A mi ta Jedynie Słuszna Żałoba przypomniała czasy PRL, wszystkie media jednym głosem, "tragedia" wywołana głupotą urzędnika którego powinni pośmiertnie oskarżyć o zamordowanie 100 innych prominentów, zamiast tego stawia się na piedestale i chowa w Panteonie.
przymus żałoby?
Kto chciał, mogł po śmierci prezydenta intratnie uczestniczyć w "antykaczystowskich" Quarters of Hate.
Na przykład - na forum gazeta.pl albo na stronie internetowej Krytyki Politycznej.
antykaczystowskich Quarters of Hate nie przynosi efektów.
80% Polaków jest zdania, że Lech Kaczyński dobrze sprawował urząd prezydenta, a 68% - że był niesprawiedliwie atakowany przez media.
a z tyłu:"Precz z żałobą".
Kolejny, dwudziesty szósty news mówiący o tym, jak to jego autor nienawidzi żałoby narodowej i jak mu z nią źle, świadczy tylko o tym, że lewicowi komentatorzy mają poważny problem. I to nie żałobą tylko ze sobą.
"Narastające poczucie osaczenia i zaszczucia przymusem żałoby"
Gdzie ty człowieku widzisz tu przymus??? Chyba że rozumesz go na sposób orwellowski.
" Mam jednak nieodparte poczucie, że brakuje w niej przestrzeni dla osób, które mają potrzebę, czy najzwyczajniej chcą, przeżywać tę katastrofę w sposób inny, niż nakazują politycy i media"
- co to by miało być ta przestrzeń dla przeżywających inaczej lub nie chcących przeżywać? Jakiś kanał z komediami? - taka żałoba na wesoło? Pytam serio, bo ja na własnym pogrzebie życzę sobie ludzi zadowolonych, życzliwych, i żeby poszli na mój pośmiertny koszt zjeść coś dobrego i przeżyć miły dzień wspólnie jako ten obligatoryjny hołd dla mnie.
"Widzę niebezpieczeństwo w takim umasowieniu żałoby, gdzie pozanormatywne zachowanie spotyka się z ostracyzmem i społecznym wykluczeniem. Nie jesteśmy jednolitą, identycznie myślącą masą, dlatego trudno wymagać od wszystkich takiego samego zaangażowania w żałobę narodową"
- nie zauważyłam u nas na wsi żadnego wykluczania, a nawet nadmiernej żałoby. Niby wieś taka tradycyjna, ale rozmawialiśmy raczej o innych sprawach niż ta katastrofa.
"Naszą inność i różnorodność łatwo sobie uzmysłowić w okresach pozbawionych silnie jednoczących wydarzeń. Wtedy zazwyczaj nie mamy problemu w określeniu swojej indywidualności i swojego jednostkowego prawa do reagowania i wyrażania uczuć"
- przy okazji ostatniej żałoby ta różnorodność była o wiele intensywniejsza niż w czasie spokoju. Niemal każdy uważał za swój obowiązek wtrącać się do każdego. Mało kto bronił swego prawa do indywidualności przeżyć, natomiast powszechne było przerzucanie się zarzutami krytykami, często niewybrednymi.
"Warto pamiętać, że ani władza, ani media, ani kościół czy inna wspólnota biznesowo-polityczna nie ma patentu na wyrażanie uczuć i emocji, tym samym na przeżywanie żałoby narodowej. Narzucanie pewnego sposobu przeżywania czy reagowania na określone wydarzenia publiczne jest poważnym nadużyciem i zasługuje na zdecydowany sprzeciw"
- patentu na nic, co wiąże się z życiem nikt nie ma, ale w czym to pomysłowemu człowiekowi przeszkadza? Co miały robić media, co miała pokazywać telewizja? Uruchomić oddzielne działy dla "przeżywających inaczej"? A czy to "inaczej" to byłoby też raczej jednorodne, czy może wśród "inaczej" też należałoby wykonać oddzielne sektory, by nie ominąć nikogo i nikogo nie urazić?
Jak byłoby to technicznie możliwe do wykonania? Kto by tym kierował, w czyim imieniu i według jakich zasad? Czy dla jednostkowych jednostek też byłoby coś według ich gustu? Czy te jednostkowe jednostki musiałyby same sobie coś żałobnego - czy przeciwnie - organizować? Czy Autor obejmuje ten problem swoją nieograniczoną wyobraźnią? Ciekawi mnie to bardo.
