kompromituje lewice.
Zamiast patrzyć na to od strony nauki, przyczyn i skutków - posługuje się moralizowaniem i demagogią.
Nie zajmuje się w ogóle tym jakie są przyczyny tak dużej skali bezpłodności.
Nie zajmuje się konsekwencjami zdrowotnymi - dzieci z in vitro chorują i mają wady wrodzone częściej.
Nie bierze pod uwagę, że oba powyższe mają wpływ na jeszcze większe uzależnienie od koncernów farmaceutycznych i nie tylko - in vitro to po prostu droga do totalnej kontroli nad hodowlą ludzików od poczęcia do śmierci zależnych od rządzących.
Jak i prawa pracownicze. Mówienie o tym, że - "zamiast walczyć o płace minimalne, o zasiłki dla matek lewica walczy o jakieś in vitro i prawa dla gejów".
Takie założenie jest z góry błędne. In vitro i prawa gejów nie są mniej ważne ani mniej poważne od płacy minimalnej i zasiłków.
Problemem jest prawicowa poprawność polityczna, której poddały się środowiska lewicowe, aby właśnie tak uważać.
...był artykuł o młodych pracownikach, którzy bardziej upominają się o swoje prawa pracownicze niż starsze roczniki. Ktoś, przy okazji dyskusji na ten temat, zauważył, że to dlatego, iż młodzi nie nabrali jeszcze kredytów, jako że są zatrudnieni na umowy śmieciowe i nikt kredytu im nie da. I to jest sedno sprawy, sedno naszego systemu. Kiedyś za człowieka wolnego w sensie ekonomicznym uchodził ktoś, kto nie tylko miał pracę, źródło utrzymania ale i nie miał długów. Dzisiaj wmawia się ludziom, że przejściem na wyższy poziom wolności jest uzyskanie przez nich tzw. zdolności kredytowej. Sugeruje się im tym samym, że powinni wziąć kredyt, jeśli tylko mają taką możliwość. Najlepiej jakiś długoterminowy, na mieszkanie czy samochód, bo przecież nie można jeździć 5-letnim Fiatem Seicento, tylko trzeba mieć bardziej wypasiony wózek. I tym samym ludzie na własne często życzenie udupiają się aż do emerytury. Kto będzie buntował się w pracy, walczył o przestrzeganie praw pracowniczych, działał w związkach, kiedy ma do spłacenia 30-letni kredyt mieszkaniowy i cały czas wisi mu w głowie obraz komornika, który zabiera mu cały dotychczasowy dorobek życia? System to bardzo dobrze wymyślił.
Kontras
Wymyśl coś lepszego, bo te banialuki są znane i nawet już nie śmieszne.
jedno rozwiązanie z uk powinno być wprowadzone w pl jak najszybciej: płaca minimalna dla wszystkich, niezależnie od rodzaju umowy i urlop naliczany na bieżąco wszystkim
Nikyty, cały myk z płacą minimalną w Anglii polega na tym, że tam jest ona naliczana od godziny, a w Polsce na etat. Oczywiście, rozwiązanie polskie jest gorsze, bo pomija ludzi zatrudnionych na umowy pozaetatowe. I rzeczywiście, wprowadzenie godzinowej stawki minimalnej to dobry postulat dla lewicy w Polsce.
"zrobienie człowieka" to coś więcej, niż połączenie męskiej i żeńskiej komórki. Takie majstrowanie życia na siłę jest dla wielu tragiczne w skutkach. Ja na porodówce byłam z dziewczyną, która po długich terapiach wszelkiego typu zaszła wreszcie w ciążę i urodziła tego samego dnia, co ja. Ale ona swojego dziecka nie zobaczyła na oczy, ponieważ urodziło się ono z otwartym przełykiem, zamiast zamkniętej szyi była dziura, więc natychmiast po porodzie dziecko przewieziono na oddział specjalny. Matka tego dziecka leżała z martwym wzrokiem wpatrując się w sufit, była z rozpaczy tak odrętwiała, że nawet nie mogła płakać. Jej mąż siedział przy niej i tak trwali co dzień niby razem, ale każde w swoim świecie. On nie potrafił jej pocieszyć, a ona nie chciała nawet żadnego pocieszania.
Ja cieszyłam się swoim zdrowym dzieckiem, jak każda matka policzyłam natychmiast, czy wszystkie paluszki są, czy wszystko na miejscu. Byłam bardzo szczęśliwa, że urodziło mi się zdrowe dziecko. Wciąż miałam w pamięci tragedię tej młodej kobiety, czułam pokorę wobec Losu i wdzięczność za zdrowe dziecko. Wszelkie majstrowanie przy "tworzeniu" człowieka uważam za działanie nieodpowiedzialne.
