ilu burmistrzów, czy wójtów z inicjatywy swoich żon, kochanek, dzieci i wujków, zorganizowanych w grupy obywateli, odziedziczy stołek po samym sobie. Niestety z kadencji na kadencję jest pod tym względem coraz gorzej. A czym niższa jest frekwencja, tym możliwości dziedziczenia swoich stołków są łatwiejsze i pewniejsze. W ten sposób demokracja zjada samą siebie. Wszystko zaś wskazuje na to, że w wyborach, które właśnie premier ogłosił, zje ona siebie jeszcze bardziej niż w poprzednich. Bo biedacy na wszystko się wypinają a grupy obywateli wszytko zgarniają. I kółko się zamyka. A demokracja karleje. Czy po to była ta cala transformacja?
Te wybory ludzie olewają najbardziej - i słusznie.
i jak oceniacie szanse PPPS'80 ?
We wszystkich sądażach POjeby na 1miejscu?
Kogo mam wybierać, swoich przedstawicieli czy towarzyszy partyjnych?
Partia Oszustów obiecała zmianę ordynacji z proporcjonalnej na większościową czyli JOW, obiecała, mój głos dostała i ma mnie w nosie. Więc ja na zasadzie wzajemności mam ich w (nie powiem gdzie...).
Gdybym był bardziej rozeznany w prawodawstwie to oskarżyłbym rządzącą partię o ubezwłasnowolnienie mnie, bo do Rady Miasta w moim okręgu wyborczym mamy wybrać sześciu radnych, a mnie wolno postawić krzyżyk tylko przy jednym nazwisku.
Józef Brzozowski Żory.
Prezydentem Polski może być ta sama osoba najwyżej przez dwie kadencje. W samorządzie nie ma takich ograniczeń. Niejeden wójt, burmistrz czy prezydent miasta trzęsie swoją małą ojczyzną już przez 20 czy 16 lat, tak mocno ugruntowując przez ten czas lokalny układ, że tylko jego śmierć może doprowadzić do jakichkolwiek zmian.
Wybory samorządowe są tak naprawdę najważniejsze dla zwykłego obywatela. I najłatwiej też je sfałszować. W małych gminach o sukcesie bądź porażce często decyduje zaledwie kilka czy kilkadziesiąt głosów.
U mnie jest JOW, a czasem również i DOW albo TOW. I układy są tak samo. Nie wierz w cudowne rozwiązania typu większościowa ordynacja wyborcza. Zmienić się musi ludzka mentalność.
dokładnie. JOW to demagogia i lumpenliberalny populizm. Chwytliwe hasełko i łatwy do zapamiętania skrót niosący za sobą totalną oligarchizację władzy.
Wybory większościowe w gminie do 20 tys. mieszkańców na przykładzie gminy Jedlnia Letnisko wyglądają tak, że do rady wchodzi pięć komitetów, z czego tylko jeden partyjny (PiS), a cztery pozostałe to komitety wyborcze wyborców. Po dwóch czy trzech miesiącach w radzie są już tylko dwie opcje - liczniejsza pro-wójtowska i mniej liczna anty-wójtowska. Opcja pro-wójtowska składa się z radnych, którym wójt coś załatwił. A to pracę dla syna czy córki w szkole, etat dla zięcia w urzędzie, a to coś jeszcze innego.
W tych wyborach każdy lewicowiec powinien zagłosować na JarKacza.
Ja jestem niewierzący.
Staram się zrozumieć moim małym rozumkiem tę powikłaną rzeczywistość.
Myślę, że to społeczeństwo powinno decydować czy wybrać kandydata na V kadencję czy nie. Prezydent w mieście w którym mieszkam jest już trzy kadencje i ma mój głos na czwartą. Natomiast jeżeli chodzi o radnych, to gdybym mógł głosować na każdego, to oddałbym głos na trzech, najwyżej czterech obecnych radnych, TAM JEST LOKALNY UKŁAD.
