Myśli betoniarza
http://niniwa2.cba.pl/siwak.htm
Towarzysze !!!
Tacy jak Siwak kompromitują lewicę.
Jak mamy być wiarygodni dla Narodu skoro lansujemy ludzi pokroju Siwaka którzy prze 45 lat wspierali czerwoną dyktaturę. Jest jedna droga do zaistnienia w społecznej świadomości to rozliczenie i potępienie PRL i jego aparatczyków.
..Czy ja dobrze czytam ??...PPS i Albin Siwak ??....Czy obecna PPS jeszcze jest sukcesorem swojej przeszłości ????
Polecam zwłaszcza cytaty z Siwaka na temat roli żony - Żydówki w awansie w armii.
http://apropos.salon24.pl/71441,albin-siwak-nie-moglem-dluzej-milczec
Taka mała partia a są w niej takie dziwne konflikty i nieporozumienia. Ten Ziemski chyba mógł skontaktować się z tymi z Bydgoszczy, uzgodnić co i jak, wyjaśnić nieporozumienia i poprosić lewica.pl, żeby poprawiła informację a tu od razu oświadczenie! W jednej partii są a muszą sie ze soba kontaktować za pomocą oświadczeń na lewica.pl
Stosunek każdej partii do Albina jest stosunkiem jej członków do PRL. Najbardziej krytyczni często są ludzie młodzi ,niezależnie od swych poglądów politycznych i starsi afirmujący swą PRL-owską krzywdę jako wynik osobistego bohaterstwa. W PPS nie ma obowiązku wypowiadać się jednoznacznie za lub przeciw PRL-owi.
Z.K. ...stosunek do Siwaka nie jest żadną oceną PRL-u, tylko typowego PZPR-owskiego funkcjonariusza i aparatczyka. Partia PPS, jak widać, na pewno nie inicjuje wśród swych członków dyskusji na temat dziedzictwa 1948 roku, czego należy raczej żałować. To tylko jeszcze jeden dowód na to, że nazwa Polskiej Partii Socjalistycznej została zawłaszczona przez grono osób, które nie zamierzają kontynuować ideowej postawy dawnej PPS, jednej z najpiękniejszych kart polskiej lewicy.
Czy "typowy PZPR-owski funkcjonariusz i aparatczyk" jest gorszy od dzisiejszego aparatczyka? Chyba lepszy, bo ten wiele lat ciężko pracował w budownictwie. Dzisiejsi wodzowie z rzadka w swoim życiu parali się pracą fizyczną. Ich wartość wynika z obrotu kapitałowego, sprzedaży wypracowanego w PRL, przewłaszczonego majątku na kampanie wyborcze itp.
Osobiście Siwaka nie znam, ale znam Edmunda Szopkę. Znam i cenię.
"lansujemy ludzi pokroju Siwaka którzy prze 45 lat wspierali czerwoną dyktaturę. Jest jedna droga do zaistnienia w społecznej świadomości to rozliczenie i potępienie PRL i jego aparatczyków"
DYKTATURA bo np. dyktat obowiązku nauki po latach okupacji.
Przeczytaj uważnie wygłoszone kilka lat temu przemówienie Rakowskiego "Przepraszam za PRL"
Kwintesencja.
to chłopak morowy został delegatem na zjazd kilkudniowy! Ludzie Siwak to jedna z najbardziej komicznych postaci PRL-u!!! Przy wodce spiewalo sie o nim takie "piosenki", tak dla jaj wiec czemu staje sie on dzis symbolem tego, od czego odzegnuje sie PS?
