Oto jak debatują na Krakowskim Przedmieściu, o czym niedawno prawił dr ABCD: "71-letni mężczyzna próbował zniszczyć znajdującą się na Pałacu Prezydenckim tablicę upamiętniają ofiary katastrofy smoleńskiej. Jak informuje policja rzucił w tablicę słoikiem z fekaliami".
"prezydęta" Komorowskiego wmurowali tablicę bez żadnej konsultacji (upamiętniając zresztą nie tyle katastrofę, co oficjalną, tusko-konorowską żałobę). Chodziło o pretekst dfo usunięcia krzyża. I powiedzenie narodowi, że jaki ma być patriotyzm, określam ja, Bronek.
Komuś nerwy puściły.
Ja bym wybrał inną formę protestu, ale dziwię, że przeciwny radykalnym, prowokacyjnym happeningom jest akurat...lewicowiec.
Może twórca tego happeningu naoglądał się za dużo Duchampa? Poradziłbym mu dla odmiany Paula Klee.
Dla mnie bomba, rzucił w tablice własnym kałem.
zebysmy w ten krzyz, bronka i cala reszte wszyscy razem rzucili kalem. W czynie narodowym.
Ciągle próbuję pozbyć się swego patriotyzmu i ciągle jakieś jego resztki we mnie pozostają
Naprawdę- być Polakiem to nieszczęście , ale być polskim patriotą to już zupełny absurd i dramat, równie dobrze można kibicować futbolowej reprezentacji San Marino
po co w krzyż?
Pomijając już względy religijne, to piękny symbol.
A w dodatku, stał się on układem odniesienia dla zwykłych ludzi, po których stronie lewica przecież stoi.
Patriotyzm to nie nacjonalizm. Patriotyzm oznacza solidarność ze zbiorowością, w której żyjemy. Ta zbiorowość - społeczeństwo - wcale nie musi mieć (jak w Polsce) charakteru jednokulturowego; może być wielokulturowa jak w USA. Oczywiście taka zbiorowość nie jest idealne, pozostaje szarpana konfliktami. Tym niemniej patriotyzm potrafi zmobilizować ludzi do działania na rzecz dobra wspólnego tej właśnie konkretnej zbiorowości, potrafi skłonić ich do działań altruistycznych (czy też po prostu prospołecznych) właśnie na rzecz ludzi anonimowych ale jednak związanych z nami codziennym współżyciem. I na tym polega wyższość patriotyzmu nad jakimiś wirtualnymi "społecznościami" tworzonymi na Facebooku, których cały urok polega na tym, ze tak naprawdę przynależność do nich do niczego nas nie zobowiązuje. Ale Klebaniuk tego nawet nie ukrywa, że cała jego antypatriotyczna ideologia sprowadza się do egoizmu, do strachu przed irracjonalną miłością, która może zmuszać nas do jakichkolwiek poświęceń. Nawet o miłości indywidualnej pisze z niechęcią. Jak to mówią w gimnazjach: żal.pl. I wyrazy współczucia.
PS.
Oczywiście mógłbym też poprzeć swoją opinię cytatami z Connolly'ego, Mariateguiego, Schumachera, Jauresa, Kelles-Krauza, Borochowa, Lenina, Castro, Trockiego itp. lewicowców doceniających wartość patriotyzmu ale po co. Szkoda tracić czasu, bo to problem nie ideologiczny a psychologiczny. Polecam Klebaniukowi pisma Ayn Rand - powinny mu się spodobać.
Dobranoc państwu.
czy Pużakowi, Pajdakowi i im podobnym nie wystarczało siły na niesienie biało-czerwonego i czerwonego sztandaru?
Jestem za!
Tak, tak, doskonale rozumiem siłę "irracjonalnej miłości", która zmuszała patriotów do mordowania ludzi innej narodowości w Generalnej Guberni czy w Korei Północnej za Pol Pota.
Po to, żeby robić coś pożytecznego dla innych nie jest potrzebna ślepa i destrukcyjna więź z narodem, podobnie jak stworzenie trwałego bliskiego związku może być trudne, gdy jedna ze stron jest zupełnie bezkrytyczna wobec drugiej.
