Komentarze czytelników portalu lewica.pl Komentarze czytelników portalu lewica.pl

Przejdź do menu

Komentowany tekst

Piotr Szumlewicz: Władza prestiżu

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz

antyTeza egalitaryzmu w natarciu

że biednym ludziom powinno się stwarzać więcej możliwości niż bogatym

autor: Cud2, data nadania: 2009-11-09 09:25:11, suma postów tego autora: 3207

Najlepsza definicja pracy na państowym jaką czytałe !!!!

Stabilne zatrudnienie w sektorze publicznym jest przedstawiane jako zbiór nudnych, monotonnych czynności realizowanych zgodnie z planem narzuconym przez przełożonych w ramach sztywnego podziału obowiązków zawodowych.
--
Ja pracuje w urzędzie i mówię Wam Towarzysze to najlepsza definicji tzw. pracy państwowym jaką czytałem.

Praca na stałym etacie = NUDA + RUTYNA + MARAZM !!!!

autor: Cud2, data nadania: 2009-11-09 09:40:47, suma postów tego autora: 3207

Przedsiębiorczość jednostek = godne życie klasy robotniczej

Bez przedsiębiorczości nie byłoby żadnego miejsca pracy, bez przedsiębiorców wrócilibyśmy na drzewa. Przecież nawet państwowe miejsca pracy są utrzymywane jedynie dzięki podatkowemu pasożytnictwu na miejscach pracy wytworzonych właśnie przez przedsiębiorców. Bez przedsiębiorców w sklepach dalej nie byłoby nawet papieru toaletowego.

autor: jliber, data nadania: 2009-11-09 11:41:35, suma postów tego autora: 4329

.

Spostrzeżenia generalnie chyba trafne.

Mam jednak wrażenie, że autor niezbyt właściwie rozumie słowo przedsiębiorczość. To znaczy rozumie je dokładnie tak, jak chcą tego obecne neoliberalne elity, wedle których, skrótowo ujmując, ową przedsiębiorczość stanowi konkurowanie o lepszą pozycję w korporacji, banku, na uczelni itd. Tymczasem rzeczywista przedsiębiorczość, nazwijmy ją oddolna, to dla przykładu zarobienie, zaoszczędzenie i uskładanie pewnej (nie tak znowu wielkiej) sumy na otwarcie własnego małego baru, sklepiku, warsztatu, księgarni. Taka przedsiębiorczość nie jest niczym złym. Nie wchodzi w sprzeczność z lewicową wizją świata, za to w coraz większym stopniu koliduje z interesem państwa i kapitału (przykładów czego wiele). Znam ludzi, którzy jakieś tam własne mikrofiremki mają (niekiedy raczej mieli dopóki nie obrabował ich ZUS) i mogę stwierdzić, że ich poglądy w kluczowych kwestiach z reguły są bliższe lewicy niż np. poglądy urzędników państwowych, których to autor, z jakichś chyba tylko sobie znanych powodów, zdaje się lokować na lewym skrzydle.

autor: Bury, data nadania: 2009-11-09 13:05:14, suma postów tego autora: 5751

Praca a samorealizacja

Praca nigdy nie służy samorealizacji, dla większości ludzi praca niezależnie czy w sektorze państwowym czy prywatnym zawsze będzie oznaczała ,,zbiór nudnych, monotonnych czynności realizowanych zgodnie z planem narzuconym przez przełożonych w ramach sztywnego podziału obowiązków zawodowych''.

Praca może być obszarem samorealizacji głównie dla osób zamożnych i reprezentujących wolne zawody

Chyba jedynie ludzie skrajnie ograniczeni mogą twierdzić że praca ochroniarza, czy pracownika Mc Donalda, kasjerki czy pakowacza drobiu może służyć samorealizacji i rozwojowi...

Jedyne co można zrobić to dbać o odpowiednie wynagradzanie pracowników i skracać czas pracy

Oczywiście niegdyś alternatywą było współzarządzanie przez pracowników zakładami pracy, ale obecnie to nie wchodzi w grę...

Ogólnie artykuł świetny, jednakże jeszcze należałoby zauwazyc , że Platforma jest obiektem sprzecznych fantazji, dzięki swej wizerunkowej nieokreśloności...

Dla konserwatystów- Gowin, dla ,,lewicowców''- Palikot, a dla gospodyń domowych - przystojny i słodki Tusk:)

autor: Postsocjalista, data nadania: 2009-11-09 15:36:00, suma postów tego autora: 1953

.

Postsocjalista:

[Praca nigdy nie służy samorealizacji (...) Praca może być obszarem samorealizacji głównie dla osób zamożnych i reprezentujących wolne zawody]

Ależ bynajmniej! Praca może być źródłem samorealizacji nie tylko dla wykonujących wolne zawody. Są ludzie realizujący się np. poprzez prowadzenie sklepu z modną odzieżą albo sklepu z odzieżą używaną - i pragną jedynie tego, by Szanowne Państwo łaskawie zezwoliło im na spokojnie życie.

------
[zatrudnienie w sektorze publicznym jest przedstawiane jako zbiór nudnych, monotonnych czynności realizowanych zgodnie z planem narzuconym przez przełożonych w ramach sztywnego podziału obowiązków zawodowych]

No, bo taka jest prawda. Oczywiście sektora prywatno-korporacyjnego dotyczy to w stopniu tym samym. Albo i większym.

autor: Bury, data nadania: 2009-11-09 17:55:51, suma postów tego autora: 5751

A ja myślę,

że większość z nas, bez względu na swe przekonania, realizację swoich nadziei nie łączy z żadną partią działającą dziś w Polsce. Dlatego z wyborów na wybory coraz mniej nas wrzuca kartki do urn. Z nawyku PRL-wskiego najliczniej robią to jeszcze ludzie ukształtowani w tamtym okresie, co oczywiście SLD niewiele pomaga, bo już nie wierzą, że może po tych wszystkich przemianach, których jest współautorem, coś w ich życiu polepszyć. Po tych małostkowych i wskutek tego gorszących kłótniach, które dzień po dniu się dzieją, może być pod tym względem jeszcze gorzej. Chyba że pojawi się ktoś, jak to ostatnio stało się w USA, i ludzi z kolan poderwie. Póki co nikogo takiego na horyzoncie nie widać. Ale przyznać trzeba, że artykuł oddaje to, co w trawie piszczy.

autor: steff, data nadania: 2009-11-09 18:23:27, suma postów tego autora: 6626

zależy, co dla kogo oznacza samorealizacja

uważam, że obecnie media i ich mocodawcy celowo pomieszali ludziom w głowach, by ci czuli się nieszczęśliwi już na starcie. Tymczasem praca jest nie tylko koniecznością. Jest warunkiem spełnionego życia.
Ja nie urodziłam się na wsi i nie miałam pojęcia praktycznie o niczym z wsią związanym. Ale nauczyłam się tego i uczę się nadal. To daje mi satysfakcję. Co dzień.
Nie zajmowałam się nigdy psami (choć w dzieciństwie wciąż przywlekaliśmy do domu bezpańskie Miśki i Burki). Teraz zajmuję się psami świadomie: gotuję im śrutę, świńskie skóry (kiedyś brzydziłabym się nawet na to spojrzeć) oraz gnaty i wieprzowe i wołowe (kiedyś by to dla mnie śmierdziało i nie wzięłabym tego do ręki). Trę na tarce i gotuję ze śrutą dla psów dynię, marchewki i co tam mam jadalnego dla nich pod ręką. I to też daje mi satysfakcję. Moje psy lubią jeść, mają lśniącą sierść i gdy szaleją na dworze rujnując moje rabatki, to jestem na nie tylko czasem zła i je stamtąd wyganiam, ponieważ one bawią się tak mądrze, wymyślają takie podchody i gonitwy a to z jabłkiem w pysku, a to z kawałkiem szmaty będącej niegdyś pluszową zabawką, a to patykiem, który trzymają w pyskach biegnąc obok siebie jak w zaprzęgu. Nie miałam kiedyś pojęcia, że mogę tak postrzegać psy: jako istoty wielce radosne i przyjazne, respektujące rangę ważności nas domowników. Gdy mój pies miał rankę za uchem, to sunia lizała mu tą ranę niemal co dzień, aż do jej zagojenia. Dzięki moim psom zrozumiałam wiele rzeczy, głównie to, że człowiek w swej istocie jest zarozumiałym ignorantem.
To samo, gdy chodzi o kury, choć z kurami nie sposób się zaprzyjaźnić. Jednak doskonale wiedzą one, kto swój, kto obcy, które ziarno jest dobre, a które puste w środku. Skądś one to wiedzą, a dla mnie wszystkie ziarna wyglądają jednakowo.
Identycznie z roślinami: gdy wie się, co one lubią - jaką ziemię, ile wody przy podlewaniu itd. to ma się dobre plony.
Celowość wykonywanej pracy, zrozumienie jej sensu, daje poczucie spełnienia.
Jak już napisałam, wieś i życie na niej jest dla mnie czymś stosunkowo nowym. Gdy byłam księgową, pracowałam rzetelnie i to dawało mi satysfakcję, choć wiedziałam, że do biura to ja się raczej nie nadaję. Ale swoją pracę wykonywałam chętnie. Gdy byłam sprzątaczką, to również pracowałam uczciwie i wyrobiłam w sobie zmysł wprowadzania porządku do chaosu, co mi służy do dziś. Jako malarka pokojowa nauczyłam się równiusieńko szpachlować oraz dowiedziałam się, że plamy na suficie po zalaniu powinno się najpierw uprzednio pomalować wodnym lakierem akrylowym i potem dopiero farbą, bo bez tego plama wyjdzie i będzie brzydko. Gdy pracowałam jako sekretarka, miałam przykładny porządek w papierach i nigdy niczego nie zgubiłam i nie zapomniałam. Pracowałam również w wielu innych zawodach i albo wykonywałam swoją pracę najlepiej, jak mogłam, albo się zwalniałam i szukałam swego szczęścia gdzie indziej. I dlatego mogę z całą pewnością powiedzieć, że każda praca może przynosić satysfakcję, choćby "od-do". To, co robią media i takie różne serialki, to demoralizacja społeczeństwa. Ludzie mają być niezadowoleni. Mają co prawda nie wiedzieć, co chcieliby tak naprawdę robić, ale na wszelki wypadek mają narzekać i czuć się nieszczęśliwie. Preferowanym wariantem pukającym podprogowo do świadomości jest, że ludzie powinni koniecznie chcieć robić to, co leży poza zasięgiem ich fizycznych możliwości.
Życie jest niezwykle wielowymiarowe. Każdy dzień powinien być pożywką dla naszego rozwoju i szansą na kolejny, lepszy już dzień. Tymczasem ludzie są przytłoczeni własnymi myślami, z wyuczoną bezradnością godzą się na własne życie według schematu narzucanego przez media. I nawet sprawy rozwijające się pozytywnie traktują jako przejściowe szczęście, którym nie warto się cieszyć, bo przecież samo życie jest taaakie okropne i nie do zniesienia. To powoduje, że chorują, więc czują się dodatkowo nieszczęśliwi. I nawet nie próbują wyrwać się z tego fałszywego zaklętego kręgu zniewalających własnych myśli. Nie każdy musi być Einsteinem, by poznać istotę życia. Bo życie składa się z drobiazgów, dostępnych dla każdego. Z tych drobiazgów można zrobić rzeczy większe, a z tych wynikną te naprawdę życiowo ważne. Media działają na ludzi bardzo destruktywnie, odbierają im ich sens istnienia i w zamian za to proponują rzeczy dla ludzi niedostępne. I ludzie się na to nabierają.
Tymczasem można być szczęśliwym nawet przy wywożeniu gnoju, gdy się wie, że z niego zrobi się żyzny kompost, na którym wyrosną wspaniałe warzywa: smaczne i zdrowe. I co z tego, że być może jestem wspaniałym materiałem na gwiazdę śpiewu i tańca, na kandydatkę do Nobla albo Pulitzera? Przecież teraz mieszkam na wsi, mam psy i ogród, i jeżeli chcę żyć w zgodzie ze sobą i światem, to muszę żyć dokładnie tak, jak wymaga tego moje życie na wsi. Albo będę gotowa do poniesienia konsekwencji decyzji wyjazdu ze wsi i zacznę gdzie indziej zupełnie co innego.
Ludzie pozwalają sobie wmawiać, że są nieszczęśliwi, bezsilni, skazani na taki "zły los". Jednak tak nie jest. Za wszystko płaci się co prawda cenę, ale coś tam w tej cenie się zawiera, czyż nie?

autor: nana, data nadania: 2009-11-09 19:42:42, suma postów tego autora: 4653

Praca jest warunkiem szczęśliwego życia

ale dla niektórych, większosc ludzi realizuje się w życiu prywatnym, albo poprzez swoje pasje...

