Trafny komentarz. W Polsce, "urabianej" od lat wg politycznych doktryn wasalizmu wobec obcych mocarstw (najpierw Moskwy, a - ostatnio, niemniej silnie, Waszyngtonu i Watykanu) - dzieci i uczniowie wychowywani są zgodnie z modelem skrajnie autorytarnym, w bezwzględnym posłuszeństwie wobec władzy (rodzica, nauczyciela, księdza, lekarza, pracodawcy, polityka etc.). Sfera wolności istnieje jedynie w życiu prywatnym, a nie - w publicznym, czego konsekwencją jest bierność i zakłamanie społeczeństwa...
Wyjątkiem był zryw solidarnościowy, kiedy Polacy poczuli siłę własnej zbiorowości (bo w mniejszych grupach - obawiają się działać), ale jak to zwykle u nas bywa - na zrywie się zakończyło (w czym udział miał zarówno stan wojenny, jak i koniunkturalizm przywódców "S")...
niech się uczą, nauka to potęgi klucz ;)
Śmiesznym jest nieco wiązanie sprzeciwu wobec skrócenia okresu wolnego, u każdego człowieka normalnym, wśród uczniów zaś szczególnie, z obroną jakiś wyższych praw, świadomością klasową, obywatelską, tożsamością etc etc. To naturalne, że dzieciakom nie podoba się perspektywa dłuższego roku szkolnego. Słuchając większości dzieci i młodzieży, należałoby w ogóle zlikwidować szkoły.
"Kolebka rewolucji", hahaha :D
uczniowie chcą "indoktorynacji" religijnej
a kilku młodych gniewnych lewycowych antyklerykałow obrażonych na księdza katechetę to margines
ale to chyba przekracza mozliwości rozumku tow. komentatora, no nie?
U nas, w podobnej sytuacji, większość "dziatwy" poszłaby grzecznie na mszę w ramach rekolekcji, aby pomodlić się o "dobro polskiej szkoły", a popołudniu - zdążyłaby jeszcze wpaść na dyskotekę. O tego typu akcji protestacyjnej - oddolnej i spontanicznej, niezainspirowanej przez media (jak w przypadku, słusznego skądinąd, ruchu antyGiertychowskiego) - nie byłoby mowy.
"dzieci i uczniowie wychowywani są zgodnie z modelem skrajnie autorytarnym, w bezwzględnym posłuszeństwie wobec władzy (rodzica, nauczyciela, księdza, lekarza, pracodawcy, polityka etc.)"
nauczyciel z kubłem na glowie...
CHWDP...
Jeśli kogoś interesuje, jak rozmnaża się euglena zielona, to chodzi do szkoły, by się tego dowiedzieć. Jeśli go to nie ciekawi, nie chodzi do szkoły. Nie chodzi do niej także wtedy, gdy owa euglena bardzo go zajmuje i stąd też jest w tej dziedzinie ekspertem - po co mu wtedy lekcje szkolne?
Właściwie każdą wiedzę na poziomie szkolnym (a nawet znacznie wyższym) można bez trudu nabyć indywidualnie, np. korzystając z bibliotek.
Szkoła nie służy żadnemu przekazywaniu wiedzy, lecz skrajaniu młodych ludzi do formatu przewidzianego przez państwo (kapitał, kiedyś także Kościół).
A nie Rodanu?
To również efekt wychowania opartego na autorytaryzmie i przemocy. Przemoc rodzi przemoc.
polecam Ibizę i "zabawy" młodych postympowych Ełropejczyków wychowanych bez przemocy, ekologicznie i politpoprawnie, hehe...
ale jak podliczylem liczbe godzin w szkole polskiej to wyszlo mi wiecej niz we francuskiej.
To jest okolo 38 tygodni po odliczeniu ferii swiatecznych, a tygodniowo jest okolo 30 godzin lekcji.
Wychodzi grubo ponad 1000???????????????????????
nie wiem co zrobiłaby większość "dziatwy". Jeżeli posiadasz wystarczającą wiedzę, żeby stwierdzić, że zrobiłaby tak albo inaczej, polegam na tobie w tej materii. Poza tym rację ma dres - każdy, w tym uczniowie, robią to co uważają za słuszne. I przypadkiem nie musi być to słuszne z dogmatem lewicowców, którzy decyzję, o których motywach nie mają raczej pojęcia, chcą za wszelką cenę obrać w piórka sterowania, manipulacji, władzy KK i co tam jeszcze komu przyjdzie do głowy.