Ayn Rand to raczej ideolożka neoliberałów takich jak Angka Leu. Jeśli do tego dodadzą trochę Hitlera jako czołowego ideologa patriotyzmu, to w imię swoich egoistycznych interesów są w stanie dokonać wielkich czynów. Psychiatra tu nie pomoże, bo razem z innymi dokona żywota w obozie pracy zorganizowanym przez ziomków A. L. Przy czynie społecznym dla ojczyzny będą w patriotycznych pieśniach sławili Dow Bera Borochowa lub Hansa Schumachera, w zależności od narodowej identyfikacji.
Kambodżę za Pol Pota :)
autora jak i zresztą większości Polskiej lewicy jest taki, że dali sobie narzucić mocno prawicową wersje patriotyzmu jako jedyną możliwą i obowiązującą.
Trudno się dziwić, że im nie pasuje. Wypada się dziwić, że w swoim intelektualizmie stać ich jedynie na negacje nie zaś alternatywę. I to negacje w dość infantylnej wersji.
a czy takie poczucie wspólnoty ze zbiorowością żyjącą na danym terytorium i współodpowiedzialności za nią to nie jest po prostu OBYWATELSKOŚĆ?
Którego w hurrapatriotycznej Polsce na lekarstwo.
Marian Dziwisz: "...polski system oświaty możliwie najpełniej realizuje zapis zawarty w preambule ustawy z 1991 r., powodując, że nauczanie i wychowanie nie tylko respektuje chrześcijański system wartości, ale i uniwersalne zasady etyki dopuszcza do nauczania na tyle, na ile są one zgodne z wykładnią Kościoła rzymskokatolickiego." - http://www.kulturaswiecka.pl/node/260 !!!
Patriotyzm był ideą postępową i rewolucyjną w XIX wieku, dziś jest źródłem nienawiści na tle narodowościowym, synonimem konserwatyzmu i narzędziem prawicy. Podobną przemianę (degrendolande) przeszło chrześcijaństwo.
w Kambodży nie mordowano "ludzi innej narodowości", tylko funkcjonariuszy "ideologicznych i represyjnych aparatów państwa". Likwidowano też takie instytucjonalne struktury władzy burżuazji, jak szkoły i szpitale. Wyzwalano wreszcie "Ludową Kampuczę" od dependystycznych" więzi z mocarstwami imperialistycznymi.
Warto sprawdzić, gdzie i kiedy Pol Pot i jego "bracia" pobierali edukację.
imię czego obrońca "państwa świeckiego" groził dziś "przedmiotem przypominającym granat" napastowanym przez niego rzekomym "klerykałom" i "fanatykom"?
Bo chyba nie w imię patriotyzmu?
nacjonalizmu - żeby wymienić Woltera, Goethego, Marksa, Engelsa, Nietzschego czy Lenina - chcieli ten zwalczany przez nich światopogląd zastąpić pełniejszą i bogatszą tożsamością "kosmopolityczną" lub "internacjonalistyczną".
XVIII-wieczne Oświecenie (Wolter), próba jego urzeczywistnienia przy równoczesnym ropoznaniu jego ograniczeń (Marks, Engels) nawiązania do antyku, wzbogacane Napoleonem (Goethe) lub Wagnerem (Nietzsche), czy Komintern z przełomu drugieiej i Trzeciej dekady XX wieku (Lenin) mogły proponować wzór takiej tożsamości.
Ale dzisiaj?
Obecnie antynacjonalizm jest ideologią pachołka transnarodowych korporacji. A patriotyzm i religijność stały się jedyną dostępną formułą antykorporacyjnego oporu.
Pol Pot wymordował mniejszości: wietnamską i chińską nie w imię tego, czego nauczył się na politechnice w Paryżu, ale dlatego że był szowinistą i rasistą. To patriotyzm skłonił go do wojny z komunistycznym Wietnamem, a nie lewicowość.
Fakt, że Kmerzy wymordowali 1/4 własnej ludności w niczym nie zmienia faktu, że był to "patriotyczny" reżim, niemający nic wspólnego z ideałami internacjonalizmu i równości narodów.
Nie wiem, o jakim "obrońcy" piszesz, ale ekstremiści są we wszystkich opcjach politycznych. Akurat w Polsce znacznie więcej agresywnych aktów popełnili faszyzujący narodowcy niż jakakolwiek inna grupa polityczna. Poczytaj "Nigdy Więcej" - tam prowadzą ewidencję takich "patriotycznych czynów".
a kto każe ci nienawidzić w imię Ojczyzny? Przecież to jest wybór; możesz kochać w imię Ojczyzny, ale ty wolisz nienawidzić. Synonim konserwatyzmu i narzędzie prawicy? Jeżeli Kaczyński, z którym ty się nie zgadzasz, używa łyżki, to ty jesz zupę tylko widelcem?