...Masz rację, zostawmy Albina w spokoju. Mam tylko pytanie. Edmund Szopka, który w swojej publicystyce martwi się wciąż o prawidłowy kręgosłup PPS-u, tropi trockistów i porusza sumienia weteranów...czy aby nie był jednym z tych, którzy "cierpliwie w cichości swej pielęgnowali ideowość" oczekując, aż ktoś za nich reaktywuje PPS??...Wspominając obawy związane z J.J Lipskim i Ikonowiczem tamtych lat, zapomniał pan Szopka, że Kongres 90 roku odbył się pod patronatem L. Ciołkoszowej i np. z aktywnym udziałem J.Mulaka. Czy w 87 roku był uczestnikiem odradzającej się PPS? PPS, którą wówczas osobiście widziałem w 88 roku w walkach z milicją wrocławską i w działalności aktywnej w przedsiębiorstwach, bez koniunkturalnego oczekiwania na "wolność", którą nam ktoś przyniesie?
cóż, mnie to jakoś średnio pasjonuje - przedstawiciele PRL-owskiej generalicji i w ogóle PZPR-owskiej nomenklatury byli wg mnie tyle samo warci NIEZALEŻNIE od tego, jakiego byli pochodzenia oni lub ich żony. Byli aparatczykami biurokratycznej machiny i tak należy ich oceniać. Negatywnie. Zgodzisz się?
Też mnie nie fascynują losy aparatczyków. Siwak jest jednak godny potępinia ze względu na antysemickie brednie, jakie wygaduje. Dlatego wypowiedź o żydowskich żonach generałów jako świadectwie lojalności wobec ustroju jest pewnym kuriuozum.
Dla lewicy podział na postsolidarność i postkomunę nie ma dziś większego znaczenia. Dla osób, które były kiedyś związane z jedynie słuszną partią (i nie mają życiorysu i poglądów a la Siwak), jest na lewicy miejsce, jeżeli mają lewicowe poglądy i potrafią wnieść coś konstruktywnego. Zgodzisz się?
Ps Myślę raczej o szerokim zapleczu intelektualnym i organizacyjnym, a nie o działaczach mało sympatycznych parti lewicy instytucjonalnej.
Michał, a cóż to za określenie. Z dzisiejszej perspektywy chyba mikroskopijnego aparatu władzy. Zwróć uwagę na ilość etatów w kancelariach premierów. Od Cyrankiewicza do Tuska.
Prezydentów od Bieruta do Kaczyńskiego. [po drodze kolegialny prezydent 17 osobowy, ale chodzi ilość osób tam wtedy zatrudnionych]. Porównaj stan zatrudnienia w ministerstwach na przestrzeni tych lat. Nie zapominajmy, że obecnie mamy województwa rządowo-samorządowe więc "biurokratyczna machina" podwójna. Porównaj ilość milicjantów i esbeków z obecną ilością policjantów, ochraniarzy, ABW, CBŚ itd.
Więc nie maja większych problemów, tylko takie? A ilu czytelników z tego powodu straci ten Przegląd? Już z grzeczności nie pytam ilu zyska.
W tej polemice z Michałem na temat: aparatczyk biurokratycznej machiny - trafiliście w dziesiątkę. Dodałbym jeszcze: tamci przynajmniej opowiadali za to, żeby ludzie mieli pracę, chleb i dach nad głową a ci obecni, choć tak liczni, nie odpowiadają za nic i to nawet z mocy prawa, jakie dla siebie ustanowili za bardzo wysokie profity nieporównywalne z tamtymi.
Akurat Albina Siwaka tolerować nie można... Szopki zresztą też.
A Ziemskiego można tolerować? Przecież to jedna z najbardziej ohydnych postaci jakie na lewicy się panoszyły
Wygląda na miłego starszego Pana.