Oprócz sfery fizycznej jest także inny aspekt, duchowy. Nie jest dla dziecka obojętne, czy "powstało" w wyniku miłości dwojga ludzi, czy w probówce. I czas poczęcia i czas narodzin mają ogromny wpływ na osobowość człowieka, na jego - jak to mówią Hindusi - karmę, czyli los. Czyli na całe życie. Jeżeli "nie ma zapotrzebowania" w przyrodzie na daną kombinację genów, to nawet ze zdrowych fizycznie rodziców dziecko się nie urodzi. Natomiast chore i słabe osobniki powielają niekorzystne cechy, gdy przy pomocy "nauki" przekazują je na siłę potomstwu, choć Natura sprzeciwia się temu nie pozwalając na powstanie takiego embrionu. I jest to karane właśnie chorowitością takich dzieci, ich niemożnością samodzielnego życia. Kto ma na takie dzieci pracować, kto się nimi zajmować, gdy rodziców już one mieć nie będą? Jaką ma przyszłość ludzkość, gdy w "ramach nauki" coraz więcej cech niekorzystnych z punktu widzenia ewolucji zostaje sztucznie wprowadzonych w populację?
Naturalna selekcja nie ma nic wspólnego ze sztuczną selekcją wprowadzaną przez zdziczałe ludzkie osobniki w celu wyhodowania super rasy. Naturalna selekcja służy do utrzymania ciągłości gatunku ludzkiego.
(moim zdaniem są w budżecie służby zdrowia wydatki pilniejsze). Ikonowicz ma rację, że sprowadzanie problemów ochrony zdrowia do "in vitro" lewicę mainstreamową kompromituje (może nie tak jak kompromitowałyby ją wynurzenia w stylu nany, ale jednak).
Trudno jednak przejść obojętnie wobec demagogii Ikonowicza typu "leczenie ludzi z trudem wiążących koniec z końcem okaże się marnym interesem". Równie dobrze można by powiedzieć "karmienie ludzi z trudem wiążących koniec z końcem okaże się marnym interesem", "ubieranie ludzi z trudem wiążących koniec z końcem okaże się marnym interesem", "produkowanie samochodów dla ludzi z trudem wiążących koniec z końcem okaże się marnym interesem". A mimo to rozmaite Aldi, Biedronki czy Fiaty to żyła złota. Przypomina się stary dowcip o dwóch handlowcach z fabryk obuwia, którzy przyjechali do Afryki...Oczywiście, prawdą jest że "mamy olbrzymi popyt na usługi medyczne i stosunkowo niewielka ich podaż" - no więc konieczne jest usunięcie barier podaży, rozbicie quasi-feudalnych struktur, uderzenie w rozmaite lobbies lekarskie, farmaceutyczne itp., likwidacja absurdalnych wymagań wobec lekarzy i pielęgniarek, zreformowanie szkolnictwa medycznego, otwarcie granic dla personelu medycznego z zagranicy itp. itd.
No widzisz, jak to jest! Natura też zapewne sprzeciwia się istnieniu słabych ekonomicznie osobników. Niezaradność, lenistwo są przekazywane z pokolenia na pokolenia, zapewne także w genach. A my zamiast biedakom odebrać te ogryzki pomocy socjalnej, które im jeszcze zostały i ich wszystkich wysterylizować, by nie płodzili kolejnych legionów "nieprzystosowanych", chcemy im jeszcze zwiększyć socjal i dostępność do lokali komunalnych, w których mogliby się dalej rozmnażać. Ze szkodą dla reszty "zdrowego" społeczeństwa...
.
Alem się uśmiał. Nana, taka stara forumowa wyjadaczka, a tak dała się nabrać fancomu (jak to się właściwie deklinuje?).
na zasadzie: "pomagamy nieszczęśliwym", powinno się zidentyfikować przyczyny takiego spadku płodności.
Są one dwojakiej natury; biologiczne - pożywienie i w ogóle stan środowiska naturalnego, kto wie czy nie ma w wodzie z kranu np. hormonów z antykoncepcji, czym się karmi krowy, kury, świnie itp.
Społeczne: brak mieszkań, poczucia bezpieczeństwa, a w konsekwencji odkładanie decyzji o zajściu w ciążę do momentu aż jest za późno i kończy się takimi radościami o jakich pisała nana - sam też znam takie przypadki, choć nie aż tak drastyczne.