Angka Leu - patriotyzm to nie nacjonalizm - pięknie powiedziane! :)
Ja to widzę zupełnie inaczej. Patriotyzm jest wykorzystywany przez "ponadnarodowe elity polityczne i gospodarcze" dokładnie do realizacji ich interesów. Począwszy od prowadzenia wojen, a skończywszy na bułkach z kotletem. Animozje między narodami pozwalają setki miliardów pieniędzy podatników przeznaczać na zbrojenia. (W USA tylko w 2010 roku budżet na obronność wynosi 700 mld USD.) Koncerny w rodzaju Lockheed Martin czy Northrop Grumman zarabiają krocie na produkcji broni. Ale nawet pokojowy przemysł odwołuje się do patriotycznych lub indygenicznych poczuć i preferencji. McDonalds oferuje np. lokalne odmiany hamburgerów.
Patriotyzm-nacjonalizm służy więc międzynarodowym koncernom, a tzw. elity polityczne zajmują się głównie realizacją jego interesów, np. poprzez korzystne ustawodawstwo.
A jeśli chodzi o "jednonarodowe", odwołujące się do (religijnego) patriotyzmu korporacje, to naprawdę niezbyt mnie interesuje bogacenie się np. imperium ojca Rydzyka. Jeśli to miałby być odpór dla Time Warner lub Murdocha, to dziękuję bardzo.
Patriotyzm to pijarowa idea burżuazji wywodząca się czasów rewolucji francuskiej. Jak w każdej idei burżuazyjnej trudno doszukiwać się w niej jakichkolwiek pierwiastków prospołecznych.
patriotyzm i odwoływanie się do uczuć narodowych mogą służyć - i nierzadko służą - kapitalizmowi i wielkim koncernom. I co z tego? Tak samo interesom wielkich koncernów i kapitalizmowi służą wątki ideologii lewicowych, antypatriotycznych, postulaty walki z nacjonalizmem, idee wolnościowe, feministyczne czy ruchu mniejszości seksualnych. Czy to znaczy, że w imię antykapitalizmu należy prześladować gejów lub zamknąć kobiety w kuchniach?
Zamiast takich dziecinnych przekomarzań "kto komu służy", lepiej zastanowić się nad tym, jak wykorzystać faktycznie emancypacyjne i antykapitalistyczne wątki tych ideologii - zarówno feminizmu, jak i patriotyzmu. Robiła to przez lata i dekady lewica wielu krajów, w tym i polska - niech pan Klebaniuk, zamiast taśmowo produkować tu kolejne teksty, poczyta trochę o tym, a może wyleczy się z postawy "na złość babci odmrożę uszy".
zamiast taśmowo czytać moje teksty tutaj sam/a coś napisze. Jeśli da się to czytać i będzie miało sens, to opublikujemy. Lata szkolnej socjalizacji zapewne Durangu 95 pozostawiły pęd do racjonalizacji patriotyzmu jako rzekomo wartościowego. Niech Durango 95 łaskawie podzieli się przemyśleniami z lektur nam tutaj niedostępnych. A skoro w czapce, zgodnie z zaleceniami babci, to może pod nazwiskiem, nie durangiem.
Tam, gdzie feminizm lub socjalizm wchodzi w alianse z nacjonalizmem, tam zazwyczaj dochodzi do nieszczęść takich jak narodowy socjalizm w Niemczech lub stalinizm każący poświęcać się "za rodinu". Ryzyko takiego rozwoju wypadków jest zbyt duże, żeby na serio rozbudzać nacjonalizm w celu realizacji lewicowych ideałów.
dla Pol Pota, Wietnam był "rewizjonistyczny".
W imię czego Pol Pot eksterminował ludzi wykształconych? Gdyby był nacjonalistą, to starałby się takich ludzi wykorzystać. Ale Pol Pot walczył z "nierówną dystrybucją kapitału symbolicznego", której - niestety - nauczyli go mentorzy paryscy.
znam lepsze miejsca do publikacji i bardziej sensownych redaktorów do opiniowania moich tekstów. A do upowszechniania tradycji tej lewicy, która nie odżegnywała się od patriotyzmu, a zarazem nie była - wbrew twoim prymitywnym skojarzeniom - "narodowym socjalizmem" (za to z nim bojowo walczyła), służy mi własny portal internetowy. Obejdzie się zatem bez łaski.