Oczywiście- prowadzenie sklepu z modną odzieżą może byc sposobem na samorealizację, szczególnie dla właściciela :):)

autor: Postsocjalista, data nadania: 2009-11-09 21:06:52, suma postów tego autora: 1953

@ postsocjalista

Hm, przypuszczałem, że tak zostanie to odebrane. Choć wydawało mi się, że ostatnia fraza wyraźnie wskazuje, o czyj sklep tu chodzi. Mimo to koryguję. Zatem:

Poprzez prowadzenie WŁASNEGO sklepu z modną odzieżą albo sklepu z odzieżą używaną - i pragną jedynie tego, by Szanowne Państwo łaskawie zezwoliło im na spokojnie życie.

Teraz jasne?

autor: Bury, data nadania: 2009-11-09 21:47:46, suma postów tego autora: 5751

Absolutnie nie mogę się zgodzić z opinią, że w przekazie medialnym dominuje

"propaganda indywidualnego sukcesu". Wręcz przeciwnie - dominuje propaganda kariery w korporacji. Jeżeli gdzieś w mediach pojawia się jakiś przedsiębiorca, to jako czarna owca. Ciekawe, że self-made man był dosyć rozpowszechnioną postacią w publicystyce późnego PRL (wystarczy przypomnieć sobie twórczość Stefana Bratkowskiego), a teraz zniknął z przekazu medialnego zupełnie.

autor: west, data nadania: 2009-11-09 22:32:51, suma postów tego autora: 6717

Autor przypomina już po raz nie wiadomo który, że

społeczeństwo jest zagubione.
Ma rację p.Nana pisząc:
"Media działają na ludzi bardzo destruktywnie, odbierają im ich sens istnienia i w zamian za to proponują rzeczy dla ludzi niedostępne. I ludzie się na to nabierają."

autor: tarak, data nadania: 2009-11-09 23:10:04, suma postów tego autora: 3283

Mój drogi jliberze

Jak zwykle nie wiem czy podziwiać Twój niezachwiany idealizm w połączeniu z niezachwianą naiwnością czy też absolutnie, do gruntu cyniczną radość z wygłaszania zakamieniałych kłamstw w gustownym opakowaniu.

Jesteś, co zabrzmi absurdalnie, świetnym przykładem mentalności nawróconego PRL-owca. Wynika to z tego, że a priori zakładasz przewagę instytucji prywatnej nad państwową jako absolutną regułę bazując na pewnej wybranej próbce polskiej. Jak pamiętam, pracując całkiem spory czas w państwowym przemyśle byliśmy nie tylko efektywni w produkcji (oczywiście można by to usprawnić i dalej) ale i wypracowywaliśmy całkiem niezły profit. I żeby nie było nieporozumienia, po latach pracy i doświadczeń w przedsiębiorstwach o obydwu typach własności nie zakładam automatycznie przewagi jednego nad drugim. Wyjaśniam poniżej.

Jak zwykle zakładasz, niefortunnie znak równości pomiędzy przedsiębiorczością, a godnym życiem pracowników. To jeszcze by było jakoś do przełknięcia i obrony na bazie zgeneralizowania ale Ty oczywiście dodajesz przekleństwo w państwowym sektorze, a błogosławieństwo w prywatnym. Trudno o gorszy ruch, a diabeł siedzi w szczególe.
Sposób zarządzania jest kluczem do Twojego równania, a nie własność środków produkcji. Etyka w znacznym stopniu jest jakoś przemilczana przez neoliberałow jak i przez Ciebie. Bo jeżeli przedsiębiorczość oznacza wyżymanie i gnojenie pracowników na bazie ograniczonych możliwości zatrudnienia to przedsiębiorstwo jako takie może i będzie prosperowało ale nie koniecznie pracownicy (mowa o godnym życiu? czy o godnym wyciskaniu?). Pracowałem we firmach prywatnych o nowoczesnych systemach zarządzania, gdzie zyskiwał pracownik poprzez prawdziwy współudział i przywiązanie do firmy ale również i właściciel poprzez spowodowany wzrost zysku. Gdzie spadek kosztów wytwarzania był osiągnięty nie przez obcinanie płac czy redukcje zatrudnienia ale przez wzrost wydajności pracy, wzrost produkcji czy przez re-trening zatrudnionych aby jak najlepiej odpowiedzieć na potrzeby zakładu w danym miejscu inwestując w i wykorzystując posiadany ludzki potencjał. To tylko zarys, bo widziałem trasformację firmy w której pracowałem: wzrost zysków był osiągnięty w ciągu czterech lat bez zwalniań, bez obcinań wynagrodzeń (całkiem przeciwnie) ale z kompletnie zmienionym systemem zarządzania. To samo można osiągnąć we firmie państwowej. Własność środków produkcji zaczyna być drugorzędna.

Niestety, możesz mnie nazwać stronniczym, prywatna własność i dążenie do sukcesu zbyt często prowadzi do chęci posiadania jeszcze więcej przez właściciela (nigdy nie jest „wystarczająco dużo”) ponieważ sama idea „wolnego rynku” zakłada, że tylko najpotężniejsi mają szansę na przeżycie. Bez interwencji prawa i egzekującego go państwa, potężniejsza firma staje się obowiązującym prawem i jego wykonawcą. Jak mówię odziedziczyliśmy w Polsce nienajlepszą tradycję „państwowego” ale decydującą łatką jest opinia neoliberałow i rozmaitych neofitów jak Ty. Państowe może być nie tylko effektywne ale ma, z założenia o wiele większą szansę bycia fair w stosunku do pracownika. Jeżeli mówimy o godności...

autor: zielmik, data nadania: 2009-11-10 00:12:06, suma postów tego autora: 60

no właśnie, Zielmik

"Państowe może być nie tylko efektywne ale ma, z założenia o wiele większą szansę bycia fair w stosunku do pracownika. Jeżeli mówimy o godności..."
Bo jakże może powstać jakikolwiek zysk, jeżeli u strony przeciwnej nie ma strat? Czy ktoś widział już taki cud ekonomiczny?

autor: nana, data nadania: 2009-11-10 10:17:58, suma postów tego autora: 4653

zielmik

Zgadzam się z tobą. Państwowe może być zdecydowane lepsze, szczególnie wtedy, kiedy zarządza nim jednostka nadzorowana przez reprezentantów załogi. Wówczas zysk może wzrastać równocześnie z godnością każdego, kto do jego umacniania się przyczynia. I taki był początek naszej transformacji. Z takimi też nadziejami większość z nas opowiadała się za przemianami. Niestety stało się inaczej za podszeptem cwaniaków wynajętych przez międzynarodowy kapitał. A teraz pozostał nam tylko zgrzyt zębami albo społeczna obojętność coraz bardziej ograniczana prywatnością. No cóż, nan mamy niewiele, które potrafią w każdej sytuacji samo się realizować z pełną satysfakcją dla siebie i dla swoich rodzin. Dlatego społeczeństwo powinno być organizowane w interesie i możliwości swej większości. A tak niestety nie jest. Potrzeba zatem zmian staje się oczywista. Kto ją podejmie? Na razie nie wiemy. Choć wiemy, że to sie stanie.

autor: steff, data nadania: 2009-11-10 12:14:44, suma postów tego autora: 6626

west:

[Absolutnie nie mogę się zgodzić z opinią, że w przekazie medialnym dominuje "propaganda indywidualnego sukcesu". Wręcz przeciwnie - dominuje propaganda kariery w korporacji (itd.)]

Nic dodać, nic ująć.

autor: Bury, data nadania: 2009-11-10 13:49:34, suma postów tego autora: 5751

./..

Jliber:
"Bez przedsiębiorczości nie byłoby żadnego miejsca pracy, bez przedsiębiorców wrócilibyśmy na drzewa."

Oto i efekt neoliberalnego prania mózgu. Co tam nauka, wynalazczość, praca. To nie pies macha ogonem, lecz ogon psem. I rzeczywiście, z perspektywy pasożytującej na tym ogonie pchły to złudzenie może wydawać się realne ;-)

-----

Bury:
"Mam jednak wrażenie, że autor niezbyt właściwie rozumie słowo przedsiębiorczość. [...]Tymczasem rzeczywista przedsiębiorczość, nazwijmy ją oddolna, to dla przykładu zarobienie, zaoszczędzenie i uskładanie pewnej (nie tak znowu wielkiej) sumy na otwarcie własnego małego baru, sklepiku, warsztatu, księgarni."

O, czyżby chodziło o purytańską mitologię wczesnego kapitalizmu? :-) Przykro mi, ale tej religii już nikt nie wyznaje, nawet na protestanckim Zachodzie, gdzie się ten potworek narodził.

Bury:
"Poprzez prowadzenie WŁASNEGO sklepu z modną odzieżą albo sklepu z odzieżą używaną - i pragną jedynie tego, by Szanowne Państwo łaskawie zezwoliło im na spokojnie życie."

Tia, a jak już to państwo łaskawie da im spokój, to dzięki temu wygospodarują jakieś 800 złotych na miesiąc i równie łaskawie zostaną "pracodawcami", by prowadzić jeszcze spokojniejsze życie. "Dadzą pracę" na czarno oczywiście, bo przecież ten ZUS zawsze będzie przeszkadzał - największą niesprawiedliwością jest to, że on w ogóle istnieje. Niestety takie oszczędności w żaden pozytywny sposób nie odbiją się na płacy zatrudnionej osoby. Znamy to doskonale, prawda?

Swoją drogą, niepojęte jest dlaczego wykwalifikowany robotnik z dużym doświadczeniem może pracować po 12 godzin i dostawać jedynie 2000 zł po *opodatkowaniu* przez takiego drobnego kapitalistę, i to jest ponoć sprawiedliwe, ale ów burżuj musi minimum 6 tysięcy np. za to, że pojeździ trochę dostawczakiem, nauczy się kasę fiskalną obsługiwać i postoi w sklepie. Inaczej dzieje mu się straszna krzywda. Potrafi to ktoś logicznie wytłumaczyć?

autor: Miś_Bucharin, data nadania: 2009-11-10 14:18:39, suma postów tego autora: 3566

Steff, ta cała manipulacja ma to właśnie na celu, co piszesz, że "nan jest niewiele"

chodzi o ukrycie prawdy przed każdym o nim samym.
A prawda to fakt, że możesz mieć tylko i wyłącznie takie życie, jakim człowiekiem jesteś. Do zmiany Twego życia potrzebna jest Ci zmiana świadomości, a do zmiany świadomości potrzebny jest Ci rozum, który przecież masz. I ten właśnie rozum jest manipulowany w celu zablokowania zmiany świadomości. Wyobraź sobie, że któregoś dnia idziesz szybciej, niż zwykle i wsiadasz nie to tego tramwaju, co zwykle, a do tego wcześniejszego; spotykasz innych ludzi i masz czas na coś, na co czasu nie miałbyś, gdybyś jechał tym zwyczajowym tramwajem. Ponieważ każda przyczyna ma jakiś skutek, więc takim prostym faktem możesz zmienić bieg swego dnia powszedniego i jego wymiar. Jedynie przyjmując z góry, że i tak nic się nowego wydarzyć nie może sprawisz, że dzień będzie taki sam. Ale nie dlatego, że jest taki sam, a dlatego, że Ty go takim tworzysz. Mając podanego przez media gotowca nie jesteś w stanie zauważyć nic poza tym, co w gotowcu, ponieważ jest on podany Ci jedynie w tym celu. Rozum już wielokrotnie mówił Ci co innego, ale szukając potwierdzenia wciąż wracasz do gotowca, bo innych wzorców nie stworzyłeś albo z wygodnictwa albo ze strachu przed nieznanym. Decyzja tak czy siak należy tylko i wyłącznie do Ciebie.

