kiedyś u nas na paru hektarach żyła rodzina wielopokoleniowa, były także liczne dzieci, i z jednej krowy ludzie mieli mleko, masło i ser dla całej rodziny, a nawet sprzedawano te produkty okazyjnie. (Krowa średnia daje dwa razy dziennie ok. 5l mleka - liczę najminimalniejsze minimum - czyli rodzina ma do dyspozycji 10l mleka dziennie przez co najmniej 3/4 roku. Z tego można uzyskać śmietanę i zrobić z niej ok. 20dag masła, z reszty wyjdą ok. dwa kilogramy sera białego )Gdy nie było w takiej rodzinie pijaństwa, to żyło im się całkiem nieźle, to znaczy nikt nie głodował.
Obecnie rolnik mając dwadzieścia krów (to u nas, bo na Zachodzie wielokrotność tego też przeżycia nie zapewnia) nawet "nie wychodzi na swoje". Co to za wyższocywilizacyjne cuda się dzieją? Śmieszne to wcale nie jest, ale nawet z dopłatami rolnicy są stratni, bo ich praca praktycznie się nie liczy. Kapitalizm to chory system i ludzie w nim żyjący też stają sie chorzy.
Pewnie, że w PRL-u można było wyżyć z jednej krowy. Potrzeby wtedy ograniczały się do jedzenia, butów raz na dwa lata i już i dość. Teraz rolnik z hodowli krów chce mieć samochód (i to taki lepszy) wyjechać na wakacje na Majorkę, mieć traktor za 400 tys. kupować markowe ciuchy itd. Z jednej krowy nie da się zaspokoić takich potrzeb.
A swoja drogą europejskie rolnictwo to w 100% socjalizm. Teraz wylewają mleko, wcześniej poganiali świnie, co będzie jurto? Europejskie rolnictwo pochłania 60% unijnych pieniędzy. I co mamy? Najdroższą żywność na świecie.
Wszystko z winy starzenia się europejczyków. Starzy nie piją tyle mleka, co młodzież, a mleko jest dużym alergenem, czytałem. I jeszcze ta walka z cholesterolem. Masełko jest takie pyszne i zdrowe. A wciskanie ludziom sałaty chińskiej i złotych jabłek powoduje właśnie strajki producentów masła. Ja się do tego strajku nie przyczyniam walkom osobistom. :)
[Teraz rolnik chce wyjechać na wakacje na Majorkę, kupować markowe ciuchy]
Skoro ktoś (rolnik czy nierolnik) chce takich głupot, to niech na nie zaiwania nawet bez ustanku.
Liberalizacja rynku mleka to rozumiem przejaw socjalizmu?
Po drugie, kiedy 60% "unijnych pieniędzy" "szło na rolnictwo"?
chcą nam wtrynić margarynę, to obrzydzają masło. Mają nadwyżki oleju z oliwek, to nagle to jest super zdrowe, a od wszystkiego innego się umiera - tak podają media. Dziwnym trafem przemysł farmaceutyczny ma od razu przygotowane pigułki na to albo na tamto- cóż za zbieg okoliczności! cóż za dalekowzroczność! I biedny człowiek je to to, to tamto, zawsze w strachu, zawsze z poczuciem winy, zawsze z nieczystym sumieniem, choć jedzenie kupuje uczciwie, za własne, uczciwie zarobione pieniądze. Tak nam narobili w głowach, że nawet najeść się człowiek już z przyemnością nie potrafi. To znaczy Stary i ja się wyłamujemy: jadamy, i to często, jajecznicę na smalcu. Do pieczenia ciasta kruchego albo piaskowego używam normalnie oleju, zamiast utwardzonych sztucznie margaryn i wychodzi bardzo dobre, do ciast drożdżowych daję masło - które sama robię, bo mam taki kaprys i trwa to nie dłużej niż 10min w mikserze - a chleba niczym innym niż masło to się u nas nie smaruje. Praktycznie nie chorujemy w ogóle. Katar to dla nas słowo obce (według starych przepisów: gdy katar w natarciu dobry jest chleb ze smalcem - może być ze skwarkami - i z cebulą lub czosnkiem, popijać herbatę czarną do tego,a w cięższych przypadkach herbatkę z szałwii albo tymianku - gdy kaszel też dusić zaczyna - albo zwykłą majerankową), a sensacji żołądkowych to nie mieliśmy od tak dawna, że w ogóle nie pamiętam od kiedy. Nie boli nas również nigdy głowa od czasu, gdy odżywiamy się tym, co ogród, sad i kurnik nam da.
