że akurat o neoliberalizmie w omawianej sztuce nie ma nic (albo prawie nic).
jest taki, że powstał na podstawie zbyt dobrego tekstu. Po jego lekturze oczekiwania co do teatralnej realizacji są tak duże, że właściwie niespełnialne.
Czytając Masłowską doświadczałem przyjemności z jej gier językowych i oryginalnych przemyśleń, wyrażanych w niekiedy dwuznacznych i przewrotnych konceptach ("jesteśmy Europejczykami, a polskiego nauczyliśmy się z płyt"). Oglądając spektakl Jarzyny myślałem sobie, że niewiele on do tekstu dodał. Właściwie aktorzy swoim jeżdżeniem po scenie tylko odwracają uwagę od błyskotliwych kwestii zawartych w rolach.
Choć muszę przyznać, że z dwóch realizacji Jarzyny pokazanych podczas ubiegłorocznego festiwalu "Dialog" ta jest zdecydowanie lepsza. T.E.O.R.E.M.A.T. jest stanowczo zbyt wysoko oceniany przez krytyków. Doszukują się w nim większej głębi i powagi, niż ze sobą niesie. Tymczasem to manieryczne, statyczne przedstawienie bez interesującego przesłania i przekonujacych kreacji aktorskich, podczas gdy "Między nami dobrze jest" zostało przynajmniej przyzwoicie zagrane.
Problem jest też w tym, że neoliberalizm nie jest wdzięcznym tematem sztuk teatralnych. Wątków antyneoliberalnych w recenzowanym przedstawieniu trudno się dopatzyć.
,,Gdy bowiem Mała Metalowa Dziewczynka wykrzykuje, że "nie jesteśmy żadnymi Polakami, tylko normalnymi ludźmi!", równie dobrze można odczytać to jako sprzeciw wobec dwóch dekad chwilami nieludzkiej polityki neoliberalnych polskich władz"
Tak jednak odczytać tego nie można. Dla Masłowskiej problem tożsamości ma jak najbardziej realne znaczenie. Już w wojnie polsko-ruskiej pokazała, jaki użytek jest robiony w tzw. dyskursie narodowym z figury Ruska (obcego, przybysza ze Wschodu). W ,,Między nami dobrze jest" Masłowska zajmuje się problemem ponikąd odwrotnym - kompleksem odczuwanym wobec Europy czy też Zachodu. Dlatego bohaterka mówi np., że polski zna tylko dlatego, że języka tego nauczyła ją jej polska niania.
czy widziałeś ,,RAGAZZO DELL'EUROPA" Rene Pollesha, gdzie co drugie słowo wykrzykiwane ze sceny to neoliberalizm. Spektakl nie przekonuje, bo też z neoliberalizmem nie wiąże się żadna nowa sytuacja duchowa czy kulturowa, którą mogliby opisywać artyści. Wszystkie te ,,neoliberalne" problemy znane były już Brechtowi. Owszem, ze sceny można mówić o utawarowieniu, komercjalizacji, fałszywych bożkach popkultury itd itp itd ale problemy te występują również w innych niż neoliberalny odmianach kapitalizmu. Zgodzisz się?
Zgoda, trudno jest o coś oryginalnego w kwestii dominacji wielkiego kapitału w takiej czy innej formie. Teatr ma jednak mówić nie tylko do ludzi o wyrazistych poglądach (jak my), niekiedy nieco już znudzonych ideologicznym dyskursem i narzekających na małą odkrywczość pokazywanych przesłań. Teatr ma mówić do zwykłych ludzi i uruchamiać w nich refleksję, której nie wyzwolą telewizja ani popularne gazety.
Problem jest zresztą szerszy: czy tak estetyczna i artystyczna formuła sprawdza się w politykowaniu i krytyce systemu. Przecież z natury powinna być wieloznaczna i możliwa do różnych odczytań. W czasie Dialogu 2009 pacyfizmem (ale niezwykle oryginalnym) przemówił Perseval, a z kolei w "Kolonii karnej" mieliśmy zupełnie niezwykłą krytykę kapitalizmu - postmodernistycznym przedstwieniem łączącym absurd, groteskę, operę, ostrą krytykę społeczną.
Nie byłem na tym, o czym napisałeś (nie widzę Twojego komentarza pisząc ten - to wada tego forum). Chodzę na Demirskiego i tam politycznych przekazów jest mnóstwo, choć artystycznie to różnie wychodzi - np. w "Śmierci podatnika" farsa jako wehikuł krytyki systemu moim zdaniem zupełnie się nie sprawdziła, natomiast "Dziady. Ekshumacja" to wg mnie spektakl genialny, a niedoceniany dlatego, że nałamał kilka tabu: patriotyczne, heroiczne, wyzwoleńcze.