Taka dajmy na to śmierć: ileż to kościół katolicki się napracował, by straszyć nią ludzi. Ileż to mamił i karcił, jakimi strasznymi karami groził i co? Dokładnie tak, jak masz umrzeć, to umrzesz. Nie ma drogi obok i tak jest dobrze. I zamiast przyjąć ten 100%fakt do wiadomości, dajesz się mamić alternatywami, że może jakieś zbawienie, że może jeszcze parę dni, jak będziesz grzeczny i będziesz ładnie się modlił i płacił ile dasz radę a nawet więcej, bo za to dostaniesz większą pochwałę. I co? Rozum Ci mówi: umrzesz, bo podlegasz temu prawu natury. Wiara w Boga mówi Ci: ta forma materialna jest przejściowa i wcale nie jest najważniejsza; jesteś częścią Boga, jesteś stworzony na Jego wzór i podobieństwo, acz nie podobieństwo materialne, bo materia jest formą przechodnią między energiami. I co? A no dalej odsuwasz od siebie świadomość tego, oszukujesz się, że jutro możesz zrobić to, co powinieneś zrobić dzisiaj tak, jakbyś to Ty był panem Stworzenia. Tymczasem to, czego dziś nie zrobisz i zechcesz zrobić jutro, zsumuje się z tym, do czego dostajesz dzień jutrzejszy z jego wyzwaniami. I wymiękasz. Po tygodniu jest Ci wszystkiego za dużo. W końcu robisz z siebie ofiarę samego siebie i swojego postępowania, a nie mając zamiaru ponosić konsekwencji swojego działania, które to konsekwencje wyrwały by Cię z kręgu niemocy i wprowadziły na wyższy poziom świadomości, włączasz telewizor, kupujesz jakiegoś szmatławca i przyjmując cudze prawdy pozwalasz się komuś wyręczać w porządkowaniu własnego życia. Media o tym wiedzą i z tego korzystają. I jest to ich korzyść, ale Twoja strata. Oni nadymają się posiadając coraz większą władzę nad Tobą, a Ty jesteś coraz mniejszy, coraz bardziej bezradny, coraz bardziej zmęczony i ....... dochodzisz do wniosku, że wybawieniem jest śmierć.

No to żeż weź wyciągnij ten wniosek od razu, bo jeżeli najgorszym, co może Ci się wydarzyć, jest śmierć, bo wtedy Cię nie ma, to może nie mam sensu się jej bać, skoro jest nieunikniona, i może dobrze jest wykorzystać ten czas między narodzinami i zejściem na własny rozwój? Czy może ktoś jest na tym świecie, żeby mieć głównie super brykę, nowe meble w kuchni i wciąż nową kochankę/kochanka co noc? I co? A co, jeżeli jednak nie jesteśmy na tym świecie w celu posiadania super bryki, nowych mebli i lowelasów? Media mówią nam, że tylko po to. Ale przecież rozum każdego mówi mu, że media kłamią. Dlaczego tak mało ludzi jest ciekawych, o co w tym zwykłym życiu chodzi? Jeżeli zatem jesteś, Steff, niezadowolony ze swego życia, to nie życie jest tu winne, bo ono samo z siebie zmienić się nie może. To Ty je dla siebie tworzysz i ono jest takie, jakim Ty je robisz.

Jeżeli stawiasz - jak większość ludzi - życiu warunki, to musisz mieć na to siłę, by te warunki były spełnione. Ponieważ warunki może stawiać wyłącznie ten silniejszy. Czym może się skończyć stawianie życiu warunków, gdy samemu czuje się byciem ofiarą? Żałosnymi mrzonkami. I co dzieje się w człowieku, który zdaje sobie sprawę, że to, co by chciał to żałosne mrzonki? Taki człowiek jest z siebie niezadowolony. A ponieważ naturą człowieka jest dążyć do samozadowolenia, więc w takiej sytuacji kompensuje sobie te żałosne mrzonki a to "dobrą wódką", a to "modnym ciuchem" a to super bryką. Ale mimo posiadania super bryki modnych ciuchów problem pozostaje ten sam i to w niezmienionej formie. Więc następna wódeczka, następny ciuch i następna bryka.

I nagle okazuje się, że żyliśmy życiem obcego, nieznanego nam człowieka, bo nie zadaliśmy sobie trudu zobaczyć, kim my właściwie jesteśmy, jakie mamy zdolności i potrzeby rzeczywiste, bo powalaliśmy się cały czas wyręczać komuś innemu w interpretacji świata, bo woleliśmy gotowce. A tu bach! starość i śmierć. A przedtem żal ze straconego czasu. Jeżeli więc właśnie teraz znajdujesz się, Steff, w takim właśnie miejscu i takiej sytuacji, to jest to dla Ciebie najodpowiedniejsze miejsce i najodpowiedniejsza sytuacja, i tak sam chcesz. Bo gdybyś nie chciał, to byłoby co innego i gdzie indziej.

Możliwe, że wolałbyś, by zmian Twego życia dokonał za Ciebie kto inny? Ależ właśnie dlatego jesteś niezadowolony, że ten ktoś inny to za Ciebie robi. To jest właśnie ta zmyła mediów, to jest ten przekręt. Nie wierzysz? To najpierw użyj rozumu. On Ci to powie. I zmieni Ci świadomość i będziesz wiedział wszystko to, czego o sobie i świecie nie wiedziałeś do tej pory. Bo wolałeś gotowce, a za swoje życie czyniłeś innych odpowiedzialnymi.
Nie bierz tego, Steff, osobiście, ponieważ ja formy "Ty" użyłam symbolicznie. Pozdrawiam

autor: nana, data nadania: 2009-11-10 14:46:55, suma postów tego autora: 4653

Misiu Bucharinie

Miałem obszerniej ci odpowiedzieć, lecz po niektórych przemyśleniach zawartych w twym poscie widzę, że chyba nie ma to sensu. Co niestety, ale w twoim przypadku, przyznać muszę z prawdziwą przykrością.

autor: Bury, data nadania: 2009-11-10 15:52:53, suma postów tego autora: 5751

Czym jest postpolityka ?

P. Szumlewicz:
*Postpolityka jest odpowiedzią neoliberalnej prawicy na jej brak umiejętności rozwiązywania problemów społecznych.*

Postpolitykę próbował opisać S. Sierakowski w styczniu 2008 r. w *Dzienniku*, ale było to raczej odniesienie do sytuacji politycznej w Polsce po transformacji, a właściwie do ostatnich poczynań PO.
Ja to widzę całkiem inaczej.
Postpolitykę trzeba definiować w kategoriach globalizmu, jako postępującą niemoc decyzyjną (ubezwłasnowolnienie) demokratycznie wybranej władzy wobec oczekiwań zmian społecznych, pożądanych przez ludność. Nie można jej też ograniczać do jakieś opcji politycznej.

Jest to sytuacja, fragment naszej rzeczywistości, która następuje w wyniku realizacji neoliberalnego projektu podporządkowania całego świata kapitałowi.
Istnieją wprawdzie instytucje sprawiające pozory demokratycznej władzy, ale w tle istnieją *wirtualne parlamenty inwestorów i pożyczkodawców* jak to określił Noam Chomski i to one wraz z działającymi na ich korzyść światowymi instytucjami finansowymi ustalają kierunek zmian w ustawodawstwie naturalnie w swoim interesie.

W tej sytuacji wybrani do władzy przedstawiciele społeczeństwa nie mają nic do powiedzenia w sprawach dla niego najistotniejszych, podejmując w jego interesie działania pozorne lub nieistotne, albo nawet wręcz szkodliwe i starając się tylko w miarę możności dbać na forum publicznym o swój wizerunek (być fajnym(ą), aby przypodobać się publiczności.

W postpolityce główni aktorzy sceny politycznej przestali być realnymi działaczami, stali się pozorantami, marionetkami, pajacami dbającymi bardziej o swój własny wizerunek i własne interesy niż o dobro wspólne, starającymi za wszelką cenę zaistnieć medialnie. Z powodu takich uwarunkowań, ludzie którzy zachowali jeszcze mądrość i uczciwość nie wchodzą chętnie do polityki.
Tworzy to proces ciągłego psucia politycznej sceny na której chętnie prezentuje się polityczny chłam, kłamców, krętaczy i pospolitych pyskaczy, wyznający hasło śmierć frajerom i po nas choćby potop.

Do postpolityki należy w efekcie także i to, że psują się warunki życia i rozwoju dla przeciętnych ludzi.
Wyjaśnieniem z wyboru staje się niedoskonałość jednostki, jej cechy indywidualne.
Reszta jest milczeniem.

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-10 16:03:19, suma postów tego autora: 2307

Pani Nano

Wszystko, co tu Pani napisała jest uzasadnione, ale z tym małym zastrzeżeniem, że człowiek żyje w kilku płynnie przechodzących z jednego w drugi, etapach.
A każdy z nich stawia żyjącemu inne wymagania.
Żeby się urodzić muszą być rodzice, najlepiej kochający się, co nie jest raczej możliwe w warunkach niedostatku.
I o to właśnie bezpieczeństwo socjalne toczy się na tym etapie życia ciężka walka z przeciwnościami. Tu jest miejsce na rewolucje, ewolucje , bunty społeczne, strajki itd.
Głęboka radość z własnego istnienia cechuje ludzi w innym etapie życia, późniejszym jeśli uda się dożyć, i zapewnić sobie podstawy egzystencji.
Reasumując - bez względnego choćby dobrobytu nie ma filozofii.

autor: tarak, data nadania: 2009-11-10 16:35:08, suma postów tego autora: 3283

Nie mam wiele do dodania

Świetny tekst. Uzmysławia odbiorcy za pomocą danych , obraz wielkiego oszustwa, które dokonuje się w Polsce. Niestety, pokazuje to także, jak nierealne jest w tym kraju rozprzestrzenienie się rozumowania w kategoriach społeczno - teoretycznych.

autor: Giskard, data nadania: 2009-11-10 18:32:29, suma postów tego autora: 303

nana

Z tym kształtowaniem swojego życia to chyba nie do końca masz rację.

Życie to wielka gra w ciemno, a w tej grze nie tylko nie wiemy jak grać, kiedy będzie koniec gry, ale nawet nie wiemy o co gramy.
Dlatego w tej ciemności czasami próbujemy pomóc sobie „światłem wiary”, gdy rozum nie dostrzega celu.

Jeśli już użyłaś rozumu i dostrzegłaś cel to podziel się z nami swoim spostrzeżeniem, to może dojdziemy do wspólnych wniosków.

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-10 19:10:08, suma postów tego autora: 2307

nana

Demonizujesz media. One aż tak nie determinują naszego życia, naszych postaw, przekonań. Nie robią tego teraz i czyniły tego kiedyś. O wiele większy na nas mają wpływ stosunki gospodarcze. Bo od nich zależy nasz byt materialny a w jego następstwie także duchowy. Innymi słowy: baza kształtuje nadbudowę a ta ją wyraża, przez co także na nią wpływa. Oba zaś te czynniki tworzą sytuację, od których zależą zachowania poszczególnych jednostek, klas i w ostateczności całych społeczeństw. I ty właśnie w swoich tekstach opisałaś swoje zachowania w sytuacjach, którymi byłaś uwarunkowana. Były różne, różnie więc swoje zachowania do nich dostosowywałaś. Wątpię, abyś ich wyboru dokonywała pod wpływem mediów, choć nie jest wykluczone, że korzystałaś z takich czy innych ich wskazówek. Dopóki zatem środki produkcji a wraz z nim środki finansowe będą w dyspozycji nielicznych, nasze zaklęcia niczego nie zmienią. Będzie jak jest, co nie wyklucza jednostkowych spełnień, których ty doznajesz, za co cię podziwiam i z czego wraz z tobą się cieszę w nadziei, że twój Stary, jak go nazywasz, nie będzie miał o to do ciebie, ani do mnie pretensji.
I jeszcze przy okazji: twoje teksty są coraz ciekawsze, bo przenikliwe i bardzo osobiste. Kłaniam się.

autor: steff, data nadania: 2009-11-10 20:30:29, suma postów tego autora: 6626

Adrem 63

Możliwe, że nie do końca mam rację, ale to znaczy, że tu, gdzie ją mam, to ją mam? :)

Możliwe, że to gra w ciemno. Możliwe, że nie wiemy, jak grać. Możemy także nie wiedzieć, kiedy będzie koniec gry. Ale z całą pewnością wiemy, o co gramy. Mianowicie: gramy o własne życie. I gdy sobie ten właśnie drobiazg uświadomimy, to wiemy jak grać i gra przestaje być grą w ciemno.
Wiara jest potrzebna człowiekowi, ale nie religia w obecnej formie, bo wiara i religia to dwie różne i to skrajnie sprawy.
Co prawda mam wrażenie, że piszesz szyderczo o tym moim podzieleniem się "z nami" moim spostrzeżeniem, ale co tam :)

Nie licz wszakże na wspólne wnioski, bo nie są one potrzebne nikomu, jako że każdy sam może wyciągnąć wniosek swój własny.