Horrorem jest dla mnie reklama środków od bólu głowy "w dużych, ekonomicznych opakowaniach, działających 'jeszcze lepiej' i ' jeszcze mocniejszych" Zwalczanie w ten sposób bólu to jak obcinanie sobie nogi, gdy paznokcie za długie i bolą palce u nóg. Ból jest sygnałem, że należy coś zmienić i naprawić, a nie: bach! po łbie chemią i do roboty.
Z tą alergią na mleko to też jest różnie; oni mogą zbadać tylko to, na co mają pomysł i odczynniki. A to wcale nie musi być prawda. Znane są przypadki wyleczenia alergii przez wycieczki do obory - najlepiej takiej średnio zadbanej. Na skutek wyziewów krowich ludzki organizm produkuje energicznie odpowiednie antyciała, te agresywne i niekontrolowane usuwając.
W czasach, gdy do czytania były ciekawe rzeczy np. w "dookoła świata", wpadł mi w oko artykuł o nieuleczalnie chorych, których medycyna "nowoczesna" spisała na straty. Otóż tych chorych zawieziono do Indii (pewnie było ich stać, ale to inna bajka) i tam w szpitalu, będącym czymś w rodzaju wiejskiego lazaretu, leżeli ci chorzy na pryczach, a po łóżkach skakały kury, szwędał się inny żywy wiejski inwentarz. I co? U przeważającej części chorych nastąpiła zdecydowana poprawa, a wielu wyzdrowiało całkiem. No, ale to wiadomo, że była tylko socjalistyczna propaganda, namawiająca do chorowania pod namiotem w Indiach :)))
Bo co innego to teraz: pokroją, zeszyją, zaszczepią, dniami i nocami katować będą kroplówką, gnębić tabletkami rujnującymi wszystko co w środku w człowieku jeszcze nie było uszkodzone, i gdy już nikomu nic nie wpada do głowy na temat tych bolesnych, acz bezskutecznych tortur, to pacjenta przekazuje się dalej - obojętnie gdzie. A prawdą jest, że nie ma leków leczących choroby. Są natomiast substancje chemiczne [gorzej - przeważnie!
lub lepiej - głównie zioła] - stymulujące układ obronny człowieka, który sam, samiusieńki, musi albo chorobę pokonać, albo jej ulec. Ostatnio nauka odkryła - cóż za rewelacja! - że rosół z kury jest właściwie najlepszym lekarstwem na infekcje grypowe (nie wiem, czy także na tego wirusa syntetycznego, którym chcą zbawić ludzkość od przeludnienia), o czym od wieków wiedziała każda kobieta i część mężczyzn :)) (oni wszakże dla relaksu i z wewnętrznego przymusi lubią robić inaczej, niż sprawdzono) i każdy wiedział, że choremu najlepiej jest dać rosołek i spokój, by mógł po tym rosołku się dobrze wyspać, wypocić i wyzdrowieć. "Cywilizacja" na to mówi: nie! - piguły żreć i do roboty! Lasy trzebić, zasoby naturalne zużywać, magazyny zapełniać i gnać, gnać ludzi do roboty! i mamić, ogłupiać ich tym, że potrzebują więcej i coraz więcej i żeby produkowali więcej i coraz więcej, i napędzać ten obłęd aż do żałosnego końca tych ludzkich robotów.
