysłu, bo wciąż brak polskiego Chaveza.
"blisko 500" to znaczy, ze znacznie mniej, niz ma byc zwolnionych... A wiec biorac pod uwage, ze w akcji braly udzial wszystkie zwiazki i do tego jeszcze posilki z zewnatrz w formie anarchistow, to jak na najwiekszy i najbardziej zwiazkowo aktywny zaklad w Poznaniu sukces polowiczny.
Oczywiscie i tak swietnie, ze sie udalo:)