Celem człowieka jest jego rozwój duchowy, który wyniesie go na wyższy stopień świadomości, by w przyszłym wcieleniu móc wznieść się również wyżej i tak do czasu, aż energia ludzka stanie się jedna z energią boską; czyli kropla połączy się z Oceanem. To jest sens istnienia człowieka na Ziemi i na tym polega ta Gra. Rodząc się jesteśmy zmuszeni uczestniczyć w tej Grze, ale posiadając również ego, konieczne do jednostkowego rozwoju, identyfikujemy się z nim, zamiast używać go (tego ego) jak narzędzia. To z kolei powoduje, że jesteśmy mocno indywidualni, nie czujemy się spokrewnieni z resztą ludzkości, jesteśmy agresywni, robimy wojny, jesteśmy chciwi, gromadzimy nawet niepotrzebne nam rzeczy, przeżeramy się w sytuacji, gdy inni głodują itd. Kto chce, może dostrzec prawidła tej Gry i jeżeli gra w nią uczciwie (Dekalog) to jego życie jest choćby względnie dobre.
Wystarczy Ci to jako wyjaśnienie?

autor: nana, data nadania: 2009-11-10 20:38:34, suma postów tego autora: 4653

Panie Steff

"Demonizujesz media. One aż tak nie determinują naszego życia, naszych postaw, przekonań. "
**
Nie mogę się z Panem zgodzić - media mają kluczowy wpływ na
stosunek do własnego życia. Ogromna większość ocenia swoją
sytuację w stosunku do tego co ogląda w telewizji.
One też kreują postawy , które z punktu widzenia rządzących są korzystne. Pokazują na kogo WYPADA głosować, a na kogo nie ( bo np.komuchy) i w ten sposób od wielu lat manipulują społeczeństwami.
Ten mechanizm został wymyślony w ST.Zjednoczonych po II Wojnie przez, o ile się nie mylę, zięcia Freuda, i od tego czasu nieustannie jest doskonalony do tego stopnia, że ktoś, kto o tym nie wie - nigdy się nie domyśli.
Więc trzeba o tym nieustannie przypominać, byśmy nie byli manipulowani i dokonywali wyborów kierując się WŁASNYM interesem.

autor: tarak, data nadania: 2009-11-10 22:25:02, suma postów tego autora: 3283

Karen Horney

"Samorealizacja nie zmierza wyłącznie ani nawet głównie do rozwijania specyficznych zdolności indywidualnych. Jądrem tego procesu jest ogólny rozwój potencjalnych sił ludzkiej istoty. Obejmuje on zatem przede wszystkim rozwijanie w jednostce zdolności do dobrego współżycia z innymi ludźmi."

PS. Wywiad z Jane Burgermeister - http://www.youtube.com/watch?v=6O95P1agEME&feature=related

A'propos muru. Vdm - http://cyklista.wordpress.com/2009/11/05/zimny-prysznic/#comment-827

autor: Teresa Stachurska, data nadania: 2009-11-11 10:01:49, suma postów tego autora: 1169

tarak

Zasadnicza kwestię wszak pominąłeś. Media to wszystko robią w interesie właścicieli środków produkcji. Tam jest więc praprzyczyna a nie w nich samych. Kiedy lewica w Polsce oddała środki produkcji, nie pomogły jej same media. Przegrała. Bo media tylko co najwyżej osłaniają ale nie decydują. Nie czynią tego nawet ci, którzy sprawują formalną władzę. Także służą tym pierwszym, co choćby w ostatnich wydarzeniach potwierdzili jednoręczni bandyci. Media mogą tylko ześwinić ale własności nie pozbawiają a ona jest źródłem rzeczywistej władzy, nic więcej.

autor: steff, data nadania: 2009-11-11 10:44:58, suma postów tego autora: 6626

I ja tam byłam, miodu i wina nie było

Ewa Wiktoria Redel. Wykluczenia spoleczne : wystąpienie Piotra Ikonowicza - http://radiownet.pl/radio/wpis/1589/

autor: Teresa Stachurska, data nadania: 2009-11-11 11:40:06, suma postów tego autora: 1169

./..

Bury:
"Miałem obszerniej ci odpowiedzieć, lecz po niektórych przemyśleniach zawartych w twym poscie widzę, że chyba nie ma to sensu. Co niestety, ale w twoim przypadku, przyznać muszę z prawdziwą przykrością."

Cóż, Twój wybór. Ja uważam, że dyskusja jest najlepszym sposobem, by ustalić wartość jakichś poglądów.

Zastanawiam się właśnie dlaczego nie szanuje się ludzi wykonujących multum nieprzyjemnych prac, bez których nie istniałyby te bardziej interesujące...

autor: Miś_Bucharin, data nadania: 2009-11-11 13:34:25, suma postów tego autora: 3566

Pan Steff

Zgoda.
Media to narzędzie w rekach władzy ( akurat teraz prawicy, ale bywało przecież inaczej, prawda?).
Ale trzeba mieć świadomość, że jest to narzędzie
decydujące ( jak na razie, niestety) w sprawowaniu władzy.

autor: tarak, data nadania: 2009-11-11 18:05:47, suma postów tego autora: 3283

nana

To wyjaśnienie dalece nie wystarczające!
Jeśli to co nazywam wielką grą w ciemno jest w istocie grą o nasze życie jak mi podpowiadasz to mam zaraz wiele pytań.
Dlaczego gramy o własne życie jeśli z góry wiadomo, że je stracimy czyli nasza gra skończy się przegraną ?

Jeśli pod słowami gra o życie masz na myśli jakieś względnie przyjemne przejście się po tym ziemskim padole, aby być *szczęśliwym* to powinnaś wiedzieć co znaczy być szczęśliwym. Możesz to opisać ?

Polski filozof Leszek Kołakowski mówił kiedyś, że nie wie co to jest szczęście, że szczęście jako takie nie istnieje, jeżeli już istnieje to brak szczęścia :(.

Dylemat rysuje się chyba tak:
Przywołano nas na ten świat świadomie lub nieświadomie, świat który nie jest rajem i narażeni jesteśmy na cierpienie. Co możemy zrobić ?
Możemy albo starać się ten świat zmienić, naprawić, albo starać się przystosować, uświadomić konieczność, pogodzić, a w końcu zaprzyjaźnić się z marnością tego świata i życia które wiedziemy oraz ze śmiercią która jak na razie jawi się nieuchronna.

Jeśli będziemy stawiać sobie zbyt ambitne zadania to prawdopodobnie poniesiemy porażkę, doznamy cierpienia i możemy pomnożyć je, gdy zaś pogodzimy się z koniecznością to możemy osiągnąć pozory szczęścia, ale nie osiągniemy tego co moglibyśmy osiągnąć.
Dotyczy to zarówno sfery materialnej jak i duchowej.

Piszesz:
* Celem człowieka jest jego rozwój duchowy, który wyniesie go na wyższy stopień świadomości, by w przyszłym wcieleniu móc wznieść się również wyżej i tak do czasu, aż energia ludzka stanie się jedna z energią boską; czyli kropla połączy się z Oceanem. *

Co jednak mają robić ci którzy nie potrafią wierzyć w reinkarnację, nirwanę itd. ?
Jako *skromnie niewierzący* jestem bliższy materialistycznemu widzeniu świata i co najwyżej panteizmowi.
Dekalog nie jest dla mnie do dotrzymania, przynajmniej przykazanie o nie pożądaniu żony bliźniego swego :), gdy ta jest tego warta.
Czy zamiast dekalogu nie wystarczy jedna zasada:
Nie czyń drugiemu co tobie nie miłe, a czyń mu tylko to co chciałbyś żeby i tobie czyniono ?
Moja filozofia ciągle stawia mnie przed pytaniem o sens życia człowieka i o sens jego istnienia. Nie posunąłem się zbyt daleko w odpowiedzi na te pytania.

To do czego doszedłem to tylko konstatacja:
Wobec nieskończenie obojętnej rzeczywistości wszechświata człowiek może znależć sens swojego istnienia w dążeniu do doskonałości.
To chyba ma jakieś podobieństwo do tego co napisałaś o celu człowieka.

Mój przyjazny uśmiech odbierasz jako szyderstwo ?
Oj popraw się (jeszcze) nano !

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-11 19:19:32, suma postów tego autora: 2307

nana, Adrem63

Pozwólcie, że wmieszam się w waszą wymianę poglądów. Moim sensem życia jest praca z korzyścią dla innych a poprzez to także dla siebie z bardzo nikłą nadzieją jej kontynuacji w postępującej zmianie pokoleń. Wszystko inne, czego nie potwierdza doświadczenie, uważam tylko za kojące złudzenie. A sama śmierć - to przemiana materii organicznej w nieorganiczną. Proces ten nie boli. Dlatego śmierć też jest bezbolesna. Prawda że banalne? Nic jednak na to nie poradzę. Taka jest biologiczna istota naszego życia.

autor: steff, data nadania: 2009-11-11 21:25:11, suma postów tego autora: 6626

Adrem 63

"Dlaczego gramy o własne życie jeśli z góry wiadomo, że je stracimy czyli nasza gra skończy się przegraną "?

Dlatego, że to nie my wymyśliliśmy tą Grę i nie my dyktujemy jej warunki. Dlaczego trwanie w formie materialnej w postaci ciała -przez całe wieki -miało by być jakąś wygraną? W tej postaci, mając takie materialne ciało, zużywasz się i musisz odejść. Jest to jedna z zasad tej Gry. Jeżeli potrafisz, wymyśl sobie lepsze ciało i ustal swoje reguły swojej nowej Gry, i może będzie dla Ciebie bardziej zadowalające. :) skoro się do siebie uśmiechamy, to co sobie będę żałować? :)

Poczucie szczęścia jest bardzo indywidualną sprawą i nie ma co polegać tu na jakichś autorytetach, lecz samemu sobie wymyślić własne szczęście i modyfikować je w ramach potrzeb.

Według mnie szczęściem jest już samo przyjście na świat, ponieważ z tym ciałem dostajemy ludzką świadomość pozwalającą nam na uczucia. Bez narodzin nie mielibyśmy tej możliwości w takiej formie. Co ludzie z tego robią, to inna sprawa.
Szczęściem nie jest z całą pewnością realizowanie materialnych zachcianek, ponieważ zdobywanie ich przynosi jedynie czasowe zadowolenie i potem jest ponownie niedosyt. Szczęściem jest uśmiech dziecka. Szczęściem jest poranne słońce w wiosenny poranek. Szczęściem jest, gdy stara kobieta, której dołożyłam w sklepie do ryby dwa brakujące jej złote odszukuje mnie, przynosi to dwa złote i torbę smacznych gruszek (dla mnie to dwa złote nie miało znaczenia, ona natomiast odszukała mnie przez swoich znajomych i ich znajomych, i zadała sobie trud w ten sposób wyrazić swoją wdzięczność-nawet teraz wzruszenie ściska mi gardło). Szczęściem jest potrafić odszukać piękno w ludziach. Listonosz, który przywiózł Staremu list z mandatem za przekroczenie prędkości nie chciał zwyczajowego napiwku, bo powiedział, że za takie listy to on nie chce. Budowanie zadowalających relacji z ludźmi daje poczucie szczęścia. Bo szczęście jest wtedy w nas obecne, gdy jest zupełnie abstrakcyjnym uczuciem gdzieś tam w środku i nie ma nic wspólnego ze sprawami materialnymi lub osobistymi korzyściami; przeciwnie! Szczęście jest w nas wówczas, gdy nic od nikogo nie chcemy, niczego nie oczekujemy, a mimo to jest nam w takim momencie po prostu wspaniale przyjemnie. Ja to tak widzę,ale to już każdy musi sobie sam wymyślić, co dla niego to szczęście oznacza.