Poza tym wobec przeludnienia robienie problemu z tego, że ktoś nie może mieć dzieci to absurd sam w sobie.
In vitro to taki odpowiednik filantropii w sferze zdrowia - koi i rozdaje iluzje, ale nie leczy.
Nie dziw, że obecna "lewica" tak się tego uczepiła.W ogóle te sprawy to taki odpowiednik sporu o krzyż, nawet przeciwnicy ci sami, i jedni i drudzy nie chcą spojrzeć prawdzie w oczy, rozważyć argumentów, zbadać sprawy dogłębnie, bo to kwestionowałoby zbyt wiele wygodnych mitów.
Ancymonie
wysil się trochę bardziej - nie przekonałeś mnie.
"fancom" to akronim od FANatic COMmunist. Odmiana:
fancom,
fancoma
fancomowi
fancoma
fancomem
fancomie
(Och!), fancomie!
o to właśnie chodzi. Hasełka, ideologie służą jedynie ściemnianiu i odwracaniu uwagi gawiedzi od sedna problemu. Ale! Można wołać że cesarz jest nagi, tylko ilu zareaguje na wołanie?
jest jak najbardziej prawdziwe.
Ze smutkiem muszę napisać, że to nie fancom pieprzy.
Gratulacje prawaku -
"kto wie czy nie ma w wodzie z kranu np. hormonów z antykoncepcji, czym się karmi krowy, kury, świnie itp."
Właśnie takie bzdury można wyczytać na Frondzie. Gratulacje za czerpanie wiedzy z tej gazetki. Napisz jeszcze, że prezerwatywy nie chronią przed AIDS. Nie krępuj się.
Bardzo dobry komentarz Ikonowicza.
czy jak tam napiszą, że stół to stół to będziesz twierdzić, że to krzesło???
Nadal mnie nie przekonałeś i chyba nikogo więcej też, no chyba, że przekonujesz do Frondy - muszę tam zajrzeć od czasu do czasu.
to proponuje prosty test:
znajdź Ancymonie ochotnika, a może sam się zgłoś na stosunek z prezerwatywą z kimś o kim wiadomo, że jest zarażony.
Ja jestem zwolennikiem testów na początku znajomości, kto wie czy nie powinny one być obowiązkowe np. przed ślubem, bo znając pruderię ludzką pewno większość się wstydzi albo obrazi na takie dictum, ale prezerwatywa częściowo chroni przed wieloma innymi rzeczami - niechcianą ciążą, klasycznymi chorobami wenerycznymi, kto wie może i częściowo przed aids.
W ogóle choroby weneryczne to jest problem, jakaś przemyślana akcja na rzecz ich usunięcia bardzo by się przydała.Obowiązkowe badania, upowszechnianie dobrych obyczajów o których wspominałem, pewno i ta tak chciana przez polityków płodność by się zwiększyła, a i jakość płodów też by poszła w górę.
Ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić naszej i nie tylko naszej lewicy z takimi postulatami. Wstydziliby się.
Brawo Ikon
Odpowiedź jest tak trywialna, że aż boli.
Liderzy PPS i wszystkich innych socjalistów poddali się liberalnym mediom. Przez co zachowują się tak , jak one tego oczekują. A więc jak pajace, którym one grają.
A brak powagi , to najcięższy grzech dzisiejszych PALI-idiotów. Również tych w naszych szeregach.
Drodzy towarzysze. Olejcie więc tych baranów i ich metody. Załóżcie gazetę, albo jeszcze lepiej dwie (w tym satyryczną). Tak żeby chociaż jedna była ideowa i na poziomie. Załóżcie też porządny portal internetowy, A być może i TV internetowe. Na to nie potrzeba dużej kasy. Potrzebni są jedynie ludzie, którzy rozumieją co się naokoło dzieje.
Ja wim, To wymaga pracy u podstaw.
Ale wierzcie mi. Bez własnej, na poziomie prasy, mediów, oraz co najważniejsze, bez kadry, ludzi twardo trzymających socjalistyczny kurs, nie będzie można pokazać społeczeństwu tego co jest dla nich najważniejsze.
Piotr proszę cie po starej znajomości. Zajmij się tym o czym tu mówię. Jesteś zbyt zdolny, by robić za medialnego pajaca niczym ten ciemniak Pali_tfu_kot.
Zadumałam się nad Twoim tekstem...