"Narastające poczucie osaczenia i zaszczucia przymusem żałoby jakie towarzyszy nam od kilku dni, pozbawia ludzi racjonalnej oceny swoich uczuć i emocji. Dochodzi do sytuacji, że czujemy się zobligowani do pewnego typu zachowania, nierzadko wbrew nas samych, by uniknąć linczu społecznego. Linczu, dokonanego przez tak samo jak my zastraszonych"
- w tym akurat nie ma nic nowego, ponieważ ten mechanizm działa w każdej dziedzinie naszego życia i jest praktycznie wykorzystywany przez różnorakich inżynierów od społeczeństwa.
"Medialna i polityczna narracja dotycząca żałoby nie zostawia najwęższego marginesu dla tych, którzy i które mogą czuć inaczej, niekoniecznie zgodnie z arbitralnie narzuconym tonem żałoby. Retoryka bezwzględnej powagi i nieznoszącego sprzeciwu smutku powoduje, że strach się odezwać głosem innym niż nakazuje oficjalny dyskurs. Tak dzieje się teraz, przy okazji katastrofy w Smoleńsku, tak było w przypadku śmierci papieża Polaka i ma to miejsce przy każdej rocznicy Powstania Warszawskiego. Głos krytyki w takich momentach czy zwyczajnie odmienne zdanie od obowiązującej retoryki spotyka się z oburzeniem mas gotowych wymierzyć usprawiedliwiony samosąd na autorze lub autorce poglądów rozbieżnych z dyktatem ludu"
- ludzie generalnie nie lubią, gdy ktoś robi sobie "śmiechy z pogrzebu", więc akurat tu nic mnie nie dziwi. Mówi się - i słusznie - o majestacie śmierci, więc i zachować należy się przy tym odpowiednio.
"Kreowanie takiej społecznie patologicznej sytuacji ma zawsze wymiar polityczny obejmujący ukręcenie elektoratu. Odgórne narzucanie przez władzę określonych zachowań wspólnotowych i wprowadzanie "miękkiego" terroru obyczajowego ma na celu kontrolę społeczną potrzebną do osiągnięcia konkretnych celów politycznych. Łatwość z jaką dajemy sobą manipulować w takich i innych sytuacjach jest wodą na młyn elit polityczno-kościelnych żerujących na zastraszonych masach"
- innych elit niż polityczno-kościelne nie ma na całym świecie. W końcu to sami ludzie te elity tworzą, albo chcą do nich należeć, lub też mniej czy bardziej świadomie je wspierają. Na tym chyba z grubsza polega instytucja państwa i rola kościołów.
"Pośrednim efektem tej obyczajowej nagonki jest brak tolerancji dla tego co inne"
- tolerancja jest to materia, która wprowadzana odgórnie zamienia się w terror. Tolerancję prawdziwą może wykreować jedynie każdy sam, indywidualnie, nigdy zbiorowo.
"Jesteśmy przekonani, że wręcz w dobrym tonie jest nie tolerować
czy wręcz potępiać zachowania i opinie odstające od obowiązującego nurtu myśli i słów"
- ależ nie! Tak długo, jak tolerancja skierowana jest ku nam, cieszymy się z niej i ją popieramy. Gorzej, gdy ma ona wychodzić od nas w kierunku innych. To wymaga pewnych samoograniczeń, rezygnacji z pewnych przyzwyczajeń i wpływów, a tu już nikt tolerancyjny być nie zamierza.
"Tak nas przekonują w szkole, w kościele, gazety i billboardy na ulicy. Jesteśmy zaszczekani przez radio i telewizję. Ważniejsze jest to co mówią inni, niż nasz głos wewnętrzny. Być może czujemy coś innego, ale nie wypada o tym mówić by uniknąć potępienia. Łatwo też wpaść w pułapkę ofiary. Ofiary mediów, polityków i ekspertów"
- to my sami decydujemy, czy chcemy być ofiarami czyimikolwiek.
To my sami przetwarzamy informacje, dopasowujemy je do naszych wyobrażeń i potrzeb. To my sami zduszamy głos sumienia, to my sami tłumaczymy przed sobą swoje własne niegodne postępki. Większość zła wychodzi od ludzi, nie od polityków. Oni mogą być co najwyżej katalizatorami pewnych zdarzeń. Ale rękami wykonującymi zamierzenia polityków jesteśmy my wszyscy.