Myślę, że gdybyś nie chciał się urodzić,to byś się nie urodził. Ja przyjmuję, że taki kandydat na człowieka siedzi sobie na chmurce gdzieś tam w Kosmosie i czeka na swoją kolej. Bo nie jest obojętne, kto będzie jego rodzicami i w jakich warunkach przyjdzie mu żyć. Więc tu musi być optymalnie dla danego delikwenta, żeby mógł wypracować ciąg swojej karmy z poprzedniego wcielenia. Ażeby było to możliwe,delikwent ów nie pamięta wcielenia poprzedniego i zaczyna wszystko jako czysta karta, acz w warunkach umożliwiających mu zrobienie lepiej tego, co uprzednio zrobił źle.

Bez cierpienia nie byłoby zupełnie żadnego rozwoju. Człowiek ma bowiem to do siebie, że gdy mu nic nie grozi, to zaczyna z wielkim zapałem się unicestwiać. Dopiero pokonywanie przeszkód wyzwala w nim pozytywne energie. Więc chyba cierpienia być muszą i to dla dobra samego człowieka. Czyli one są także elementem tej Gry.
Przy czym człowiek może zarówno przeżywać cierpienia, jak i je drugiemu człowiekowi zadawać. Świadomie lub nie. Więc tu niejako rachunek jest nieustannie wyrównywany. Chodzi natomiast o wyjście ponad cierpienie i przez to uczłowieczenie się. Do tego mamy mechanizm wybaczania i zapominania. Cierpienia są jedynie incydentami w życiu każdego. To człowiek rozwleka je swoją pamięcią na całe życie. Żąda zadośćuczynienia, kar za swoje cierpienie i tym stwarza cierpienia następne i następne zadośćuczynienia.

Świata jako takiego nie ma potrzeby zmieniać, bo jest on zupełnie doskonały. To człowiek ze swoją niską samooceną i brakiem świadomości wprowadza zakłócenia. I nie ma człowieka idealnego, bo gdyby taki był, to nie miałby racji bytu na Ziemi, by uczestniczyć w Grze.

Ja uważam, że człowiek na bazie środowiska, w którym się znajduje, powinien rozpoznać swoje w nim miejsce, zbadać swoje możliwości i rozwinąć talenty. Każda świadomie wykonana czynność przemieszcza człowieka na Planszy Gry w inne miejsce. Człowiek przy pomocy myśli przywiązuje się do miejsca poprzedniego i trzyma się tego, czego już nie ma, a ignoruje to, co jest. Ta walka jest wielce męcząca i wyczerpuje ludzi. A wystarczyłoby, gdyby zaakceptowali rzeczywistą rzeczywistość i przestali walczyć z iluzją.
No tak to teraz widzę, choć możliwe jest, że niedługo zobaczę to inaczej.

My nie jesteśmy tu po to, aby cokolwiek zmieniać na zewnątrz. Jesteśmy tu po to, aby mieć szansę zmienić to, co w nas. Po to dostajemy to fizyczne ciało i świadomość.

Jeżeli ja stanę z cekaemem nad grządką i będę strzelać do paczki nasion marchewki, to nic mi to nie da; marchewka sama się nie posieje, a ja nie będę miała co jeść. Tak właśnie postępują ludzie: nie interesuje ich jak życie funkcjonuje, a łapią za kałasznikowa i wymuszają. Tymczasem wystarczy na zasadzie prób i błędów (które też należą do Gry) zobaczyć, jak skopać grządkę, jak posiać marchew (nie może być np. posiana zbyt głęboko, bo nawet nie wzejdzie!), na ile należy ją przerwać po wzejściu, ile podlewać i czy w ogóle, by mieć dobre plony. Inteligencja powinna człowiekowi służyć, a nie stanowić alibi dla bezsensownego działania.

Każdy może sobie wymyślić i praktykować swoją własną wersję Gry. A nawet powinien. Jeżeli natomiast Gra mu się nie podoba, to niech wymyśli sobie własną, jeżeli potrafi. Gdy tego nie może lub nie chce, to musi grać tak, jak jest ustalone przez tego, co Grę wymyślił. A gdy zrozumie na czym ona polega, jest szczęśliwym, spełnionym człowiekiem.

Jeżeli uważasz, że materializm jest czymś konkretnym, to jesteś w błędzie. Materia składa się z atomów, a atom składa się głównie z pustej przestrzeni. Jeżeli przyjąć, że jądro atomu miałoby wielkość arbuza, to elektron krążył by wokół niego w odległości ca. 50m i byłby wielkości wiśni. To jest właśnie ta cała materia: jedno wielkie NIC.

Jeżeli wybrałeś wiarę w materię i to Cię unieszczęśliwia, to dlaczego nie chcesz spróbować wierzyć w co innego, co by Ci to szczęście przyniosło? Tylko osioł musi się upierać, bo ma to w naturze. Człowiek powinien być jedynie konsekwentny. I to w granicach rozsądku.

Gdy będziesz pożądał żony bliźniego swego, to dostaniesz po pysku. Poza tym, co wysyłasz, to odbierasz. Czyli i Twoją żonę ktoś tam będzie mieć chciał, a Ty do drzwi domowych zmieścisz się jedynie wchodząc bokiem, rogaczu. Więc tu bardzo pasuje: nie czyń drugiemu co tobie nie miło.

Odpowiedzi o sens życia są w Tobie samym. Nie masz odwagi po nie sięgnąć. Boisz się? A właściwie czego, skoro już i tak wszystko wiesz?

Z rozpędu nie przesyłałam Ci równie przyjaznych co Twoje uśmiechów.
:)
:)
:)
Czy poprawiłam się dostatecznie?

autor: nana, data nadania: 2009-11-11 22:09:39, suma postów tego autora: 4653

nana

Zadziwiasz. Nie chcesz przeobrazić się w aniołka, bo wolisz zostać kropelką. A może nawet wiesz, którego oceanu będziesz drobiną. Też tam wybrałbym się. Wszak przede wszystkim jestem wodą. Czeka nas zatem wspaniałą przyszłość, bo pląsanie w promieniach słońca i szaleństwa w czasie huraganów. Ale dopóki to możliwe, to pozostańmy tym kim jesteśmy, czego tobie i sobie życzę.

autor: steff, data nadania: 2009-11-12 20:15:28, suma postów tego autora: 6626

O szczęściu

Dzięki za uśmiechy i tak obszerną wielowątkową odpowiedź, na którą będę chciał odpowiedzieć w całości, bo wydaje się, że warto. Mam mało czasu pod koniec tygodnia, ale może jednak dokończę w sobotę lub niedzielę.

Zacznę od szczęścia człowieka, które tak pięknie opisałaś, co chciałbym jako cytat umieścić (jeśli pozwolisz)
we wspomnieniach jakie piszę w spadku dla swoich wstępnych
i tutaj się w większości zgadzamy. Jest to pojęcie bardzo subiektywne i każdy inaczej to szczęście pojmuje.
Ogólnie mogę się zgodzić z tym, że szczęście nie polega na *mieć* tylko na *być* co jak zrozumiałem chciałaś przekazać.
Ale i w sferze pozamaterialnej szczęście wygląda inaczej dla każdego.
Dla człowieka torturowanego szczęściem może być brak tortur, dla głodującego bycie sytym, jak zauważył wspomniany już prof. Kołakowski,
dla kobiety która nie może mieć dzieci może to być nieoczekiwane zajście w ciążę.
Szczęście chyba nie jest stanem ciągłym u człowieka, przerywane jest cierpieniem.
Kilka lat temu gdy zacząłem się zastanawiać nad problemami światopoglądowymi napisałem swoją definicję szczęścia:

Szczęście to ulotny stan quasi-eufori odczuwany w działaniu w słusznej sprawie, w pracy twórczej, tworzeniu dobra, w bezpośrednim obcowaniu z przyrodą, dobrami kultury z przyjacielem z ciekawym człowiekiem.
To uczucie spełnienia, miłości, która pozwala człowiekowi zapomnienieć o swym osamotnieniu we wszechświecie.

To naturalnie nie jest definicja skończona, ale myślę, że dość trafna.
Ty opisałaś to dużo lepiej.

Bardziej lapidarnie:
Szczęściem człowieka drugi człowiek. - J.P. Sartr.


steff
Ty to widzisz tak jak ja widziałem to ok 30-40 lat temu. Chyba bardzo wielu młodych ludzi tak myśli, nie ma w tym nic niepokojącego ani specjalnie budującego. Przypominam że pracując, na ogół robimy coś z korzyścią dla drugich, nawet gdybyśmy mieli robić coś ze szkodą dla trzecich np. produkować miny przeciwpiechotne.

Mnie frapuje postawa ludzi całkowicie oddanych posłudze bliźniemu, takich jak opiekunowie chorych, cierpiących, pracownicy na misjach kościelnych w krajach trzeciego świata, którzy nie patrzą w ogóle na swoje dobro,
ale paradoksalnie są szczęśliwi wykonując ciężką robotę za marne wynagrodzenie. Szczerze mówiąc sam nie jestem gotów do tego rodzaju poświęcenia i nie mogę tego nikomu polecać.
Są to przypadki jednak stosunkowo dość rzadkie.
Śmierć pod względem chemicznym jest tym co napisałeś, a fizycznie jest to przejście od materii ożywionej do nieożywionej.
Czy nie boli, nie wiemy, wiemy tylko, że bardzo boli pozostałych bliskich zmarłej osoby. Wiem, że ze śmiercią można się zaprzyjaźnić, a czasami nawet trzeba.

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-12 22:43:38, suma postów tego autora: 2307

Na marginesie

Teraz biada nauczycielom - http://wiadomosci.onet.pl/2077077,12,usa_22_miliony_chorych_na_ah1n1,item.html

Tu jest multum informacji o szczepieniach - http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?topic=1252.0

autor: Teresa Stachurska, data nadania: 2009-11-12 23:36:52, suma postów tego autora: 1169

do marginesu

czy ci chorzy ludzie to faktycznie grypa? Kto i kiedy ich policzył, kto sprawdził laboratoryjnie, że to właśnie ten wirus? Przecież u nich w USA na nic nie ma kasy, a tu nagle sprawdzili aż 22mln przypadków? Nie wierzę. Czy może są to właśnie ludzie, którzy się zaszczepili i dlatego chorują? Słabo idzie im ta sprzedaż tego badziewia szczepionkowego, więc robią panikę.

Niemcy zakupiły 50mln dawek szczepionki. Media podają, że ludzie się szczepią niechętnie i zaszczepiło się niewiele osób. Aż tu nagle przedwczoraj podali, że "Engpass" czyli niedostatek szczepionek na rynku i trzeba się ustawiać po nie w kolejkach. :)

Stary chwyt: jeżeli towar nie schodzi, ogłasza się, że jest go mało i ludzie jak te głupki się na to rzucą. Niemcy nie apelowali, żeby ludzie się szczepili, bo to ochroni ich przed chorobą! Apelowali, żeby się szczepili, bo szczepionek mało. A przecież zakupili 50mln dawek, a ich jest 80mln. I skoro tylko niewielu się zaszczepiło, to skąd te "Engpassy"?