Mimo, że jestem niewierzący, wolę jeżeli ktoś z własnej woli idzie do kościoła niż pod naciskiem grupy na jakąś manifestację. Bo wśród młodych ludzi pójście do kościoła, jeżeli nie muszą, jest raczej obciachem, jest więc to nieraz przejaw indywidualizmu i sprzeciwu wobec masy. I mimo, że sam nie uznaję tych wartości, podziwiam jeżeli ktoś woli iść do kościoła, niż na peta albo tanie wino za szkołę, bo go inni namówią, chociaż on sam tego nie chce. Jeżeli więc Odyseuszu, sprzeciwiasz się naśladowaniu stada, popieraniu systemu (szeroko pojętego) - też powinieneś to docenić. Bo na mój gust wśród młodych ludzi faktycznie mamy do czynienia z czymś na kształt modelu autorytarnego. Ale nie chodzi tu o kościół, nauczycieli, rodziców - te wartości obecnie mało który młody człowiek szanuje. Nie wiem, ile masz lat Odyseuszu, skoro uważasz, że młodzież wciąż wyznaje takie wartości. Liczy się grupa rówieśnicza, zawsze z jakimś przywódcą. Trzymasz z nim - jesteś fajny, szanowany, "cool". A najczęściej, żeby być w takiej grupie fajnym, trzeba zapalić, napić się alkoholu, zaćpać. Nawet jeżeli się nie chce, to przecież mało który młody człowiek zaryzykuje odrzucenie, miano mięczaka, maminsynka, tandety. Jeżeli człowiek sprzeciwi się naciskowi takiej grupy, bo nie zrobi czegoś czego nie uważa za słuszne - bez względu, o co chodzi - wtedy jest godny szacunku i pochwały. A jeżeli pod naciskiem grupy zrobi cokolwiek - nawet pójdzie na lewicową manifestację - jest po prostu mało pewny siebie, musi się dostosować do większości, nie ma własnego zdania.
P.S. Obecna edukacja nie podoba się, bo podobno jest na usługach kapitału czy Kościoła. Ciekaw jestem, czy nie podobała się tak samo, kiedy była na usługach PRL.
Temu, a także przetrzymywaniu gdzieś dzieci i młodzieży przez większość dnia, coby się nie włóczyła po ulicach.
Nie chce? Dziwne według mnie:)
Co do tego "przywódcy paczki" z którym trzeba się kolegować, żeby być "fajnym" to już chyba nie te czasy.
Prawdą niestety jest, że obecnie szkoła rzeczywiście bywa autorytarnym miejscem wychowującym robotów.
U nas niestety nawet na taki protest i mały bunt uczniowie by się nie zdobyli. Oni już w liceum (przecież to wtedy powinno się buntować) "inwestują w siebie" i planują jak grzecznie ustawić się w systemie.
Jakby kiedyś wszyscy tacy byli to nie byłoby żadnych powstań, zrywów, rewolucji.
Mnie dokładnie tak samo.
Z tymi "paczkami", to też fakt, ale jest to symptom szerszego zjawiska - lęku przed "wychylaniem się", odróżnianiem od grupy, bycia sobą (wg własnego pomysłu). Młoda osoba zalękniona przed sprzeciwieniem się "przywódcy" grupy - raczej nie zbuntuje się również przeciwko innym formom władzy.
Paniczny strach przed wychyleniem się z grupy jest wpisany w głęboko antyindywidualistyczną naturę Polaków.
ludzie w każdym wieku boją się indywidualizmu, bycia na przekór czemuś co uznaje większość. Nawet jeżeli tego nie uznają, wolą się oportunistycznie dostosować, bo jest to łatwiejsze. Mało kto potrafi się oprzeć - trzeba do tego nie lada cierpliwości i pewnie niejednej nieprzyjemności. Po jakimś czasie jest już pewnie lepiej, nikt nie krytykuje ani nie śmieje się, może nawet powie, że ma do ciebie szacunek za takie podejście, ale czy wynagradza to, szczególnie młodej osobie, samotność? Sam nie wiem...człowiek jest podobno istotną stadną, ale jaką cenę można a jakiej nie zapłacić za przynależność do jakiegoś "stadka"?
oportunizm jest strasznym problemem, ale jeśli juz ktoś się zdecyduje na pokonanie tego strachu i na nonkonformizm (a zdarza się to) to później jest już tylko lepiej, poza tym (wiem jak to zabrzmi), ale jest to naprawdę efektowne.
Będąc indywidualistą, a nie androidem jak "grupa" wcale nie trzeba być samotnym.