"To my powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, nie zważając na zewnętrzny jazgot i szum informacyjny, co czujemy i co jest dla nas tak na prawdę ważne w obliczu tej czy innej tragedii narodowej"
- oczywiście, że tak! Komu mamy wszakże na to pytanie odpowiadać? Kogo to - oprócz nas samych - obchodzi? Komu mamy to objawiać i w jakim celu? Mamy prawo tak się uzewnętrzniać? Co innego uczestniczyć w zbiorowym przeżywaniu, a co innego absorbować czyjąś uwagę kierując ją na przeżywanie indywidualne.
"Odrażające jest traktowanie kogoś o odmiennym zdaniu jako wroga"
- na tym gra się już od zawsze, a ostatnio także niezwykle fałszywie. Na samej lewicy.pl mało kto zdaje sobie sprawę, że inna, niż akceptowana przez nas polityka i ludzie ją reprezentujący to przeciwnicy, nie wrogowie. Mając świadomego przeciwnika człowiek wzrasta w rozwoju. Robiąc z przeciwnika wroga człowiek się spala bez osiągnięcia znaczących efektów.
"Każdy i każda ma niezbywalne prawo do swojej opinii i do wyrażania jej. Nie ma takiej siły, która zabroni mi myśleć w taki czy inny sposób. Mogę się z kimś nie zgadzać, ale gwarancja prawa do wyrażania odmiennego stanowiska leży również w moim interesie'
- no leży w tym interesie, dlatego się wypowiadam.
"I na koniec. To, co dla jednego czy jednej jest świętością, dla innego czy innej świętością być nie musi"
- jest jednak coś takiego, jak szacunek, uszanowanie cudzych wartości i to w ich imię należy się powstrzymać w pewnych momentach od wyrażania swojego odmiennego zdania. Nie wiadomo, kiedy my sami będziemy potrzebować tego dystansu inaczej myślących. Gdy będziemy wzajemnie po sobie deptać w imię dziwacznej wolności, to wkrótce staniemy się rzeczywistymi barbarzyńcami.
"Nie ma jednego obrazu świętości"
- ależ jest! Każdy ma swój prywatny obraz świętości. Czasem bywa on wspólny dla wielu, jak w przypadku ostatniej katastrofy.
"Osoby, które zginęły w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiej byli i były ludźmi. Nie superbohaterami i superbohaterkami, nie półbogami i półboginiami, tylko ludźmi"
- dokładnie! i to należy uszanować oddając im ostatni hołd - każdy tak, jak uważa za słuszne. Czyli jeżeli ktoś zdecydował, że chce ich pożegnać jak bohaterów, to należy to uszanować.
"Marzy mi się żyć w kraju, gdzie mitologizacja osób, zjawisk i wydarzeń nie oślepia żyjących, ale jest punktem wyjścia do rozmowy o kształcie społeczeństwa, narodu, symboli. W kraju, w którym napis "Płakałem po papieżu" jest tak samo zrozumiały jak "Nie płakałem po Kaczyńskim".
- więc w czym problem? Taki kraj przecież mamy. Każdy płacze, gdy mu ku temu. Problemem jest jedynie to, że ci, którym nie do płaczu wyszydzają tych, którzy płaczą. Jeżeli ktoś nie chce płakać, nie jest mu smutno z powodu tragedii, to po co się z tym ogłasza? Przecież jego ta tragedia nie dotyczy. Niechże taki ktoś po prostu się nie wtrąca do cudzej żałoby. I o to tylko chyba chodzi. Wyobraźmy sobie, że idzie kondukt żałobny: za trumną idą bliscy zmarłego, ubrani w czerń, płaczący. Za nimi idą ludzie, chcący oddać cześć zmarłemu w jego ostatniej drodze. Niektórzy z przechodniów zdejmują czapki, inni pochylają głowy w szacunku przed majestatem śmierci. Kilku dołącza do konduktu, by wspólnie przeżywać z żałobnikami odejście człowieka. Aż tu nagle podchodzi ktoś do konduktu i obwieszcza wszem i wobec: nie znałem tego człowieka. Nic mnie on nie obchodzi. Może to była zwykła kanalia i dobrze jej tak, że zdechła. Nic mnie to nie smuci. Ja mam powody do radości i taka żałoba mi przeszkadza. Rozpędzić wszystkich- wykrzykuje ten ów - i niechże bawmy się wszyscy razem po mojemu! Czy to tylko nietakt? Czy to tylko bezczelność? Nie! - to elementarny brak kultury. Zwykłę chamstwo.