Indywidualny człowiek jak oszuka, to można na niego nie głosować, można go pozwać do sądu, w skrajnych wypadkach można mu inną szkodę wyrządzić – z towarzyszami partyjnymi społeczeństwo jest bezradne.
Natomiast to co pisze @fancom – to jest punkt widzenia typowego aparatczyka zatroskanego o własne ciepłe siedzonko.
biorąc rzecz sterylnie, masz jak najbardziej rację. Jednak życie to nie retorta, w której reakcje można kontrolować całkowicie i doświadczenia nieudane powtarzać bez większych konsekwencji.
Na przykładzie naszej gminy mogę powiedzieć, że bez układów i układzików w ogóle by ona nie funkcjonowała; każdy u nas jest z każdym - my ze Starym i Rodziną nie, bo jesteśmy flancowani - jest spokrewniony w jakiś sposób. Nie tylko wzajemnie wyświadczają sobie przysługi nadobowiązkowe, ale także poprzez to kontrolują się wzajemnie, ponieważ wiadomo, co kto i komu załatwił. Zawsze jest tak, że ludzie ze sobą jakoś konkurują i raczej dbają o lepsze układy dla rodziny, a nie dla społeczności. Z tym, że każdy ma przecież gdzieś jakąś rodzinę i też stanowi razem z nią społeczność. Można rzecz jasna zrobić tak, żeby nie było aż tak pro rodzinnie. Ale właśnie za to m.in. krytykowany był i jest Stalin. Czy widzisz jakąś pośrednią drogę między obecnym luzem i totalną dyscypliną? Powiem szczerze, że ja nie, bo ludzie prędzej czy później - w zależności od inklinacji - będą tendować to w jedną, to w drugą stronę. Nie jest to absolutnie naszą narodową specjalnością: w Austrii bez znajomości załatwić cokolwiek jest prawie niemożliwe. Albo czeka się na coś bardzo długo, albo jest załatwione stanowczo, grzecznie ale negatywnie. Żaden urzędnik na świecie nie będzie poświęcał swego stołka dla petenta. A ponieważ prawo jest tak skonstruowane, a urzędnik jest po to, by państwo chronić przed obywatelem, więc mamy to, co mamy i co najśmieszniejsze, niewiele da się tu zracjonalizować. Urzędnik jest od tego, by państwo funkcjonowało. W tym celu urzędnik musi naganiać kasę w każdy możliwy sposób, bo z tego jest on utrzymywany. Więc stąd te opłaty, te konieczne zezwolenia i pozwolenia, te zatwierdzenia, te przyzwolenia, te dopuszczenia, te dowodziki, legitymacyjki, piecząteczki, a wszystko to należy opłacić od ręki. Na decyzje czeka się a ileś tam. Ale niezależnie od tego, czy jest ona pozytywna, czy negatywna, opłacona być musi. Jeżeli nawet we własnym lesie człowiek NIE MA PRAWA wyciąć sobie drzewa, jakie się mu podoba i kiedy chce,to czyż istnieje jakakolwiek wolność? Za to, żeby dostać pozwolenie na wycinkę własnego drzewa też trzeba zapłacić. Co ma urzędnik do cudzego drzewa? Otóż urzędnik do cudzego drzewa MA PRAWO. Ale nawet i to nie jest w sumie aż takie złe, bo z czegoś ludzie żyć muszą, gdy nie mają lasu, a przecież nie każdy las mieć może.
kaktusnadłoni,
JOWy to droga do jeszcze gorszej oligarchii niż obecna, to pseudodemorkatyczny system, w którym ci co mają o jeden głos mniej niż "zwyciezca" nie mają reprezentanta. Idiotyczne, ale jak bardzo prawicowe pod maską "demokratyzacji". Nic dziwnego, że JOWów domaga się sekta apologetów Pinocheta i Rothbarda, UPR (wszystko co najgorsze w jednej partii ;-)).