Poza tym każdy wirus mutuje niesamowicie szybko i nie sposób w niego "trafić", dlatego od zawsze polecano grypę przeleżeć w łóżku, a ciało ludzkie samo sobie z nią poradzi, bo na bieżąco produkuje odpowiednie antyciała. Cóż to ma być za groźny wirus, który można tak sobie szczepionką dopaść? Może wystarczy to cudo - szczepionkę -rozpylić na zewnątrz, bo przecież wirusowi wszystko jedno, czy jest w człowieku, czy na spacerku w parku. Śmierć mu jedna. Chyba, że chodzi o to, żeby mógł się w człowieku w komfortowych warunkach rozmnożyć... A to wtedy inna sprawa. Ale to znaczy, że faktycznie komuś zależy, żeby go było więcej, a nie mniej.

autor: nana, data nadania: 2009-11-13 09:28:02, suma postów tego autora: 4653

Nana

Bardzo jestem ciekawa czym się ta "akcja" u nas skończy.

Polecam:

Ewa Wiktoria Redel. Wykluczenie społeczne. Wystąpienie prof. Huberta Izdebskiego - http://radiownet.pl/radio/wpis/1617/

autor: Teresa Stachurska, data nadania: 2009-11-13 16:43:16, suma postów tego autora: 1169

warto wiedzieć

"Dowód na to, że epidemię “Hiszpanki” w roku 1918 spowodowało de facto powszechne użycie aspiryny, które to poprzez obniżenie temperatury pozwoliło na rozwój wirusa, który został dostarczony do organizmów ofiar właśnie poprzez szczepienia. Podobnie jak aspiryna działają obecnie Tamiflu i Relenza, przez co można się również spodziewać zwiększonej zachorowalności." Z http://grypa666.wordpress.com/

autor: nana, data nadania: 2009-11-13 20:10:32, suma postów tego autora: 4653

Cierpienie i wiara w jego zbawczą moc

nana

Twój światopogląd szanuję, ale go nie podzielam.
W zasadzie nie wierzę w żadną metafizykę, transcedencję i tym podobne.
Z tego co mogę swoim rozumem dostrzec i wnioskować, to jest nieskończona obojętność wszechświata. Co nie jest do udowodnienia doświadczalnie jest tylko ideą lub fantazją. Nie zaprzecza to przypuszczeniu, że istnieją jeszcze rzeczy, których nauka dotychczas nie dostrzegła.
Jeśli się doszukiwać jakiejkolwiek Siły Wyższej to jest nią niewatpliwie sam wszechświat rozumiany jako wszystko, który ma prawdopodobnie cechy nieskończoności w czasie i przestrzeni, a chyba i w ilości masy i energii, którą jest.
Nasze istnienie jest spowodowane, co skłania się potwierdzać nauka, działaniem przypadku i przemianami na przestrzeni miliardów lat.
Czy istnieje coś co rządzi przypadkiem ? Raczej mało prawdopodobne.

Człowiek nie potrafi pojąć nieskończoności dlatego ciągle szuka początku
i praprzyczyny stąd różne wiary i religie. Nie omija to także świata nauki, gdzie także szuka się początku wszechświata, wymyśla się przeróżne hipotezy, które potem się obala zastępując kolejnymi.
Trudno się także pogodzić z nieskończoną obojętnością wszechświata
jak również z naszym w nim osamotnieniem, które wydaje nam się tak samo niepojęte.
Jedyną racjonalną filozofią w tej sytuacji, przy takich założeniach, wydaje się być filozofia człowieka czyli humanizm i dążenie człowieka do doskonałości.

> Bez cierpienia nie byłoby zupełnie żadnego rozwoju.

Czy cierpienie jest nieuchronne ? Czy odgrywa jakąś pozytywną rolę?
Nie mogę się z tym zgodzić. Cierpienie Jezusa na ukrzyżowanego miało mieć zbawczą rolę, ale jak się dzisiaj zdaje, biorąc pod uwagę zaszłości historyczne, cierpienie to zmarnowało się. Okazało się tylko odzwierciedleniem sposobu myślenia ówczesnych ludzi, którzy mieli *mentalność ofiarną*, czyli wierzyli, że ofiarą można załatwić coś co chyba jednak wymaga wielu tysięcy lat ewolucyjnego rozwoju.
Pokonywanie trudności życiowych i chęć uniknięcia cierpienia mogą działać prorozwojowo w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Samo cierpienie zaś powoduje chyba więcej szkód niż korzyści.
Mogę sobie również łatwo wyobrazić pozytywny rozwój człowieka bez cierpienia, chociaż trudno wyobrazić sobie dzisiejszą rzeczywistość bez cierpień.

> Chodzi natomiast o wyjście ponad cierpienie i przez to uczłowieczenie się.

Nie wiem czy dobrze rozumiem. Zapewne chodzi Ci o wybaczenie własnych cierpień, ale warto sobie przypomnieć, że zemsta, odwet, poczucie krzywdy to cechy, które wykształcił w sobie właśnie człowiek, zwierzęta nie mają tych cech.
Może więc nie mówmy o *uczłowieczeniu* lecz raczej o poprawie i samodoskonaleniu. Chyba, że chcesz powiedzieć, że dzisiaj człowiek nie zasługuje jeszcze na miano Człowieka.
Poza tym, wybaczanie i zapominanie własnych cierpień jest z pewnością szlachetne i bardzo ważne, ale w pierwszym rzędzie powinniśmy jednak zapobiegać cierpieniom i unikać ich zadawania.

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-14 20:19:22, suma postów tego autora: 2307

Czy zmieniać świat ?

nana
> Świata jako takiego nie ma potrzeby zmieniać, bo jest on zupełnie doskonały.

Nie bardzo wiem, jak rozumiesz tę doskonałość. Wszechświat jest materią
i funkcjonuje według praw fizycznych. Nasz świat, układ słoneczny jest drobną cząstką tego wszechświata. Wiemy, że ta cząstka istniałaby i funkcjonowała także w sytuacji gdyby nie pojawił się człowiek, który chce zmieniać świat, by lepiej korzystać z jego bogactwa potrzebnego mu do rozwoju. Pojawienie się człowieka, istoty myślącej spowodowało istotną zmianę w systemie. Człowiek nie chce być tylko nawozem tej ziemi, chce być jej panem *czynić ją sobie posłuszną*.
Powinien jednak uświadomić sobie swój związek i swoje uzależnienie od swego środowiska naturalnego, którego jest wytworem i nie wprowadzać zmian które mogą zagrozić jego egzystencji lub opóźniać rozwój.

> My nie jesteśmy tu po to, aby cokolwiek zmieniać na zewnątrz.

Czy wiesz może po co my tu w ogóle jesteśmy ? Bo to właśnie tak zabrzmiało jakbyś wiedziała.
Człowiek może zmieniać to co jest mu dostępne, nie może naturalnie zmieniać praw fizycznych, może je tylko badać, materia bowiem, która jest także energią zmienia się według swoich autonomicznych praw których zmiana nie jest człowiekowi dostępna, przynajmniej nie jest to jeszcze dzisiaj wyobrażalne.

> Jesteśmy tu po to, aby mieć szansę zmienić to, co w nas.

Skąd to wiesz ?
Nie gniewaj się, ale czy to nie jest czasami widzenie świata z perspektywy własnego ogródka ?
Ale nawet we własnym ogródku który jest cząstką *zewnętrznego* próbujesz zapewne coś zmieniać, żeby uzyskać lepsze odmiany i wyższy plon ?
Jeśli jednak jest jak piszesz to pytanie kolejne brzmi:
dlaczego jesteśmy tacy, że musimy *zmieniać to co w nas* i po co ta cała gra ?

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-14 21:32:29, suma postów tego autora: 2307

./..

Adrem. Czy możesz zdefiniować przypadek i tę definicję potwierdzić empirycznie? :-)

autor: Miś_Bucharin, data nadania: 2009-11-15 10:55:34, suma postów tego autora: 3566

Adrem 63

"W zasadzie nie wierzę w żadną metafizykę, transcedencję i tym podobne"

Czyli swoje poglądy też opierasz na wierze, z tym, że wolisz wierzyć tzw. naukowcom, którzy też w coś tam wierzą, a nie akurat w tym przypadku: mnie.


"Z tego co mogę swoim rozumem dostrzec i wnioskować, to jest nieskończona obojętność wszechświata"

Ja uważam, że jest przeciwnie; nic, co zrobi i pomyśli człowiek, nie jest Wszechświatowi obojętne. Przeniesienie przez człowieka małego kamyka z jednego miejsca w inne zmienia koordynaty tego kamyka, a więc zmienia cały układ, czyli Wszechświat. Więc człowiek ma jak najbardziej wpływ na Wszechświat. Inna sprawa, czy jest w stanie dostrzec spowodowane przez siebie zmiany.

"Co nie jest do udowodnienia doświadczalnie jest tylko ideą lub fantazją. Nie zaprzecza to przypuszczeniu, że istnieją jeszcze rzeczy, których nauka dotychczas nie dostrzegła"

Według tego, to woda bierze się z kranu, a mleko z supermarketu. To, co my wiemy, to nieskończenie mały ułamek tego, co jest. I jak widać, nawet ten mały ułamek sprawia człowiekowi trudności. A cała reszta istnieje sobie niezależnie od tego, czy człowiek o tym wie, czy nie.


"Jeśli się doszukiwać jakiejkolwiek Siły Wyższej to jest nią niewatpliwie sam wszechświat rozumiany jako wszystko, który ma prawdopodobnie cechy nieskończoności w czasie i przestrzeni, a chyba i w ilości masy i energii, którą jest"

Tak można przyjąć, choć jak już wyżej napisałam, nie ma to dla Wszechświata i Siły Wyższej znaczenia. Ma to znaczenie dla nas, jeżeli wiemy. Ale wykluczając pewne możliwości = fikołki myślowe w naszych mózgach, pozbawiamy się szansy na spojrzenie pod innym kątem na sprawy i dostrzeżenie innych powiązań między wszystkim. Nasza i tylko nasza strata.
Drogi Adrem63, ja się tu nie wymądrzam, bo nawet bym nie śmiała. Taki styl myśli mi się zagnieździł teraz w głowie i to stąd. A chcę polemizować z Tobą bezpośrednio, więc proszę, weź poprawkę na moją niedoskonałość :) :) :)


"Nasze istnienie jest spowodowane, co skłania się potwierdzać nauka, działaniem przypadku i przemianami na przestrzeni miliardów lat"

Nauka nie jest niczym innym niż to, co się człowiekowi zdaje. Bo najpierw trzeba mieć jakiś pomysł, potem następny pomysł na przyrząd, ten pomysł potwierdzający i przy pomocy tego przyrządu lub formuły to "udowodnić" i tym sposobem mamy "naukę", ale jest to tak, jakby pies biegał za własnym ogonem. Bo to udowadnia, że jesteśmy w stanie mieć pomysł i wymyślić narzędzie ten pomysł popierający. I tyle.

"Czy istnieje coś co rządzi przypadkiem ? Raczej mało prawdopodobne"

Tu przychodzi mi do głowy takie stwierdzenie, że największa spontaniczność musi być niezwykle starannie przygotowana.

"Człowiek nie potrafi pojąć nieskończoności dlatego ciągle szuka początku
i praprzyczyny stąd różne wiary i religie"

Może dlatego, że podsunięto zgrabnie człowiekowi taki trend, by szukał czegoś, czego znaleźć nie może, a wtedy człowiek nie ma czasu na to, by odkryć to, co jest? Różnej maści tzw. kapłani ukrywali wiedzę przed ludźmi. Dlaczego? Dla władzy. Jeżeli im z tą wiedzą było łatwiej żyć, to dlaczego nie udostępnili jej ludziom, by i im żyło się łatwiej? - z tego protego powodu, że wówczas żadni kapłani, czyli tłuste kapłony (kastrowane koguty) nie byliby ludziom potrzebni. A oni potrzebni być chcieli, by móc mieć nad ludźmi władzę- co jest okropnym zboczeniem.

"Trudno się także pogodzić z nieskończoną obojętnością wszechświata
jak również z naszym w nim osamotnieniem, które wydaje nam się tak samo niepojęte"

To jest tylko taki rodzaj reakcji chemicznej, wywoływanej przez coś/kogoś w naszych mózgach, że czujemy się osamotnieni. Jakim cudem nam się to udaje, gdy na świecie żyje ponad 6 miliardów ludzi? To jest właśnie ta sztuka zakulisowa tych tam kapłonów.