Durango ma racje. Patriotyzm można wykorzystać przeciw prawicy. Niby taka patriotyczna a robi z ojczyzny kolonie USA, Brukseli i Watykanu. A najbardziej idea patriotyczna bije w klerykałów i krzyżowców. Funkcjonariusze obcego państwa (Watykan) żyjący na koszt naszej ojczyzny, to wrogowie każdego prawdziwego patrioty.
Aby pomóc Szanownemu Autorowi w zwalczaniu niewątpliwego zła patriotyzmu, zwracam uwagę, że wśród jego, jak się okazuje jedynie deklaratywnych, przeciwników pleni się jak zaraza inna forma paneuropejskiego (quasi-)patriotyzmu i nacjonalizmu. Miejsce Polski i Polaka, zajmuje abstrakcyjna Europa i wirtualny Europejczyk, względnie Unia i Uniopejczyk. Występuje też odpowiednik tzw. prawdziwego Polaka, czyli wzorcowy Euro-/Uniopejczyk, i co istotne, nie jest nim z pewnością przeciętny mieszkaniec Środkowej czy Wschodniej - ta rola zarezerwowana jest jedynie dla przedstawicieli postkolonialnych demokracji burżuazyjnych Zachodu. Nie muszę chyba dodawać, że będzie to oczywiście biały człowiek, bo ten innego koloru z reguły nie legitymuje się odpowiednim stanem konta, pardon, oczywiście stanem świadomości oczywiście europejskiej. Ot i kolejna reakcyjna idea, z którą niezłomni postępowcy muszą się zmierzyć w imię internacjonalizmu ;-)))
Dodam, że kilkadziesiąt lat temu też był pewien zdolny człowiek, który chciał jednoczyć Europę i dokładnie wiedział jak powinien wyglądać wzorcowy Europejczyk, i to do tego stopnia, że z pamięci potrafił opisać nawet rysy jego twarzy ;-)
Gdyby ów pan zajmował się jedynie swoim patriotyzmem, to wraz z innymi nazistami kisiłby się po prostu we własnym sosie, a nikomu poza granicami Rzeszy nie stałaby się żadna krzywda. Niestety on miał większe ambicje, mianowicie marzyło mu się Imperium - wielkie i niezniszczalne państwo i nieograniczona władza nad nim.
I tu rzecz ciekawa, ze świecą szukać wśród lewicowców - wyłączając rzecz jasna anarchistów - kogoś, kto do państwa właśnie miałby stosunek odrobinę bardziej krytyczny od narzekania, że to akurat jego wróg polityczny, a nie on sam, sprawuje władzę i decyduje co komu wolno, a czego nie. Ba, panuje nawet jakiś dziwny kult biurokracji i tworzonych przez nią rozmaitych struktur, a także wszechobecnych norm, schematów myślenia i postępowania formułowanych pod postacią egzekwowanego z totalitarną bezwzględnością prawa, przed którym nikt nie mógłby się uchronić.
Co ciekawe, nie przeszkadza w tym nawet fakt, że to nie tylko tzw. totalitarne, ale też i tzw. demokratyczne państwa mają na swoim koncie instytucjonalną agresję wobec innych bytów państwowych, np. przeciw mieszkańcom byłej Jugosławii, Palestyny, Libanu, Iraku, czy Afganistanu.
I choć to u Jankesów mamy do czynienia z najbardziej powszechnym, tandetnym, jarmarcznym demonstrowaniem swojej przynależności narodowej, to niewielu znajdzie się takich, którzy agresywność tego imperialistycznego państwa łączyliby tylko/przede wszystkim/w ogóle z jakimiś wybuchami nacjonalistycznych emocji wśród ludu. Istnieje teoria odwrotna, mianowicie mówiąca, że to demokratyczne(!) władze wzbudzają i wykorzystują tego rodzaju emocje do własnych celów, które niewiele mają wspólnego z nacjonalizmem. To jest jakiś argument przeciw patriotyzmowi, ale przecież podobnie, a nawet bardziej cynicznie i zdecydowanie częściej wykorzystywane są idee tej całej demokracji i wolności. Do tego stopnia, że w tzw. Wolnym Świecie nie ma takiej podłości wyrządzonej bliźniemu, której usprawiedliwiano by nimi.
Jak widać o wszystkim można myśleć różnie i dowolnie interpretować.