Mój synek miał wszystkie paluszki, 10 w skali Apgar, był największy i najśliczniejszy na 10 osobowej sali pełnej karmionych osesków...
A potem "zaprzyjaźnił się" z Aspergerem...
Ale może ktoś wpadnie na pomysł, by go wysterylizować?
(_*_)
takie pójście w zaparte, że czegoś nie ma, choć jest. Jaki pożytek ma osoba niepełnosprawna z sentymentalnych wzruszeń? Przecież po pierwsze, należy zobaczyć, jak taką osobę zintegrować w społeczeństwie, dać jej szansę - na ile to możliwe - by ona sama mogła na siebie zapracować, a jeżeli nie, dać jej fachową opiekę, no i przede wszystkim wsparcie. Nic nie pomoże udawanie przy osobniku bez nóg, że tego się nie widzi, iż nóg on nie ma i patrzeć "taktownie" w niebo, lecz należy zwyczajnie pomóc mu pokonać schody, bez zbędnego współczucia, bo od takiego współczuwania nogi mu nie wyrosną,a on sam będzie czuł się właśnie gorzej. Natomiast, gdy potraktujemy brak nóg (od urodzenia, po wypadku itp.) jako stan normalny - bo przecież już jest, lecz wymagający ze strony społeczeństwa akceptacji i wynikających z tego czynności wspierających, to takiemu człowiekowi będzie łatwiej żyć.
Nie wiadomo też, jak ma funkcjonować społeczeństwo, gdy ilość osób wymagających wsparcia będzie tak duża, że tzw. zdrowa część społeczeństwa nie będzie w stanie tych ludzi ani wspierać, ani na ich utrzymanie zapracować. Jeżeli jest to wynikiem procesów naturalnych, to można przyjąć wersję, że tak ma być. Natomiast produkowanie sztuczne ludzi nie mogących samodzielnie funkcjonować, ludzi będących przez całe swoje życie zależnymi od innych, od ich pracy i wsparcia, jest bardzo ryzykowne. W przypadku jakiejkolwiek np. epidemii, nie tylko nie będzie miał kto zająć się chorymi "zdrowymi", ale także sytuacja chorych "chorych" pogorszy się drastycznie. Nie pomoże tu żadne zaklinanie ani dobre chęci. Tylko rzeczywiste rozpoznanie sytuacji, jej wymogów i zagrożeń od niej idących, może podsunąć jakieś rozwiązanie.
Przedyskutowaliśmy sobie właśnie ze Starym tą kwestię; założyliśmy, że jedno z nas jest niepełnosprawne, a drugie pracuje na nas oboje. Wsparcia żadnego z zewnątrz nie ma. Stary - przyjmując, że to on pracuje, gdy jest sam silny, to może zapracować na nas obydwoje. Ale co, jeżeli sytuacja jest taka, że on, mimo posiadanych sił, może otrzymać tylko tyle, by utrzymać sam siebie? Kogo ma żywić? Tylko siebie? Tylko mnie? Dzielić na pół? Jeżeli będzie jadł tylko on, to ja umrę. Jeżeli będzie żywić tylko mnie, to on umrze i ja potem też, bo nie będzie miał kto dostarczać mi jedzenia. Jeżeli będzie dzielił na pół, to będzie miał mniej sił, bo otrzymywać będzie za mało jedzenia. W efekcie przedłuży moją wegetację, sam w wegetację popadnie i umrzemy obydwoje, gdy on już do pracy zdolny nie będzie. Jest to rzecz jasna tylko symboliczne rozważanie.
Dlatego jest tak istotne, aby takie kwestie rozważać pod kątem całego społeczeństwa, bo to ono musi sobie ze skutkami niepełnosprawności niektórych ludzi radzić. Sam człowiek, mimo najszczerszych chęci, nie jest w stanie temu podołać. Fundowanie społeczeństwu z probówki ludzi niepełnosprawnych jest wielkim ryzykiem dla wszystkich. Rodzice takiego dziecka - starsi przecież od niego, umrą prawdopodobnie na długo przed dzieckiem, i jest to proces naturalny. Kto wówczas zajmie się takim człowiekiem? Posiadanie dziecka to coś więcej, niż posiadanie samochodu, który po zużyciu może trafić na złom, i po kłopocie. Dziecko to odpowiedzialność i wiele pracy z tym związanej. Dziecku należy zapewnić jakąś przyszłość; samemu, albo musi to zrobić społeczność.