"Jedyną racjonalną filozofią w tej sytuacji, przy takich założeniach, wydaje się być filozofia człowieka czyli humanizm i dążenie człowieka do doskonałości"

No pewnie, że tak, bo w dalszym ciągu lepiej jest być bogatym i zdrowym niż biednym i chorym.


"Bez cierpienia nie byłoby zupełnie żadnego rozwoju.

Czy cierpienie jest nieuchronne ? Czy odgrywa jakąś pozytywną rolę?"

Odgrywa choćby taką, że mamy szansę nauczyć się, by go innym nie zadawać, to wtedy i sami cierpieć nie będziemy. Z cierpienia "pierwszego" wynika drugie itd. Więc gdyby tak przerwać ten łańcuszek tych wynikających z siebie cierpień, to nie mogło by być cierpienia numer np.123, bo by nie było cierpienia 122 i to cierpienie 123 nie miałoby z czego wyniknąć.


"Nie mogę się z tym zgodzić. Cierpienie Jezusa na ukrzyżowanego miało mieć zbawczą rolę, ale jak się dzisiaj zdaje, biorąc pod uwagę zaszłości historyczne, cierpienie to zmarnowało się. Okazało się tylko odzwierciedleniem sposobu myślenia ówczesnych ludzi, którzy mieli *mentalność ofiarną*, czyli wierzyli, że ofiarą można załatwić coś co chyba jednak wymaga wielu tysięcy lat ewolucyjnego rozwoju"

Zależy, co przyjmiesz za prawdę, kim był Jezus. Bo jeżeli Gra Kosmiczna istnieje, to Jezus jako jeden z elementów tej Gry był dla nas kimś/czymś co miało spełnić jedynie swoją rolę. Ja skłaniam się wierzyć, że Jezus miał ciało wyłącznie z energii, bez wchodzenia w materię, a jedynie w ludzkich głowach był materialną projekcją. Dlatego też Jezus mógł bez problemu powielać materię - chleb i ryby- w nieskończoność. I mógł "chodzić po wodzie" bez zanurzania stóp w niej. Zadaniem Jezusa było nauczyć ludzi wybaczania. Hindusi mówią, że Jezus otworzył szósta czakrę - Agnya- którą niektórzy nazywali trzecim okiem. A Jezus mówił o "Bramie do Nieba" i że On "jest światłem". W wierze hinduskiej otwarcie tej czakry umożliwiło przejście do czakry następnej - Sahastrara Chakra- umieszczonej na głowie w miejscu, gdzie każdy ma ciemię, i wówczas pra energia Kundalini może unieść się z człowieka i wychodząc z głowy jednoczyć się z Czakrami Wszechświata. To jest według tej wiary oświecenie, zwane selfrealisation. Bez otwarcia Agnya Chakra - czyli wybaczenia wszystkim ich win rzeczywistych i domniemanych, a które to winy wziął na siebie Jezus umierając niewinnie, nie jest możliwe zjednoczenie z Bogiem. Ale to każdy musi sobie zobaczyć sam, co jest dla niego prawdą.

"Pokonywanie trudności życiowych i chęć uniknięcia cierpienia mogą działać prorozwojowo w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Samo cierpienie zaś powoduje chyba więcej szkód niż korzyści"
Zadawanie komuś cierpienia jest znacznie gorsze dla sprawcy niż katowanego. Ofiara nie ponosi konsekwencji swego cierpienia, a jedynie odczuwa ból. Natomiast kat jako sprawca cofa się w ewolucji i traci szansę na wejście na wyższy poziom świadomości.


"Mogę sobie również łatwo wyobrazić pozytywny rozwój człowieka bez cierpienia, chociaż trudno wyobrazić sobie dzisiejszą rzeczywistość bez cierpień"

Ponoć kiedyś był raj, a w nim same anielskie istoty bezwzględnie posłuszne Bogu i kierowane przez Boga w każdym względzie. I był to stan statyczny Kosmosu. I Bóg poprosił swoją Shakti - czyli żeńską siłę odbicia samego siebie - by stworzyła mu Grę (Leela). I Shakti tą Grę stworzyła dając ludziom wolną wolę i namawiając do zjedzenia owocu z Drzewa Rozpoznania.

"Może więc nie mówmy o *uczłowieczeniu* lecz raczej o poprawie i samodoskonaleniu. Chyba, że chcesz powiedzieć, że dzisiaj człowiek nie zasługuje jeszcze na miano Człowieka"

Jeżeli Pan i Stwórca powiedział, że tak wygląda człowiek, no to co ja tu będę zmieniać? :)))
Rozwój każdego nie polega na ocenie, kto jakim jest człowiekiem, ale na ocenie tego, jakim człowiekiem jest się samemu. To jest ważne i tylko to się liczy.

Ja, Adrem63, pracuję nad sobą, na ile mi moje ego, moje lenistwo i inne przywary pozwalają. Czy mi się to udaje, to inna sprawa. Ale skoro to jest Gra, a ja uważam, że jest, no to gram najlepiej, jak potrafię.

A poza tym przecież zgadzamy się ze sobą mimo znacznej różnicy zdań. Czy to nie super ludzkie? Pozdrawiam. :)

autor: nana, data nadania: 2009-11-15 11:23:43, suma postów tego autora: 4653

Materializm i wiara w materię

nana
*Jeżeli uważasz, że materializm jest czymś konkretnym, to jesteś w błędzie. Materia składa się z atomów, a atom składa się głównie z pustej przestrzeni.
Jeżeli przyjąć, że jądro atomu miałoby wielkość arbuza, to elektron krążył by wokół niego w odległości ca. 50m i byłby wielkości wiśni.
To jest właśnie ta cała materia: jedno wielkie NIC.*

Wielkie nieba!!!
Taki argument rzeczywiście powala :).
Zapomniałaś tylko, że wszechświat to także pusto przestrzenie pomiędzy gwiazdami i planetami, według Twojej interpretacji, czyli NIC.
NIC bardziej błędnego.
Wszechświat jest wypełniony wszelkiego rodzaju promieniowaniem, którego istota jest materialna, podlega detekcji, możesz je zmierzyć i wykorzystać.
Promieniowanie słoneczne które w ok 50% dociera do ziemi bo część jest odbita od jonosfery a część pochłonięta przez atmosferę ziemską można wykorzystać albo bezpośrednio np.do ogrzewania wody, albo do przemiany w energię elektryczną w ogniwach fotoelektrycznych. Tak więc gdybyś się tym interesowała mogłabyś zainstalować u siebie w domu aparaturę dzięki której mogłabyś gotować sobie jaja od Twoich wolno biegających wokół kurnika kur :). Może wtedy stałabyś się materialistką.

Materializm to nie jest żadna *wiara w materię*, to efekt poznania bytu, który poznaniu podlega.
To co nie podlega poznaniu jest przedmiotem urojeń lub wiary.

Piszesz:
*Jeżeli wybrałeś wiarę w materię i to Cię unieszczęśliwia, to dlaczego nie chcesz spróbować wierzyć w co innego, co by Ci to szczęście przyniosło? Tylko osioł musi się upierać, bo ma to w naturze. Człowiek powinien być jedynie konsekwentny. I to w granicach rozsądku.*

Nie wiem dlaczego nie wierzę w coś co mogłoby mnie uszczęśliwić gdybym był zdolny uwierzyć. Nie wiem dlaczego są ludzie którzy wolą bujać w obłokach, a inni wolą stąpać po ziemi, choć twardej. Nie wiem dlaczego jedni biorą narkotyki chcąc być *szczęśliwymi* lub szczęśliwszymi, a drugich to nie bierze. Nie jesteśmy jednakowi w ramach gatunku. Porównania i koneksje pozagatunkowe nie są trafne i bezpłodne.

Ja konsekwentnie trzymam się materializmu zgodnie z moim rozsądkiem.
I wcale mnie to nie unieszczęśliwia. Skąd takie przypuszczenie.
Jako materialista wiem, że moja gra skończy się, bo tak jestem zbudowany i na takich zasadach funkcjonuję, a człowiek dzisiaj nie jest w stanie przedłużyć życia, ani zapobiec śmierci.
Nie, nie boję się śmierci.
O wiele bardziej boję się głupoty ludzkiej.

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-15 13:18:51, suma postów tego autora: 2307

Pożądanie i cierpienie

nana

*Gdy będziesz pożądał żony bliźniego swego, to dostaniesz po pysku.
Poza tym, co wysyłasz, to odbierasz. Czyli i Twoją żonę ktoś tam będzie mieć chciał, a Ty do drzwi domowych zmieścisz się jedynie wchodząc bokiem, rogaczu.*

Ależ taki jest ten nasz wspaniały świat(pełen rogaczy).
Pożądanie i libido to oznaki zdrowia i nie wiem w istocie po co tłumić w sobie te odruchy. Poza tym jeśli podoba mi się tyłeczek Dody, bo jest wywołujący pożądanie to nie znaczy jeszcze, że mam zaraz się za nią brać :).
Podobno trzeba próbować, ale to faktycznie naraża na nieprzyjemności.
Świat wyobraźni, co jak sądzę potwierdzisz, jest równie piękny jeśli nie piękniejszy :).

> Więc tu bardzo pasuje: nie czyń drugiemu co tobie nie miło.

Pasuje tylko odwrotnie, bo mnie jest miło gdy moja żona jest obiektem pożądania innych rogaczy.

> Odpowiedzi o sens życia są w Tobie samym. Nie masz odwagi
> po nie sięgnąć. Boisz się? A właściwie czego, skoro już i > tak wszystko wiesz?

Chociaż właściwie niczego nie wiem na pewno, ale na te pytania już chyba odpowiedziałem.

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-15 13:51:27, suma postów tego autora: 2307

Uzupełnienie


>>W zasadzie nie wierzę w żadną metafizykę, transcedencję i tym podobne"

>Czyli swoje poglądy też opierasz na wierze, z tym, że
> wolisz wierzyć tzw. naukowcom, którzy też w coś tam
> wierzą, a nie akurat w tym przypadku: mnie.

To moje to nie jest wiara tylko pewność. To co wiem co jest naukowo udowodnione nie podlega wierze. Naukowcom nie musimy wierzyć wystarczy tu umiejętność odróżniania dowodów naukowych od hipotez.
Ziemia jest okrągła i to jest udowodnione naukowo i praktycznie chociaż kiedy tej wiedzy nie było ludzie wierzyli, podkreślam wierzyli, że ziemia jest płaska i byli z tym szczęśliwi :) (komu to przeszkadzało :).
Powiedzonko, że materializm to także wiara to kiepska sztuczka różnych fanatyków wiary. Stać Cię na lepsze argumenty.

Obojętność wszechświata o której pisałem rozumieć należy jako brak wrażliwości na nasze ludzkie problemy, a nawet na nasze istnienie lub nieistnienie, a nie jako brak możliwości zmiany czegokolwiek w otaczającym nas świecie lub brak reakcji tegoż środowiska na wprowadzone przez nas zmiany.

>> Co nie jest do udowodnienia doświadczalnie jest tylko
>> ideą lub fantazją. Nie zaprzecza to przypuszczeniu,
>> że istnieją jeszcze rzeczy, których nauka dotychczas nie dostrzegła.

> Według tego, to woda bierze się z kranu, a mleko z
> supermarketu. To, co > my wiemy, to nieskończenie mały
> ułamek tego, co jest. I jak widać, nawet > ten mały ułamek
> sprawia człowiekowi trudności. A cała reszta istnieje
> sobie niezależnie od tego, czy człowiek o tym wie, czy nie.

To że mleko bierze się z supermarketu, a woda z kranu jest chociaż częściowo ale prawdą, wiedzą w miarę doskonalenia metod naukowych może być stopniowo uzzupełniana. Natomiast gdybyśmy nie wiedzieli faktycznie skąd się biorą i twierdzili z pewnością godną lepszej sprawy na przykład, że mleko produkują małe ludziki zwane krasnoludkami, a woda bierze się z deszczu który Pan przysyła z nieba, żeby ludzie i trzoda mieli co pić to nie byłoby wcale lepiej.
Gdy nie ma wiedzy wymyśla się bajki*fikołki myślowe*, których prawdopodobieństwo zgodności z prawdą jest prawie żadne, a pożytek z tego żaden, raczej szkodliwość jest faktem.
To że nauka opiera sie często na hipotezie czyli pomyśle niczego tu nie zmienia. Nauka nie nobilituje jednak pomysłów do rangi prawdy dopóki
rzecz nie zostanie udowodniona.
Dowód z nieistnienia dowodów przeciwnych też tutaj nie służy.

