"kwaków", "analfabetów", "westów", czy innych, pożal się boże - "sumień"... Ale pewnie nie będzie, bo przecież za takie pieniądze można sobie nakupić cały worek "świerszczyków" z nagimi 13 latkami... Papier jest w nich kredowany, więc łatwo można będzie zetrzeć kapiącą nań ślinę...
PRL była taka świetna, to dlaczego jej liderzy, Jaruzelski i Kiszczak, ją zlikwidowali?
Ale dotyczy tylko mężczyzn.
Kobietom w PRL poświęcone są... 3 strony przy omawianiu warunków życia chłopów.
Wszędzie indziej mowa jest tylko i wyłącznie o mężczyznach, np. pracownikach PGR i ich żonach, które czasami, owszem, pracowały w tych samych pegieerach, ale nie liczą się zdaniem autora w skład ich pracowników...
Autor używa pojęcia "głowa rodziny" uznając za oczywiste, że jest nią mężczyzna. Nie pisze nic o rodzinach niepełnych. Gdy porusza kwestię awansu klasowego dzieci z klas niższych, pisze tylko o synach.
Gdy mowa jest o doborze małżeństw i rodzin, kobiety występują tylko w roli żon i córek.
Nie chcę pozbawiać ksiażki wartości, którą ma w odniesieniu do innych spraw, jednak ślepota genderowa odbiera jej wiarygodność nawet tam, gdzie obala ona prawicowe mity.
tych stron jest 3,5... Trzeba domagać się stanowczo "parytetu" także dla książek traktujących o chorobie prostaty...
czy uważasz, że coś takiego jak "Społeczna historia Polski" można porównać do czegoś o tak ograniczonym zakresie, jak choroby prostaty? Innymi słowy, odpowiada Ci sprowadzanie społeczeństwa do grupy ludzi mogących zachorować na prostatę?
Książka ma stron 650. Z tego w sumie około dziesięciu jest poświęconych wprost czy nie wprost kobietom. To jednak nie ta proporcja Cię razi, ale żądanie, by w społecznej historii danego kraju uwzględniać ludzi obu płci.
Ciekawe, ale czy lewicowe? A co byś powiedział o historii społecznej traktującej tylko o szlachcie? Albo nie wspominającej słowem o Żydach?
Historia społeczna jest czymś co można określić mianem prawdziwej historii. Są to bowiem dzieje ludzi, a nie władzy. W Polsce Ludowej problematyka społeczna znajdywała w badaniach dość sporo miejsca, obecnie zaś, nie ma co tego kryć, zajmowanie się takimi sprawami, a zwłaszcza uczciwe, nie należy do najbezpieczniejszych.
Przy okazji: zachodzę w głowę, jak kogoś może pasjonować historia polityczna, czyli dzieje zmian władzy, albo tym bardziej historia wojskowości. Weźmy dla przykładu tzw. bitwy, od których roi się w podręcznikach do historii (bitwa pod tym, bitwa pod tamtym, bitwa pod owantym). Czy owe bitwy były w istocie czymś innym niż tylko czasem i miejscem, gdzie iluś tam mężczyzn, zgodnie zresztą z określeniem, pobiło się ze sobą? Wzajemnie rozłupując sobie czaszki, puszczając farbę, wypruwając flaki. W dodatku w nieswoim interesie. Coraz częściej na poważnie zastanawiam się, czy miłośnicy takich historyjek są zdrowi psychicznie i czy z ich strony nie należy obawiać się jakiegoś zagrożenia.
Co do samej książki. Z pewnością jest to pozycja wartościowa, w pierwszym odruchu, mimo relatywnie wysokiej ceny (coś koło 70 zł), miałem ją zamówić on line. Zniechęciły mnie jednak trochę tytuły rozdziałów (dostępne na allegro), w moim odczuciu mogące implikować pewną monotonność treści.