West twierdzi, że in vitro to taki sam zabieg, jak każdy inny. Czyżby? Czy widział ktoś, by wycięty wyrostek robaczkowy musiał mieć zmieniane pieluchy? By trzeba mu było gotować kaszki, wycierać tyłek, wysyłać do szkoły i pielęgnować w razie choroby? Czy widział ktoś, by wycięty wyrostek robaczkowy miał potomstwo? By chodził do pracy i zarabiał na siebie?
Mamy tu na forum bohaterską Matkę, która mimo ogromnych przeszkód walczyła i walczy jak lwica o uznanie przez społeczność swojego dziecka za normalne. Bo ono normalne jest. Nie jest takie, jak inne, ale jest takie jak jest i to właśnie jest normalne. I tak należy to widzieć. Wszelkie udawanie tzw. poprawności tylko potwierdzałoby, że jest to dla kogoś problem i dlatego woli przykryć to fałszywym współczuciem, choćby z powodu, by nie musieć się z tym konfrontować. Takim dzieciom nie ma po co współczuć. Takie dzieci należy po prostu kochać, jak wszystkie inne.
To, że moje opinie komuś do schematu nie pasują świadczy jedynie o tym, że ma schemat odmienny od mojego. "Ochy!" "Achy!" i durnowate uśmieszki mające za cel danie do zrozumienia o swojej wyższości nic tu nie zmienią.
Fancom - ja to widzę, że od dłuższego już czasu pragniesz, bym traktowała cię jak przeciwnika albo nawet wroga. Cóż to dla mnie za niezasłużony zaszczyt :) Ale nic z tego! Zabawne to jest i sobie swobodnie oscyluje na mojej skali między sympatią a zerem.
z integracją niepełnosprawnych w społeczeństwie.
Przypadki ciężkie rozwiązuje się w cywilizowanym świecie tak: wczesna diagnostyka prenatalna i aborcja.
wsadź te swoje mONdrości głęboko do rzyci. Niedobrze się od nich robi. Bo jeżeli ktoś tu pierdzieli, to bynajmniej nie fancom...
A bohaterska to ja byłam przez dwa lata, bo cię nie ruszałam...
.
i by to sama matka mogła decydować o posiadaniu - bądź nie - dziecka. Ojciec powinien też mieć w tej kwestii coś do powiedzenia. U nas problemy te są większe, ponieważ jesteśmy krajem biednym i gdy ludzie walczą o nagą egzystencję nie stać ich na jakieś uczucia wyższe. Fałszywy płacz nad zygotą, która będzie niezdolna do życia,a potem zostawienie matki bez pomocy to czyste barbarzyństwo.
która ustanowi dyktaturę proletariatu, dzięki której możliwa będzie robotnicza kontrola nad środkami produkcji i planowa gospodarka socjalistyczna nastawiona na potrzeby ludzi.
Pamiętaj pan, że socjalizmu nie da się zbudować w jednym kraju, ze względu na międzynarodowy podział pracy, nierówne rozmieszczenie niezbędnych surowców,nierówny poziom rozwoju technologii. Nie da się również do niego dojść drogą reform państwa burżuazyjnego - burżuazja nigdy na to nie pozwoli, wszak posiada swój instynkt samozachowawczy.
Ale zaraz, zaraz, Pan przecież nie chce obalać kapitalizmu, tylko jedynie prosi o więcej resztek z pańskiego stołu...
10/10
Muszę tu dopisać appendix do PT Kontrasa: zauważ że dokładnie tymi samymi drogami co HIV, przenosi się także HCV, bardziej zresztą mówiąc trywialnie "zaraźliwy" i o większym zasięgu w ludzkiej populacji, dającym też w rezultacie subletalną chorobę - tyle że nie mający tak dobrej prasy jak jego kumpel w retro-rodzinie.
Pisze Pan:
"Nie da się również do niego dojść drogą reform państwa burżuazyjnego - burżuazja nigdy na to nie pozwoli, wszak posiada swój instynkt samozachowawczy."
***
W tym swoim rewolucyjnym zacietrzewieniu nie zauważył Pan, że poziom życia europejskiego robotnika opisany przez Marksa i Engelsa od tamtych czasów tak się zmienił, że główną ich troską jest zmiana samochodu na nowy model.
To jest skutek rozwoju EWOLUCYJNEGO , jedynego znanego przynoszacego realną poprawę warunków życia ludzi pracy.
Bo dobrobyt wypływa z PRODUKCJI umożliwiającej pokrycie zapotrzebowania na poszukiwane towary, a nie z lufy karabinu, jak zapewne Pan sobie wyobraża.