ocena cytowanej wypowiedzi może być oczywiście tylko jedna. Ale pozostawienie problemu na poziomie takiego "moralnego", mieszczańskiego potępienia "widzianego osobno" zła nic nam poznawczo (a w konsekwencji: także politycznie) nie da. Siwaka jako takiego nie można oddzielać od struktury i funkcji aparatu partyjno-bezpieczniackiego, w którym w pewnym momencie wyrósł na lidera jednej z frakcji i z której został odsunięty przecież nie za antysemityzm, lecz z uwagi na zagrożenie, jakie stanowił dla Spawacza i podległej mu grupy PZPR-owskich "modernizatorów" i "reformatorów" w wewnętrznych rozgrywkach. Być może dlatego w pewnych środowiskach przynajmniej znacznie częściej rozlicza się werbalny antysemityzm Siwaka niż praktyczny udział Spawacza w antysemickich czystkach 1968 r., zamiast traktować obydwu co najmniej na równi. Antysemityzm, jego odium rzucane na przeciwników oraz kombinacje obydwu składników to instrumenty, którymi stale posługiwano się w konfliktach wewnątrz aparatu PZPR, następnie przeniosło się to do opozycji (po przejściu do niej części jego przedstawicieli lub ich rodzin), było też podsycane przez bezpiekę, by w pejzażu powstałej wspólnym wysiłkiem tych 3 stron III RP zająć poczesne miejsce okazjonalnie uruchamianej przez zainteresowanych wańki-wstańki.
Tak, w szeregach PZPR, zwłaszcza na dole (z dala od nomenklaturowych mieszkań przy Al. Róż, Przyjaciół czy Mokotowskiej, dziedziczonych od nomenklaturowych rodziców przez tych, którzy mogli bawić się w opozycję na plecach tych, którzy na opozycję byli skazani) było trochę sensowych osób, które np. w miarę możliwości starały się wykorzystywać przełomy do poszerzenia związkowej lub samorządowej reprezentacji pracowniczej, na ogół zresztą przypłacając to w najlepszym razie odsunięciem lub koniecznością wystąpienia, jak w przypadku "poziomek". W żadnym wypadku nie może to jednak oznaczać fałszowania (albo unikania) prawdy o genezie polskiej transformacji i decydującej roli władz PRL oraz tych odłamów opozycji, które dzięki wsparciu mocarstw kapitalistycznych, akceptacji PRL-owskich służ i decydentów (w takiej kolejności) a także częstokroć własnych establishmentowych korzeni zostały przy użyciu skrajnie niedemokratycznych procedur Magdalenki, Okrągłego Stołu i wyborów 4.06.89 dopuszczone do korzyści z pełnienia roli kompradorskiej burżuazji restauracji kapitalizmu. Przykładem: Gazeta, Której Nie Jest Wszystko Jedno - z nadania Kiszczaka dla Michnika i kapitałem amerykańskich funduszy emerytalnych.
ci "ludzie mikroskopijnego aparatu" tak bardzo za wszystko odpowiadali, że najpierw anihilowali (nakazem administracyjnym, zwolnieniem, interwencją SB lub wojska) w zarodku jakąkolwiek próbę faktycznego uspołecznienia wspólnego majątku, potem ocieplili stosunki z mocarstwem prowadzącym wojnę w rejonie Wietnamu i asystującym przy puczu Pinocheta, zadłużali się na niekorzystnych dla siebie warunkach u przeżywających kryzys stagflacji kapitalistów, pomogli Thatcher zdławić górnicze strajki ratując Wielką Brytanię polskimi nadwyżkami węgla, będąc w bloku teoretycznie socjalistycznym rozpoczęli "reformy" gospodarki pod dyktando przez MFW, a w końcu podpisali porozumienie ze słabiutkimi grupami będącymi cieniem Solidarności z 1981 r. i oddali im stanowiska we władzy politycznej w zamian za podział łupów w finansach, mediach itp. Mamy chyba trochę inne wyobrażenie o odpowiedzialności za gospodarkę i miejsca pracy, albo mówimy o różnych krajach.
Czasem piszesz tak, jakbyś wierzył,że ,,mieszczańskie" kategorie etycznie nie są nam już potrzebne, ponieważ dziadek Marks ofiarował nam naukową metodę analizy sprzeczności klasowych, która z powodzeniem zasŧąpiła burżuazyjne bajania o moralności. Cóż, ja uważam to za scjentystyczną iluzję marksistów.