Tymczasem człowiek wcale nie potrzebuje aż tak wiele do dobrego życia: ubranie do chodzenia i na zmianę, miejsce do spania i ciepły kąt na zimę, sensowne zajęcie przynoszące pieniądze na konieczne zakupy. I wtedy reszta czasu to byłby urlop. Chwila na zastanowienie się nad soba i sensem istnienia. Ale "cywilizacja" mówi: nie! gnaj, gnaj do roboty. Męcz się i staraj, awansuj nawet po trupach, kasyyyyy!!! kasy coraz więcej chciej! Pracuj coraz wiecej, zarabiaj coraz więcej, kupuj coraz więcej... ale właściwie po co? Ci, którzy się tym bawią, nie tyrają jak woły, nie kupują bez umiaru, nie jedzą gówna przefarbowanego na jedzenie - oni jedzą dobre jedzenie i się przyglądają z bezpiecznej odległości temu ludzkiemu obłędowi.
Kiedyś, gdy nie mieliśmy mleka od sąsiadki, bo ona się przeliczyła z ciążą krowy i musiała ją wcześniej zasuszyć, kupiliśmy sobie ze Starym mleko w sklepie. Aż takie złe, myśleliśmy sobie, to ono przecież być nie może, ludzie to kupują, piją i nawet dają dzieciom... Nabyliśmy cztery kartoniki tegoż. Stary nalał mnie i sobie do kubka. Spróbowaliśmy i... wylaliśmy czym prędzej do zlewu. W smaku to jest coś jak wapno w płynie, osiada na języku i robi w gardle coś szorstkiego. Nawet nie odważyliśmy się dać tego naszym psom, bo nie chcieliśmy narażać się niepotrzebnie na wydatki na weterynarza. Coś strasznego zrobiła ta "cywilizacja" z ludźmi. Moja znajoma nakarmiła swego żółwika sałatą holenderską, i ten żółwik zdechł krótko potem.
Ludzie, nie wiecie nawet, jak smakuje prawdziwe jedzenie. Nie wiecie, z czego chorujecie, nie wiecie, z czego biorą się wasze agresje, wzdęcia i biegunki lub zatwardzenia. To nie z jedzenia, bo to już mało kto zna. To z trucizn, jakie wam aplikują pod postacią artykułów spożywczych. Życie jest takie krótkie... może mieć tak wspaniały smak... Polskie rolnictwo jeszcze istnieje. Dajcie mu szansę i sobie też.
i w swoich klinikach również nie dawała pacjentom leków, z tym że uzasadniała to nieco inaczej, a mianowicie że "cierpienie ubogich jest miłe Bogu".
Jak widać, głupota nie ma barw politycznych.
:)
obraźliwe. Zostańmy więc przy "poglądach".
to wyraz sensownie tu użyty. Medycyna jest nauką eksperymentalną, więc te całe wywody o wyleczonych w Indiach niczego nie dowodzą. Raz myli się lekarz zachodni, raz wschodni. Poza tym wiele zależy od natury choroby - jeśli konieczna jest operacja, obcięcie, przyszycie czy nastawienie czegoś, zachód wygrywa tę konkurencję. Jeśli zaś mowa o chorobach przewlekłych, nie do końca zrozumiałych - to medycyna wschodu często góruje.
Co do jedzenia - słuszny jest apel o większą troskę o zdrowe odżywianie. Chociaż ja nie tknę słodkiego mleka żadnego pochodzenia - ani z fabryki, ani tego od krowy, które tak chwali nana i jej znajomy starszy pan.
Jeżeli ja coś gdzieś przeczytałam i to przytaczam, to jeszcze długo nie znaczy, że jest to moim poglądem. Piszę takie coś w charakterze informacji, a co ktoś z tego zrobi, jest zależne od stanu jego własnego umysłu.
Poza tym cieszę się, West, że osiągnęliśmy wspólna płaszczyznę, na której nie chcemy sobie nawzajem sprawiać przykrości. To już coś. Pozdrawiam.