Łukasz Wójcicki
"na forum gazeta.pl albo na stronie internetowej Krytyki Politycznej."
Może warto czasem uczestniczyć w czymś poza internetem? Ładna pogoda, można chyba z domu wyjść.
a jeszcze kiedy indziej trzeba posiedzieć w biblio, przy okazji zabawiając się komentowaniem rozpaczy Świadków Trockowy, Leninowy, Marksowy i Machnowy, że społeczeństwo popiera kogoś zupełnie innego.
?
Mnie też ta Słuszna Żałoba przypomina tamte, PRL-wskie czasy. Gdybyś jeszcze sięgnął do gazet lub innych dokumentów z dni pogrzebów Stalina czy Bieruta, to w sensie medialnej atmosfery toczka w toczkę było tak samo, jak obecnie. Tylko księża nie wychylali nos poza swoje plebanie, choć też niektórzy z nich też wzywali do modłów. Widocznie już takim jesteśmy narodem, że lubimy stać w kolejkach do trumien, by oddać hołd zmarłym. Rosjanie, co z tych samych źródeł wynika, robili to samo. A może taka jest właściwość kultury Słowian? Ale mimo wszytko autor artykułu przesadził. Żałoba medialna i kościelno - urzędowa nie przekładała się jednak na nasze codzienne sprawy, które biegły jak co dzień w trosce o chleb. A śmierć tych, którzy stali wyżej zawsze bardziej ekscytowała i ekscytuje niż śmierć sąsiada. Tak to już jest niestety.
Znacznie więcej flag narodowych wywieszonych było na blokach z wielkiej płyty niż w osiedlach zamkniętych. Czarne wstążki częściej można było ujrzeć na starych samochodach niż na superfurach. Ciekawe dlaczego?
która zazwyczaj broni PRL, probuje zdyskredytować żalobę po prezydencie, porownując ją do obrzędowej strony rezimu PRL-owskiego. Nie ma dla niej większej obelgi niż porównanie do - bronionej przez nią - PRL.
Gdzie tu sens?
by było coś takiego. Za mało "wymuszali" na obywatelach postawę żałobną czy dlaczego by mi to jakoś mojej uwadze umknęło? O żałobie państwowej wiem od Matki, bo wspomniała o Bierucie. Ale potem? Po kim płakał cały naród?
Lecha Kaczyńskiego nie można było pochować jak szarego człowieka, ponieważ był On głową naszego Państwa. I jako głowa Państwa otrzymał ostatnie honory.
U nas niedawno zmarły w przeciągu kilku tygodni trzy starsze osoby jeden Sybirak, jeden akowiec i jeden - z tego, co wiem - z Armii Ludowej. Do żadnej z tych trumien nie było kolejek, natomiast na pogrzebach było dużo ludzi. Słyszałam. Na pogrzeby generalnie nie chodzę, co nie znaczy, że nie szanuję zmarłych i pogrążonych w żałobie. Nawet u nas na wsi to akceptują i nikt mi nie robi z tego tytułu zarzutów. Do kościoła także nie chodzę, ale gdy potrzeba, to jakąś babcię podwiozę, bo co mi szkodzi?
Słowianie to w gruncie tolerancyjny i łagodny naród. Związany z przyrodą i pielęgnujący tradycję. Do tego też należy rytuał grzebania zmarłych. Uważam, że to jest jak najbardziej w porządku.
sobota w pracy to jeszcze dość normalnego, ja bym się zapytał- jaka to praca jak można reagować na publikacje na lewica.pl 3 minuty po publikacji+ pisać na iluś tam forach od lewica.pl, forum Spartakusowców poczynając a kończąc na forum Fronda.pl.
No jaka bo ja bym taką chciał żeby dodatkowo przy okazji sobie poprzepisywać teksty za dodatkowe pieniądze:)
http://www.radiownet.pl/radio/wpis/5201/
Jechałem dzisiaj w południe do Warszawy i na całej trasie, zwłaszcza na Ziemi Radomskiej, wciąż wiszą flagi. Gdzieś pod Orońskiem przepasana kirem biało-czerwona flaga dumnie zdobi stary drewniany biedny polski domek...
Kto tych ludzi do tego zmusza?
http://zachinyludowe.net/general/polska-typ-idealny-o-pewnym-waznym-tekscie/