Poglądy Siwaka domagają się napiętnowania nie z powodu roli, jaką jego grupa odegrała w zmaganiach o władzę, ale dlatego, że są ohydne (i potencjalnie niebezpieczne).
Nawet ty, kiedy zaczynasz pisać o Gazecie, której nie jest wszystko jedno, zdradzasz moralistyczną pasję (kompradorska bużuazja restaurująca kapitalizm - to kategorie zaangażowane aksjologicznie, a nie czysto opisowe)
Jak się zorientowałem z Twoich komentarzy, nie przepadasz za realnym socjalizmem, a za kapitalizmem jeszcze mniej. Jaką widzisz alternatywę? Samorządową wersję rynkowego socjalizmu?
Te żale, które wyliczyłeś w poście z dnia 27.11. g 11, podzielam ale bez tej napastliwości, jaką wyrażają. Uwzględniam bowiem to, że Rosjanie rozpoczęli wówczas proces uwalniania się od prowincji, bo ich za dużo kosztowały. To miało niewątpliwy wpływ na te wszystkie decyzje, które potępiasz, a które doprowadziły do tego, z czym się dzisiaj borykamy. Potępiając jednak te decyzje przekreślasz również idee, które tamtemu systemowi przyświecały a z tym się nie zgadzam.
problem w tym, że ja nie zarzucam Ci jakiegoś "braku neutralności". Nie przeszkadza mi obecność wartościowania w Twoich wypowiedziach - chodzi o to, że zdradza ono wiele cech wspólnych z mieszczańskim, liberalnym światopoglądem, co warunkuje też Twoją percepcję pewnych zjawisk (tu np. antysemityzmu) w ich szerszym kontekście, a także prowadzi Cię konsekwentnie do takich, a nie innych wniosków politycznych (tu: obrony "GW"). Oczywiście nie tylko mieszczanin ma jakąś aksjologię - ma ją także socjalista, marksista itp. również w roli badacza zjawisk społecznych, a tym bardziej użytkownika forum dyskusyjnego politycznego portalu. W tym kontekście postulat obiektywizmu czy wypowiedzi wolnych od wartościowania byłby już kompletnym absurdem. Sęk w tym, do czego ona prowadzi.
Wypowiedzi Siwaka jako takie oceniam jednoznacznie, niezależnie od tego, czy pochodziłyby od byłego aparatczyka monopartii, katolickiego księdza czy pana Wacka spod całodobowego monopolowego. Próbuję jednak zastanowić się nad różnymi przejawami antysemityzmu oraz ich funkcją społeczną i polityczną, do czego poniekąd zachęcam też Ciebie (chyba, że moralne potępienie naprawdę Ci WYSTARCZY). Fakt, że Siwak nie gawędzi np. o "mordercach Jezusa", przetaczaniu krwi niewiniątek czy nawet o Rotszyldach i Poznańskich, tylko o żonach PZPR-owskich aparatczyków świadczy raczej na korzyść mojej hipotezy o związkach powojennego antysemityzmu z grami o władzę w obrębie elit PZPR (co nie czyni jednych grup antysemitów lepszymi od drugich). Z kolei przywołanie w linkowanym przez Ciebie materiale przykładu Spawacza jako antytezy dla antysemicko nastawionego Siwaka jest argumentem na rzecz mojej tezy: autentyczny antysemita Siwak (w 1968 r. postać bez znaczenia politycznego) okazał się w praktyce mniej niebezpieczny niż (wykonujący w 1968 r. rozkazy, sam wręcz przychylny Żydom) Spawacz jako minister przeprowadzający czystki w wojsku. Zagrożenie dla potencjalnych ofiar antysemickich prześladowań zależało by więc raczej od zewnętrznej i wewnętrznej sytuacji politycznej oraz pozycji aparatczyków skłonnych do poddania się jej niż czyichś poglądów, choćby nie wiem jak odrażające i absurdalne by były (o ile ich posiadacz nie był w stanie ich realizować).