Pozdrawiam serdecznie :-)
różnych wariantów internacjonalizmu przyczynili się w XX wieku do śmierci ok. 100 mln ludzi.
Wojnę światową z bilansem ok. 55 mln ofiar śmiertelnych rozpętał dość specyficzny polityk, A. Hitler. On sam określał siebie jako "narodowego socjalistę". Wyszło jednak na jaw (por. np Korzenie totalitaryzmu H.Arendt), że po ewentualnym wygraniu wojny zamierzał on przeprowadzić czystkę wśród Niemców, o których wartości rasowej miał opinię dość negatywną. Tak więc nacjonalistą niemieckim raczej nie był.
Na tym tle ewentualne "zło patriotyzmu" mocno blednie.
byli "kolonią USA, Brukseli i Watykanu", to przynajmniej nie musielibyśmy budować pomników żołnierzy radzieckich.
dzięki za celne spostrzeżenia. Państwo, jakiekolwiek by nie było, zawsze będzie aparatem przemocy. Może być nim jednak w stopniu mniejszym (Szwajcaria ze swoimi referendami i międzynarodową neutralnością) lub większym (zewnętrznie ekspansywne i wewnętrznie zamordystyczne poprzez PATRIOT Act). Przykład Hitlera (dobrze odczytałem?) jest o tyle nietrafny, że ten jednak zdecydowanie eksploatował (poprzez rasową pseudonaukę) tożsamość narodową Niemców w opozycji do Polaków, Żydów, Cyganów itd.
Problem z europejskością jako potencjalnym źródłem dyskryminacji i opresji, przynajmniej w Polsce, nie istnieje, a przynajmniej przed kilku laty nie istniał. Bodaj K. Hamer-Gutowska zrobiła wtedy wśród Polaków badania nad tożsamością. Prawie nikt nie czuł się "Europejczykiem"; najczęściej (w każdym razie spośród zbiorowych tożsamości) wymieniany był "Polak" jako zupełnie oczywista odpowiedź na pytanie "Kim jesteś?". Nie sądzę, żeby to się do dziś radykalnie zmieniło. Zresztą zauważ, że obecna dyskryminacja etniczna czy rasowa jednak wciąż odbywa się pod hasłami narodowymi, a nie "europejskimi". Jeśli by jednak nawet i taka retoryka była stosowana to - masz rację - wciąż chodzić będzie o patriotyzm, tyle że wielonarodowy, a ściślej mówiąc - "więcejnadrodowy', bo i teraz w większości krajów narodowości mnogo.
Anarchistów szanuję za samodzielność myślenia i odwagę głoszenia poglądów, za które płaci się wysoką cenę...
Pozdrawiam serdecznie :)
Skąd ta niechęć do pomników żołnierzy radzieckich? Nie można postrzegać rzeczywistości aż tak czarno-biało. Wielu z nich poległo, ryzykowali życie. A że część gwałciła? Przyjmijmy, że pomniki stawiamy tym, którzy polegli za wyzwolenie naszych przodków od pewnej śmierci z rąk nazistów (z czasem wymordowaliby lub "zbiodegradowali" wszystkich "podludzi"), a nie przestępcom.
Patriotyzm jest bronią obosieczną także dla "żałobników smoleńskich". Gardzą prokuraturą polską i domagają się śledztwa międzynarodowego. Jak to nazwać jak nie antynarodowym zaprzaństwem, Targowicą, wiarą w obcego a nie w rodaka.
Jarku, nic dziwnego, że określają się Polakami, skoro to największa dostępna im zbiorowość, z którą są realnie związani. Jeżeli mieliby się czuć Europejczykami, to chyba tylko drugiej kategorii, a taką identyfikacją nikt się chwalić nie będzie.
Dyskryminacja przychodzi z innej strony. Mianowicie dla tzw. elit z jednej strony są moherami, katofaszystami i Ciemnogrodem, dla innych to nieroby, rasa homo sovieticus, polactwo i tak dalej, czy też niegospodarni bałaganiarze, brudasy i śmierdziele, a nawet naród złodziei. Taki punkt widzenia reprodukuje się również i wśród warstw najniższych, zwłaszcza wśród młodszej części społeczeństwa.