>> Trudno się także pogodzić z nieskończoną obojętnością
>> wszechświata jak również z naszym w nim osamotnieniem,
>> które wydaje nam się tak >> samo niepojęte"

> To jest tylko taki rodzaj reakcji chemicznej, wywoływanej
> przez coś/kogoś w naszych mózgach, że czujemy się
> osamotnieni. Jakim cudem nam się to udaje, gdy na świecie
> żyje ponad 6 miliardów ludzi? To jest właśnie ta sztuka
> zakulisowa tych tam kapłonów.

To osamotnienie należało rozumieć jako osamotnienie ludzi we wszechświecie, w sytuacji gdy nie wiemy co jest naszą przyczyną i jaki jest cel i sens naszej egzystencji.

> Ja, Adrem63, pracuję nad sobą, na ile mi moje ego, moje
> lenistwo i inne przywary pozwalają. Czy mi się to udaje,
> to inna sprawa. Ale skoro to jest > Gra, a ja uważam,
> że jest, no to gram najlepiej, jak potrafię.

I bardzo dobrze, ja czynię podobnie chociaż może na innych podstawach.
Moje słowa, że życie to wielka gra w ciemno, to tylko taka retoryczna zabawa w paradoksy. Tak naprawdę wcale nie uważam, że należymy do jakiejś gry, że podlegamy jej regułom. O wiele bardziej skłaniam się ku przekonaniu, że tę grę i jej reguły musimy sami sobie ustalić, aby zmierzać do celu, którym może być doskonałość.
A propos, cały czas czekałem czy zapytasz co rozumiem pod słowem doskonałość,
ale to może faktycznie temat na inną dyskusję.

Miło mi było porozmawiać z Tobą na temat, który nie codziennie podlega rozważaniom.
Cieszę się, że w dużym stopniu się zgadzamy.
Życzę przyjemnej niedzieli, jeszcze.
:)

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-15 15:28:33, suma postów tego autora: 2307

Miś_Bucharin

Przepraszam, że przegapiłem Twój ciekawy post i nie odpowiedziałem odwrotnie.

> Adrem. Czy możesz zdefiniować przypadek i tę definicję
> potwierdzić empirycznie? :-)

Z przyjemnością:
przypadek to zdarzenie losowe, niezależne od czyjejkolwiek woli, planu, algorytmu, cyklu itp.
stanowiące początek nowego łańcucha zdarzeń.
Empirycznie można to potwierdzić udając się do kasyna gry.
:)

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-16 11:39:33, suma postów tego autora: 2307

Pan Adrem 63

"Wielkie nieba!!!
Taki argument rzeczywiście powala :).
Zapomniałaś tylko, że wszechświat to także pusto przestrzenie pomiędzy gwiazdami i planetami, według Twojej interpretacji, czyli NIC.
NIC bardziej błędnego.
Wszechświat jest wypełniony wszelkiego rodzaju promieniowaniem, którego istota jest materialna, podlega detekcji, możesz je zmierzyć i wykorzystać."
*
Pani Nana wcale się w tej sprawie nie myli - według stanu wiedzy na teraz,atom składa się protonu i elektronu.
Elektron sam w sonie jest cząstką elementarną, natomiast proton składa cie z szeregu cząstek elementarnych, które wymienię:
kwark górny, kwark powabny, kwark wysoki, kwark dolny, kwark dziwny, kwark niski,neutrino elektronowe, neutrino mionowe,mion i taon.Poza tym istnieją oddziaływania: gluon, bozony słabe W i Z,bozon Higgsa, foton i grawiton.
Poza tym kwarki występują w kilku "kolorach"
proton lub neutron składa się trzech kwarków, każdy innego "koloru". Oprócz tego kwarki i elektron, mion i taon
występują z dwoma różnymi spinami, podczas gdy neutrina tylko z jednym.
Razem cząstek elementarnych jest dziewięćdziesiąt,
co nie zmienia istoty sprawy, że "wewnątrz" atomu
nie ma NICZEGO materialnego w naszym rozumieniu tego słowa.
Warunki w jakich cząstki elementarne , tworzą MATERIĘ
próbuje opisać fizyka kwantowa.
Gdyby przyjąć najbardziej obecnie upowszechnioną teorię,
Higgsa, to MATERIA powstaje z w polu Higgsa w następujący sposób:
gdy wartość pola Higgsa wynosi zero, cząstki elementarne są od siebie nieodróżnialne,gdy jednak pole Higgsa jest włączone
oddziaływania oddzielają się od siebie i wszystkie cząstki elementarne związane z materią uzyskują masę, ładunek i oddziaływanie.
Tak więc z NICOŚCI wyłania się MATERIA w polu Higgsa
i poprzez złamanie symetrii doprowadza do złożoności wszystkich przedstawionych cząsteczek .
Dokładny kształt krzywej Higgsa nie jest jak na razie znany, więc nie wiadomo tak naprawdę dlaczego powstaje materia z energii.

autor: tarak, data nadania: 2009-11-16 19:00:41, suma postów tego autora: 3283

a co Ty na to?

http://www.eioba.pl/a95090/po_kim_mamy_rozum

autor: nana, data nadania: 2009-11-16 18:48:56, suma postów tego autora: 4653

./..

Adrem:
"Z przyjemnością:
przypadek to zdarzenie losowe, niezależne od czyjejkolwiek woli, planu, algorytmu, cyklu itp. stanowiące początek nowego łańcucha zdarzeń. Empirycznie można to potwierdzić udając się do kasyna gry."

Zatem wierzysz, w "coś", co wyjątkowo nie podlega regułom naukowym. Czym obiektywnie tego rodzaju wiara różni się od koncepcji teistycznych? W zasadzie słowa Przypadek, Bóg, Siła Sprawcza, etc. można używać zamiennie :-)

Poza tym, ruletka dowodzi raczej ograniczonych zdolności naszych zmysłów. Uzbrojeni w stosowny sprzęt jesteśmy w stanie obliczyć, gdzie wpadnie kulka. Dokonywano nawet tego rodzaju oszustw w kasynie :-)

autor: Miś_Bucharin, data nadania: 2009-11-17 05:56:59, suma postów tego autora: 3566

Pan tarak

Panie tarak,
wiem jak trzeba cenić pańską wiedzę z dziedziny fizyki cząstek elementarnych, bo sam jestem *noga* w tej tak bujnie rozwijającej się dziedzinie.
Ten rodzaj wiedzy mnie specjalnie nie pociąga, pomimo że są tam cząsteczki nie tylko górne ale i dolne, frapująco dziwne, a nawet powabne :).
Kiedyś myślano, że jednostką elementarną materii jest atom, w latach trzydziestych ustalono, że atom składa się z cząstek elementarnych, którymi są elektron, neutron, proton i foton.
Dzisiaj podobno odkryto lub *wydociekano* ich już ok 400 i stawiam banknoty Euro za opadające liście z drzew, że na tym nie koniec.
Ja w tę zabawę nie wchodzę, bo żeby w niej coś sensownego powiedzieć, trzeba zapłacić czasem i pracą, kilka lat studiów na określonym kierunku i co najmniej kilkanaście lat pracy naukowo badawczej. Ja nie mam już czym płacić.

Co z tego wynika ?
Natura materii być może jest nieskończona, podobnie jak i wszechświat jest nieskończony, a my ciągle nie mogąc pojąć nieskończoności ciągle szukamy granic i początku.
Nieskończoność materii pewnie także nie ma granic w obydwu kierunkach czyli na zewnątrz i do wewnątrz (chociaż tu chętnie stawiamy granicę zero).
Więc po cząsteczkach elementarnych pewnie zostaną odkryte lub *wydociekane* cząsteczki *fundamentalne* jeszcze *elementarniejsze* :), po polach Higgsa odkryte będą inne oddziaływania i doprawdy nie wiadomo czy tych dociekań będzie koniec podobnie jak i w kosmologii. Teoria Boga ostatnio jakby wychodząca z mody tłumaczyła wszystko hurtem w sposób bajecznie prosty.

Tylko czy z tego ma wynikać, że materia jest niczym tak jak chce pani nana?

Tutaj warto się zastanowić co dzisiaj uważane jest za materię

Pisze Pan:
> "wewnątrz" atomu nie ma NICZEGO materialnego w naszym rozumieniu tego słowa.

Zgoda, materia od wewnątrz wygląda z pewnością inaczej niż ją widzimy swoimi zmysłami, ale tu nie chodzi o nasze rozumienie słowa materia tylko o wykładnię naukową.

> Tak więc z NICOŚCI wyłania się MATERIA w polu Higgsa

Być może więc, że Nicość jest Bogiem (i odwrotnie) jeśli założyć, że wszechświat się zaczął gdy Nicość włączyła nagle pole Higgsa. Podobno była jeszcze kulka :).

Eeeech, Panie Tarak ...
Ja nie wiem co to jest *nicość*, sam Higgs pewnie także nie wiedział, bo zkładał, że próżni idealnej nie ma, choćby nawet w jego polu, bo wypełnia ją właśnie to pole, które zresztą jest generowane przez istniejącą materię.
Jak dotychczas wszystko wskazuje na to, że wszechświat to materia i energia, której nie da się unicestwić, ani wyłączyć.

*Nicość* istnieje być może poza wszechswiatem, ale tym nie zajmuje się fizyka tylko metafizyka z której to pojęcie pewnie pochodzi.

JEŚLI ISTNIEJE WE WSZECHŚWIECIE COŚ CZEGO NIE MA TO JEST TO Z PEWNOŚCIĄ NICOŚĆ.
:)
Kłaniam się Panie Tarak !

P.S.
Jeżeli tekstem, który Pan napisał chciał Pan stwierdzić, że kobieta zawsze ma rację, to ja się zgadzam.
:)

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-17 15:17:19, suma postów tego autora: 2307

Miś_Bucharin

> Zatem wierzysz, w "coś", co wyjątkowo nie podlega regułom naukowym.

Przeczytaj jeszcze raz moją definicję i nie podsuwaj mi czegoś czego nie powiedziałem.
Nie wiem czy pewność można nazwać wiarą.
Nie wiem czy nie podlega regułom naukowym. W jakimś sensie tak, bo zawsze jest jakaś przyczyna, którą można naukowo wyjaśnić. Możemy także obliczać prawdopodobieństwo zdarzenia przypadkowego. Ubezpieczenia i kasyna gry robią na tym niezłą kasę.

> Czym obiektywnie tego rodzaju wiara różni się od koncepcji teistycznych?
Wiara polega na domniemaniu istnienia czegoś czego się nie widziało i nie doświadczyło, a z przypadkiem mamy do czynienia na codzień zatem wiara tutaj nie potrzebna. Natomiast wiarą może być przeświadczenie, że za przypadkiem coś, ktoś stoi, lub że przypadek można przewidzieć co zdaje się zakładasz.

> Uzbrojeni w stosowny sprzęt jesteśmy w stanie obliczyć
> gdzie wpadnie kulka.

Wierzysz w to ?
:)

autor: Adrem63, data nadania: 2009-11-17 16:08:13, suma postów tego autora: 2307

Panie Adrem 63

Sztuczka z Higgsem polega na tym , że pole nazwane jego nazwiskiem ( na razie domniemane), powstało w stanie wszechświata, gdy cząsteczki elementarne jeszcze nie uzyskały oddziaływania, a więc teoretycznie nie powinno go być.
W Wielkim Zderzaczu Hadronów mają szukać tych teoretycznych, jak na razie, cząstek Higgsa, a jak już je znajdą to dopiero będzie zagwozdka.
A co do poglądów na rzeczywistość, to proponuję zainteresować się monizmem i porzucić materializm,
bo słabo opisuje to co jest.

autor: tarak, data nadania: 2009-11-17 23:53:51, suma postów tego autora: 3283

Dodaj komentarz