Nigdy nie ukrywałem swojej negatywnej oceny polskiej transformacji ustrojowej na właściwie wszystkich jej poziomach. Bez wątpienia wiąże się to z egalitarnym i demokratycznym punktem odniesienia moich poglądów a także pewnych wyborów ideowo-politycznych, jakie w tym czasie podejmowałem, ale opiera się też na doświadczeniach i obserwacjach z ostatniego ćwierćwiecza spędzonego w Polsce.
W przypadku koncernu Agory możemy jednak, jak w soczewce, zaobserwować całe multum zjawisk gospodarczych, społecznych, politycznych, cywilizacyjnych, które od dziesięcioleci badała i jak najbardziej negatywnie oceniała krytyczna refleksja o społeczeństwie: koncentracja władzy opiniotwórczej w rękach wąskiej elity, uzależnianie obiegu informacji od interesów grup kapitałowych, globalizacja rynków finansowych (amerykańskie fundusze emerytalne - właściciele czołowego polskiego dziennika), dezintegracja ruchów społecznych (solidarnościowa opozycja w PRL) pod wpływem mechanizmów politycznych (układ magdalenkowo-okrągłostołowy) i ekonomicznych (transformacja i rola "Gazety" jako jej flagowego okrętu), o socjotechnicznych manipulacjach mediów wobec "samotnego tłumu" ich odbiorców nie mówiąc.
No bo zastanów się: czy gadzinówki III Rzeszy, nagonki amerykańskiej prasy lat 30-50. na freaków i komunistów oraz faszystowskie w swej istocie szczucie (na roszczeniowców, populistów, media utrzymywane z abonamentu, mohery i dochodzących prawdy o historii swojego ruchu kombatantów "S") emitowane przez TOK FM czymkolwiek naprawdę istotnym się różnią?
Alternatywy: marzy mi się taki socjalizm samorządowy, który po uspołecznieniu produkcji (z zachowaniem drobnej własności prywatnej, ale rozproszonej i zarządzanej kolektywnie) zniósłby (w sensie Heglowskim) kapitalistyczny proces wymiany, przez przekierowanie przynajmniej części produkcji od razu na własne potrzeby, jak w kooperatywach rolno-spożywczych. W tym sensie socjalizm rynkowy np. w wariancie Lange-Lernera byłby rozwiązaniem pośrednim.
PS. Swoją drogą zastanawiam się, skąd u Ciebie takie wyobrażenie "marksistowskiego scjentyzmu". Już u dojrzałego Marksa jest on przekroczony, wysiłek XX w. marksizmu i neomarksizmu (od Brzozowskiego z jego okresu marksistowskiego, o lwiej części dorobku szkoły frankfurckiej nie mówiąc) zmierzał do podważenia tych "obiektywnych" uroszczeń. Zresztą także nauki w rodzaju fizyki poszły przez te 100-150 lat mocno do przodu - już właściwie zakłada się tam wpływ samej obecności choćby i najbardziej "biernego" i "nieuwarunkowanego" obserwatora na doświadczenie i wnioskowanie.