Wzorcowym Europejczykiem jest tutaj, jak się okazuje, oświecony zachodnioeuropejski burżuj. Nie jest to bynajmniej nowe zjawisko, chociaż propagandowo zogniskowane wokół Prawdziwego Europejczyka, co je wyróżnia, a za sprawą Unii Europejskiej przybiera dziś zinstytucjonalizowany charakter i przypuszczam, że wraz z postępem tej tzw. integracji problem będzie się pogłębiał.
Oczywiście podciąganie tego już dziś pod problem nacjonalizmu traktować należy z przymrużeniem oka, bardziej adekwatne byłoby tu raczej ujęcie klasowe, zwróciłem na to uwagę głównie z tego powodu, że "lecząc się z polskiego patriotyzmu" warto się zastanowić na czym w tym wypadku miałoby polegać "zdrowie" ;-)
--
Jeżeli chodzi o państwo, zauważ, że często słyszy się głosy, że te narodowe instytucje są złem w czystej postaci, natomiast europejskie, unijne organizmy jawią się jako antidotum na owo zło. Jeżeli tego rodzaju "sympatia" nie jest jedną z cech charakterystycznych dla nacjonalizmu, to ja nie lepszego pomysłu ;-) Dodam, że czytając czasem wypowiedzi zapalonych zwolenników tworzenia europejskiego super-państwa kojarzy mi się z myśl pewnego "nowoczesnego Polaka", który stwierdził, że to "nie naród tworzy państwo, lecz państwo tworzy naród". Być może to tylko stwierdzenie faktu, a może też jeden z kanonów pewnej ideologii...
A swoją drogą, wydaje mi się, że anarchizm jako idea jest kwintesencją lewicowości. Kwestie praktyczne to już osobny temat.
PS. Piszesz, że "obecna dyskryminacja etniczna czy rasowa jednak wciąż odbywa się pod hasłami narodowymi, a nie "europejskimi"", a ja chciałbym zauważyć, że wśród rasistów istnieje też taka idea, którą prosto wyrażają słowa pewnego skinowskiego zespołu: "Sława Białej Europie, czas powiedzieć: zdrajcy stop, nigdy więcej białych wojen, wszyscy zdrajcy kula w łeb". Warto tu odnotować, że na ichniej "scenie" zagraniczne tournee, czy międzynarodowe festiwale nie są niczym niezwykłym, a gdyby to był klasyczny nacjonalizm to... On tu oczywiście też występuje, ale bez typowo szowinistycznej koncepcji supremacji własnego narodu kosztem innych nacji (zwłaszcza) europejskich (etnopluralizm?). To zresztą dość oczywiste skoro takie poglądy często łączą się zamiłowaniem do wolnego rynku (niekoniecznie w liberalnej wersji i niejednokrotnie widzianego jako opozycja do złego kapitalizmu) i neokolonialnego wyzysku "gorszych ras". Piszę o subkulturze, bo przecież to ona najczęściej odpowiada za akty tej najzwyklejszej ulicznej przemocy wobec "obcych". Przypuszczam, że "hasła narodowe" jako powód przypisywane są tu najczęściej awansem, bez głębszego rozpoznania właściwych poglądów i motywacji. Często też i zwyczajne chuligaństwo jest w ten sposób traktowane, a przecież pomiędzy dwoma grupami "twardzieli" nie trudno o spięcie, zwłaszcza, gdy się nawzajem nie rozumieją (co w tym wypadku nie jest kwestią ideową).
Problem imigrantów jest w Europie dość głośny, ale dotyczy on głównie "kolorowych", czy też przybyszów o odmiennej religii i/lub obyczajach. Ta kwestia w przypadku Europejczyków jest marginalna, z wyjątkiem może sytuacji, gdy kapitalizm "ma kryzys" - wtedy pojawia się temat zastępczy z gatunku "oni zabierają nam pracę". Inna sprawa, że większość typowych gastarbeiterów europejskich wraca skąd przybyła do pracy, nastomiast ci pielgrzymujący z dalsza - nie. W dodatku nie chcą przyjąć "lepszej" kultury i się nie asymilują.
Podsumowując, wygląda na to, że lewa strona tego "Europejczyka" raduje się, gdy Unia pochyla się nad losem mniejszości, ale też i prawa nie ma powodów do narzekań, gdy Frontex grasuje na granicach i strzeże Festung Europa. Ja sugeruję, żeby nie patrzeć na te kwestie rozłącznie, bo historia przestrzega, że Adolf, również Europejczyk, doszedł do władzy zgodnie z kanonami "demokratycznego państwa prawa", co mu nie przeszkodziło je potem zdewastować...