Poza tym "kto mieczem wojuje, od miecza ginie", więc
bardziej prawdopodobne jest, że rewolucjonista nie doczeka poprawy swego losu.
Otóz panie Tarak, jak zawsze, pan kłamie. Nigdzie nie twierdziłem, że dobrobyt wypływa z lufy karabinu.(Mao twierdził swego czasu, że wypływa z niego siła polityczna - moim zdaniem nie miał racji, albo miał ją tylko częściowo) Dla mnie jako materialisty oczywiste jest, że dobrobyt materialny tworzy ludzka praca.Oczywistym też jest, że w miarę upływu czasu zwiększa się produkcyjna siła pracy (nauka,technologia,narzędzia,umiejętności, organizacja pracy etc.), przez co produkcja towarów staje się szybsza, prostsza, tańsza. Rozwój produkcyjnej siły pracy ma przebieg ewolucyjny(z momentami rewolucyjnymi,eureka!) i nikt tego - w tym ja - nie neguje. Tylko, że panu pomyliły się stosunki produkcji (które zmieniać się mogą wyłącznie rewolucyjnie, innej drogi nie ma, co historia dobitnie wykazała) z produkcyjną siłą pracy. Na tej podstawie wysnuł pan wniosek na poziomie gimnazjalisty: "rewolucja be, ewolucja cacy'
Ale przejdźmy teraz do kwestii materialnego statusu robotnika Zachodu 150 lat temu i dziś. Jeśli porównać stan materialny bezwzględny różnica będzie bardzo widoczna. Ale o czym to świadczy? Przede wszystkim o tym, że od tego czasu rozwinęła się produkcyjna siła pracy. Jeśli wziąć pod uwagę jednak względny status sytuacja ma się bardzo podobnie.Robotnik ma lepiej, ale jeszcze lepiej ma burżuj, który przywłaszcza sobie wartość dodatkową wytwarzaną przez robotnika, i w efekcie stopa wyzysku jest podobna.
Dawniej kapitalista z pracy jednej godziny robotnika miał powiedzmy 2 chleby, robotnik 0,2 chleba. Obecnie analogicznie miałby 50, robotnik 5.
zadłużenie kredytowe nie jest niczym złym jeśli tylko zdolność kredytowa istnieje faktycznie. Cała Norwegia jest zadłużona, powiem więcej posiadanie kredytu doprowadza do obniżania wysokości podatku płaconego w skali roku!
Problem ze zdolnością kredytową jest taki, że nie musi istnieć wiecznie. Albo może się zmniejszyć. Albo zdrowie może nawalić i człowiek będzie musiał zrezygnować z pracy i przejść na rentę. A bank nie zapomni o 30-letnim kredycie.
No i wyszło szydło z worka - nie o poziom życia Panu chodzi ,a o "równość". Ale nie ma ludzi równych, jeden jest mniej przydatny społeczeństwu, drugi więcej i dlatego dochody mają różne.
Gdyby mieli równe, to postępu by nie było tylko marazm
i rozkład cywilizacji. Rozumieli to nawet komuniści
różnicując dochody poszczególnych grup społecznych.
No, ale ponieważ przechodzi Pan do argumentacji personalnej
( co jest jak wiadomo, wyrazem bezradności) zamykam dalszą z Panem dyskusję.
Poprzednio manipulował pan, panie Tarak, że wg. mnie dobrobyt wypływa z lufy karabinu. Teraz manipuluje pan, że chodzi mi o równość kosztem poziomu życia.
Tymczasem ja dopominam się tylko o sprawiedliwą, socjalistyczną dystrybucje dóbr, w myśl zasady "każdemu według jego pracy". Bynajmniej nie chodzi mi o bezwzględną równość. Pan w zamian woli system, w którym kapitalista/akcjonariusz samemu robiąc niewiele (w porównaniu do pracy robotnika czy pracownika umysłowego) lub zgoła nie robiąc nic, okrada robotników z ich pracy, zgarniając powiedzmy 9/10 wartości wytworzonych przez nich dóbr, tylko z racji tego, że jest właścicielem środków produkcji.
Oprócz tego, że jest pan manipulatorem to popiera pan system, w którym najwięcej dostaje ten, który wykonuje najmniejszą pracą, w myśl zasady: Im większy masz kapitał - zakumulowany w 90 % dzięki temu, że ktoś pracował na ciebie - tym mniej pracujesz, tym większe masz zyski z pracy innych.