idee te przyświecały różnym formacjom politycznym, których do głosu politycznego (albo i fizycznego przetrwania) nie dopuścił drugi i trzeci garnitur KPP-owców i takowy ex-PPS-owców, jaki objął w powojennej Polsce władze. Egalitarne przemiany w PRL gdy zachodziły, to tylko na skutek oddolnego nacisku WBREW intencjom biurokracji (jak z nacjonalizacją, której sama PPR NIE CHCIAŁA przeprowadzić, czy każdorazowo wymuszonymi krwawymi rozruchami kilkoma podejściami do rzeczywistego samorządu pracowniczego). Tak więc partyjna biurokracja odgrywała rolę czynnika hamującego przemiany społeczne także w okresie, w którym o jakimkolwiek wycofywaniu się Kremla z własnego bloku mówić nie sposób. Z kolei reżim Gierka miał chyba jakieś kalkulacje na równoczesne uspokojenie swoich zachodnich i moskiewskich partnerów i w miarę samodzielne uwłaszczenie się. Nie zmienia to wszystko faktu, że odgórny demontaż PRL wynikał z geopolitycznych rachub Kremla czy Łubianki, ale nie miał nic wspólnego z rachunkiem ekonomicznym - w obrębie RWPG to ZSRR zyskiwał na interesach z państwami satelickimi, narzucając im korzystne dla siebie warunki wymiany (jak przy eksporcie statków i maszyn z Polski) wg tzw. rubla transferowego.
nacjonalizację w PRL to akurat wymusił Stalin, a nie "nacisk oddolny".
bezpośrednio po wycofywaniu się Niemców i odgruzowaniu zakładów, pracownicy sami przejmowali kontrolę nad zakładami poprzez tworzone spontanicznie rady pracownicze. Wymusiło to ustawę o nacjonalizacji ze stycznia 1946 r. Ponieważ jednak PPR-owcy nie mogli zyskać w radach pracowniczych większości, usuwali (gł. za pomocą aresztowań) niezależnych od siebie a zarazem popularnych wśród załóg działaczy, by w końcu (decyzją administracyjną rządu z 1947 r.) wymusić uzależnienie rad zakładowych od sterowanych odgórnie związków zawodowych (z niemal całkowicie odgórnie "wymienionymi" kadrami - przeciwko czemu strajkowano w górnictwie, tramwajach, stoczniach i portach itp. przez 2 lata!).
Stalin zgodził się na nacjonalizację pod warunkiem zdalnego sterowania zakładami przez partię i atrapę związków, ale to wcześniejsze przejęcie zakładów stworzyło fakty dokonane.
Skądinąd wiadomo, że okupacyjne deklaracje PPR mówiły bardzo oględnie o przekształceniach własnościowych, zwł. w przemyśle - bardziej radykalny pod tym względem był już program radomski PPS.
Możesz coś więcej napisać o tych strajkach w początkach PRL? Albo gdzieś odesłać.:)
już odpisuję - strajki rozpoczęły się w połowie 1945 r. (po tym, gdy w czerwcu ograniczono uprawnienia rad zakładowych, np. zabierając im prawo do wyboru dyrektorów), w następnym wybuchło ich co najmniej 136 w kilkuset zakładach, trwały co najmniej do połowy 1947 r. (w proteście przeciwko faktycznej likwidacji odrębności rad zakładowych względem związków na mocy dekretu z 16 stycznia 1947). Strajkowano w Łodzi, w Bielsku, Poznaniu, w stoczniach i portach Szczecińskiego i Gdańskiego Wybrzeża (w 1946 r. strzelano do demonstrujących uczestników strajku portowców), w kopalniach i hutach Śląska i okolic (w Hucie Zawiercie wyrzucono dyrektora z zakładu). Rady broniły się przed poddaniem pod administrację Centralnej Komisji Związków Zawodowych, w poszczególnych związkach z kolei broniono się przed wcieleniem narzuceniem struktur przydzielonych przez władze i PPR (najdłużej bronili się przed tym kolejarze i... nauczyciele z ZNP).
Jeśli chodzi o literaturę przedmiotu, proponowałbym: Lawrence Goodwyn "Jak to zrobiliście" i "Bitwa o samorząd 1980-1981" Szymona Jakubowicza. Choć pierwsza opowiada o całej historii walk pracowniczych w PRL (1956, 1970, 1976, Solidarność i stan wojenny), a druga (jak zresztą sam tytuł wskazuje) o samorządzie pracowniczym w okresie 16 miesięcy "pierwszej S", ale obydwie właściwie rozpoczynają się od rozdziałów o protestach pracowniczych w latach 40.